19. Teraz jestem gotowy zdradzić moich rodziców

1K 79 5
                                    

To już jutro.

Ta jedna myśl ciągle siedziała mi w głowie. Nie ważne jak bardzo starałem się jej pozbyć, ona nie chciała opuścić mojej głowy.

Jutro, przeze mnie, zginą moi rodzice.

Dopiero teraz mam wątpliwości, chociaż to już nie ważne, ponieważ już jest za późno.

Wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

Zapas strzykawek pełnych wilkołaczej krwi.

Broń, aby spowolnić wampiry, ale nie żeby zabić.

Ludzie są gotowi.

Szykują Nialla do wypuszczenia.

Peter jest w siódmym niebie.

Hope kazała mi czekać. Powiedziała, że przyjdzie do mnie później, więc do tej pory starałem się czymś zająć.

Spojrzałem pod łóżko. Nic, tylko kurz.

Komoda. Tylko ubrania, które mi łaskawie podarowali.

Postanowiłem sprawdzić łazienkę. Otwierałem i zamykałem różne szafki, ale nic ciekawego nie znalazłem. Ręczniki, mydło, szampon. Apteczka? Otworzyłem ją i pierwsze co zobaczyłem to mały pojemnik z jakąś maścią. Powąchałem i stwierdziłem, że jest to maść z sproszkowanych kości smoka. Jest to bardzo rzadki, trudny do zdobycia i drogi produkt, dlatego zacząłem się zastanawiać, skąd oni go mają? Porzucając te myśli schowałem pojemnik do kieszeni z myślą, że może się przydać.

Spojrzałem znowu do apteczki i zobaczyłem bandaże nasączone krwią elfa, więc także schowałem je do drugiej kieszeni. Kolejną rzeczą w apteczce była odtrutka na wilkołaczą krew i ją schowałem w bucie, ponieważ była to mała fiolka. Ostatnią rzeczą był flakonik z ludzką krwią i go także schowałem.

Świetnie, teraz jestem też złodziejem. W sumie, to im się należało za porwanie mnie.

Schowałem apteczkę do szafki, tak aby nikt się nie zorientował, że coś z niej zniknęło. Zacząłem ponowne przeszukiwanie szafek i wtedy go zobaczyłem. Nóż. Ten sam, którym zrobiłem "test" z Hope. Spojrzałem w lustro ciągle, trzymając nóż w ręce, jednak wtedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi do pokoju, więc szybko odłożyłem nóż na miejsce i wróciłem do pokoju. Całe szczęście, to była tylko Hope.

- Hej - powiedziałem do niej, posyłając uśmiech. Odwzajemniła go.

Odkąd opowiedziała mi swoją historię, zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej.

- Hej - odpowiedziała, rzucając się na moje łóżko. Usiadłem obok niej.

- Peter nie nabiera podejrzeń przez to, że tak często u mnie przesiadujesz?

- Proszę cię - prychnęła - Jest zbyt zajęty Edenem.

- Chcesz powiedzieć, że oni są... - przerwałem, a ona pokiwała głową - No, no - zagwizdałem.

- Peter panikuje. Jakiś czas temu, Eden złapał wampirzą grypę. Wiesz, napił się krwi od człowieka, który miał w niej jaśmin - pokiwałem głową ze zrozumieniem - Całe szczęście, jutro będzie już w pełni sił.

- To chyba... dobrze? - zaciąłem się, przez co w duchu wymierzyłem sobie mentalne uderzenie w policzek.

- Wszystko w porządku, Harry? - widziałem w jej oczach troskę.

- Tak, po prostu... Ugh. Przeze mnie zginie dwójka osób, które dały mu życie. Nie było ono najlepsze, ale chociaż było.

- Oni zabili dużo osób. Źle traktują większość swojego ludu. Nie obchodzi ich nic innego niż ich własne tyłki.

- Wiem, jednak...

- Jednak co, Harry?

- Nie wiem! Zasługują na ten los, to oczywiste. Jednak nie zasługują, aby taki los sprawił im ich własny syn - z niewiadomych mi przyczyn poczułem na policzku coś mokrego. Chwilę mi zajęło zorientowanie się, że płacze.

- Och, Harry - powiedziała po czym mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, pociągając nosem.

Trwaliśmy tak jeszcze chwilę, jednak po chwili się odsunęliśmy.

- Podopieczny... - powiedziała to takim głosem, że nie mogłem na nią nie spojrzeć.

- Tak?

- Nic z tego, co się jutro stanie, nie będzie twoją winą. Prędzej czy później, ktoś by ich wydał, więc proszę, nie obwiniaj się.

Pokiwałem głową, a ona posłała mi uśmiech. Wzięła moją głowę w ręce, pochyliła ją i pocałowała w czoło ciągle się uśmiechając.

- Nie rób tego - powiedziałem zachrypniętym głosem.

- Czego?

- Tego.

- Czyli?

- Nie uśmiechaj się.

- Dlaczego?

- Bo nie zniosę tego, że to może być ostatni raz, gdy widzę ten uśmiech.

- O czym ty mówisz, Harry? - spojrzała na mnie z miną, na której widniało niezrozumienie.

- Nie jestem głupi i wiem, że gdy tylko moi rodzice zginą, Peter mnie zabije.

- Nie pozwolę na to - na jej zdecydowanie w głosie, mogłem się tylko słabo uśmiechnąć.

***

Hope wyszła pół godziny temu, ponieważ Peter ją wezwał.

Postanowiłem wziąć prysznic, więc ruszyłem do łazienki. Po skończonym prysznicu, stanąłem przed lustrem w samych bokserkach. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem znowu to samo.

Ciało księcia, którym już nie mogłem się dłużej nazywać. Postanowiłem coś zmienić, więc sięgnąłem do szafki po nóż. Chwilę się wahałem, jednak po chwili zacząłem odcinać nim moje długie loki. Po jakimś czasie, wokół mnie było mnóstwo moich włosów, a ja z zadowoleniem patrzyłem w lustro. Nie wyglądałem już tak bardzo jak książę, ponieważ książę miał gęste loki do ramion. Postać przed lustrem miała krótkie włosy, opadające teraz lekko na czoło. Uśmiechnąłem się, bo teraz jestem gotowy. Teraz mogę to zrobić.

Teraz jestem gotowy zdradzić moich rodziców.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz