14. Jak tam twoja ręka, Podopieczny?

1.4K 112 2
                                    

-Co postanowiłeś?- spytał Peter gdy trójką znaleźliśmy się w pokoju Stylesa. Spojrzałam na niego. Siedział na środku łóżka z zwieszoną głową. Wyglądał jakby już podjął decyzję, lecz w ostatniej chwili bił się z myślami. W końcu podniósł głowę i spojrzał na nas z bólem wypisanym w jego szafirowych oczach.
-Dobrze. Będę z wami współpracować. Tylko i wyłącznie dla dobra mojego przyjaciela.
-Cieszę się, że zmądrzałeś, Styles.- Peter podszedł do łóżka bruneta i wyciągnął do niego dłoń w niby przyjacielskim geście.-Witamy w naszych szeregach, Harry Stylesie.- zielonooki z wachaniem uścisnął jego dłoń.-Ja muszę coś teraz załatwić, więc Eden pójdzie ze mną, a Hope zostanie by cię przypilnować.
Po tych słowach we dwójkę wyszli tym samym zostawiając mnie samą z Stylesem.
-Wiesz co?- wzdrygnęłam się słysząc jego głęboki, zachrypnięty głos, gdyż wyrwał mnie on z zamyślenia.
-Nie wiem.- odpowiedziałam podchodząc i siadając obok niego opierając się o wezgłowie łoża. Dziwne. Odkąd zaczęłam myśleć, że jestem jego Opiekunką czuję się przy nim swobodniej.
-Myślałem, że będę czuć się gorzej wiedząc, że zdradzam swoją rodzinę, ale oprócz radości, że Niallowi nic nie będzie czuję... pustkę.
-Nie jesteś chyba zbyt związany z nią.
-Osoby, które naprawdę się mną przejmowały mogę policzyć na palcach dwóch rąk i jeszcze zostaną wolne miejsca.
-Myślałam, że jako książę jesteś rozpieszczany przez rodziców.
-Źle myślałaś. Rodzice mieli mnie w głębokim poważaniu.
-Przykro mi.
-To tak jak mi.
Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Aż w końcu on złamał ją pierwszy.
-Wciąż nie znam twojego nazwiska.- stwierdził z rozbawieniem w głosie.
-Evanlyn. Nazywam się Hope Evanlyn.
-Co? Z tej rodziny Evanlyn?
-Wyraź się dokładniej.
-Na zamku krążą legendy związane z tym nazwiskiem.
-Jakie legendy?
-Facet o nazwisku Evanlyn wkradł się do zamku nocą i zabił mojego dziadka i dwa tuziny straży sam się poświęcając. Lub kobieta o tym nazwisku uwiodła mojego wuja i ten się w niej szalenie zakochał. Gdy zaprosił ją do zamku na rodzinny obiad ona zabiła mi dwie ciotki, trzech kuzynów i nieszczęsnego wuja. Po tym sama zginęła. I jeszcze...
-Okay. Starczy mi legend o mojej rodzinie. A skoro już mówimy o zamkowych naukach.
-Avey?- spytał. Spojrzałam na niego z pytającym wyrazem twarzy.-Taka jest poprawna nazwa Opiekuna i Podopiecznego. Ich relacja nazywa się poprawnie Avey. Wczoraj myślałem nad tym i przypomniałem sobie o tym terminie.
-Och. Dobrze. Przypomniałeś sobie coś jeszcze?
-Nie. Wszystko co jest mi wiadome już ci powiedziałem.
-No dobrze.
-Mogę spytać kogo podejrzewasz o bycie twoim Podopiecznym?
-No nie wiem.
-Proszę. Jestem bardzo ciekawski i to zżera mnie od środka. Poza tym to ja powiedziałem ci większość. Należy mi się to.
-Serio musisz wiedzieć?- spytałam zrezygnowana.
-Tak.
-No dobrze. Podejrzewam, że moim Podopiecznym możesz być ty.- spojrzałam na niego. Jego twarz nie wyrażała ani zdziwienia, ani nawet chęci zaśmiania się z tego niedorzecznego pomysłu jak się spodziewałam. Tylko siedział i myślał.-Nie jesteś zdziwiony tym lub... cokolwiek?!
-Nie. Sam też nad tym myślałem.
-Naprawdę?
-Tak. Spójrz. Ty martwisz się gdy jestem na ringu lub każesz zając się mną po walkach czy dajesz mi dodatkową krew. Ja zaś czuję się przy tobie dziwnie bezpiecznie i komfortowo. Na przykład moje wyznanie o rodzinie. Normalnie czekałbym na spotkanie z Niallem, a tu wygaduje się tobie. To świadczy o pewnym zaufaniu co do twojej osoby.
-To ma sens. Naprawdę. Tylko... Jak to sprawdzić?
-Zazwyczaj to Opiekun orientuje się jako pierwszy. Wyczuwa ból swojego Podopiecznego lub jego emocje.
-Czyli musi cię coś zaboleć i ja muszę to poczuć by się o tym przekonać? I tyle?
-To jest takie łatwe ze względu na to, że Avey zdaża się bardzo rzadko.
-Dobrze, więc spróbujmy. Muszę cię uszczypnąć czy coś?
-Mam lepszy pomysł.
-Jaki?
-Musisz załatwić kilka rzeczy.
/$$$/
-Hej, Dustin!- zawołałam gdy tylko ujrzałam postać na korytarzu. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
-Czego chcesz?
-Potrzebuję kilku rzeczy.
-Jakich?
-Żyletka, zapalniczka i noż. Ostry i długi nóż.- uśmiechnęłam się niewinnie.
/$$$/
-Teraz przez twoje mordercze zachcianki będę uważana za dziwaczkę.- powiedziałam do Stylesa siedzącego na podłodze jego pokoju.
-Nie marudź tylko chodź tu.
Po kilku chwilach zaczynaliśmy nasz mały "test".
-Zaczniemy od tych łatwiejszych.- podniósł żyletkę.-Gotowa?
-Tak. A ty?
-Nic mi nie będzie. Okay. To zaczynamy.- przejechał metalowym przedmiotem kilka razy po lewym nadgarstku. Poczułam lekkie pieczenie na własnym. Z zdziwieniem spojrzałam w to miejsce ale nic tam nie było. Za to nadgarstek Stylesa wrócił do normy i o draśnięciach informowało troszkę zaschniętej krwi.-Poczułaś coś?
-Tak. Pieczenie na nadgarstku.
-Dobrze. Czas na nóż.- podniósł przedmiot.-To będzie bolało bardziej.- ostrzegł przykładając ostrze do brzucha. Skinęłam głową. Brunet przez chwile nie zrobił nic nim bez ostrzeżenia wbił nóż w brzuch i szybko wyciągnął. Z jego brzucha leciała krew, a w koszulce tkwiła dziura. Ja sama poczułam przeraźliwy ból w brzuchu. Przyłożyłam tam dłonie by poczuć ciepłą ciecz, która okazała się być krwią. Po kilku chwilach rana się zagoiła, a ból znikł.
-Teraz zapalniczka.- rozkazałam.
-Dobrze.- podniósł przedmiot i podstawił pod wewnętrzną stronę lewej dłoni. Wziął głęboki oddech nim odpalił mały przedmiot w dłoni. Na początku poczułam tylko lekkie ciepło pod dłonią. Później przemieniło się to w prawdziwy ból, a następnie w ból, ktory czuje osoba paląca się żywcem. Łzy zaczęły płynąć mi po twarzy gdy krzyczałam by Harry przestał. Kiedy tak się stało spojrzałam na swoją dłoń. Już zaczęła się goić. Usłyszałam cichy szloch i kiedy spojrzałam na bruneta moje serce się zatrzymało. Leżał na podłodze zwinięty w kulkę przyciskając do klatki piersiowej lewą dłoń. Przysunęłam się do niego. Gdy na mnie spojrzał powiedziałam:
-Jak tam twoja ręka, Podopieczny?

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz