26. Oh, Peter

919 82 4
                                    

Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze, jednak nadal miałam tę głupią nadzieję, że Peter pozwoli żyć Harry'emu. Cała nadzieja, jednak ze mnie uleciała z chwilą, gdy ten cały Damien, prowadził mojego bruneta w stronę mojego brata.

Czy ty właśnie nazwałaś Harry'ego swoim?

Nie teraz, gremlinku! - pomyślałam, stojąc naprzeciw Petera, udając, że nie słyszę chaosu za moimi plecami, gdy mieszkańcy wioski blokowali drogę rebeliantom.

- Hope... Nie myślisz racjonalnie! - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego brata.

- Mylisz się, Peter. Myślę całkowicie racjonalnie i wiem, że dobrze robię pozwalając Harry'emu żyć.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego sabotujesz mój plan? Dlaczego, siostro?

- Nie ma mowy, Peter. Nie weźmiesz mnie na rodzinę! Zgodzę się, że zabicie rodziców Harry'ego było słuszne - zauważyłam kątem oka, że zgiełk w tłumie zaczął się stopniowo uspokajać i teraz większość osób obserwowała wymianę zdań między mną, a Peterem - Jednak Harry nie jest niczemu winny. On sam chciał uratować tych ludzi, gdy tylko miał objąć tron!

Kilka osób wykrzyknęło coś w tłumie w znaku poparcia mnie.

- Czy ty siebie słyszysz?! Ktoś rzucił na ciebie klątwę! Hope, musisz się opanować! - w jego głosie wychwyciłam nutkę desperacji.

- Nikt nie rzucił na mnie klątwy, Peter. Zrozum to! Po prostu, przejrzałam na oczy.

Peter nie odzywał się dłuższą chwilę. Wpatrywał się w przestrzeń, nim powiedział ciche "Eden". Jestem pewna, że gdyby nie moje wampirze zmysły, nigdy bym tego nie usłyszała. Mój brat spojrzał na mnie przestraszony, z lekkim grymasem bólu na twarzy.

- Muszę tam iść. Tam jest Eden. Coś mu się stało. Coś się stało Edenowi - i chciał szybko ruszyć w stronę opuszczonej chaty, jednak tłum mu na to nie pozwolił. Blondyn warknął coś pod nosem.

- Pozwólcie mu! - krzyknęłam, doskonale wiedząc jakie to uczucie, gdy wiesz, że twojemu Podopiecznemu dzieje się coś złego, a ty nie możesz nic zrobić - Tam jest jego Podopieczny!

- Mam to gdzieś, dziewczyno! - krzyknął jakiś mężczyzna - Tam gdzieś jest Harry, a nie pozwolimy aby coś się stało temu chłopcu!

Tłum poparł go i ludzie, którzy stali najbliżej Petera, złapali go. Ten zaczął się wyrywać, jednak na nic się to zdało. Nie mogłam nic zrobić. Byłam bezsilna, przeciw wielkiemu, wściekłemu tłumowi. W pewnym momencie, Peter zaczął wrzeszczeć, a na jego skórze pojawiły się wielkie ślady po oparzeniach. Wampiry momentalnie się od niego odsunęły. Myślałam, że pogna do Edena, jednak ten tylko klęczał, krzycząc i płacząc. Wtedy zrozumiałam.

Eden nie żyje.

Nie mogłam w to uwierzyć. Eden nie żyje. Był moim przyjacielem. Był Podopiecznym Petera, który go kochał. Momentalnie, przerażona, zaczęłam szukać jakichkolwiek śladów u siebie, wiedząc, że Harry był z Edenem. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ ja nie miałam żadnych oparzeń, a to oznaczało, że Harry'emu nic nie jest.

Przerwałam moje rozmyślania, gdy usłyszałam dźwięk dławienia się. Przerażona spojrzałam w stronę Petera, który wymiotował krwią. W wampirzym tępie znalazłam się przy nim. Nie wiedziałam co mogłam zrobić. Tłum mieszkańców tylko stał i patrzył, nie robiąc nic. Podświadomie widziałam, że dla Petera nie ma już ratunku. Jego Podopieczny nie żyje, a to oznacza, że on sam niedługo umrze. Nie dopuszczałam, jednak do siebie tej myśli. Po chwili Peter upadł na plecy, ledwo oddychając. Nachyliłam się nad nim, czując łzy w moich oczach.

- Peter? Peter! Pet?! - zaczęłam trząść jego ramionami. Otworzył na chwilę oczy i spojrzał na mnie.

- Powiedz mi chociaż, dlaczego go uratowałaś? - wychrypiał.

- H-harry jest m-moim Podopiecznym - po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Na twarzy mojego brata pojawiło się zrozumienie przytłumione bólem.

- Mogłaś powiedzieć. Zrozumiałbym.

- Przepraszam, Pet. Naprawdę.

- Nie szkodzi. Będę tam gdzie rodzice i Eden. Będę czekał tam na ciebie.

- K-kocham cię - wychlipiałam, widząc, że jego oczy zaczęły się zamykać. Nie odpowiedział już nic. Wypuścił oddech i zamarł. Taki już pozostał. Zimny, sztywny, z otwartymi i brudnymi od krwi ustami, oparzeniami na ciele oraz na wpół otwartymi oczami. Martwy.

Momentalnie zaniosłam się płaczem. Wrzasnęłam, przykładając czoło do klatki piersiowej mojego brata. Nie zwracałam uwagi na ludzi wokół. Nie zwróciłam też uwagi na znane mi dłonie, znajdujące się na moich plecach. Nie zwracałam na to wszystko uwagi, ponieważ mój brat był martwy.

Oh, Peter.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz