25. Dopiero teraz zaczną się kłopoty

846 74 2
                                    

Kilka godzin później, Peter już rozłożył się na głównym placu wioski. Tam, gdzie zazwyczaj paliło się ognisko, stali moi rodzice, związani do siebie plecami, otoczeni drewnem, więc nie mogli się wydostać.

Musiałem stać z boku i patrzeć na to. Całe szczęście, obok mnie stała Hope, która miała mnie pilnować. Nie mogłem się do niej przytulić, jednak sama świadomość, że jest obok mnie, dodawała mi otuchy.

Zaczęło świtać, więc było dla mnie wiadome, że za chwilę mieszkańcy wioski wyjdą z domów, aby wziąć się za swoje codzienne obowiązki. Tak jak się spodziewałem, jako pierwsza wybiegła matka Amelii. Krzyczała imię córki tak głośno, że inne wampiry wyszły sprawdzić co się działo. Jednak chaos nie trwał długo. Wszyscy otoczyli nas zmrożeni, patrząc na scenę, odbywającą się przed nimi. Tylko matka Amelii pociągała nosem, rozglądając się w poszukiwaniu córki.

- Co się dzieje? - nareszcie któryś z mieszkańców, myślę, że nazywał się Philip, odważył się wyjść przed tłum. Peter, jakby tylko czekał na to pytanie, rozpromieniony wyszedł mu na spotkanie.

- Nic złego, mój drogi. Po prostu ja, Peter Evanlyn jestem przywódcą grupy rebelianckiej! Po latach nareszcie udało mi się osiągnąć swój cel. Już za chwilę ta dwójka - wskazał na moich rodziców, uśmiechając się szeroko - spłonie! A jest to możliwe dzięki pomocy ważnej osoby! Harry'ego Stylesa!

Jak na zawołanie wzrok wszystkich padł na mnie. Nie miałem odwagi spojrzeć im w oczy, więc spuściłem głowę w dół.

- Harry Styles, to dzięki niemu możemy tu teraz wszyscy razem stać. On wydał nam swoich rodziców. Brawa dla Harry'ego. No już! Brawa! - sam Peter zaczął bić brawo. Według mnie zachowywał się maniakalnie.

- Co zrobiłeś temu chłopcu?! - zwołał ktoś z tłumu i zaczął się przepychać na przód. Po chwili z tłumu wyszła Kara. Spojrzała gniewnie na Petera. Ta staruszka jest pełna werwy.

- Słucham? - Peter gapił się na nią otwarcie, nie rozumiejąc jej zachowania.

- Rozumiem czemu te dwójka się tu znalazła. Byli źli. Bardzo źli. Nie rozumiem, czemu Harry się tu znalazł i co mu zrobiłeś? Zniszczyłeś naszego chłopca!

Słowa staruszki wywołały poruszenie wśród tłumu. Wampiry, które dobrze mnie znały, zaczęły przekrzykiwać siebie nawzajem. Peter nic nie rozumiał z ich zachowania. Ja jednak miałem na ustach mały, dumny uśmiech.

- Cisza. Cisza! CISZA! - krzyknął Peter. Tłum zamilkł, czekając na to co miało się stać - Dobrze, a więc pomińmy te kłótnie. Czas na wydarzenie stulecia! Damien!

Jakiś szatyn bez słowa podszedł do niego i wyjął z kieszeni coś co okazało się zapalniczką. Blondyn ją odpalił i rzucił w nogi mojego ojca. Wcześniej nasączone jakimś alkoholem ze zbioru mojego ojca drewno od razu się zajęło ogniem. Już po chwili moi rodzice wrzeszczeli, cali pochłonięci ogniem.

Na placu panowała grobowa cisza. Nikt z tłumu nie odważył się odezwać. Nikt z rebeliantów także tego nie zrobił. Ja nie miałem nawet odwagi spojrzeć w płomienie. Moje spojrzenie było utkwione w butach. Czułem zdenerwowanie Hope obok mnie.

Całe przedstawienie trwało dla mnie wieczność, chociaż tak naprawdę było to około dwudziestu minut. Gdy uniosłem spojrzenie, ogień płonął, ale nie było w nim ani śladu po moich rodzicach.

- Moi drodzy - odezwał się Peter, odciągając uwagę tłumu od ognia - Pozbyliśmy się problemu. Króla i królowej Styles już nie ma!

Tłum zaczął wiwatować. Wiedziałem, że to dla nich wspaniała wiadomość. Pragnęli śmierci moich rodziców od dawna, więc nie dziwię się ich radości. Tłum zamilkł, gdy Peter znowu się odezwał:

- Jednak! Jednak to nie jest koniec atrakcji na dzisiaj. Damien, czyń honory.

Szatyn kiwnął głową, kierując się w moją stronę. Poczułem jak Hope spięła się cała obok mnie. Szarpnął mnie za ramię, ciągnąc do miejsca, w którym stał Peter. Wśród tłumu zaczęły się szepty.

- Dzisiaj pozbędziemy się dwóch problemów. Wiem, że go wprost wielbicie, jednak wierzcie mi na słowo, to wyjdzie wszystkim na dobre! - z tymi słowami chciał mnie pchnąć do ognia, jednak przeszkodziło mu w tym głośne warknięcie. W następnej chwili Peter został odtrącony ode mnie. Teraz przestrzeń między mną, a blondynem zajmowała Hope. W tłumie wybuchły głośniejsze szepty. Peter patrzył się na brunetkę w szoku, zresztą tak jak pozostali na placu.

- Zostaw. Go - wycedziła Hope przez wampirze kły, które zdążyły się wysunąć.

- Hope? O co chodzi? Co ty wyprawiasz?

- Bronię go.

- Widzę. Powiedz mi tylko, dlaczego?

- To nie jest ważne. Harry - spojrzała na mnie przez ramię - idź do tłumu. Weź tamtą kobietę i zabierz ją do Nialla i Amelii. Edena zostaw.

- Hope! - krzyknął Peter, próbując podejść do niej, jednak ta syknęła tylko na niego.

- Teraz, Harry!

Pokiwałem tylko głową i w wampirzym tempie znalazłem się obok matki Amelii. Słyszałem jeszcze tylko, że ludzie Petera chcieli iść za mną, jednak tłum nie pozwolił im przejść. Zanim oboje ruszyliśmy do opuszczonej chaty, w mojej głowie zawitała jedna myśl:

Dopiero teraz zaczną się kłopoty.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz