Rozdział 18

6.3K 271 47
                                    

William

Nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem z taką prędkością. Wydaje mi się, że nawet zwiewając przed gliniarzami dzisiejszej nocy nie naciskałem tak mocno pedału gazu jak w tym momencie. Miałem do pokonania niecałe trzydzieści mil. W normalnych warunkach zajęłoby mi to około godzinę jednak biorąc pod uwagę, że właśnie był środek nocy, to większość dróg pozostawało kompletnie pustych, znacznie ułatwiając mi zadanie.

Po dotarciu na miejsce wysiadłem z samochodu, zabierając ze sobą wyłącznie broń i telefon, a następnie natychmiast ruszyłem w stronę kamienicy. Zrezygnowałem z czekania na windę i postanowiłem jak najszybciej wbiec po schodach na trzecie piętro.

Zbliżając się coraz bliżej ostrożnie wyjąłem broń, żeby w razie potrzeby spoczywała w mojej ręce. Mimo tak później pory byłem w całkowitym stanie świadomości i gotowości na każdą ewentualność. Dzisiejsza akcja zdecydowanie rozbudziła mnie do takich sytuacji.

Jednak docierając na korytarz, a następnie podchodząc pod numer jej mieszkania nie dostrzegłem ani jednego śladu żywej duszy.

– Clare, to ja William! – krzyknąłem, podchodząc bliżej drzwi.

Nie otrzymałem, żadnej odpowiedzi.

Postanowiłem nawet zapukać, lecz również nic. Zacząłem lekko się denerwować, że kobiety może już nie być w środku. Bo co jeśli ktoś zdążył zrobić jej krzywdę, pod moją przydługą nieobecność?

Spojrzałem szybko na swój telefon w nadziei na połączenie lub chociażby krótką wiadomość, ale również nic. Ani słowa. Pod wpływem emocji nerwowo chwyciłem za klamkę i zacząłem nią gwałtownie szarpać, ale tak jak podejrzewałem drzwi były zamknięte. Nie myśląc więc ani chwili dłużej z pełnym impetem kopnąłem w drzwi, które bez większego oporu się otworzyły. Zawiasy ewidentnie nie były pierwszej świeżości, a ja zdecydowanie nie polepszyłem sytuacji. Jednak w tym momencie to nie było ani trochę ważne.

Przekroczyłem próg, dostając się do środka. Wewnątrz panowała kompletna ciemność i cisza. To było dość niepokojące. Delikatnie zamknąłem drzwi, które w tym momencie ledwo co trzymały się na miejscu, a następnie zacząłem rozglądać się po całym pomieszczeniu. Zdawało się, że nikogo nie ma w środku. Na szczęście nie zauważyłem również żadnych śladów włamania bądź czegoś znacznie gorszego. A to już był poniekąd dobry znak. Jednak zaledwie parę sekund po tej myśli usłyszałem donośny kobiecy pisk, a Clare pojawiła się wprost przede mną z... Z patelnią w ręku.

Co jest kurwa... To musi być jakiś zły sen.

Przetarłem oczy, niedowierzając w to co właśnie zobaczyłem. Clare wyglądała tak abstrakcyjnie, stojąc przede mną w tej swojej jasnoniebieskiej piżamce w gotowości do ataku. Przysięgam, że o mało nie padłem ze śmiechu.

– I z czego ty się tak śmiejesz? – spytała ze złością, a następnie zapaliła delikatne światło. – Prawie dostałam przez ciebie zawału – dodała, ledwo łapiąc oddech, po czym złapała się za serce.

– Czy ty już do reszty zgłupiałaś? – rzuciłem jej pretensjonalne spojrzenie. – I niby co takiego chciałaś z tym zrobić? – parsknąłem, spoglądając najpierw na patelnię w jej ręku, a następnie z powrotem wprost na nią, wciąż nie mogąc się opanować.

Po prostu nie potrafiłem wziąć tej sytuacji na poważnie.

– Ja... ja myślałam, że to ten facet! – wykrzyczała z ogromną irytacją.

– To ja pędzę tu jak wariat w samym środku nocy. A co zastaję? – złapałem się za głowę dodając jeszcze więcej komizmu tej całej sytuacji. – Półnagą, wrzeszczącą kobietę z patelnią w ręce. Wprost wybornie – prychnąłem ze śmiechu.

Deliverance - Edevane Brothers 1Where stories live. Discover now