Rozdział 17

7.1K 269 26
                                    

William

Minął ponad tydzień od tego cholernego balu i od tamtej pory nie miałem żadnego kontaktu z Clare. Nie odezwałem się, mimo tego, co jej obiecałem. Nie zadzwoniłem. Nie napisałem. Nie poszedłem nachodzić jej w pracy. Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy. A to wszystko dlatego, że stwierdziłem, że tak będzie znacznie lepiej.

Ostatnim razem kiedy się widzieliśmy, o mało nie przekroczyłem wyraźnie wyznaczonej przez nią granicy. I przyznaje, że dosłownie sekundy dzieliły mnie od tego ruchu. Jednak skoro ostatecznie zdołałem wykrzesać z siebie resztki zdrowego rozsądku postanowiłem, że właśnie tak powinno zostać. Wracałem do normy. Do swojej rutyny. W moim świecie nie było miejsca na takie rozpraszacze. Często chwila nieuwagi mogła skończyć się tragicznie. A ja potrzebowałem mieć czystą głowę, aby w spokoju zająć się swoimi interesami.

Wraz ze Scottem właśnie przygotowywaliśmy się do nocnej dostawy broni. Wszystko musiało być bezbłędnie zaplanowane. Tu nie było miejsca na żadne wypadki czy niedociągnięcia. Nasi zaufani ludzie odebrali artylerię składającą się z broni krótkich oraz łusek i pocisków wczorajszej nocy. Część towaru znajdowała się w naszych prywatnych kontenerach, a pozostała spoczywała w katakumbach jednego z pobliskich kościołów w Dover. Nawet nowicjusze w tym biznesie doskonale wiedzieli, że nie należało trzymać całego towaru razem. To byłoby zbyt ryzykowne.

Naszym zadaniem natomiast było dokładne przejrzenie zamówienia oraz dopilnowanie, aby dostawa mogła prawidłowo opuścić miejski port. Zazwyczaj ze Scottem byliśmy tylko obserwatorami, mającymi za zadanie dopilnować wszelkich formalności, ale nieobecność Ashera i jego ludzi znacznie dołożyła nam roboty.

Nie, żebym na to narzekał. Chcąc czy nie chcąc trochę mi tego brakowało. Tej nutki adrenaliny i niepewności. Tego czegoś, co byłoby kompletnym przeciwieństwem mojego aktualnego życia. Zaczynałem wręcz tęsknić za czasami kiedy właśnie to było moim głównym zajęciem. Nic mnie nie trzymało. Nikt niczego ode mnie nie wymagał. Byłem wolny. I mogłem robić to, co tylko chciałem.

Jednak teraz w moim życiu liczyły się tylko i wyłącznie koneksje, wpływy oraz pieniądze. A ja, zamiast tułać się nocami po niebezpiecznych portach, spędzałem wieczory na śmiesznych balach. Zamiast zabawiać się z przypadkowymi kobietami w przeróżnych klubach, zacząłem uganiać się za jedną. Studentką, a co lepsze moją pracownicą. To było wręcz niedorzeczne. To nie byłem ja.

Należało jak najszybciej odbębnić tę farsę i zapomnieć, że kiedykolwiek coś mnie z nią łączyło. A to wszystko wyłącznie dla jej dobra. Gdyby tylko wiedziała z kim tak naprawdę ma do czynienia sama uznałaby to za najlepszą opcję. Już raz widziałem jej strach wywołany moim widokiem z bronią w ręku. I za cholerę nie chciałem ponownie tego powtarzać. Nie chciałem, żeby patrzyła na mnie z przerażeniem,  tymi swoimi pięknymi, niewinnymi oczami w takim stanie. Bo to właśnie wtedy byłem najbardziej podatny i skłonny posunąć się do niemoralnych czynów. Ona powodowała, że byłem w stanie bez zawahania zabić każdego kto, chociażby krzywo by na nią spojrzał, nie mówiąc już nawet o niczym więcej. A pod żadnym pozorem, nie chciałem, żeby odkryła jakim potworem potrafiłem być tak naprawdę. Kimś bezdusznym, kimś bez serca. Kimś nieodpowiednim dla takiej osoby jak ona.

Byłem w pełni świadomy, że nie mogłem dłużej traktować jej jak przypadkowej, nic nieznaczącej kobiety. Ona zdecydowanie nie była kimś takim. Nie zasłużyła na to.

Zaczynałem zachowywać się dokładnie tak samo jak mój brat, mimo że od zawsze powtarzałem, że nigdy się tak nie stanie. To było absurdalne. Najpierw namieszałem jej w głowie, a następnie nie dawałem żadnych znaków życia. I, mimo że to mogło wydawać się dość okrutne to właśnie tak musiało pozostać. Nasze spotkania musiały pozostać utrzymane tylko w ramach układu. Ja odbębnię ten straszny obowiązek, a ona zyska pokaźną sumę środków. Tak. Zdecydowanie to będzie najlepsze rozwiązanie.

Deliverance - Edevane Brothers 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz