Rozdział 7

7.2K 282 19
                                    

William

Następnego ranka obudziłem się dość wcześnie z lekkim bólem głowy. Wczorajszy dzień zdecydowanie nie będzie należał do jednego z moich ulubionych. Myśli o moim bracie, który przez resztę wczorajszego wieczoru nie spuszczał Clare z oczu, mnie dobijały. I to niby ja pożerałem ją wzrokiem? W takim razie co robił mój brat?

Doskonale wiedziałem, że nie zależy mu na tej dziewczynie, ale sposób, w jaki na nią patrzył... dobrze znałem ten wzrok. Ash uwielbiał czuć kontrolę, kiedy pogrywał z kobietami. Odczuwał wtedy ogromną satysfakcję i dostarczał sobie niezłą dawkę zabawy. Tyle, że później te dziewczyny najczęściej kończyły z płaczem.

Nie, żebym jakoś zbytnio chciał go oceniać, jednak sam starałem się nie doprowadzać do takich sytuacji. Nigdy nie szukałem, ani nawet nie chciałem wchodzić w żadną relację. Byłem wychowany w przekonaniu, że związki są bezużyteczne. Chyba że zawiera się je z powodu korzystnych interesów. Tylko takie życie znałem. Nie było mowy o żadnych uczuciach czy już broń Boże o miłości. To słowo w tym znaczeniu u nas nie funkcjonowało. Miłością mogło się darzyć rodzinę, ale na pewno nieprzypadkową kobietę.

Kiedy mój ojciec, wydał swoją jedyną córkę, moją siostrę za człowieka, którego ledwie znała, coś we mnie pękło. A to wszystko tylko i wyłącznie po to, żeby zdobyć trochę pieniędzy i zyskać poparcie ludzi ze stowarzyszenia. Jeszcze bardziej znienawidziłem ojca.

Jednak w sprawie mojej siostry nie byłem w stanie zrobić kompletnie nic. Po jej wyprowadzce, przez miesiąc co wieczór dzwoniła do mnie z płaczem. A ja niemal czułem, jak w drobny mak łamało mi się serce, którego już praktycznie nie miałem. I być może nie byłem święty, ale od tamtej pory przysiągłem sobie, że nigdy celowo nie skrzywdzę w taki sposób żadnej kobiety. Żadnej nie skaże na życie u mego boku. Bo doskonale wiedziałem, że w sprawach uczuć, nie miałem zbyt wiele do zaoferowania. W naszym rodzinnym domu nikt nie przelewał zbytnich czułości. Rodzice od maleńkości wpajali nam, że jesteśmy lepsi od innych i że najważniejsze jest utrzymanie swojej pozycji za wszelką cenę. Po trupach do celu. I właśnie w taki sposób gdzieś w trakcie dorastania zacząłem gubić samego siebie. Powoli i stopniowo. Kawałek po kawałku. Codziennie spoglądałem w lustro z resztkami nadziei, szukając śladów po dawnym mnie.

Jednak niczego nie znalazłem. Zupełnie niczego.

Rodzice doszczętnie zniszczyli zarówno mnie jak i moje postrzeganie świata. Mimo że pozornie miałem zupełnie wszystko – rodzinę, pozycję, pieniądze, interesy i wysokie wykształcenie. To prawda była taka, że w rzeczywistości nie miałem zupełnie nic.

Kiedy moja starsza siostra wyszła za mąż za tego dupka, którego imię nawet nie przechodziło mi przez gardło, a ja skończyłem dziewiętnaście lat, postanowiłem stworzyć coś własnego. Byle by tylko nie być skazanym na pracę u boku ojca. I zdecydowanie mi się udało.

Właściwie to czułem ogromną satysfakcję, że w tak młodym wieku osiągnąłem to czego on już nigdy nie zdoła.

Biznes pod moim nazwiskiem znacznie się rozrastał i na ten moment działałem już w przeróżnych dziedzinach. Miałem pod sobą sztab sprawdzonych ludzi, którzy byli wręcz idealnie dobrani do swoich stanowisk.

A w moim interesie było to niezwykle ważne. W mediach słynąłem głównie z posiadania przeróżnych nieruchomości. Luksusowe hotele, najlepsze restauracje, parę biurowców oraz kilka fabryk sportowych samochodów. I chętnie pozostałbym wyłącznie przy tych branżach. Jednak było coś jeszcze. Coś, na czym właściwie zbudowałem swoją karierę. I nie byłem z tego powodu do końca dumny. A mianowicie miało to związek z szeroko pojętą produkcją oraz przemytem broni.

Co prawda, na dzień dzisiejszy razem ze Scottem działaliśmy już tylko jako wspólnicy mojego brata w tym interesie. Sami nie prowadziliśmy oddzielnych działalności w tym obszarze. Dlatego nie byłem w żaden bardziej znaczący sposób połączony z tymi akcjami. Przynajmniej w formalny sposób. I przyznaje, że było mi to bardzo na rękę. Pozostawałem raczej kimś w rodzaju tymczasowego doradcy, osoby w cieniu. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Bywały chwile, kiedy chciałem zupełnie się od tego odciąć, jednak to nie było takie proste. Ta adrenalina i lekko ryzykowny styl życia był dość uzależniający. I, mimo że moja przeszłość już dawno przestała pukać do moich drzwi, to zdarzały się momenty, że nie dawała o sobie zapomnieć. A na pewno, nie w pełni.

Reszta osób z naszej społeczności, również często maczała palce w nieczystych interesach. Narkotyki, alkohol, tytoń, płatni zabójcy i wiele innych. Było tego dość sporo. Jednak żaden z członków zbytnio się z tym nie obnosił z oczywistych względów. Sam nigdy nikomu się nie chwaliłem w ilu branżach tak właściwie działałem. Nikt nie musiał wiedzieć co tak właściwie było a co nie było moją własnością w tym mieście. To dawało mi znaczną przewagę. A w tym podstępnym środowisku było to bardzo potrzebne. Niewątpliwie gwarantowało to poczucie bezpieczeństwa, tym bardziej teraz gdy liczba moich domniemanych wrogów mogła się zwiększyć.

Jednak całą sytuację miałem w pełni pod kontrolą. Zresztą jak zawsze. Mój system ochrony był niemal nieskazitelny. Poza tym miałem dość pokaźną ilość ochroniarzy w mojej rezydencji. Albowiem ostrożności nigdy za wiele.

Wiedziałem, że dzisiejszy dzień spędzę praktycznie w całości na pracy. Po mojej nieobecności nagromadziło się wiele spraw, które wymagały mojego nadzoru. Nie, żebym narzekał, lubiłem takie dni. Mogłem w zupełności poświęcić się pracy. A w związku z chwilową nieobecnością mojego brata wiele spraw spoczywało w moich rękach. Przynajmniej nie musiałem myśleć o innych durnotach, które ostatnio dość często zaprzątały moją głowę.

Po zakończeniu wszystkich naglących spraw postanowiłem również odwiedzić mój klub. Rzecz jasna czysto w biznesowych sprawach. Przecież od czasu do czasu ktoś musiał nadzorować to miejsce. Nieważne, że do tej pory większość spraw załatwiałem wyłącznie za pośrednictwem mojej asystentki. Dodatkowo wcale, ale to wcale nie zerknąłem zupełnie przypadkowo na grafik, żeby sprawdzić, kto pracuje tego wieczoru. To nie byłoby w moim stylu. Prawda?

Jednak w związku z tym, że mój brat wyjeżdżał w interesach do Paryża, to kto mógłby mnie powstrzymać przed działaniem? Nawet jeśli było ono totalnie infantylne i nieprzemyślane.

Deliverance - Edevane Brothers 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz