19. Wszystkie drogi prowadzą do...

5.7K 360 289
                                    

Shade

HUJ (To wiadomość do was od Zosi, która robi korektę). Przekazuję :)

Nienawidziłem, gdy moja rodzina była pokłócona.

Przetarłem twarz, obserwując jak Evangeline, tak samo jak nasz syn, zginęła na pierwszym piętrze za ścianą. Zauważyłem, że miała łzy w oczach. Byłem pewien, że właśnie weszła do łazienki lub pod kołdrę i nie przestawała płakać.

To miał być nasz weekend, tydzień, miesiąc. A zmienił się w jedną wielką katastrofę, choć właściwie nie byłem pewny, dlaczego.

W spokoju posprzątałem ze stołu, zbierając swoje myśli. Dopiero wtedy doszło do mnie, jak wielka cisza panowała w moim mieszkaniu. Wcześniej nie przeszkadzała mi aż tak bardzo. Zaledwie po dwóch dniach z nimi zacząłem dostrzegać, jak wiele mi brakowało.

Zgasiłem światła i ruszyłem na górę. Zatrzymałem się na chwilę przy sypialni, nasłuchując czegokolwiek. Evangeline spała albo po prostu przestała płakać. Zacisnąłem szczęki. Skierowałem się w stronę pokoju Cadena, uprzednio pukając.

Zauważyłem, że brunet siedzi na moście z pętli, który był jednym z elementów jego ogromnego łóżka, przypominającego samochód. Chciałem zaszaleć i połączyć poszukiwacza przygód, mechanika i dinozaury. Był zachwycony. Jednak nie w tamtym momencie.

Caden głaskał psa, mając opuszczoną w dół twarz. Nie zwrócił na mnie uwagi. Po prostu mnie ignorował. Powoli wszedłem na górę i usiadłem obok niego. Nie odzywałem się, czekając czy nie wyrazi on takiej chęci jako pierwszy.

— Nie wiem, co się stało, ale… — Zaczął wstawać, jednak przyciągnąłem go do siebie i zamknąłem w mocnym uścisku. Na początku zaczął się wyrywać, ale po chwili się uspokoił. — Masz rację. Źle zacząłem. Oboje z mamą bardzo cię kochamy.

— Mama nie.

— Dlaczego tak myślisz?

— Powiedziała, że jestem problemem. — Zmarszczyłem brwi. — A potem jeszcze, że nie chce dla mnie braciszka, bo to problem. I nigdy go nie chce.

— Tak powiedziała? — Gdy pokiwał głową, wziąłem głęboki wdech, otaczając go mocniej ramieniem. — Na pewno źle dobrała słowa, a ty coś źle zrozumiałeś. Twoja mama bardzo cię kocha, Cad. Naprawdę.

— Troszczy się o ciebie, mówi ci, że cię kocha, tuli cię do snu, daje słodycze, chociaż nie powinieneś ich jeść. — Zrobił naburmuszoną minę. — Nie daje ci na siłę ryby i brukselki. — Delikatnie szturchnąłem go ramieniem. — Robi to, o co poprosisz, nie wkurza się na ciebie…

— Wkurza! Ostatnio powiedziała, że nie mogę chodzić po stole. — Uniosłem brew.

— Myślisz, że zrobiła to po to, żeby cię wkurzyć?

— No wkurzyłem się, więc… — Spojrzał na moją minę. — A ty co myślisz?

— Myślę, że bała się, że możesz upaść na głowę albo coś sobie złamać. A przez to bardzo byś cierpiał. A tego żadne z nas nie chce. — Zmarszczył brwi.

— A jak wyjaśnisz to, że nie chce dla mnie brata? Ani nawet tej… siostry. — Prychnął.

— A powiesz mi, co powiedziała? — Zaczął bawić się rękawem piżamy, tak samo jak w zwyczaju miała Evangeline.

— Że nie chce dodatkowego dziecka, bo już teraz są ze mną problemy, jeśli o was chodzi. Nie rozumiem. — A ja bardzo dobrze rozumiałem.

— Słuchaj… Ciocia Megan będzie miała dzidziusia… — Na moje słowa krzyknął i zaczął skakać po moście, który delikatnie się przez to bujał. Scooby patrzył na niego, mierząc go wzrokiem. — Będziesz musiał być super opiekunem. Jeśli ci się spodoba i spełnisz zadanie, to do tego wrócimy, dobrze? — Pokiwał ochoczo głową.

SalvationWhere stories live. Discover now