7. Pan Grey

7.6K 346 972
                                    


Nienawidzę świąt, więc nie będę życzyć Wam wszystkiego najlepszego. Ale życzę Wam, żeby przyszedł do Was Shade przebrany za Mikołaja.

Shade

- Mamusiu, mówiłaś mi, że moje loczki są wyjątkowe, a ten pan ma takie same!

Byłem pewny, że widziałem z nią to dziecko już ostatnim razem w parku, ale wtedy wydało mi się to dziwnie nierealne. Tym razem miałem potwierdzenie, że to była ona. Zaciśnięta szczęka Evangeline ze słowami chłopca mówiła mi tylko jedno.

Ona miała syna.

Syna, który wyglądem kropla w kroplę przypominał mnie.

Jedynym logicznym wytłumaczeniem mógłby być romans z moim ojcem, ale to nie wchodziło w grę, więc...

- Mamo? - Brunet pociągnął blondynkę za rękaw jej koszulki. Kobieta jakby wyrwała się z letargu i skierowała wzrok na dziecko. Jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Otworzyła je, ale nie wiedziała, co powiedzieć.

Sam nie wiedziałem. Po prostu gapiłem się na swoją małą kopię, która wyglądała, jakbym ożywił siebie ze zdjęcia z dzieciństwa.

- Ile masz lat? - zapytałem chłopca, który spojrzał w moją stronę, nadal trzymając matkę za rękę.

- Prawie...

- To nie jest twoja sprawa - wcięła się i ruszyła przed siebie, szturchając mnie ramieniem. Złapałem ją za jej wolną dłoń i przytrzymałem w miejscu.

- To zdecydowanie jest moją sprawą - syknąłem, ale to chyba przestraszyło chłopaka, bo spojrzał w moją stronę dziwnym wzrokiem.

- Mama mówi, że jak ktoś syczy, to nadal sepleni. Pan brzmi teraz, jakby seplenił.

Tak gdybym się jeszcze zastanawiał, czy to mój syn... Nie wiedziałem, co mogę mu odpowiedzieć. Właściwie to chciałem, ale przez szok nie byłem w stanie ułożyć żadnej riposty.

- Cztery? - zapytałem chłopca, na co on spojrzał na mnie, a potem na matkę. Przez cały czas trzymałem dłoń na ciele blondynki, które pozostawało napięte.

- Najpierw niech pan powie, jak ma na imię. - Blondynka zamknęła oczy na kilka sekund, a przy tym zwilżyła usta językiem. Była na przegranej pozycji.

- Shade. - Oczy małego bruneta zaświeciły się. Musiał już słyszeć moje imię. Nie do końca wiedziałem, czy to dobry znak.

- Aha. - Spojrzał na mamę i zmierzył mnie wzrokiem. - Mam cztery latka i chyba musimy już iść. Do nie zobaczenia, proszę pana. - Pociągnął Evangeline tak samo, jak ona wcześniej jego. Stałem przez chwilę w miejscu, próbując połączyć każdy z faktów.

Jedyne, co przebijało się w mojej głowie, to gonitwa myśli, a każda kolejna doskwierała mi jeszcze bardziej niż wcześniej.

Kurwa, co? Miałem syna? Kurwa. Miałem syna. Ja.

Kurwa.

- Evangeline... zatrzymaj się.

Nie straciłem nadziei na to, że mnie wysłucha, a właściwie posłucha. A tak naprawdę w obecnej sytuacji, to ja powinienem być tym, który będzie słuchał. Mój świat i ostatnie cztery lata w jednej chwili dosłownie pękły. Nic z tego nie rozumiałem. Nie miałem pojęcia, jak i co właściwie się stało. A jej postawa zdecydowanie nie sprawiała, że czułem się lepiej. Lub cokolwiek rozumiałem.

Odwróciłem się powoli, mając nadzieję, że ją tam spotkam. Klęczała obok syna, mówiąc coś w jego stronę. Brunet pokiwał głową i wziął od niej batona, którego wyjęła z torebki. Usiadł na ławce niedaleko nas i nie spuszczał ze mnie wzroku. Blondynka wstała i wyprostowała się, odwracając się w moją stronę. Widziałem, jak jej piersi gwałtownie unoszą się w górę, a głowa dumnie podnosi.

SalvationWhere stories live. Discover now