13. Nie każdy dzień kończy się dobrze

7.8K 386 743
                                    

Evangeline

Chociaż Shade kazał mi zjawić się w jego biurze rano, ja tego nie zrobiłam. Czekałam, aż to on mnie zawoła. Jednak przez cały dzień nic się nie wydarzyło. Shade szykował zemstę i pułapkę, choć nie byłam jeszcze pewna, jakiego rodzaju. Wiedziałam jedynie, że finalnie uda się mu wyciągnąć ze mnie prawdę.

— Pieprzony frajer. — Rzuciłam na szklane biurko dokumenty związane z najnowszą budową. Tylko dlatego, że Shade był dwa stanowiska nade mną, mógł kazać mi robić co tylko chciał i zwalać na mnie te obowiązki, które były najnudniejsze. Miałam dość tego, że on tylko siedział, a ja musiałam zapieprzać od rana do nocy. A właściwie czasami i w samym środku nocy. A gdy zadzwonił, musiałam jechać tam, gdzie kazał lub z czym chciał, bo inaczej mógł zagrozić mi zwolnieniem. Najgorsze było to, że miałam za sobą Harry'ego, ale jeżeli skompromitowałabym siebie i jego firmę, to on też nie byłby zadowolony. A moje relacje z Cadenem zdecydowanie nie mogły mnie w tym uratować.

Uciekłam od Shade'a, ale on i tak mnie znalazł.

Zdjęłam czarną marynarkę i rozpuściłam włosy z koka. Przeczesałam je palcami, ruszając do jego gabinetu. Nie miał podstaw, żeby mnie zwolnić, a to był koniec mojej pracy na dziś. Mogłam iść się kłócić z tym popieprzonym frajerem, którego tak bardzo nienawidziłam. Poza nami nie było nikogo więcej na piętrze, więc zapowiadało się niezłe rozładowanie emocji.

Chciał, żebym to ja do niego przyszła. Dlatego mnie nie wołał. Byłabym pewna, że gdyby nie mój ruch, zostałoby tak na długo. Jednak nasze gry nie bawiły mnie już tak bardzo.

Poprawiłam sukienkę i weszłam do gabinetu, nawet nie pukając. Shade musiał przeglądać jakiś dokument, ponieważ używał tylko myszki, a drugą dłoń miał ułożoną w pięść pod brodą, na której widniał ciemny zarost.

Tylko na chwilę zawiesiłam wzrok na jego tatuażu czarnej róży. Była podobna do tej, którą dał mi na naszej pierwszej randce za czasów liceum.

— Coś się stało? — mruknął pod nosem, nie podnosząc nawet wzroku z laptopa w moją stronę. Nie odpowiedziałam od razu. Popłynęłam wzrokiem na miasto, które było widać przez ogromne okna w jego gabinecie. Oprócz innych wieżowców, mogłam zobaczyć rzekę oraz niedaleki park. Nie przyznałabym tego na głos, ale widok, a tym bardziej popołudniowa pora dnia, sprawiały, że całe biuro miało niesamowity klimat.

— Tak. Stało się. — Stanęłam przed jego biurkiem, unosząc brew. Mężczyzna wziął głęboki wdech, a jego mimika twarzy zmieniła się ze znudzonej w zaintrygowaną.

— W takim razie, słucham. — Odchylił się na fotelu i luźno rozsiadł. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, który wydawał mi się dziwnie znajomy, ale nie byłam pewna, skąd. — Mam zaledwie pięć minut, panno Pierce. Proszę się streszczać.

— Nie jestem twoją cholerną sekretarką, Grey. — Na jego ustach pojawił się leniwy uśmiech. — A tym bardziej asystentką. Nie będę robić ci kawy ani uzupełniać pieprzonych tabelek w excelu, bo ty tak chcesz. Nie będę odwalać roboty twojej firmy, jeżeli jestem tu tylko przez pewien projekt.

— Podpisałaś umowę.

— Podpisałam umowę dotyczącą współpracy między naszymi firmami...

— Twojego chłopaka, a moją. Nie naszymi. — Postanowiłam puścić jego uwagę mimo uszu. — Na pewno czytałaś uważnie tę umowę? — Uniósł brew, ale wiedziałam, co kombinuje.

— Tak, i twoje gierki na mnie nie działają. Miałam pomóc przy współpracy tutaj, na miejscu, a nie w Forks czy gdziekolwiek indziej. A to, jakie zadania mi przypisałeś, zdecydowanie nie mają nic wspólnego z tym, co było w tej umowie lub jest adekwatne do tego projektu.

SalvationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz