Rozdział 11

260 53 73
                                    

Jeśli tu powinny być jakieś TW, proszę dajcie mi znać, bo już sama nie jestem pewna!

W każdym razie tak: Wattpad mnie poniósł, I am very sorry XD Wszelki feedback zajebiście potrzebny!

****************************************************************************************

Z rana jakoś żadna z nas nie miała ochoty iść na śniadanie, ale musiałyśmy coś jeść i tym samym, zwlekłyśmy się z łóżek. Nawet Paula nie nałożyła makijażu i tylko związała włosy w kitkę.

Noc nie należała do wesołych. Aneta płakała jeszcze długo po tym, jak się położyłyśmy, a ja nie mogłam spać, tak ściskało mi się serce. Przypominałam sobie jednak dźwięk, jaki wydała twarz Karola w zderzeniu ze stolikiem i tylko to przynosiło mi spokój.

Nie wiem, o której w końcu zasnęłam, ale idąc na śniadanie, czułam się jak zombie. Pewnie jak zombie też wyglądałam. Zawsze próbowałam trzymać zbilansowaną dietę, ale dzisiaj miałam to gdzieś. Byłam głodna i całkowicie wytrącona z równowagi. Nałożyłam sobie na talerz bekonu, jajek, croissantów, fasolki i nawet jakiś kiełbasek, które wyglądały, jakby były wykąpane w tłuszczu. Kawę zrobiłam sobie z mlekiem i cukrem, chociaż normalnie pijałam ją czarną. Potrzebowałam kalorii i czegoś, co postawi mnie na nogi.

Kiedy jednak usiadłam przy stole i spojrzałam w twarz Anety, zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem głodna. Wmusiłam w siebie jednak kawę, bekon i jajka, a potem zaczęłam skubać croissanta.

- Śniło wam się coś? - zapytała Tekla, najwyraźniej przekonana, że powinnyśmy chociaż udawać, że wszystko jest w normie.

Aneta pokręciła głową.

- Miałam jakieś koszmary - przyznała Paula, mieszając w swoim jogurcie. - Śniło mi się, że moja eks pojawiła się w szkole, miała taką jakąś laleczkę voodoo i dźgała ją szpilkami, a ja czułam ból.

- Myślisz, że chciałaby tak zrobić w prawdziwym życiu? - zapytałam.

Paula pokiwała głową.

- Bardzo prawdopodobne.

Przy stoliku ponownie zapadła cisza, a ja poczułam, że ktoś się we mnie wpatruje. Uniosłam wzrok znad talerza i rozejrzałam się po sali śniadaniowej tylko po to, żeby mój wzrok padł na stolik pod oknem, przy którym siedzieli Karol, Igor, Daniel... i Aleks.

Renifer nazwał ich gansta w sweterkach od Ralpha Laurena i miał całkowitą rację. Teraz widziałam ich dokładnie takimi, jacy byli. Powierzchownie przystojni i dobrze ubrani, ale wewnątrz zepsuci i okrutni.

Karol niby uroczy, z dołeczkami w policzkach, prezentował się, jak chłopak idealny. Rozumiałam, dlaczego spodobał się Anecie. Gdy tak z uśmiechem popijał kawę, zdawał się być księciem z bajki.

Igor musiał być tym buntownikiem w paczce, jako jedyny nie był nienagannie ubrany, miał na sobie koszulkę z nazwą zespołu, którego nie znałam, jego blond włosy były związane w kitkę, a kolczyk w nosie dodawał mu zawadiackiego uroku. Nie wyglądał na kogoś, kto jeszcze kilka godzin wcześniej zastanawiał się, czy nie uderzyć dziewczyny.

Po Danielu również nie można było podejrzewać okrucieństwa. Na miejscu Basi też bym mu pewnie zaufała, nawet pomimo paskudnego siniaka, którego miał pod okiem. Jego brązowe włosy idealnie kontrastowały z niebieskimi oczami, uśmiech wydawał się życzliwy.

Kłamstwa.

Wydawało się, że tylko Aleks nie udaje.

Siedział pośród swoich roześmianych przyjaciół, jego oczy zimne, usta wyglądające na niezdolne do uśmiechu. Nie jadł, nie pił. Wpatrywał się we mnie.

New RomanticsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz