Nie wiem co tutaj robię. Właściwie chyba traktuję pisanie tego jako własną kronikę zapowiedzianej śmierci. Brzmi dumnie, nie? Anonimowość jest łatwiejsza, mimo że od zawsze pchałem się na afisz. Zaczynam pisać te słowa trochę po piątej rano, bo właśnie tak wstaję. Pierwsze promienie słońca nie zdążyły jeszcze paść na korony drzew, szkoda, tak ładnie to wygląda. Czuję się glupio, zupełnie jakbym gadał do automatycznej sekretarki w mieście, pełnym ludzi rozmawiających przez telefony. To moje pseudopsychologiczne wyśmiecenia na świat.