Absolut 2

By Ocktavvia

75.9K 7.5K 2.2K

**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe ch... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
PODZIĘKOWANIA

Rozdział 15

1.4K 144 14
By Ocktavvia


Minęło tyle dni bez kontaktu z Aleksem. Teraz ani ja, ani on nie próbowaliśmy się ze sobą skontaktować. Ja po prostu nie potrafiłem. Nie potrafiłem z nim rozmawiać, ani na niego spojrzeć. Nawet nie chciałem.

Czułem taką gorycz.

Nie chciałem tego czuć, ale nie potrafiłem wyzbyć się tego uczucia. Nie wiedziałem co siedzi w głowie Aleksowi. Czekała mnie z nim szczera rozmowa, w której będę oczekiwał od niego prawdy, a i ja zamierzałem się przyznać, że wszystko wiem.

Nie brzydziłem się nim, nie pogardzałem. Czułem tylko żal i współczucie. Nigdy nie sądziłem, że Aleks mógłby mieć takie przeżycia. Był chyba ostatnią osobą jaką miałbym do tego wytypować.

Szczerze żałowałem, że nie poznaliśmy się wcześniej. Może mógłbym wszystko zmienić? Może nie musiałby tego wszystkiego przeżywać?

W pierwszej chwili nie wierzyłem w to co mi wysłał Mariusz, w drugiej prawie się rozpłakałem, w trzeciej miałem znieczulicę przeglądając to wszystko, a w ostatniej, która trzyma mnie aż do teraz czułem wściekłość, furię. Mógłbym rozszarpać tych wszystkich chujów co skrzywdzili Aleksa.

Kolejny już raz siedziałem przed laptopem, wgapiałem się w jedno zdjęcie od dobrej godziny. Po prostu nie wierzyłem. Byłem załamany. To wszystko mnie przerastało. Było obrzydliwe. Patrzyłem na to tylko ze względu na Aleksa. Tak bardzo chciałem wyrwać go z tego zdjęcia, by to się nigdy nie wydarzyło. W pliku w którym było to zdjęcie, znajdowała się ponad setka zdjęć wygrzebana z całego internetu, głównie tego ciemniejszego. Jak napisał mi Mariusz, prawie wszystkie informacje były na prywatnych stronach i Dark necie.

Nie mogłem otrząsnąć się po tych wszystkich obrzydliwych zdjęciach.

Z transu wyrwał mnie dopiero dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i postanowiłem odebrać.

Dominik Ural.

- Aleksander ma dziś urodziny! - usłyszałem na wstępie.

Zamknąłem oczy, biorąc drżący wdech.

- Wiem, już mu wysłałem SMS z życzeniami.

- No ta – westchnął ostentacyjnie, jakby świetnie się bawił. - Słyszałem, że nie rozmawiacie, ale może spróbuj z nim pogadać. Chcieliśmy mu zrobić imprezę. I oczywiście musisz być.

- Postaram się – odpowiedziałem lakonicznie.

- Co mu kupiłeś?

- Coś co rozpocznie nowy rozdział – powiedziałem nieprzerwanie patrząc na nagie zdjęcie blondwłosego chłopca o twarzy anioła.

Obiecałem jeszcze, że spróbuję zatargać Aleksa do nich na przyjęcie, ale nie jestem cudotwórcą.

Kiedy rozłączyłem się, oderwałem w końcu wzrok od jednego punktu i zerknąłem na zegarek. Czas wychodzić na basen.

Chodziłem codziennie o tej samej godzinie. Desperacko tego potrzebowałem. Może zostanę dzisiaj dłużej ? Muszę zabezpieczyć ranę.

Po ogarnięciu się, zamierzałem już wychodzić, ale wtedy impulsywnie wróciłem do pokoju i znów stanąłem przed laptopem. Wykasowałem wszystko co mi wysłał Mariusz.

To koniec. Nie chciałem do tego wracać. Najlepiej, żebym nigdy nawet nie wracał do tego pamięcią, za każdym razem przechodziły mnie ciarki.

Chciałem by i Aleks oderwał się od przeszłości i moim celem było doprowadzić do tego.

Aleks miał dzisiaj urodziny. Wiedziałem to od dawna, bo wymęczyłem inspektora by mi dał spojrzeć na jego akta. Kto by się spodziewał, że między nami jest różnica 10 dni. I mimo, że kończył 35 lat i chciałem by to był jego specjalne urodziny ze mną, to nie mogłem zdobyć się na nic więcej niż SMS z życzeniami o północy. W normalnych okolicznościach zadzwoniłbym do niego.

Zerknąłem na biurko, na którym stała torebka z jego prezentem. Chciałem mu go dać od razu. Ale najpierw musiałem się z nim pogodzić i wziąć się w garść.

Stwierdziłem, że cofnę się po niego po basenie.

Ten dzień będzie ciężki.

Wyszedłem z mieszkania wcześniej tarmosząc Zeusa na pocieszenie, że na parę godzin zostanie sam.

Wiedziałem, że dorwie się do mojej szafy, jak tylko usłyszy zgrzyt zamka.

W sumie, chodzenie na dwóch kulach było całkiem zabawne. Bujałem się na nich całym ciałem. Niczym na huśtawce. Dobrze, że mam silne ramiona, więc taki sposób poruszania się nie stanowił dla mnie problemu.

Na basen chodziłem codziennie o dziewiątej rano. Za każdym razem, kiedy pojawiałem się w drzwiach kobieta w recepcji uśmiechała się i witała się ze mną. Bardzo miła starsza kobieta.

Przeszedłem sprawnie przez ulicę i już  wchodziłem do tramwaju, by podwiózł mi tyłek dwa przystanki, bo po drodze czekały mnie kocie łby zamiast normalnego chodnika. Z kulami było mi bardzo ciężko przechodzić, dlatego mimo tego, że uwielbiałem ruch byłem zmuszony wybrać tramwaj. Najgorzej było mi ścierpieć te dwa złote, które musiałem zapłacić za bilet, ale w momencie, w którym chciałem wchodzić do tramwaju, zauważyłem coś różowego po przeciwnej stronie ulicy.

Znieruchomiałem i przyjrzałem się małej dziewczynce, która stała przestraszona przy ścianie bloku. Ewidentnie się zgubiła. Westchnąłem głęboko i pozwoliłem by tramwaj mi odjechał. Podjąłem szybką decyzję i pokuśtykałem do dziewczynki.

Znałem ją, byłem pewny, ale nie miałem pojęcia skąd. Kiedy byłem bliżej przyjrzałem się jej. Mały gówniarz z kucykami i tiulową sukienką. Stała przy ścianie z załzawionymi oczami, ale była twarda, nawet nie zaszlochała. Niezła była.

- Hej mała – zwróciłem się do niej. Spojrzała na mnie ogromnymi oczami. - Zgubiłaś się co?

- Pan złocińcia! - krzyknęła i przytuptała do mnie.

To jedno zdanie wystarczało, bym doskonale wiedział z kim mam do czynienia. Mały gówniarz- bohater ze szpitala. Poznałem ją w dniu, kiedy po raz pierwszy zaprosiłem Wiktorię na randkę. Poczułem małą szpile w piersi, ale szybko odgoniłem to uczucie.

- Tak, dzieciaku. Gdzie masz mamę?

Normalnie w takie sytuacji klęknąłbym przy małej byśmy byli na tym samym poziomie, ale przez moją nogę nie mogłem.

- Mama w domu.

- To co tu robisz?

Patrzyła na mnie z dołu przytulona do mojej zranionej nogi.

- Czemu masz kuku? Boli? Kto ci to zlobił?

Uśmiechnąłem się rozczulony na jej pytania o moją nogę. Dzieciak zgubił się i nie wiedział jak trafić do domu, a pyta się o mnie.

- Inny złoczyńca zrobił mi kuku – powiedziałem.

- Ojej – szepnęła. - Boli?

- Nie, dzieciaku. To co tu robisz?

Zamrugała i się rozejrzała.

- Poszłam za kotem

- Kotem?

- Tak, jestem pewna, że to Garfield...

Wybuchnąłem śmiechem, na co tupnęła z oburzeniem swoją nóżką.

- Mówię plawdę!

- W porządku – sapnąłem. - Wiesz gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię.

Zamrugała i zaplątała swoje ręce na piersi. Wyglądała jak różowa bombka świąteczna, przez swoją różową kurtkę z nadrukiem Barbie.

- Złocińciom się nie ufa – odpowiedziała mi buntowniczo.

Przewróciłem oczami. To w ogóle nie powinna z nimi rozmawiać.

- Były święta, zmieniłem się. Chcę teraz pomagać innym.

Chwilę patrzyła na mnie nieufnie, ale w końcu uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- To fajnie, panie złocińcio. Mieskam w zółtym bloku.

Przez następne pięć minut dochodziłem powoli do informacji gdzie ten gówniak mieszka. W końcu okazało się, że w żółtym bloku niedaleko dzielnicy Pogodno. To już coś. Dzieciak był niezły, że wylądował taki kawał drogi od domu.

Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę Śródmieścia. Nie spieszyło mi się. Widocznie niedane mi było iść dzisiaj na basen.

Jakoś to przeżyję.

Przez całą drogie Zuzia, bo tak miała na imię mała bohaterka, opowiadała mi o jakiś serialowych bohaterach, o tym jak szukała Garfielda dziś w centrum i o swoich przyjaciółkach z przedszkola. Paplała jak najęta, co chwile zapewniając, że jak na złoczyńce jestem całkiem fajny.

Prychałem ze śmiechu co chwilę. Nie wiem czy posiadam w sobie jakiś magnes na przyciąganie bezczelnych dzieciaków, ale bardzo często trafiałem właśnie na takie. A mała Ana od Sebastiana, jest na to idealnym przykładem.

Kiedy byliśmy niedaleko Pogodno na ulicy Brzozowskiego usłyszeliśmy huk tak potężny, że wszyscy na ulicy zatrzymali się i rozejrzeli dookoła. Mała Zuzia podskoczyła do mnie przytulając się do mojej nogi przestraszona.

Nie miałem pojęcia co to mogło być. Może ciężarówka albo autobus miał wypadek na Bramie Portowej? Często do tego dochodzi. Ale żebyśmy usłyszeli to aż tutaj?

- Nic się nie dzieje, Zuziu. Chodźmy do domu – poklepałem ją po głowie na co natychmiast się uspokoiła i dumnie się wyprostowała zapewniając, że się nie bała.

Nie nastąpiło żadne inne uderzenie czy huk, a ludzie zaczęli się zachowywać jakby nic się nie stało, dlatego zbagatelizowałem sprawę i skupiłem się na misji odstawienia dzieciaka do domu.

To na pewno duża stłuczka, albo rozwalony tir. Albo znów w tym Szczecinie coś się rozwaliło. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakaś elektrownia tu wybuchła.

Dostaliśmy w końcu na miejsce. Zuzia rozpoznała okolice i swoją pulchną rączką wskazała na odpowiedni blok.

Zaraz jak dotarliśmy do najbliższejklatki zobaczyliśmy wóz policyjny i rodziców dziewczynki.

- Cześć mamo ! - wrzasnęła machając radośnie. - Spotkałem pana Zlola!

Myślałem, że jej matka padnie tam na zawał, prawdopodobnie ojciec dziewczynki-łysy mężczyzna z brodą musiał ja podtrzymywać.

Z pełnym podziwem obserwowałem jak kobieta na koturnach biegnie w naszą stronę. W sumie, jakby tak się zastanowić, to chyba moja matka była w tym mistrzynią. Kobiety jednak są niesamowite.

- Zuziu ! - krzyknęła chwytając ją w ramiona. - Gdzieś ty była?

- Poszłam za Garfieldem! - krzyknęła radośnie kompletnie nie przejęta sytuacją. - I jak się zgubiłam spotkałam pana Zloczyńce!

No cóż stałem się w centrum uwagi. Dwóch wezwanych policjantów razem z ojcem podeszli do mnie.

- Dziękuje panu – powiedziała matka, chyba próbując sobie przypomnieć kim do diabła byłem. Nie dziwiłem się, gdyby nie jej charakterystyczna córka tez bym jej nie pamiętał. Minęło w końcu tyle miesięcy.

- Można pana wylegitymować ? - zapytał jeden z policjantów z rezerwą.

Kiwnąłem na potwierdzenie i wygrzebałem portfel z torby sportowej, wkładając sobie uprzednio obie kule pod pachę. Czasem bardziej mi przeszkadzały niż pomagały.

- Detektyw Apollo Cesarski? - zapytał zaskoczony wyjmując oprócz mojego dowodu to również legitymację policyjną. - Jest pan z jednostki ze śródmieścia?

- Zgadza się – potwierdziłem ignorując zaskoczone spojrzenia rodziców Zuzi.

- Pan Zloczyńca w policji! - krzyknęła zaskoczona dziewczynka.

- Cii...- szepnąłem mrugając do niej. - To tajemnica. Bo wszyscy się dowiedzą, że jestem złoczyńcą.

Zasłoniła sobie zabawnie usta i pokiwała głową energicznie. Parsknąłem śmiechem na jej zabawne zachowanie.

- Pana komisarzem jest Aleksander Szal? - zapytał mnie drugi policjant.

Uśmiechnąłem się szeroko na jego skrzywienie, kiedy wymawiał jego imię. Oj wiedziałem o co chodzi.

- Tak, ten sztywniak – przyznałem żartobliwie, na co parsknęli niekontrolowanym śmiechem, ale zaraz się ogarnęli, wiedząc że nie należy śmiać się z wyżej postawionych.

Wszystko już poszło sprawnie i w o wiele lepszej atmosferze. Policjanci odjechali, a i ja chciałem się zbierać, ale powstrzymał mnie ojciec Zuzi, stwierdzając, że chcieli by mnie zaprosić na drugie śniadanie, a może nawet i na obiad w ramach podziękowania. Ich stosunek do mnie zmienił się diametralnie, kiedy usłyszeli, że jestem policjantem. Ludzie z reguły ufają władzą. Oczywiście chciałem odmówić, ale wtedy weszła do akcji Zuzia.

- Jak mozesz odmawiać! - zganiła mnie trzymając matkę za rękę. - pokaze ci moją kolekcję lalek. Są bohatelkami, na pewno cię pokonają.

No cóż. Co pozostało mi innego jak nie pozwolić się zatargać gówniarzowi do własnego domu i wcisnąć w siebie niezdrową ilość ciastek i słodyczy?






Continue Reading

You'll Also Like

1.5K 165 17
Kontynuacja "Między pożądaniem a powinnością". Drugi album otworzył The Chopin Trial drogę do Ameryki niespełna dwa lata po założeniu zespołu. Dla Na...
7.7K 618 27
Carpe diem, carpe diem Armin... Armin jest kandydatem do tronu Danii, jednak w królewskich komnatach czuje się jak więzień. Eren zaś jest młodym i n...
721 72 29
Ronnie nie jest zadowolony, kiedy do Stanów przylatuje Nathan. Jednak przez najbliższe miesiące jest zmuszony go oglądać w firmie, w której pracuje...