wcale jej nie kocham! | scoro...

By riskytini

55.7K 2.9K 2.5K

"-Ona jest Weasley i Gryfonką, a on Malfoyem i Ślizgonem, jak ty sobie wyobrażasz ich związek? -Żyjemy w inn... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
IXX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
IXXX (część 1)
IXXX (część 2)
XXXI
podziękowania
ogłoszenia parafialne

XXXII

1.5K 72 93
By riskytini

czemu rose weasley jest najlepszą dziewczyną na świecie?

Jedenasty czerwca był zmorą dla wszystkich uczniów piątej klasy.

W ten dzień rozpoczynały się SUM-y, a konkretniej rozpoczynał je egzamin pisemny z Zaklęć. Wszyscy piętnasto- i szesnastolatkowie wyglądali jakby spali w nocy co najwyżej dwie godziny, co w przypadku niektórych było prawdą. Wszyscy byli zestresowani i przeglądali w pośpiechu ostatni raz swoje notatki, mało kto ze sobą rozmawiał.

- W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo myślisz, że to zawalisz? - spytał nagle Isaac, nie wyjmując nosa ze swojego podręcznika.

- Jedenaście - odparł, wzdychając. - Zaklęcia to może nie Transmutacja, ale też z nich nie jestem najlepszy.

- Spokojnie, z Transmutacji dobrze ci pójdzie, bo w końcu miałeś korki ze swoją dziewczyną - powiedział Isaac, znacząco się uśmiechając i kilka razy podnosząc śmiesznie brwi. - Chociaż jak dla mnie, to były bardziej lekcje edukacji seksualnej.

Scorpius przewrócił oczami i trącił przyjaciela ramieniem w bark.

- Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, Isaac, nie jestem tobą - odparł Scorpius.

Przez ostatni tydzień codziennie wieczorem razem się uczyli zarówno teorii, jak i praktyki. Oczywiście, kilka razy zdarzyło im się zupełnie rozproszyć i przerwać korki przez bardzo namiętne pocałunki, ale do niczego więcej jeszcze między nimi nie doszło. Blondyn mocno rumienił się za każdym razem, kiedy przypominał sobie swój ostatni sen, w którym razem z Rose robili coś o wiele więcej, niż tylko pocałunki w usta. Skoro mu się to śniło, świadczyło to o tym, że naprawdę tego pragnął, ale w końcu mieli tylko szesnaście lat. Nie wiedział, czy Rose była gotowa na pójście do łóżka, zresztą, sam nie był pewien, czy jest gotowy.

Potrząsnął głową, próbując odgonić te myśli, bo musiał się teraz skupić na egzaminie. Spróbował się skupić na swoich notatkach, w których miał napisane jak rzucić przeciwzaklęcie na czkawkę.

Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się, a któryś z egzaminatorów nakazał uczniom wejść do środka. Wśród wszystkich przebiegło głośne westchnienie, a w powietrzu wisiała ponura i napięta atmosfera. Wzywano do środka po kolei domami, Slytherin wyczytano na samym końcu. Scorpius razem z Isaaciem zaczęli zmierzać w stronę drzwi tak powoli, że ktoś z tyłu lekko ich popchnął, by ich pośpieszyć. Kiedy znaleźli się w środku i Scorpius spostrzegł, że stoły domów zniknęły, a zamiast nich znalazło się mnóstwo malutkich stolików, poczuł jak całe jego ciało ogarnia stres i niepokój. Mógł się bardziej przyłożyć do nauki. Mimo tego, że razem z Isaaciem na początku roku wymyślili mnóstwo sposobów, dzięki którym mieliby ściągać, wiedział, że nic z tego nie wyjdzie. Bardzo kusiło go, by kupić od jakiegoś siódmoklasisty eliksir, który podobno poprawiał wzrok na tyle, że bez problemu można było zobaczyć co na arkuszu ma napisane uczeń siedzący nawet sześć stolików dalej. Zanim jednak się zdecydował, Alex mu oznajmił, że straciłby tylko pieniądze, bo taki eliksir nie istniał i ostatni raz udało się komuś zgapiać podczas SUM-ów w 1896 roku. Blondyn postanowił mu uwierzyć.

Kiedy wszyscy już usiedli, zapadła cisza, jednak nagle została przerwana przez odgłos szybkich kroków. Scorpius odwrócił głowę i dostrzegł, że Rose znalazła się przy jego stoliku.

- Powodzenia, Scorp - powiedziała cicho, uśmiechając się.

Ślizgon poczuł ciepłe uczucie w okolicy sercu i nagle wizja egzaminu przestała być aż taka straszna.

- Tobie też, Rosie - odpowiedział, odwzajemniając jej gest.

Nabrał ogromną ochotę na pocałowanie jej, ale McGonagall stojąca na samym końcu sali surowo zawołała:

- Panno Weasley, proszę natychmiast zająć miejsce.

Rose zarumieniła się i zmierzyła dyrektorkę przepraszającym spojrzeniem, po czym pobiegła do swojego stolika.

- Możecie zaczynać - powiedział ponurym głosem jeden z egzaminatorów, odwracając wielką klepsydrę.

Scorpius z bijącym sercem odwrócił swój arkusz egzaminacyjny i zanurzył pióro w atramencie. Zerknął na pierwsze pytanie, które dotyczyło przeciwzaklęć na czkawkę. Uśmiechnął się, niezmiernie się ciesząc, że przejrzał te notatki zanim wszedł do środka i zaczął pisać.

***

- Powiem tak - nie spieprzyłem tych egzaminów tak bardzo, jak sądziłem - odezwał się Isaac.

Siedzieli razem z Rose, Albusem, Alexem, Miki'em i Emily na błoniach obok jeziora. Każdy z nich czuł ogromną ulgę z powodu zakończenia wszystkich egzaminów. Nie musieli już więcej zaglądać do swoich notatek, gorączkowo się uczyć, stresować i wysłuchiwać od nauczycieli, że "SUM-y są już tak niedaleko, a wy kompletnie nic nie umiecie". Wprawdzie to samo będzie ich czekało podczas OWUT-emów, ale do tego zostało im jeszcze dwa lata.

- Ja też - przyznał Mike - Najgorzej mi poszła opieka nad magicznymi stworzeniami. Miałem nakarmić tego cholernego kraba, a skurczybyk tak mnie pogryzł, że musiałem leżeć w skrzydle szpitalnym przez cały wieczór, zamiast zakuwać na astronomię.

- Mi najgorzej transmutacja - mruknęła Emily - Moja mysz zamiast zniknąć, zamieniła się w wielkiego kaktusa. Naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało.

Wszyscy głośno parsknęli śmiechem.

- Gdybyś chodziła z nami na korki, na pewno by się tak nie stało - powiedział Scorpius, obejmując Rose ramieniem. - Dzięki Rose, miałem to zaklęcie perfekcyjnie opanowane.

Policzki Rose pokryły się czerwienią. Spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Nie podlizuj mi się tak - mruknęła ze zirytowaniem, ale uśmiechnęła się.

- Wolałam nie wnikać w wasze miłosne korki - odpowiedziała Emily - Wystarczy mi wiedzieć, co się działo na moich korkach z eliksirów, które zorganizował mi Isaac, by móc wyobrazić sobie, co się działo u was.

- Hej! To ty zawsze się rozpraszałaś i zaczynałaś mnie całować - powiedział z oburzeniem Isaac - Ja naprawdę chciałem cię czegoś nauczyć. Nie, żebym marudził, że mnie całowałaś, ale...

Albus przewrócił oczami i zaczął udawać, że wymiotuje.

- Możecie przestać o tym gadać, błagam? - spytał, wzdychając. - Nie każdy chce tego słuchać, poważnie.

Isaac zmierzył go rozbawionym spojrzeniem.

- Musimy ci znaleźć dziewczynę, Potter - stwierdził - To będzie nasz plan na przyszły rok, co nie, Emily?

Blondynka z zapałem pokiwała głową.

- O, tak. Już nawet wiem, kto do ciebie doskonale pasuje, Al - powiedziała z uśmiechem - Mike, Alex, nie martwcie się, was też z kimś zeswatamy.

Cała ich trójka przewróciła oczami i zaczęła głośno wyrażać swój sprzeciw, a Emily, Isaac, Scorpius i Rose tylko głośno zaczęli się śmiać. Ich przekomarzanie trwało dalej, ale Rose pociągnęła delikatnie rękę blondyna, by na chwilę odsunąć go z dala od reszty.

- Posłuchaj - zaczęła mówić - Co roku, w dzień powrotu z Hogwartu, jest u nas organizowana taka duży, rodzinna kolacja. Zawsze przychodzi z pięćdziesiąt osób. Chciałbyś przyjść jako moja osoba towarzysząca? Twój tata, oczywiście, też jest zaproszony.

Scorpius uniósł brwi i zaczął bawić się włosami Gryfonki.

- Chętnie przyjdę, ale... No wiesz, duża ilość twojej rodziny ma uprzedzenie do Malfoyów. Nie chcę robić zamieszania.

Rose gwałtownie potrząsnęła głową.

- No coś ty, Scorpius. Moi rodzice, Hugo, James, Albus, Lily, wujek Harry i ciocia Ginny już cię zaakceptowali, więc reszta na pewno też to zrobi. Przyjdź, proszę.

Spojrzała na niego wręcz maślanymi oczami. Zaśmiał się cicho.

- Skoro ci tak zależy, Rosie, to z przyjemnością przyjdę - odpowiedział, uśmiechając się.

W czekoladowych oczach Rose pojawiły się wesołe iskierki i odwzajemniła jego gest. Przybliżyła się do niego, usiadła na jego kolanach, położyła ręce na jego karku i dotknęła ustami jego warg. Do nozdrzy Scorpiusa dotarł zapach jej perfum. Niemal natychmiast odwzajemnił pocałunek, mocno ją objął i zaczął zataczać kciukami delikatne kółeczka na jej nagich ramionach.

Na Salazara, jej usta były tak cudowne.

***

Hogwart Express był już prawie gotowy do odjazdu. Ostatni uczniowie wraz ze swoimi przyjaciółmi w biegu wsiadali do pociągu. Scorpius obserwował roześmiane twarze wszystkich przez okno w przedziale. Zawsze w dzień odjazdu ogarniał go lekki smutek, że musi opuścić to miejsce na dwa miesiące, ale tym razem to uczucie było większe niż zwykle.

Podczas ostatnich czterech lat w Hogwarcie większość czasu spędzał z Isaaciem. Czasem do ich towarzystwa dołączali ich koledzy i koleżanki z roku oraz Clarke, jednak nie zdarzało się to jakoś bardzo często. Blondynowi zawsze bardzo odpowiadał ten tryb swojego społecznego życia, nigdy nie czuł potrzeby spędzania czasu z większością ilością osób. Jednak teraz, gdy siedział w przedziale razem z Emily, Rose, Alexem, Albusem, Isaaciem i Miki'em, zrozumiał jak cudownie jest mieć własną ekipę. Nie miało znaczenia to, że Alex i Mike czasem go irytowali, bo umiał przymknąć na oko. Mimo wszystko, nie wyobrażał sobie Klubu Detektywów bez nich.

- Ten rok był szalony - odezwała się nagle Rose, kiedy pociąg ruszył, zostawiając w oddali peron.

- Totalnie - zgodził się Mike - Nigdy nie sądziłem, że z własnej, dobrodusznej woli usiądę w przedziale ze Ślizgonami.

- A ja nigdy nie sądziłem, że spędzanie czasu z tyloma Gryfonami, nie wywoła u mnie mdłości - dorzucił Isaac.

Wszyscy parsknęli śmiechem. Scorpius w myślach zgodził się z Isaaciem.

Rose spojrzała na nich z lekkim niedowierzaniem.

- Chodziło mi bardziej o Śmierciożerców, branie udziału w śledztwie, ocalanie więźniów - wyjaśniła - Ale no, z tym też macie rację.

Drzwi od ich przedziału otworzyły się i do środka zaglądnęła pani z wózkiem.

- Coś z wózka, kochaneczki? - zaszczebiotała, wskazując na słodycze.

Mike i Albus kupili kilka czekoladowych żab, Alex pudełko Fasolel Wszystkich Smaków, a Isaac mnóstwo likworowych pałeczek.

- Znowu mi się trafił Dumbledore - westchnął Finnigan, patrząc na swoją kartę. - Mam ciebie dość, staruszku, naprawdę.

Odrzucił kartę gdzieś na bok i zaczął rozpakowywać kolejną czekoladową żabę z nadzieją, że tym razem trafi mu się inna karta.

- Nie sądzicie, że powinniśmy być na kartach czekoladowych żab? - spytała nagle Rose, przyglądając się swojej karcie.

- No jasne, że powinniśmy! - zgodził się Isaac - Można gdzieś się zgłosić, żeby stworzyli z nami karty?

- To chyba oni sami decydują - odparł Scorpius - Ale pomysł jest niezły.

- Co jest niezłe?

Drzwi od ich przedziału ponownie się otworzyły i stanęli w nich James i Clarke. Nie czekając na zaproszenie, usiedli obok nich i wzięli sobie po kilka fasolek.

- Isaac zastanawia się co trzeba zrobić, żeby być na kartach czekoladowych żab - wyjaśnił Alex.

- Uaaa! - zawołał James z podekscytowaniem - Myślę, że i tak już wystarczająco dużo zrobiliśmy. Powinni nas wziąć pod uwagę. Mój tata ma kartę, to co, my gorsi?

- Nasz tata zrobił o wiele więcej niż my - zauważył rozsądnie Albus.

James przewrócił oczami.

- Al, nie psuj innym marzeń - mruknął.

- Mój tata trafienie na kartę uważa za swoje największe życiowe osiągnięcie - powiedziała Rose.

- No, od zawsze wiedziałem, że wujek Ron to moja bratnia dusza! - oznajmił James.

Clarke spojrzała z rozbawieniem na swojego chłopaka i pocałowała go w policzek.

- Zawsze jakoś wariujesz, gdy spędzasz czas z młodszymi od siebie. - powiedziała.

James z oburzeniem zaczął się z nią kłócić.

- A jak sądzicie, będziemy w przyszłym podręczniku do Historii Magii? - zapytał nagle Alex.

- Musimy być - odparła Emily - Mam nadzieję, że będę miała tam jakieś ładne zdjęcie, bo ci wszyscy czarownicy z dwudziestego wieku są przedstawieni naprawdę okropnie...

- Jeśli nas nie dadzą, albo zrobią o nas tylko króciutki akapit, osobiście podam wydawnictwo do Wizengamotu - oświadczył James.

- Mówiłam, że wariujesz - mruknęła Clarke.

Droczyli się ze sobą i rozmawiali przez następną godzinę podróży. Krajobraz za oknem już zupełnie nie przypominał rozległych, zielonych terenów Szkocji, tylko stał się bardziej dziki i leśny. Albus skombinował skądś Eksplodującego Durnia, więc zagrali razem w kilka partyjek. Potem Emily wyciągnęła mugolską grę karcianą o nazwie Uno, i mimo tego, że Scorpius razem z Isaaciem kompletnie nie mogli pojąć zasad, i tak się im dobrze grało.

Kiedy pociąg zaczął dojeżdżać do peronu 9 i 3/4, Scorpius poczuł, że naprawdę kompletnie nie ma ochoty wysiadać. Mimo tego, że każdą swoją podróż do Hogwartu i z powrotem dobrze wspominał, musiał przyznać, że jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawił.

Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji i wszyscy zaczęli ściągać kufry z górnych półek, Emily spytała:

- Ale spotkamy się w wakacje, co nie?

- No jasne - odparła Rose.

- Możemy zrobić spotkanie u nas, jak co roku - zaproponował Albus - W skład cowakacyjnych spotkań, wejdą teraz o trzy osoby więcej.

- Czujemy się zaszczyceni - mruknął z sarkazmem Scorpius, na co wszyscy parsknęli śmiechem.

Kiedy wysiedli na peron i Scorpius zaczął rozglądać się za swoim tatą, Rose złapała go za rękę i spytała:

- Pamiętasz o kolacji, co nie?

Ślizgon musiał chwilę się zastanowić, zanim zrozumiał, co Gryfonka miała na myśli. Prawdę mówiąc, zupełnie zapomniał o tym rodzinnym spotkaniu, na które go zaprosiła.

- Ymm... jasne - skłamał - O której ono będzie? I gdzie?

- O dziewiętnastej, tym razem jest kolej na nasz dom, więc masz szczęście, bo wiesz, gdzie się teleportować - odparła, uśmiechając się. - Tylko głośno się nie przyznawaj, że umiesz się teleportować, dobra? Wiesz, że dużo osób z mojej rodziny pracuje w ministerstwie.

Scorpius pokiwał głową. Dostrzegł po drugiej stronie peronu swojego ojca, więc pożegnał się z Rose i ruszył w jego stronę. Zdał sobie sprawę z tego, że pierwszy raz po powrocie ze szkoły cieszy się, że go widzi. W poprzednich latach, gdy wracał z Hogwartu, nienawidził tego, gdy Draco go odbierał, zawsze panowała między nimi napięta, ponura atmosfera i mało ze sobą rozmawiali. Scorpius wiedział, że tym razem będzie inaczej. Naprawdę się cieszył, że się pogodzili.

- Cześć - odezwał się Draco, uśmiechając się.

- Cześć - zawtórował mu Scorpius i odwzajemnił jego gest. - Słuchaj, tato, jesteśmy zaproszeni na kolację do Weasleyów za dwie godziny.

Usta mężczyzny zacisnęły się w wąską kreskę, a jego brwi zmarszczyły się.

- Co takiego? - spytał.

- Musimy przyjść - podkreślił blondyn - Rose bardzo zależało na tym, żebyśmy oboje przyszli.

Jego tata podrapał się po karku.

- Wiesz, Scorpius, że ja... no, nie do końca się dogaduję z jej rodziną. Nie sądzę, żebym był tam mile widziany.

- Pewnie się trochę zdziwią, jak się zobaczą, ale Rose jest pewna, że cię zaakceptują - odparł chłopak - Pewnie Clarke Blake też przyjdzie ze swoimi rodzicami jako osoba towarzysząca Jamesa, więc nie będziesz tam miał samych wrogów.

Jasne brwi mężczyzny powędrowały do góry.

- Córka Blake'ów chodzi z synem Pottera? - pokręcił ze zdziwieniem głową - Jesteście naprawdę dziwnym pokoleniem, Scorpius.

***
Byli spóźnieni na kolację rodzinną u Weasleyów już dwadzieścia minut.

Oboje postanowili się zdrzemnąć po powrocie z peronu i jakoś tak wyszło, że nie obudzili się po kwadransie, tylko po dwóch godzinach. Biegali teraz po całym domu, próbując w pośpiechu założyć na siebie w miarę eleganckie ciuchy i poprawić swój wygląd. Scorpius chwycił grzebień i kilka razy machnął nimi po swoich roztrzepanych włosach.

- Scorpius, jak my się tam przeleportujemy? - spytał Draco, wbiegając do łazienki i psikając się męskimi perfumami. - Nie mam pojęcia, jak wygląda dom Weasleyów.

Chłopak uśmiechnął się niewinnie.

- Zapomniałeś, że ja umiem się teleportować, tato - odparł Scorpius, puszczając oczko.

- Na Salazara - mruknął mężczyzna - Powinienem ci zrobić wykład, że to nielegalne i w ogóle, ale...

- ...nie ma na to czasu - dokończył Scorpius, wyciągając do taty rękę.

Draco uniósł brwi.

- Nie, chciałem powiedzieć, że w zasadzie to imponujące, że w tak młodym wieku zdołałeś opanować sztukę teleportacji, nawet jeśli nie powinieneś tego robić.

Blondyn spojrzał ze zdziwieniem na ojca. Naprawdę rzadko słyszał od niego komplementy. Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale ta pochwała naprawdę poprawiła mu humor i podniosła go na duchu. Skoro to mówił, znaczyło to, że naprawdę chciał się poprawić i być lepszym ojcem.

Draco ścisnął jego dłoń, a Scorpius wyobraził sobie dom Rose - bardzo przytulny, z przyjemną, rodzinną atmosferą. Odtworzył w głowie wygląd salonu, w którym jadł kolację świąteczną, odwrócił się w miejscu i poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Po kilku chwilach wylądowali na podłodze w pomieszczeniu, jednak z początku Ślizgon pomyślał, że przeleportowali się w niewłaściwe miejsce. Salon został powiększony za pomocą jakiegoś zaklęcia, zamiast małego stołu na środku, znajdowały się tu teraz dwa długie. Scorpius myślał, że Rose trochę przesadza z tym, że na kolacji będzie pięćdziesiąt osób, ale nie myliła się - ludzi było naprawdę dużo. W całym domu panował głośny gwar, wszyscy podzielili się na kilka mniejszych grupek i w nich między sobą rozmawiali. Hermiona i Ron biegali z różdżkami, którymi unosili najróżniejsze dania, desery, sztućce, talerze, serwetki, kubki, by potem położyć je na stole. Scorpius westchnął z ulgą, widząc, że kolacja się jeszcze nie zaczęła. Rozejrzał się w poszukiwaniu Rose, ale w tym tłumie nigdzie nie mógł jej dostrzec.

Na razie ani na niego, ani na jego ojca, nikt nie zwrócił uwagi, wszyscy zdawali się być zajęci sobą.

- Na Salazara - mruknął cicho Draco - Jeszcze nigdy nie widziałem tyle rudych osób naraz. Na pewno nie będę tu mile widziany.

- Dlaczego? - spytał Scorpius.

Mężczyzna westchnął.

- Widzę tu tyle ludzi z których mocno szydziłem, kiedy chodziliśmy do szkoły... Na pewno tego nie zapomnieli.

- Cześć, Scorpius. Dzień dobry, panie Malfoy.

Oboje odwrócili się w stronę głosu. Powiedziała to Clarke, obok której stał James. Trzymali się za ręce i szeroko uśmiechali. Scorpius niepewnie odwzajemnił gest i wymamrotał jakieś słowa powitania.

- Wiecie, gdzie jest Rose? - zapytał.

- Pomaga coś rodzicom przygotować w kuchni - odparł James.

- Strasznie niepokoiła się tym, że się spóźniasz - dodała Clarke - Myślała, że ją wystawiłeś i tak dalej.

Po ciele Scorpiusa prześlizgnął się niepokój. Spodziewał się, że Rose właśnie tak pomyśli. Zaczął się przeciskać między ludźmi w stronę kuchni, ale usłyszał jeszcze, jak jego tata pyta Clarke, gdzie są jej rodzice. Kiedy cudem, nie zwracając na siebie uwagi, udało mu się dotrzeć do kuchni, nagle czyjaś głowa zderzyła się z jego klatką piersiową. To było Hugo, któremu pod wpływem zderzenia wypadły z rąk sztućce.

- Przepraszam - mruknął blondyn i pochylił się, by pomóc mu je pozbierać.

- O, Scorpius, przyszedłeś! - powiedział z radością chłopiec, kompletnie nie przejmując się sztućcami. - Rose, twój chłopak tu jest!

- Hugo, powiesz mi, czemu tak krzyczysz? - spytała Hermiona, która nagle pojawiła się w pomiesczeniu. - O, dzień dobry, Scorpius.

Kobieta patrzyła na niego przyjaźnie i życzliwie, uśmiechając się przy tym. Scorpius w myślach westchnął z ulgą, że przynajmniej mama Rose go polubiła.

- Hermiona, mam coś jeszcze wziąć? Kurczak stygnie, nie chcę jeść zimnego - odezwał się Ron, który pojawił się w kuchni. - Cześć, Scorpius.

Tata Rose też przyglądał mu się przyjaźnie i nie traktował jego obecności w swojej kuchni jako coś dziwnego. Blondyn ponownie w myślach westchnął z ulgą. Miał nadzieję, że tak samo dobrze zareagują na jego tatę.

- Rose, twój Malfoy przyszedł! - zawołał znowu Hugo.

- Hugo, nie krzycz tak - ponownie upomniała go matka.

Nawoływania chłopaka pomogły, bo w progu kuchni pojawiła się Rose. Wyglądała naprawdę pięknie - miała na sobie różową, letnią sukienkę, a swoje rude włosy związała w dwa warkocze. Być może tylko mu się wydawało, ale jej piegi były widoczne jeszcze bardziej niż zwykle.

- Wyglądasz ślicznie, Rosie - powiedział, uśmiechając się.

Gryfonka nie odwzajemniła jego gestu, a zamiast tego zmierzyła go spojrzeniem bazyliszka.

- Co ty sobie wyobrażasz, spóźniając się dwadzieścia pięć minut?! - spytała ze złością - Myślałam, że mnie wystawiłeś...

- Wiem, przepraszam...

- ...że coś ci się stało, że nie wiem.... To jest bardzo nieeleganckie tak się spóźniać, Scor...

Przerwał jej wypowiedź, szybko do niej podchodząc i całując w usta. Z początku była zaskoczona, ale po chwili odwzajemniła pocałunek i wplotła palce w jego włosy. Mocno ją objął i przysunął bliżej siebie. Nie był pewien czy całowanie jej, gdy w pobliżu kręcili się jej rodzice i w ogóle cała jej rodzina, było dobrym pomysłem, ale naprawdę potrzebował to zrobić.

- Przepraszam - powtórzył, gdy oderwali się od siebie.

Rose westchnęła.

- Luz, to ja przepraszam, że tak nakrzyczałam, ale... po prostu się stresuję tym wszystkim, pierwszy raz od mojego urodzenia to my organizujemy tą kolację i wszystko nie idzie po naszej myśli...

Scorpius złapał jej dłonie i zaczął delikatnie gładzić je kciukiem, chcąc ją w ten sposób uspokoić.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - zapewnił.

- Mam nadzieję - odparła Rose, ponownie wzdychając. - Chcę posadzić twojego tatę gdzieś obok rodziców Clarke, to chyba rozsądne, co nie? Ty usiądziesz obok mnie i jakichś fajnych osób, nie martw się, będziemy mieli z kim gadać... Już siadają do stołu, chodź!

Mocno pociągnęła go za rękę, przez co prawie się przewrócił. Przecisnęli się przez tłum ludzi, usiłujących znaleźć sobie miejsce i usiedli mniej więcej pośrodku jednego ze stołów. Scorpius rozejrzał się - z osób, które kojarzył blisko nich siedzieli James, Clarke, Albus, Teddy Lupin, Hermiona i Ron. Niedaleko nich siedział jego tata, który zajął miejsce blisko rodziców Clarke, ale też Harry'ego Pottera, George'a i Percy'ego Weasleya. Scorpius w myślach błagał, żeby jakoś się ze sobą dogadali i nie wszczęli żadnej kłótni.

Hermiona podniosła się z krzesła i zastukała łyżeczką w kieliszek. Wszyscy zebrani przy dwóch stołach, zamilkli.

- Witam wszystkim - zaczęła niepewnie - na naszej corocznej kolacji rodzinnej. Mam nadzieję, że czujecie się doskonale, przepraszam was za małe opóźnienie.

Kobieta zaczęła mówić coś o tym jak to wspaniałą wartością jest rodzina i jak ważne jest to, żeby o niej nie zapominać, podkreślała o tym, jak cudowne jest to, że co roku spotykają się na tej kolacji, że to tradycja, którą trzeba pielęgnować i tak dalej. Scorpius musiał przyznać, że była naprawdę dobrym mówcą, ale po jakimś czasie to przemówienie go zaczęło nudzić, więc przestał słuchać, tylko rozglądał się po twarzach pozostałych, zastanawiając się, czy kojarzy kogoś jeszcze.

Kiedy Hermiona powiedziała "Nie będę dłużej przedłużała, smacznego!", wszyscy rzucili się na jedzenie, a w pomieszczeniu znowu zrobiło się głośno.

- Jak mi poszło? - spytała z niepokojem Hermiona.

- Bardzo dobrze, kochanie - odparł Ron.

- Tak sądzisz? A ty, Scorpius? Podobała ci się moja przemowa?

Blondyn zdziwił się, że zwróciła się akurat do niego, ale potulnie pokiwał głową.

- No jasne, była naprawdę niesamowita - odpowiedział, a kobieta rozpromieniła się.

- Scorpius? Scorpius Malfoy?

Blondyn zwrócił głowę w stronę głosu. Jego imię i nazwisko wypowiedziała sceptycznym tonem siedząca po drugiej stronie stołu ładna, jasnowłosa dziewczyna, starsza od niego o kilka lat. Miała w głosie lekko francuski akcent.

- Tak, to ja - odpowiedział bez wzruszenia Scorpius.

Doskonale wiedział, że w głowie tej dziewczyny pojawiła się ostrzegawcza myśl "O nie, to syn Śmierciożercy". Rose spojrzała na nią z niepokojem.

- Tak, to Scorpius, a to Dominique Weasley, moja kuzynka, poznajcie się. - powiedziała.

- Ty go tutaj przyprowadziłaś? - spytała z odrazą, rzucając Rose nieprzyjemne spojrzenie.

Scorpius poczuł, jak w środku niego gotuje się złość, ale całą siłą woli starał się zachować spokój.

- Tak - odpowiedziała z dumą Rose - To mój chłopak.

Dominique zakrztusiła się kawałkiem kurczaka, który akurat miała w ustach. Scorpius poczuł przypływ wdzięczności dla Rose. Ścisnął jej dłoń pod stołem i uśmiechnął się, a ona odwzajemniła gest.

- Muszę... gdzieś pójść - powiedziała blondynka, po czym z impetem wstała z krzesła i odbiegła w drugą stronę stołu.

Scorpius spojrzał na Rose i oboje parsknęli śmiechem.

- Nie przejmuj się Dominique - odezwał się Albus - Nigdy jej nie lubiliśmy, zawsze była jakaś dziwna.

- Victorie, jej siostra, też kiedyś taka była - powiedział James - Zostanie dziewczyną Teddy'ego zmieniło ją na lepsze.

Dyskretnie wskazał kciukiem na Teddy'ego i jasnowłosą dziewczynę, która siedziała obok niego. Była dosyć podobna z twarzy do Dominique, ale widać było, że była nieco starsza i poważniejsza.

Teddy akurat postanowił kilku dzieciom siedzącym obok niego zaprezentować swoje umiejętności - jego włosy zaczęły zmieniać kolor, z brązowego na niebieski, z niebieskiego na zielony, z zielonego na czerwony... Jego twarz wykrzywiła się dziwnie i zaczęła przypominać świński ryjek. Dzieci zachichotały głośno.

- Jak on to robi? - spytał Scorpius - Jest metamorfomagiem?

Rose pokiwała głową.

- Odziedziczył to po matce - wyjaśniła.

Twarz Teddy'ego znowu wykrzywiła się w dziwny sposób i zaczęła przypominać dziób kaczki.

- Teddy, zrób sobie tęczowe włosy! - poprosiła jedna z dziewczynek.

Mężczyzna jednak nie zdążył spełnić jej prośby, bo nagle ktoś z drugiego stołu głośno zastukał łyżeczką w kieliszek. Wszyscy odwrócili się w stronę dźwięku - jego sprawczynią była piękna kobieta o długich, jasnych włosach. Była tak podobna do Domnique i Victorie, że Scorpius po chwili zrozumiał, że była ich matką.

- Chciałabym coś powiedzieć - powiedziała z lekko francuskim akcentem.

Albus i James przewrócili oczami.

- Ciotki Fleur też nigdy nie lubiliśmy - mruknął cicho Al do Scorpiusa, po zobaczeniu jego pytającego spojrzenia.

Podniosła się z krzesła i rozejrzała się po wszystkich. Nikt nie zaprotestował, więc zaczęła mówić:

- Przy tych stołach siedzą osoby, które przeszły w życiu przez cierpienie i udrękę z powodu Śmierciożerców i Voldemorta. Siedzą tutaj osoby, które straciły przez Śmierciożerców swoich najbliższych i do dziś dotkliwie odczuwają ich brak. Siedzą tu osoby, które brały udział w Bitwie o Hogwart i walczyły ze Śmierciożercami. Siedzą tu też osoby, które były w tym roku przez kolejne pokolenie Śmierciożerców więzione. Mam rację, prawda? To niech mi ktoś, proszę, wytłumaczy dlaczego jeden z nich siedzi tu z nami, obok, ramię w ramię.

W pomieszczeniu zapadła bardzo odczuwalna cisza, a powietrze zgęstniało od napięcia. Z początku nikt nie zareagował na jej słowa, ale po chwili do umysłu Scorpiusa w pełni dotarło znaczenie jej słów. Wściekłość ogarnęła każdy centymetr jego ciała, krew głośno szumiała mu uszach, jego pięści z całej siły się zacisnęły. Z impetem podniósł się z krzesła, przez co ono runęło na podłogę. Kątem oka zauważył, że Rose zrobiła to samo.

- Mój tata nie jest Śmierciożercą od ponad dwudziestu lat! - wrzasnął głośno Ślizgon.

Miał być spokojny, powstrzymać nerwy, ale w tym momencie naprawdę nie potrafił. Emocje przejęły nad nim kontrolę, a złość tak mocno objęła jego ciało, że aż zaczął drżeć.

- To prawda! - zawtórowała mu głośno Rose - A jest tutaj dlatego, że jest tatą mojego chłopaka!

Teraz wszystkie spojrzenia skierowane były na ich dwójkę. Scorpius spojrzał z wdzięcznością na Rose, która mimo rumieńców na policzkach, wciąż stała wyprostowana, z podniesioną głową, jakby chciała, żeby wszyscy wiedzieli, że była zupełnie pewna swoich słów.

- Wypijmy za szczęście Scorpiusa i Rose! - zawołał niespodziewanie George Weasley, wznosząc do góry kieliszek z Ognistą Whisky.

W salonie nagle cisza została przerwana, na nowo zaczął się gwar i głośne rozmowy. Ku jego zdziwieniu, nagle obok niego pojawiło bardzo dużo osób, które zaczęły go pocieszać i uspokajać.

- Idę wyjaśnić moją matkę - odezwała się ze złością Victorie, po czym podbiegła do rodzicielki.

- Scorpius, nie przejmuj się, nikt oprócz naszej zwariowanej ciotki tak o twoim tacie nie myśli... - powiedział Hugo.

- Nie martw się, Scorpius - mówiła Hermiona, klepiąc go po ramieniu. - Fleur taka jest, od zawsze za nią nie przepadałam... Ron już poszedł przepraszać twojego tatę...

Blondyn uniósł ze zdziwieniem brwi i spojrzał w stronę miejsca, przy którym siedział jego tata. Rzeczywiście, przy nim również znalazło się mnóstwo osób, w tym Ronald Weasley, który z ożywieniem coś mu tłumaczył.

- Naprawdę jesteście razem? - spytał Teddy, uśmiechając się. - Ale numer.

- Ciągnęło ich do siebie już od dawna, ja od początku roku podejrzewałam, że coś między nimi zaiskrzy - pochwaliła się Teddy'emu Lily.

Nagle każdy chciał ze Scorpiusem porozmawiać i go pocieszyć - jeden z wujków Rose, który przedstawił się jako Charlie Weasley, zaczął mu coś opowiadać o swojej pracy w Rumunii ze smokami. Dziewczynka, która chyba miała na imię Lucy, opowiedziała mu, że dobrze kojarzyła go z Hogwartu i uważała go za bardzo dobrego szukającego w Quidditchu. Po chwili przyleciał też Harry Potter i zaczął mu coś opowiadać o swojej pracy w ministerstwie. Kobieta o ciemnej karnacji, która przedstawiła się jako Angelina Weasley przyniosła mu czekoladowe ciasteczka i kilka razy pytała czy mu smakowały. Babcia Rose za to zapewniła mu, że uszyje mu na święta sweter z jego inicjałami.

Obecność tych wszystkich ludzi dookoła nieco przytłoczyła Scorpiusa, ale jednocześnie... zrobiło mu się bardzo miło. Ogromna złość, którą przed chwilą czuł, zmniejszyła się. Ci ludzie naprawdę nie mieli nic do niego i do jego taty. Naprawdę chcieli ich dobrze poznać. Jasne, dostrzegł kilka osób, które krzywo mu się przyglądały, w tym tą Fleur, ale była to zdecydowana mniejszość. Większość była do niego nastawiona bardzo przyjaźnie.

Po jakimś czasie, do uszu Scorpiusa dotarł fragment kłótni Victorie z Dominique. Ślizgon pomyślał, że skoro "wyjaśniła" już mamę, to postanowiła również wyjaśnić młodszą siostrę.

- Ale, Victorie - jęknęła młodsza z dziewczyn - Ona jest Weasley i Gryfonką, a on Malfoyem i Ślizgonem, jak ty sobie wyobrażasz ich związek?

Victorie już otwierała usta, by coś jej odpowiedzieć, ale wtedy do kłótni postanowił wtrącić się James.

- Żyjemy w innych czasach, nie jesteśmy naszymi rodzicami. Jesteśmy innym pokoleniem i mamy swoje własne zasady, u nas wszystko jest możliwe - powiedział bardzo pewnym tonem głosu, mierząc kuzynkę nieprzyjemnym spojrzeniem.

Scorpius ze zdumieniem uniósł brwi. Podejrzewał, że James powiedział to bardziej w obronie własnego związku niż ich - w końcu sam chodził ze Ślizgonką, jednak i tak był mu wdzięczny. Te słowa, jak na niego, brzmiały bardzo mądrze.

Blondyn, mimo wszystko, rozumiał trochę Dominique. Czy rok temu choćby trochę podejrzewałby, że zostanie chłopakiem Rose, zaprzyjaźni się z jej przyjaciółmi i dobrowolnie wybierze się na jej kolację rodzinną? Zdecydowanie nie.

Rose miała zupełną rację. Ten rok był naprawdę bardzo szalony.

Ale szalony w pozytywnym sensie.

Continue Reading

You'll Also Like

48.3K 1.8K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
14.1K 1K 34
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
89.9K 8.3K 16
Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną...
60.9K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...