The Hesitate | h. s. ZAWIESZO...

meedmeadow tarafından

34.3K 2.1K 266

Dwoje marzycieli dążących z zapartym tchem ku swym największym marzeniom spotyka się pewnego dnia. Jakże inac... Daha Fazla

Prolog
Rozdział 1 - Coś niewytłumaczalnego
Rozdział 2 - Problemy
Rozdział 3 - Krok do przodu, krok do tyłu
Rozdział 4 - Odmowa
Rozdział 6 - Wątpliwości
Rozdział 7 - Upragniony dzień
Rozdział 8 - Mieszane uczucia
Rozdział 9 - Ostatnie słowo
Rozdział 10 - Tajemniczy Charlie
Rozdział 11 - Jak dawniej
Rozdział 12 - Atak
Rozdział 13 - Żarty żartami
Rozdział 14 - 'Jeśli będziesz cały czas ze mną...'
Rozdział 15 - TRA-DYC-JA! cz. 1
Rozdział 16 - TRA-DYC-JA! cz. 2
Rozdział 17 - Gorączka sobotniej nocy
Rozdział 18 - Kolejna kwestia do rozwiązania
Rozdział 19 - Świąteczny zawrót głowy
Rozdział 20 - Przewrażliwiona
Rozdział 21 - Reakcja
Rozdział 22 - Herbatka i całuski
Rozdział 23 - Pseudointeligenci
Rozdział 24 - Moi przyjaciele
Rozdział 25 - Teraz już wiem
Rozdział 26 - Coś niewytłumaczalnego II
Rozdział 27 - Cyrk
Rozdział 28 - Weź się w garść!
Rozdział 29 - Urodziny Minnie
Rozdział 30 - Bankiet
Informacja
Rozdział 31 - Coś się zmieniło
Halo?

Rozdział 5 - Niespodzianka

1K 71 7
meedmeadow tarafından

            W weekendy nie często zdarza mi się wstawać wczesnym rankiem, a już na pewno nie przed dziewiątą czy dziesiątą. Jednak tym razem po przebudzeniu poczułam jakiś dziwny przypływ „czegoś”, czego raczej nie mogłabym nazwać energią. W związku z niespotykanym odczuciem, mimo chodem podniosłam się z łóżka. Całkiem możliwe, że stały za tym emocje dotyczące nietypowej rozmowy z Ackermanem, której wizje wciąż świdrowały dziury w mojej głowie. Prawie przez cały wczorajszy dzień towarzyszyły mi niemoc i złość, dziś natomiast czułam się źle ze swoim wybrykiem. Zachowałam się stanowczo nieodpowiednio, a już na pewno nieprofesjonalnie. Wieści o moim aroganckim występku zapewne poniósł wiatr słów Ackermana. Jestem pewna, że znał kilku ważnych wydawców.
            Szczerze mówiąc, z jednej strony było mi źle z powodu tego, co powiedziałam, z drugiej jednak odczuwałam odrobinę satysfakcji, że udało mi się wymyślić tak porządną ripostę, na którą mężczyzna nie potrafił zareagować.

            Zmęczona już ciągłym zamartwianiem udałam się do kuchni, gdzie mama urzędowała zapewne od dobrych dwóch godzin. W przeciwieństwie do mnie Fiona była rannym ptaszkiem. Nie zwracając większej uwagi na to, co aktualnie robiła, zajęłam miejsce przy małym stole i od razu padłam na niego bezwładnie, jęcząc i wydając z siebie najróżniejsze odgłosy zmęczenia, frustracji i niezadowolenia. Dopiero w tym momencie mama zauważyła moje przybycie. Przyzwyczajona do podobnych scen najzwyczajniej w świecie zignorowała moje pomruki.

- Znalazłam Ci pracę – oznajmiła pewnym siebie tonem, przez który przemawiała jej duma z samej siebie. Uniosłam głowę znad stołu i spojrzałam na nią pobłażliwie.
- Niby jak? Jest dopiero po dziesiątej.
            Zdecydowanie bardzo szybko jej poszło, więc nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, czy też dobrze płatnego.
- Powiedzmy, że okazja tak jakby sama się napatoczyła – odpowiedziała wesoło, a w jej głosie nadal dostrzegalna była ta duma.
            Wyprostowałam się i przyjęłam jak najwygodniejszą pozycję, aby w spokoju wysłuchać rodzicielki. Nie ukrywałam, że odrobinę mnie zaciekawiła. Fiona odłożyła nóż, którym jeszcze przed sekundą kroiła warzywa i odwróciła się w moją stronę z promiennym uśmiechem.
- Otóż dziś rano, zresztą jak w każdą sobotę, była u mnie Anne Cox...
            Zaraz po usłyszeniu tego nazwiska zachowałam się niczym rozwydrzona, zbuntowana nastolatka, a mianowicie wywróciłam oczami i westchnęłam z politowaniem. Przeczuwałam, że ta rozmowa lada chwila mogła przekształcić się w coś wybuchowego. Naturalnie eksplozja miała mieć miejsce wewnątrz mnie. Mama była bardziej opanowaną osobą.
- Cóż, wiedziałam, że tak zareagujesz – przyznała z żalem. Nie odezwałam się, tylko ponownie zwróciłam na nią swój wzrok, aby dać jej znak, że może kontynuować. Choć i tak wiedziałam, że raczej nie przystanę na tę propozycję pracy, tak czy owak chciałam jej wysłuchać do końca. - Potrzebuje pomocy z Williamem i szuka kogoś do opieki.
- Niech jej syn sprowadzi tu najlepszą nianię świata – wyparowałam lekceważąco, jednocześnie prostując się. Luzacka poza nie odpowiadała mi już w tym momencie. - Mnie w to nie mieszaj – zakomunikowałam dosadnie i skrzyżowałam ręce na piersi w akcie obronnym.
            Mama ciężko westchnęła, widząc moje niegrzeczne zachowanie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo pragnęłam trzymać się z dala od tej rodziny, mimo to pozwoliła sobie na załatwienie mi pracy akurat u nich. Przecież to było wręcz oczywiste, że odmówię!
- Nancy... - zaczęła z trudem, jej zadowolenie już dawno minęło. - Ona zapłaci ci dużo, Harry...
- Jeśli nie chcę twoich pieniędzy, jego tym bardziej – wtrąciłam, bezczelnie podnosząc głos. Zdziwiłam się, że Fiona nie kazała mi się uspokoić, tylko nadal stała ze smutkiem w oczach oparta o szafki kuchenne. - Już wolałabym opiekować się Williamem za darmo, niż żyć ze świadomością, że ten pajac mi płaci.
            Miałam wrażenie, że w tę rozmowę dodatkowo wdały się emocje z poprzedniego dnia, które spotęgowały moją złość. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Że zaraz po śniadaniu polecę na Cedar Close i wyściskam Anne za możliwość zarobienia funtów, które jej syn dostał za beznadziejne utwory zatruwające mój słuch za każdym razem, gdy ktoś włączy radio?

- Powiedziałam jej, że do niej zadzwonisz – dodała na koniec mama, jakby z poczuciem winy. Czując jak ciśnienie we mnie rośnie, nie odzywając się już, opuściłam pomieszczenie.


            Po raz kolejny tego dnia zastanawiałam się czy zachowałam się prawidłowo. Moja reakcja na słowa mamy była wręcz szczeniacka i niedojrzała. Było mi z tym trochę głupio. W końcu wciąż lubiłam Anne, pomimo mojej nienawiści do Harry'ego. Nie mogłam przecież winić jej za postępowanie jej syna, jednakże praca w ich domu naprawdę nie wydawała mi się najlepszym pomysłem. Po upływie tego całego czasu, wciąż wzbudzał on we mnie nieprzyjemne odczucia, a teraz, gdy wreszcie doszłam do siebie wolałam nie zbliżać się do tego miejsca. Stylesa miałam daleko, daleko za sobą, a wejście do jego domu byłoby równoznaczne z powrotem wszystkich niemiłych wspomnień, które z tak wielkim wysiłkiem starałam się wypędzić ze swojej głowy przez niemalże pierwszy rok po tym cyrku. Gdy wówczas przestałam się u nich pojawiać, relacje między mną a Anne zelżały, rozmawiałyśmy coraz mniej. Mijając się na ulicach rzucałyśmy w swoją stronę jedynie „dzień dobry”, chociaż Anne czasem wyglądała jakby chciała przystanąć i zamienić ze mną kilka słów. Jednak, kiedy kariera Harry'ego zaczęła nabierać tempa, kobieta miała coraz więcej na głowie, nie wyrabiała z pracami domowymi, w związku z czym coraz częściej zaglądała do naszego skromnego Laundrer zrobić małe pranie. Wtedy ponownie zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Na początku z wielkim dystansem, począwszy od krótkich rozmów na tematy przyziemne, ostatecznie skończywszy na bardziej otwartych konwersacjach. Nie chciałam mówić jej za wiele, bo bałam się, że zechce podzielić się tym ze swoim starszym synem, o którym notabene nie śmiała wspomnieć ani razu przez ostatnie dwa lata. Niekiedy spotykałam ją gdzieś w mieście i czasami owe spotkania nie kończyły się wyłącznie na powitaniu, jak niegdyś. Szczególnie, gdy był z nią wtedy Willy. Czteroletni, energiczny chłopiec, który na mój widok zachowywał się, jakby dostał zastrzyk z adrenaliną. Zawsze wysyłał mi szeroki, pełen radości uśmiech i przybijał piątkę, czym poprawiał mi humor, gdy wracałam do domu po ciężkim dniu w szkole. Czułam, że opieka nad nim nie byłaby wielkim wyzwaniem, ponieważ William należał do niewielkiego grona dzieci nie miewających  zbyt częstych kaprysów i humorków, przez co przebywanie z nim byłoby nieco łatwiejsze. Ponadto był całkiem mądry i bystry, jak na swój wiek. Interesował się wszystkim, co związane z kosmosem, znał nawet nazwy największych księżyców Saturna, co było całkiem imponujące zważywszy na fakt, iż miał zaledwie cztery lata. Oferta brzmiała absolutnie kusząco, opieka nad dzieckiem w popołudnia, łatwe pieniądze. Nie pasował tylko ten jeden „szczegół”.

            Zerknęłam przelotnie na stos książek leżących na stoliku przy moim łóżku. Już dawno powinnam mieć przeczytaną przynajmniej połowę z nich, lecz wciąż zwlekałam. Co prawda od egzaminów końcowych dzieliło mnie kilka miesięcy, ale jeśli liczyłam na dostanie się na Oxford już w wakacje powinnam była zacząć naukę. Presja ze strony rodziny momentami była ciężka do zniesienia. Choć świetnie znali odpowiedź na pytania dotyczące tego, co zamierzam robić po szkole średniej, gdzie udam się na studia, a także jakie przedmioty będę zdawać na egzaminach, nieustannie mnie nimi zasypywali przy każdej okazji. Rzucali też swoje niepotrzebne rady, które wpuszczałam jednym uchem, a wypuszczałam drugim. Natomiast, gdy tylko wspominałam coś o książce spotykałam się ze sceptycznymi uwagami. W zasadzie była odrobina racji w tym, że powinnam się skupić na przygotowaniach do testów, bo i one po części miały doprowadzić mnie do bram kariery pisarskiej. Tymczasem zamiast wkuwać regułki, uczyć się cytatów Shakespeare'a i czytać obowiązkowe lektury, ślęczałam godzinami nad włączonym komputerem i pisałam swoją pierwszą powieść. Nie wspominając już nawet o wycieczkach do wydawnictw, które nie tylko zabierały pieniądze, a również czas.

            Późnym wieczorem, gdy po spędzeniu kilku godzin na pisaniu zdecydowałam się na drzemkę, ktoś brutalnie mnie z niej wyrwał. Pierwszy dzwonek do drzwi zignorowałam, mając szczerą nadzieję, że mama raczy otworzyć i oddelegować delikwenta jak najdalej od naszej posiadłości. Złośliwy dźwięk dotarł do mych uszu ponownie, a zaraz po nim kolejny. Wyglądało na to, że byłam sama w domu i niestety musiałam pofatygować się osobiście, aby zmierzyć się z natarczywym gościem. Kiedy otworzyłam drzwi ze skwaszoną miną moim oczom ukazał się przeszczęśliwy Charlie z butelką szampana w jednej ręce i czarnym balonem w drugiej.
- Banzaii! - wrzasnął z werwą. Wykrzywiłam się w zabawny sposób.
- Cześć, Charlie – rzekłam bez jakiegokolwiek entuzjazmu. W końcu dopiero co podniosłam się z łóżka. Mój mózg raczej odmawiał współpracy.
- Komitet do spraw celebracji gotów do świętowania! - oznajmij wesołym tonem, unosząc w górę prezenty, które trzymał w rękach.
- Świętowania czego? - mruknęłam pod nosem nadal bez większych emocji.

- Twojej riposty? - odpowiedział kręcąc niezrozumiale głową. To chyba najbardziej niedorzeczny powód, jaki kiedykolwiek usłyszałam.
- I ma nam w tym pomóc jeden szampan i czarny balon?
            Charlie jedynie kiwnął raz głową, próbując mi udowodnić, że dokładnie przemyślał swoją wizytę u mnie, jednak bardzo łatwo było się zorientować, że szampana kupił po drodze w pierwszym lepszym sklepie, a balona zapewne odkupił od jakiegoś dzieciaka albo ukradł komuś sprzed domu. Chociaż ten nietypowy kolor wzbudzał we mnie pytania odnośnie jego pochodzenia.

- Jeśli serio chcesz świętować, potrzebujemy czegoś więcej – powiedziałam uśmiechając się do niego znacząco. Chłopak od razu podłapał mój niecny zamiar i jednocześnie skierowaliśmy się w stronę barku mojego taty.


            Wieczór potoczył się zdecydowanie zupełnie inaczej niż to przewidywaliśmy. Zarówno tani szampan, jak i skradziona butelka whisky zniknęły w zaskakującym tempie. Nie zdążyłam się obejrzeć za kolejną butelką czegokolwiek, a wskazówki zegara pokazywały dziesiątą. Nie chcąc narażać się bardziej mojemu tacie, ulotniliśmy się czym prędzej z domu, i zabierając po drodze Minnie ruszyliśmy na przystanek podmiejskiego busa do Macclesfield. Nie mieliśmy zamiaru bawić się w Holmes Chapel, gdzie jedyną atrakcją w weekendy było oglądanie meczu drugiej ligi w małym pubie w środku miasta. Natomiast w Macclesfield było parę miejsc, gdzie mogliśmy spędzić dobrze czas.

            Opierałam się o blat baru, popijając piwo i badając wzrokiem wszystkich ludzi wkoło. W klubie roiło się od wystrojonych lasek czekających na okazję, ale było też parę normalnie ubranych dziewczyn, między innymi ja i Minnie. Panna Fletcher wraz z Charliem wyciskali z siebie ostatnie soki na parkiecie, tymczasem ja potrzebowałam chwilę odsapnąć. Obserwowałam co jakiś czas ich niepowtarzalne wyczyny i parę razy zdziwiłam się, że można coś takiego zrobić. Oboje mieli ciała jak z gumy.

            W pewnym momencie nieopodal przyjaciół dostrzegłam znaną mi postać. Otworzyłam szerzej oczy, żeby lepiej się jej przyjrzeć. Ona także mnie zauważyła i mimochodem ruszyła w moją stronę z szerokim uśmiechem. Pewnie była już pijana, inaczej nie zareagowałaby na mój widok w taki sposób.
- Nancy Fritton! - Do mych uszu dobiegł kolosalnie irytujący głos blondynki, na dźwięk którego jedynie niemrawo się uśmiechnęłam, starając się ukryć zażenowanie tym spotkaniem.
- Sunny Pockette!
            Zaśmiałam się niezwykle nerwowo, ale dziewczyna nie zwróciła na to większej uwagi. Pierwsze sekundy konfrontacji, a ja już miałam jej dość. Wyjątkowo nieznośna osoba. Jak to na wstawioną przystało zaczęła wypytywać mnie o różne rzeczy. Szczerze mówiąc miałam z niej niezły ubaw. Niektóre odpowiedzi, których jej udzielałam były wyssane prosto z palca. Sama byłam po paru piwach, więc moja wyobraźnia zaczęła działać w zawrotnym tempie. Nagle Sunny wkroczyła na teren chroniony.
- Ej, Nance, pamiętasz jak kiedyś trzymałaś się z tym, no, z tym z One Direction? - zaśmiała się bezdźwięcznie, mnie natomiast do śmiechu nie było. Miałam ochotę rzucić w nią przekleństwem i odejść. Jednak dziewczyna kontynuowała swoją myśl. Przywołała pewną historię, o której ja sama nie miałam zielonego pojęcia, lecz po wysłuchania jej stałam oszołomiona.
- Co zrobiłaś?! - wydarłam się na nią z powagą i czułam, że mało brakowało, a moja ręka wylądowałaby na jej twarzy. Powstrzymałam się, choć było to cholernie trudne.
- Daj spokój, Nance, to było w Junior High! - odpowiedziała bez większych ceregieli, jakby kompletnie nic się nie stało, jakby to, co zrobiła było niczym wielkim. Po tej wypowiedzi jeszcze bardziej pragnęłam ją uderzyć.
- Wal się, Sunny – syknęłam przez zaciśnięte zęby i wystrzeliłam niczym z procy w stronę Charliego i Minnie. Złapałam chłopaka za ramię i stanęłam na palcach, aby szepnąć mu do ucha:
- Idziemy stąd zanim obiję mordę tej kretynce.
            Charlie patrzył na mnie całkowicie zdezorientowany. Nie był świadom tego, co miało miejsce przed sekundą. Jego wątpliwości zostały rozwiane zarówno szybko, jak i brutalnie.
- Histeryzujesz, prędzej czy później i tak by cię zostawił – na te słowa zacisnęłam mocno usta i przygryzłam wargi ze złości. Natychmiastowo odwróciłam się i wymierzyłam w twarz Sunny piękny, soczysty cios zamkniętą pięścią. Ludzie bezzwłocznie odsunęli się od epicentrum konfliktu, a ochroniarze niemalże od razu ruszyli do akcji. Nie minęła minuta, a nasza cała trójka wylądowała na bruku. Splunęłam wściekła na chodnik i wytarłam rozciętą, lekko zakrwawioną rękę w koszulkę.
- O co poszło?! - odezwał się niezmiernie zszokowany Miles, wręcz krzycząc na mnie. Nigdy wcześniej nie zachowałam się w podobny sposób. Raczej zrozumiał, że musiało to być coś poważnego.
- W Junior High rozpowiadała ludziom, że dowiedziała się ode mnie, że Harry jest gejem. Dlatego mnie odtrącił!
            Charlie i Minnie zamilkli na dłuższą chwilę, rozglądali się jedynie na boki, nie do końca wiedząc jak się zachować. W absolutnej ciszy udaliśmy się na dworzec autobusowy, aby czym prędzej wrócić do domu i ochłonąć po tym jakże nieprzewidzianym incydencie. Nie musieliśmy nawet mówić tego na głos, po prostu skierowaliśmy się w jednym kierunku.



            Odpychałam się nogami od ziemi, aby lepiej rozbujać huśtawkę. Przyjemny wiatr uderzał co jakiś czas w moją twarz, odrobinę mnie rozluźniając, kiedy wewnątrz mnie rozgrywała się konkretna bitwa honoru z potrzebami. Tkwiłam tak przez dobre kilkanaście minut i odbijałam myśli jak piłeczkę pingpongową, nie mogąc ostatecznie zdecydować jakie kroki podjąć. Spojrzałam przed siebie, prosto na bujające się na wietrze krzewy zasadzone przez mamę dwie wiosny temu i niepewnie uniosłam telefon ku górze. Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w numer widniejący na ekranie i koniec końców wcisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwsze dwa sygnały utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie był to dobry wybór, lecz, gdy osoba po drugiej stronie odezwała się do słuchawki nie było już odwrotu.
- Cześć, Anne, z tej strony Nancy.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

130K 5.9K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
69.6K 2.2K 130
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
8K 709 23
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...