Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZON...

By GibonsJadzia

55.8K 3.3K 1.2K

Rany Julek! to przekrój ewolucyjny męskiego postrzegania rodziny i ustatkowanego życia na przykładzie Teodora... More

zwiastun i opinie
Start akcja! Czyli część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 14
Część 15
Część 16
BĘDZIE PO ANGIELSKU!!!
Idzie nowe! Wiecie co to oznacza?
Już JEST!

Część 13

1.8K 155 17
By GibonsJadzia

–Szukałem ciebie i.... – Siedzimy na podłodze wpatrzeni w siebie. Boże! Jak ja za nią tęskniłem! Jak mi jej brakowało! Jest... Piękna, ale jakby inna. Moja, lecz trudna do rozpoznania. Daleka, choć na wyciągnięcie ręki.

Rozpuszczone włosy ukrywają brak ucha. Brakuje tylko pełnych radości oczu. Te, które patrzą na mnie, przepełniają łzy, a ja nie wiem czy szczęścia.

Wstanę, bynajmniej nie żwawo. Spróbuję chociaż. Nie. Będę ze sobą szczery. Potrzebuję pomocnej ręki, by wstać. Pola, co prawda, rzuciła się do mnie, ale po to, by przytulić, a nie podnosić. Pielęgniarka, zaniepokojona naszym zachowaniem, podchodzi i to ona włącza w Poli profesjonalizm. Obie pomagają mi wstać. W krępującej ciszy człapiemy do materaca gimnasycznego. Pierwsza radość minęła i nie za bardzo wiemy co dalej. Czy my nadal jesteśmy razem? Czy już osobno? Nie mam pojęcia od czego zacząć. Dzieli nas niewidzialna przepaść, a żaden sposób na jej pokonanie nie wydaje mi się wystarczająco dobry.

– A więc zawał? – pyta ze zmartwieniem.

Przytakuję. Przecież nie powiem "wycięcie wyrostka" skoro siedzimy w Centrum Kardiologii. Dobrze, że prostatę mam po dziadku i to nie z jej powodu się spotkaliśmy – będzie sprawna długo po dacie przydatności.

– Niemożliwe. Ty? Okaz zdrowia? – mówiąc, drapie mnie po brodzie. Śmieję się. Wszyscy na nas zerkają, więc czujemy się nieswojo. Ja na pewno! Po kanciastych ruchach i nerwowym uśmiechu poznaję jej zdenerwowanie. – Z tym zarostem wyglądasz jak dziadek Edek. - I teraz nie wiem, czy to komplement czy obelga. Moja mina chyba doskonale wyraża co myślę, bo Pola jawnie się ze mnie śmieje.

– No wiesz? – Jednak czuję się obrażony. Ostatni raz goliłem się w Polsce, więc faktycznie wyhodowałem szlachetną brodę. Odcina się swym ciemnym kolorem od siwych baków, które dodają mi chyba z dwieście lat. Pozbędę się zarostu, jak tylko będę mógł. – A jak Julek?

– Dobrze. Sam się przekonasz. Polityka szpitala zabrania przyprowadzania dzieci, ale za tydzień, najdalej dwa, zostaniesz wypisany.

– A jak ty się czujesz?

– Trzymam się. – Czyżby znów nerwowy uśmiech? Tak! I unika spojrzenia mi w oczy! –Julek mnie napędza. Gdyby nie on... – urywa w pół zdania.

Trzymamy się za ręce jak dzieci. Niepewni co dalej, lekko zawstydzeni sobą.

– Nie mogę uwierzyć, że cię widzę, Pola.

– Nawet nie wiesz, ile razy wybierałam twój numer chcąc zadzwonić, usłyszeć twój głos, Teo, ale...

– Dobrze, że nie dzwoniłaś – wtrąciłem. Nie musi mi się tłumaczyć. Zresztą, takie dostała instrukcje. Przez chwilę hipnotyzował mnie jej uśmiech. – Tęskniłem za wami. Bardzo.

Kątem oka widzę młodego mężczyznę w podobnym uniformie, jaki nosi Pola. Spogląda na nas, krąży wokół, udając, że coś odkłada lub bierze. W końcu podchodzi.

– Pauline, it's lunch time. Would you like me to order...

– Thanks, Peter. I'm good. See you later? – wtrąciła mu się w słowo.

Facet jest szczerze zaniepokojony odmową Poli, co z kolei niepokoi mnie. Czy coś ich łączy? Nie będę snuć domysłów, jak wtedy z Adamem. Wyciągnąłem wnioski z tamtej lekcji.

Pomimo tego, że Pola ucieka wzrokiem, cały czas utrzymuje ze mną kontakt dotykowy: poprawia mi włosy, gładzi policzek, bawi się palcami. Jednak, gdy chcę ją przytulić, odsuwa się.

– Teo, nie sądzę, by to był dobry pomysł.

Oj! Jednak moje podejrzenia odnośnie Petera mają rację bytu. Inny mężczyzna dotyka mojej Poli? To boli bardziej niż zawał. Może od razu powinienem o to zapytać? Lepiej nie.

– Cieszę się, że cię widzę, Poluś.

Uśmiecha się. To ten uśmiech, w którym się zakochałem.

– Odprowadzę cię do łóżka, Teo. Na dziś wystarczy. Jutro przyjdę po ciebie na kolejne próby wysiłkowe, dobrze?

Jakie to upokarzające nie móc samodzielnie poruszać się przy kobiecie, z którą jeszcze półtora roku temu kochałem się pozycjami z tajnych kart kamasutry. Teraz nawet mi nie stanął na wspomnienie tamtych chwil. Pola, czy też Pauline, wciąż grzeszy urodą. Poprzez traumatyczne wydarzenia, jakie przecierpiała przeze mnie, pojawiły się na jej twarzy drobne zmarszczki. Nie przeszkadzają mi, nadal jest moją Polą. Ja z kolei posiwiałem, straciłem czteropak i prawdopodobnie możliwość używania mojej szpady. Ręce drżą, jakbym miał Parkinsona. Nie potrafię nawet wysikać się strumieniem prostym. Porażka! Przy takim Peterze prezentuję się marnie.

*

Pola przyszła po mnie tak jak obiecała, kolejnego dnia też i następnego również. Przez cały tydzień pomagała mi wstawać z popiołu po zgliszczach zawału. Kątem oka widziałem jak ćwiczą inni pozawałowcy i podejrzewam, że Pola znęcała się nade mną. Pot spływał mi po kręgosłupie strumieniami.

Żebym nie myślał o bólu i zmęczeniu, opowiadała o Julku, o tym, jak podróżowali po Europie przez cztery miesiące, zanim osiedliła się w Londynie. Mówiła, że maluch szybko zapomniał, co przeszedł. Byłem ciekaw, czy mnie też zapomniał, ale bardziej interesowało mnie, czy Pola zdołała sobie poradzić z bolesnymi wspomnieniami. Nie wiem jak z nią o tym rozmawiać. W ogóle nie poruszamy tematu przyszłości, z jej ust nie padają słowa sugerujące, że mamy jakąkolwiek wspólną przyszłość. Poza obietnicą spotkania Julka po wyjściu ze szpitala nie ma NAS, ani żadnych planów zametkowanych „razem".

Każdego dnia staję się silniejszy. Dzięki Poli wierzę, że mogę wrócić do dawnej formy.

Nadszedł w końcu dzień wypisu! Cieszę się i martwię. Nienawidzę szpitali, ale z drugiej strony... Czy wystarczy mi pretekstów, by spotykać się z Polą? Nie mogę na nią naciskać. Nie potrafię.

Dzwonię do Mieszka. Chcę prosić, by przywiózł mi jakieś ciuchy i pomógł wrócić do mieszkania, które tu, w Londynie, wynajmuję. Wiem, że jest w pobliżu. Przyleciał tydzień temu niańczyć „samodzielnego" nastolatka jakiegoś biznesmena z okładki Forbes. Zanim komórka łączy mnie z kumplem, w drzwiach staje Pola. Jej obecność przywraca we mnie radość. Witamy się jak przyjaciele: przytulenie, całus w policzek. Nie osiągnęliśmy jeszcze poziomu zażyłości sprzed porwania. Martwi mnie to, ale nie dziwi. Rozumiem, że wciąż żywi urazę. Miałem ich chronić, a nie narażać.

Pola wyciąga z plecaka kilka sportowych, luźnych rzeczy i pomaga mi założyć koszulkę. Jej dotyk sprawia, że Falliczny nieco się przebudził.

Oho! Nie jest źle!

– Sam potrafię. Dziękuję – oburzam się z zakłopotaniem.

Razem odbieramy wypis z notą pochwalną od kardiologa. Tak naprawdę, jest to lista rzeczy, których nie powinienem jeść. Tragedię odczuwam dopiero, kiedy czekamy na taksówkę i Pola mi tę listę tłumaczy. Potrawy zaznaczone na czerwono mogą wyprawić mnie w podróż na tamten świat kolejnym zawałem, nawet poprzez samo powąchanie!

– Ryba na parze też jest dobra – przekonuje rozbawiona.

Ooo! Czyżby moje oburzenie ją bawiło? Ciekawe co by było, gdyby to ona musiała zrezygnować z karkówki?

– Może Julek by w to uwierzył, ale nie ja – burczę pod nosem, a ona się śmieje. W końcu podjeżdża auto. Otwieram drzwi i szarmancko zapraszam. – Panie przodem. – Gdy chcę podać taksówkarzowi adres, Pola niezbyt elegancko zasłania mi usta, po czym podaje inny. Chyba swój. Rzucam pytające spojrzenie.

– Pomyślałam, że spędzisz z nami kilka tygodni, Teo. Twoja rehabilitacja powinna mieć ciąg dalszy, a obawiam się, że beze mnie to nie ma mocnych, by cię zmusić do ćwiczeń i diety.

– Dziękuję, Pola. Mam swoje mieszkanie. Jestem spokojniejszy wiedząc, że nic wam nie grozi. Powinienem też wrócić do Polski. Nie mogę obarczać Emila...

Moje kochanie przysuwa się do mnie tak blisko, że nasze nosy mogą się przywitać.

– Ale ja chcę, Teo. Proszę. Nie zostawię cię w takim stanie bez opieki. – To zdanie akurat mnie nie przekonuje. Nie potrzebuję opieki! – Nie chcesz zobaczyć Julka?

Mógłbym się buntować, ale Pola ma rację. Tęskniłem za Julkiem równie mocno jak za nią. Nie podoba mi się tylko wizja opieki. Czy Pola czasem nie traktuje tej sytuacji jak rewanżu za mój patronat podczas jej procesu? Należy tę kwestię wyjaśnić dość szybko, najlepiej jeszcze dziś.

Taksówka zatrzymuje się pod starą angielską kamienicą. Pola pomaga mi wysiąść i prowadzi do drzwi jak starca, choć już od kilku dni jestem samodzielny. Kompromitacja na całej linii!

– Mieszkasz tu sama? – Wolę upewnić się, że nie natrafię na męski okaz, który mógłby być partnerem Poli.

– Nie. – O nie! Mój koszmar się ziścił! – Z Julkiem i nianią – dodaje po chwili, a mi kamień spada z serca. Co za ulga!

Drzwi otwierają się szeroko. Mały hałaśliwy człowieczek wybiega z radością w kierunku mamy, lecz na mój widok chowa się za nią. Przygląda mi się nieufnie.

– Julcio, jak ty urosłeś! – mówię z podziwem, a w małych niebieskich oczętach widzę jak zmienia się jego podejście. Rozpoznaje mnie! – Przywitasz mnie, urwisie? – zachęcam z wyciągniętą dłonią, a chłopiec przykleja się do mojej nogi i żąda bym wziął go na ręce. Urósł. Gada dużo. W zasadzie to nie daje mi nawet dojść do głosu, gdy opowiada o monsel taku.

– Monster truck, to takie auto – słyszę tłumaczenie.

– Tata! Mommy look tata! – sepleni Julek, łamiąc dwa języki. Opowiada o wszystkim co znajdzie się w zasięgu jego wzroku. Niestety, bez tłumaczenia nie nadążam.

Chcę wziąć go na ręce, ale Pola kiwa palcem zakazująco i sama go podnosi. Przytulam oboje. Dawno nie czułem się taki szczęśliwy. Boże! Jak ja za nimi tęskniłem!

Spędzamy przyjemne popołudnie. Próbuję nadrobić stracone miesiące i choć coraz więcej o nich wiem, to nadal zachowujemy lekki dystans.

Cherubinek wygląda jak cherubinek. Mój cherubinek! Muszę oswoić się z tym, jak wiele już potrafi, że nie potrzebuje pomocy przy założeniu butów oraz świetnie radzi sobie z samodzielnym jedzeniem. W skrócie: Julek prezentuje się bardziej jak Julian, a nie słodkie małe bobo, które podrzucałem na rękach. Zmieniły się jego zainteresowania, jak i sposób zabawy. Oj, daje dzieciak popalić stawom. Pola uspokaja nas, ciągle krzyczy: Wolniej! Odpocznij! Zejdź z tej półki! – To ostatnie bynajmniej nie do mnie.

Wieczór zastaje nas w radosnych humorach. Chcielibyśmy kontynuować zabawę, lecz dostajemy krótką reprymendę, po której nawet ja posłusznie myję zęby i kładę się z Julkiem do łóżka. Zasnął, ten mój maluch, podczas czytania bajki. No dobrze, po prostu opowiadałem mu co widzę na obrazkach, bo książka jest oczywiście po angielsku. Niechętnie zostawiam go okrytego kołderką, a nie moim ramieniem. Czuję dziwne spełnienie, kiedy jest w pobliżu. Tak, jakby to było moje miejsce i mój czas.

Myślami znów krążę wokół tego, co powinienem Poli powiedzieć, o co zapytać.

Znajduję ją w kuchni. Zmywając naczynia, nuci hit radiowy – znam go na pamięć, bo w szpitalu sączył się głośnikami, zaatakował mój mózg i już tam pozostał.

Moje kochanie nie widzi mnie, co daje mi chwilę na obserwację. Nadal ją kocham. Nic na to nie poradzę, że patrząc na nią, nie widzę tej cholernej blizny, tylko cudny uśmiech, piękne oczy i lekko zadarty nos, który nie pozwala jej wyglądać poważnie, gdy się złości. Włosy zebrała w kucyk, więc blizny po uchu nie sposób nie dostrzec. Ja widzę ją po raz pierwszy, bo do pracy Pola zaplata warkocz na bok, co dość dobrze kamufluje pamiątkę tragedii.

W nuceniu rozpoznaję refren. Automatycznie mruczę melodię razem z nią.

Pola spogląda na mnie z wyrazem szczęścia na twarzy, a ja naiwnie czuję się jak kiedyś. Uczucie to znika nagle. Znika też jej uśmiech, gdy nerwowo zaczesuje włosy na bok. Podchodzę na tyle blisko, by wyjąć z jej dłoni gumkę i zebrać jej włosy ponownie w... coś na kształt kucyka. Chyba.

– Jesteś piękna, Pola.

– Dziękuję – odpowiada wzruszonym głosem – Napijesz się czegoś?

– Zgaduję, że coś mocnego nie wchodzi w rachubę. – Rozśmieszyłem ją! Dobrze, niech lody topnieją. – To zamawiam to samo, co ty.

– Masz ochotę na ciasto?

– To zależy, ile każesz mi jutro robić przysiadów za to ciasto. Chyba że planujesz dla mnie jakąś aktywność fizyczną jeszcze dziś? – Cholera! Jest późny wieczór, nie sądzę by miała jakieś wątpliwości o jaką aktywność mi chodzi. Znowu te geny dziadkowe. Muszę sprawdzić, czy nie da się tego wyleczyć, wyciąć z DNA czy wypalić jakimś laserem.

– Teo, no wiesz!? – Uśmiecha się przez zawstydzenie. – Pacjentom po zawale nie bez powodu zaleca się wstrzemięźliwość.

– No kaman! – Kaleczę angielski zasłyszany w sitkomach. – To chyba nie będzie trwać wiecznie! – Udaję poważnie oburzonego.

– Brakowało mi twojego humoru. – Wiem. Widzę to w jej wesołym spojrzeniu. – Dzwoniłam wczoraj do babci, pozdrawia cię i życzy szybkiego powrotu do zdrowia.

– Dziękuję. – W myślach analizuję sytuację. Babcia Basia wie, czyli moja matka też już zna sytuację. Wiadomość na pewno dotarła również do dziadunia, który teraz ręce zaciera i wygłasza swoją teorię na temat długowieczności dzięki odpowiedniemu serwisowaniu prostaty i przy okazji krytykuje moje jej nie używanie ostatnimi miesiącami. – Powinienem zadzwonić do mamy? – pytam retorycznie.

– Niekoniecznie.

No i mnie zaskoczyła.

– Już z nią rozmawiałaś?

– Tak. Cieszy się, że najgorsze za tobą. Pytała, czy powinna przylecieć, ale zapewniłam, że masz tu profesjonalną opiekę. – Dobrze! Jeszcze tylko matki mi tu brakuje! – Co do dziadka Edka... – Zawiesiła głos. Chyba myśli, co mi powiedzieć. – Raczej nie chcesz wiedzieć co wykrzykiwał w słuchawkę.

– O nie! Pola, nie trzymaj mnie w niepewności. Musisz mi powiedzieć. – Udaję zaciekawienie.

– Dziadek twierdzi – zaczęła z rumieńcem na policzkach – że on nigdy nie dostał zawału, bo regularnie „spuszcza parę z czołgu". Potem odśpiewał „Czerwone i bure, chodź Basiu na górę".

– Ciiii – Kładę palec na jej ustach. – Starczy. Już wiem wszystko.

– Teo?

– Tak?

– Czy myślisz, że twój dziadek i moja babcia... – Chyba myśli nad doborem słownictwa, choć już przeczuwam do czego zmierza. – Czy dziadek realizuje z babcią te wszystkie piosenki, które lubi podśpiewywać?

– Pornofolk? Obawiam się, że tak. – Krzywię się na tę myśl, co znów rozbawia Polę.

– Co to za reakcja, Teo? To jest imponujące. Daje nadzieję, że życie erotyczne nie jest dyktowane metryką.

– Pola, ale w takim wieku, to już chyba powinni to robić pod opieką lekarza, albo... No nie wiem, zamawiać karetkę przed rozpoczęciem, by zdążyła dojechać z defibrylatorem na finał. – Spoglądam na Polę z rozdziawionymi ustami. Właśnie do mnie dotarło! – Zrobiłaś to specjalnie! Obrzydziłaś mi seks! – powiedziałem z wyrzutem, zaplatając ręce na piersi.

No i znowu sie ze mnie śmieje! Ale... Zarażam się tym śmiechem. Kiedy kładzie dłoń na mym policzku, przez chwilę mam wrażenie, że czas się cofnął. Podobnie śmialiśmy się ze zbereźności dziadunia w wieczór moich czterdziestych urodzin. Z tą różnicą, że wtedy Pola zsunęła dłoń z mojego policzka i przemaszerowała palcami na południe, aż do rozporka. Przez ułamek sekundy czuję się tak, jak wtedy.

Krępująca cisza rozpycha się między nami łokciami, jak tylko przestajemy się śmiać. Takie milczenie często nam się zdarza, dowodząc jak wiele jest między nami niedomówień i niejasności, że o niepewności emocjonalnej nie wspomnę.

– Lepiej, bym wrócił do siebie, Pola. Nie chcę ci robić kłopotu.

– Nie, Teo. Lepiej, byś został tu, pod moim okiem. Nie zapomnij, że powinieneś powtarzać badania w Centrum Kardiologii, co miesiąc przez pół roku. – Ujmuje moją dłoń i patrzy głęboko w oczy. – Nie jesteś dla mnie kłopotem. Nawet tak nie myśl.

– Powinienem wrócić do siebie, bo nie wybaczyłaś mi jeszcze, Pola.

– Wybaczyć? Co wybaczyć?

– Zakwaterowałaś mnie w sypialni, ale widzę również pościel na kanapie. Nie zamierzasz nawet spać obok mnie.

Specjalnie zaznaczyłem słowo „obok". I ona, i ja, dobrze wiedzieliśmy, że Falliczny jako ostatni odzyska sprawność po zawale. To, że podrygiwał lekko, nie znaczy, że wytańczyłby całego oberka.

Obserwuję jak pierś Poli unosi się głębokim westchnieniem.

– To nie tak, Teo – mówi lekko zasmucona.

– Chcesz się mną zająć w ramach podziękowania za opiekę nad Julkiem i tobą?

Milczy, ale dla mnie to milczenie jest wymowne.

Continue Reading

You'll Also Like

223K 5.6K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
822K 38.9K 48
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
11.6M 32.2K 10
Siedemnastoletnia Cassandra Murei mieszka sama z ojcem. Kiedy ten musi wyjechać na dwa tygodnie w delegację, dziewczyna ma spędzić ten czas u przyjac...
365K 15.6K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...