Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZON...

By GibonsJadzia

55.8K 3.3K 1.2K

Rany Julek! to przekrój ewolucyjny męskiego postrzegania rodziny i ustatkowanego życia na przykładzie Teodora... More

zwiastun i opinie
Start akcja! Czyli część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 5
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 13
Część 14
Część 15
Część 16
BĘDZIE PO ANGIELSKU!!!
Idzie nowe! Wiecie co to oznacza?
Już JEST!

Część 12

1.8K 161 11
By GibonsJadzia

Trzymam dłoń smukłą, drobną, o skórze jak papier, przez którą przebija sieć żyłek. Myślę o tym, co by było, gdyby zdobił ją pierścionek zaręczynowy. Czekam – moja śpiąca królewna powinna przebudzić się lada chwila. Czekam, aż da mi jakikolwiek znak, że jest ze mną, że czuje moją obecność i potrzebuje mnie blisko. Czekam, bo chcę żeby wiedziała, jak bardzo zależy mi na niej.

Przez trzy dni lekarze utrzymywali Polę w śpiączce farmakologicznej, by najgorsze minęło, a organizm mógł szybciej się zregenerować. Dla mnie to był czas strasznego konfliktu wewnętrznego. Wiedziałem, co powinienem zrobić, ale w głębi serca nie chciałem jej zostawiać choćby na tydzień. Ani jej, ani Julka.

W końcu otworzyła oczy.

– Julek? – szepnęła ochryple i mało wyraźnie.

– Jest cały i zdrowy. Oczarował pielęgniarki, teraz nie odstępują go na krok. – Uśmiecham się. – Basia jest teraz z nim. Za godzinę przyjdzie moja mama, a ja spędzam z nim każdą wolną chwilę i noce. Jeśli lekarz nie będzie miał przeciwskazań, przeniosą was do jednej sali.

Pola podnosi dłoń do policzka i przesuwa palcami po opatrunku, w miejscu, gdzie powinno znajdować się ucho. Z jej oczu płyną łzy.

– Jestem, Poluś. Już nie musisz się bać. Jestem przy tobie, kochanie.

Chcę ją przytulić, ukołysać w ramionach i wypowiedzieć zaklęcie wymazujące wszystkie straszne doświadczenia z jej pamięci, ale nie wiem jak. Powstrzymuje mnie sieć kabli, wnikające w ciało rurki, a także jej własna kruchość.

– Dlaczego, Teo? – mówi z trudem. – Kara dla ciebie? Teo, dlaczego?– łkała.

Nie potrafię odpowiedzieć. Patrzę w pełne bólu oczy, zamykając szczupłą dłoń w uścisku moich palców.

– Wybacz mi, skarbie.

– To prawda? – dopytywała z niedowierzaniem.

Przytaknięciem przyznałem się do winy.

Milczymy, lecz nasze spojrzenia nie tracą kontaktu. Próbuję rozszyfrować jej myśli, nieudolnie. Nie jestem pewien, czy jest na mnie zła, czy mnie obwinia, czy mi wybaczy.

– Cieszę się, że mogę cię zobaczyć, Pola. – Całuję dłoń, którą trzymałem przez ostatnią godzinę. – Tutaj są paszporty dla ciebie i Julka oraz karty kredytowe, którymi się posłużysz. – Wyciągam z teczki kopertę, po czym wsuwam ją pod poduszkę. – Nie mów mi dokąd jedziecie, nikomu nie mów, Pola. Nawet babci. Nikomu nie zdradzaj też prawdziwej tożsamości. Naucz się na pamięć danych z paszportów. Często zmieniaj miejsce pobytu, a gdybyś czuła, że znów jesteście w niebezpieczeństwie, od razu jedź na policję i dopiero wtedy kontaktuj się ze mną.

– Nie rozumiem.

– Chcę byś była jak najdalej od tego zamieszania i... – Głębokim wdechem daję sobie czas na chwilę namysłu. Czy powinienem mówić o szczegółach? – Pola, nie pozwolę byś znów przechodziła przez piekło, dlatego zanim dostaniesz wypis, złożysz zeznania. Tylko raz! W obecności psychologa i prokuratora, żebyś nie musiała wracać do tego i wałkować każdej minuty podczas procesu. Potem Mieszko zabierze was na lotnisko.

– Nas? A ty?

Nachylam się na zetknięcie naszych nosów. Pola obejmuje mnie za szyję i delikatnie całuje. Może wybaczy. Będzie na to czas.

– Muszę tu zostać i dopilnować, by nikt nie podążył waszym śladem. Za godzinę odstawiam z policją eskortę ambulansu do szpitala św Elżbiety. Media podadzą, że to ciebie i Julka przewozimy. Będziecie mieli spokój, ale... Nie będę mógł was odwiedzić.

– Będziesz bezpieczny, Teo? – pyta cicho, ledwie ją słyszę. Ocieram łzę z jej policzka. Wiem, że kolejnych już nie będę mógł przechwycić. Nie będzie mnie przy niej.

Przytakuję. Czy na pewno będę bezpieczny? Nie wiem, ale troska Poli świadczy o tym, że nie wszystko stracone. Ta myśl dodaje mi otuchy. Mam nadzieję, że już za miesiąc, może dwa, dołączę do nich.

– Do zobaczenia, kochanie.

Całuję ją w czoło, nos i usta. Jak bym błogosławił ją na drogę. Wychodzę. Jeszcze chwila, a ja również bym się rozkleił. Swoje już wyryczałem, a Pola nie może zobaczyć we mnie słabego mężczyzny.

*

Kilka dni temu Mieszko dał znać, że zawiózł Polę i Julka na lotnisko. Tyle wiedziałem. Nie mogłem się z nimi pożegnać i... dobrze. Nie potrafiłbym. Zrobiłem za to wszystko, by byli bezpieczni w szpitalu. Zapewniłem im prywatną salę, w której przebywali sami, a drzwi otwierały się jedynie na kod znany Mieszkowi i jego zaufanym ludziom, którzy nie pozostawiali moich bliskich bez nadzoru. Myślałem nawet o wynajęciu jednego z nich, by towarzyszył moim skarbom podczas ucieczki. Zostałem przekonany, że to niepotrzebne. Dzień po wylocie Poli, oficjalnie wypisano ją ze szpitala. Przyjechałem do świętej Elżbiety odstawić szopkę z przebraną za Polę policjantką i kukłą zamiast dziecka. Dziennikarze zebrali się pod budynkiem i zaatakowali mikrofonami, jak tylko wystawiłem głowę z auta. Policja eskortowała mnie do samego wejścia. Juz poprzedniego dnia zostałem uprzedzony, że w tym tłumie mógł skryć się zamachowiec, który tylko czeka na okazję.

– Gotowy? – zapytała dublerka Poli.

Muszę przyznać, że podobieństwo było uderzające.

– Gotowy. – odpowiedziałem bez wahania.

Podano mi lalkę i okryto ją kocem, ksero Pola założyła okulary, po czym zaczesała włosy na twarz. Stojący przy wyjściu policjant palcami odliczał trzy, dwa, jeden, po czym otworzył drzwi. Dziennikarze rzucili się na nas, ale liczne grono mundurowych nie pozwoliło im się zbliżyć na tyle, by mogli wywęszyć szwindel. Oficjalnie wszyscy troje byliśmy zameldowani w Ritzie i tam podrzucił nas kierowca. Duża ilość gości hotelowych miała pomóc nam się ulotnić, gdyby ktoś „życzliwy" nas śledził.

Dziennikarze do końca procesu czatowali w holu Ritza na informacje z pierwszej ręki.

Spędzałem cały czas w prokuraturze lub prowadziłem śledztwo w terenie z Mieszkiem. Dwa razy próbowano mnie zlikwidować. Auto pozostawione przez kilka dni na motelowym parkingu, gdzie koczowałem w malutkim pokoju, miało być odholowane. W trakcie wjeżdżania na rampę wozu holowniczego, wybuchło. Innym razem, przysłano mi paczkę do biura z małą bombą domowej roboty i gwoździami, które kierowane siłą eksplozji miały mnie dosięgnąć jak pociski i zrobić z mojego ciała sito.

Niestety, proces nie był łatwy. Żądano, by Pola została przesłuchana jako świadek w celu uzupełnienia zeznań złożonych jeszcze w szpitalu. Opłacałem lekarzy, żeby wystawiali zaświadczenia o jej złym stanie zdrowia. Mieszko podesłał mi psychologa, który zeznał, że Pola podlega jego terapii i nie pozwala na udział w procesie, w obawie o pogorszenie stanu zdrowia. Sędzinie musiały wystarczyć słowa Poli nagrane w obecności psychologa i prokuratora jeszcze w szpitalu. W dniu odsłuchania jej relacji opuściłem salę rozpraw już po trzecim zdaniu. Nie byłem na to gotowy. Ani na jej głos, ani na treść tych zeznań.

Cedziłem informacje na sali rozpraw, by nie zdradzić zbyt wiele z działalności Mieszka i jego chłopaków. Kiedy zapytali, dlaczego zatrudniłem prywatnego detektywa, myślałem, że zwariuję! Nikt nie widział winy wywiadu i służb śledczych, że o nieudolnej wymianie Poli i Julka na pendrive nie wspomnę! Tę kompromitację udało im się jakimś cudem zataić przed mediami. Podejrzewam, że z tego powodu proces też nie jest jawny.

Niecierpliwiłem się. Mijały kolejne miesiące pełne rozpraw. Sąd potrzebował całego roku, by rozpatrzyć materiał dowodowy. Dwanaście miesięcy tęskniłem za Polą i Julkiem. Trzysta sześćdziesiąt pięć nocy o nich śniłem.

Nie mogę doczekać się chwili, kiedy ich zobaczę, uściskam.

Basia informowała za każdym razem, gdy Pola do niej zadzwoniła – czyli aż dwa razy. Nie aż! Tylko dwa razy! Zapewniała, że ma się dobrze, a Julcio cieszy się wakacjami. Nie chciała zdradzić swojego miejsca pobytu – w końcu o to ją prosiłem i zapewne Mieszko również naciskał na to, gdy odwoził ich na lotnisko. Przez ostatnie pół roku nie odzywała się wcale. Tydzień po ostatniej rozprawie poprosiłem Basię, by przekazała Poli dobrą nowinę „jest bezpiecznie, wracaj". Niestety, czekać na telefon nie chciałem. Mieszko znów przyszedł mi z pomocą.

– Trzy miesiące temu skończył się limit na karcie kredytowej Poli. – oznajmił.

Ostatnie transakcje była dla nas jedyną wskazówką. Przyleciałem więc do Londynu. Vito pomógł mi wynająć mieszkanie nieopodal sklepu spożywczego, w którym zatwierdzano regularnie kilka ostatnich płatności kartą Poli.

Niczym szpieg obserwuję z okna każdego klienta. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc. Tkwienie w tej dziurze nie ma sensu! Codziennie dzwonię do Basi, by usłyszeć, że Pola nie odzywała się. Być może wcale jej tu nie ma. Mieszko jednak zapewnia, że nie opuściła Londynu.

Muszę jeść. Zakupy robię w sklepie, który obserwuję. Oprócz gotowych mrożonych dań, rozpieszczam się odrobiną alkoholu. Dziś nie mogę się zdecydować między bourbonem a winem. A niech to! Może lepiej tequila. Zrezygnowany staję w wężyku do kasy. Przede mną dres z gumkami w koszyku i jakąś pojedyńczą różą, a przed nim matka pięciorga z wózkiem wyładowanym po brzegi. Chłopcy w jarmułkach i z lokami przy uszach czepiają się jej czarnej spódnicy, prosząc o kolejną paczkę czekolady. Popychają wózek sklepowy na plecy karła, który wpada nosem miedz pośladki rudej panterki na obcasach. Czekam na jej reakcję i nie czuję się zawiedziony. Gdy mężczyzna ze wzrostem krasnala "znika" w tłumie pięciorga chłopców, panterka umoralnia matkę teraz już sześciorga. Ta udaje, że nie słyszy pretensji– nawet nie patrzy w stronę paniulki, która obdarła ze skóry biedne zwierzę. Dres przede mną czuje, że musi interweniować w obronie honoru Panterki, wręcza jej więc różę, za którą jeszcze nie zapłacił, komplementuje, po czym dorzuca do jej koszyka paczkę prezerwatyw i od tej pory razem stoją w kolejce, ze wspólnym koszykiem, do jedynej otwartej kasy. Przed nimi mężczyzna dopytuje ekspedientki, czy czipsy, które wybrał są na sto procent wegańskie, a biedna sprzedawczyni próbuje nie pomylić się przy wydawaniu reszty kobiecie, która... Pola? Pola! O Boże! To Pola! Nie mogę pozwolić jej zniknąć! Zostawiam swój koszyk i przepycham się między klientami. Dres gotów mnie zabić tą pojedyńczą różą, bo niechcący łokciem zahaczyłem o biust panterki. Niezdecydowany weganin, dociśnięty przeze mnie do plastikowej ścianki dzielącej kasy rozrzuca chipsy jak konfetti, a ja znikam za drzwiami sklepu. Widzę ją! Podbiegam, łapię w ramiona i tulę. Ale ona nie odwzajemnia się tym samym. Wyrywa się, krzyczy. To nie jest głos Poli! Odsuwam kobietę od siebie.

– Przepraszam – dukam. Palący ból w klatce piersiowej zwija mnie, a potem... Nie jestem w stanie zwalczyć ciemności.

*

Budzę się pośrodku bieli i do cholery nie wiem, gdzie jestem. Nie mogąc przywołać wspomnień z ostatnich chwil sprzed utraty przytomności, koncentruję się na teraźniejszości. Moją klatkę piersiową oplatają kable, w zgięciach łokci tkwią wenflony kroplówek, a... Spoglądam podejrzliwie pod przykrycie i już wiem, że to nie są jedyne rurki, jakie mi wciśnięto. Jestem w szpitalu! Czuję się słaby i obolały. Miałem wypadek? Znów dorwał mnie jakiś niezadowolony rozwodnik? O Boże! Pielęgniarka wyrosła przy moim łóżku tak nagle, że omalże dostałem zawału. Mówi dużo i wyjaśnia jeszcze więcej. Zaraz wezwie lekarza - tyle przynajmniej zrozumiałem, bo angielskiego nie używałem od matury.

Lekarz za pomocą plakatów z budową serca wyjaśnia, że miałem zawał. Ja miałem zawał! Czyli ta pielęgniarka mogła wpędzić mnie do grobu, bo w tym stanie drugiego bym nie przeżył. Świetnie! Biały kitel obrazowo streszczał, jak udrażniali moje żyły, co dało mi całkiem zacne wyobrażenie o stanie zdrowia: prawie trup. Przyniósł także tabliczkę z zakazem palenia i położył mi ją na łóżku. Oczywiście, że nie będę palił... póki jestem w szpitalu.

*

W końcu przysłali do mnie tłumacza, który szczegółowo przeczytał mi kartę choroby i opowiedział o czekającej mnie rehabilitacji. O wypisie na żądanie nie ma mowy. Powinienem leżeć i zdrowieć. Niestety, kiedy ciało nie ma zajęcia, mózg szaleje. Często wracam myślami do Poli i Julka, co powodowuje lekkie ataki paniki i piszczenie monitora stojącego przy mojej głowie. Równie dobrze mogli nie ratować mnie z tego zawału.

*

Pięć dni! Pięć dni tu leżę! Mieszko wpadł wczoraj na chwilę. Nie mógł się ze mną skontaktować, więc zaczął mnie szukać. Szkoda, że Poli nie może znaleźć z taką samą skutecznością.

W końcu podjęto decyzję, że czas zacząć rehabilitację. Ponoć byłem wystarczająco silny. Pielęgniarka pomogła mi się przebrać w strój do ćwiczeń, co miało mi chyba udowodnić, jak bardzo kardiolog się myli. Kobieta podstawiła wózek.

– Let me go – dukam.

Podaje ramię, bym mógł się na nim wesprzeć. Idziemy korytarzem do windy, a trwa to chyba dłużej niż wyprawa na Kilimandżaro. Żałuję, że nie usiadłem na wózek. W końcu docieramy na wielką salę z materacami, bieżniami, rowerkami i tak dalej. Droga wymęczyła mnie tak bardzo, że potrzebuję chwili oddechu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ćwiczyłem.

Młoda fizjoterapeutka podchodzi pewnym krokiem. Z uśmiechem podnosi moją koszulkę i podpina diody do maszyny monitorującej pracę serca. Włącza bieżnię! Jakby mi mało było spaceru! Obdarzam ją spojrzeniem niezadowolenia, a ona tłumaczy, że to tylko tryb spacerowy, po czym z uśmiechem zaprasza do wysiłku. Mówiła zbyt wiele i za szybko. Unoszę ramiona oraz brwi, pokazując ile zrozumiałem – czyli nic. Dziewczyna odwraca się, by zawołać koleżankę.

– Pauline speaks Polish. She'll explain everything – zapewniła, zostawiając mnie dyszącego.

Nie spodziewałem się, że zwykły spacer może być tak męczący. Przy piątym sapnięciu spostrzegam kobiece dłonie majstrujące przy komputerze bieżni. Maszyna zwalnia.

– Proszę nas informować, gdy poczuje się pan źle.

Ten głos mnie ożywia! I nie chodzi mi tylko o język ojczysty. Zbyt szybko obracam głowę, by spojrzeć na moją wybawicielkę, tracę grunt pod nogami, po czym konsekwentnie spadam z bieżni.

– O Boże, Teo! – Pola pomaga mi się pozbierać. Moja Pola! Kochanie moje! – Co ty tu robisz?



...........Dziękuję............

.........za............

...........każdą...........

..........gwiazdkę..........


Continue Reading

You'll Also Like

11.6M 32.2K 10
Siedemnastoletnia Cassandra Murei mieszka sama z ojcem. Kiedy ten musi wyjechać na dwa tygodnie w delegację, dziewczyna ma spędzić ten czas u przyjac...
1.4M 72K 52
"Ja: Mamo to nie ja porozrzucałam porno po podłodze! Unknown: Na pewno nie jestem twoją mamą, ale fajnie wiedzieć, że w końcu jakaś dziewczyna lubi...
220K 5.5K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
119K 5.1K 36
~Pewnego razu anioł zakochał się w demonie... I wtedy rozpoczął się chaos.~ Od kiedy Love i Tyler rozpoczęli układ 'friends with benefits' łączyło i...