Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZON...

By GibonsJadzia

55.8K 3.3K 1.2K

Rany Julek! to przekrój ewolucyjny męskiego postrzegania rodziny i ustatkowanego życia na przykładzie Teodora... More

zwiastun i opinie
Start akcja! Czyli część 1
Część 2
Część 3
Część 4
Część 6
Część 7
Część 8
Część 9
Część 10
Część 11
Część 12
Część 13
Część 14
Część 15
Część 16
BĘDZIE PO ANGIELSKU!!!
Idzie nowe! Wiecie co to oznacza?
Już JEST!

Część 5

2.6K 205 124
By GibonsJadzia

Siedzimy i dyskutujemy na różne tematy, choć większość z nich krąży wokół Julka. Ja nie za bardzo uczestniczę w tej wymianie zdań, raczej patrzę po kątach, żeby nie dostarczyć fallicznemu więcej bodźców. Dobrze, że umiem zachować pokerową twarz.

W końcu bąbel budzi się i nawołuje mamę. Pola od razu biegnie do niego.

Moja szanowna rodzicielka wykorzystuje okazję, żegna się lakonicznie, po czym biegnie do windy. Nie pozwala się nawet odprowadzić do taksówki! Zostaję sam. Nie całkiem, bo mam przecież w domu dwoje lokatorów. Nie jestem tylko pewien, czy... Czy ja sobie nie strzelam czasem w kolano?

Nie! Po prostu pomagam. Będę zachowywał się normalnie, jak zwykle, jak zawsze! W końcu to moje mieszkanie. Włączam laptopa i nadrabiam zaległości korespondencyjne. Przebrany Julek właśnie raczkuje w moją stronę. W uśmiechu błyszczą dwie jedynki, a wzrokiem namierza w co je wbije. Sadzam łobuza w basenie z piłeczkami, dorzucam mu gumowego krokodyla i idę do sypialni. Nie zastaję tam Poli. Drzwi do łazienki są uchylone, więc pozwalam sobie zajrzeć.

– Potrzebujesz czegoś? – pytam wcisnąwszy głowę między drzwi a futrynę.

– Nie, dziękuję. Poradzę sobie. – Uśmiecha się do mnie i wraca do zapierania sukienki.

– Zapomniałem o ubraniach! Przepraszam. – Teatralnie wymierzam sobie policzek, co rozbawia Polę. – Zaraz przyniosę z auta. W szafie jest dużo miejsca, bez problemu się zmieścimy. Nie pomyślałem tylko o kosmetykach. Potrzebujesz czegoś konkretnego?

– Myślałam, że wrócimy do domu babci. – Spogląda na mnie bez zrozumienia. – Twoja mama przecież jedzie w tamtym kierunku...

– Widzisz... – zaczynam niepewnie. – Moja mama już pojechała. Byłaś zajęta Julkiem, więc kazała mi przekazać, że miło spędziła z tobą czas i... Pola, jest coś o czym ci nie powiedziałem. – Zbladła od razu, więc zmieniam taktykę. – To nic poważnego! Możesz być spokojna o Julka.

– O Julka?

Widzę jej zmartwienie. Podchodzę bliżej, ale zachowuję dystans. Robię to bardziej dla niej iż dla siebie.

– Po prostu nie możesz pojechać do babci, bo twoi teściowie bywają tam codziennie. Polują na Julka. Lepiej, byście do rozprawy pozostali tu, u mnie.

– Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Nie!Teodorze, ja jestem pewna, że to zły pomysł.

– Nie jest! – Wymierzam w nią palec. Moje pomysły są genialne! – Oddam ci sypialnię. Pola, nie musisz obawiać się niczego z mojej strony.

Skłamałem sromotnie. Myśli mam co najmniej niepokojące. Nie wiem, co bardziej mnie podnieca: że jestem jej wybawcą, czy to, że ona nie leci na mnie, jak ćma na żarówkę?

Dzwonię do pani Basi i podaję telefon Poli. Niech porozmawiają ze sobą, ja tymczasem, przespaceruję się do pobliskiej drogerii. Nie pomyślałem o zaopatrzeniu łazienki. Chcę, by Poli niczego nie brakowało. Wystarczy jej zmartwień. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie... Znaczy... Nawet jeśli między nami nic się nie wydarzy, pozostanie mi poczucie satysfakcji.

Całe szczęście, zaliczam się do raczej przystojnych. Proszę ekspedientkę o pomoc, oczarowując ją urokiem osobistym. Ona jednak zna więcej sztuczek. Namawia mnie na wiele niepotrzebnych rzeczy, choć może musujące kule do kąpieli faktycznie są na liście kobiecych niezbędników. Szampony, odżywki, kremy, balsamy. Wszystko eco i nietestowane na zwierzętach. Bez "sratepenów" i czegoś tam jeszcze. Poddaję się już w pierwszej minucie wykładu o składnikach chemicznych, a swoją ignorancję maskuję przytakiwaniem. W końcu płacę. Płacę i nadal nie jestem pewien czy mam wszystko, czego Pola potrzebuje. Dlaczego tak się tym przejmuję? Cholera!

Po godzinie wpycham się do windy z pakunkami. Jestem z siebie dumny. Kupiłem nawet szampon dla Julka. Taki, który nie szczypie w oczy! Co za technologia! Dobrze, przyznaję się, kupiłem dwa. Jeśli to prawda, że nie szczypie w oczy, to sam będę używał. Nic nie psuje relaksującego prysznica bardziej niż piana wyżerająca oko niczym kwas. Zrobiłem również zakupy na kolację jak rasowy dorosły. Coś czuję, że upadną przeze mnie dwie pobliskie restauracje, jeśli nie wrócę do starego trybu życia.

W mieszkaniu jest głośno. MTV na ekranie odtwarza top listę hitów stulecia. Pola podryguje z Julkiem na rękach. Nie widzi mnie. Niezauważony idę do kuchni zostawić siatki ze spożywką.

– Ta, ta, ta, ta, ta, ta.

Przed Julkiem nic się nie ukryje, na pewno nie ja. Pola dopada pilota i wycisza muzykę. Julkowe nawoływanie wprawiło ją w zakłopotanie.

– Przepraszam – mówi, a cherubinek wierci się na jej rękach, prosząc, bym go wziął.

Podchodzę do nich ucałować malca. Pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu unikałem dzieci jak ognia. Biorę poprawkę na to, że znałem tylko córki Emila, a on też ich unika jak pies petardy w sylwestra. Na własną obronę dodam, że raz przyszedł do pracy z cieniem na powiekach. Nawet nie wiedział kiedy go dopadły! Nie chcę sprawdzać jak wyglądałyby moje oczy. Z Julkiem jest inaczej. Może dlatego, że ma fujarkę i podziela moje zainteresowanie Polą.

– Pani Basia przyjedzie jutro, tak? – pytam i przejmuję chłopca.

– Tak.

Pola patrzy na mnie, a dokładniej wpatruje się. Nieswojo mi.

– Mam coś na brodzie? Julek mnie obślinił?

– Nie. – Łapie głębszy oddech. – Nie. Po prostu... – Staje na palcach i całuje mnie w policzek.

– Oj, Pola! – Odsuwam się nieznacznie. – Nie rób tego, nie z wdzięczności.

Zawstydziła się, tak myślę, bo nie podejrzewam, by dostała wypieków od takiego kumpelskiego całusa. Nie zawstydziła! Ona powstrzymuje łzy! Znowu powiedziałem coś nie tak?

– Przepraszam, ja po prostu nie wiem, jak mam się zachować wobec ciebie. Ja... Czego ode mnie chcesz, Teodorze? Podaj mi cenę twojej pomocy.

No i rozpłakała się, a wraz z nią Julek puścił wodospad łez. Kołyszę cherubinkiem i jakoś tak z automatu przytulam również Polę.

– Chcę tylko, żebyście zostali tu do rozprawy. Odrobina zaufania też nie zaszkodzi. Poza tym możesz mnie ignorować.

Z uśmiechem dodającym otuchy ścieram łzę, która ucieka po policzku, a Pola odwzajemnia mój uśmiech. Znów kładę dłoń na jej plecach. Pod palcami czuję, jaka jest spięta. Czuję też piersi dociskane do mnie z każdym wdechem, czuję zapach skóry. Zaraz, zaraz! Teraz mi nie stanął? A to przy matce, to co to niby było? Psycholog potrzebny! I to już!

Julek przyssał się do mojego policzka jak pijawka.

– Znów jesteś głodny, syneczku?

– Na stole są siatki z zakupami. Na pewno znajdziecie coś dla siebie. – Oddaję cherubinka.

– Nie zjesz z nami?

– Popracuję chwilę.

Tak naprawdę to chcę schować się w odosobnieniu, usunąć się w cień i dyskretnie umówić wizytę u lekarza. Coś jest nie tak z fallicznym.

Wpatruję się w maila od klienta. Od czterech godzin elektronicznie negocjuję z kolegą po fachu rozwód dla tego uzależnionego od hazardu debila, a on nagle zmienił zdanie! Wczoraj omalże rozjechał swoją żonę na parkingu pod kancelarią, dziś kocha ją miłością świętą! Jak to możliwe? Zamykam laptopa z rozmachem. Trzask pękającej matrycy wywołuje ruch po mojej prawej, co czujne oko wyłapuje kątem. Dopiero teraz zauważam, że nie jestem sam – Pola zbierała zabawki. Wystraszyłem ją! Jest lękliwa jak dzika sarna. Czy wobec tego ja jestem myśliwym?

– Nie chciałam ci przeszkadzać, przepraszam.

Widzę, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada przy każdym oddechu. Oczy znów biją przerażeniem.

– Pola, to nie ty, to... – tłumaczę się. – Jeden z moich klientów doprowadza mnie do szału. Nie musisz zbierać zabawek, nie przeszkadzają mi. A Julcio? Julcio śpi?

Dziewczyna przytakuje, po czym znika w kuchni. Przygotowuję sobie poduszkę i koc. Dobrze, że mam olbrzymią sofę, będzie mi wygodnie biwakować w salonie. Pozbywam się garnituru na rzecz praktycznych, sportowych spodni. Gdy wracam na kanapę, Pola już na mnie czeka.

– Zrobiłam ci kolację. Byłeś zbyt zajęty, by pamiętać o jedzeniu.

A to coś nowego! Kobieta inna niż moja matka troszczy się o mój żołądek.

Pola unika patrzenia w moim kierunku, czyżby nagi tors ją peszył? Przeanalizowałem rumieniec. A i owszem! Nie byle jaki ten tors. Moja wyćwiczona klata robi wrażenie nawet na mnie samym.

Budzi się we mnie głód i niczym wilk węszy przy talerzu z cud kanapkami, które Pola właśnie postawiła przed moim nosem.

– Dziękuję. Wygląda apetycznie. – Ślinianki wzmogły produkcję śliny, więc przełykam po każdym słowie.

– Smacznego. – Uśmiecha się, po czym odwraca na pięcie, by wyjść z pokoju.

– Pola!?

– Tak?

– Myślałem, że zjesz ze mną.

Wychodzi, a ja czuję się zawiedziony. Jednak po chwili wraca ze swoim kubkiem herbaty i siada w dość bezpiecznej odległości ode mnie. Na chuj mi taka duża kanapa?!

– Czy ja już dziękowałem za te pyszności? Jeśli nie, to dziękuję.

Znów uśmiecha się do mnie. Gdybym mógł, zatrzymałbym ten uśmiech tylko dla siebie. Zamieram wpatrzony w jej usta skryte za parą herbaty. Siedzę z kanapką przystawioną do policzka i obserwuję, jak ostrożnie upija łyk naparu, jak subtelnie oblizuje usta, jak wargi przybierają okrągły kształt tłocząc powietrze, by wystudzić płyn. Zastanawia mnie, czy wyglądałyby równie pięknie obejmując żołądź mojego dębu? Ooo! Czuję puchnące ciepło w spodniach. Aha! Wzwód jest, matki nie ma! Dla pewności rozglądam się. Wszystko ok, psychologa można odwołać.

– Królestwo za twe myśli – żartuje Pola, ale mi nie jest do śmiechu.

Wrzucam na kolana poduszkę i szybko wgryzam się w kanapkę. Chyba nie oczekuje, że będę mówił z pełnymi ustami.

– Peeee pyyyyy sne – sylabizuję, przeżuwając.

Moja rodzicielka nie byłaby ze mnie dumna, Poli to nie przeszkadza.

– Cieszę się, że ci smakuje. Teodorze, skoro mam twoją uwagę, chciałabym zapytać...

– Masz tydzień wolnego, zanim zaczniemy przygotowania do rozprawy, więc nie myśl o tym teraz. Potem będzie nerwowo i stresująco. Zapewniam.

– Nie o to mi chodziło.

– Nie o to?

Sięgam po kolejną kanapkę, by mieć wymówkę i nie kontynuować tej rozmowy. Pola przeczuwa, że planuję wepchnąć w usta kolejną porcję w celu uniknięcia rozmowy, więc przysuwa talerz bliżej siebie zanim łapię w palce jedno z tych kulinarnych dzieł sztuki.

– Czuję się źle otrzymując taką pomoc od ciebie i nie mogąc...

– Pola, nie musisz mi się odwdzięczać. Zapewniam cię, że zainteresował mnie twój przypadek. Nie pozwolę, żebyś trafiła do więzienia tylko dlatego, że broniłaś życia swojego i Julka. Dzięki temu, że ci pomagam, czuję się trochę jak... – zastanawiam się krótką chwilę. – Jak Robin Hood. No i Julek! Julek oczarował mnie od samego początku, jeszcze zanim dowiedziałem się, że jego mama ma problemy. To dzieciak marzenie. Prześliczny, zabawny, radosny i... Produktywny. – Przypomniałem sobie fekaliowy epizod.

Daj mi te kanapki kobieto, zanim znów palnę coś w stylu pary i czołgu!

– Masz bardzo fajną mamę.

– Tak?

– Nie przepadam za poznawaniem nowych osób, a kiedy powiedziałeś, że Julek z nią został, byłam przerażona. Bałam się spotkania z panią Alicją. Nie chciałam, by pomyślała o mnie źle.

– Możesz mi wierzyć, że mama nie należy do ludzi przyklejających łaty innym.

– Teraz wiem i cieszę się, że ją poznałam.

Znów zapanowała niezręczna cisza. Pochłaniam w trybie ekspresowym dwie kanapki, by obowiązek wyboru tematu nie spadł na mnie.

– Wiesz o mnie wszystko. Jeśli mamy się znosić nawzajem pod jednym dachem, powiedz mi coś o sobie.

No i chuj bombki strzelił! Nie chciałem opisywać swoich licznych romansów, kariery i dziwacznej rodziny z dziadkiem erotomanem na czele.

– Wcale nie wiem wszystkiego – protestuję, by zbić ją z tropu.

– Kłamiesz! Mój zawód?

– Fizjoterapeutka – wyrywa mi się, co więcej, jestem zadowolony, że znam odpowiedź.

– Rodzice?

– Jagoda i Robert, nie żyją. Przykro mi.

– Ile mam lat?

O dziaduniu! Zawsze, gdy trzeba było określić wiek kobiety, zapala mi się w głowie czerwona lampka. Tutaj znam odpowiedź, znam dokładnie dzień, miesiąc i rok jej urodzenia. Wiek nie pasuje do Poli, albo Pola nie pasuje do swojego wieku.

– Zachowujesz się jak dojrzała kobieta, wyglądasz jak nastolatka, ale tak naprawdę masz dwadzieścia sześć lat.

– Wyglądam jak nastolatka? – Pola nie kryje zaskoczenia moją odpowiedzią.

– Jesteś patyczakiem. Może jak cię podkarmię, to nabierzesz kształtów. – Podnoszę do jej ust kanapkę. – Zacznę od teraz.

Posłusznie wgryza się, a widok ten unosił poduszkę spoczywającą na moich kolanach. Zdecydowanie obędę się bez psychologa.

Emil wydzwania mnie z samego rana. Zapomniałem o comiesięcznym spotkaniu wspólników! Szybki prysznic o temperaturze arktycznej skutecznie mnie budzi. Wkładam garnitur, po czym nogi kierowane sygnałami z żołądka niosą mnie do kuchni. Mam nadzieję napić się kawy z ekspresu, który nastawiłem, nim wszedłem do łazienki. Ku mojemu zaskoczeniu czeka na mnie śniadanie. Aromatyczny omlet z ziołami i kawa! W krasnoludki nie wierzę, więc to wszystko musiało być sprawką Poli. Nigdzie jej jednak nie widzę. Dostrzegam fruwającą firankę – najwyraźniej drzwi balkonowe są uchylone. Pochłaniam spory kawałek omletu jak chomik i wystawiam głowę na słoneczne poniewieranie czwartego piętra. Khm, khm, khm! O mały włos bym się udławił! Pola w mojej koszuli podlewa zielsko w doniczkach.

– Dzień dobry – witam się świszcząc i kaszląc.

– Przepraszam, nie miałam w czym spać, więc pożyczyłam twoją...

– Piżama. No tak, zapomniałem o piżamie.

Niezręczna cisza zagęszcza powietrze między nami. Stoję w progu, więc Pola nie może wejść do środka. Ja nie mogę ruszyć się, gdyż jestem oczarowany jej długimi nogami i roztrzepanymi włosami, które teraz dodatkowo szarpał wiatr. Chwilo trwaj (!)— mógłby rzec niejeden poeta.

– Masz tu sporo ziół. – Jej słowa wyrywają mnie ze stanu hipnozy.

– Tak?

– Pełen zestaw. Nie wiem, po co kupujesz suszone w paczkach skoro masz takie bogactwo na balkonie.

– Nie wiedziałem. Te doniczki to wymysł mamy, ale... Dziękuję za śniadanie.

– Nie ma za co, smacznego.

– Nie musisz mi gotować.

– Słyszałam, że się spieszysz i pomyślałam, że nie zdążysz sam sobie nic przygotować więc...

– Dziękuję – ucinam jej tłumaczenia.

Gdyby nie Julek, tkwilibyśmy na tym balkonie w nieskończoność. Pola idzie zająć się synem, a ja dokańczam śniadanie trzema kęsami.

W kancelarii sajgon. Jeden z naszych klientów chce pozwać nas za to, że przegraliśmy jego sprawę. Pracowaliśmy w pięciu, znaliśmy się od studiów i jeden za drugiego poszedłby w ogień. Wspólnie opracowujemy linię obrony, po czym każdy z nas zajmuje się swoimi sprawami. Najpierw papierki w biurze, potem lunch z klientem. Jeszcze wizyta w sądzie, by złożyć kilka pozwów i sprawdzić jakiego sędziego przydzielono Poli. Około piętnastej oddycham z ulgą. Mogę wrócić do domu. Zazwyczaj pojechałbym na siłownię, czy spotkał się z kumplem. Teraz jedyne czego pragnę, to wrócić do Julka i Poli.

W moim mieszkaniu czeka na mnie niespodzianka. Piękne zapachy nęcą podniebienie jeszcze zanim otwieram drzwi. Gdy wchodzę... No cóż, jest gwarno. Nie przywykłem do obecności tylu osób na moim metrażu. W salonie na podłodze pani Basia bawi się z Julkiem, więc dostrzega mnie jako pierwsza.

......................Czy już rozkochałam Cię w Teo?..................


Continue Reading

You'll Also Like

513K 38.7K 43
Penelope Winkle już od szkoły średniej podkochuje się w Marcelu. Po wielu próbach, nieudanych randkach i drętwych rozmowach stają się jednak parą, a...
43.6K 4.8K 28
"Dzwonię do ciebie ostatni raz. [...] Kończę z tobą, Maisie. Nie mam zamiaru dłużej czekać." Cody Ward od małego był szkolony przez ojca do roli kapi...
3.4K 101 7
Czy to nowa miłość? Czy może kolejne głupie zauroczenie.
237K 22.1K 43
Aria Astor to dziewczyna, z którą nie warto zadzierać. Na co dzień jest perfekcyjną uczennicą z pasją do gry na skrzypcach, lecz potrafi również poka...