B. don't test me || Chanbaek...

By Nidurr

30.4K 3.2K 926

Chanyeol jest skrajnie nieodpowiedzialny, a Baekhyun nic z tym nie może zrobić. Kyungsoo uparcie twierdzi, że... More

0| bohaterowie
1| aszynbecher
2| kamelki
3| ajmer
4| szczoda
5| elwer
6| as
7| gorzoła
8| pila
9| łożarty
10| leje
11| ostuda
12| cesta
13| słepać
14| przepadzity
15| przoć
16| kromflek
17| cygaństwo
18| wartko
19| geburstag
20| strom
21| smolić
22| zowdy
23| bruderszaft
24| miechym piźniony
25| szynk
26| cajtung
27| lojfer
29| mantel
30| szlus

28| fajer

495 57 10
By Nidurr


fajer - (reg. śl.) święto

✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮

Chanyeol szedł jedną z zatłoczonych ulic w Seulu. Lewą dłonią dociskał telefon do ucha, a prawą trzymał w kieszeni spodni, chcąc wyciągnąć z niej drobne pieniądze, a następnie je przeliczyć. Marszczył przy tym brwi raz po raz. Jego kroki były energiczne, lecz mimo to sprawiał wrażenie człowieka, który nie jest spóźniony, tylko chce mieć drogę już dawno za sobą. Śnieg wraz z wiatrem uderzał go prosto w oczy, a stary, już widocznie znoszony, czarny płaszcz, nie był w stanie ochronić go w odpowiednim stopniu przed zimnem. Poczerwieniałe dłonie od razu wskazywały na to, że wyszedł z akademika już dawno temu.

— Nie wiem, Minseok — kontynuował rozpoczętą przed dziesięcioma minutami rozmowę telefoniczną. Głos miał spokojny. — Wszystko wydaje się serio perfekcyjne. Oczywiście, jeśli faktycznie zamówiłeś pokój w hotelu, gdzie ona zawsze chciała być i kupiłeś identyczny pierścionek, który sobie wymarzyła. Niepotrzebnie panikujesz. No, chyba że mnie okłamujesz i tak naprawdę to wylądujecie w jakimś tanim modelu, a pierścionek ci wypadł z automatu. Nawet by mnie to nie zdziwiło.

— Bardzo zabawne — odparł Xiumin, widocznie poddenerwowany. Nawet głos mu trochę drżał. — Wszystko jest dokładnie tak, jak ona chciała i to mnie w sumie przeraża. Nie powiem, że się nie starałem, bo, kurwa, znalezienie odpowiedniego pokoju zajęło mi równy tydzień, już o tym cholernym pierścionku nie wspomnę... Ale mimo wszystko mam wrażenie, że jakoś tak zbyt łatwo mi poszło? Wszystko wydaje się zbyt dobrze zorganizowane... Czy ja przesadzam?

Chanyeol westchnął, ostatecznie wyciągając dłoń z kieszeni, po czym przełożył telefon z lewej ręki do prawej. Skręcił w lewo, kierując się w stronę pobliskiego parku. Stracił ochotę na kawę. Zresztą, miał wrażenie, że potrzebuje czegoś o wiele mocniejszego niż kofeina.

Powstrzymał jęk. Myśl o amfetaminie pojawiała się w jego głosie minimum raz dziennie, lecz za każdym razem, na szczęście, potrafił ją skutecznie uciszyć. Jednak sam fakt, że o niej myślał, dostatecznie go przerażał.

— Tak. Pierdolisz jak połamany.

— No zobaczymy czy ty będziesz taki spokojny, jak się będziesz oświadczał!

Chłopak od razu się roześmiał, słysząc jego wyraźną panikę w głosie. Uważał to za niemal urocze, tym bardziej że Xiumin zawsze sprawiał wrażenie twardego faceta. No i nim był, chybachyba że chodziło o Jennie. Wtedy Minseok zamieniał się w miękką kluchę.

— Wiesz dobrze, że nie będę się nigdy oświadczał.

— A, pierdolisz. Jisoo była naprawdę ładniutka.

— Ta, była na tyle ładniutka, że skumałem się z Luhanem zamiast z nią. No bogini seksu po prostu — powiedział podirytowany. Pomimo swoich natrętnych myśli na temat narkotyku, nie lubił wspominać tamtych czasów. Miał wrażenie, jakby był wtedy zupełnie innym człowiekiem. Gdyby ktoś mu powiedział, że tamte tygodnie są jego urojeniami, uwierzyłby niemalże od razu. Tamten okres w jego życiu był zbyt absurdalny, aby okazał się prawdziwym. Fakty jednak pokazywały inaczej i, niestety, były niepodważalne. Nie mógł nic na to poradzić, pomimo że bardzo chciał.

— Bo ty ślepy jesteś — odburknął Minseok. — Opowiedz mi lepiej o twoich świętach z Baekhyunem.

Chanyeol pokręcił głową, pomimo że dobrze wiedział, iż chłopak nie jest w stanie tego zobaczyć.

— Najpierw mi powiedz, skąd tak dobrze wiedziałeś, jaki Jennie chce mieć pierścionek i pokój hotelowy. Gadaliście o tym wcześniej?

— Nie. Widziałem jednak jej polubienia na Instagramie oraz tablice na Pintereście. Wszystko wyglądało niemal identycznie, łatwo było to złożyć do kupy. A teraz ty gadaj.

Chanyeol słysząc to, przystanął, aby wyciągnąć z kieszeni płaszcza paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Wyciągnął jednego, wsunął sobie pomiędzy spierzchnięte wargi, a następnie odpalił. Zaciągnął się głęboko, po czym wypuścił z płuc duszący dym. Dopiero kiedy wykonał te wszystkie rzeczy, odezwał się.

— Nie ma o czym. Baekhyun ma wyjebane na święta tak samo, jak ja. Zjemy pizzę, wypijemy flaszkę, obejrzymy film i pójdziemy spać. Tyle, nic specjalnego. W sumie potraktujemy to jak zwyczajny dzień.

— A dekoracje? Chociaż nad tym chyba moglibyście trochę wspólnie popracować? Fajnie by było, może podłapalibyście trochę tego magicznego klimatu. Święta mają swój urok, Chan.

— Powiedział, że to pierdoli — mruknął Chanyeol, a Xiumin z łatwością wyczuł gorycz w jego głosie. Od razu zrozumiał, o co chodzi, pomimo że jego znajomy przez długi czas starał się to ukryć.

— Czemu mu nie powiedziałeś, że to dla ciebie ważne?

— Bo nie jest — uciął szybko Chanyeol. — Z resztą, prezentu też nie chce, co ja mam poradzić? Powinienem się cieszyć, że chociaż chce spędzić te święta ze mną, bo ja na jego miejscu bym ze sobą spędzać nie chciał.

— Teraz to ty pierdolisz głupoty — warknął Minseok. — Życz mi powodzenia lepiej i sam spędź najlepsze święta w swoim życiu. Może jak go upijesz, to będzie dla ciebie milszy. Nadzieja matką głupich, co?

Chanyeol się roześmiał. Uwielbiał jego teksty.

— Powodzenia, stary. Nie spierdol tego. No, jak go schleję, to będzie potulny jak baranek, już to przetestowaliśmy.

— I nie tylko to przetestowaliście, co?

Chanyeol znieruchomiał z papierosem w ustach, będąc w szoku. Nie mówił mu nic na temat ich nie do końca koleżeńskiej reakcji, ale mimo to, Xiumin sprawiał wrażenie, jakby o wszystkim wiedział.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odpowiedział po trochę zbyt długiej przerwie, co spowodowało, że chłopak się po prostu roześmiał, a następnie rozłączył.

✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮

— Dlaczego nic mu nie powiedziałeś? — zapytał Kyungsoo poważnym tonem, spoglądając z dołu na Baekhyuna, który stał na drabince z zaciętą miną i próbował równo zawiesić lampki na swojej białej ścianie w salonie. Gwoździe jednak były krzywo rozmieszczone, więc wystrój wyglądał dosyć kiepsko, co dobijało Byuna. Chciał, aby wszystko było idealne, a tymczasem wszystkie próby, które podejmował, wychodziły raczej słabo. Powstrzymał się od głośnego przekleństwa.

— Dlaczego miałbym to zrobić? — zaciekawił się, odchylając odrobinę głowę do tyłu, próbując przyjrzeć się temu dokładniej. Ostatecznie westchnął, poddając się. — Ty to zobacz, dla mnie jest tak samo beznadziejnie, jak wcześniej.

Jego zdenerwowanie było wyczuwalne, więc D.O postanowił nakierować jego myślenie na inne tory. To wydawało mu się bezpieczniejsze.

— Zostaw to w końcu i zejdź. Musimy pogadać — oświadczył Soo, rzucając tylko okiem na świąteczną dekorację, a następnie upijając łyk kawy. Trzymał filiżankę w dłoniach, obserwując, jak chłopak wykonuje jego polecenie. Po krótkim czasie Byun stanął naprzeciwko niego w białym T-shircie i jasnych, obcisłych dżinsach, a jego włosy były staranie zaczesane do tyłu. Dodatkowo miał na sobie makijaż. Przyjaciel nie był w stanie zrozumieć, dlaczego starał się wyglądać dobrze nawet we własnym domu. Widocznie wygoda zupełnie nie miała dla niego znaczenia.

— No, co chcesz wiedzieć? — odezwał się, a następnie, nie pytając o pozwolenie, wziął naczynie z jego rąk i sam upił łyk napoju, po czym odstawił go na stolik. Przeniósł wzrok na przyjaciela, który jednak nadal milczał. Zmrużył oczy, chcąc tym wyrazem twarzy zmusić go jakoś do wydania z siebie dźwięku.

— Czemu mu nie powiedziałeś o tym, jak ważne są dla ciebie święta? Do cholery, Baek, to nie takie trudne! Dla wielu ludzi to specjalny czas w ich życiu. Nie byłby przecież zdziwiony.

Baekhyun wypuścił powietrze przez nos, zamykając przy tym oczy i zaciskając wargi w wąską linię. Kiedy ponownie na niego spojrzał, wydawał się zmęczony zaistniałą sytuacją.

— Znasz Chanyeola — zaczął, a jego głos był beznamiętny. — On się do niczego nie przywiązuje, wszystko ma gdzieś. W ostatnie święta stał pod jakimś obcym dla niego domem i chlał, rozumiesz? Tak po prostu, o, jakby to wcale nie był jeden z ważniejszych dni w roku! Dla niego to nic. A ja nie mogę mu pokazać, że to dla mnie coś ważnego. Nie mogę.

— Bo? Pokazując, że ci zależy, stracisz twarz? Twój świat się zawali? — zakpił Kyungsoo. Nie mógł uwierzyć, że ten sam chłopak jeszcze jakiś czas temu kazał mu się złamać i spróbować z Jonginem, a teraz sam ucieka jak bezdomne zwierzę. Nie spodziewał się tego po nim.

— Tak! Wiesz, co się działo ostatnio pomiędzy nami. Jak miałbym znowu zrobić z siebie idiotę? Ile razy mogę uświadamiać mu, że jest dla mnie ważny, a on będzie wciąż udawał księcia, za którym trzeba latać? Mam to gdzieś, Kyungsoo. Już wolę skłamać i mieć spokój, niż ryzykować, że mnie wyśmieje. Tak jest bezpieczniej.

Soo westchnął, ponownie sięgając po filiżankę. Baekhyun wciąż stał nad nim jak kat. Przez chwilę wpatrywał się w czarny płyn, zanim się odezwał.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł. Pomyśl sam. Skoro on nie obchodzi świąt, to pewnie nie będzie odczuwał żadnego zobowiązania wobec ciebie.

Baekhyun uniósł brew i lekko przechylił głowę, wyraźnie pokazując mu tym samym, że nie zrozumiał, o co mu chodzi. D.O powstrzymał głośne westchnięcie. Nie chciał mu tego mówić dosadnie, ale widocznie nie miał wyjścia. Bał się, że go zrani swoimi domysłami, lecz mimo wszystko wolał to, niż wyrzuty sumienia, że przecież czuł w głębi duszy, że to może pójść w złą stronę, a go o tym nie poinformował.

— Zawsze jest możliwość, że cię wystawi. Pójdzie na tę domówkę do Krisa lub pić gdzie indziej. Albo po prostu nie przyjdzie. Dlaczego miałby zrobić inaczej? Przecież to dla ciebie tak bardzo nieważne.

Baekhyun zacisnął zęby, a tym samym jego twarz, zazwyczaj taka piękna, nabrała nieprzyjemnego wyrazu. Wpatrywał się w niego, jakby samymi oczami, chciał powiedzieć „Odszczekaj to!". Kyungsoo jednak nie miał zamiaru. Wiedział, że jego podejrzenia się dobre. Dlatego też swobodnie oparł się na fotelu, po czym dopił resztkę kawy. Odstawił naczynie z większym hałasem, niż chciał, lecz Byun zdawał się tego nie zauważyć. Nadal obdarowywał go morderczym spojrzeniem, które jednak nie robiło na mężczyźnie większego wrażenia.

Baekhyun po jakimś czasie zamknął oczy, a kiedy je otworzył, zdawały się odrobinę bardziej błyszczące niż wcześniej.

— Myślisz, że mnie to obejdzie?

Głos również miał bardziej drżący, ale D.O nie chciał podzielić się z nim tymi spostrzeżeniami. W milczeniu czekał, aż będzie kontynuował. Wiedział, że to nie było pytanie, na które powinien odpowiedzieć, ponieważ odpowiedź doskonale była wypisana na jego twarzy. Skoro jednak Byun chciał zachować pozory, mężczyzna postanowił mu na to pozwolić.

— Oczywiście, że mnie nie obejdzie. Ja chciałem być miły. Zaproponowałem mu wspólne święta, aby nie był sam. Jeśli znajdzie inne plany, to proszę bardzo. To jego wybór, jego życie. Ja tylko chciałem być miły. Niech robi, co chce. Nie obchodzi mnie to.

— Baekhyun...

Chciał go jakoś uspokoić, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Byun, zazwyczaj otwarty przed nim jak przed nikim innym, znowu zamykał się w sobie jak kiedyś. Kyungsoo nie miał siły kolejny raz niszczyć muru, którym się skutecznie odgradzał, za pomocą pozorów. Maska egoisty dawała mu pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, dlaczego D.O nie chciał jej niszczyć. Wystarczyła mu sama świadomość, że to zwykła kreacja, a gdzieś w głębi duszy chłopak tak nie myśli.

Baekhyun przecież również wiedział, że pozory, które sprawia, nie działają na Soo, a mimo to brnął w kłamstwo. Widocznie odczuwał taką potrzebę.

— Jasne — odparł szybko. — Potrzebujesz czegoś?

Byun odwrócił się na pięcie, a następnie skierował w stronę korytarza. Kyungsoo również poszedł w jego ślady, oczekując odpowiedzi. Nie zamierzał go jednak poganiać.

— Kilku dekoracji. Podwieziesz mnie?

— Mogę nawet z tobą wejść do sklepów, jeśli chcesz.

D.O z ciepłem na sercu obserwował jego szeroki, szczery uśmiech.

— Byłoby świetnie — przyznał Baekhyun, zakładając na siebie swój karmelowy płaszcz i podając mężczyźnie jego okrycie wierzchnie o kolorze smoły.

✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮✩✮

Chanyeol z nietęgą miną wpatrywał się w otwartą szafę. Im dłużej oceniał jej stan, tym gorzej się czuł. Nic się nie nadawało. Tak, miał świadomość, że to będzie zwykły wieczór, w ciągu którego będą oglądać filmy i pić alkohol, lecz mimo to nie potrafił znaleźć niczego dobrego. Wszystkie koszulki były sprane i rozciągnięte. Jego ulubiona bluza miała dziury od papierosów. Z kolei ukochane spodnie miały już całkowicie zniszczone nogawki. Jedyną porządną rzeczą była skórzana kurtka Luhana, ale wzięcie jej do Baekhyuna wydawało mu się dziwnie nieodpowiednie. Miał jednak wrażenie, że nie ma wyboru. Coś przecież musiał na siebie założyć, a jego płaszcz był w beznadziejnym stanie.

Jednym, szybkim ruchem zrzucił kilka rzeczy z półek.

— Dobra, popatrzmy — mruknął cicho, sam do siebie, a następnie nachylił się nad ubraniami.

Stosik usypany na jasnych panelach nie był zbyt wysoki, dodatkowo prezentował się raczej monotonnie, ponieważ wszystkie koszulki, które posiadał były albo czarne, albo granatowe. Park przełknął ślinę, a następnie chwycił pierwszą z brzegu. Niewiele myśląc, rzucił ją ponownie na ubrania, a następnie ściągnął z siebie szarą, luźną bluzę, po czym przebrał się w czarny T-shirt. Spojrzał jeszcze na czarne spodnie, które miał na sobie.

Może być — pomyślał. Nie był zadowolony, jednak nie miał siły, aby poszukać czegoś lepszego. Pójdzie ubrany na luzie, tak będzie najlepiej. Nagle telefon zaczął wibrować w jego kieszeni, więc szybkim ruchem wyciągnął i odebrał.

— Słucham?

— Chanyeol...

Głos Minseoka łamał się przez łzy. Łamał jak gałązki pod naciskiem stóp. Łamał jak zapałka zbyt mocno dociśnięta do draski. To samo w sobie spowodowało, że Chanyeolowi niemal złamało się serce. W nerwach przesunął stopą kupkę ubrań pod samą ścianę, a następnie szybko podszedł do łóżka i na nim usiadł. Miał wrażenie, że za niedługo usłyszy coś, dzięki czemu grunt usunie mu się spod stóp.

— Co się dzieje?

— Mam problem.

Ledwo co mówił. Sprawiał wrażenie, jakby krztusił się łzami i nie był w stanie złapać oddechu. Chanyeol sam poczuł gulę w gardle, lecz postarał się uspokoić.

— Tyle to ja słyszę. Do sedna, Xiumin. Raz, dwa. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a więc mów. Komu mam zajebać, co mam zrobić?

To była jedna z jego wielu wad. Kiedy już się do kogoś przywiązał, to byłby w stanie zrobić dla tej drugiej osoby wszystko, o co go tylko poprosi. A przecież mógł się domyślić, że i tym razem to będzie zły pomysł, skoro ostatnio jego pomoc znajomemu skończyła się wypadkiem samochodowym.

Chanyeol jednak nie był zbytnio pamiętliwy i to okazało się dla niego zgubne.

— Nie, nikogo nie musisz bić — odparł, pociągając raz po raz nosem. Zdawał się trochę uspokoić. — Po prostu... Ech...

— Do sedna, zanim wyskoczę przez okno z nerwów — warknął, wiedząc, że inaczej ich rozmowa telefoniczna może trwać nawet do nocy. Nie chciał być ostry, lecz był świadomy, że sytuacja tego wymaga.

— Jennie nie przejdzie. Nie będzie jej, rozumiesz? Mam cały pokój hotelowy dla siebie, razem z tym cholernym szampanem i pierścionkiem, który chyba za chwilę wypierdolę przez okno.

To brzmiało tak absurdalnie, że Chanyeol skrzywił się, jakby właśnie zjadł całą cytrynę. Przez chwilę siedział z taką wykrzywioną miną, aż w końcu uznał, że musi się odezwać. Tym bardziej że dzięki ciszy wyraźnie słyszał, że Minseokowi znowu zbiera się na płacz.

— To gdzie ona niby, kurwa, będzie? Ma jakiegoś innego? Mam go zajebać? Dawaj adres, zbieram ekipę i jedziemy.

Xiumin parsknął krótko, co miało chyba przypominać śmiech, lecz nie wyszło.

— Nikogo nie musisz zabijać — oświadczył, ponownie się uspokajając. — Będzie w pracy. Wiesz, w święta płacą więcej. Kasa ważniejsza ode mnie. Mogłem się przecież przyzwyczaić. Nigdy nie będę dla niej wystarczająco ważny, by sobie odpuściła dodatkowe pieniądze.

Chanyeol potarł czoło, chcąc zrozumieć myślenie dziewczyny, ale niestety nic to nie dawało. Jego mózg nieustannie podsuwał mu zdania typu „Tępa, egoistyczna kurwa. Jebana szmata, patrząca tylko na siebie. Co za idiotka. Zasrana materialistka, no ja pierdolę. A on jej się chciał oświadczyć, co za świat"..

— Nie da rady jakoś zrezygnować? Wiesz, mogę to jakoś załatwić — przyznał, ponownie pocierając czoło i starając się sobie przypomnieć swoje stare znajomości. — Znałem kiedyś typka, co robił amatorskie bomby. Podobno był całkiem dobry. Możemy ją podłożyć i dzięki temu nie będzie miała gdzie iść, no to wpadnie w twoje ramiona, a wszystko skończy się dobrze.

Xiumin się roześmiał i, pomimo że Park dobrze wiedział, że to z jego głupoty, to i tak zrobiło mu się przyjemnie, słysząc ten dźwięk. Nie był w stanie z nim rozmawiać, kiedy był załamany, bo jego samego to podłamywało z każdą sekundą coraz mocniej.

— Nie trzeba bomby, Chan, ale dzięki za propozycję. Ja po prostu nie chcę być teraz sam, bo może mi odjebać. Oczywiście ciebie nie przebiję, ale mogę serio wyrzucić ten pierścionek przez okno, a on był drogi i tak rozsądnie patrząc, to trochę mi szkoda. O, albo wypiję sam te cztery butelki szampana. No, ewentualnie je wyrzucę na ulicę, a tam przecież chodzą ludzie i mogę kogoś zabić. W sumie... odwiedzałbyś mnie w więzieniu?

— Bredzisz — stwierdził Chanyeol. — Czego konkretnie ode mnie chcesz?

— Jedź ze mną do Incheon. Proszę.

Z Seulu do Incheon było prawie trzydzieści kilometrów, co nie było wielką odległością. Wiedział jednak, że drogi w święta mogą być bardziej zakorkowane niż zazwyczaj. Zresztą, to wciąż prawie godzinę drogi od Seulu. Albo i nawet więcej, jeśli będą korki.

— Wiesz, że jestem umówiony z Baekhyunem — zauważył cicho, czując się dziwnie winny.

— Wiem. Z nim jednak możesz się zgadać na każdy inny dzień. Sam mówiłeś, że ma w dupie święta. A ja mam cztery butelki szampana i naprawdę fajny pokój hotelowi. No i serio jestem załamany. Proszę...

Park westchnął głośno.

— No nie wiem...

— Wezmę wagon fajek dla ciebie. A co nie wypalisz, to ci oddam. Kupię więcej alkoholu. Wszystko, co tylko zechcesz! Błagam, Chanyeol. Ja serio nie mam nikogo innego, kto by mnie uratował. Zostałem sam. Sam, jak z resztą, kurwa, zawsze...

Chanyeol zastanowił się. W sumie to chłopak miał rację co do Baekhyuna. Wiele razy miał wrażenie, że Byun zmusza się do spędzenia świąt z nim. Wielokrotnie przecież powtarzał, że chce po prostu obejrzeć film i się napić, nic więcej. Zresztą, jego mina, kiedy Park zdecydował się jednak nie spędzać świąt z Kyungsoo, również nie była zbytnio zadowolona.

Może tak będzie lepiej. Przestanie sprawiać kłopot Baekhyunowi.

— Dobra, zgadzam się. O której jedziemy i z kim?

Minseok wydał z siebie takie westchnienie ulgi, że Chanyeol aż poczuł się niezręcznie.

— Za godzinę. Mój ojciec nas zawiezie. Podjedziemy pod twój akademik. Jedyne co musisz mieć to siebie i szczoteczkę do zębów. No i dokument tożsamości na wszelki wypadek.

Chanyeol się roześmiał.

— Zajebiście, przynajmniej nie muszę się pakować.

Continue Reading

You'll Also Like

16.1K 1.1K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
170K 8.5K 30
Nienawiść, wstręt, słaba omega. Przed tym wszystkim udało się uciec pewnemu chłopcu ,który był czarną owcą w rodzinie. Po ucieczce spotyka w lesie wa...
173K 9.9K 127
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...
104K 8.2K 62
zakończone✔ chat!au paring sope, top!yg model!yg mpreg тell мe all oғ тнe тнιngѕ тнaт мaĸe yoυ ғell aт eaѕe.