Wieczny Weirdmageddon

By FenHarel358

2.2K 196 14

Zastanówmy się przez chwilę co by było, gdyby na początku Weirdmageddonu Bill zamiast próbować zabić Dippera... More

Prolog
1. Rekrut
2. Uciekinier
3. Dziś jest ten dzień
4. Znowu razem
5. Discount Auto Mart Warriors
7. Mystery Hospital
8. Tajemniczy Bohater
9. Koniec

6. MallFortress

156 15 0
By FenHarel358

Dipper's POV:

"Słuchaj uważnie, Pine Tree." Zaczął rozkazująco Bill. "Okazuje się, że w ruinach Gravity Falls wciąż żyją ludzie. I nie mówię tu o losowych ocalałych, ukrywających się w jakiejś zawilgotniałej norze. Zawsze kilka karaluchów przetrwa wybuch bomby. Mówię o dużej i co ważniejsze zorganizowanej grupie. Wiem o nich, bo moje sługi czasem natykają się na ich patrole szabrujące ruiny budynków. Muszą mieć bazę gdzieś w mieście. Nie może tak być, że ja doprowadzam do końca świata, a śmiertelnicy odbudowują swoje nędzne społeczeństwo!" Bill krzyczał w gniewie. Nie żeby to było coś niezwykłego. "Masz znaleźć ich bazę i ją zniszczyć!"

"Zniszczyć fortecę licznej i dobrze zorganizowanej grupy ocalałych. Żaden problem." Odparłem sarkastycznie. Jakby sam nie mógł się tym zająć. Nic tylko siedział swoim dupskiem na tym głupim tronie całe dnie.

"Jest coś jeszcze, Pine Tree." Kontynuował Bill. "Z tego co udało mi się ustalić do tej pory wynika, że Ruda jest liderem grupy."

"Masz na myśli Wendy?" Iskra ekscytacji pojawiła się w mojej głowie. To było pokrzepiające, że Wendy nadal żyła. Nieco mniej pokrzepiający był fakt, że miałem ją zabić.

"Czy to stanowi dla ciebie jakiś problem, Pine Tree?" Głos Billa jasno sugerował, że nie przyjmie on sprzeciwu.

"Oczywiście, że nie." Zapewniłem pewnie.

"Dobrze." Odpowiedział. "Nie musisz zabijać ich wszystkich. Jeśli pozbędziesz się jakiejś połowy, reszta się rozpierzchnie. Ale wśród zabitych musi się znaleźć Ruda. Inaczej odbuduje swoją bazę gdzieś indziej."

"Zrozumiano." Przytaknąłem. "Jedno pytanie. Jak mam ich w ogóle znaleźć?"

"Nie wiem, czy pamiętasz, dzieciaku, ale nie zwerbowałem cię, bo byłeś silny." Oznajmił Bill wrednym tonem. "To przyszło z czasem. Zwerbowałem cię, bo jesteś sprytny. Wymyśl coś!"

____________________________________________________________

Dotarłem do miasta. Było w ruinie. Większość budynków się zawaliła albo była temu bliska. Część z nich płonęła. W oddali widziałem olbrzymie monstra kroczące po ulicach. Jak ja ich znajdę w tym chaosie. Przydałoby się rozejrzeć z jakiegoś wysoko położonego punktu. Tylko gdzie ja taki znajdę?

Wtedy zobaczyłem wieżę ciśnień, przechadzającą się między domami. Już prawie zdążyłem zapomnieć, że Bill powołał ją do życia. Doskonale.

Zacząłem biec w jej kierunku. Po przebyciu kilku przecznic znalazłem się pod nią. Wskoczyłem na drabinę i zacząłem się wspinać. Wieża cały czas znajdowała się w ruchu, więc musiałem być ostrożny.

Gdy byłem już w połowie drogi budynek zadrżał. Moje stopy ześlizgnęły się ze szczebla, na którym stały. W ostatniej chwili znów złapałem się drabiny, co uratowało mnie przed upadkiem i rozbiciem się o beton. Było blisko.

W czasie dalszej wspinaczki wieża zaczęła się rzucać na prawo i lewo. Co się, do diabła, dzieje z tą durną wieżą. W końcu dotarłem na szczyt. Oparłem się o barierkę i zacząłem rozglądać.

Wszystko wyglądało normalnie. Znaczy się normalnie jak na Weirdmageddon. Potwory chodziły po ulicach. Płonęło kilka pożarów. Zdecydowałem się przyjrzeć nieco dokładniej budynkom. Wszystkie były co najmniej częściowo zniszczone. Niektóre całkowicie.

Nic niezwykłego. Domy. Ratusz. Szkoła. Centrum handlowe.

Zaraz... Od kiedy to centra handlowe mają fortyfikacje obronne?

____________________________________________________________

Wendy's POV:

Razem z ekipą wracaliśmy już z polowania. Na przyczepie wieźliśmy upolowanego eyebata. W końcu dotarliśmy do naszej fortecy.

Warownia, widziana z lotu ptaka, miała kształt kwadratu. Stare centrum handlowego stanowiło zarówno główną siedzibę, jak i jedną ze ścian. Pozostałe mury zbudowaliśmy sami ze złomu, głównie blachy falistej i drewna. Postawiliśmy nawet kilka baszt. Główna brama była naprawdę wielka i solidna. Potrzeba było co najmniej czterech ludzi, żeby ją otworzyć. Napis nad bramą głosił 'MallFortress'. Oczywiście, to ja wymyśliłam nazwę.

Nasza ekspedycja trwała kilka dni. Dobrze jest wreszcie wrócić do domu.

Wartownicy na murach zauważyli, że się zbliżamy. "Nasi wrócili! Otworzyć bramę!" Krzyknął jeden z nich. Potężne metalowe wrota otworzyły się z przeraźliwym zgrzytem. Powoli wkroczyliśmy do środka.

Po tym jak weszłam na dziedziniec, podbił do mnie Robbie.

"Jak się udała wyprawa?" Zapytał.

"Bardzo owocna." Odparłam. "Upolowaliśmy jednego z eyebatów."

"Świetnie! Jego mięso wystarczy nam na następny tydzień." Uradował się. W zasadzie to nie tyle mięso co białko, ale wychodzi na to samo. Było dość pożywne i po upieczeniu nad ogniem nawet nie smakowało aż tak źle.

"A jak się miały sprawy w forcie pod naszą nieobecność?" Spytałam.

"Stara rutyna." Odparł bez entuzjazmu. "Warta, musztra i strzelanie do wszystkiego co podejdzie zbyt blisko murów." Nagle błysnęły mu oczy. "Och, byłbym zapomniał. Dwa dni temu wpadł Soos."

To było interesujące. Soos odwiedzał nas raz na jakiś czas, a jego wizyty zawsze były czymś... niezwykłym. Zawsze wszyscy z zaciekawieniem słuchali opowieści o jego przygodach. Lecz pomimo, że zawsze był tu mile widziany nigdy nie zostawał na długo.

"Uch i co z nim?" Spytałam zaciekawiona.

"Zostawił nam dwójkę dzieciaków, które znalazł w zgliszczach jakiegoś budynku." Oznajmił. "Ich rodzice prawdopodobnie zginęli, zabici przez potwory. Potem ruszył w dalszą drogę."

"Ten gość da się kiedyś zabić." Oświadczyłam zmartwiona.

"Wiesz jaki on jest." Zaczął Robbie. "On musi tam być. Pomagać ludziom. Już tak ma."

"Ta, pewnie masz rację." Przyznałam niechętnie. "Tak z innej beczki, gdzie twoja dziewczyna?"

"W środku, zajmuje się rannymi." Odpowiedział.

"Pójdę sprawdzić co u niej." Oznajmiłam.

"Okay, trzym się." Pożegnał się.

Uznałam, że nim odwiedzę Tambry, zrobię jeszcze szybki obchód po forcie.

Na dziedzińcu było rozstawionych kilka namiotów. W ciągu dnia zawsze panowało tu lekkie zamieszanie. Wszyscy zajmowali się swoimi codziennymi obowiązkami. Prali, gotowali, naprawiali swój rynsztunek i tak dalej. W jednym z narożników murów było rozpalone ognisko. Grupa ludzi piekła coś nad nim na rożnie. Nieopodal pod jedną z baszt odbywała się musztra. Nasi ludzie musieli być w formie, jeśli mieliśmy przetrwać.

Gdy tak stałam w zamyśleniu, coś mnie potrąciło. Grupa dzieciaków przebiegła obok mnie. Uśmiechnęłam się tylko, patrząc, jak biegną dalej. Miło, że pomimo tej ciężkiej sytuacji, dzieci wciąż potrafią się bawić.

Przeszłam się wzdłuż zachodniego muru. Jeden z odcinków barykady chwiał się w posadach. Jakiś tydzień wcześniej mocno ucierpiał w wyniku ataku potworów. Trzeba to było w końcu naprawić. Problem polegał na tym, że nie mieliśmy już materiałów do budowy. To z kolei przypomniało mi, że kończyły nam się surowce na wyrób strzał. Jeśli skończy nam się amunicja, nie będziemy w stanie obronić murów. Jutro zorganizuję wyprawę na stare złomowisko. Tam powinniśmy znaleźć potrzebne materiały.

W końcu skierowałam się do centrum i weszłam do środka. Większość pomieszczeń, służących niegdyś jako sklepy, pełniła teraz funkcję mieszkalną. Było nas sporo, a nikt nie zamierzał spać na zewnątrz. Noce bywały chłodne.

Przeszłam przez hol i weszłam do pomieszczeń dla personelu. Wąskim korytarzem dotarłam do pokoju, w którym zorganizowaliśmy prowizoryczny szpital.

Zobaczyłam Tambry, zmieniającą opatrunek Thompsonowi. Oberwał dwa tygodnie temu, w czasie eskapady. Byliśmy zbyt nieostrożni, można było tego uniknąć.

"Jak z nim?" Zapytałam Tambry.

"Rana się goi. Niedługo znów stanie na nogi." Odpowiedziała.

"Całe szczęście." Odetchnęłam z ulgą. "A ty jak się trzymasz?" Zapytałam z troską.

"Nie spałam od dwóch dni." Odparła. "Jestem zmęczona."

"W takim razie idź się przespać. Zmienię cię tutaj." Zaoferowałam.

"Dzięki Wendy. Doceniam to." Uściskała mnie, po czym wyszła.

Zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty. Zmieniłam kilka opatrunków i podałam pacjentom antybiotyk. Gdy tylko skończyłam, Kevin, jeden z moich młodszych braci, wbiegł nagle do pomieszczenia.

"Obcy przy bramie!" Oznajmił zdenerwowany. Dyszał, zmęczony po biegu. "Chodź szybko!"

Obcy? Kogo mogło tu przywiać?

Pobiegłam za nim na zewnątrz, a potem na mury. Przed bramą stał człowiek w czarnej pelerynie. Kaptur skrywał jego twarz. Było coś niepokojącego i złowrogiego w tej postaci. Czułam ciarki chodzące mi po plecach.

Po chwili pełnej napięcia nieznajomy zdjął kaptur i odsłonił twarz. Spojrzał prosto na mnie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

"To Dipper! Otwórzcie bramę!" Krzyknęłam uradowana do strażników.

Zbiegłam błyskawicznie na dół. Nie mogłam się doczekać spotkania. Po tych wszystkich latach...

Ja i jeszcze kilka osób stanęliśmy przed bramą w oczekiwaniu. Wrota wreszcie się otworzyły, a Dipper wszedł do środka.

"Dipper! Dobrze cię znowu widzieć, stary!" Przywitałam się przyjaźnie.

Nie odpowiedział. Zamiast tego wyciągnął miecz.

"Dipper?" Powtórzyłam zaniepokojona.

Wtedy ruszył w moją stronę.

Nie miałam czasu do namysłu. Zareagowałam instynktownie. Wyciągnęłam zza pleców moją kuszę i oddałam strzał. Odbił bełt w locie. Co do...?

Cofnęłam się o kilka kroków. W międzyczasie Robbie podbił do niego z gazrurką i wziął zamach. Dipper bez trudu sparował cios. Gdy walczyli naciągnęłam cięciwę i nałożyłam kolejny bełt. Strzeliłam ponownie. Zasłonił się, a pocisk odbił się od metalowego ochraniacza na jego przedramieniu. Jak on to robi?

Gdy bronie Dippera i Robbiego znów się skrzyżowały, Dipper płynnym ruchem zbliżył się do swojego przeciwnika i uderzył do rękojeścią w głowę. Robbie upadł na ziemię.

Dipper znów ruszył w moim kierunku. Zaczęłam uciekać w stronę centrum i wbiegłam do środka. Cały czas mnie gonił. Miałam nadzieję, że zgubię go w węższym przejściu.

Biegnąc korytarzem przewróciłam stojącą po drodze półkę, żeby go spowolnić. Wpadłam do jakiegoś pokoju. Wyciągnęłam moją siekierę i zaczaiłam się z nią tuż za wejściem. Serce waliło mi jak dzwon.

Gdy tylko wkroczył do pomieszczenia uderzyłam z całych sił. Ostrze jego miecza błysnęło w powietrzu. Końcówka z głowicą mojej siekiery upadła z brzękiem na podłogę. W rękach został mi sam trzonek.

Coś uderzyło mnie w głowę i upadłam. Nawet nie zauważyłam skąd padł cios. Szybko się podniosłam i pobiegłam do drugich drzwi. Biegłam kolejnym korytarzem. Skrzyżowanie. W prawo czy w lewo? Byłam cała w nerwach, bojąc się o własne życie. Bez namysłu skręciłam w lewo. Ta droga prowadziła do jednych, jedynych drzwi, na końcu korytarza. Wbiłam się do środka z pełnym impetem. Znalazłam się w niedużym pomieszczeniu z kilkoma szafkami. Cholera, tu nie ma drugiego wyjścia!

Odwróciłam się i zobaczyłam Dippera zbliżającego się nieuchronnie w moją stronę. Było za późno, żeby zawrócić. Cofając się znów przeładowałam kuszę. Wiedziałam jak to się skończy, ale nie miałam już innych możliwości. Strzeliłam i dokładnie tak jak się spodziewałam, bełt ponownie został odbity.

Zrobiłam jeszcze kilka kroków w tył, aż moje plecy zetknęły się ze ścianą. To koniec. Nie mam, dokąd uciec. Serce mi waliło, w głowie szumiało. Czułam zimny oddech śmierci na moim karku.

Dipper zbliżał się powoli. Nie mogłam go pokonać. Nie mogłam przed nim uciec. Z każdym kolejnym jego krokiem czułam, zbliżającą się śmierć.

To koniec. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na to, co nieuniknione.

Continue Reading

You'll Also Like

78K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
8.4K 572 18
Hanahaki.... Powodem zachorowania na tą chorobę jest nieodwzajemniona miłość. Jedyne sposoby na pozbycie się tego to wyznanie swoich uczuć i zostanie...
32.2K 2.5K 114
Zapraszam do czytanka
61.6K 4.8K 23
"Wiesz, kim ja jestem?" Zielonowłosy, piegowaty chłopak budzi się w parku i ma zanik pamięci, co z tego wyniknie? Czy Deku odzyska pamięć? Czy kt...