But my heart knows

بواسطة Universer22

438K 26.4K 3.8K

-Nie znamy się. Nie wiesz tego. -Masz rację, nie wiem... ale moje serce wie. المزيد

Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
Epilog

77

2.9K 204 36
بواسطة Universer22

-Nie jestem! Nie! Nie! Nie jestem! - obudził mnie rozpaczliwy krzyk, moje serce znów zaczęło wylewać rzeki łez, kiedy zdałam sobie sprawę, że to Lauren ponownie nie może wybudzić się z koszmaru.

Porusza głową z boku na bok, a na jej policzkach mokre ślady mienią się odbijając światło księżyca. Nienawidzę tego. Nienawidzę bólu spowodowanego widokiem szatynki w takim stanie. Ten widok jest jak najpiękniejsza róża z największymi kolcami i wręcz czuję jak wbijają się one w moją skórę. Każda łza mojej ukochanej. Każde kolejne ukłucie. Okrutny kwiat. Będę dłużniczką każdego, kto odetnie wszystkie kolce i pozostawi moją różę tak piękną w swej urzekającej delikatności.

-Nie, nie jestem! Nie jestem! - kolejny krzyk wydostaje się z jej idealnych ust. Nie pozostaje mi nic innego jak obudzić ją.

Ostatnim razem mnie odepchnęła, dlatego teraz postanawiam usiąść i ostrożnie wciągnąć ją na swoje kolana, tak bym zaraz po jej przebudzeniu mogła ją objąć i dać jej w ten sposób komfort oraz pewność, że w moich ramionach jest bezpieczna. Potrząsam delikatnie jej ciałem, ale dziewczyna wciąż się miota. Poprzedniej nocy myślałam, że to jednorazowy przypadek, w końcu każdy czasem miewa koszmary, ale za drugim razem tak tego nie zostawię. Muszę wiedzieć co oznaczają słowa wypowiadane przez zielonooką. Muszę, bo chcę wiedzieć nad czym mam pracować, by zabrać od niej koszmary.

-Kochanie, obudź się - zaczynam spokojnie licząc na to, że to coś da.

-Nie jestem! Nie... nie jestem. Nie jestem. Jestem.

-Słoneczko, obudź się - mówię przez łzy, które nawet nie wiem, kiedy zdążyły spłynąć, zanim gwałtownie wstrząsam jej ciałem.

Gdy dziewczyna się budzi przyciskam jej głowę do mojej klatki piersiowej, gdyż wiem, że bicie mojego serca ją uspokaja. Zasypuję jej głowę pocałunkami. Staram się zrobić wszystko, by zabrać od niej ten strach i dezorientację. Przekręca głowę tak, że jest w stanie spojrzeć mi w oczy, a kiedy nawiązujemy kontakt wzrokowy ponownie zaczyna się szarpać. Jej oddech jest nierówny i bardzo ciężki.

-Camila, puść - wręcz błaga, ale nie mam zamiaru się ugiąć. Przyciągam ją do siebie jeszcze bardziej i staram się skrępować jej ruchy.

-Skarbie, oddychaj. Powolne, głębokie oddechy - instruuję, wciąż całując jej skroń i czubek głowy.

-Camila, odsuń się - łka, aczkolwiek słyszę, że stara się dostosować do moich rad.

-Nie płacz, aniołku. Wszystko będzie dobrze - mówię najbardziej miękkim i spokojnym głosem na jaki mnie stać, kołysząc naszymi ciałami w przód i w tył - będziemy szczęśliwe, zobaczysz. Całe życie przed nami, by spędzić je razem - staram się odwrócić jej uwagę od złych rzeczy, które chwilę wcześniej widziała we śnie - ty, ja, nasz maluszek. Damy mu dom pełen miłości. Poradzimy sobie. Razem. Razem możemy wszystko, wiesz o tym, prawda? - patrzy na mnie, ale nie odpowiada. Za to uspokoiła swoje niekontrolowane ruchy - bardzo cię kocham.

Całkowicie zaskakuje mnie to, że zielonooka jak poprzedniej nocy, wręcz rzuca się w moje ramiona. Rękami obejmuje mnie tak ciasno, że drżenie jej ciała przechodzi na mnie. Głowę układa dokładnie w tym samym miejscu, co za pierwszym razem. Boję się o nią.

-Jestem twoja.

-Oczywiście, że tak kwiatuszku.

-Jestem twoja na zawsze - chyba powinnam się cieszyć, że chce być moja, więc dlaczego tak mnie to martwi?

Zielonooka niespodziewanie podnosi głowę i wpija się w moje usta. Przygryza lekko moją dolną wargę, aczkolwiek w żaden sposób nie próbuje wtargnąć do środka. Całą kontrolę nade mną przejmuje nieodparte wrażenie, że dziewczyna próbuje tym sobie coś udowodnić. Kocham jej pocałunki, ale ta myśl jest na tyle odpychająca, że rozłączam nasze usta i powstrzymuję szatynkę przed kolejnym pocałunkiem.

-Lolo, powiedz mi co ci się śniło - chwytam jej nadgarstki w momencie, gdy usiłuje chwycić dłońmi moją głowę, by porwać mnie do następnego pocałunku.

Dziewczyna wygląda na zdziwioną, nawet przestraszoną moim gestem. Dwa błyszczące szmaragdy napotykają mój wzrok, wpatrując się tak intensywnie, jakby w moich źrenicach kryły się odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Nagle Lauren zaczyna chaotycznie potrząsać głową w odmowie i zanim zdążam cokolwiek zrobić, uwalnia swoje ręce, by któryś już raz owinąć je ciasno wokół mojej talii.

-Twoja - mówi jakby przedstawiała mi możliwe opcje, ale nie dawała prawa wyboru, prosto w moją szyję. Czuję jej piąstki zaciśnięte na moim ubraniu.

Dochodzi do mnie, że nic mi nie powie, więc postanawiam jej nie męczyć. Pochylam się nad łóżkiem w celu ułożenia jej wygodnie na materacu, gdyż jest uwieszona na mnie jak małpka. Naciągam na nas kołdrę, by dać mojemu aniołkowi jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa wynikające z bycia osłoniętą. Zrobię wszystko, by poczuła się bezpiecznie.

-Kocham cię - przeczesuję jej włosy. Jak to możliwe, że w tak beznadziejnej sytuacji one wciąż są tak idealne? Składam drobny pocałunek na czole Lo i w oczekiwaniu, aż dziewczyna zaśnie układam w głowie plan jak zacząć jutro rozmowę na ten temat.

***

-Camz - słyszę zagłuszony dźwięk. Jakby wydostawał się spod wody - Camzi - ktoś porusza moim ciałem.

Rozciągam się odrobinę, by rozluźnić mięśnie i dopiero, gdy wypuszczam oddech po ciężkiej nocy zbieram się na odwagę i otwieram oczy, narażając je przy tym na rażące promienie Słońca. Stwierdzam natomiast, że warto, kiedy moim oczom ukazuje się najpiękniejsza istotka jaką kiedykolwiek miałam zaszczyt obserwować. Uśmiecham się szeroko widząc jej urocze zaspane oczka. Układam dłoń na jej plecach i przyciągam ją do siebie tak, że leży wprost na mnie.

Nie chcę psuć jej poranka rozmową, która nas czeka. W całej niepewności, którą jestem teraz przepełniona wiem tylko tyle, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Wolę wyciągnąć ten temat na spokojnie, kiedy obie będziemy już po naszych dzisiejszych zajęciach.

-Ślicznie wyglądasz księżniczko.

-Ty też - cmoka mnie w policzek, co wywołuje mój chichot.

-Która jest godzina - pytam, bo pomimo świadomości, że nie spałam w nocy zbyt dużo, czuję się znacznie mniej wyspana niż wczoraj.

-Szósta.

-Jak to? Dlaczego budzisz mnie tak wcześnie? - zrywam się do siadu, gdy nachodzi mnie pewna myśl - coś się stało? Czegoś potrzebujesz? Coś cię boli? - Lauren zasłania mi ręką usta, gdy dostrzega, że zamierzam rzucić kolejne pytanie.

-Wszystko dobrze, po prostu mówiłaś, że masz dzisiaj spotkanie z menadżerką o siódmej. Chyba zaspałaś. Chciałam cię obudzić, żebyś się nie spóźniła - czy wspominałam jak zachrypnięty jest jej głos po przebudzeniu. Samo słuchanie jak mówi daje mi przyjemność podobną do bycia przez nią dotykaną, chociaż to wciąż nie jest to samo.

Mój uśmiech się poszerza. Ależ ona jest kochana. Chcę widzieć ją taką częściej.

Patrzę w jej oczy i nie widzę strachu. Widzę czułość i miłość. Pochylam się nad nią i złączam nasze usta. W tym momencie mało obchodzi mnie fakt, że żadna z nas nie umyła jeszcze zębów. Jej wargi pieszczą moje własne, a w moim brzuchu wybucha rój motyli. Zjeżdżam prawą ręką w dół, aż docieram do jej nieprzeciętnych rozmiarów tyłka. Ściskam go w swojej dłoni, a z ust siedemnastolatki wydostaje się stłamszony jęk.

-Przełożyła to spotkanie na dziewiątą, więc skoro ty wstajesz dopiero o szóstej czterdzieści, mamy ponad pół godziny dla siebie - uśmiecham się zadziornie.

Zniżam się i układam pomiędzy jej nogami. Podwijam jej koszulkę, a właściwie to moją koszulkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spała w czymś swoim. Nie żeby mi to przeszkadzało. Składam kilka drobnych pocałunków na całym jej brzuszku ze świadomością, że tam w środku jest moja mała królewna.

-Cześć Audrey - staram się, by mój głos brzmiał jak najbardziej spokojnie.

-To może być chłopiec - Lauren już chyba milionowy raz zwraca mi uwagę z tego samego powodu.

-Czy ja ci przeszkadzam w konwersacjach? - gromię ją wzrokiem, a ona zaczyna chichotać.

-Może mam ci przypomnieć jak byłyśmy na plaży i rozmawiałam z dziewczyną z budki z lodami? - o nie. Niech mi nawet nie przypomina o tej lasce. Miałam wrażenie, że gdyby były sam na sam to ta 'miła' dziewczyna z budki z lodami przeleciałaby mi dziewczynę.

-Ta laska cię podrywała, kiedy ja stałam zaraz obok.

-My tylko rozmawiałyśmy. Po prostu przyznaj, że jesteś zazdrosna.

-Nie jestem.

-Jesteś, jesteś - postanawiam zignorować moją dziewczynę i ponownie zwrócić się do córki.

Oczywiście, że byłam zazdrosna. Chciałam przycisnąć Lauren do ściany tamtej budki i napaść na jej usta tak, żeby wszyscy z tamtą dziewczyną na czele wiedzieli, że zielonooka należy do mnie. Ale zachowałam się przyzwoicie i jedynie wtrąciłam się w rozmowę twardo zaznaczając, że jestem dziewczyną ślicznotki, która nie powinna być tak długo zatrzymywana przy kupowaniu lodów.

-Nie słuchaj mamusi, Audrey. Każdy pilnuje, by nikt nie ukradł jego najcenniejszych skarbów w życiu - robię kciukiem malutkie kółeczka pod pępkiem.

-Kocham cię Camila - odruchowo podnoszę się na łokciach z poważną miną, by być twarzą w twarz z Lauren. Szukam w jej oczach niepewności tych słów, ale nic takiego nie znajduję, więc pochylam się ku jej twarzy i przyciskam usta do jej czoła.

-Ja ciebie też.

-I naszego syna - dodaje odwracając wzrok, jakby chciała udawać, że wcale tego nie powiedziała.

-Zaraz ci odwinę i zostanę oskarżona o przemoc w rodzinie - rzucam groźbę na wiatr. Prędzej się rzucę pod pociąg niż uderzę ją choćby kwiatkiem.

-Oh, kochanie. Mogę uwierzyć we wszystko, ale nie w to, że mnie uderzysz. To już istnienie jednorożców jest bardziej prawdopodobne - szatynka wybucha śmiechem, na co marszczę brwi.

-Wiesz co, Audrey? Twoja mamusia to moje największe szczęście w życiu, ale czasem jest po prostu głupkiem. Sama jest jednorożcem, a udaje, że nie istnieją.

***

-Siadaj Camila - Shannon mówi spokojnym tonem, ale ja znam ten ton i wiem, że to cisza przed burzą. Mimo wszystko wykonuję jej polecenie i zajmuję swoje stałe miejsce na kanapie w studiu - wiesz o czym chcę z tobą porozmawiać? - siada naprzeciwko i zakłada nogę na nogę.

Kiedyś ta postawa sprawiała, że czułam się przy niej strasznie mała. Onieśmielała mnie swoją pewnością siebie. Niestety dla niej, teraz nic takiego na mnie nie działa. Właściwie to chce mi się śmiać, bo w jej oczach widzę, że wokół jej głowy krąży myśl, że jest na straconej pozycji.

-Domyślam się - dbam o to, by mój głos był należycie oschły.

-Świetnie. Chodzi o ostatni wywiad - no oczywiście, o cóż by innego? - powiedziałaś tam naprawdę dużo. Za dużo.

-Ja tak nie uważam - rzucam pewnie, bo w tym momencie kobieta siedząca przede mną nie jest dla mnie żadnym autorytetem.

-Camila, posłuchaj. Możesz mieć pretensje do mnie, do wytwórni, ale daruj sobie rozpowiadanie o tym całemu światu.

No oczywiście. Wszystko byleby im nie zaszkodzić. Przecież najważniejsza jest ich nieskazitelna reputacja, a nie to jacy są w rzeczywistości. Tylko, że czas, w którym posłusznie przytakiwałam i wykonywałam wszystkie polecenia, właśnie dobiegł końca.

-Shannon, ja tylko odpowiadałam na pytania.

-Więc następnym razem oszczędź sobie wszystkich szczegółów - widzę jak żyła na jej szyi zaczyna pulsować.

Czyżbym ją zdenerwowała? Niemożliwe. Przecież przed kamerami zawsze jest oazą spokoju.

-Skończyłam z kłamstwami i wszystkimi historyjkami, które wymyślaliście. Faszerowałam tym chłamem dziennikarzy, bliskich i fanów, a oni serio myśleli, że taka jestem. Jeśli sztuczna ja to powód, dla którego mam fanów, to mogę ich stracić i pozostać jedynie z garstką tych prawdziwych, którzy docenią prawdziwą mnie - unoszę się, bo ta kobieta zaczyna działać mi na nerwy.

-Posłuchaj, nie wiem co sobie uroiłaś, ale nie możesz tak po prostu mi się sprzeciwiać - syczy przez zęby z lekko poczerwieniałą twarzą.

-Shannon, jesteś moją menadżerką, nie szefem. Twoją pracą nie jest wydawanie mi poleceń, a moim obowiązkiem nie jest wykonywanie ich, dlatego dopóki chcesz ze mnie zrobić jakąś fałszywkę, nie licz na to.

Moja menadżerka wstaje z kanapy i po prostu, bez żadnego słowa wychodzi z pomieszczenia. Może i powinnam czuć się skołowana, ale wiem, że wyszła tylko na fajkę. Musi się trochę oswoić z moją postawą, bo takich trudności jeszcze nie miała.

Bałam się jej sprzeciwiać, bo kariera była dla mnie najważniejsza. To było moje marzenie. Nie miałam innych celów w życiu. Teraz mam Lauren i naszego maluszka. To oni są moim największym marzeniem i stawiam ich ponad wszystko inne.

Po jakichś pięciu minutach, które spędzam przeglądając zdjęcia Lauren na instagramie Dinah, Shannon ponownie pojawia się w pomieszczeniu. Siada dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio i skanuje mnie całą wzrokiem. Muszę przyznać, że jest to dość niekomfortowe, ale nie mam najmniejszego zamiaru dać tego po sobie poznać.

-W porządku - marszczę brwi, bo nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.

-W porządku? - dopytuję dla pewności.

-Tak. Jeśli chcesz mówić szczerą prawdę o sobie, proszę bardzo. Ale jest jeszcze jedna sprawa - no nie... co znowu?

-Słucham więc.

-Chodzi o Lauren - jeszcze nawet nie powiedziała w czym dokładnie leży problem, a we mnie już gotuje się krew. Czemu musi się czepiać Lauren?

-Nie zerwę z nią - mówię od razu, by nawet sobie nie myślała, by ponownie mnie o to prosić.

-Nie musisz z nią zrywać na serio. Chodzi o to, żebyście się rozstały w internecie, by świat myślał, że to koniec waszego związku - czy ona jest normalna?

-Nie ma mowy. Mówiłam, nie bawię się w takie gierki.

-Camila, Lauren jest teraz w ciąży. Wyobrażasz sobie ile plotek się pojawi, gdy to się wyda? Chcesz czytać w internecie o tym jak to znana Camila Cabello przygarnia samotne matki z dziećmi pod swój dach? - nie powiedziała tego. Ona... nie powiedziała tego.

-Czy ciebie powaliło?! - nie wytrzymuję i z krzykiem zrywam się z kanapy - Kocham Lauren całym swoim pieprzonym sercem. To moje dziecko i nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo nie mogę się doczekać, aż wezmę je po raz pierwszy na ręce! Chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli i nie zamierzam tego ukrywać, bo ty sobie coś wymyśliłaś! Mam gdzieś co powiedzą media! - wymachuję rękami na wszystkie strony - nie będę ukrywać swojej rodziny!

-Camila uspokój się - Shannon pokazuje gestem dłoni, bym ponownie usiadła, ale ani mi się śni to robić - jestem twoja menadżerką, dbam o twój wizerunek.

-Nie, już nie jesteś - moja twarz aż spływa rozczarowaniem.

-Camila... czy ty...

-Zwalniam cię - mówię i nie zważając na jej próby zatrzymania mnie, opuszczam budynek. Wsiadam w samochód i udaje się prosto do domu, gdzie poczekam na powrót mojej dziewczyny ze szkoły. W tym momencie, jest jedynym czego potrzebuję.

___________________________
Cześć wszystkim 😀
Tak się zastanawiałam... często tworzycie jakieś teorie dotyczące kolejnych rozdziałów. Z tego powodu jestem strasznie ciekawa na jaką płeć dziecka stawiacie. Poza tym, chciałam was przeprosić za ostatnią przygnębiającą notkę. Łapcie w zamian moją dobrą energię. I oczywiście napiszcie jak rozdział. Chcę znać wasze opinie.

Patrzcie sercem, nie tylko oczami 💛

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

55.1K 2K 26
A co jeśli role się zamienią? Czy Camila teraz rozkłada karty?
70.7K 2K 25
*Nie planowane spotkanie, nie planowana miłość. * Łucji wpadła w oko dziewczyna poznana na imprezie. Nie spodziewała się , że tak to wszystko się pot...
8.8K 575 21
Każdego dnia widziałam cię tylko z pewnej odległość, zawsze myślałam że mnie szczerze nienawidzisz dlatego zaczęłam pisać ten pamiętnik, żeby moje uc...
236K 8.5K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...