But my heart knows

By Universer22

438K 26.4K 3.8K

-Nie znamy się. Nie wiesz tego. -Masz rację, nie wiem... ale moje serce wie. More

Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
Epilog

68

4.1K 227 33
By Universer22

-Jesteśmy! - krzyczę, by moi rodzice wiedzieli o obecności mojej i Lauren.

-Salon! - słyszę głos mojego taty, więc planuję od razu udać się do miejsca, o którym mówi, ale ręka mojej dziewczyny skutecznie mnie powstrzymuje. Spoglądam na nią i widzę, że jest strasznie zdenerwowana, co wydaje mi się kompletną głupotą. W końcu jest cudowna. Nie ma szans żeby nie spodobała się moim rodzicom.

-Camz, dobrze wyglądam? - pyta niepewnie.

Poprawia swoją sukienkę w kolorze jasnego dżinsu, która leży na niej wprost idealnie. Włosy jak zwykle opadają falami na jej ramiona i gdyby tylko się uśmiechnęła, wszystko byłoby perfekcyjne.

Ja założyłam tylko zwykłe dżinsy i czarny t-shirt. To tylko moi rodzice, widuję się z nimi prawie codziennie, nie mam zamiaru się stroić. Lauren stwierdziła, że powinna się ubrać stosownie i już wyciągnęła elegancką, czarną sukienkę, w której swoją drogą chcę ją zobaczyć przy innej okazji. Poszłyśmy jednak na kompromis, więc założyła coś mniej... oficjalnego.

Przysuwam ją do siebie i przytulam. Całuję w czoło, by dodać dziewczynie otuchy. Jest niesamowita i nie powinna w to wątpić, a widocznie to robi skoro jest tak zestresowana. Zielonooka układa głowę na moim mostku, a ja pocieram jej ramiona w uspokajającym geście.

-Wyglądasz słodko i przepięknie i naprawdę nie masz się czym przejmować. Pokochają cię. Nie są tacy straszni.

-Wiem, że są kochani. Widziałam wszystkie twoje posty i nagrania ze wszystkich mediów społecznościowych. Czy ty wciąż o tym zapominasz? Po prostu boję się, że powiem, albo zrobię coś głupiego i pomyślą sobie, że jestem dziwna. Nie chcę zrobić złego pierwszego wrażenia. To twoi rodzice Camz, jeśli mamy być razem, chcę żeby mnie lubili. Jesteś dla mnie bardzo ważna, nie chcę mieć złych kontaktów z twoją rodziną. Kocham cię.

Trzyma głowę na moim mostku, więc na pewno czuje jak mocno bije moje serce. Łomocze jak oszalałe. Wciąż nie mogę się nacieszyć faktem, że to od niej usłyszałam. To było moje największe marzenie odkąd pierwszy raz miałam ją w swoich ramionach, a teraz mogę ją do siebie tulić, kiedy tylko chcę i całować kiedy tylko chcę i mówić jak bardzo jestem w niej zakochana bez strachu, że nie odwzajemnia moich uczuć i jestem jedyną, która naprawdę chce tego związku.

-Też cię kocham księżniczko - całuję ją w czubek głowy - a teraz chodź do salonu - posyłam jej łagodny uśmiech, po czym prowadzę za rękę do wspomnianego pomieszczenia.

Wchodzimy w głąb, a pierwsze co rzuca mi się w oczy to mój tata i Sofi siedzący przy małym stoliku do kawy nad jej książkami. Aż robi mi się ciepło na sercu, gdy przypomnę sobie jak to mnie pomagał z zadaniami domowymi. Naprawdę nie wiem jak on to wszystko pamiętał, ale z jakim przedmiotem nie miałambym problemu, on zawsze potrafił mi wszystko wytłumaczyć.

Nie zauważyli nas, więc wykorzystuję tę chwilę, by sprawdzić jak ma się Lauren. Chyba nie jest tak źle jak wcześniej. Dziewczyna uśmiecha się patrząc na Sofi i mojego tatę. Mam tylko nadzieję, że nie rozpamiętuje żadnych sytuacji z własnego dzieciństwa. Nie chciałabym żeby zepsuł się jej teraz humor. Oczywiście, że jej pierwsze spotkanie z moimi rodzicami jest dla mnie ważne, ale nie tak ważne jak jej szczęście, dlatego jeśli zobaczę, że jest przygnębiona, po prostu ją stąd zabiorę.

Chwilę rozmyślania przerywa mi tupot nóżek. Spoglądam przed siebie i widzę Sofi biegnącą w naszą stronę.

-Cami! Lolo! - wykrzykuje radośnie z wielkim bananem na twarzy. Dziewczynka jedną rączką opłata moją prawą nogę, a drugą lewą nogę Lauren i w ten dziwny sposób przytula nas obie na raz.

-Hej Sofi - moja dziewczyna wita się z moją siostrą czochrając jej włosy.

-Co słychać maluchu? - biorę moją mniejszą wersję na ręce. To, że jest już na to trochę za duża w ogóle mi nie przeszkadza.

-Tata pomaga mi z zadaniem. Matematyka jest strasznie głupia - skarży się, a my obie z Lauren mimowolnie zaczynamy się śmiać.

-Głupia, ale potrzebna - słyszę głos mojego taty. Nawet nie wiem kiedy do nas podszedł - Sofi odnieś zeszyty do swojego pokoju i przyjdź. Zaraz będzie obiad - mówi tym swoim ciepłym głosem, z tym jego budzącym sympatię uśmiechem na ustach.

Odkładam Sofię na podłogę, a ta biegiem rusza do swojego małego królestwa, uprzednio biorąc ze stolika książkę i zeszyt do matematyki.

-Hola mi hija - tata całuje mnie w czoło i przytula do siebie.

-Hola papa.

-Oh, przepraszam - przerzuca się z powrotem na angielski, gdy uświadamia sobie, że Lauren może go nie zrozumieć.

Odsuwa się ode mnie i spogląda na zielonooką, która chyba znów zaczyna się denerwować. Mogę to stwierdzić po tym jak zarumieniła się pod jego bacznym spojrzeniem. Walczę sama ze sobą, by nie wydać z siebie żadnego 'aww' co wcale nie jest takie łatwe.

Obejmuję szatynkę w talii i przyciągam do siebie lekko. Zapewne w takim wydaniu wyglądamy jak para prosto z obrazka. Widzę jak dziewczyna wyciera w sukienkę dłonie, które musiały się jej spocić z nerwów.

-Tato, to jest moja księżniczka, Lauren - wskazuję na nią wolną ręką. Jak te modelki, które pokazują nagrody w teleturniejach - i spokojnie, jest Kubanką.

-Lauren Jauregui. Miło pana poznać - mówi dość niepewnie, aczkolwiek przykleja na twarz swój słodki, życzliwy uśmiech.

-Alejandro Cabello. Przyjemność po mojej stronie.

Spoglądam na moje słoneczko i jestem prawie pewna, że zastanawia się, czy powinna podać mojemu tacie dłoń. Na szczęście mój siwiejący staruszek rozwiewa jej wątpliwości przyciągając ją do powitalnego uścisku.

-Miło wreszcie poznać dziewczynę, o której moja córka nie może przestać mówić.

-Wcale, że nie prawda. Nie mówię o niej tak dużo - próbuję się bronić, a Lauren chichocze.

-Serio o mnie mówi? - siedemnastolatka zwraca się do mojego taty, kompletnie olewając moją wcześniejszą wypowiedź.

-Serio. Mam wrażenie, że gdyby od czasu do czasu nie musiała zapytać, czy mamy banany, to mówiłaby tylko o tobie.

-Przesadzasz. Tylko czasem coś tam o niej napomknę.

-Mhm, oczywiście - przytakuje sarkastycznie - Cami, wydaje mi się, że przynajmniej co trzecie słowo, które wypowiadasz to 'Lauren'.

-Hej! Słuchaj mnie koleś - dźgam go żartobliwie palcem wskazującym w klatkę piersiową, a on i Lauren próbują powstrzymać śmiech - nikt nie będzie mi robił wstydu przed moją dziewczyną - obejmuję Lolo również drugą ręką. Całuję ją w policzek, by następnie oprzeć głowę na jej ramieniu.

-Czyżby? - unosi prawą brew.

-Tato, nie rób tego - ton mojego głosu jest poważny i ostrzegawczy.

-Hmm... - udaję, że rozważa moją prośbę - masz rację. Lepiej zachować te historie na później.

-Na nigdy - odpowiadam jedynie tyle przed kompletną zmianą tematu - mama jest w kuchni?

-Tak. Możecie iść się przywitać - mówi, a ja postanawiam sobie dalej pożartować.

-Wow, mogę się przywitać z własną mamą? To jakiś dzień dobroci z twojej strony, czy jak?

Trochę niepokoi mnie zadziorny uśmiech, który wpływa na jego twarz. Przez dłuższą chwilę nic nie mówi. Przeczesuję ręką włosy, bo sprawia wyraźne pozory, że jeszcze nie skończył, więc to byłoby po prostu niegrzeczne gdybym teraz sobie poszła. Nagle ku mojemu zdziwieniu, przerzuca wzrok ze mnie, na moją dziewczynę.

-Lauren, chcesz usłyszeć historię o tym jak Camila miała osiem lat i zabraliśmy ją z Sinuhe do wiejskiego zoo? - o nie.

Lauren rzuca mi pytające spojrzenie, a ja jedynie kiwam głową na 'nie'. Dziewczyna marszczy brwi, a potem wraca wzrokiem do mojego ojca.

-Oczywiście, że chcę - uśmiecha się uprzejmie, a mój tata złowieszczo chichocze patrząc na moją reakcję.

-Więc...

-Nie ma mowy. Nawet o tym nie myśl - piorunuję go spojrzeniem zanim unoszę mój skarb, zaciskając niezbyt mocno ramiona wokół jej talii. Dziewczyna zaczyna piszczeć, ale nie reaguję na to w żaden sposób. Nie mam zamiaru pozwolić mojemu tacie narobić mi wstydu podczas jego pierwszego spotkania z moją dziewczyną - chodź kochanie, poznasz moją mamę.

-Miło było cię poznć, Lauren - mój tata mówi przez śmiech, gdyż zaczynam biec w stronę kuchni.

-Pana też! - zielonooka odkrzykuje, ponieważ znajdujemy się już dość daleko.

Wchodzę do pomieszczenia, w którym znajduje się moja mama. Stoi do nas tyłem i miesza sałatkę. Podchodzę do niej bliżej i stawiam Lauren na podłodze, a kobieta się do nas odwraca.

-Hej mamo.

-Cześć córeczko - przytula mnie, jak za każdym razem, gdy się widzimy - a ty... - wskazuje na Lolo - pewnie jesteś tą uroczą, szmaragdowooką księżniczką - w ułamku sekundy policzki mojej dziewczyny przybierają kolor soczystej czerwieni. Pochyla głowę, by zakryć rumieńce włosami, ale niewiele to daje. Tym razem ani ja ani moja mama nie powstrzymujemy przeciągłego 'aww'.

-To pewnie ja - mówi nieśmiało - mam na imię Lauren - prawie niewidocznie się uśmiecha.

-Wiem słońce. Przy tej tu - kiwa głową w moim kierunku - w przeciągu ostatnich trzech miesięcy słyszałam to imię jakieś cztery miliony razy - śmieje się - jestem Sinuhe. Miło mi cię wreszcie poznać.

-Mi panią również - moja mama, jak to ma w zwyczaju, bierze Lauren do uścisku. To chyba u nas rodzinne. Ta chęć przytulania. Albo po prostu przytulania Lauren? - potrzebuje pani przy czymś pomocy?

-Oh, to bardzo miłe z twojej strony, ale właśnie skończyłam. Zaraz przyniosę wszystko do stołu.

-W porządku. Ale gdyby jednak potrzebowała pani pomocy, proszę mówić.

-Oczywiście. Dziękuję słońce - posyła Lolo wdzięczny uśmiech - Karla, zawołaj ojca i Sofi i możecie siadać przy stole w jadalni.

-W porządku. Chodź skarbie - chwytam rękę mojej dziewczyny i splatam ze sobą nasze palce. Uwielbiam to, że nasze dłonie tak idealnie do siebie pasują. Zupełnie jak my.

Wychodzimy z pomieszczenia, a ja korzystając z chwili prywatności, całuję moją ukochaną przyciągając ją do siebie za pomocą rąk, które uprzednio zwinnym ruchem ułożyłam na jej biodrach. Poruszam wargami na jej, a dziewczyna oddaję każde muśnięcie. Odsuwamy się od siebie dopiero, gdy przerywa nam czyjeś kaszlnięcie. Spoglądam w stronę, z której dochodzi dźwięk, a moje oczy napotykają mojego tatę i siostrę.

-Um... właśnie miałyśmy was zawołać - staram się zmniejszyć poziom niezręczności tej sytuacji.

-No widzę właśnie - mój tata się śmieje, a Lauren chowa twarz w mojej szyi - urocza ta twoja dziewczyna - posyła zielonookiej uśmiech.

-Ej, ej, ej... jest zajęta - żartuję, a szatynka rumieni się jak buraczek. Mój malutki, uroczy buraczek.

-Lolo, chodź - Sofi chwyta dłoń Lauren i prowadzi ją do jadalni - usiądziesz obok mnie?

-Oczywiście - siedemnastolatka przeczesuje włosy ręką, a następnie obie z Sofią znikają w przejściu do jadalni.

Mój ojciec patrzy na mnie przez chwilę zupełnie nic nie mówiąc. Nie ukrywam, że wprowadza mnie to w lekkie zakłopotanie. Stoimy tak chwilę w ciszy aż mój tata ją przerywa.

-Wyglądasz przy niej na naprawdę szczęśliwą. Ciągle się uśmiechasz. Dawno cię takiej nie widziałem.

-Ona mnie uszczęśliwia - uśmiecham się pod nosem na samą myśl o mojej słodkiej dziewczynie - jest całym moim światem. Strasznie ją kocham tato.

Mężczyzna nie mówi nic więcej, tylko bierze mnie w ten jakże typowy dla niego niedźwiedzi uścisk. Wtulam się w niego, tak jak wtedy, gdy byłam mała i na zewnątrz szalała burza, a on przychodził żeby mnie uspokoić.

Jak byłam mała strasznie bałam się burzy. Teraz uważam, że jest piękna. W tych wszystkich piorunach jest coś urokliwego. W tym, że świat pojawia się na ułamek sekundy, a następnie znów zostaje pochłonięty przez mrok.

-Chodźmy, zaraz mama przyniesie jedzenie.

***

-Czym się interesujesz Lauren? - moja mama zadaje już któreś z kolei pytanie. Mam wrażenie, że wypytali już o tyle rzeczy, że mogliby napisać jej biografię.

Lauren przełyka jedzenie, które miała w buzi i chwilę się zastanawia. Wiem, że nie nad tym co odpowiedzieć, bo mój aniołek doskonale wie jakie są jej pasje, a raczej nad tym jak odpowiedź sformułować.

-Interesuję się sztuką. Malarstwo, rysunek, rzeźba. Podoba mi się to, że nie ma w tym zasad, że mogę dać się ponieść, że nie ma żadnych ramek i schematów. Mogę narysować wszystko co zechcę, bez względu na to czy dana rzecz istnieje, lub nie, albo czy sytuacja z rysunku miała miejsce, czy nie. I wręcz uwielbiam fakt, że nikt nie może tego kwestionować i nie ma tylko jednego poprawnego sposobu odbierania obrazu. Każde uczucie jest poprawne, jeśli dane dzieło sztuki naprawdę je w tobie wywołuje.

-Wow, to bardzo... dojrzałe spojrzenie - chwali ją mój tata - wolisz rysować, czy malować?

-Rysować - odpowiada niemal natychmiastowo - używanie kolorów mimowolnie narzuca nam odbieranie obrazu jako ciepły, lub zimny. Kiedy obraz jest czarno biały interpretacja i odbiór należą w stu procentach do nas samych.

-Powinniście zobaczyć rysunki Lauren. Wyglądają bardzo realistycznie. Wręcz jak zdjęcia zrobione starym aparatem. Ma naprawdę ogromny talent.

-Dziękuję Camzi - mówi nieśmiało bawiąc się swoimi palcami, a jej policzki po raz kolejny tego dnia stają się różowe.

-Tylko mówię prawdę skarbie - cmokam ją w policzek na co rumieni się jeszcze bardziej. Wiem, że najchętniej wtuliłaby w tym momencie twarz w moją szyję, ale nie zrobi tego ze względu na obecność mojej rodziny.

Słyszę ciężkie westchnienie mojego taty przez co odruchowo na niego spoglądam. Opiera się jakby... zrezygnowany o krzesło i patrzy z sympatycznym uśmiechem na Lauren.

-Tato, coś się stało? - pytam z nadzieją na to, że usłyszę coś w stylu 'nie, wszystko w porządku'.

-Można tak powiedzieć. Myślałem, że nastraszę twoją dziewczynę jakimś tekstem typu 'jeśli skrzywdzisz moją córkę, to cię znajdę i się policzymy', ale ona jest tak skromna i niewinna, że czułbym się głupio i niezręcznie mówiąc te wszystkie rzeczy.

Wybucham śmiechem i chwytam pod stołem rękę Lolo. Ten gest zwraca jej uwagę, przez co na mnie spogląda, a ja rzucam jej uśmiech mówiący 'mówiłam, że cię pokochają'.

-Lauren, kiedy będziemy mogli poznać twoich rodziców? - zarówno ja jak i szatynka tężejemy słysząc to pytanie. A było już tak miło. Jestem głupia, że nie powiedziałam im wcześniej żeby nie pytali o jej rodziców.

Czuję jak zielonooka ściska mocniej moją dłoń. Oddaję uścisk, by wiedziała, że jestem tu dla niej i mam zamiar wszystko przerwać jeśli rozmowa zajdzie za daleko.

-Um... nie sądzę żeby doszło do takiego spotkania - siedemnastolatka odpowiada krótko.

-Dlaczego? - dopytuje moja mama.

-Okej, stop. Możemy zmienić temat? - próbuję zakomunikować im w ten sposób, że naprawdę byłoby fajnie, gdyby zadali kolejne, zupełnie nie związane z poprzednim pytanie.

-Nie Camz. Jest w porządku - Lauren rzuca mi wdzięczne spojrzenie, a następnie znów patrzy na moich rodziców - moi rodzice... oni są homofobami. Gdy im powiedziałam, że podobają mi się dziewczyny, oni wyrzucili mnie z domu.

-Słońce, to okropne - moja mam sięga po dłoń Lauren i lekko ją ściska - bardzo nam przykro.

-Gdzie w takim razie spędzisz święta? - głos zabiera mój tata.

-Nie wiem. Pewnie po prostu zostanę w domu i poczytam jakąś książkę pijąc gorącą czekoladę.

-Nie ma mowy - głos mojej mamy zdradza, że jest oburzona tym co właśnie usłyszała - spędź wigilię z nami - muszę przyznać, że bardzo zaskakuje mnie to, co właśnie usłyszałam. Nie spodziewałam się takiej propozycji z jej strony.

-C-co? - głos Lauren zdradza, że jest w nie mniejszym szoku niż ja.

-Spędź wigilię z nami - mój tata pewnie popiera propozycję mamy - nikt nie powinien być wtedy sam, a ty jesteś tu zawsze mile widziana - to taki moment, kiedy jestem dumna, że mogę nazywać się córką tych dwojga wspaniałych ludzi.

-To naprawdę miła propozycja z państwa strony i jestem za nią niezwykle wdzięczna, ale... wigilię powinno się spędzić z rodziną, osobami, które się kocha. Nie chcę się wpraszać.

-Kocham cię jak głupia, po prostu się zgódź - zabieram w końcu głos.

-Właśnie Lolo. Ubierzemy razem choinkę, zgódź się - moja siostra również pomaga, a ja kiwam do niej porozumiewawczo głową otrzymując w zamian ten sam gest.

-No skarbie, dziecku odmówisz? - uśmiecham się głupkowato, gdy na mnie zerka.

-Czy to prowokacja?

-A działa?

Lauren przeczesuje ręką włosy, po czym przebiega wzrokiem najpierw po Sofii, później po mojej mamie i moim tacie analizując, czy ta propozycja wynikła wyłącznie ze szczerych chęci, czy może też z litości. Miny mojej rodziny wręcz krzyczą do niej żeby się zgodziła. Ostatecznie zatrzymuje spojrzenie na mnie patrząc prosto w moje oczy. Patrzy tak przez dłuższą chwilę, aż dostrzegam uśmiech pojawiający się na jej ustach.

-Działa.

_____________________________
Cześć wszystkim 😀
Co sądzicie o rodzicach Camili? Dobre, czy złe pierwsze wrażenie? Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😉

Patrzcie sercem, nie tylko oczami 💛

Continue Reading

You'll Also Like

90.2K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
74.6K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
2.5K 100 20
UWAGA! • 18+ (MOCNE!) • Wulgaryzmy
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...