Nerwy
Gromada ich cała
Każdy się zaciska
Każdy napina
Spokoju nie ma
Prawie wybuchasz
Tracisz zmysły
A zarazem wszystko czujesz mocniej
Nie wiesz już nic
Pustka w głowie
Gonitwa myśli
Smak niezrozumienia
Strzałki wskazują
Tarcza światło odbija
Która to? Która?
Odgarniam kosmyk włosów z twarzy
Kiedy strużka potu plecy parzy
Czy ktoś mnie szczęściem obdarzy?
Czy coś strasznego się wydarzy?
Gdzie zniknął mój rozsądek?
A to dopiero początek
Zagubiony porządek
Myśli uciekną kątem
Stara wiara rozgrzewa serce
Zamyka oczy na więcej
Odbiera dech w moich płucach
Krążę po ulicach
Zbierając odwagę w butach
Muszę w końcu to zrobić
Nie ma co więcej czekać
Łapię w garść mą własną osobę
By nie miała szansy uciec
I odkrywam, że się niecierpliwię
Już nie chcę się godzinami wlec
Przyśpieszam kroku
Czując niepokój
Znajduję wejście
Cóż za podejście!
Po chwili w środku
Czemu nie w nagrobku
Czuję zapach kawy
Rozglądam się wkoło
By twarz tą wypatrzeć
A może to ona mnie odnajdzie
I kiedy widzę ją
Uśmiech się błąka po ustach
Jej
Nie mnie
Ja jestem zbyt oszołomiony
By móc coś z mym licem uczynić
Utkwiony mam wzrok w jej ustach, policzkach
I oczach
Skąd iskierki rozbawienia lecą w mą stronę
Kiwa na mnie palcem
A ja posłusznie się do niej zbliżam
Powoli, czekając na ruch drapieżnika
Nie jej
Mój
Zdenerwowanie wypłukać musiałem
Teraz odliczam sekundy
Wstaje
Zbliża się
Chce potrząsnąć moją ręką
Nie
Unoszę jej dłoń i składam lekki pocałunek
Widzę rumieniec
Punkt dla mnie
Siadamy
Zamawiamy
Rozmowa płynnie się toczy
Jej śmiech rozgrzewa mnie bardziej niż gorący napój
Napięcie umyka z mych mięśni
Chociaż inne napięcie się z czasem tworzy
Przyśpieszone oddechy
Ciała rozgrzane
Drżenie
Oczekiwanie
Krzyk ulatujący
Jęk jeden długi
Zmysły zrastają się już powoli
Czy ona pójdzie?
Czy zostanie ze swej woli?