Indigo [Sex, blood & Rock'n'R...

De AnnaTuziak

28.2K 2K 280

Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas? W imię tej zasady jedna noc, która połączyła dwójkę zupełnie obcych... Mais

Takie tam info...
Rozdział 1 - Noc
Rozdział 2 - Dzień
Zwiastun
Rozdział 3 - Kim jest ta dziewczyna?
Rozdział 4 - Jak dzień i noc...
Rozdział 5 - Nie do końca poprawny
Rozdział 6 - Świat bez Indigo
Rozdział 7 - Nienawidzę cię...
Rozdział 8 - Niewidzialny mur
Rozdział 9 - Intruz
Rozdział 10 - Obietnica
Rozdział 11 - NIEradosna nowina
Rozdział 12 - Po prostu milczmy

Rozdział 13 - Królowa lewego sierpowego

2.3K 183 26
De AnnaTuziak


Gdy rankiem obudziła się w ramionach Caleba uśmiechnęła się czując rozpierającą ją radość, niestety, gdy wróciło wspomnienie rzeczywistości, nagle zalała ją fala dojmującego smutku. Uwolniwszy się z jego ramion weszła do domu i udała się do kuchni, w której zastała Luizę. Mina blondynki nie wróżyła nic dobrego więc odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów. Usłyszawszy za sobą głos dziewczyny, zignorowała go.

— Zaraz zejdę na dół z dziećmi to porozmawiamy. Możesz pomóc mi przygotować im śniadanie — krzyknęła i pędem wbiegła na górę. Gdy po dwudziestu minutach razem z Cece i Jimem wchodziła do kuchni tak jak się spodziewała nie było w niej Luizy, która daleka była od przyrządzania śniadania dla dzieciaków. Przy kuchni zastała Caleba, który właśnie smażył naleśniki. Ujrzawszy ich, uśmiechnął się szeroko.

— Kto jest głodny? — zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.

— Ja! — wykrzyknęły dwa dziecięce głosiki i już po chwili dzieci siedziały przy kuchennym stole i zajadały śniadanie.

— Czy mogę Jesse sylopu? — usłyszeli małą Cece. — Mama mufi, ze popsujom się żemby, ale ja tak baldzo lubie sylop — wysepleniła rozbrajająco, co sprawiło, że Indi z Calebem popatrzyli po sobie i parsknęli głośnym śmiechem. Indigo polała dziewczynce obficie naleśnika bursztynowo złotym płynem i puściła do niej oczko.

— Moja babcia mówiła mi dokładnie to samo, a jak widzisz mam zdrowe zęby. Wystarczy, że będziesz je regularnie myła i na pewno będą zdrowe, Cece — stwierdziła i poczochrała dziewczynkę po głowie. — Ale tak na wszelki wypadek nie mów mamie, że zrobiliśmy mały zamach na twoje ząbki — dodała i ujrzawszy jak Caleb zerka na nią z połażeniem posłała mu łobuzerski uśmiech.

Przez cały dzień unikała Luizy, co w sumie było dość proste, ponieważ kręcące się przy niej dzieciaki wyjątkowo drażniły blondynkę, z każdą godziną dzieci było coraz więcej, gdyż większość przybyła przed umówioną godziną. Przyjęcia miało zacząć się o siedemnastej i mniej więcej godzinę wcześniej wszystkie dzieci dotarły już na miejsce, część z rodzicami, którzy razem z Calebem zebrali się pod specjalnie na tą okoliczność wystawionymi namiotami. Byłą zaskoczona liczbą gości, ponieważ sądziła, że rodzice raczej nie będą chcieli przyjść na przyjęcie, jednak frekwencja była duża. Biegające po całym domu maluchy, których wszędzie było pełno, sprawiły, że Luiza cały dzień spędziła na piętrze, nie mogąc patrzeć na maluchy, które traktowała jak intruzów. Zeszła na dół, dopiero gdy zaczęło się przyjęcie, a do salonu wniesiono tort. Pojawiła się wystrojona w długą, elegancką kreację, która nadawałaby się raczej na jakąś galę i weszła zachowując się jakby to ona, a nie Jim, była głównym gościem. Z niezadowoleniem przyjęła fakt, że nikt z zebranych nie zwrócił na nią uwagi w taki sposób jakiego oczekiwała. Zaproszeni posłali jej pospieszne, powitalne uśmiechy i wrócili do prowadzonych dyskusji, ignorując jej przybycie.

Indi nie zarejestrowała nawet jej pojawienia się, gdyż błyszczącymi z radości oczyma wpatrywała się w uradowaną buzię chłopca, który uszczęśliwiony wpatrywał się w śpiewających "Sto lat" gości.

— A teraz pomyśl sobie życzenie — powiedziała, gdy głosy ucichły.

— Chciałbym, żebyś była moją królową. Już na zawsze. I żebyś nigdy nie odjechała — oświadczył bez chwili wahania, sprawiając, że Indigo zamarła. Czyby coś usłyszał? Może Luiza coś mu powiedziała?

Stała i wpatrywała się w chłopca oniemiała, a wszystko się w niej kłóciło. Jak ma teraz powiedzieć temu maluchowi, że już wkrótce wyjedzie i być może nie zobaczą się już nigdy.

— Życzenie wypowiada się w myślach, głuptasku — szepnęła i przykucnąwszy wyciągnęła do niego ramiona, a później przytuliła chłopca, który odwzajemnił mocny uścisk.

— To znaczy, że się nie spełni? — zapytał zaniepokojony, co spotkało się z radosnymi śmiechami dorosłych, którzy obserwowali całą scenę.

— Mogę ci w sekrecie powiedzieć, że już się spełniło, ponieważ właśnie oficjalnie zostałam twoją królową, mój królu — oświadczyła konspiracyjnie, prowokując kolejne śmiechy.

— I zostaniesz, prawda? — zapytał chłopiec, a ona zamarła, bezradnie zastanawiając się, co ma mu powiedzieć, bo nie chciała go okłamywać.

— Oczywiście, że zostanie — zaśmiała się Silvia. — Skąd przyszło ci do głowy, że Indi wyjedzie, kochanie? — zapytała i poczochrała chłopca po ciemnych kosmykach.

— Bo ta brzydka pani rozmawiała z jakimś panem przez telefon i powiedziała, że okłamała Indi, że jest w ciąży i że ona teraz na pewno wyjedzie, a Caleb ożeni się z nią — wyrecytowało dziecko, sprawiając, że Indi wstrzymała oddech. O czym on mówił?

— Jaka brzydka pani? — zapytał Caleb, który do nich podszedł i przykucnąwszy, uśmiechnął się do dzieciaka uspokajająco. Widać było wyraźnie, że chłopiec jest poruszony faktem, że jego ulubienica mogłaby odjechać.

— Ta! — Jim skierował spojrzenie na poczerwieniałą Luizę. Nagle wszystkie głosy ucichły, a wśród zebranych zapanowało poruszenie.

— Mama nie nauczyła cię, że nie ładnie jest kłamać? — mruknęła blondynka, starając się zachować twarz.

— Jim nie kuamie. Ja tes słysałam! — wykrzyknęła Cece.

— Calebie, chciałabym z tobą porozmawiać — powiedziała Luiza, a nie usłyszawszy odpowiedzi, kontynuowała: — Chyba nie wierzysz temu choremu gówniarzowi! — warknęła zdesperowana, co błyskawicznie oprzytomniło Indigo. Przymknęła oczy, z całych sił powstrzymując się przed gwałtowną reakcją.

— Powiedziałaś mi, że jesteś z Calebem w ciąży. Czy to kłamstwo? — zapytała chłodno.

— Co takiego ci powiedziała? — wypowiedział zdezorientowany Caleb.

— Kochanie, porozmawiajmy. — Luiza ignorowała już wszystkich dookoła, starając się nawiązać dialog jedynie z byłym narzeczonym.

— Mów! — warknęła Indigo i szarpnęła ją za łokieć, zmuszając, aby na nią spojrzała. — Jesteś z nim w ciąży?

— Indi, nie wiem co ci powiedziała, ale to nie jest możliwe — usłyszała Caleba i spojrzała na niego zdezorientowana. — Przez pół roku nie było jej w kraju i przyjechała kilka dni przed ślubem, a w tym czasie do niczego między nami nie doszło. Gdyby była ze mną w ciąży, to byłaby już jedną nogą na porodówce — oświadczył, starając się uspokoić. W tym momencie nie chciał dociekać, ale najwyraźniej Luiza oszukała Indi i dlatego ta zachowywała się momentami niepokojąco. Była przygaszona i smutna. Chciał ją przytulić, ale odsunęła go od siebie i stanęła przed Luizą.

— Jesteś w ciąży? — zapytała chłodno.

— Przecież powiedział ci że nie jestem, ale...

— Pytam, czy jesteś w ciąży? Nie czy z nim, ale czy w ogóle! — przerwała jej gwałtownie Indigo.

— Nie. Nie jestem. Ale to niczego nie zmienia, po urodzinach masz się spakować i wynieść — warknęła zdesperowana blondynka.

Indigo odwróciła się do niej tyłem, ignorując żądanie. Zebrani w pomieszczeniu goście byli zszokowani. Dzieci niewiele z tego rozumiały, co w tych okolicznościach było plusem.

— Nie wyjedziesz, prawda? — usłyszała małego Jima i ujrzała jak spogląda na nią ze niepokojem.

— Przecież jestem twoją królową, głuptasie, a królowa nie może zostawić swojego króla — szepnęła, zerkając w stronę Caleba, a następnie przeniosła wzrok na pozostałe wpatrzone w nią dzieciaki. Usłyszała gwałtowny protest Luizy, lecz w tym momencie zupełnie jej już nie słuchała. — Kto chce zostać królem zakrywania oczu? — zapytała, spoglądając na dzieci z szerokim uśmiechem. W jednej chwili ujrzała las rąk. — W takim razie gdy policzę do trzech, każdy zakrywa oczy dłońmi i ten, kto wytrzyma najdłużej, zostaje królem! — oświadczyła i ujrzała przytakujące pospiesznie głowy maluchów. — Raz, dwa, trzy — policzyła i odwróciła się na pięcie, po czym zwinęła pięść wymierzając celny cios. Luiza wykrzyknęła. — Masz trzy minuty na opuszczenie mojego domu, jeżeli tego nie zrobisz, to nie będziesz w stanie wyjść stąd o własnych siłach — wycedziła chłodno. Wokoło nadal panowała martwa cisza.

— Zgłoszę to na policję — usłyszała jadowity głos Luizy.

— Ten miły pan przy oknie to komendant, możesz zrobić to teraz, ale masz już tylko dwie minuty — dodała, sprawiając, że blondynka odwróciła się do drzwi i bez słowa odeszła. Indigo poczuła dłonie Caleba na ramionach i spojrzała na niego, w tym momencie nie mogła jeszcze pozbierać się po tym zdarzeniu, a wokoło pełno było dzieciaków.

— Powinnam chyba wyprowadzić ją na zewnątrz i dopiero tam złamać jej nos, prawda? — zapytała.

— W sumie to jest mi wszystko jedno — stwierdził z głupim uśmiechem. — Chcesz zapalić? — dodał.

— Chcę zapalić — potwierdziła, a on wyjął z kieszeni lizaka i umieścił go w jej ręku. Spojrzał na Silvię, która stała obok i z całej siły powstrzymywała śmiech. — Mogłabyś mi pomóc? — zapytał i ujrzał zdezorientowanym wzrok mamy Jima. — Spakujemy rzeczy Luizy i zadzwonię po taksówkę. Nie chcę żeby tu wracała — wyjaśnił, na co kobieta przytaknęła z radością i już po chwili wspinali się po schodach.

Indigo rozejrzała się wokoło, nieco zakłopotanym wzrokiem omiatając gości.

— Proszę mi wybaczyć to zajście — szepnęła, jednak ku swemu zaskoczeniu ujrzała na twarzach zebranych uśmiechy.

— Kochane dziecko, należą ci się brawa — usłyszała Elvirę, która po chwili zaczęła głośno klaskać. Indi otworzyła szerzej oczy gdy do staruszki dołączyła reszta gości. Dzieci zdezorientowane rozglądały się wokoło, gdyż niektóre dopiero w tym momencie odkryły oczy i nie wiedziały co się dzieje.

— To, kto został królem? — zapytał niepewnie Jim.

— Pomyślałam sobie, że z okazji twoich urodzin, każdy mógłby zostać królem — stwierdziła wesoło i usłyszała okrzyki radości maluchów.

— A Indigo została królową lewego sierpowego. — Doszedł do niej gromki głos komendanta, który puścił jej oczko. — I proszę się nie obawiać, jeżeli brzydka pani dotrze do mnie na komendę, chętnie przymknę ją na dwadzieścia cztery godziny, aby sobie przemyślała kwestie rodzicielstwa — podsumował, budząc ogólną wesołość. Indi odetchnęła z ulgą. 

Jeszcze niedawno spierała się z Calebem i chciała stąd odjechać, aby nie obarczać go swą chorobą. Później dla odmiany przeżywała katusze na samą myśl, że będzie musiała go opuścić, ustępując miejsca jego niedoszłej żonie i nienarodzonemu dziecku. Teraz te wszystkie emocje opadły. Mogła zrobić co chciała. Zostać albo odejść. Jednak ta chwila, życzenie urodzinowe Jima było dla niej sprawdzianem. Życie bez Caleba i bez tych ludzi, z dala od tego miejsca wydawało się życiem bez tlenu. Choroba zaatakuje, to było pewne. Prędzej czy później jej życie odmieni się, a ona sama straci panowanie nad swym ciałem, ale to nie działo się jeszcze teraz, a przecież gdy to się zacznie dziać, może go opuścić. Przygotować na odejście, jednak jeszcze nie teraz, ponieważ w tym momencie nie potrafiłaby się obejść bez tego ponurego mężczyzny, który był jej dokładnym przeciwieństwem i którego różniło od niej praktycznie wszystko.

Urodziny Jima okazały się być niezapomnianą imprezą, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, którzy mieli możliwość podziwiać Indigo w akcji. Początkowo czuła się tym nieco skrępowana, jednak minęło to niemal od razu. Była związana z tymi ludźmi emocjonalnie, a to było swego rodzaju fundamentem, który sprawiał, że w ich obecności czułą się, jakby była we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Szczególnie gdy miała obok siebie takiego mężczyznę jak Caleb.

Na dworze było już szaro, gdy ostatni goście odjeżdżali do domów. Została jedynie Silvia z Jimem i Cece z mamą, która rozbawiona zdarzeniem zaoferowała pomoc w sprzątaniu. Gdy siedzieli w ogrodzie do ich uszu dotarł silnik samochodu, a na podjazd wjechał nieznajomy pickup.

— Prezent ode mnie trochę się spóźnił — oświadczył Caleb idąc w stronę pojazdy, totalnie dezorientując Indigo, która podążyła tuż za nim trzymając za rękę Jima. Z daleka ujrzała jak Caleb podaje rękę krępemu mężczyźnie który z czegoś się tłumaczył. Podeszła bliżej spoglądając z zaciekawianiem na uśmiechniętego Caleba, który uważnie ją obserwował. Nieznajomy mężczyzna otworzył klapę auta, sprawiając, że na trawę zeskoczyły dwa biszkoptowe Golden Retrievery. Roześmiała się radośnie widząc szczeniaki.

— Jeden jest dla ciebie — usłyszała głos Caleba, który podszedł do niej, wpatrując się w nią z radością.

— Ja tes chce takiego, mamo! — usłyszeli okrzyk Cece i roześmiali się.

— Do sprzedania mam tylko dwa — stwierdził rzeczowo mężczyzna, a Indi ujrzała w oczach dziewczynki łzy. Spojrzała pytająco na Caleba, który zrozumiawszy ją bez słów, przytaknął głową.

— Jeżeli mama ci pozwoli, będziesz mogła zaopiekować się moim — oznajmiła, budząc w dziewczynce szaloną radość.

— Ale to prezent, nie możemy... — zaprotestowała kobieta, ale widać było po jej twarzy, że również i ona oczarowana była szczeniakami.

— Kupimy kolejnego przy kolejnym miocie — nie dała jej skończyć Indigo i spojrzała pytająco na hodowcę.

— Urodziły się cztery, jednego sprzedałem, a...

— Więc został jeszcze jeden? — zapytała zdezorientowana Indi.

— Urodził się z przetraconą łapą, będzie kulał. Spóźniłem się właśnie dlatego, że byłem u weterynarza, żeby go uśpił. Naczekałem się jedynie. — Machnął z niezadowoleniem ręką.

— Uśpił pan szczeniaka jedynie dlatego, że będzie kulał? — zapytała z niedowierzaniem Indi.

— Czekałem na weterynarza i w końcu dałem za wygraną, pojadę jutro — stwierdził, a ona tknięta przeczuciem zerknęła w stronę pickupa, do którego podeszła i ku swemu zaskoczeniu ujrzała siedzącego w kącie szczeniaka, który był wyraźnie mniejszy od pozostałej dwójki i zgnębiony. Spojrzał na nią i niepewnie zamerdał ogonem. Nawet gdy siedział, przednią łapę miał lekko uniesioną, więc mężczyzna nie oszukiwał. Ze szczeniakiem nie było najlepiej. Pochyliła się i wzięła psiaka na ręce. Zachowywał się zupełnie inaczej od reszty miotu.

— Kupujemy go, Cal — oznajmiła i poczuła mokrego całusa na policzku, jakby szczenię instynktownie wyczuło, że właśnie ocalono mu życie. — A jutro pojedziemy do weterynarza podziękować mu, że dziś pan go nie zastał — dodała, spoglądając na nieznajomego. — I przy okazji zobaczymy co da się zrobić z łapą tego nieszczęśnika — podsumowała i poczuła obejmujące ją ramię męża.

— Pani go zostawi. Za miesiąc będzie nowy miot, wybierze sobie pani zdrowego szczeniaka — usłyszała mężczyznę, ale zignorowała jego słowa.

— Weźmiemy wszystkie — oznajmił Caleb i odszedł z nieznajomym, aby uregulować należności.

Po niespełna pół godzinie siedzieli na huśtawce, którą tym razem wystawili pod namiot, aby stała bliżej ogrodu. Indigo oparta o ramię męża, trzymała na kolanach wtulonego w nią szczeniaka który usnął niemal od razu. Najprawdopodobniej wyczerpany był towarzystwem sprawnych i energicznych szczeniaków. Potrzebował odpoczynku.

— Naprawdę jej uwierzyłaś? — usłyszała i spojrzała na Caleba wybita z rozmyślań. — Luizie — sprostował, widząc jej zdezorientowany wzrok.

— Nie miałam powodu, aby jej nie wierzyć. — szepnęła cicho. — Ale dzięki temu wiem, jak bardzo chcę tu z tobą zostać — dodała, wpatrując się w niego i uśmiechnęła się lekko, widząc na jego twarzy radość. Oparła ponownie głowę na jego ramieniu i poczuła jak przytula ją mocniej do siebie. Noc spowiła ogród, z którego bajeczne zapachy docierały do ich nozdrzy, relaksując ich i uspakajając. Odgłosy nocy i chłód po upalnym dniu, to było więcej niż chciała.

— Kocham cię, Cal... — wyszeptała i poczuła jak całuje ją troskliwie w czubek głowy. Przymknęła z rozkoszą oczy.

W tym momencie nie miała pojęcia ile czasu jej jeszcze pozostało. Ta choroba była nieprzewidywalna. Mogła mieć przed sobą rok, równie dobrze mogła mieć dziesięć lat, a być może zaledwie kilka miesięcy. Tego nie wiedziała. Pewna była jedynie dwóch rzeczy. Kiedyś straci kontrolę nad swoim ciałem i zapewne od tego momentu będzie to już równia pochyła i bolesny upadek, jednocześnie pewna była jeszcze tego, że do tego momentu chciała spędzić ten czas przy boku mężczyzny, którego kochała. Przy boku Caleba. Nie ważne jak długo to miało potrwać.

Była w pełni świadoma tego, że przyszłość przyniesie jej ból i sprawi, że będzie niewolnikiem własnego ciała, uwięzi ją w klatce bezradności i otoczy jej duszę mrokiem, ale teraz, przy tym mężczyźnie, czuła się wolna, jak nigdy dotąd. 

Więc... Po prostu wyłączyć myślenie i być z nim... być dla niego.


________________________________

To wycięta historia Indigo z retrospekcji, jakie w powieści będą przeplatały się ze współczesnymi wydarzeniami. Tak więc gdy skończę pisać Serenity, opublikuję w całości Indigo i dowiecie się jak potoczyły się dalej jej losy. 

Różowo, prawda? Niestety ta retrospekcja jest wsadzona między rzeczywistą akcję. Mogę zdradzić, że chodzi o podróż. Indigo podróżuje wraz z Nolą i opowiada jej tę historię. Dokąd jadą? Dlaczego? Jaki będzie finał tej wędrówki? Cóż, mogę z całą pewnością stwierdzić, że koniec tej powieści jest najbardziej nieprzewidywalnym końcem ze wszystkich moich powieści ;)

Continue lendo

Você também vai gostar

102K 1.5K 20
co gdyby Camowi udało się porwać Hailie? To opowieść o Hailie gdyby wychowywała się razem z braćmi
8.2K 821 16
Gdy Bakugo zostaje zaatakowany przez wielką, królewską syrenę wpada wraz z nią do morza pewien już swojej śmierci, lecz ku jego zdziwieniu zostaję on...
307K 8.5K 81
Victoria Stone po pewnej imprezie postanawia zadzwonić do swojego ex i wykrzyczeć mu przez telefon jak bardzo go nienawidzi, za to, że ją zdradził...
16.5K 576 27
Rodzina monet napisana na nowo, z inną, lepszą bohaterką! Rozdziały we wtorek oraz czwartek! Jakiś czas temu natrafiłyśmy na Rodzinę Monet i chociaż...