Mój brat już śpi ✅

By jestemanonimem22

4.4M 172K 145K

POPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi... More

Prolog
"To jak? Gotowa?"
"Nie chcę rozmawiać z tą wariatką"
"Co ty tu do cholery robisz?!"
"Znowu ty?!"
"Idziemy i koniec kropka!"
"Myślisz, że żałuję?"
"Czas rozkręcić tą imprezę"
"Zagramy w 20 pytań?"
"Ugh! Nienawidzę Cię!"
"Kocham Cię, babciu..."
" Wiem, że coś się zmieniło"
"Nie chcę Cię znać.."
"Nie zostawiaj mnie teraz.."
" Żegnaj..."
"Musimy porozmawiać"
"Zaczynamy od nowa?"
"Boję się"
"Wyjeżdżamy za dwa tygodnie"
"Jak za starych, dobrych czasów.."
"Zaraz nie wytrzymam"
"Co ty brałeś?"
" Idziemy na spacerek do lasu?"
"Wolisz ją od nas!?"
"Nie traktuj mnie tak"
"Nie możesz mnie ciągle unikać!"
"I znowu nie jestem twoja.."
"Nie pozwolę Cię skrzywdzić"
"Cześć, Hemington"
"A później była już tylko ciemność..."
"Wróć do mnie, proszę"
"Teraz będziesz udawał troskliwego chłopaka?"
"Żałujesz, że zakochałeś się w Jane?"
"On cię zniszczył. Odszedł i zabrał szczęście"
"Spokojnie Romeo"
" Gdyby nie ja..."
"Ty dupku! Nie ignoruj mnie!"
"Nigdzie nie idziecie"
"Mieliśmy iść do klubu ze striptizem"
"To żart?"
"Chcemy ci coś powiedzieć"
"Nie chcę od ciebie jałmużny"
"Przepraszam, księżniczko..."
"Nigdy więcej tak do mnie nie mów"
PYTANIA
Pytania do bohaterów
"Obiecuję, znajdę cię, księżniczko"
"To ja tu jestem od zadawania pytań"
"Po prostu mnie przytul. Proszę."
"Czy ty właśnie zacytowałaś..."
"Co z nim teraz będzie?"
"[...] nie raz, wychodził z takiego gówna"
"Będziesz najlepsza, przecież dobrze o tym wiesz"
"I tak już zawsze będziesz moją małą dziewczynką, skarbie"
"Bo zbyt wiele razy, myślałam, że jednak się zmieniłeś"
"To był cios prosto w serce"
Epilog
Od autorki
Wasza ulubiona...
Druga część?
WAZNE

"Była moja"

48.1K 1.9K 2.2K
By jestemanonimem22

- Jane...

-Co? - zapytałam zupełnie zdezorientowana jej zachowaniem. 

Dziewczyna z smutną, zarazem przerażoną miną skinęła w stronę dużych drzwi. Niechętnie, również na nie spojrzałam. 

I nagle cały świat się zatrzymał. Wszystkie dźwięki świata ucichły. Nie słyszałam kompletnie nic. Wszyscy i wszystko znikło, bo liczyła się właśnie osoba, która stała w progu drzwi. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a żołądek związuję się w supeł, wywołując bolesne skurcze. Mój oddech nienaturalnie przyśpieszył, a serce? Miałam wrażenie, że chcę wyskoczyć mi z piersi, łamiąc przy tym żebra. To co teraz czułam, też jest nie do opisania. Byłam jednym, wielkim kłębkiem wszelkich złych, jak i dobry emocji i uczuć.  Smutek, przerażenie, tęsknota i szczęście mieszały się ze sobą, tworząc po prostu mieszankę, która za chwilę miała wybuchnąć.

Wszystko skupiało się właśnie na nim. Na chłopaku, który najpierw dał mi szczęście, a później je zabrał w najbardziej okrutny sposób.

Może to tylko głupi sen, lub hologram, który znowu dał mi nadzieję? Jednak, czy po takim czymś, w ogóle mogę mieć nadzieję?

Chłopak zaczął podchodzić w moim kierunku wolnym krokiem, a w moim gardle pojawiła się ogromna gula, która skutecznie utrudniała mi przełykanie śliny, czy chociażby oddychanie. 

W końcu, nasze oczy się spotkały. Przebiegłam wzrokiem, po całej jego twarzy i widziałam, że próbuję ukryć uśmiech, jednak jego twarz była zmęczona i smutna. Cóż, ja wyglądałam tak samo. Otworzyłam szeroko usta, patrząc na niego z niedowierzaniem. Bo naprawdę nie wierzyłam, że on tu jest. Jest tu i przyszedł na mój cholerny bal, przed którym się tak wzbraniał. 

Przeleciałam wzrokiem po całej jego sylwetce. Miał na sobie czarny garnitur, i może mi się wydawało, ale był szyty na miarę. Pod marynarką miał białą koszulę, w sumie wyglądał całkiem podobnie do swojego przyjaciela. Zresztą tak samo, jak większość obecnych tu chłopaków. Jedyne co go odróżniało, był to czarny, niechlujnie zawiązany krawat. I uśmiechnęłam się, widząc to, bo zrobiło mi się ciepło na sercu. 

W końcu po chwili Jake stanął przede mną. Zachłysnęłam się powietrzem. Do moich nozdrzy, dotarła woda kolońska, za którą kiedyś tak szalałam. Wpatrywaliśmy się w siebie, nie odzywając się ani słowem. Ja szukałam u niego na twarzy jakiejś wskazówki, dlaczego tu przyszedł. Dlaczego to zrobił, gdy rozstaliśmy się półtora miesiąca temu. On zaś przeskakiwał wzrokiem z moich oczu do ust. I tak ciągle. Otworzyłam usta, chcąc jako pierwsza się odezwać, jednak nie było mi to dane, bo przerwały mi gwałtownie usta szatyna. Na początku, nie odwzajemniłam pocałunku, jednak po chwili, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko go oddać. To był zupełnie nowy pocałunek. Zarówno dla mnie jak i dla niego. Był przepełniony wszystkimi uczuciami, które dotąd w nas siedziały, i nie chciały opuścić.

Nagle poczułam, jak wszystko zyskuję dawne barwy. Ta szarość, która wypełniała moje dni, zniknęła. Ciepło, które zniknęło razem z Jakiem, teraz wróciło. On wrócił. Jest tu ze mną. Całuję mnie, a ja oddaję ten pocałunek z tęsknotą i całym bólem, który we mnie siedział on tego cholernego rozstania. 

Oderwaliśmy się od siebie, jednak nie na dużą odległość. Jake ostrożnie położył mi dłoń na dole pleców, jakby się bał, że może mnie tym odstraszyć. Oparł czoło o moje, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Położyłam mu dłonie na barki, wdychając jego zapach. 

- Tęskniłem. - było pierwszym co powiedział. Jego głos był przepełniony żalem, a jednocześnie szczęściem. - Cholernie tęskniłem. - wyszeptał, składając czuły pocałunek na moim czole. Mimowolnie moje usta rozciągnęły się w szeroki uśmiech. Słyszałam, jak Vanessa piszczy z podekscytowania, jednak zignorowałam ją. Teraz liczył się tylko on, i tylko to, że w końcu mam go przy sobie. 

- Tęskniłam. - wyszeptałam, wtulając twarz w jego szyję. Wydmuchałam powietrze prosto na jego skórę, a ta od razu pokryła się gęsią skórką. - Cholernie tęskniłam. - powtórzyłam nieco głośniej.

W tle rozbrzmiały się pierwsze dźwięki jakiejś spokojnej piosenki. Czy to jest właśnie ten moment, w którym to zakochani wychodzą na środek, żeby zatańczyć ten tradycyjny taniec? 

Oderwałam się od Jake'a, lekko się uśmiechając. Bo w końcu wszystko było na swoim miejscu. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja od razu załapałam o co mu chodzi. Skinęłam głową, a ten od razu zamknął moją dłoń w szczelnym uścisku swojej. Splątał razem nasze palce, ciągnąc mnie na środek sali. 

Otaczało nas mnóstwo tańczących ludzi, jednak znaleźliśmy swoje miejsce na środku sali. Nie odrywając od siebie wzroku, zaczęliśmy się kołysać w rytm wygrywanej muzyki. Nawet nie wiem, jak ona się nazywała. Ale to też nie jest ważne. 

- Pamiętasz ją? - zapytał szeptem Jake. Zmarszczyłam brwi, posyłając mu pytające spojrzenie. 

- A powinnam? - przygryzłam wargę. I tak już nic pewnie nie zostało z niej po tym pocałunku. 

- Ja pamiętam. - uśmiechnął się, lekko wzruszając ramionami. - Pamiętasz, wtedy... na plaży? Impreza Luke'a. 

- No tak... 

-  To właśnie wtedy poznaliśmy się przy tej piosence. Może i był to jej remiks, ale jednak. - zaśmiał się cicho, przez co uśmiechnęłam się. Jego śmiech, był najpiękniejszym odgłosem jaki mogłam kiedykolwiek słyszeć. 

Niewiarygodne jest to, że pamięta takie rzeczy. Nawet ja o tym nie pamiętałam. W ogóle nie przywiązywałam do tego jakiejś szczególnej uwagi, a on? On chyba zawsze będzie mnie zaskakiwał na każdym kroku. 

Oparłam dłonie o jego ramię, a ten jak na zawołanie uniósł mnie, okręcając dookoła. Zaśmiałam się cicho, patrząc na niego z góry. Uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach. I mimo że unosił mnie, ugięły się pode mną kolany. 

Odstawił mnie na ziemię i otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Jednak znajomy krzyk, przerwał mu. 

- Jake! - krzyknęła Vanessa, zrozpaczonym głosem. Wybudziłam się z transu, w którym trwałam razem z Jakiem i od razu odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która zalana łzami biegła w stronę naszej dwójki. - Musisz mi pomóc! - powiedziała błagalnym tonem. Chłopak od razu do niej podbiegł, chwytając ją za ramiona. 

- Co się stało? - zmarszczył brwi, przyglądając się jej badawczo. 

- Oni... Zack... - nie mogła skleić nawet normalnego zdania. - Oni się tam zaraz pozabijają. - w końcu wydusiła z siebie. Jake otworzył szeroko oczy. 

- Kto?! - wrzasnął. Wzdrygnęłam się lekko przez jego ton, jednak nie to teraz było najważniejsze. - Vanessa! 

- Ja... Ja nie wiem! - pisnęła łamiącym się głosem. - Nie znam ich. - dodała. - Są z tyłu, za szkołą. Szybko. - dodała i wybiegła z sali. 

Jake złapał mnie za rękę od razu wybiegając z sali. Jęknęłam cicho, gdy poczułam ból w kostce, wywołany przez złe stanięcie na wysokich szpilkach, jednak zignorowałam to. To Zack był teraz ważny, nie ja i moja cholerna kostka. Przepychaliśmy się przez ciała roześmianych ludzi. Szkoda, że nam nie było do śmiechu. Zabawne, że przed chwilą byliśmy najszczęśliwszą dwójką osób na ziemi, a teraz nagle czar prysł. 

W końcu wybiegliśmy za szkołę. Już przy drzwiach, usłyszałam krzyki jakichś chłopaków. 

- Zostań tu. - powiedział Jake, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie dał mi nic powiedzieć, bo od razu podbiegł do kłócących się chłopaków. 

Nie posłuchałam go i zeszłam po schodach, podchodząc bliżej zbiorowiska. 

- Uspokój się Zack! - pisnęła przerażona Vanessa, próbując odciągnąć swojego chłopaka, od chłopaków. 

Szczerze powiedziawszy, widziałam ich pierwszy raz. Przez słabe światło, które padało tylko z dwóch latarni, nie mogłam dostrzec szczegółów ich twarzy. Jednak na pierwszy rzut oka było widać, że są starsi o co najmniej kilka lat. I na pewno nie byli jednymi z uczestników balu. Mieli na sobie czarny dres, a na głowach naciągnięte kaptury. 

- Vanessa idź stąd do cholery! - ryknął do niej Zack. Dziewczyna wzdrygnęła się, a z jej oczu wypłynęło jeszcze więcej łez. 

- Posłuchaj lepiej swojego chłoptasia. - zakpił jeden z zakapturzonych. - Albo może stać ci się coś złego. - powiedział, rozbawiony całą tą sytuacją. 

- Rivers. - warknął Jake. Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując się z Jake'a z niedowierzaniem. Skąd on zna tych mężczyzn? - Czego chcesz?

- A to, to już chyba nie twoja sprawa, Matthew. - uśmiechnął się i zdjął z głowy kaptur, ukazując swoją łysą głowę. Skrzywiłam się, patrząc na niego. Jake zacisnął dłonie w pięści, a całe jego ciało się napięło. 

- Czego chcesz? - wysyczał, przez zaciśnięte zęby.

Patrzyłam na to, nie dowierzając zupełnie temu co widzę. Jak tak cudowny wieczór, mógł nagle zmienić się w takie coś? Jak spokój, który mieliśmy, został nagle zburzony, przez jakichś chorych typów spod ciemnej gwiazdy? Przecież to miał być jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. W ŻYCIU NAS WSZYSTKICH. Ale oczywiście, musiał skończyć się w taki sposób. Czułam, po prostu czułam to, że coś się stanie. Coś co na zawsze nas wszystkich poróżni. Jednak może to kolejne moje złudzenia?

- Sam powinieneś wiedzieć najlepiej, co się dzieję, jak nie oddaję się długów na czas. - wzruszył obojętnie ramionami łysy. - A odsetki z dnia na dzień rosną. 

- Zack! - wydarł się Jake. - Powiedz mi, że tego nie zrobiłeś! - spojrzał błagalnie na swojego przyjaciela. Ten tylko spuścił głowę, warcząc coś pod nosem. 

- Musiałem to zrobić do kurwy! - odkrzyknął. - Musiałem... Zrobiłem to dla Vanessy...

- Co!? - pisnęła dziewczyna, od razu przykładając sobie dłoń do ust. - Jak... Jak to dla mnie?

- Pierścionek. - chłopak uśmiechnął się, a moje oczy od razu zaszły łzami. 

Nie wierzę w to, co tu się dzieję... To jak scena, jakiegoś dobrego filmu. Szkoda tylko, że to nie film, a prawdziwe życie, w którym musimy odgrywać główną rolę. Czasem naprawdę mam wrażenie, że ktoś bawi się naszymi laleczkami voodoo, sprawiając nam jak najwięcej cierpienia. Raz za razem i tak w kółko. 

- Och, jakie to wzruszające. - powiedział sarkastycznie drugi z chłopaków, ocierając sobie przy tym teatralnie nieistniejącą łzę. 

Nagle wszystko zaczęło dziać się w zbyt szybkim tempie. Krzyki Vanessy, mieszały się z moimi piskami. Dwójka bandytów, podeszła do Zack'a, zaczynając okładać go po całym ciele pięściami. Jake próbował odciągnąć chociaż jednego z nich, jednak ten był za silny. W ich oczach, była prawdziwa furia. Dosłownie tak, jakby nagle zamienili się w jakieś zwierzęta, które polują na swoją ofiarę. W końcu Jakowi udało się odciągnąć jednego z nich. Uderzył go w nos, prawdopodobnie go łamiąc. Mężczyzna zawył z bólu, od razu przykładając dłonie do nosa. Jake od razu to wykorzystał. Ze zgiętego kolana, uderzył mężczyznę w brzuch, ten zginął się w pół, a Jake po raz kolejny wykorzystał jego moment słabości. Uderzył go w kark, a ten padł na ziemię, najwyraźniej tracą przytomność. 

Wrócił do swojego przyjaciela, który zacięcie walczył ze swoim przeciwnikiem. Nagle w ręku oprawcy, błysnęło mi coś srebrnego. 

- Zack! - krzyknęłam, ale było za późno. Do moich uszu, dotarł zduszony krzyk przyjaciela. 

Przyłożyłam dłoń do ust, żeby zdusić w sobie kolejny krzyk. Z moich oczu wypłynęły kolejne łzy. Zack z jękiem upadł na ziemię. Po chwili wokół ciała chłopaka, zaczęła tworzyć się plama krwi. 

- Zack! - wrzasnęła Vanessa i padła na kolana zaraz obok swojego chłopaka. Potrząsnęła ciałem chłopaka, jednak chłopak nie dał znaku życia. - Zack, proszę cię! - krzyczała błagalnie. - Błagam, nie zabieraj im go! - wykrzyczała, patrząc w rozciągające się niebo. - Zack, skarbie. - dodała znacznie ciszej, całując chłopaka w czoło. Całe jej dłonie były ubrudzone krwią, swojego ukochanego. 

Podeszłam do nich chwiejnym krokiem. Zakręciło mi się w głowię, widząc wbity nóż w bok mojego przyjaciela. Vanessa, nadal krzyczała coś nas jego bezwładnym ciałem, jednak on ani drgnął. Skupiłam się na Jake'u, który wpadł w prawdziwą furię. On był jak w szale. Widziałam go w różnych sytuacjach, jednak to nie mogło się równać z niczym. Zanim zakapturzony zdążył cokolwiek powiedzieć, od razu zostało powalony na ziemię. 

- Jane! Dzwoń po karetkę! - usłyszałam zamglony głos swojej przyjaciółki. 

Drżącymi rękoma, wyciągnęłam urządzenie z torebki. Wybrałam numer, od razu składając zawiadomienie. Po zapewnieniu, że pomoc przybędzie w ciągu kilku minut, rozłączyłam się. 

Z powrotem zwróciłam uwagę na Jake'u. Okładał pięściami po całym ciele mężczyzny. 

- Jake! Zostaw go! - krzyknęłam, łamiącym się głosem. Podbiegłam do dwójki chłopaków, próbując odciągnąć Jake'a, na bok. Niestety, bezskutecznie. - Jake! - krzyczałam, ale do niego nie docierały żadne słowa. - Jake, proszę!

Przegrałam. Po raz kolejny, pokazał swoją prawdziwą naturę. Puściłam jego ramię, przestając co szarpać. Dopiero w tym momencie, jakby otrząsnął się z tego dziwnego stanu w którym był. Splunął jeszcze na mężczyznę, i dopiero spojrzał na mnie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie usłyszałam ani słowa. Słyszałam, jak przełyka głośno ślinę. Posłałam mu zrezygnowane, zawiedzione, a zarazem smutne spojrzenie i przeszłam obok niego, zostawiając go w zupełnym osłupieniu. Nie zważając na krzyki Vanessy, która nadal próbowała przywrócić do życia Zack'a, czy też na cokolwiek innego, po prostu szłam dalej sama. 

- Jane! - wydarł się Jake, jednak ja nadal uparcie szłam do przed siebie. Poczułam jak ktoś szarpie moje ramię, przez co byłam zmuszona odwrócić się do tyłu. - Jane... - zaczął, jednak gwałtownie mu przerwałam. 

- Nie. - pokręciłam przecząco głową.

- Ale... - spuściłam wzrok, zauważając jego ręce całe w krwi. Przez całe ciało, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. 

- Mam dość. - powiedziałam głośno. - Mam po prostu dość! - wydarłam się, ścierając z policzków łzy. 

- Ale to nie jest moja wina! - krzyknął i posłał mi zbolałe spojrzenie. 

- A to, że prawie zabiłeś człowieka, też nie jest twoją winą?! Mam dość twojego świata... - warknęłam. - I ciebie. - powiedziałam, znacznie ciszej. Jake wyglądał jakby nagle coś w nim pękło. Jego twarz, wykrzywiła się w nieznośny dla mnie grymas bólu, jednak nie mogłam nic z tym zrobić. Walczyłam sama z sobą, żeby tylko go nie przytulić. - Nie chcę takiego życia. Nie mogę. - pokręciłam ponownie głową. 

- Zmienię się. - powiedział po chwili ciszy, podczas której słychać było tylko mój cichy szloch i jego głośny oddech. Zaśmiałam się na jego słowa bez krzty wesołości. 

"Zmienię się." To zdanie, które wypowiadał chyba częściej niż "Kocham cię." Zdążyłam już się przyzwyczaić do tego, że nie dotrzymuję słowa. Ile to razy mu wybaczałam, gdy mówił te dwa proste słowa?

- Znowu? - prychnęłam. Żołądek po raz kolejny zacisnął mi się w supeł, przez co miałam ochotę zgiąć się w pół. - Może i teraz się zmienisz. - wzruszyłam ramionami obojętnie. Próbowałam taką grać, próbowałam być obojętna na jego łamiący się głos, i szklane oczy. - Ale ja nie chcę w tym uczestniczyć. Nie chcę i nie mogę.  

Doskonale wiedziałam co chciał powiedzieć. I już dawno oboje poznaliśmy odpowiedź właśnie na to pytanie. 

Posłałam mu spojrzenie pełne żalu. Pokręciłam bezradnie głową i odwróciłam się na pięcie zostawiając go, za sobą. Zostawiając swój cały dotychczasowy świat za sobą. 

- Nie możesz mi tego zrobić! - wykrzyczał, a moje serce ścisnęło się jeszcze mocniej. 

Odwróciłam się w jego stronę po raz ostatni. 

- Nie chcę cię więcej widzieć. - wyszeptałam, patrząc mu ciągle w oczy. 

Rzuciłam się biegiem do wyjścia z placu szkoły. Cały czas, obraz mi się zamazywał przez łzy, gromadzące mi się w oczach. W końcu wybiegłam na ulicę. Szybki oddech, mieszał mi się z głośnym szlochem. Mijający mnie ludzie, patrzyli na mnie jak na ostatnią wariatkę. 

Drżącymi dłońmi, ponownie wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer na taksówkę, a po chwili zostałam poinformowana, że zaraz przybędzie na wyznaczone przeze mnie miejsce. W oddali, było już słychać nadjeżdżającą karetkę. Zaciągnęłam nosem, głośno szlochając. 

Obejrzałam się jeszcze za siebie, patrząc, czy aby na pewno Jake za mną nie idzie. Ponownie starłam łzy z policzków, a nim się obejrzałam taksówka już podjechała. Wsiadłam do taksówki, zajmując tylne miejsce. 

- Dzień dobry, gdzie... - zaczął młody mężczyzna. Z uśmiechem na ustach, spojrzał na mnie w lusterku, jednak po chwili jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. - Wszystko w porządku? 

- Proszę jechać do Crosvellt 15.* - powiedziałam cicho, zupełnie ingerując pytanie chłopaka. Przytaknął głową i bez słowa odjechał.

**

Drżącymi rękoma zapłaciłam taksówkarzowi, który dowiózł mnie pod sam dom babci. Ciągle cicho szlochając, wysiadłam z samochodu, od razu kierując się w stronę drzwi. Nie fatygując się żeby zapukać, lub zadzwonić dzwonkiem, od razu weszłam do środka. Już w progu, można było usłyszeć głosy dochodzące prawdopodobnie z salonu. 

Zdjęłam szpilki i od razu pobiegłam na górę do babci. Przekroczyłam próg pokoju babci, a to co zobaczyłam po prostu ponownie złamało mi serce. Leżała, pusto wpatrując się w sufit. Po jej skroniach, spływały małe krople łez. Nie wykonywała żadnych ruchów, tylko jej klatka piersiowa unosiła się w równomiernym tempie. 

- Babciu... - wyszlochałam. Od razu podeszłam do jej łóżka, kładąc się obok niej, uważając aby nie sprawić jej tym bólu. Kobieta uśmiechnęła się lekko i smutno, a z moich oczu wypłynęły kolejne potoki łez. 

- Jane, dziecko... - wychrypiała cicho, słabym głosem. - Co się stało? - zapytała, powoli odwracając głowę w moją stronę. 

- Nic. - starłam łzy z policzków, i uśmiechnęłam się krzywo. Widząc jej smutne spojrzenie, znowu wybuchłam głośnym płaczem. - Jake... On dziś przyszedł na bal. Jednak nie każda bajka ma dobre zakończenie. To koniec. - pokręciłam głową. - Koniec. 

- Kochasz go? - zapytała, a jej głos z sekundy na sekundę słabł coraz bardziej. 

- Gdybym nie kochała, to teraz bym nie płakała. - zaśmiałam się, a usta kobiety wykrzywiły się w grymas. 

- Pamiętaj dziecko, ci których najtrudniej kochać, najbardziej potrzebują miłości. 

Zaciągając nosem, schowałam twarz w białą poduszkę. Słyszałam cichy jęk babci, na co ścisnęło mi się serce. 

Ci którzy najtrudniej kochać, najbardziej potrzebują miłości...

To zdanie, naprawdę zagnieździło mi się w myślach i tak szybko raczej ich nie opuści. Wiem, że Jake jest trudnym człowiekiem i, że ciężko do niego dotrzeć, a co dopiero pokochać. Jednak ja to zrobiłam. Pokochałam go, a nawet znalazłam w nim uczucia, o których dawno zapomniał. Jednak czy to oznacza, że on właśnie potrzebuję mojej miłości?

- Jane, obiecaj mi coś. - usłyszałam cichy głos starszej kobiety. Od razu podniosłam głowę, przełykając głośno ślinę. - Proszę... - wyglądała, jakby każde wypowiadane przez nią słowo, sprawiało jej niemiłosierny ból. Zamknęła oczy, i westchnęła ciężko, a po jej skroniach ponownie spłynęły łzy. - Proszę, obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa. 

Otworzyłam szeroko oczy, słysząc te słowa. 

- Nie żegnaj się ze mną. - zaszlochałam, kręcąc głową na boki. - Nie możesz. - wydusiłam. - Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz!? Musisz żyć! - prawie wykrzyczałam. 

W drzwiach po chwili pojawił się zaaferowany dziadek. Widząc mnie, zmarszczył brwi, jednak po chwili wrócił wzorkiem do babci. Widziałam jak jego oczy, zrobiły się szklane. Kobieta widząc swojego męża, rozpłakała się na dobre. Złapałam jej rękę, lekko ją ściskając. 

- Każdy musi kiedyś odejść. - wyszeptała. - Obiecajcie mi por prostu, że będziecie szczęśliwi. A ty Haroldzie, pamiętaj, że cię kocham. - powiedziała i zamknęła oczy. 

- Elizabeth... - wyszeptał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. 

- Nie, nie, nie! - krzyknęłam, szarpiąc ją lekko za ramię. Jednak nie uzyskałam żadnego rezultatu. - Nie możesz mnie zostawić! Słyszysz, nie możesz! Nie ty! Błagam, nie zabieraj mi jej... - zawyłam, składając ręce do modlitwy. Spojrzałam w sufit, krzycząc. 

Jej klatka piersiowa nie unosiła się. Odeszłam. Zostawiła tu nas wszystkich. Mnie, dziadka, Ashton'a... Straciłam kolejną osobę. 

Dlaczego? 

Jake:

- Nie chcę cię więcej widzieć. - tyle wyczytałem z ruchu jej warg. Odwróciła się, po czym rzuciła się biegiem. 

Chciałem biec za nią, chciałem ją znowu wziąć w ramiona, jednak co by to dało? 

Tyle razy, mówiła zmień się. Jednak ja za każdym razem, mówiłem to bez przekonania. W końcu zrobiła to co mówiła - zostawiła mnie. Jednak teraz, nie będzie powrotu. Widziałem to. Widziałem to w jej oczach. 

Obejrzałem się za siebie, gdzie już karetka zabierała Zack'a. Płacz i krzyk Vanessy, było słychać zapewne na drugim końcu miasta. 

Nie zważając na nic, pobiegłem na główny parking. Wsiadłem na motor i odjechałem z piskiem opon. Nie mogłem patrzeć na miejsce, w którym ona mnie zostawiła. Nie mogłem patrzeć na to, jak mój brat się wykrwawia, a jego dziewczyna krzyczy w niebo głosy, prosząc, aby nie zabierano jej miłości.

Włączyłem się do ruchu drogowego, nie zważając na żadne przepisy, ograniczenia, czy też innych ludzi. 

Jak to możliwe, że jeszcze godzinę temu, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi, a teraz po prostu się rozstaliśmy, przez jeden błąd? Teraz ona zapewne płaczę, siedząc w kącie gdzieś w domu, a ja nawet nie wiem gdzie jadę. Jak to możliwe, że znowu coś się popsuło? Teraz, przecież mieliśmy dać sobie kolejną, już ostatnią szansę. A to co? Gówno wyszło. Jak zwykle. Moje życie, to wielkie, nic niewarte gówno. Dlaczego nie mogę być szczęśliwy? Dlaczego gdy ktoś daję mi po prostu cholerne szczęście i miłość, zabiera to w najbardziej okrutny sposób. 

Nim się spostrzegłem, wylądowałem przed 'naszym' lasem. Szybko zszedłem z motoru i rzuciłem się do biegu. Przedzierałem się przez drzewa i chaszcze, a ciemność, która otaczała mnie z każdej strony wcale mi tego nie ułatwiała. I w końcu, dotarłem na miejsce. 

- Przecież ja nic nie robię. - Jane wzruszyła ramionami.

- Robisz, Jane. Robisz i to od dawna.  Ja... Ja nigdy się tak nie czułem, jak teraz przy tobie. Nie umiem mówić o swoich uczuciach, bo nawet nie jestem pewien czy je mam. Posłuchaj. Nie wiem co to miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłem. Ale jeśli miłością można nazwać to, że na sam twój widok uśmiech sam wkrada mi się na usta, tęsknię za tobą i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez Ciebie to chyba cię kocham. 

  - Jake, ja cię kocham.  

Wszystkie wspomnienia po prostu rozsadzały mi głowę. Słyszałem, jak jej głos, choć wcale tu jej nie było. 

Ale ja nie chcę w tym uczestniczyć. Nie chcę i nie mogę.    

- To znaczy... 

- Nie chcę cię więcej widzieć. 

Nie mogąc wyrzucić tego z głowy, wydarłem się na całe gardło. Mój krzyk, pusto rozszedł się po całym lesie. Poczułem pieczenie pod powiekami, jednak zacisnąłem powieki. To samo zrobiłem ze szczęką i dłońmi. Podszedłem do pierwszego lepszego drzewa, zaczynając w nie uderzać w jaki jakiś cholerny worek treningowy. Nie zwracałem uwagi na ból, który przeszywał całą moją rękę. Nie zwracałem uwagi na krew spływającą mi po zaciśniętej dłoni. Teraz liczyło się tylko to, żeby pozbyć się tych wszystkich myśli i uczuć, które mnie niszczą. 

Jednak to prawda, że uczucia niszczą. 

Obiecała, że będzie zawsze, a teraz gdzie jest? Obiecała, że mnie zostawi, a nie ma jej ze mną. Teraz naprawdę poczułem, jak to jest stracić kogoś, o kogo walczyło się tak długo. 

W końcu, gdy nie miałem już siły żeby nawet podnosić ręki, upadłem na kolana. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Płakałem, krzycząc nikomu nieznane słowa. 

Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę płakał. Obiecałem to sobie do kurwy. Tymczasem ryczę jak małe dziecko. I udawało mi się, dopóki w moim życiu, ponownie nie zjawiły się uczucia.

Płakałem, bo kochałem, a straciłem. 

**

Przeskoczyłem płot, od razu biegnąc za dom. Nie wiem po co to robię. To, że przyjechałem tu, to był po prostu impuls. Wszystkie części ciała, wszystkie komórki bolałby mnie. Jednak najbardziej bolało mnie serce. Stanąłem pod drzewem patrząc na górę.

I coś się zmieniło. 

Już nie było jej. Nie czekała na mnie, siedząc na parapecie z opartą o szybę głową. 

Po moim policzku spłynęło po raz kolejny kilka łez. Pokręciłem głową i skierowałem się z powrotem do motoru. 

- Och, witaj dziecko. - usłyszałem głos, należący do jakiejś kobiety, gdy akurat wróciłem do swojego motoru. - Wracasz pewnie od swojej dziewczyny, tak? - uśmiechnęła się. 

Ścisnęło mnie po raz kolejny serce. Po policzku spłynęła łza, jednak wysiliłem się na smutny uśmiech. 

- Była moja. - wyszeptałem w ogóle na nią nie patrząc. Nie dałem kobiecie dokończyć tylko od razu odjechałem. 

Zawsze byłem gotowy na koniec. Tylko nie wtedy, gdy nastąpił. 

***********************************************************************************************

Dobra, dobra, dobra! Wiem, że chcecie mnie pewnie teraz za to zabić lub coś, jednak planowałam to od początku tego opowiadania. Pisząc prolog, już wiedziałam, że zakończenie nie będzie na pewno jednym z tych 'idealnych' happy endów. Prawdę powiedziawszy, nienawidzę takich zakończeń. 

W sumie, to właśnie takie zakończenie jest bardziej realne niż taki happy end. 

Wiem, miałam dodać w sobotę, jednak poznajcie moje dobre serce ;') 

Epilog pojawi się na dniach, więc bądźcie czujni :))

Boże, ostatni rozdział. Nie wierzę w to ;O 

Często dostaję pytania, czy będzie druga część. Pisałam już gdzieś o tym, lecz jednak powtórzę. Naprawdę nie wiem. Musiałabym mieć jakiś konkretny pomysł na drugą część, a jak na razie - PUSTKA. Być może i będzie, jednak nic nie obiecuję. Będę was na pewno informować o tym :) Jednak mi takie zakończenie naprawdę się podoba xD 

Continue Reading

You'll Also Like

132K 6.4K 25
Jest to moje pierwsze opowiadanie, co sprawia, że jest przepełnione żenującymi sytuacjami itp, więc od razu na to uczulam - ale nie jest bardzo źle:)...
191K 4.4K 30
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
1M 25.7K 41
- Poznajmy się - powiedział. Okej, wiedziałam, że od zawsze był głupi, ale nie, że aż tak! - Przecież się znamy od dziecka - mruknęłam i zrobiłam dzi...
59.2K 1.5K 4
Rosalie Spark jedynie marzy o wydostaniu się ze szklanej bańki, którą zbudowali dla niej rodzice, jednak wszystko lega w gruzach, gdy dowiaduje się...