Mój brat już śpi ✅

By jestemanonimem22

4.4M 172K 144K

POPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi... More

Prolog
"To jak? Gotowa?"
"Nie chcę rozmawiać z tą wariatką"
"Co ty tu do cholery robisz?!"
"Znowu ty?!"
"Idziemy i koniec kropka!"
"Myślisz, że żałuję?"
"Czas rozkręcić tą imprezę"
"Zagramy w 20 pytań?"
"Ugh! Nienawidzę Cię!"
"Kocham Cię, babciu..."
" Wiem, że coś się zmieniło"
"Nie chcę Cię znać.."
"Nie zostawiaj mnie teraz.."
" Żegnaj..."
"Musimy porozmawiać"
"Zaczynamy od nowa?"
"Boję się"
"Wyjeżdżamy za dwa tygodnie"
"Jak za starych, dobrych czasów.."
"Zaraz nie wytrzymam"
"Co ty brałeś?"
" Idziemy na spacerek do lasu?"
"Wolisz ją od nas!?"
"Nie traktuj mnie tak"
"Nie możesz mnie ciągle unikać!"
"I znowu nie jestem twoja.."
"Nie pozwolę Cię skrzywdzić"
"Cześć, Hemington"
"A później była już tylko ciemność..."
"Wróć do mnie, proszę"
"Teraz będziesz udawał troskliwego chłopaka?"
"Żałujesz, że zakochałeś się w Jane?"
"On cię zniszczył. Odszedł i zabrał szczęście"
"Spokojnie Romeo"
" Gdyby nie ja..."
"Ty dupku! Nie ignoruj mnie!"
"Nigdzie nie idziecie"
"Mieliśmy iść do klubu ze striptizem"
"To żart?"
"Chcemy ci coś powiedzieć"
"Nie chcę od ciebie jałmużny"
"Przepraszam, księżniczko..."
"Nigdy więcej tak do mnie nie mów"
PYTANIA
Pytania do bohaterów
"Obiecuję, znajdę cię, księżniczko"
"To ja tu jestem od zadawania pytań"
"Po prostu mnie przytul. Proszę."
"Czy ty właśnie zacytowałaś..."
"Co z nim teraz będzie?"
"[...] nie raz, wychodził z takiego gówna"
"Będziesz najlepsza, przecież dobrze o tym wiesz"
"I tak już zawsze będziesz moją małą dziewczynką, skarbie"
"Bo zbyt wiele razy, myślałam, że jednak się zmieniłeś"
"Była moja"
Epilog
Od autorki
Wasza ulubiona...
Druga część?
WAZNE

"To był cios prosto w serce"

43.7K 1.9K 1.1K
By jestemanonimem22

Wolnym krokiem przemierzałam kolejne alejki parku. Drzewa kołysały się, tworząc przy tym cholernie zimny wiatr. Na niebie, gromadziły się po raz kolejny czarne chmury. Jednak nadal mi to nie przeszkadzało. Teraz już nie przeszkadzało mi nic. Przyzwyczaiłam się do szarości, której doświadczam każdego dnia. 

Już nie płaczę. Zrozumiałam, że to, co mieliśmy nie wróci. Jednak to nadal boli. I gówno prawda, że czas leczy rany. Nie leczy, on tylko sprawia, że potrafimy żyć bez osoby, która była, albo raczej nadal jest całym światem. Ból, jest teraz moją przyjaciółką. On chyba jako jedyny pokazuję mi, że nadal żyję. 

I każdy dzień, jest po prostu zwykłym dniem, po którym przychodzi noc i czas na rozmyślania siedząc na parapecie. I żyję z dnia na dzień tak samo. I już nie oczekuję czegoś niewyobrażalnego. Nie oczekuję już nie wiadomo jakiego szczęścia. Ja sobie tylko trwam sama, po cichutku w swoim świecie bez barw. 

Minął miesiąc, a ja nie widziałam go ani razu. Kilka razy, pisał do mnie sms'y, jednak nie miałam odwagi odpisać. Dzwonił też, jednak nie odebrałam. Dziwi mnie jednak to, że ani razu nie pojawił się pod drzwiami mojego domu. Czy też, nie wszedł po prostu przez okno, jak to miał w zwyczaju. 

Ale kurwa, czego ja oczekuję? Że będzie latał, za pieprzoną księżniczką? Jestem głupia, łudząc się ciągle. 

Jednak najgorsza jest myśl, że on może nie tęskni za mną. Nie ma nic gorszego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet chyba gorsze niż nieodwzajemniona miłość. 

Przysiadłam na jednej z wolnych ławek i wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon wraz ze słuchawkami. Włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam moją stałą piosenkę, na gorsze dni (które ostatnio zdarzają mi się codziennie) i odchyliłam głowę do tyłu, wypuszczając powietrze świstem. 

Poczułam na skórze pierwsze krople zimnego deszczu, jednak nie miało to teraz znaczenia. Wiatr stawał się coraz silniejszy, jednak to też nie miało znaczenia. Teraz liczyło się tylko jedno pytanie. Dlaczego? Chciałam podejść do zupełnie obcego człowieka, i po prostu zapytać, dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? 

Kurwa, jestem taka słaba...

Poczułam ból w klatce piersiowej. Chwilę później, spod powiek zaczęły wypływać pierwsze łzy. Dlaczego znowu płaczę? Miałam być silna. Miałam pokazać, że dam sobie radę z tęsknotą za nim, że dam radę sobie z bólem, który mi ciągle towarzyszy. Jak zwykle, zawiodłam nawet samą siebie. 

- Jane? - usłyszałam znajomy głos. Miałam ochotę wstać i uciec, jednak nie mogę ciągle przed tym uciekać. W końcu musiało dojść do konfrontacji. Prędzej czy później. Zacisnęłam dłonie w pięści, udając, że nie słyszałam nawoływania. Mam szczęście, że akurat teraz zaczęło padać, inaczej zobaczyłby moje łzy. A tego akurat nie chcę. - Jane! 

Poczułam jak żołądek zawiązuję mi się w supeł. W gardle poczułam niesamowicie dużą gulę, która utrudniała mi oddychanie. 

Całe moje ubrania, już były mokre. Wolę nawet nie wiedzieć, jak wygląda moja twarz. Poczułam dotyk na ramieniu, przez co szybko otrząsnęłam się z zamyślenia i odsunęłam się jak poparzona ogniem. 

- Boże, jak ty wyglądasz. - wyszeptał, a ja posłałam mu smutne, a zarazem mordercze spojrzenie. 

- Teraz cię to interesuję? - warknęłam, jednak mój głos załamał się. Podniosłam się z ławki, podchodząc do Luke'a. 

- Jane. - zaczął, a ja podparłam się po bokach, ciągle patrząc mu w oczy. - Płakałaś? - zmarszczył brwi. 

- Nie. - burknęłam cicho i od razu spuściłam głowę. 

Rozejrzałam się dookoła siebie, nie dostrzegając już ani jednej żywej duszy, oprócz mnie i Luke'a. Zatrzymałam swój wzrok na chłopaku, który wpatrywał się we mnie badawczo. Staliśmy tam, w ogóle nie przejmując się tym, że prawdopodobnie będziemy chorzy. Moja dolna warga zadrżała. Nie myśląc długo, wpadłam prosto w ramiona Luke'a, wybuchając głośnym płaczem. Luke przez chwilę stał znieruchomiały, jednak w końcu objął mnie swoimi silnymi rękoma, mocno do siebie przyciągając. Złapałam w piąstki jego koszulkę, wypłakując mu się ramię. 

I dlaczego to robię? Przecież to właśnie przez niego teraz cierpię. Przecież to przez niego, straciłam najważniejszą osobę w życiu. I co najważniejsze, to on się o mnie założył. 

- Shh. - pogładził mnie po plecach. Zaciągnęłam nosem, tłumiąc żałosny szloch w jego ramieniu. - Jane. - wyszeptał, całując mnie w czoło. 

Miałam ochotę upaść na kolana i drzeć się w niebo głosy. Miałam ochotę strzelić mu prosto w twarz, jednak nie robiłam tego. Nie mogłam. Nie potrafiłam. Mimo wszystko, jednak był on jednym z najbliższych dla mnie ludzi. 

- Jane, musimy iść. Coraz bardziej pada. - powiedział poważnym tonem, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Chłopak westchnął bezradnie, po czym schylił się lekko, wkładając jedną rękę pod moje kolana, zaś drugą położył na plecach. 

Uniósł mnie w stylu panny młodej, a ja schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Widziałam jak pojawiała mu się gęsia skórka, gdy wydmuchiwałam powietrze prosto w jego skórę, jednak zignorowałam to. To pewnie dlatego, że jest mu zimno. 

**

Nawet nie wiem, ile minęło czasu zanim znaleźliśmy się pod drzwiami mojego domu. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Luke przez całą drogę niósł mnie, nie odzywając się przy tym ani słowem. Ja sama się nie odzywałam. Nie miałam na to siły. Przestałam płakać, jednak nadal cicho zaciągałam nosem. 

Luke otworzył drzwi, bez zbędnych ceregieli i od razu poszedł na górę do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku, a sam stanął obok niego. Przyglądał mi się badawczo, przez co czułam się jeszcze gorzej. Miałam wrażenie, że chciał prześwietlić tym wzrokiem, każdy zakątek mojego umysłu. 

- Dlaczego? - zapytałam cicho po chwili. 

Luke zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o co chodzi, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas smutku. Odwrócił głowę w stronę okna, przygryzając wargę. 

- Naprawdę musimy o tym porozmawiać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przez co mimowolnie przewróciłam oczami. Podniosłam się do siadu i posłałam mu nie dowierzające spojrzenie. 

- Nie mam zamiaru dalej żyć w kłamstwie. - warknęłam i pokręciłam głową na boki. - Słucham, dlaczego to zrobiłeś? Luke do cholery byłeś moim najlepszym przyjacielem! Jak mogłeś!? - mój głos załamał się pod koniec, jednak nie mogłam znowu się rozpłakać. Musiałam pokazać, że jestem silna. Przynajmniej stwarzać pozory tego. 

- Teraz już nim nie jestem? - zmienił temat. Zacisnął usta w wąską kreskę. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale z moich ust nie wyszło żadne słowo. Bo tak naprawdę nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. 

Mimo wszystko, nadal jest dla mnie ważny. Jest częścią mojego życia. To on, również pomógł mi wydostać się z dołka, w którym byłam kiedy przeprowadziłam się do Londynu. Jednocześnie jest to osoba, która ponownie mnie w niego wpędziła. Czy kogoś takiego na pewno mogę nazwać przyjacielem? To chore. Chora jest sytuacja, w której wszyscy się znaleźliśmy. 

- Mogę kogoś takiego nazwać przyjacielem? Kogoś kto tak bardzo mnie zranił? - zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. Jego twarz wyrażała, cholernie dużo emocji. Po smutek, aż do złości. Luke zacisnął dłonie w pięści, warcząc coś pod nosem, jednak po chwili odetchnął głęboko i przysiadł obok mnie na łóżku. 

Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie zwyzywałam go od najgorszych i nie wypierdoliłam go za drzwi. Może to z tęsknoty za nim (bo tak, za nim też tęskniłam), może to dlatego, że w końcu chciałam poznać prawdę. 

- Jane, przepraszam. - mruknął, a ja prychnęłam pod nosem. - Wszystko mogę ci opowiedzieć. - westchnął. 

- Słucham. - wzruszyłam obojętnie ramionami. I nie obchodziło mnie to, że mokre kosmyki włosów przyklejają mi się do twarzy, czy też, że moje ubrania są całe przemoczona i przylegają mi do ciała. Liczyło się tylko to, żeby poznać prawdę. 

O ile w ogóle on powie prawdę? Ale chyba mogę mu zaufać...

- Na początku, chodziło tylko o to, żeby chociaż trochę utrzeć mu nosa. Był zbyt pewny siebie. -Luke wzruszył ramionami, a ja skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Później jednak, trochę się to zmieniło. Był moim przyjacielem. - uśmiechnął się smutno. - Chciałem, żeby dostał w życiu chociaż trochę miłości. I jak widać, udało mi się. - zaśmiał się bez krzty wesołości. - Jednak nie przewidziałem jednego. - uśmiechnął się, a ja zmarszczyłam brwi, doszukując się drugiego sensu tego. 

- Czego? - zapytałam, wyłamując nerwowo kostki w palcach. 

- Tego, że... - zaczął, odwracając ponownie wzrok. Wyglądał, jakby toczył ze sobą jakąś wojnę. Jakby na jednym jego ramieniu, siedział anioł, na drugim diabeł, a ten, nie wiedział co wybrać. - Nieważne. - westchnął smutno. 

- Luke, ja nie chcę kolejnych tajemnic. - warknęłam. 

- A ja nie chcę cię stracić, zrozum. - powiedział, łamiącym się głosem. - O ile już tego nie zrobiłem. - dodał tak cicho, że nie byłam pewna, czy to aby na pewno nie moja wyobraźnia. 

I może jestem głupia, bo przecież nie wchodzi się do tej rzeki dwa razy. Może i jestem lekkomyślna, bo reaguję chwilą i tym, że to emocje przejęły kontrole nad moim ciałem i umysłem. I może za łatwo mu uwierzyłam, jednak to mój przyjaciel. Był zawsze kiedy go potrzebowałam. 

Pokręciłam głową, nie dowierzając temu co robię. Podniosłam się i przytuliłam chłopaka najmocniej jak tylko potrafiłam. Czułam, jak cały się spiął. Zdziwiony, oddał uścisk dopiero po chwili. 

- To był cios prosto w serce. - wyszeptałam, odsuwając się od niego. Oczy chłopaka wędrowały po całej mojej twarzy. Jednak na dłużej jego oczy, zatrzymały się na moich ustach. Zmarszczył lekko brwi, jednak po chwili kącik jego ust drgnął. 

- Przepraszam. - wyszeptał, a jego twarz nagle zaczęła zbliżać się ku mojej. - Przepraszam. - powtórzył tym razem głośniej. Cały czas, patrząc mi na usta. 

- Luke... - wydusiłam, odwracając wzrok. 

- Ja nie mogę cię stracić. - odsunął się ode mnie gwałtownie. 

Zachłysnęłam się powietrzem, sama nie wiedząc, czemu jego słowa tak na mnie zadziałały. Otworzyłam szeroko oczy, wpatrując się w szerokie plecy ramiona. 

- Nie mogę. - powtórzył, kręcąc głową na boki. 

I wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w zupełnym osłupieniu. 

**

Nadszedł dzień, na który czekałam od pierwszego dnia w liceum. Cieszyłam się, jednak w środku nadal byłam smutna. Bo przecież mieliśmy iść na bal razem. Mieliśmy zatańczyć do wolnej piosenki, udawać księżniczkę i księcia. On miał mieć garnitur, a ja piękną suknię do podłogi. 

Niestety, zostałam sama. Zostałam sama, w białej sukni sięgającej do ziemi, z pięknym makijażem i cudowną fryzurą. Szkoda tylko, że bez niego. Że nie będę mogła zatańczyć do tej słynnej piosenki dla zakochanych. 

Z cichym westchnięciem, wygładziłam materiał sukni, cały czas patrząc na swoje odbicie w lustrze. Moje oczy, nadal zostawały smutne, jednak nie tak bardzo jak na początku. Oczywiście, nadal mnie to bolało, jednak naprawdę przyzwyczaiłam się do tego bólu. 

W końcu minęło półtora miesiąca...

- Wyglądasz pięknie. - powiedziała Vanessa, stając obok mnie. Posłała mi uśmiech, co od razu odwzajemniłam. 

- Ty też niczego sobie. - zaśmiałam się, a ta żartobliwie trzepnęła mnie w ramię. 

Odwróciłam się od lustra i podeszłam do okna. Przygryzłam wargę, patrząc pusto w przestrzeń za nim. Wszystko bez zmian. Basen, drzewa i kwiaty zostały na tym samym miejscu, co wieczór wcześniej. Jednak, nadal nie było najważniejszego elementu tego ogrodu. 

Nie było jego, i nigdy więcej miało go nie być. 

Zamknęłam oczy, chcąc, żeby przed oczami pojawił mi się obraz jego stojącego tam na dole, czekającego aż otworzę mu okno. Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie, wyobrażając sobie jak posyła mi uśmiech i macha do mnie z dołu. 

-Jane. - poczułam dłoń przyjaciółki na ramieniu, przez co wyrwałam się z zamyślenia. - Jane, naprawdę nie musisz tam iść. - jej twarz wykrzywiła się w grymas, a ja miałam ochotę przewrócić oczami. - Mogę... Mogę zostać nawet z tobą. Zrozumiem, jeśli nie będziesz gotowa. - posłała mi ciepły uśmiech, lecz jej oczy zdradzały, że jest smutna. 

- Nie, Van. - powiedziałam ostrym tonem. - Muszę ruszyć do przodu. - odwróciłam się na pięcie i podeszłam do łóżka, skąd wzięłam wcześniej przygotowaną małą, szarą torebkę. - Nawet i bez niego. - dodałam ciszej. 

Nie odpowiedziała, więc uznałam to za koniec tematu. Spakowałam do torebki szminkę, którą miałam pomalowane usta, chusteczki i telefon. 

- Musimy iść, Zack czeka już na nas przed domem. - oświadczyła dziewczyna i ruszyła w stronę drzwi. Z cichym westchnięciem powtórzyłam jej ruch. 

W tym samym momencie, w którym zeszłyśmy na dół, rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Vanessa zapiszczała i rzuciła się na chłopaka, który właśnie przekroczył próg domu. Uśmiechnęłam się smutno i naciągnęłam na suknię czarną marynarkę. 

- Cześć, Jane. - mruknął Zack, uśmiechając się lekko. 

Był ubrany w czarny garnitur. Pod marynarką miał białą koszulę, wraz z krawatem. Do teraz nie wiem, jak Vanessie udało się go przekonać, do ubrania go. Pamiętam, że wzbraniał się od niego jak tylko mógł. 

- Hej. - odpowiedziałam, również się uśmiechając. 

- Więc... Możemy iść? - zapytał chłopak, drapiąc się po karku. Automatycznie skinęłam głową. 

Już mieliśmy wyjść z domu, jednak zatrzymał nas krzyk Caitlin. Przewróciłam oczami, bo wiedziałam co się święci. 

- Cait, nie mamy czasu. - burknęłam. Szatynka zacmokała i uśmiechnęła się. 

- Chyba nie myśleliście, że wypuszczę was bez zdjęć? - posłała nam niedowierzające spojrzenie, a ja westchnęłam bezradnie. - Halo! Bal ma się tylko raz w życiu! - krzyknęła, wyrzucając ręce w górę w geście kapitulacji. 

- Ale nie oznacza to też, że trzeba robić sobie zdjęcia. - warknęłam, a ta zaśmiała się cicho. 

- Jakbyś tyle nie gadała, to już dawno byłoby po. - wzruszyła ramionami. - Dalej no! Ustawcie się przy tamtej ścianie. - wskazała na ścianę na przeciwko nas. 

Posłałam dwójce przyjaciół przepraszające spojrzenie, jednak oni wzruszyli ramionami i ruszyli na wyznaczone miejsce. 

Och, serio!? Nawet oni są przeciwko mnie!?

Niechętnie poszłam w ślady dwójki. Ustawiłam się po lewej stronie Zack'a, zaś moja przyjaciółka po prawej. Cała nasza trójka wyszczerzyła się do aparatu. 

- Dobra, idziemy już. - powiedziałam, szybko biegnąc w stronę wyjścia. 

Pomińmy to, że prawie wyjebałam się przez te, piętnastocentymetrowe szpilki.

- Ale... 

- Paaa! - krzyknęłam, przerywając tym samym zrezygnowanej Caitlin. 

Po chwili, całą trójką znaleźliśmy się w samochodzie. Zack ruszył, pogrążając się w rozmowie ze swoją dziewczyną. Ja za to, siedziałam cicho, podziwiając widoki za szybą. 

Znowu...

Ciekawe jak będzie wyglądał ten wieczór. Przecież nie będę ciągle siedzieć z Zackiem i Vanessą. To ma być także ich wieczór, a ja nie mogę tak po prostu im go niszczyć. Luke też ma własną partnerkę, także on też odpada. 

Właśnie, co do Luke'a. To można powiedzieć, że spróbowaliśmy od nowa. Oczywiście, nie zapomniałam tego co zrobił, bo jest to po prostu niemożliwe. Jednak próbuję zaufać mu na nowo. Mimo wszystko, można powiedzieć, że dogadujemy się. Był ze mną, gdy go potrzebowałam. Nadal jest... Często siedział ze mną w ciszy, po protu wpatrywaliśmy się w ścianę pogrążając się we własnych myślach. Pocieszał mnie i ocierał łzy, wtedy, gdy tego potrzebowałam. Stara naprawić się błąd, to widać gołym okiem. I na razie, jest na bardzo dobrej drodze, żeby odzyskać chociaż część tego co mieliśmy przed... Przed tym co się stało. 

- Jane, halo. - Zack pomachał mi dłonią przed twarzą, przez co od razu otrząsnęłam się z zamyślenia. - Gdzieś ty odleciała, co? - zaśmiał się, a na moje usta wpłynął lekki grymas. 

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, jednak ten machnął na mnie ręką. 

- Albo lepiej nie odpowiadaj na to pytanie. - mruknął cicho. 

On też się boi, że mogłabym się rozkleić. Cóż, nie dziwię mu się, bo w ostatnim czasie mam do tego skłonności. I to bardzo często. 

Rozglądając się dookoła stwierdziłam, że znajdowaliśmy się na parkingu szkolnym. Wszędzie było pełno aut, a przy niektóry można było też zauważyć stających ludzi. Z cichym westchnięciem, opuściłam samochód. 

Już tutaj, można było usłyszeć głośną muzykę dochodzącą zapewne z sali. 

- To jak? Gotowe moje panie? - zapytał Zack i klasnął ochoczo w dłonie.

- No pewnie.- odpowiedziała Vanessa, niemal piszcząc z podekscytowania. 

I ja miałabym kazać jej zostać ze mną w domu, żeby po raz kolejny objadać się czipsami czy innym gównem? 

- Tak. - westchnęłam.

Po około dziesięciu minutach, znaleźliśmy się w sali, w której odbywała się impreza. Mówiąc, że było na sali ładnie, okłamałabym samą siebie. Było po prostu cudownie. 

Na ścianach, aż od sufitu po samą podłogę zwisały białe materiały, które cudownie się falowały. Na nich, poprzyczepiane były błyszczące szare gwiazdki, wraz z księżycami. I nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to od razu z moim niebem nad łóżkiem. Ogólnie na dali panował mrok. Światło dawały tylko reflektory ze sceny, oraz duża, błyszcząca, zwisająca z sufitu kula. W każdym kącie sali, było mnóstwo ludzi. 

- Idę po coś do picia. - oświadczył Zack i zostawił mnie samą z przyjaciółką. 

- Ale tu pięknie. - szepnęła Vanessa z rozmarzeniem, a ja przytaknęłam głową. 

- Co racja to racja. - powiedziałam, uśmiechając się. - Postarali się w tym roku. - dodałam. 

- No w końcu najlepszy rocznik kończy niedługo szkołę! - krzyknęła, zwracając tym samym uwagę kilkorga osób.

Przewróciłam oczami, jednak nie mogłam się z nią nie zgodzić. 

To co wyczyniał nasz rocznik w tej szkole, zapewne na długo utkwi w głowach nauczycieli. Jednak są też dobre wspomnienia. Na przykład... nie no, nie ma takich. 

Zack wrócił z trzeba szklankami napoju. Podziękowałam mu uśmiechem, od razu upijając kilka łyków. Mimowolnie, skrzywiłam się, czując pieczenie w gardle. No tak, mogłam się spodziewać. 

Rada na przyszłość- nigdy więcej nie wysyłać samego Zack'a po jakikolwiek napój. 

- Co ty tu do cholery dolałeś? - warknęłam, jednak tak naprawdę byłam dosyć rozbawiona tym faktem. Chłopak uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami. 

- Tajna receptura mojego pradzia... 

- Dobra, ile to coś miało procent? - wtrąciła Vanessa, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie. 

- To zwykła wódka. - wzruszył ponownie ramionami. 

- Ja pierdole. - wymamrotała. - Zaręczyłam się z idiotą. 

- I tak mnie kochasz. - zaśmiał się i pocałował dziewczynę w policzek, przez co lekko się uśmiechnęła. 

Całą trójką pogrążyliśmy się w rozmowie, do czasu, gdy Zack nie wyrwał swojej dziewczyny na parkiet. 

No tak, zostałam sama. 

Nagle poczułam, jak ktoś wbija mi palce w żebra, przez co głośno pisnęłam, próbując się wyrwać. Do moich uszu dotarł znajomy mi śmiech, przez co warknęłam pod nosem, odwracając się do Luke'a z morderczym wyrazem twarzy. 

- Hej, mała. - powiedział. 

Momentalnie posmutniałam.Przygryzłam nerwowo wargę, spuszczając głowę. 

- Nie mów tak do mnie. - mruknęłam cicho. 

Bo kurwa tylko on mógł tak do mnie mówić, nawet jeśli cholernie mnie to wkurzało. Czy naprawdę już wszystko będzie mi się z nim kojarzyć? Nawet zwykłe przezwisko?

- Tak, tak. - zaśmiał się. - Czemu sama stoisz?

Wzruszyłam obojętnie ramionami. 

- No a ty? Przecież ciebie jakaś dziewczyna też zaprosiła. - poruszyłam sugestywnie brwiami, na co parsknął śmiechem. 

- Jest gdzieś... - rozejrzał się po całej sali. - Tam. - machnął ręką w byle jakim kierunku, przez co zachichotałam. 

Nagle muzyka zniknęła, co przyczyniło się do jęków niezadowolonych osób, które właśnie tańczyły. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę sceny, na którą właśnie wchodził dyrektor. Jakiś chłopak wręczył mu mikrofon, a ten ustał na środku. Odchrząknął i uśmiechnął się szeroko, przez co przewróciłam oczami. 

Nie lubię, chuja. 

- Witam klasy trzecie na balu wiosennym. - zaczął, a wszyscy obecni na sali zaczęli klaskać. No i po co? - Bal wiosenny, organizowany jest u nas w szkole co roku od wielu, wielu lat. Jednak muszę przyznać, że w tym roku dekoracja, jak i samo zorganizowanie balu przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Naprawdę jest cudownie. - ponownie się uśmiechnął, rozglądając się po całej sali. - Chciałbym podziękować uczniom, a także nauczycielom za przygotowanie myślę, że jednego z ważniejszych dni w życiu naszej młodzieży. Nie będę nie potrzebnie przedłużał i was zanudzał. Życzę wam wszystkim dobrej zabawy! - ostatnie słowa prawie wykrzyczał. Kilka osób zagwizdało, a dziewczyny zapiszczały, przez co lekko się skrzywiłam. 

Z głośników znów rozbrzmiała się muzyka. Wróciłam do rozmowy z Lukiem. Trzeba przyznać, że rozmawiało nam się naprawdę dobrze. Naszą rozmowę jednak przerwała Vanessa, która dyszała jakby przebiegła co najmniej maraton. 

- Okej, nigdy więcej nie tańczę z Zackiem. - wydusiła, a ja posłałam jej pytające spojrzenie. - Ten idiota podeptał mi szpilki! I na dodatek chamsko się ze mnie śmiał, kiedy prawie się wywróciłam! - wykrzyczała, energicznie gestykulując rękoma. Posłałam sobie z Lukiem porozumiewawcze spojrzenie, aby po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem. 

- Nie jego wina, że nie umiesz tańczyć. - wzruszyłam ramionami, a ta posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. 

Odwróciła głowę w kierunku drzwi i zastygła w bezruchu. Przyjrzałam jej się badawczo, a ta powoli odwróciła się w moim kierunku. Przełknęła głośno ślinę, posyłając mi smutne spojrzenie. 

- Jane...

***********************************************************************************************

Siemanko! 

Jak ja uwielbiam przerywać w takim momencie xd :D 

Okej, w sobotę pojawi się pewnie ostatni rozdział, a w niedzielę już EPILOOOG! Koniec ;')

Jak myślicie, co się stanie? :D

Ogółem, proszę się przygotować, bo następny rozdział będzie najdłuższy w całym tym opowiadaniu xd Nie chcę rozbijać tego na dwa inne rozdziały, bo po co przedłużać to wszystko? :p

Continue Reading

You'll Also Like

11.2K 517 31
Jayden to Grinch w ludzkiej postaci. Świąteczne przeżycia poprzednich lat nie dają mu cieszyć się tym czasem jak inni. Dodatkowo jest zupełnym przeci...
245K 16K 49
- Czasami cię nienawidzę - odparł, kręcąc bez przekonania głową. Ona parsknęła tylko głośno śmiechem. - Tylko czasami? - mruknęła z kpiną. - Ja niena...
512K 15K 30
" - Twoje usta wyglądają pociągająco, kiedy przeklinasz - na jego twarz wpłynął zadziorny uśmieszek. - Pierdol się - powiedziałam, mrużąc oczy. - Kur...
1.5M 87.1K 50
Kiedy leniwa i sarkastyczna Carter wraz z rodzicami przeprowadza się do małego miasteczka w Kalifornii, jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt sto...