Mój brat już śpi ✅

By jestemanonimem22

4.4M 172K 145K

POPRAWIONE ROZDZIAŁY 5/56 - Nienawidzę, gdy palisz - wyznał, a ja przewróciłam oczami. - Każdy czasem musi... More

Prolog
"To jak? Gotowa?"
"Nie chcę rozmawiać z tą wariatką"
"Co ty tu do cholery robisz?!"
"Znowu ty?!"
"Idziemy i koniec kropka!"
"Myślisz, że żałuję?"
"Czas rozkręcić tą imprezę"
"Zagramy w 20 pytań?"
"Ugh! Nienawidzę Cię!"
"Kocham Cię, babciu..."
" Wiem, że coś się zmieniło"
"Nie chcę Cię znać.."
"Nie zostawiaj mnie teraz.."
" Żegnaj..."
"Musimy porozmawiać"
"Zaczynamy od nowa?"
"Boję się"
"Wyjeżdżamy za dwa tygodnie"
"Jak za starych, dobrych czasów.."
"Zaraz nie wytrzymam"
"Co ty brałeś?"
" Idziemy na spacerek do lasu?"
"Wolisz ją od nas!?"
"Nie traktuj mnie tak"
"Nie możesz mnie ciągle unikać!"
"I znowu nie jestem twoja.."
"Nie pozwolę Cię skrzywdzić"
"Cześć, Hemington"
"A później była już tylko ciemność..."
"Wróć do mnie, proszę"
"Teraz będziesz udawał troskliwego chłopaka?"
"Żałujesz, że zakochałeś się w Jane?"
"On cię zniszczył. Odszedł i zabrał szczęście"
"Spokojnie Romeo"
" Gdyby nie ja..."
"Ty dupku! Nie ignoruj mnie!"
"Nigdzie nie idziecie"
"Mieliśmy iść do klubu ze striptizem"
"To żart?"
"Nie chcę od ciebie jałmużny"
"Przepraszam, księżniczko..."
"Nigdy więcej tak do mnie nie mów"
PYTANIA
Pytania do bohaterów
"Obiecuję, znajdę cię, księżniczko"
"To ja tu jestem od zadawania pytań"
"Po prostu mnie przytul. Proszę."
"Czy ty właśnie zacytowałaś..."
"Co z nim teraz będzie?"
"[...] nie raz, wychodził z takiego gówna"
"Będziesz najlepsza, przecież dobrze o tym wiesz"
"I tak już zawsze będziesz moją małą dziewczynką, skarbie"
"Bo zbyt wiele razy, myślałam, że jednak się zmieniłeś"
"To był cios prosto w serce"
"Była moja"
Epilog
Od autorki
Wasza ulubiona...
Druga część?
WAZNE

"Chcemy ci coś powiedzieć"

63.8K 2.3K 2.2K
By jestemanonimem22

Do domu wróciłam dopiero o drugiej w nocy. Niestety, Jake nie mógł zostać ze mną, bo jutro z samego rana, musi jechać z Alice do lekarza. 

Na szczęście, Ashton już spał. Obyło się bez kazania, że mam mu mówić, za każdym razem jak gdzieś wychodzę. Do cholery mam osiemnaście lat, a nadal muszę mu się tłumaczyć jak jakieś pięcioletnie dziecko. Może Jake ma rację? Może powinnam to zmienić i dać mojemu bratu do zrozumienia, że jestem już dużą dziewczynką? Zresztą, Jake prawie za każdym razem wychodzi razem ze mną, więc w razie czego, mnie obroni, prawda? 

Po cichu, przemknęłam się do pokoju, gdzie od razu zrzuciłam z siebie ubrania. Przebrałam się w piżamę i jak gdyby nigdy nic wskoczyłam do łóżka. 

Jestem dziś naprawdę szczęśliwa. Cholera... To była najlepsza noc w moim życiu. Nie potrafię zliczyć, ile razy się popłakałam. Ale to były łzy szczęścia. Cholerne łzy, cholernego szczęścia. Nareszcie czuję, że wszystko jest na swoim miejscu. 

Zamknęłam oczy i oddałam się w objęcia Morfeusza.

*

Przez rażące światło zmrużyłam oczy. Westchnęłam cicho i zwlokłam się z łóżka. Wolnymi ruchami poszłam do łazienki, gdzie załatwiłam naprawdę pilną potrzebę. Opryskałam twarz zimną wodą i opuściłam toaletę. Zeszłam na dół, do kuchni. Przy stolę siedział już Ashton razem z Cait. 

- Hej. - burknęłam pod nosem i zabrałam się za robienie płatków. 

- Cześć, młoda. - odpowiedział mój brat i lekko się uśmiechnął. - Możesz mi powiedzieć gdzie wczoraj byłaś? - uniósł brwi, a ja przeklnęłam w duchu.

No rzesz kurwa mać, miało być bez przesłuchań. 

- Daj jej spokój, jest dorosła. - westchnęła i Cait i przewróciła oczami. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie, na co uśmiechnęła się szeroko. 

- Martwię się o nią. - wyjaśnił i wzruszył ramionami. - Więc..

- Ja pierdole. - mruknęłam sama do siebie. - No.. um, u Van. - wymyśliłam szybko. Zabrałam miskę z płatkami i poszłam do salonu.

Włączyłam stację z muzyką, gdzie akurat leciała piosenka 'Heartbreak Girl" 5sos. W sumie... To nie śpiewają najgorzej. Ale to i tak nie mój gatunek. Ale Luke... Mmm. Luke pieprzona perfekcja Hemmings, jest ideałem chyba każdej dziewczyny w moim wieku. I muszę przyznać, że dla mnie też nim był jeszcze do niedawna. Do początku wakacji szalałam za blondynami z niebieskimi oczami. A teraz co? Teraz mój chłopak jest totalnym przeciwieństwem. Szatyn z brązowymi oczami. Ale wiecie jak to jest... Czasem spotykasz kogoś i nawet jeśli wcześniej nie lubiłaś brązowych oczu, zakochujesz się w nich bez opamiętania. Tak jest właśnie w moim przypadku. Jake ma najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek dane było mi widzieć. 

- Jane. Chcemy ci coś powiedzieć. - usłyszałam brata za plecami. Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę gołąbeczków. 

- Jesteś w ciąży? - zapytałam przerażona. Nie żebym miała coś przeciwko dzieciom, czy coś, ale małego dzieciaka w domu bym chyba nie zniosła. 

- Nie kretynko. - bąknęła Cait i popukała się w głowę. 

- No więc... 

- Caitlin u nas zamieszka. - oznajmił mój brat z uśmiechem. Łyżka z płatkami zatrzymała mi się w połowie drogi do ust. Spojrzałam na nich z szeroko otwartymi oczami. Jednak po chwili szeroko się uśmiechnęłam i odstawiłam miskę na stolik kawowy. Rzuciłam się Caitlin na szyję z głośnym piskiem. 

- Tak cię cieszę! - krzyknęłam, gdy się od niej oderwałam. - W końcu całe dnie nie będę sama siedzieć. - posłałam bratu znaczące spojrzenie, a on przewrócił oczami. 

- Tak, tak. Ja też się cieszę. - uśmiechnęła się nieśmiało dziewczyna. 

- Ash, masz przejebane. Dwie dziewczyny w domu. - poklepałam go po ramieniu. - Współczuję, jak będziemy mieć okres w tym samym czasie. - mrugnęłam do niego okiem, a on posłał mi przerażone spojrzenie. 

- Boże święty, co ja narobiłem. - wyszeptał do siebie i przetarł twarz dłońmi. - Ja pierdole.. 

Wzruszyłam ramionami i wróciłam na kanapę. Ashton poszedł do siłowni, a Cait zajęła miejsce obok mnie. Wyrwała mi pilota z ręki i przełączyła na jakieś gówno. 

- Już się rządzisz!? - wrzasnęłam ze śmiechem. 

- Spadaj! - syknęła z uśmiechem i uderzyła mnie w ramię. 

Dokończyłam śniadanie i poszłam do pokoju. Wygodnie usiadłam się na łóżku i zalogowałam się na facebook'a na laptopie. Sprawdziłam wszystkie powiadomienia i odpisałam na wiadomość od kuzynki. Cholera, miałam ją odwiedzić pod koniec wakacji. Ja pierdole. To wszystko wina Jake'a! Pisnęłam przestraszona, gdy mój telefon wydał z siebie tą charakterystyczną melodię. Przeklnęłam cicho, na tego kto dzwoni, bo nogą prawie zwaliłam z łóżka laptopa. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam i włączyłam na głośnomówiący.

- Czego? - burknęłam i zamknęłam laptopa. Ułożyłam się wygodnie na poduszce, a telefon położyłam zaraz obok mojej głowy. 

- Też cieszę się, że cię słyszę, mała. - powiedział z kpiną w głosie mój chłopak.

- Sorry. - bąknęłam. - Co chcesz?

- Nie mogę już zadzwonić do swojej dziewczyny? - zaśmiał się. Poczułam przyjemne uczucie, na to określenie. Mimo, że jesteśmy ze sobą od dwóch miesięcy, ja nadal czuję się tak samo jak pierwszego dnia. Każdego dnia, zakochuję się w nim od nowa. Mimo, że ciągle mówi na mnie "moja dziewczyna", nadal czuję te motylki w brzuchu. 

- No możesz. - westchnęłam. 

- Nie no. Co dziś robisz? 

- Za jakieś pół godziny chcę jechać do babci. - oznajmiłam. - Właśnie! Odbierzesz mnie potem?

- Kurwaaa. - jęknął niezadowolony. - Dobra, odbiorę cię. Pojedziemy do mnie, Alice nie daje mi spokoju, a teraz jak jest chora, jest jeszcze gorsza. - burknął, a ja szeroko się uśmiechnęłam. - Później gdzieś pojedziemy. - wyczułam po jego głosie, że się uśmiecha. 

- A gdzie? - zapytałam zaciekawiona. 

- Zobaczysz. Mam jedną ważną sprawę do załatwienia. - wyjaśnił. - Dobra, muszę kończyć. Kocham cię, mała. 

- Ja ciebie też. - westchnęłam i usłyszałam dźwięk przerwanej rozmowy. 

*

Po około pół godzinie, byłam gotowa. Dokańczałam malowanie rzęs, czekając na taksówkę, która zawiezie mnie do babci. Wiem, że mogłabym poprosić Jake'a, żeby mnie zawiózł, ale jak to on, miałby miliony problemów. 

Wyciągnęłam z szafy małą torebkę i wrzuciłam do niej telefon wraz z portfelem. Zeszłam na dół i ubrałam nowe, czarne trampki za kostkę. 

- Ash! - wrzasnęłam, a on wychylił się za próg, od salonu. - Jadę do babci. - westchnęłam i chwyciłam za klamkę.

- Jasne, pozdrów ją. Powiedz, że przyjadę z Caitlin do niej w środę, wieczorem. - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam głową. 

Trzasnęłam drzwiami i podeszłam do taksówki. 

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się. 

- Och to ty dziecko. - powiedział starszy facet, a ja od razu go poznałam. Dziwny zbieg okoliczności, że zawsze gdy jeżdżę do babci, akurat on prowadzi taksówkę. - Tam gdzie zawsze? - zapytał z uśmiechem.

- Tak. - odpowiedziałam i wygodniej ułożyłam się na tylnym siedzeniu. Wyciągnęłam telefon, wraz ze słuchawkami z torebki i oparłam głowę o szybę. 

Włączyłam sobie ' More than you know' i cicho westchnęłam. Myślami wróciłam do wczorajszego dnia. Jake, chyba pierwszy raz, tyle raz w ciągu jednego dnia, powiedział mi, że mnie kocha. Ja sama kocham go tak bardzo, że czasem aż mnie to boli.. 

- No panienko, trochę sobie poczekamy. - oznajmił kierowca, a ja wyjrzałam przed przednią szybę. Ja pierdole, przecież my tu będziemy stać z piętnaście minut. Cholerne korki! Jęknęłam niezadowolona, na co facet zaśmiał się cicho pod nosem. Wróciłam do poprzedniej pozycji, tylko że podciągnęłam kolana do klatki piersiowej. 

Cholera Clary! Miałam do niej zajrzeć! Ja pierdole, kurwa jego mać! Szybko wystukałam do niej wiadomość. 

Do: Clary 

Możemy się spotkać? Na przykład w środę? To ważne. 

Zablokowałam telefon i położyłam go na brzuchu. Po chwili jednak poczułam wibrację. 

Od: Clary

Jak musimy, to tak. 

Do: Clary

Dziękuję. 

*

Po około półtora godzinie, byłam pod domem babci. Grzecznie pożegnałam się z taksówkarzem, po czym wręczyłam mu należne pieniądze. Z uśmiechem na ustach, skierowałam się do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili otworzył mi zaspany dziadek. Mężczyzna otworzył szeroko oczy, ale zaraz uśmiechnął się szeroko i wciągnął mnie do środka. 

- Cześć wnusiu. - powiedział i objął mnie ramionami.

- Cześć dziadku. - westchnęłam. - Obudziłam cię? - skrzywiłam się, a staruszek szybko zaprzeczył głową. 

- Nie, nie. Po prostu nie wyspałem się w nocy. - zasmucił się, ale próbował ukryć o pod uśmiechem. Niestety, ale zdradzały go oczy, które były pełne bólu i smutku. 

- A gdzie babcia? 

- Leży w sypialni. Idź do niej. - szepnął i zniknął za drzwiami do salonu. Zmarszczyłam brwi i przez chwilę stałam w jednym miejscu, wgapiając się w drzwi. Otrząsnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam do sypialni.

Jezu, a jak coś się stało? Boję się tego co tam zobaczę. W ogóle co usłyszę od babci. Zachowanie dziadka, mówiło samo za siebie. 

Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Babcia leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Przyjrzałam się jej dokładnie i aż mnie zatkało. Zapadnięte oczy i policzki. Zdecydowanie mniej włosów na głowie. A co najważniejsze, okropnie schudła. Widać to na pierwszy rzut oka. 

- Babciu.. - powiedziałam niepewnie. Pokonałam dzielącą nas odległość i przysiadłam obok niej na łóżku. 

- Cześć Jane. - uśmiechnęła się smutno. Próbowała podciągnąć się do siadu, ale na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Bezradnie opadła z powrotem na poduszkę. 

- Co się dzieję? - zapytałam zmartwiona. 

- Nie chciałam ci mówić o tym teraz... - westchnęła. - Ale nie zostało dużo czasu. - spojrzała na mnie załzawionymi oczami. - Jestem chora. 

- Co? A..Ale na.. na co? - spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami. - Przecież są lekarstwa, wyzdrowiejesz. - posłałam jej pocieszający uśmiech. 

Przecież teraz są praktycznie lekarstwa, na każdą dolegliwość. To pewnie nic takiego. Ale.. Ale o co chodzi z tym, że zostało mało czasu?

- Nie, Jane. Mnie już nie da się wyleczyć. - pokręciła głową bezradnie. 

- Ale jak to? - zmarszczyłam brwi, a pod powiekami zebrały mi się łzy. 

- Ja mam raka. - wyznała, a moje serce się zatrzymało. Łzy wypłynęły spod powiek, a ja przyłożyłam dłoń do ust, żeby żeby powstrzymać szloch. 

- Nie żartuj sobie ze mnie. - wydusiłam przez łzy. 

- Nie żartuję. - odpowiedziała i starłam z policzków pojedyncze krople. - Ja umieram. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, dziecko. 

- Nie! - krzyknęłam i wpadłam w histerię. - Nie, nie, nie! Ty wyzdrowiejesz! Ashton znajdzie ci najlepszego lekarza jaki istnieję! Wyzdrowiejesz, rozumiesz?!

- Przykro mi Jane, ale nie ma już żadnych szans. Do zbyt wysokie stadium. - wyszeptała. 

- Nie, nie, nie! - wyszlochałam. - Błagam nie! Ty nie możesz mi tego zrobić! - wykrzyczałam. Położyłam się obok kobiety i objęłam ją ramieniem. 

- Każdy kiedyś musi odejść, Jane. - szepnęła po chwili i pocałowała mnie w czoło. 

Teraz rozumiem zachowanie dziadka. Miłość jego życia umiera, a on musi na to patrzeć. Cierpi razem z nią. Musi patrzeć, jak z dnia na dzień, jest coraz gorzej. Jak chudnie w oczach. 

- Ki..Kiedy... si..sie.. dowiedziałaś? - wyjąkałam. 

- Pamiętasz jak pytałaś o wyniki? - zapytała, a ja przytaknęłam głową. - Tamtego dnia, właśnie je odebrałam i wtedy się dowiedziałam. 

Dlaczego ona mówi o tym z takim spokojem? Nie boi się? Nie boi się, jak to później będzie wyglądać? 

- Nie boisz się?

- Nie. Już się z tym oswoiłam. - tymi słowami złamała mi serce na pół. Ona już nie walczy. Przestała. Straciła nadzieję, na cokolwiek. Niech to będzie tylko zły sen. Błagam. 

Mamo, ratuj ją! Błagam. Ona nie może odejść. Nie może mnie zostawić! - pomyślałam i jeszcze bardziej się rozpłakałam.

Już się nie odezwałam. Nie mam na to siły. Babcia wpatruję się w sufit, intensywnie nad czymś myśląc. Czasem marszczy brwi, jak to ona ma w zwyczaju. A ja? Ja cicho szlocham jej w ramię. Wiem, że nie powinnam teraz płakać. Powinnam ją motywować, żeby walczyła. Mówić, że nie wszystko stracone. Ale nie potrafię. Gdy tylko spojrzę, na jej zmęczoną twarz, serce ściska mnie z cholerną mocą całego świata. Za każdym razem, gdy próbuję się uśmiechnąć, wychodzi z tego grymas bólu, co tylko wspomaga moje łzy. 

Nie, nie, nie! Nie zgadam się! Dlaczego ja ciągle tracę osoby, które kocham? Dlaczego!? Mówi się, że człowiek dostaję na siebie tyle cierpienia, ile jest w stanie znieść. Czasem mam wrażenie, że jestem nieśmiertelna. Najpierw to, co stało się w Glasgow, wypadek rodziców, mój wypadek, rozstanie z Jakiem, a teraz babcia! Za co to wszystko do cholery?! Jestem aż tak bardzo złym człowiekiem?

- Jakie jest twoje marzenie? - zapytałam, gdy trochę się uspokoiłam. 

- Zawsze chciałam polecieć do Etiopii. Chciałam sprawić tamtejszym dzieciom trochę radości. - wyznała, a jej kąciki ust, lekko drgnęły ku górze. Cholerna jasna, jeszcze tego brakuję, żeby ci kretyni tam ją zamordowali w imię Boga! Pierdole! - Dałam bym im, jakąś małą zabawkę i coś słodkiego. Żeby tylko zobaczyć na ich twarzach. 

Ten świat jest cholernie nie sprawiedliwy. Umierają ci, co chcą żyć, a żyją ci, co umarli za życia. Wiem, skomplikowane to, ale tak właśnie jest. Dlaczego Bóg, zabiera tak dobre osoby ze świata?

- A ty? Nie kłócisz się już z Jakiem? - wysiliła się na uśmiech, przez co kąciki moich ust, drgnęły do góry, pomimo bólu w klatce piersiowej. 

- Nie. - pokręciłam głową. - Teraz jest idealnie. - przyznałam szczerze. 

- Cieszę się. Widać, że ten młodzieniec się kocha. 

- Wiem. Ciągle mi to pokazuję. - przed oczami od razu ukazał mi się obraz z wczorajszej nocy. 

- Jane, proszę cię tylko o jedno. Nigdy, nie pozwól mu, żeby wrócił na tą złą drogą. - spojrzała na mnie błagalnie. - I nigdy nie oceniaj go po złych czynach. Nigdy nie wiesz, jakie ma intencję. - przytaknęłam głową i starłam z policzków łzy. 

- Dlaczego jesteś taka mądra? - zapytałam, a staruszka zaśmiała się cicho. 

- Życie mnie tego nauczyło, dziecko. Życie... 

Spędziłam z babcią, trzy godziny. Chciałam zostać dłużej, ale poczuła się gorzej i poszła spać. Zostawiałam ją z obawą, że już się nie obudzi. Ale nie zrobi tego, prawda? Obudzi się. 

Ze łzami w oczach, pożegnałam się z dziadkiem, który był równie przygnębiony co ja. Nie odzywaliśmy się do siebie. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, żeby cokolwiek wyrazić. 

Opuściłam dom dziadków i podbiegłam z płaczem do mojego chłopaka, który już na mnie czekał. Bez słowa wpadłam mu w ramiona i zaczęłam głośno szlochać. 

- Jane? Co się stało? - zapytał zmartwiony i pogładził mnie po plecach. 

- Babcia... On..Ona ma raka. - wyszlochałam, a dłoń szatyna zatrzymała się. Odsunął mnie od siebie i spojrzał smutno w oczy. 

- Um.. A leczenie? Przecież można... 

- Nie. - przerwałam mu i zrozpaczona pokręciłam głową. - To za wysokie stadium. 

- Będzie dobrze. - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Wsiadaj. 

Odkleiłam się od chłopaka i starłam z policzków łzy. Usiadłam na swoje miejsce, a Jake spojrzał na mnie z uśmiechem. Pocałował mnie w policzek, założył mi na głowę kask i zajął miejsce z przodu. 


Po około czterdziestu minutach, byliśmy pod jego domem. Cholernie podoba mi się to, że motorem można poruszać się o wiele szybciej. Ale za żadne skarby świata, nie wsiądę sama na żaden motor. 

- Um... A co jak twoja babcia mnie nie polubi? - zapytałam przerażona.

- Skarbie.. Ona cię pokocha. - uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę. Weszliśmy do środka, a do mnie w samym progu dotarł zapach pieczonych ciasteczek i śmiech siostry Jake'a. Wzięłam głęboki oddech i zdjęłam buty. Jake złączył nasze dłonie. Oparłam głowę o umięśnione ramię chłopaka i razem wolnym krokiem skierowaliśmy się do kuchni. 

- Cześć babciu. - powiedział Jake. Starsza kobieta od razu się do nas odwróciła. Spojrzała na nasze złączone dłonie i szeroko się uśmiechnęła. 

- Dzień dobry. - mruknęłam nieśmiało. 

- Och, witaj dziecko! Nareszcie mogę cię poznać. - powiedziała uradowana i zaczęła pokonywać dzielącą nas odległość. Ścisnęłam bardziej rękę Jake'a, na co cicho zaśmiał się pod nosem. Kobieta objęła mnie ramionami, a ja po chwili niechętnie oddałam uścisk. - Widzę, że ty jesteś normalną dziewczyną. Nie to co tamte... - westchnęła. 

- Um... Babciu, my już pójdziemy. - powiedział ostro. Wiem o co mu chodzi. Nie chcę, żebym słuchała, jakie panienki sobie przyprowadzał na noc. W sumie.. Teraz mnie to nie interesuję. Jest ze mną i mnie nie zdradzi, prawda?

- A o mnie to juś zapomnieli! - usłyszałam krzyk Alice. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym podeszłam do niej. Uklęknęłam, żeby być na tym samym poziomie co ona. 

- Cześć mała. - uśmiechnęłam się i poczochrałam jej włosy. Alice zaśmiała się cicho i złapała mnie za rękę. 

- Chodź! Pokaze ci moje zabawki! -krzyknęła uradowana. Posłałam mojemu chłopakowi znaczące spojrzenie, na co wzruszył ramionami. 

- Wiesz co, myślę, że Jake chętnie pobawi się z nami lalkami. - szepnęłam jej na ucho. 

- Jaki! Ty tes idzies! - wysepleniła, a ja parsknęłam śmiechem, widząc grymas na twarzy chłopaka. 

Pociągnęła nas oboje do swojego pokoju. Gdy tylko przekroczyłam próg, uśmiechnęłam się szeroko. Wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. 

- No chodźcie! - pokręciłam głową rozbawiona, a Jake prychnął pod nosem. 

- To co księżniczko? Idziemy na bal? - zapytałam chłopaka, po czym wybuchłam śmiechem. 

Mimo, że ciągle krąży mi po głowie choroba babci, to, że marnieje w oczach, nie mogę przestać się uśmiechać, na widok Jake'a bawiącego się z małą. To cholernie słodkie, widząc jak mała śmieję się, a on razem z nią. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam do dwójki. Nagle Jake włożył mi na głowę koronę, a ja spiorunowałam go wzrokiem. 

- No, to teraz mam obydwie swoje księżniczki przy sobie. - uśmiechnął się do mnie szeroko i pocałował mnie w skroń. 

Jak ja kocham tego człowieka... Rozpływam się po prostu, gdy widzę jego oczy pełne miłości. Ciągle ma w nich, tak cholernie piękne iskierki. 

- Nareszcie sami. - westchnął Jake i wepchnął mnie do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Znaczy mam nadzieję, że tak to wyglądało. Uniósł brwi i z uśmiechem podbiegł do mnie. Pisnęłam, kiedy gwałtownie zostałam przyparta do materaca. Przygryzłam wargę, a on posłał mi piorunujące spojrzenie. 

- Nie rób tak . - warknął i wpił się gwałtownie w moje usta. Złapał moje nadgarstki i uniósł je nad moją głowę. Wolną ręką, zaczął błądzić po mojej tali. Jęknęłam, gdy zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi. 

- Kocham Cię. - wyszeptał. - Tak cholernie cię kocham. 

- Ja.. Ja ciebie też. - wyjąkałam, gdy zassał skórę na szyi, tworząc mi przy tym malinkę. 

Oderwał się ode mnie, dopiero po pięciu minutach. Usiadłam na jego udach i położyłam się na nim. Oparłam się rękoma o jego tors i spojrzałam mu w oczy. Zaczęłam obrysowywać kontury jego tatuaży na ramieniu. Moją uwagę, szczególnie przykuło puste małe serduszko. 

- Jake? - zwróciłam się do chłopaka. - Co oznacza te serce? - zapytałam, a całe ciało chłopaka momentalnie się spięło. - Zrozumiem, jeśli nie chcesz o tym mówić. 

- Nie, nie. Spoko. - westchnął. - To... Kamienne serce. - zmarszczyłam brwi i przytaknęłam głową, na znak, że rozumiem. Tak naprawdę, to nic nie rozumiem, ale nie będę go męczyć. Widzę, że nie jest to dla niego łatwy temat i, że niezbyt chętnie o nim mówi. 

Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on objął mnie ciaśniej jednym ramieniem. Druga jego ręka, powędrowała w moje włosy. Przyjemnie bawił się nimi, wywołując na mojej twarzy uśmiech. 

Moje myśli, znowu skupiły się na babci. Jutro wszystko powiem Ashtonowi. Powiem też, co zaplanowałam. Mianowicie, chcę zorganizować babci wycieczkę do tej Etiopii. Teraz to już tak naprawdę ostatni moment, żeby to zrobić. Dopóki ma jeszcze siły. Bo później...Nie, nawet nie chcę o tym myśleć.

- Wstawaj Jane. Musimy jechać. - powiedział Jake i zrzucił mnie z siebie. Ten to, kurwa, umie popsuć nastrój. Romantyk jebany. 

- Chwila, pójdę na chwilę do Alice. - westchnęłam. Chłopak przytaknął głową i podszedł do szafy wyciągając z niej bluzę. Opuściłam jego pokój i pokierowałam się prosto do królestwa małej. 

Widok Alice, wtulonej z tego ogromnego misia, którego ja jej wybrałam, cholernie mnie rozczulił. Podeszłam do niej i pogłaskałam po jej małej główce. Uśmiechnęłam się smutno i przykryłam ją różowym kocykiem. Już pokochałam tą małą. Jest tak cholernie słodka i podobna do Jake'a... Szkoda tylko, że ma tak zjebaną matkę, która nie interesuję się własnymi dziećmi. Ciekawe, co się z nią teraz dzieję. 

Wyszłam na korytarz, gdzie już czekał na mnie Jake. Uśmiechnęłam się lekko do niego, po czym ubrałam trampki. Splotłam nasze dłonie i razem wyszliśmy z jego niewielkiego domu. 

- Powiesz mi teraz, gdzie jedziemy? - zapytałam, na co zaśmiał się cicho pod nosem i pokręcił głową przecząco. - Dupek. - skwitowałam i wzruszyłam ramionami. 


Po jakichś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, że znajdujemy się pod studiem tatuażu. Posłałam chłopakowi pytające, a zarazem zdziwione spojrzenie. 

- Robisz sobie nowy? - zapytałam, na co przytaknął głową. Weszliśmy do środka. Od razu mi się tu nie spodobało, cholera... Wszędzie śmierdziało fajkami. 

- Cześć Rob! - wrzasnął Jake i objął w braterskim uśmiechu, jakiegoś chłopaka, który był wytatuowany chyba od stóp do głowy. 

- Dawno cię tu nie było, Matthew. - uśmiechnął się, a Jake wzruszył ramionami. - A kogóż tu mamy? - zwrócił się do mnie. 

- To Jane. - przedstawił mnie mój chłopak, a ja nieśmiało się uśmiechnęłam i wyciągnęłam w kierunku Rob'a rękę, która od razu uścisnął. 

- Twoja? - zapytał, a Jake po raz kolejny przytaknął. - Nie wierzę! Słynny Jake Matthew się zakochał! - krzyknął. 

- Każdy kiedyś musi. - westchnął. 

- Jasne. Ale po tobie bym się akurat tego nie spodziewał. - poklepał do ramieniu. - Co dziś robisz za tatuaż? 

- Zaraz ci powiem. - posłał mi cwaniacki uśmiech, na co przewróciłam oczami. Palant, dupek, idiota, kretyn.. I tak go kocham..

Rob zaprowadził mojego chłopaka, na specjalny fotel, a ja spoczęłam na na krześle. Jake szepnął coś na ucho mężczyźnie, a ten szeroko się uśmiechnął i przytaknął głową.

Po chwili usłyszałam głośny śmiech dwójki chłopaków. Westchnęłam cicho i skupiłam się na albumie ze wzorami tatuaży. Boże święty, kto je projektował? Przecież to jest jakieś totalne gówno! 

- Skończone. - oznajmił Rob, a ja od razu zdziwiona oderwałam się od oglądania. Już!? Tak szybko? Zdziwiona, podeszłam do mojego chłopaka, który oglądał nowe dzieło. Pod jego sercem, widniała data II VII MMXVII. Moje oczy od razu zaszły łzami. Przyłożyłam dłoń do ust, żeby stłumić piśnięcie. Przecież, tego dnia pierwszy raz się spotkaliśmy... To było na imprezie u Luke'a. Boże. on wytatuował sobie tą datę.. 

- Podoba ci się? - zapytał z cwaniackim uśmiechem, a ja od razu przytaknęłam głową i rzuciłam się w objęcia chłopaka. 

Jake poprawił koszulkę i zszedł z fotela. Rob dał mu jeszcze jakąś maść i razem udaliśmy się do kasy. A co gdybym ja też...

- Stop. Ja też chcę. - oznajmiłam, a mój chłopak wytrzeszczył oczy. 

- Jesteś pewna? - zapytał nie dowierzając. Przewróciłam oczami i przytaknęłam głową. - Co to miałoby być?

- Hm... O wiem! Twoje imię! - uśmiechnęłam się szeroko. 

- To nie jest dobry pomysł. - odpowiedział szybko.

- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.

- Nigdy nie wiesz, jak potoczy się życie. Nie chcę, żebyś później żałowała. - wytłumaczył i spuścił głowę. 

Żałowała? Czy on oszalał? Nigdy nie będę żałować, najlepszego okresu w moim życiu. Chyba go pojebało. 

- W takim razie, chcę taki sam, jak masz ty. - burknęłam. 

- Więc, zapraszam na fotel, kochanie. - uśmiechnął się Rob i zaprosił mnie gestem ręki na fotel. 

- Nie zapędzaj się. - warknął zazdrosny Jake, a ja wybuchłam śmiechem. Usiadłam na fotel i powinęłam koszulkę do góry.

- Chcę go w tym samym miejscu, co ten kretyn. - oznajmiłam, a tatuażysta zaśmiał się cicho. Jake przestawił sobie krzesło obok mnie i z uśmiechem złapał mnie za rękę. Ścisnęłam ją mocno i posłałam chłopakowi przerażone spojrzenie. 


Od pięciu minut, chłopcy próbują mnie uspokoić, ale gdy tylko igła zbliży się do mojego ciała zaczynam panikować i odpychać rękę Rob'a od siebie. 

- Czekaj! - pisnęłam i zakryłam sobie oczy. - Dobra, teraz możesz. Nie chcę tego widzieć. 

- Spokojnie, mała. - powiedział Jake i pocałował mnie w skroń. Ścisnęłam jego rękę i pisnęłam cicho bo Rob właśnie zaczął. 

- Jake, ty cholerny kretynie! Mówiłeś, że to jak ugryzienie komara! - wrzasnęłam na całe studio, a chłopaki wybuchli śmiechem. - Kretyn...- burknęłam pod nosem. 

- Też cię kocham. - powiedział ze śmiechem i złożył czuły pocałunek na mojej dłoni. 

- Nie no, cholera. Stary! Zadziwiasz mnie! - krzyknął Rob, a ja bezradnie opadłam plecami na fotel. 

- Ałć. Ałć. Ałć. - powtarzałam w kółko jak jakąś cholerną mantrę. 

- Koniec. - oznajmił Rob i zabrał ode mnie tego szatana. - Dobra, masz tu mać i smaruj nią dwa razy dziennie, przez miesiąc. - wyjaśnił i wręczył mi tubkę. 

- W końcu. - fuknęłam i podniosłam się z fotela. 

Jake zapłacił za nasze tatuaże, chociaż upierałam się, że ja za swój zapłacę on był nie ugięty. Pożegnaliśmy się z Rob'em i wyszliśmy na zewnątrz. Objęłam się ramionami, bo było znacznie zimniej, niż jak tu jechaliśmy. 

- Masz. - podał mi bluzę Jake. 

- Ale tobie będzie zimno. - skrzywiłam się. 

- Przeżyję. - westchnął. - No masz. - niechętnie wzięłam bluzę od chłopaka i ubrałam ją sobie przez głowę. Co z tego, że wyglądałam w niej jak w worku? I tak jest zajebista. Pachnie Jakiem, to dlatego. 

- Jedziemy do mnie? - zapytałam, a on przytaknął głową. 


Po około dwudziestu minutach byliśmy pod domem. Pociągnęłam Jake'a za rękę i razem weszliśmy do domu, który jak zwykle był pusty. Ashton pewnie jak zwykle wyszedł gdzieś z Caitlin. Ale to się niedługo zmieni! Cait się wprowadzi i będzie zajebiście! Bez słowa udaliśmy się na górę. Ściągnęłam bluzę chłopaka i rzuciłam ją na fotel obok biurka. Usiadłam obok Jake'a i położyłam mu głowę na ramieniu.

- Cieszę się z tego tatuażu. - wyznałam, a chłopak cicho się zaśmiał. - Zawsze będzie przypominał mi, o najlepszym okresie mojego życia. - uśmiechnęłam się sama do siebie. Nim się spostrzegłam, Jake wpił się w moje usta. 

Przejechał językiem po dolnej wardze, prosząc o dostęp, który bez wahania mu dałam. Ujęłam jego policzki w dłonie i zaczęłam masować je kciukiem. Chłopak przekręcił nas tak, że ja leżałam, a on zawisnął nade mną. Jego pocałunki, zaczynały być coraz bardziej namiętne. Wplotłam dłonie w jego włosy i delikatnie ciągnęłam za końcówki, przez co warknął gardłowo. On włożył mi dłonie pod koszulkę i badał nimi mój płaski brzuch. W końcu sama powtórzyłam jego ruch, ale z tą różnicą, że ja ściągnęłam mu tę koszulkę. Błądziłam dłońmi, po jego umięśnionym torsie. Jake zjechał pocałunkami na moją szyję. Niestety oderwał się ode mnie na chwilę, ale tylko dlatego żeby ściągnąć moją koszulkę. Po chwili złapał moje spodenki, a ja zamarłam. To wraca. 

- Ale ja tylko odbieram, to co moje..

- Zostaw mnie! - krzyknęłam i oderwałam się od chłopaka. - Błagam, nie rób mi nic. - wyszlochałam i skuliłam się przy ścianie. Ubrałam szybko swoją bluzkę i zaczęłam głośno płakać.

- Ja..Jane? Co się stało? - zapytał zdezorientowany, jednocześnie przerażony moim wybuchem chłopak. Dotknął ręką mojego ramienia, przez co pisnęłam przerażona. - Jane, to tylko ja. Nic ci nie zrobię. - wyszeptał i objął mnie ramieniem.

- Prze..przepraszam. - wyszlochałam i wtuliłam się w niego. 

- Powiesz mi, co się stało? - zapytał, gdy trochę się uspokoiłam. 

Muszę mu to powiedzieć. Nie będzie czekał za mną całe życie...

Starłam łzy z policzków, przytaknęłam głową i zaczęłam....

*************************************************************************************

50 tysięcy wyświetleń. Boże, dziękuję! <3

Już jutro startujemy z nowym opowiadaniem  <3

Continue Reading

You'll Also Like

132K 6.4K 25
Jest to moje pierwsze opowiadanie, co sprawia, że jest przepełnione żenującymi sytuacjami itp, więc od razu na to uczulam - ale nie jest bardzo źle:)...
355K 2.4K 10
Tristan Hart jest królem życia. Ma wszystko: urodę, piękną dziewczynę, pieniądze, mnóstwo znajomych, a do tego jeszcze talent do gry w kosza. Byłby...
359K 4.7K 8
[ 2 tom "Tamtego Lata"] 💕 ❗️Czytanie bez znajomości 1 tomu nie ma sensu❗️ Minęły dwa lata odkąd Lea Woods na dobre opuściła Westfield. Choć nigdy n...
179K 1.8K 4
Po latach przerwy, Meredith ma spędzić wakacje u dziadków w małym hiszpańskim miasteczku. Okazuje się, że pod jej nieobecność do malowniczej Frigilia...