Nie płacz, kiedy odejdę... bo...

By YouAreNotAlone_93

24.7K 1.2K 92

Wielka gwiazda POPu i młoda anonimowa w świecie dziewczyna. Czy ktokolwiek by pomyślał, że w ogóle się spotka... More

PROLOG.
1. "Ten człowiek ma naprawdę dość świata, w którym żyje."
2. "Ucieczka to doskonałe słowo."
3. "Każdy ma w sobie siłę, by przetrwać najgorsze."
4. "Głupia tabliczka czekolady."
5. "Moja osoba uwiera wielu ludziom."
6. "Bo sam będziesz wciąż o niej myślał."
7. "Nie zawsze będę tak blisko, by panią złapać."
8. "Nikt nie chce, żeby ktoś o nim źle myślał, nie zależnie od tego jaki jest."
9. "Bo dwadzieścia lat różnicy to zbyt wiele."
10. "On znienawidził to kim jest."
11. "Ta dziewczyna..."
12. "Nie zdobyłaby się na taki gest, gdybym naprawdę był jej całkiem obojętny. "
13. "A gdybym nie był tym kim jestem... "
14. "Jest moim lekarstwem na wszystko."
15. "Ucieczka była chyba wpisana w moją naturę."
16. "To znaczy... że jesteś mi bliski."
17. "Miłość nigdy nie jest tak różowa, jak ją wszyscy obrazują."
18. "Zawsze jakiś wąż gdzieś się wśliźnie."
19. "Pierwsze kłamstwo..."
20. "Nawet ten diament nie mógł się z nią dla mnie równać."
21. "Spełnienie marzeń."
22."Morski kolor jak najczystsza woda."
23. "To ty sprawiasz, że chcę się uśmiechać."
24. "Nic nas nigdy nie połączy."
25. "Na szacunek trzeba sobie zasłużyć."
26. "Ty i ja. Tutaj. Razem."
27. "Mam tylko takie nieodparte uczucie, że to szczęście długo nie potrwa."
28. "Rozkwitający kwiat róży."
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.
62.
63.
64.
65.
66.
67.
68.
69.
EPILOG.

42.

376 13 0
By YouAreNotAlone_93

Donata


- Kochanie... - usłyszałam cichy szept, ale nie chciałam się ruszać. Po chwili rozległ się chichot. - Budź się, ślicznotko. Za chwilę będziemy lądować. - otworzyłam jedno oko i spojrzałam na swojego mężczyznę, który przyglądał mi sie właśnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Już...? - zapytałam mało przytomnie. Zaśmiał się znów.
- Przespałaś całą drogę. Dalej, pozbieraj się, bo potem połowy zapomnisz.
Tak więc po jakichś piętnastu minutach samolot wylądował na lotnisku w LA. Tak, wróciliśmy do Stanów, w końcu. Od razu poczułam się lepiej, odprężona. Mike nie przewidywał w najbliższym czasie tworzenia czegokolwiek. Obiecał mnie i sobie, że będzie się lenił do oporu. Sam czuł się wciąż zmęczony więc byłam zadowolona, że chce siedzieć tylko w domu. Ewentualnie wyjechać gdzieś na kilka dni rekreacyjnie oczywiście.
Moi rodzice i Iwa byli oczywiście niepocieszeni. Ojciec w dzień wyjazdu nie wiele się odzywał. Facet. Ale wiedziałam, że będzie po prostu za mną tęsknił. Ja za nim też będę. Na pożegnanie przytulił mnie mocno i pocałował w czoło. A na Michaela spojrzał się tak jakby mówił "Oddaję ci ósmy cud świata, wara jak coś mu się stanie." Uśmiechnęłam się pod nosem na tą myśl.
Do Neverland zajechaliśmy w ciągu dwóch godzin. LA było wyjątkowo zatłoczone. Nie było sensu nigdzie przyspieszać, bo po chwili już trzeba było wciskać hamulec. Siedziałam z głową opartą o jego ramię więc wcale nie narzekałam. Ważne było, że on jest ze mną.
Janet wyleciała do Stanów dawno temu, praktycznie zaraz po tym jak w końcu cały ten ambaras po koncercie się wyjaśnił. Media huczały, było też coś o mnie, ale nie przejmowałam sie. Wcale tego nie czytałam, a inni też nie uważali, żeby trzeba było mnie w czymkolwiek uświadamiać. I bardzo dobrze. Nie warto czytać bzdur, a na pewno bez takich się nie obyło.
Byłam pewna, że spotkamy jego siostrę już na miejscu w domu i nie pomyliłam się. Ale nie była sama, był z nią też ich... stary.
Kiedy go zobaczyłam ciarki przeszły mnie po plecach. Widziałam go już wcześniej, ale po rewelacjach jakie mi o nim zdał Mike miałam ochotę uciekać. Ale najpierw mu przypieprzyć, a potem uciekać. Tak. Ta druga opcja była bardziej prawdopodobna.
Mike przez całą droge był w dobrym humorze, ale jak tylko go zobaczył w swoim domu mina natychmiast mu zrzedła. W oczach dostrzegłam coś... jakby strach. Nie wiedziałam czy reszta to też dostrzegła, ale mnie się to udało choć starał się nie dać niczego po sobie poznac.
Janet jako pierwsza rzuciła się na nas, najpierw na brata a potem na mnie. Ich ojciec patrzył tylko na to z niewzruszoną minę. To było dla mnie nie do pojęcia. Jego syn prawie umarł przez nieudolnego lekarza, a on tak jakby go to w ogóle nie obleciało. Patrzył tylko na niego jakby oceniał czy dobrze wygląda. Ale nie w sensie czy nic mu nie jest. Jemu chyba bardziej chodziło o to, czy wygląda dość dobrze by nie niszczyć JEMU jakiegoś wizerunku. Zastanawiałam się tylko o jaki wizerunek może mu chodzić, przecież on nie posiada żadnego wizerunku.
Miałam wrażenie, że zaraz w tym salonie zaczną latać pioruny kuliste, takie zrobiło sie napięcie. Mike wyściskał jeszcze raz swoją siostrę, a potem spojrzał na mnie. Już wiedziałam od razu co mu chodzi po głowie.
- Dona, idź proszę do kuchni z Janet zrobić coś do picia, dobrze? - wytrzeszczyłam na niego oczy. Nie dość, że widocznie chce się mnie na chwilę pozbyć to jeszcze go herbatką albo kawką będzie częstował. - Idź, kochanie. - powiedział z trochę większym naciskiem.
- Chodź, Dona, opowiesz mi co się działo jak was nie było! - Janet złapała mnie za rękę i niemal biegiem zaciągnęła do kuchni. Żołądek mi się skurczył.
- Janet, mi się wydaje, że ich nie powinno się zostawiac samych. - zrobiła krzywą minę, tak jakby chciała się uśmiechnąć, ale jej nie wyszło.
- Nic im nie będzie, nie bój się. - powiedziała podchodząc do ekspresu do kawy. Westchnełam. Wyciągnęłam z lodówki jakieś słodkości, które zawsze były na miejscu, Mike był okropnym łasuchem. Ale jakoś nie było tego po nim widać. - No to opowiadaj co się potem działo jak już mnie nie było! - powiedziała w pewnej chwili.
- No wiesz... - zaczęłam kulawo. Jednym uchem nasłuchiwałam czy coś się nie dzieje. - Spędziliśmy kilka dni u moich rodziców. - zerknęła na mnie z uśmiechem.
- I jak teściowie? Polubili zięcia? - walneła,
- Daj spokój. - parsknęłam śmiechem. - Tata wciaż mu dokuczał, nie mógł się powstrzymać. Mama to co innego, ale tata chyba wciąż nie może go zdzierżyć tak do końca. Ale nie jest źle. Pewnego wieczoru obejrzeli nawet razem mecz koszykówki.
- No widzisz!
- No. - uśmiechnełam się. - Ale w czasie jego trwania mój tata co najmniej mięć razy nazwał Michaela starym rowerem. - Janet zaczęła śmiać się w głos.
- Żartujesz?
- Nie. - zaczęłyśmy obie chichotać.
Te śmiechy jednak nie trwały zbyt długo. Po chwili z salonu dobiegły nas krzyki i dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzałyśmy na siebie i obie jak jeden mąż biegiem ruszyłyśmy w tamto miejsce.
To co tam zobaczyłyśmy przeraziło mnie. Nieraz sobie wyobrażałam jak to wszystko wyglądało, ale na żywo... Żołądek podjechał mi do gardła.


Mike kulił się pod ścianą jak zbity pies po prostu. Zasłaniał tylko głowę ramionami a ten gnój lał go pasem. Oczy chyba dosłownie wyszły mi na wierzch... Coś do niego mówił, a raczej wrzeszczał. Z tego wszystkiego nawet nie rozumiałam co to. Widziałam tylko Michaela pod tą ścianą i nic więcej. Podrygiwał z bólu za każdym razem kiedy dostawał. Ale nie wydawał z siebie nawet jednego pisku. Chyba nie chciał dać ojcu takiej satysfakcji...Nie wytrzymałam tego po prostu. Nie mogłam patrzeć jak on go leje, katuje po prostu. Po co on tu przyszedł? Zrobił sobie z tego jakies pieprzone hobby? Znęcanie się nad własnym synem? Poczułam się jakbym sie cała zagotowała w środku. Nigdy się nie spodziewałam, że będę świadkiem czegoś takiego. Janet sama skuliła się pod ścianą obok mnie i patrzyła na to przerażona. Zastygła w miejscu. Mnie przez głowę przeszła tylko jedna myśl... Przeciez on go w końcu zabije...Ruszyłam z miejsca tak jak stałam i z rozbiegu przywaliłam w tego dziada, aż się zachwiał. Pas wyleciał mu z ręki, odruchowo chwyciłam za niego jakbym chciała po prostu zapobiec, by znów go nie wziął do reki. Albo by mieć pod ręką coś czym sama się w razie czego obronię. Facet spojrzał zdezorientowany co się stało a gdy zobaczył mnie gramolącą się na nogi gdyż sama się przy tym wszystkim przewróciłam otworzył szeroko oczy. Wiedziałam, że mi się oberwie, oj wiedziałam.- Kazał ci się ktoś wtrącać, smarkulo jedna?! - powiedział gromkim głosem na co wzdrygnęłam się lekko, ale nie zdązyłam nawet nic więcej zrobić. Podszedł do mnie w dwóch krokach i odepchnął, w porównaniu z nim ważyłam tyle co piórko, więc wylądowałam kilka metrów dalej obok fotela. To wszystko trwało raptem kilka sekund...To chyba był impuls, którego Mike potrzebował. W ciągu jednej mili sekundy ojciec i syn zamienili się rolami. Jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Jego stary chyba się tego nie spodziewał. Pewnie myślał, że będzie potulny jak zawsze, ale się przeliczył. Już po chwili miał rozwaloną wargę, a Mike za szmaty wyrzucił go z salonu pod drzwi wyjściowe.- Wynoś się stąd... i nie chcę cie tu więcej widzieć. - powiedział. Nie krzyczał, ale te słowa wywoływały takie wibracje, że aż dreszcze latały mi po plecach. Janet pewnie czuła to samo. - Nigdy więcej nie podniesiesz ręki na moją kobietę. - dodał a w tym momencie do środka wpadło kilku facetów w tym Alan. Po zaledwie kilku sekundach jego starego nie było już w domu.Nie wiedział co zrobić. Bałam się ruszyć choćby palcem. Siedziałam pod tym fotelem patrząc na Michaela jak odwraca się i idzie w moją stronę. Wstrzymałam oddech...Złapał mnie za ramiona mało delikatnie i podniósł na nogi. Przyjrzał mi się jakby szukał jakichś uszkodzen...- Nic ci nie jest? - zapytał lekko ochrypłym głosem. Pokręciłam głową ale cała się trzęsłam. Popatrzył na mnie jeszcze raz przez chwilę, a potem przytulił mnie do siebie mocno z westchnieniem. Wczepiłam się w niego jak mała dziewczynka, przerażona. - Wiedziałem, że do tego dojdzie, nie chciałem, żebyś to widziała.- Myślałeś, że wysłanie mnie do kuchni coś da? Że nie przylecę kiedy usłyszę ten rumot? Jakby się dwa byki waliły! - przycisnął mnie do siebie mocniej. - Boże... W życiu tego nie zapomnę...- Cii, on ci nic nie zrobi. - powiedział, a ja spojrzałam na niego wielkimi oczami.- Ty myślisz że jakies wrażenie zrobiło na mnie to, że mnie odepchnął? - odwrócił ode mnie wzrok. - Ja nigdy nie zapomnę tego widoku, jak prawie leżałes przed nim pod tą ścianą. - usta lekko mu zadrżały. Zagryzł wargę...Objęłam go i przytuliłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Nie bronił sie wcale przed tym. To było coś strasznego po prostu...Przez następne kilka dni nic szczególnego się nie działo. Nie biorąc pod uwagę oczywiście naszej kłótni. Pierwsza taka poważna. Nie raz zdarzało nam się posprzeczać, nie zgodzić w czymś ze sobą. Ale jeszcze nigdy jak dotąd przy takiej okazji Mike nie wylądował na kanapie w salonie. Brzmi to śmiesznie, bo powód tej karczemnej awantury był tak błahy jak to tylko możliwe. Moim zdaniem. Bo dla Michaela była to niemal zdrada! Śmiać mi sie chciało nawet teraz, kiedy sobie o tym pomyślę.Przez kilka dni nie rozmawialiśmy ze sobą, mijaliśmy się na korytarzasz bez słowa jakbyśmy sie nie znali. Mike miał taką obrażoną minę jakbym mu cukierka zjadła. Jak dziecko po prostu. Kiedy zobaczył, że się z niego pod nosem śmieję, obraził sie jeszcze bardziej.Kiedy pewnego razu chciałam wyciągnąc sama rękę na zgodę, udał księżniczkę z bożej łaski. Powiedziałam mu, że ja nie będę klęczeć przed jego złotymi kalesonami i błagać o wybaczenie czegoś co nigdy nie miało miejsca. Wytrzeszczył na mnie oczy, a ja odwróciłam się i sobie poszłam. Od tamtego czasu to ja miałam minę obrażonej księzniczki, ale on wcale też nie był gorszy. Wcale mi nie ustępował.Z jednej strony to było męczące. Chciałam się do niego przytulić wieczorem w łózku, pocałować, szepnąc do ucha parę miłych słów. Ale leżał z dupskiem w salonie obrażony śmiertelnie, więc ja uznałam, że nie będę się prosić.A poszło o co? O Willa.Will to ogrodnik, który na samym początku chciał się ze mną umówić, ale wyszło tak, że zaczęłam spotykać się z Michaelem. Więc odpuścił. Nie był jednak jakiś zły, niedobry czy wredny, czasami mnie przyjaźnie zagadywał. Kiedy kogoś szukał pytał czy nie widziałam i tyle. Czasami dla żartu obsypywał mnie zwiędniętymi kwiatami. Aż któregoś razu nie dostał pokrzywą po pysku. Wtedy przestał. Poszedł z grabiami taki poparzony i śmiejący się jak debil. I jeszcze drapiący się. Śmiesznie to wyglądało.Ostatnio jednak Mike uznał, że mu się to nie podoba. A nie spodobała mu się jedna konkretna sytuacja.Było ciepło, nie do przesady ale jednak i wyszłam sobie do ogrodu nad mały stawek, który tam był. Przypałętały się skądś dwie kaczki, obserwowałam je uważnie jak zanurzały łebki w wodzie, wyglądało to dość fajnie, bo dupy im wtedy wystawały pionowo ponad wodę. Podśmiewałam się pod nosem patrząc na to i głaszcząc kota, który skądś przyszedł i zaczął się do mnie łasić. Mike nazywał go sierściuchem, który kłaczy, ale wiedziałam, że kocha zwierzaki wszelkiej maści. Może poza robakami. Potrafił wyjść ze mną na spacer i zaczął je rozdeptywać to spacer trwał trzy godziny. Trzy godziny zdeptywania żuczków. Niektórym nawet poprawiał twierdząc, że jeszcze się wierzgają.Tym razem gdy siedziałam nad tym stawkiem, Will podszedł do mnie z wielkim bukietem przeróżnych kwiatów. Czego on tam nie miał!- Gdzie ty to niesiesz? - zapytałam wstając i oglądając cięte kwiaty. Były tam róże, tulipany i wiele innych.- Do domu. Powstawiać do wazonów, stare już uschły. Chcesz to możesz mi pomóc. - wyszczerzył się.- Mam się babrać w zgniłych kwiatach? - parsknełam śmiechem. Nigdy nie lubiłam babrać się w ziemi.- No wiesz co?! To ja tu specjalnie przyszedłem, żeby dać ci kwiatka a ty co? Nawet mi nie pomożesz! - roześmiałam się.- Masz dla mnie kwiatka? Jakiego?- A możesz sobie wybrać. - podstawił mi cały bukiet pod nos. Zaczęłam w nim grzebać.- A mogę dwa?- Dwa? Hm... - udał, że się zastanawia. - No możesz. - parsknełam śmiechem i wyciągnęlam różę i tulipanka. - Ale nie ma nic za darmo!- Jak to??- No chciałem dać ci jednego kwiatka, a ty wziełaś dwa.- No to co? - popatrzyłam na niego rozbawiona.- A to, że należy się buziak, o! - powiedział i nadstawił policzek. Wybuchnęłam śmiechem.- Ne przesadzaj, nie przesadzaj.- No co, buziaka przyjacielowi nie dasz?- Przyjacielowi? - zaśmiałam się znów. - Mike nie będzie zadowolony, że obdarowuję przyjaciół buziakami.- Nie dowie się. - puścił mi oczko. Znów zaczełam się śmiać patrząc na niego jak na głupka, którego ewidentnie z siebie robił.- Taa?- No pewnie! Zresztą to nic takiego. Tylko buziak. Nie obmacuję cie ani nie zapraszam na randki! - oboje się zaśmialiśmy, ale... ktoś nam przerwał.- Jeszcze tego by brakowało. - usłyszałam z boku. Automatycznie oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Mina zrzedła nam obu. Super. Ciekawe co on sobie teraz ubzdurał w tej główce.- A bo my... - zaczął się jąkać mój PRZYJACIEL.- A bo wy co? - przedrzeźnił go. Widać, że był zły. Westchnełam. - Płacę ci za doglądanie ogrodu. Nie za łaszenie się do MOJEJ dziewczyny.- Ale przecież ja nie... - wytrzeszczył na niego oczy, ale Michael najwidoczniej nie miał zamiaru go słuchać.- Co ty nie? Ślepy nie jestem. Stoję tu od paru minut i widzę jak sobie świergoczecie. - teraz spojrzał na mnie. Otworzyłam szeroko oczy. O czym on mówi? Jakie ŚWIERGOCZECIE?!- Mike, no co ty... - zaczęłam.- Cicho bądź. - przerwał mi. Umilknęłam natychmiast. Nigdy się tak do mnie nie odzywał. Nie no... On naprawdę sobie coś ubzdurał. - A ty spadaj do roboty. Jeśli jeszcze chcesz ją mieć. - Will natychmiast pomknął gdzieś przed siebie.Patrzyłam na Michaela a on na mnie. Po chwili odwrócił się i poszedł w swoją stronę za pewne chcąc wrócić do środka. Pobiegłam za nim.- Mike, no co ty? Chyba nie myślisz, że my...- Że wy co?- No... Że my coś tego! - powiedziałam idąc obok niego starając się za nim nadążyć i wlepiając w niego oczy. Prychnął pod nosem.- Powiedziałem, że nie jestem ślepy.- Dał mi tylko dwa kwiaty. Mike nie bądź śmieszny!- A więc teraz jestem śmieszny. Wspaniale. - warknął. Przechodziliśmy akurat obok jego gabinetów. Otworzył pierwsze lepsze drzwi i wszedł do środka zatrzaskując je za sobą. Stanęłam jak wryta. No co on wyprawia? Przeciaz ja nic nie zrobiłam...Weszłam za nim do tego tego pomieszczenia. Siedział przy biórku i oglądał jakieś papiery.- Mike. - stanęłam przed nim. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.- Jestem zajęty.- Tak nagle jesteś zajęty?- Ty przed chwilą też byłaś. - prychnęłam z niedowierzaniem.- Mike, błagam cię, nie bądź... śmieszny! - powtórzyłam. - Uroiłes sobie coś w tej głowie, co to ja już nie mam prawa z nikim porozmawiać?!- Masz prawo POROZMAWIAĆ. - podkreślił ostatnie słowo.- A co ja twoim zdaniem tam robiłam, co? - zaczynało mnie to wkurzać. Teraz to on prychnął sięgając po coś znowu, ale nic nie powiedział. - Mówię do ciebie!- Słyszę.- No to powiedz mi, co ja tam twoim zdaniem z nim robiłam!- Nic oczywiście. - powiedział kpiąco. Wzięłam głęboki wdech. Jeszcze chwila i mu przyłożę.- Tak! Nic! Dokładnie nic z nim nie robiłam! A ty się zachowujesz tak jakbym nie wiem co...! Jakbyśmy się tam lizali jak dwa dzikie niewyżyte pawiany! - zerknął na mnie, ale zaraz znów spojrzał na to co miał przed nosem.- Gdybym tam postał jeszcze przez chwilę w ciszy, pewnie coś podobnego bym zobaczył.Nastała cisza. Ani ja nic nie mówiłam, ani on. Z tym, że ja patrzyłam na niego wielkimi oczami nie wierząc w to co słysze, a on miał mnie kompletnie w dupie wypisując jakiś papier. Dotknął mnie tym do żywego. Poczułam jak coś zatyka mi gardło, a do oczu napływają niechciane łzy. Skoro tak, to ja mu teraz pokażę!- Tak uważasz? - powiedziałam spokojnym głosem.- Tak, tak uważam. - odpowiedział podobnie.- Och, to świetnie. Widocznie ci się znudziłam, skoro tak zacząłeś mnie postrzegać. - zastygł z długopisem w ręce. - Może nie umiesz mi po prostu powiedzieć 'spadaj, mała' to szukasz jakiegoś wyimaginowanego pretekstu, co? Masz jaja to powiedz mi to wprost! - spojrzał na mnie wielkimi ozami. - Nie rób takich wielki oczu, bo i tak masz je już wielkie jak gały! Wypadną ci zaraz! - byłam tak złośliwa i jadowita jak tylko mogłam. Skoro on mi tak, to ja mu jeszcze gorzej. - Możesz sobie podać ręce z moim byłem. - syknęłam i odwróciłam się napięcie wychodząc z gabinetu trzaskając drzwiami tak, że chyba coś się zbiło. A przynajmniej usłyszałam taki dźwięk jakby coś spadło.Zdążyłam przejść kilka metrów, usłyszałam huk otwieranych drzwi i jego kroki za mną. Złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać.- Zatrzymaj się! - złapał mnie znów, kiedy wyrwałam mu się i ruszyłam dalej.- Spadaj!- Co spadaj?! - zatrzymał mnie znów bezceremonialnie. Byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. - Co to były za bzdury?!- Jakie bzdury?!- To co powiedziałaś! Jak możesz myśleć...!- A jak ty możesz mnie tak traktować! - wydarłam się na co się na chwilę zamknął. - Wskoczyłam mu do łózka?! Przyłapałeś mnie na robieniu mu laski?! Zachowujesz się tak, jakbym obskoczyła już wszystkich twoich pracowników! - wykrzyczałam mu prosto w twarz odpychając z całej siły. Nawet to coś dało.- Tego nie powiedziałem...- NIEEE?! A co powiedziałeś?!- Powiedziałem...- POWIEDZIAŁEŚ, ŻE GDYBYŚ SIĘ NIE ODEZWAŁ, ZOBACZYŁBYŚ JAK ZACZĘLIBYŚMY SIĘ CAŁOWAĆ! - wydarłam się znów. - I co?! To nie jest to o czym mówię?!- Nie, to nie jest to o czym mówisz!- A co to jest?! - warknęłam cicho podchodząc do niego blisko. Znów go popchnęłam, aż zderzył się ze ścianą. - Co innego twoim zdaniem to jest?! - zaczęłam znów krzyczeć. - Masz mnie za dziwkę po prostu! - zapienił się.- Nie... nie waż się... więcej tak mówić...- Bo co?!- Bo ci zamknę buzię!- Gówno mi zrobisz, będę mówić co mi sie podoba!- Tak?! To proszę bardzo, mów sobie dalej co tylko chcesz! Ale to są twoje słowa, nie moje!- Ale twoje zachowanie mi to właśnie mówi!!! Traktujesz mnie jak pierwszą lepszą ulicznicę! Myślisz, że ci wszystko wolno, bo nosisz złote gacie?! Gdyby nie to, że Bóg PRZEZ PRZYPADEK podarował ci jakiś głos, nie miał byś nic, oprócz średniej krajowej co miesiąc, gdybyś jeszcze znalazł jakąkolwiek robotę! Nie jesteś żadnym magnatem, a ja nie jestem głupią gąską, rozumiesz?! I nie będziesz się na mnie wyładowywał, bo twój chory mózg podsunął ci jakąś chora wizję! - wykrzyczałam i odwróciłam się odchodząc. Znowu poleciał za mną.- Od kiedy niby traktuję cię jak ulicznicę, co?! Potraktowałem cię tak kiedyś?! Noszę cię na rękach, daję co tylko chcesz, o co tylko po prosisz, staję na głowie...!- TERAZ MNIE TAK POTRAKTOWAŁEŚ! I TO WYSTARCZY! - nie wytrzymałam już i po prostu się popłakałam. - I gówno mnie obchodzi co robisz... - wystękałam trąc oko i idąc dalej.- Dona... - złapał mnie za rękę i chciał zatrzymać ale wyrwałam mu się.- Spadaj! Znajdź sobie taką, która będzie ci bardziej odpowiadać. - wychlipałam. - Może Madonnę, o! Będzie idealna! - i uciekłam zostawiając go na środku korytarza oniemiałego.Wyleciałam z domu i zaszyłam się gdzieś daleko w ogrodzie, tam gdzie dosć gęsto miał posadzone świerki. Debil. Jedyne co teraz potrafiłam to psioczyć na niego pod nosem. Otarłam oczy z łez i siedziałam tam do samego wieczora, aż nie zrobiło się ciemno i zimno. Wtedy wróciłam do domu.Oczywiście zaraz do mnie dopadł i zaczął warczeć gdzie byłam. Że nie mógł mnie znaleźć, on natychmiast chce wiedzieć gdzie byłam.- W ogrodzie. - warknęłam. - Siedziałam między świerkami. - dodałam nie patrząc nawet na niego.- Ciekawe.- Co, może mi zaraz powiesz, że siedziałam, ale może NA TWOIM OGRODNIKU, CO? - nie wytrzymałam i zaczęłam się znów drzeć.- Kto wie! Do cholery! - złapałam jedną z wielkich poduszek leżących na łózku i z rozpędu wpadłam z nią na niego wypychając go z sypialni.- WYNOCHA SPAĆ DO SALONU! - krzyknęłam a na koniec jeszcze strzeliłam mu liścia i zatrzasnęłam drzwi przed nosem. Od razu zasunęłam łańcuch w drzwiach, bo wiedziałam, że będzie się pchał do środka. Nie myliłam się. Prawie natychmiast chciał je otworzyć i wejść, ale nie mógł.- Dona, otwórz te drzwi. - powiedział z nosem w szparze patrząc na mnie. Ignorowałam go układając sobie pościel na łózku tak jak mi sie podoba. Potem wzięłam świeżą bieliznę i schowałam się w łazience. Postanowiłam, że zrobię mu na złość. Nie wzięłam byle jakiej, ale cienką, koronkową koszulkę i majteczki w czarnym kolorze. Prześwitywało przez to wszystko. Skoro uważa, że... właśnie taka jestem... że wskoczę byle komu do łóżka, pomyślałam ocierając znów łzę z policzka, to będzie mógł sobie tylko na to od dzisiaj popatrzeć.Wzięłam długi prysznic i poczułam się nieco lepiej. Kiedy wyszłam zauważyłam, że drzwi są zamknięte. Poszedł sobie? Może dobrze. Ale za chwilę usłyszałam jak się otwierają. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam jak wlepia we mnie oczy. Prychnęłam i celowo się pochylając z tyłkiem w jego stronę zaczęłam poprawiać pościel na łóżku. Stwierdziłam, że ją zmienię i podeszłam do komody obok drzwi i wyciągnęłam świezą przy okazji pokazując mu co nieco. Patrz, patrz, bo nic innego nie dostaniesz, pomyślałam z satysfakcją, czułam na sobie jego oczy.- Dona. - usłyszałam jego cichy głos spod drzwi. Teraz się będzie chciał podlizać. Nie ma włażenia w dupe. Chciałeś to masz. - Kochanie, przecież wiesz, że ja wiem, że na nikim innym niż ja byś nie usiadła. - prychnęłam pod nosem. Nie stać go nawet na szczere przeprosiny. Ja też potrafię być uparta.Michael
No to się dochrapałem. Nie ma to jak wkurzona kobieta, która pragnie zemsty. A co jest najlepsza zemstą na facecie, nieważne co zrobił? Pokazać mu ciało i dać do zrozumienia, że jedyne co może zrobić to złapać się za dupę. Dona właśnie to zrobiła. Patrzyłem na nią czując jak serce mi wali. Powiedziałem wiele niepotrzebnych i raniących słów... Nie chciałem. Byłem po prostu... zazdrosny.
Kiedy zobaczyłem tego debila z nią jak się do niej wdzięczy, myślałem że się zapalę. Miałem ochotę mu przylać. Dona jest moją kobietą, a ten ją o buziaczki prosił. Ciekawe o co jeszcze by ją prosił później? Nie chciałem by ktoś mi ją odebrał. Od takich pozornie nic nie znaczących rzeczy się zaczyna. A potem to jest już tylko gorzej.
Nie chciałem jej zranić, a wyszło tak, że to ona najwięcej oberwała. Byłem teraz wściekły na siebie. Miałem ją na wyciągnięcie ręki, a tak naprawdę gówno mogłem dostać. Zasuneła łańcuch w drzwiach i za Chiny tam nie wejdę. Jak łatwo można uzmysłowić facetowi, że się zagalopował. Ale ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić... Powiedziałem coś głupiego, byłem zły, mówiłem co mi tylko na myśl przyszło, nie znaczy to, że tak myślę naprawdę. Bo nie myślę. Dona jest najpiękniejszą istotą na tej ziemi, do tego moją, tylko moją, i ja wiedziałem, że nie spojrzała by na nikogo innego nigdy. Szkoda tylko, że obrzuciłem ją błotem...
Gdyby tylko pozwoliła mi wejść i przeprosić... Przytuliłbym ją i pocałował czule. Przecież wie, że kocham ją nad życie. Zawsze robię wszystko tak, żeby jej było najlepiej. Może teraz mi to nie wyszło, ale chciałem ją przeprosić. Tyle, że w ogóle mnie nie słuchała. Chodziła powoli po całej sypialni a to czegoś szukając, a to coś oglądając, tym samym pokazując mi całą siebie i swoje wdzięki. Kiedy poprosiłem by podeszła do drzwi i chciałem ją dotknąć, staneła tak bym nie dał rady jej dosięgnąc. Taak... Zemsta pewnie jest słodka.
- No co? - warknęła patrząc na mnie z rękami założonymi na piersiach... które prześwitywały przez koronkowy materiał. Aż chciałoby się go po prostu zdjąć.
- Wpuść mnie do środka.
- Teraz będziesz skamlał? Bo zobaczyłeś kawałek ciała? Jesteś świnia, Michael!
- Wiem, masz rację. - przymknąłem oczy. - Ale to nie dlatego, że... pokazałaś mi sie w seksownej bieliźnie.
- Nie? A dlaczego?
- Bo chcę cię przeprosić.
- Teraz chcesz mnie przeprosić? Nie chcę twoich przeprosin. A ty - powiedziała podchodząc do drzwi. - od dzisiaj śpisz na kanapie w salonie. Dobranoc. - powiedziała i zatrzasnęła drzwi przekręcając w nich zamek tak że już w ogóle nie mogłem ich otworzyć. Westchnąłem. Baby.
- Nie to nie! - fuknąłem i poszedłem do salonu się położyć.
Skoro tak stawia sprawę... Zobaczymy kto dłużej wytrzyma. Ja chciałem ją przeprosić, ale jak nie to nie. Nie będę jej błagał. Co z tego, że nie pozwoliła mi sie dotknąć. Jakoś ta słodka bielizna mnie nie obleciała.
Spojrzałem na wybrzuszenie w majtkach. I kogo ja chcę oszukać? Prychnąłem i przekręciłem sie na brzuch. Nie będę robił sobie dobrze, na pewno nie dam jej takiej satysfakcji. Pewnie teraz siedzi tam i się zastanawia czy to robię. Uderzyła w mój czuły punkt. Wie doskonale, że mnie szalenie pociąga, że tracę zmysłu gdy tak się ubierze, zamknie drzwi na klucz i maltretuje mnie tak całą noc. Celowo to zrobiła doprowadzając mnie prawie do białej gorączki. Miałem ochotę iśc tam, wywalić te drzwi z zawiasów i po prostu ją wziąć.
Znałem ją dobrze, wrzeszczała by przez chwilę, a potem sama by mnie dosiadła. Westchnąłem. Była po prostu cudowna. Nawet teraz taka wściekła. A najlepsze w tym wszystkim było to, że to najlepszy dowód na to, że prawdziwie mnie kocha. Zraniłem ją, płakała, cierpi, to znaczy, że jej zależy. I mnie też nie jest wcale przyjemnie.
Napięcie w dolnych częściach ciała zmalało, więc się ucieszyłem. Ciężko mi będzie wytrwać, ale nie dam się, byłem pewny, że teraz często będzie tak przede mną paradować. Poczułem się znów jak małe dziecko. Chciałem ją przytulić, ale wiedziałem, że gdybym tam znowu poszedł tylko bym ją rozjuszył. Poza tym postanowiłem, że się nie dam i zobaczymy kto dłużej wytrzyma.
W sumie to nie mam pojęcia kto w końcu pękł. Każdej nocy przez następny tydzień spałem w salonie sam. Widziałem przez ten czas kilka razy Alana operatora kamer. Śmiał się jak koza z daleka gdy mnie widział. Udawałem, że nic nie wiem. Panna wygnała mnie z mojej własnej sypialni, pięknie. Ale jeszcze zobaczymy, pomyślałem. Próbowałem nawet raz się do niej zakraść, kiedy zapomniała zamknąc drzwi na klucz. Wyleciałem stamtąd szybciej niż wszedłem. Co za kobieta...




Mijaliśmy się za dnia na korytarzach bez słowa, obrażeni na siebie śmiertelnie. Z boku musiało to wyglądać śmiesznie bo każdy kto nas widział podśmiewał się pod nosem. Mnie to już zaczynało męczyć. Brakowało mi jej w nocy, leżałem skulony na wielkim narożniku, z poduchą i kocem i to by było na tyle. Ona leżała w sypialni w łóżku. Pewnego razu znów próbowałem się tam wślizgnąć, ale... Wolałem postać jednak pod drzwiami.
Dlaczego? Z prostego powodu. Gdy już miałem po cichu otworzyć drzwi, usłyszałem coś dziwnego. Cichy szelest pościeli tak jakby była w niej z kimś... Ale było to nie możliwe. Słyszałem tylko ją. Zresztą nie było tu nikogo innego. Zresztą, nie podejrzewałem jej o zdradę. To były... westchnięcia. Ciche jęki... Kiedy zdałem sobie sprawę z tego co robi, przez całe moje ciało przebiegł silny dreszcz i skumulował się w kroczu. Boże... A kiedy usłyszałem jak szepcze moje imię... Chryste Panie, spraw, żeby te drzwi się otworzyły, błagam, pomyślałem. Niestety pan Bóg nie był łaskawy.
Chociaż nie do końca. Słuchałem tych dźwięków przez jakiś czas, aż jej spazmatyczny oddech ucichł. Zrozumiałem, że już zasnęła. A więc ona nie miała problemu ze sprawianiem sobie przyjemności samemu, kiedy akurat mnie nie ma. Ale ja chyba zapadłbym się pod ziemię, gdybym miał teraz jechać na ręcznym. Z babami to jest inaczej, one moga, tak sobie to tłumaczyłem, kiedy jak zbity pies szedłem z powrotem do salonu. Ułożyłem się znó zwijając w kulkę i jakimś cudem zasnąłem. Było to siódmej nocy od kłótni. Nie spałem jednak zbyt długo...


Donata
Boże... Może powinnam, ale jakoś nie czuję wstydu z takiego powodu, że mając faceta raczej na stałe sama muszę się zaspokajać. Ale to jego wina! Po co się tak zachowuje? Gdyby to widział... chyba pękłby ze śmiechu. Ale jak mówiłam, to jego wina. Gdyby nie jego urojone wizje, mógł zrobić to własnoręcznie.
Przekręciłam się na lewy bok z zamiarem zaśnięcia w końcu, ale jakoś nie mogłam. Leżałam cicho, ale umysł wciąz był przytomny. Westchnęłam przekręcając się znowu na plecy i patrząc w sufit. Brakowało mi go w tym łózku. Mój wzrok wciąz uciekał w stronę drzwi. Co miałam kurde zrobić, co? Należałoby się zastanowic nad czym czego chcę. Chcę... chcę go tu z powrotem do cholery! Minął tydzień od tej bezsensownej kłótni. To już chyba lekka przesada, żeby tyle czasu się do siebie nie odzywać przez taką głupotę. Poza tym... Nie wiedziałam czemu akurat teraz, ale... Miałam ogromną ochotę się z nim kochać.
Kiedy moje oczy po raz kolejny powędrowały do drzwi z sypialni, fuknęłam pod nosem i wstałam z łózka. Nasunełam na tyłek majtki, któe wcześniej ściągnęłam i wyszłam z pokoju. W szlafroku oczywiscie, pamiętając że wszędzie są kamery. Zobaczyłam go od razu jak tylko weszłam do salonu. Spał, chyba. Bynajmniej nie ruszał się zbytnio i oddychał spokojnie. Podeszłąm do niego bliżej i po chwili poszturchałam mało delikatnie. Ocknał się lekko nieprzytomny.
- Co.. co... Co się dzieje...? - zapytał.
- Wstawaj. - rzuciłam tylko stojąc nad nim i wpatrując się w niego wielkimi oczami. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co?
- Mówię, wstawaj.
- Co się stało?
- WSTAWAJ. - powtórzyłam i pociągnełam go za rękę, żeby się pośpieszył. Podniósł się do siadu przecierając oczy.
- O co ci chodzi, Dona...?
- Bierz tą poduchę i chodź. - powiedziałam podając mu ją. A raczej rzucając nią w niego. Spojrzał na mnie trochę bardziej rozbudzony. Odwróciłam sie i zaczęłam iść w stronę sypialni. Kiedy zerknęłam, zauwazyłam, że idzie za mną. No, grzeczny chłopiec.



Michael

Wpuściła mnie w koncu do łóżka. Każde z nas ułożyło się po jednej ze stron na płasko i wpatrzyło się w sufit ponad nami. Sytuacja była naprawdę śmieszna. Przykryłem się tą kołdrą po sam nos. Po czasie stwierdziłem, że to całkiem dobry patent.
Zerknąłem na nią ukosem i zobaczyłem, że ona też mi się przygląda. Natychmiast odwróciła wzrok, jak tylko spostrzegła mój i udała nie wzruszoną. Uśmiechnąłem się leciutko. Zerkaliśmy tak na siebie myśląc, że ten drugi nie widzi co najmniej jeszcze kilka razy. W końcu pomyślałem, że trzeba to jakoś wykorzystać...
Ona była przykryta tylko do połowy. Przez niezasłonięte okno wpadało światło Księżyca, więc widziałem jej piersi prześwitujące przez tą koronkę. Oblizałem powoli usta. Na wspomnienie tego co do tej pory z nimi robiłem, aż przeszły mnie przyjemne ciarki. Tydzień postu może zdziałac cuda. Czułem w sobie takie pokłady erotycznej energii domagające się spożytkowania, że to był normalnie jakiś kosmos. Zastanawiałem się, czy ona czuje to samo. W końcu... ulżyła sobie nie dawno. Może jej mało? Albo uznała, że ze mną jednak lepiej? Zagryzłem lekko wargę...
Zacząłem powoli przesuwać dłoń w jej stronę. Bardzo powoli, aż w pewnym momencie natrafiłem na jej delikatną skórę na udzie. Zacząłem ją smyrać delikatnie palcem badając jej reakcję. Nie było żadnej. Udawała, że nic nie czuje, że nic się nie dzieje. A ja po prostu szalałem. Płonąłem cały w środku.
Dała mi szkołę jakich mało. Przez tydzień nie miałem nawet jak się do niej zbliżyć. Nie mogłem jej nawet dotknąc palcem. Straszne. Ale czułem, że oboje sobie to teraz odbijemy... W końcu po co innego by mnie tu zaciągnęła? Na pewno za mną tęskniła. I to nie tylko jeśli chodzi o seks. Po prostu, za moją obecnosćią. I ja równiez za nią tęskniłem.
Przeszedłem dalej i położyłem całą otwartą dłoń na jej udzie. Teraz zareagowała. Odwróciła się do mnie tyłkiem. No cóż. Pewnie chciała pokazać, że mam ją pocałować w... Nie omieszkam... Odwróciłem się przodem do niej na boku i zacząłem lekko ugniatać jej pośladek. Wzdrygnęła się i próbowała mi uciec, ale jej nie pozwoliłem. Odwróciłem ją na plecy, samemu zawisnąwszy nas nią, ulokowałem się pomiędzy jej nogami i spojrzałem w jej oczy. Oddychała nie równo patrząc na mnie wyzywająco. Nie myśląc wiele, pochyliłem się i wpiłem się w jej słodkie usta...
Tak jak myślałem wcześniej, zaczęła się szarpać i wiercić, machać nóżkami. Ale nie było w tym jakoś specjalnie dużo samozaparcia, bardzo szybko jej reakcje obronne osłabły i zaczęła całować mnie namiętnie wplatając palce we włosy a nogami obejmując moje biodra. Zaczęło się...
Jej skóra była gorąca, parzyła mnie. Język spragniony penetrował moje usta jakbyśmy zaraz mieli umrzeć. Sam chwytałem sie jej pożądliwie, miałem ochotę rozerwać tą koronkę... Zaczęła mruczeć mi wprost do ust. Miałem na sobie tylko bokserki, po chwili poczułem jej dłonie na swoim gołym tyłku. Nawet nie zauważyłem, kiedy zsunęła ze mnie bieliznę.
Nie było czasu na zabawę w kotka i myszkę. Pragnąłem jej, pragnąłem zagłębić się w niej i kochać do samego rana. Tak by długo tego nie zapomniała. Ona chyba miała podobne odczucia, bo jednym ruchem ściągnęła z siebie ta bluzeczkę przez co moim oczom ukazały się jej pięne piersi. Jęknąłem aż kiedy dotknąłem jednej z nich.
- Widzisz co dobrego możesz stracić? - szepnęła mi na ucho na co schowałem twarz w jej szyję. - Cuda co nie? I jak było kiedy tyle czasu nie mogłeś tego nawet dobrze sobie obejrzeć? A chcę nadmienic, że to wszysko należy wyłącznie do ciebie... Jak to jest nie móc dosięgnąc TYLKO SWOJEJ rzeczy? - szeptała dalej a ja myślałem, że oszaleję.
- Przepraszam... - wystękałem prawię wyjęczałem. Mój członek czekał w pełnej gotowości... Marzyłem tylko o jednym...
- Zrób to... kochaj się ze mną, Mike... - na te słowa puściły już wszystkie hamulce.
Wszedłem w nią ostrym pojedynczym ruchem, na co zostałem nagrodzony najpiękniejszym dźwiękiem. Jej słodkim jękiem. Objęła mnie i zaczęła szeptać...
- Nareszcie... nareszcie... mój... zrób to... weź mnie... - przełknąłem ślinę jęczac niemal w głos.
Zacząłem poruszać się w niej... Była tak cudownie rozgrzana, morka... Wchodziłem w nią z dziecinną łatwością, to było niesamowite uczucie, to była ona... W końcu ją miałem, blisko przy sobie, mogłem ją poczuć, dotknac, wycałować, pieścić, słuchać jej westchnien. Mogłem czuć jej zapach, słuchać ją, widzieć jak sie wije, jak pręzy ciało, jak oplata mnie spragniona. Wiedziałem, że nie skończę tego dopóki nie padnie wyczerpana.
I dotrzymałem słowa. Przyszła do mnie o godzinie pierwszej w nocy. Kiedy skończyliśmy była ósma rano. Czułem się wykończony, ale w pozytywnym sensie. Całe moje ciało było cudownie odprężone, kiedy tak leżałem obok niej, a ona w moich ramionach słodko sobie drzemała. Gładziłem ją delikatnie po włosach, ramieniu...
W pewnym momencie spojrzała na mnie jednym okiem. I niech mi teraz kto powie, że seks nie może posłużyć jako metoda na zgodę.
- Dzien dobry, myszko. - powiedziałem ostrożnie spoglądając na nią. Zamknęła oko.
- Tylko sobie nie wyobrażaj, że nie jestem już zła. Dzisiaj dostałeś, bo ja miałam wielką potrzebę. - wytrzeszczyłem na nią oczy, ale po chwili i tak się uśmiechnąłem.
- Słyszałem.
- Ta... - mruknęła.
- Akurat przechodziłem wtedy obok drzwi. - stwierdziłem jakby nigdy nic. Znieruchomiała. - Cudownie wzdychałaś... Tak słodko.
- Podsłuchiwałeś?! - podniosła się na łokciu i popatrzyła na mnie z oburzeniem. Uśmiechałem się triumfalnie. - Zbok! Wynocha na kanapę do salonu! - zaśmiałem się wesoło i pogładziłem ją po policzku.
- Nigdzie się nie wybieram, kotku. No chyba, że ty ze mną pójdziesz to... możemy wypróbować ten wielki narożnik...
- Jesteś po prostu...
- Kochasz mnie i tak, jaki bym nie był. - powiedziałem siadając za nią gdy się pod niosła. Objąłem ją ramionami. Westchnęla. - Przepraszam za te wszystkie słowa. - szepnąłem całując jej odsłonięte ramię. - Byłem... cholernie zazdrosny...
- Nie ufasz mi. - powiedziała.
- Ufam ci. To nie bierze się z braku zaufania... Po prostu... jesteś moim aniołem. Moim największym i tak naprawdę jedynym skarbem. Tylko ty sprawiasz, że chce mi się zyć, oddychać, chcę się uśmiechać. Wszystko znów sprawia mi radośc tak jak kiedyś, a to wszystko dzięki tobie. Ty jesteś tym powodem, dla którego chcę żyć i sie uśmiechać. Jesteś moją siłą. Gdyby nie ty na pewno bym sobie nie dał rady z tym gównem, które mi tu jawnie podrzucili. Jesteś takim moim światełkiem. - mówiłem, a ona uważnie słuchała. - Kocham cię. Nie chciałem cię zranić, nie chciałem cię skrzwydzić, przysięgam. Wiem, że przegiołem i to bardzo. Miałaś prawo wywalić mnie z łózka, wygnać z pokoju i nie pozwalac mi się do ciebie zbliżać. Ale ja już nie moge tak... Pragnę cię, pragnę twojej bliskości, ale nie tylko samego ciała, pragnę byś mnie znów przytuliła, tęksnię za toba, kocham cię i prosze byś mi wybaczyła. - powiedziałem spoglądając jej w oczy. Przez kilka chwil nic sie nie działo. Nic nie zrobiła. Ale potem..
- Och ty mój wariacie... - powiedziała uśmiechając sie lekko i przytuliła mnie mocno odwracając się do mnie. Poczułem jak całują skóre na mojej szyi i wplata palce we włosy. Westchnąłem z ulgą.
- Przepraszam.
- Cii. - szepnęła tuląc mnie dalej. - Ja też cię kocham. Bardzo.
- Jak bardzo? - zapytałem spoglądając znów na nią.
- Bardzo bardzo. - oboje się uśmiechnęliśmy.
- Ja ciebie bardziej. - szepnąłem muskając jej usta swoimi. Uśmiechnęła się i wtuliła we mnie jak w pluszowego misia.
Westchnąłem zadowolony. Wreszcie wszystko wróciło do normy. O wiele lżej robi się na sercu gdy ukochana ci przebacza i pozwala ci do siebie wrócić. Tak strasznie za nią tęskniłem. Przez taką głupotę... Obiecałem sobie i jej, że coś takiego już nigdy więcej się z mojej strony nie powtórzy. I miałem zamiar tego słowa dotrzymać. Była moim szczęściem. Nawet gdy nie pozwalała mi sie do siebie zbliżać... była tu. I to wystarczyło do tego, bym czuł, że i tak mimo wszystko nie jestem sam.


Continue Reading

You'll Also Like

226K 5.5K 33
"That better not be a sticky fingers poster." "And if it is ." "I think I'm the luckiest bloke at Hartley." Heartbreak High season 1-2 Spider x oc
190M 4.5M 100
[COMPLETE][EDITING] Ace Hernandez, the Mafia King, known as the Devil. Sofia Diaz, known as an angel. The two are arranged to be married, forced by...
775K 30.5K 42
Being a single dad is difficult. Being a Formula 1 driver is also tricky. Charles Leclerc is living both situations and it's hard, especially since h...