Closer - Draco Malfoy

By DEVILOKI

1M 38.8K 41.5K

*Fragment opowiadania* -I co? Co teraz zrobisz? - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz. Próbow... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
1 TYSIĄC
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Drobna informacja
Fakty
Rozdział 17
Uwaga nowość
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
TO NIE ROZDZIAŁ + 3k
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Nominacja 2 i 3 + krótka notka
London
London 2
London 3
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
10k!
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Epilog
Warner Bros #1
Warner Bros #2

Rozdział 28

15.2K 730 547
By DEVILOKI

-Lily - szepnął - Potrzebuję tego. - i podszedł do mnie szybkim krokiem, łącząc nasze usta w pocałunku, który już nigdy nie miał się wydarzyć.

Byłam zbyt zszokowana, aby jakoś zareagować, ale...

Po chwili oddałam pocałunek. Kiedy jego usta dotknęły moich, zdałam sobie sprawę, jak bardzo tego chciałam. Już od dawna. Moje nogi ugięły się, ponieważ czułam jakby były zrobione z waty, ale Draco podtrzymał mnie w pasie, obejmując w żelaznym uścisku. Ręce, które dotąd spoczywały bo obu stronach ciała, zaczęły wędrować, aż doszły do włosów chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej.

-Taka słodka - wymruczał, a mnie przeszła nowa fala dreszczu.

Byłam głupia, wiem to. Po tym, co mi zrobił, jeszcze dawać mu się całować, bo on tego potrzebuje?!

Ale widocznie ja też. I miałam gdzieś, co zdarzy się później, bo liczyło się to, co jest teraz.

Jednak Draco nagle przerwał pocałunek i odsunął się ode mnie, dysząc ciężko i nie dowierzając co się właśnie stało. Ja zapewne wyglądałam podobnie.

-Ja.. przepraszam... - wydyszał i jakby nigdy nic po prostu sobie stamtąd wyszedł.

Wyszedł!

Dobra, koniec tego. Koniec kruchej Lily, która nie potrafi zabrać sprawy w swoje ręce. Która płacze w poduszkę, za uczuciem, którego nigdy nie było. Która nie umie się pozbierać po tym co się stało. Mam tego dosyć.

Walnęłam z impetem w drzwi łazienki i wyszłam na korytarz.

-Ej! - krzyknęłam i podążyłam za nim. Chciałam tą sprawę wyjaśnić do końca.

Jednak Draco mnie nie słyszał, albo udawał, bo tylko przyśpieszył kroku, schodząc w dół.

Szedł do swojego dormitorium.

Przeklinałam siebie w duchu, że znów dałam się nabrać na jego grę. Blondyn właśnie wchodził do pokoju i ogromne brązowe drzwi zaczęły się zamykać, ale powstrzymałam je nogą, wchodząc do środka.

I znów doznałam szoku.

Na podłodze walały się puste butelki po Ognistej, część z nich była nawet porozbijana. Zasłony w oknach powyrywane z karniszy, popiół z kominka wisiał w powietrzu, pościel zmięta. Wszystkie zdjęcia jego rodziny wyrzucone do śmietnika, lustro pęknięte.

I on. Obok okna stał Draco, opierając się o szafkę, na której walały się odłamki szkła. Ale ten jakby tego nie zauważał, mocniej zaciskał dłoń na krawędzi mebla, w taki sposób, że zrobił sobie krzywdę. Odłamki spowodowały przecięcia, z których właśnie w tym momencie zaczęła lecieć krew, kapiąc w dół i sprawiając, że na ciemnozielonym dywanie powstały szkarłatne plamy.

Zakryłam sobie usta dłonią, bo to co się z nim działo było okropne. To... go zabijało. I pomyśleć, że teraz na to wszystko wpadłam. Fakty uderzyły we mnie jak piorun, przytłaczając wspomnienia. Dopiero teraz zauważyłam coś, czego nie dostrzegałam, albo przez nienawiść nie chciałam dostrzec. Od stycznia już zaczęły się z nim dziać dziwne rzeczy. Małe, ale to już wtedy było to. Lekko zmęczone oczy, nieaktywność na lekcji, później doszło do tego zmęczenie i niechęć do praktycznie wszystkiego. Ale on oczywiście ukrywał to genialnie. Nadal miał te swoje odzywki i nadal był magnesem na dziewczyny, co wykorzystywał.

I mundurek.

Przez cały czas ten sam zimowy zestaw z długą i grubą śnieżnobiałą koszulą.

Podeszłam do niego powoli i wyciągnęłam rękę.

-Draco.. Proszę, przestań, robisz sobie krzywdę.

-I co z tego. - powiedział po chwili milczenia, beznamiętnym głosem. - To nie żadna śmiertelna choroba, tylko przecięcia na ręce. - popatrzył na swoją dłoń i pozwolił, aby krew nadal kapała na dywan.

-Co z tobą? - głos mi się łamał, bo nie wiedziałam już jak do niego dotrzeć. - Jesteś zupełnie innym człowiekiem. Nie tym samym, co na początku ro...

-A co ty możesz wiedzieć, jakim jestem człowiekiem, co? - przerwał mi gwałtownie. - Nie znasz mnie. Nigdy nie znałaś.

Nie powiem, trafiło to do mnie, ale z drugiej strony Draco miał rację. Co ja o nim wiedziałam? Przez cały czas tylko mnie okłamywał, więc miałam pojęcia, co, z tego co się dowiedziałam było o nim prawdą, a co nie.

-Trafiłeś w punkt. Nie znam cię, nie wiem jaki naprawdę jesteś, ale zrozum, że się o ciebie martwię - w tym momencie Draco spojrzał na mnie, jakby nie dosłyszał co powiedziałam. - Tak, dobrze słyszałeś, Malfoy, martwię się o ciebie - powiedziałam do niego to samo, co on do mnie, kilkanaście miesięcy temu. Na to wspomnienie nieznacznie się uśmiechnęłam. - Posłuchaj - zaczęłam, wierząc, że przynajmniej teraz przeprowadzimy normalną rozmowę. - Przyznam ci się, że po tym co mi zrobiłeś było mi niewyobrażalnie przykro i przemawiała przeze mnie nienawiść, ale... chyba mi to minęło - zawiesiłam ramiona - przestałam czuć do twojej osoby nienawiści, smutku, czy żalu. I widzę, że masz jakiś problem, z którym nie umiesz sobie poradzić i chyba... chyba nie umiem zostawić kogoś takiego samemu sobie.

W oczach blondyna przez chwilę było widać cień, swojego rodzaju podziwu?, ale szybko wrócił do normalnego spojrzenia.

-Nie mówię, żebyśmy się zaprzyjaźnili, bo chyba nam nie po drodze - zaśmiałam się lekko - ale utrzymywanie w miarę normalnych stosunków dobrze nam zrobi. - zamilkłam na chwilę i podeszłam do niego, chwytając za skaleczoną prawą dłoń. - Boże, Malfoy, to nie wygląda dobrze, musiałeś to robić? - moje pytanie spotkało się ze śmiechem blondyna, więc tylko przewróciłam oczami. - Usiądź, zaraz coś z tym zrobię.

-Wiesz, Grey, że sam umiem zająć się swoimi ranami? - zapytał retorycznie.

-Skoro się kaleczysz, to najwidoczniej nie. - wyszłam z łazienki, trzymając w jednej ręce miskę z wodą, a w drugiej gazę. Wskazałam gestem, aby podał mi skaleczoną dłoń. Chłopak wykonał moje polecenie, kładąc zranioną część ciała na moje kolana.

Zaczęłam delikatnie przemywać rany wodą, aby skóra była oczyszczona. Milczeliśmy. Co chwila zanurzałam kawałek materiału w cieczy, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej czerwona od krwi chłopaka.

-Dlaczego odsunąłeś się od ludzi? - spytałam nagle, czując, że Draco przypatruje się moim poczynaniom. Głośno westchnął i już myślałam, że nic mi nie odpowie, ale odezwał się po chwili.

-Od nikogo się nie odsunąłem. Chyba potrzebuję trochę przerwy... od wszystkich.

-Ale takie przerwy nie przychodzą znienacka. - wypaliłam - Coś musiało się stać, że tak się zachowujesz. Proszę, zaufaj mi...

-Lily - sapnął - To nie jest kwestią zaufania. Nie chodzi o to, czy ci ufam, czy nie. To... bardzo personalne i błagam nie pytaj o to więcej, bo i tak nie uzyskasz satysfakcjonującej odpowiedzi.

Ten Draco był inny. Bardziej... prawdziwy. Nie rzucał żadnych tekstów, nie próbował wyglądać idealnie. Sprawiał wrażenie tak zmęczonego tym, co się z nim dzieje, że odpuścił sobie wszystkie maski i gry aktorskie.

-W porządku. - poddałam się. - Nie będę pytać o TO - mocno zaakcentowałam ostatnie słowo. - Ale... - lecz w tym momencie przerwałam, ponieważ zauważyłam, że spod brzegu rękawa koszuli wystaje mała, biała kreska. Coś jakby... blizna?

Rzuciłam Ślizgonowi krótkie spojrzenie i odpięłam rękaw, podciągając go do góry. Moim oczom ukazały się bardzo malutkie blizny, które były już zagojone, ale wciąż tam widniały, jakby czekając, aż ktoś znów je otworzy.

-Dlaczego.. - szepnęłam i oparłam głowę o ramię Draco, z totalnej bezsilności - dlaczego to sobie robisz?

-Tylko nie mów, że czujesz do mnie żal, błagam - powiedział łagodnie, a ja uniosłam głowę.

-Nie czuć do ciebie żalu?! - powiedziałam z niedowierzaniem. - Robisz sobie krzywdę!

-Gdybyś tylko wiedziała, życzyłabyś mi takiej krzywdy - stwierdził szeptem, zbierając z łóżka zakrwawione gazy.

Stałam tam i nie potrafiłam zinterpretować jego słów, a wiedziałam, że i tak by nie odpowiedział mi, co to wszystko znaczy.

-Kiedyś - zaczęłam - Pamiętasz jak jednego dnia, powiedziałeś mi, że byłbyś w stanie zrobić jedną rzecz, o jaką się poproszę? Że spełnisz moją wolę?

Draco wyłonił się z łazienki, przyglądając mi się z zaciekawieniem.

-Pamiętam. - stwierdził.

-Czy to też było kłamstwo? - zapytałam, chociaż miałam nadzieję, że odpowiedź będzie negatywna.

-Nie. - powiedział stanowczo.

-W takim razie - odwróciłam się do drzwi. - Chcę czegoś od ciebie. - ciągnęłam. - Chcę, żebyś przestał to sobie robić. - zakończyłam i wyszłam z jego dormitorium, kierując się... w zasadzie nie wiedziałam, gdzie się kierowałam. Szłam po prostu przed siebie, aż natrafiłam na ławkę, znajdującą się na dziedzińcu. Usiadłam, analizując zaistniałą sytuację.

I.. po raz pierwszy nie wiedziałam, co robić.

***

Leżałam na łóżku i chociaż byłam zmęczona, nie mogłam zasnąć. Od mojej rozmowy z Draco, w jego dormitorium minął tydzień, a ja wciąż nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Wiedziałam, że mi nie powie; jasno dał mi to do zrozumienia, ale... Miałam nadzieję, że chociaż coś się wyjaśni.

Dziewczyny już dawno spały, mogłam poznać po unormowanym oddechu. Też miały ostatnio cięższe dni, ponieważ Ginny wciąż biła się z myślami co czuje do Blaise'a (tak, w końcu się przekonała, że być może coś między nimi jest), Lavender zachorowała babcia, z którą żyła od piątego roku życia, bo jej rodzice postanowili w pełni oddać się karierze aurorskiej i podróżowaniu po świecie, a Parvati nie dogadywała się najlepiej z siostrą.

Wszyscy już chodzili po korytarzach jak jacyś śnięci i nawet majowa pogoda nie potrafiła ich rozweselić. Rzadko kto i rzadko kiedy wychodził na zewnątrz, aby się poopalać, wycieczki do Hogsmade zostały odwołane, a nauczyciele bardziej zaostrzyli poziom nauczania.

Nagle usłyszałam jakieś stłumione hałasy dobiegające z Pokoju Wspólnego. Spojrzałam na zegarek, znajdujący się na szafce nocnej; wskazywał 3:12.

Kto do cholery wychodzi o tej godzinie?

Coś mnie tchnęło, żeby wstać i iść. Na całe szczęście jeszcze nie przebierałam się w piżamę, więc tylko nałożyłam buty, nawet ich nie sznurując, wzięłam różdżkę i cichutko otworzyłam drzwi. Wychyliłam lekko głowę i kogo ujrzałam?

Harry'ego.

No tak, mogłam się tego spodziewać.

Już chciałam do niego krzyknąć, ale się rozmyśliłam. Na pewno powiedziałby mi 'Lily, wracaj do dormitorium'. A mnie ani się śniło tam wracać, więc postanowiłam zobaczyć co robi, bo szczerze powiedziawszy, nie podobało mi się to.

Przeszłam przez dziurę w portrecie i w odpowiedniej odległości, szłam za przyjacielem. Dzisiejsza noc była bardzo pochmurna i zimna, jak na tę porę roku. Co chwila było słychać grzmoty, chociaż nie padało.

Harry skręcił w prawą stronę i wszedł po krętych schodach na górę. Schodach, które ciągnęły się niemiłosiernie daleko.

Wieża Astronomiczna.

Tylko po co on tam szedł? I to jeszcze z różdżką w zaciśniętej dłoni?

Moje serce zaczęło bić szybciej, bo nie miałam co do tego najlepszych przeczuć. Również i ja zaczęłam wspinać się po schodach, które z każdą chwilą stawały się krótsze i krótsze, aż w końcu, gdy byłam prawie na samej górze, lekko przykucnęłam, aby widzieć co się dzieje na placu widokowym.

Harry z kolei wszedł trochę wyżej niż ja i schował się za ogromnym, złotym globusem.

-Co cię sprowadza w tą burzliwą noc, Draco? - usłyszałam nagle i moje serce zamarło w piersi.

Na placyku stał Dumbledore, który miał tak spokojną minę, jakby nie wzbudzało to w nim żadnych podejrzeń. Uśmiechał się promiennie, z rękoma założonymi do tyłu.

-Wiesz po co tu jestem, prawda? - odezwał się teraz blondyn, który stał dokładnie na przeciwko dyrektora, z przerażoną miną.

Co się tu dzieje?

-W rzeczy samej, chłopcze, w rzeczy samej. - teraz jego mina odrobinkę posmutniała. - Ale pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie musisz tego robić? Moglibyśmy...

-Expelliarmus! - wykrzyknął Draco i z ręki Dumbledora wytrąciła się różdżka, która poturlała się po brudnej ziemi.

-Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - wtrącił starszy mężczyzna - Nie spodziewałem się, że przyjdziesz akurat dzisiaj. Ale powtarzam, nie musisz...

-Muszę! - wrzasnął gardłowo, tak, że się przeraziłam. - Nie rozumiesz?! ON wybrał mnie! ON wybrał właśnie mnie! - powiedział desperacko i odkrył rękaw lewej koszuli. Na przedramieniu widniał... Mroczny Znak. Znak Voldemorta.

W tej chwili zrobiło mi się słabo i podtrzymałam się filara. Jak... przez tyle czasu analizowałam wszystko i nie mogłam nic wymyślić. NIC! A on przez ten cały czas był na jego usługach! On został pieprzonym śmierciożercą! I chodził jakby nigdy nic po korytarzach Hogwartu, udając, że jest jednym z nas! A tak naprawdę miał wykonać jedno zadanie.

Zabić Dumbledora.

Po to tutaj jest.

Chwyciłam się z głowę. Musiałam to jakoś powstrzymać. Spojrzałam w stronę złotego globusa i spostrzegłam, że Harry ma identyczną minę. Przerażenie, wymieszane z zakłopotaniem. Spojrzał w moją stronę i przeraził się jeszcze bardziej.

-Biedny Draco... Niczym sobie na to nie zasłużyłeś. Niczym. Może... - ale w tym momencie przerwał bo po schodach rozniosły się głuche stukoty. - Widzę, że nie jesteś sam. - zaczął ponownie. - Tylko powiedz mi, jakim cudem...

-Szafka znikania. - wtrącił blondyn, celując w niego różdżką.

-Nadzwyczaj pomysłowe. - powiedział Dumbledore, jakby nie wiedział, co go czeka. Człowieku, broń się!

-Draco... jestem z ciebie taka dumna - wysyczał głos pewnej kobiety o czarnych, poskręcanych włosach.

-Witaj Bellatriks, jak się dzisiaj miewasz? - zagadnął dyrektor.

Na placyk weszło 6 zakapturzonych postaci. Otoczyło Draco z każdej strony, wywierając na nim jeszcze większą presję.

-Wybacz, Dumbledore, ale nie mam czasu na pogaduszki - powiedziała znudzonym głosem Bellatriks. - Dalej Draco, zrób to! Wykończ go! - dodała z podnieceniem.

Już chciałam coś zrobić, wyrwać się do przodu, krzyczeć, ale właśnie w tej chwili poczułam czyiś oddech na karku. Cała pobladłam i powoli się odwróciłam. Przede mną stał mężczyzna, wysoki na dwa metry, z czarnymi oczami i owłosieniem na całym ciele.

Wilkołak. Fenir Greyback.

Nie zdążyłam nawet wydać jednego oddechu, jak złapał mnie w pasie i zakrył mi usta ręką. Zaczęłam się szarpać, ale moja różdżka wyślizgnęła się z ręki. Nie miałam się jak bronić.

Wszyscy jak jednej mąż odwrócili się w naszą stronę. Greyback prowadził mnie na placyk. Stanął tuż obok Bellatriks, trzymając mnie kurczowo.

Udało mi się jeszcze zobaczyć reakcję Draco, na którego twarzy malował się istny strach.

-Lily - szepnął.

-Kogo my tutaj mamy? - zapiszczała kobieta. - Mało ci było po ostatnim razie? Chciałabyś więcej, tak?

Draco zmrużył oczy i opuścił różdżkę.

-O czym ty mówisz? - zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć nutę ostrzeżenia.

-Oh, dawne dzieje. - machnęła ręką śmierciożerczyni. - Potraktowaliśmy ją zaklęciem Cruciatus, jak była z bandą znajomych na jednej z tych swoich żałosnych misji. Uwierz mi, sprawiało mi to niesamowitą przyjemność, jak patrzyłam, jak się wije na tej podłodze, brudna szmata.

Blondyn gwałtownie wciągnął powietrze i spojrzał na nią z wściekłością. Jego dłonie drżały, a szczękę miał zaciśniętą, co nie uszło uwadze Bellatriks, która uśmiechnęła się złośliwie.

-Widzę, że ta mała osóbka nie jest ci obojętna - zaczęła - Ale to niedobrze. To cię osłabia - wyszeptała - Zróbmy tak, bo widzę, że straciłeś wolę. - uniosła ręce do góry. - Jedna z tych osób dzisiaj przeżyje. - mówiła, jakby wypowiadała się o jakiejś grze planszowej, tłumacząc jej zasady. A ja robiłam się coraz bardziej przerażona. - Twój wybór. Albo będzie to ona - wskazała ręką na mnie - albo ten stary dziad. Wybieraj.

Poczułam, jak na moim gardle zaciskają się pazury wilkołaka. Oddychałam z trudem.

Draco był teraz naprawdę przerażony. Biegał wzorkiem po placyku, zastanawiając się co robić, lecz w tej chwili na podest wszedł Severus Snape.

Nareszcie. W moim żołądku rozeszło się ciepło, które zwiastowało ulgę.

Myślałam, że rzuci na nich jakieś zaklęcie, cokolwiek. Jednak ten przesunął Draco i sam stanął na jego miejscu. Wyjął różdżkę zza pazuchy, a mnie właśnie puściły nerwy i zaczęłam niekontrolowanie łkać.

-Severusie - zaczął Dumbledore, ale minę miał, jakby znudzoną. Grał. - Proszę...

-Avada Kedavra - powiedział Snape i zielone światło pomknęło w stronę Dumbledora, ugadzając go w pierś.

Zaczęłam kopać, bić, krzyczeć. Robiłam wszystko, aby wyrwać się z uścisku wilkołaka, żeby ich wszystkich pozabijać. Ogarnęła mnie złość, jakiej nigdy dotąd nie czułam.

Dyrektor zachwiał się i spadł za barierkę, lecąc w dół, aż dało się usłyszeć głuchy trzask.

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Wszyscy śmierciożercy, łącznie ze mną zaczęli schodzić z wieży.

-Bellatriks - powiedział Draco, ale kobieta go zignorowała, podskakując i śmiejąc się - Bellatriks! - wrzasnął.

Znajdowaliśmy się w Wielkiej Sali.

-Obiecałaś coś - napomknął i przybliżył się do niej, niebezpiecznie łypiąc na nią wzrokiem.

-Oh daj spokój, nie mów, że ci zależy.

Draco nie odpowiedział, co spotkało się ze śmiechem kobiety.

-Nasz mały Malfoy widocznie nie jest taki pozbawiony uczuć, jak myślałam. - pisnęła.

-Puść ją, Bella. - zażądał Snape, jakby dopiero teraz zainteresował się tym, co się dzieje. - Nie chcemy mieć zakładników.

Śmierciożerczyni prychnęła i machnęła ręką na Fenira, aby mnie puścił. Mężczyzna wykonał polecenie i upadłam na zimną posadzkę, łapczywie biorąc oddech.

-Ty - wychrypiałam. - On ci ufał. On wam ufał, a wy go po prostu zabiliście! Bez mrugnięcia...

Nie dokończyłam, bo poczułam ogromny ból w żebrach i zgięłam się w pół. Greyback mnie kopnął, sprawiając, że leżałam na ziemi, wypluwając sobie płuca.

-Ej! - wrzasnął Draco, który mierzył różdżką w wilkołaka, jednocześnie do mnie podchodząc.

-Nie. - powiedział Snape.

-Mam gdzieś twoje rozkazy! - warknął chłopak.

-Nie będziesz już taki mądry, jak będziesz stał przez Czarnym Panem i się spowiadał. - powiedział były nauczyciel. - I proponuję, żebyśmy się wszyscy uspokoili.

Wziął Draco za marynarkę i siłą odciągnął, pomimo, że ten przez jakiś czas walczył.

Zostałam sama na brudnej ziemi w Wielkiej Sali, pozbawiona nadziei, że kiedykolwiek będzie lepiej. Zabito największego czarodzieja, jaki chodził po tej ziemi.

Już nie ma dla nas ratunku.

Zaczęła się wojna. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest to rozdział, który jest dla mnie jednym z ważniejszych.

Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Enjoy xx


Continue Reading

You'll Also Like

22.9K 1.2K 57
James Potter już od trzeciego roku kocha się w Lily Evans. Lily niestety nie odwzajemnia jego uczuć. Jamesa bardzo boli fakt odrzucenia przez Lily, a...
7.1K 426 29
„𝒴𝑜𝓊 𝓈𝓉𝒾𝓁𝓁 𝒹𝑜𝓃'𝓉 𝓀𝓃𝑜𝓌 𝓂𝓎 𝓃𝒶𝓂𝑒 𝒜𝓃𝒹 𝐼 𝓌𝑜𝓊𝓁𝒹 𝒹𝒾𝑒 𝓎𝑜𝓊𝓇 𝓈𝓁𝒶𝓋𝑒 " historia, w której chłopiec i dziewczyna muszą...
7.7K 532 5
[𝐧𝐚 𝐩𝐨𝐝𝐬𝐭𝐚𝐰𝐢𝐞 𝐠𝐫𝐲 𝐨𝐝 𝐞𝐯𝐞𝐫𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐭𝐮𝐝𝐢𝐨 - 𝐝𝐮𝐬𝐤𝐰𝐨𝐨𝐝] Trzy tygodnie po odnalezieniu Hannah wszystko wraca do normy...
147K 6.4K 30
@paynexx zaczął Cie obserwować @paynexx dodał twój tweet do ulubionych @paynexx: haha jesteś zabawna, jak masz na imię? ---- To opowiadanie nie...