Rozdział 5

28.6K 1K 1.5K
                                    

-Lily wstawaj! No dalej wstawaj! - usłyszałam podekscytowany głos Ginny, która stała nad moim łóżkiem, wymachując mi czymś przed twarzą.

-C-co? Coś się stało? - podniosłam się leniwie, ziewając. Moje plany dotyczące półgodzinnej drzemki, oczywiście (jak zwykle) się nie sprawdziły i przespałam parę dobrych godzin jak jakiś niedźwiedź.

-Jak to co się stało? Impreza się stała. - powiedziała, ciągnąc mnie za rękę, abym w końcu podniosła się do pozycji siedzącej. Nie cierpiałam jak ktoś mnie budził, bo to musiało wiązać się z robieniem czegokolwiek, a ja tak bardzo chciałam zostać w łóżku.

-Jaka impreza?... - pomyślałam chwilę, bo najwidoczniej mój mózg nadal był ospały i nie mógł tak szybko przetrawić informacji, które do mnie trafiały. - Aa ta impreza.

-No właśnie. TA. Ogólnie, ze Ślizgonami nie mamy najlepszych kontaktów... - zawahała się - cóż, tak naprawdę w ogóle nie mamy żadnych kontaktów, ale bawić się z nimi to sama przyjemność, uwierz.

-Dobrze widzieć. - ziewnęłam. - Wiecie co, zostanę. - zdecydowałam - Nie mam ochoty iść.

I naprawdę nie miałam ochoty. Czasami tak jest, że po prostu nic się nie chce, albo zwyczajnie ma się ochotę spać, spać i jeszcze raz spać.

-Daj spokój! - powiedziała Lavender. - Rozerwij się trochę, bo czeka cię rok nauki, pisania sprawdzianów i ciężkiej harówki.

-Nikogo tam nie znam. - powiedziałam półszeptem. - Poza tym naprawdę nie chce mi się nigdzie iść. Wolę posiedzieć tutaj. Może coś poczytam, albo...

-Albo zarośniesz w tej pościeli i zostaniesz tu na zawsze. Nie ma szans. Idziesz z nami. Nawet, gdybym miała cię siłą stąd wyciągnąć siłą; zrobię to. Uwierz mi. - ostrzegła mnie Ginny, a ja się zaśmiałam.

-Ty się nie śmiej, ona jest w stanie to zrobić. - oznajmiła Lav, wystawiając w moją stronę wskazujący palec.

-Oh tak, jest w stanie i to jeszcze jak - z łazienki wyszła właśnie Parvati. Miała piękną sukienkę w kolorze zgaszonego pomarańczu i białe szpilki. Włosy uczesała w wysokiego koka pozostawiając przy tym parę luźnych, hebanowych kłosów, które okalały jej twarz. - Kiedy ja nie chciałam iść na imprezę, a było to rok temu, Ginny dosłownie mnie na nią zaniosła. DOSŁOWNIE. Lepiej idź, bo to dobra okazja na poznanie ludzi. Zabawisz się trochę. - uśmiechnęła się ciepło.

-Liliano Isabello Grey, jeśli w ciągu pięciu sekund nie podniesiesz swojego kształtnego tyłka z tego łóżka, użyję na ciebie zaklęcia Imperius i pójdziesz na tę imprezę wobec swojej woli. Liczę do pięciu. Raz, dwa, t...

-Dobra, dobra, już idę! Już! - poddając się, wstałam, wzniosłam ręce do góry i pomaszerowałam do łazienki, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. Okej, być może dziewczyny miały rację, że taka luźna impreza to dobre rozpoczęcie roku, zwłaszcza, że tak jak wspomniała Lavender, czeka mnie rok przysłowiowego, szkolnego piekła.

Musiałam coś ze sobą zrobić, bo po śnie wyglądałam jak gdyby ktoś mnie potrącił rozpędzoną miotłą w czasie meczu Quidditcha w deszczowy dzień; moje włosy były okropnie splątane, a maskara odbiła się na dolnej powiece, charakteryzując mnie na pandę. Zmyłam to wszystko i postukałam palcami w zlew, zastanawiając się, co by tu ze sobą zrobić. Wzięłam więc kosmetyki i nałożyłam odrobinę korektora, żeby wyrównać koloryt cery, oczy podkreśliłam cieniami do powiek, a na rzęsty nałożyłam tusz. Nigdy jakoś nie lubiłam malować sobie ust, bo zawsze trzeba było uważać na pomadkę, żeby nigdzie się nie rozmyła, a poza tym, uważałam, że moje usta są jakieś mało kształtne do malowania ich. Włosy natomiast rozczesałam, biorąc dwa kosmyki z przodu i upinając je wsuwkami z tyłu.

Closer - Draco MalfoyWhere stories live. Discover now