Zetknął nas los, a może przyp...

By beatingheart469

93.2K 4K 584

Poznaliśmy się przypadkiem. Przypadkiem szłam korytarzem spóźniona na lekcję, przypadkiem on też. Przypadkiem... More

Bohaterowie
Prolog
Rozdział.1
Rozdział.2
Rozdział.3
Rozdział.4
Rozdział.5
Rozdział.6
Rozdział.7
Rozdział.8
Rozdział.9
Rozdział.10
Rozdział. 11
Rozdział.12
Rozdział. 13
Rozdział.14
Rozdział. 15
Rozdział. 16
Rozdział. 17
Rozdział.18
Rozdział.19
Rozdział.20
Rozdział.21
Rozdział.22
Rozdział.23
Rozdział.24
Rozdział. 26
Rozdział. 27
Rozdział. 28
Rozdział. 29
Rozdział. 30
Rozdział. 31
Rozdział. 32
Rozdział. 33 - OSTATNI
Zaproszenie

Rozdział. 25

1.7K 84 14
By beatingheart469

Kiedy rano, w wigilię Bożego Narodzenia, mama przyszła podać mi leki, zauważyła, że wcale nie spałam i byłam zapłakana. Łykałam łzy i próbowałam się uśmiechnąć, ale wychodziło mi to marnie. Mama przytuliła mnie mocno i pogłaskała mnie po krótkich włosach. Po wizycie mojej cioci fryzjerki, włosy sięgały mi ucha. Było mi trochę szkoda, ale przynajmniej coś w sobie zmieniłam i choć przez pięć minut myślałam o czymś innym.

Zaczęłam szlochać w jej sweterek. Czułam się okropnie. Poprzedniego wieczoru, gdy Bella mnie odwiedziła, zapytała się co słychać u Patryka i wtedy wybuchłam. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu, choć nie lubiłam płakać przy innych.

- Skarbie, co się dzieje? Codziennie znajduję cię w takim stanie – zauważyła mama. Mówiła tym ciepłym i kochającym głosem, który potrafił mnie uspokoić. – Czy twój humor ma coś wspólnego, z tym, że Patryk jutro nie przyjedzie?

- On już nigdy nie przyjedzie, mamo – krzyknęłam, ale mój głos był taki słaby, że słychać było bardziej zduszony jęk. – My zerwaliśmy.

- Och, córeczko... – szepnęła. – Już nic nie musisz mówić.

I nie powiedziałam ani słowa. Wystarczyło mi tylko, że mama jest blisko. Mogłam odetchnąć choć chwilę i uspokoić się na jakiś czas, ale wiedziałam, że za moment ktoś znów o nim wspomni i fala smutku ponownie rozniesie się po całym moim ciele.

***

Siedziałam obok choinki i rozpakowywałam ostatni prezent. Torebka, bluzka, spodnie, książka, nowy telefon, film, kolejna książka i moje wymarzone perfumy od Chanel. Perfekcyjna gwiazdka, a jednak czegoś brakowało.

- Jak ci się podoba? – zapytał tata.

- Są przepiękne... – odparłam, uśmiechając się szeroko. – Zaskoczyliście mnie jeszcze bardziej niż w zeszłym roku.

Cała rodzina była wykąpana, elegancko ubrana, po uroczystej kolacji, kolędach, po odpakowaniu prezentów, wszyscy zajęli się sobą. Tata przemierzał nowe ubrania, mama zachwycała się biżuterią, Karolina siłowała się z kartonowym pudełkiem, aby rozłożyć domek dla lalek, a ja próbowałam nie uronić ani jednej łzy.

- Ola, słyszysz mnie?! – szturchnęła mnie mała. Najwidoczniej od jakiegoś czasu próbowała się ze mną porozumieć. Byłam zamyślona i chodziłam jak w nocnym koszmarze, a przecież tak długo czekałam na święta.

- Hmm? – wymruczałam, spoglądając na siostrę kątem oka.

- Musisz mi pomóc w rozkładaniu domku! – Rozkazała. – Moje lalki go potrzebują, a ty tylko ciągle płaczesz, jak dziecko.

Ugryzłam się w język, żeby nie krzyknąć. Nie mogłam tego zrobić, bo to miał być rodzinny, radosny czas. Wzięłam do ręki instrukcję i zaczęłam skręcać piękną willę dla barbie.

Tata co jakiś czas spoglądał na mnie współczującym wzrokiem, a mama zagadywała mnie żebym o Nim nie myślała, ale nawet wtedy nie mogłam przestać. Mimo wszystko robiłam postępy. Od kilku godzin do oczu nie dopłynęła mi ani jedna łza. Malowałam się pół godziny i zmarnowałam prawie cały korektor pod oczy.

Kiedy już prawie złożyłam domek i Karo wreszcie wykwitł wielki uśmiech na twarzy, mama przebiegła przez cały dom z krzykiem. Wszyscy powstawaliśmy w obawie przed najgorszym. Mama podeszła do mnie i podała mi telefon. Wciąż piszczała i śmiała się.

- Zobacz skarbie, to Patryk! Odbierz szybko, to może być bożonarodzeniowy cud – powiedziała, a ja rzuciłam jej się na szyję. – Później. Odbierz.

Wzięłam komórkę i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Wymamrotałam nieśmiało ‚cześć', a on odpowiedział tym samym.

- Jestem teraz na lotnisku i za godzinę lecę do Wiednia. Chciałem ci podziękować za
prezent. – Powiedział nieco odważniej.

- Och, to... To był akt desperacji i chwilowego niedotlenienia mózgu. Przepraszam, ale nękając cię tą paczką, liścikiem i życzeniami, kompletnie nie myślałam - wytłumaczyłam. – Możesz to wszystko wyrzucić.

- Zwariowałaś? Piłka jest świetna. Dziękuję ci za nią i życzę Wesołych Świąt.

- I to tyle? – zapytałam niepewnie drżącym głosem.

- Alex, czy ty płakałaś? Mówisz jakoś inaczej.

Tak, Patryku. Wyobraź sobie, że od tygodnia nie robię nic innego. Nie śpię, nie jem, z nikim nie rozmawiam. Ciągle myślę o tobie, przez co wypłakałam wszystkie łzy i niebawem się odwodnię. To wszystko twoja zasługa, ale nie dam ci tej satysfakcji, pomyślałam. Prędzej przytrzasnę sobie palca drzwiami, niż pozwolę jakiemukolwiek chłopakowi sądzić, że jest w stanie złamać mi serce.

W gimnazjum radykalnie zmieniłam swoją osobowość. Stałam się nieco odważniejsza i nabrałam pewności siebie. Poznałam swoją wartość i nie znosiłam myśli, że ktokolwiek może mnie kiedyś zdeptać. Dawid mnie ośmieszył, ale dzięki Lownerowi szybko wyszłam na prostą i choć byłam na ustach całej szkoły, czułam się fantastycznie, bo On był przy mnie.

Teraz, jęknęłam w myślach, zostałam sama. A niczego nie chciałabym bardziej, niż żeby znów zapukał do moich drzwi z pomarańczową różą w ręku i zwyczajnie w świecie objął mnie silnymi ramionami, w których czułam się bezpiecznie, jak nigdzie indziej.

- Nie pochlebiaj sobie. Nigdy nie zapłaczę z powodu głupiego zerwania. – Odpowiedziałam najbardziej obojętnym tonem i otarłam zagubioną łzę. Och, jak wspaniale, że przez telefon nic nie można zobaczyć.

- Ach tak? Moja mama twierdziła coś innego, gdy z nią rozmawiałaś – rzucił kpiąco. – Była przekonana, że bardzo to przeżywasz.

- Z tego co wiem, ty również nie jesteś obojętny. Podobno do nikogo się nie odzywasz.

- Mam prawo być wkurzony, w końcu byłem oszukiwany i zdradzany. To JA jestem ofiarą – odparł beznamiętnie. Prychnęłam i zachichotałam cicho.

- Kiedy ty bywałeś w moim pokoju, sam na sam ze mną, wtedy gdy jeszcze się przyjaźniliśmy, po prostu rozmawialiśmy, a nie od razu uderzaliśmy w ślinkę – zauważyłam i uśmiechnęłam się w duchu z tego, co powiedziałam. Czułam malutkie zwycięstwo nad nim.

- Tak – poparł mnie i się zaśmiał. – Ale za każdym razem tylko na to czekałem.

- I tak już cię to nie obchodzi. Dobrze się bawiłeś na imprezie? – warknęłam.

- Było wspaniale! – Krzyknął. – Poznałem nowych znajomych i aż pięć dziewczyn dało mi swój numer. Mam w czym wybierać. – Dodał dumnie. Znowu prychnęłam.

- Myślałam, że dzwonisz, bo chcesz się pogodzić – westchnęłam cicho. – Ale ty tylko chwalisz się podbojami. Dobrze wiem, że jesteś atrakcyjny i wszystkie dziewczyny chciałyby cię mieć, ale wciąż twoje serce należy do mnie.

- To nie będzie długo trwać, ruda. Wkrótce o tobie zapomnę.

- Powodzenia – rzekłam. Po długiej chwili dodałam: - Czyli zerwaliśmy...

- Nie martw się, jeszcze znajdziesz tego jedynego...

- Tak, masz rację. Mam jeszcze wiele czasu. – Słuchałam swoich słów i wiedziałam, że jest to największa bzdura jaka wyszła z moich ust. Ale nic nie mogłam zrobić. Patryk zwyczajnie w świecie nie chciał już być moim chłopakiem, a mnie zostało tylko się z tym pogodzić. – Trochę szkoda – jęknęłam. – Zawsze powtarzałeś, że będziesz mnie zawsze kochać.

- A ty, że będziesz tylko moja.

Na pożegnanie, życzyłam mu miłej podróży i wesołych świąt. Pozdrowiłam jego rodziców, a on zrobił to samo. Skończyliśmy tę rozmowę w tym momencie. Oboje wiedzieliśmy, że jeszcze chwila i znowu zaczniemy się kłócić.

Kiedy wróciłam do salonu, rzuciłam – jeszcze starym – telefonem o drewnianą podłogę. Powiedziałam, że mi przykro, ale nie chcę już psuć reszcie rodziny świąt i wróciłam do swojego pokoju. Odłożyłam wszystkie prezenty na biurko i zgasiłam światło. Była dopiero dziewiąta, ale nie widziałam większego sensu dłużej męczyć się i zadręczać kolejny raz zerwaniem. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Byłam niemal pewna, że wkrótce znów się zobaczymy, przytulimy, pocałujemy.

Podetknęłam Naszą poduszkę pod głowę i już powoli zasypiałam w głowie mając obraz jego cudownej twarzy, kiedy przypominały mi się słowa jego mamy. Zerwałam się z łóżka i popędziłam do rodziców. W ciemnym korytarzu z całej siły uderzyłam w mały palec u nogi. Głośno syknęłam i powstrzymywałam się żeby nie zakląć, tak jak mnie uczył Patryk. Po kilku sekundowym masażu ruszyłam dalej i dobiegłam do mamy. Rodzice spojrzeli na mnie, później na siebie i znowu na mnie.

- Mamo, tato, czy mogłabym jechać do Patryka na Sylwestra, bo jego rodzice mnie zapraszają? – zapytałam, mówiąc wszystko na jednym wdechu. Rodzice otworzyli szeroko oczy i ponownie wymienili spojrzenia.

- Ola, ale jak ty sobie to wyobrażasz? Przecież to jest... – zająknęła się mama.

- No właśnie – dodał bezmyślnie tata. – Poza tym, ty jesteś... A on jest... I wy się nie... Ola o czym ty w ogóle mówisz?!

- Jego mama powiedziała mi przez telefon, żebym przyjechała pociągiem na trzy dni i wróciła po Nowym Roku. Wydaje mi się, że odmowa będzie niegrzeczna, ponieważ jego mama bardzo nalegała.

- A Lownerowie nie wyjechali z kraju? – wtrąciła moja rodzicielka.

Przytaknęłam powoli i powiedziałam głośno.
-Tak wyjechali do Wiednia, ale wracają w piątek i chcą żebym ich odwiedził w sobotę. Dlaczego mam nie skorzystać? – Na chwilę zamilkłam, ale widząc, że oni nic nie chcą powiedzieć, dodałam błagalnie: - Jego rodzice są miłymi i opiekuńczymi ludźmi, zapewniam was, że będą się mną dobrze zajmować. Obiecuję, że będę dzwonić co godzinę i nawet nie wejdę do pokoju Patryka, tylko błagam was pozwólcie mi jechać – uklękłam przed nimi i złożyłam ręce jak do modlitwy. Robiłam tak zawsze kiedy o coś ich prosiłam bardzo zaciekle, bo zazwyczaj ich to zmiękczało. Po pięciu minutach spoglądania na kamienne twarze rodziców, którzy co jakiś czas wymieniali wymowne spojrzenia, zabolały mnie kolana. Jęknęłam cichutko i rozmasowałam jedno, a następnie drugie kolano. – Mamo, tato sami wiecie, że ostatnio nie układało mi się z Patrykiem. Zerwaliśmy, ale czuję, że to nie może się tak skończyć. Nie jesteście ślepi, czy głupi i widzicie, że jedynym moim zajęciem jest płakanie i zarywanie nocy. Potrzebuję go. Muszę się z nim zobaczyć... Wyjaśnię mu wszystko i... – urwałam żeby nabrać trochę powietrza.

- A co jeśli on dał już sobie spokój skarbie? – westchnęła ciężko mama.

- Przynajmniej powie mi to w twarz. Jeśli to już koniec, wyczytam to z jego oczu, ale jeśli pojawi się w nich  t e n   błysk, znaczyć będzie, że wciąż mu zależy. – Odparłam, czując jak powoli szklą mi się oczy. – Proszę.
Mama złapała tatę za rękę i posłała mu pytające spojrzenie. On podrapał się po głowie i wypuścił głośno powietrze, gwiżdżąc delikatnie.

- Porozmawiamy z jego rodzicami – odparł i pogłaskał moje krótkie włosy.

Wystarczyło mi to żebym poczuła tę świąteczną magię. Zaczęłam piszczeć i płakać ze szczęścia. Od razu po głowie przebiegło mi tysiąc różnych formułek, które mogłabym mu powiedzieć. Pobiegłam do Karoliny i zaczęłam bawić się z nią zabawkami.
Tej nocy nie zasnęłam z nadmiaru emocji.

Następnego dnia Karolina obudziła mnie szybkim i bolesnym uderzeniem w głowę, moją ośmiuset stronicową powieścią, którą dostałam od Mikołaja. Głośno jęknęłam i złapałam siostrę za rękę, obdarowując ją karcącym spojrzeniem.

- Nie wolno tak robić! – Krzyknęłam, ale niezbyt głośno, żeby jej nie wystraszyć. Mimo wszystko musiałam ją ukarać w pewien sposób, ponieważ 1) bardzo nie lubiłam być budzona, zwłaszcza w taki sposób; 2) moja siostra była już w miarę duża i nie powinna się tak zachowywać; 3) wciąż byłam troszkę zła kolejną kłótnią z Patrykiem i musiałam się wyżyć.

- Rodzice kazali ci wstawać. Jedziemy do kościoła, a później do cioci – zapiszczała i zaczęła tańczyć. – Lepiej się ubieraj. Lepiej się ubieraj - zaszczebiotała.

Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na zegarek w telefonie. Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, kiedy przeczytałam, że jest dopiero siódma. Opadłam na brzuch i przykryłam głowę poduszką.

- Nawet siłą mnie z łóżka o tej porze nie wyciągnięcie! – krzyknęłam.

Nie czekałam długo na ruch ze strony moich rodziców. Tata jest kompletnym szaleńcem, ponieważ wpadł do pokoju i wylał na mnie dzbanek lodowatej wody. Zaczął się głośno śmiać.

- TO NIE JEST LANY PONIEDZIAŁEK! - warknęłam, okrywając się kołdrą pod szyję. – Jesteście nienormalni. Ta rodzina jest chora. Z kim ja mieszkam?!

- Nie przesadzaj, w końcu się umyłaś – zażartował.

- Dla twojej wiadomości, ojcze, kąpię się codziennie – dodałam z naciskiem na ‚codziennie'.

- Dobra, dobra – zaśmiał się głośno. – Już się tak nie denerwuj córeczko, bo ze złości spociłaś się, jak pedofil w sklepie z zabawkami.

Wszyscy wybuchli śmiechem, a Karolina choć nic nie zrozumiała, tarzała się po podłodze. Mój tata był bardzo zabawny, dlatego mama nigdy się z nim nie nudziła. Tylko czasami bywał poważny, gdy wymagała od tego sytuacja. Wszyscy go uwielbiali, bo od dziecka robił wszystkim kawały.

- Pomyśleliśmy z mamą, że nie powinnaś jeszcze jeździć do chłopaka, zwłaszcza, że mieszka on tak daleko – powiedział w końcu.

- Ale... – jęknęłam, bo mnie zatkało.

- Masz dopiero 14 lat. Czy to wszystko nie dzieje się za szybko?

- Mamo, ale on mnie kocha. Nie tak jak dzieciaki w naszym wieku. My mamy plany. Wiecie, że on chce się ze mną ożenić? Ciągle powtarza, że nie może się doczekać ślubu. Musicie mi uwierzyć.

- Ola, nie mów, że ty w to wierzysz. Lubię go, ale jesteście tacy młodzi... Kiedy byłem w jego wieku też tak mówiłem, ale tylko po to, żeby zdobyć dziewczynę – powiedział. – Kiedy takie ślicznotki, jak ty, słyszą takie słowa, mimo że są skromne i mają zasady, łamią je, dla takich jak on. A kiedy już TO dostaną, odchodzą.

- A ty i mama? Byliście młodzi...

- Ale nie aż tak. Po za tym to były inne czasy. Ja byłem inny niż on. Patryk jest miły i może coś do ciebie czuje, ale on cię nie uszanuje.

Zapadła cisza, którą przerwał mój szloch.

- Po za tym – kontynuowała mama – nie zdziwiło cię, że zerwał z tobą tak nagle? Przecież on jest tak daleko. Może znalazł sobie inną dziewczynę, a ciebie zostawił skoro nie chciałaś zrobić coś czego chciał.

- Jezu, jak wy się okropnie mylicie! On nic nie chciał! Po prostu mnie kocha - krzyknęłam i wyszłam z pokoju. Po chwili wróciłam i dodałam: – Zobaczycie, kiedy się z nim ożenię

Złapałam w korytarzu kurtkę i buty i pobiegłam do łazienki. Owinęłam się grubą puchówką i wciągnęłam kozaki na gołe stopy. Otworzyłam okno i wyskoczyłam prosto w zaspę śniegu. Ruszyłam w kierunku domu Belli, ale po pięciu minutach walenia do drzwi, stwierdziłam, że dam sobie spokój. Mimo wszystko nie chciałam wrócić do domu, więc poszłam do domu Magdy. Co prawda od kilku miesięcy się nie odzywamy, ale potrzebowałam pomocy.

Otwarcie mogę powiedzieć, że mój tok myślenia, był bardzo egoistyczny. Nie odezwałabym się do mojej przyjaciółki, jeszcze przez długi czas, ale kiedy człowiek jest w potrzebie, chwyta się każdego. I mimo, iż wstyd mi było za siebie, to bardzo ucieszyłam się, że po chwili drzwi otworzyła mi śliczna, wysoka blondynka.

- Źle się czujesz? Jest minus pięć stopni mrozu, a ty masz gołe nogi. Co z tobą nie tak? – Zapytała, delikatnie się uśmiechając. Wydawało mi się, że ukazując ten cień uśmiechu, dała mi do zrozumienia, że ma dość walk.

- Uciekłam z domu. Belli nie ma. Jesteśmy pokłócone, ale zważając na święta i na naszą przyjaźń, może mogłybyśmy... – nie skończyłam ponieważ Madzia mocno mnie przytuliła i wepchnęła do środka.

Poszłyśmy do jej pokoju. Ubrałam się w jej rzeczy i przeczesałam palcami krótkie pasma włosów.

- Nie odwiedza cię dziś rodzina? – zapytałam, przerywając ciszę. – No wiesz, ciocia i wujek. Przyjeżdżają w każde święta.

- Niby po co? Ojciec jest w Egipcie ze swoją ukochaną dwudziestolatką, a mama flirtuje ze starymi biznesmenami. Te święta spędzam samotnie, więc miło, że mnie odwiedziłaś.

Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na nią zdziwiona. Chciałam sobie przywalić. Rodzice mojej najlepszej przyjaciółki się rozwiedli, a ja nic o tym nie wiedziałam. Jej zachowanie, nowe towarzystwo, wszystko miało logiczne wytłumaczenie. Magda była z tym wszystkim sama i to był jej sposób na radzenie sobie z problemami. Kiedy jej rodzice się kłócili, tworzyli nowe związki, ona była sama jak palec.

- Tak mi przykro. Przepraszam, że mnie nie było przy tobie – westchnęłam.

Magda nie powstrzymywała się dłużej i po prostu wybuchnęła płaczem. Łzy spływały jej po policzkach, skapywały po brodzie na dekolt. Po chwili, cały makijaż był zniszczony. Zielone oczy były napuchnięte i wyraźnie widać w nich było ból i smutek. Było mi jej ogromnie żal. Chciałam ją jakoś pocieszyć, ale sytuacji w jej rodzinie i tak nie naprawiłyby moje słowa, dlatego poklepałam ją po plecach i przytuliłam.

- Wszystko będzie dobrze, Meg – szepnęłam. – Może teraz wszystko jest do dupy, ale za jakiś czas przyjdzie ulga.

Mama Magdy wróciła bardzo późno. Zostałam tego dnia na noc u niej. Kiedy dzwonili rodzice, wytłumaczyłam im że muszę z nią zostać, a oni nie protestowali. Może dlatego, że jej współczuli, a może aby mnie udobruchać po rannej kłótni.

Leżałam na łóżku Magdy i piłam kakao. Magda była roześmiana i ja również. Dawno tak się nie dogadywałyśmy.

- Wiesz co planuję? – zapytałam. Ona kiwnęła głową na znak, żebym kontynuowała. – W sobotę jadę pociągiem do Patryka.

- Och, wybacz, ale chyba przegapiłam moment, w którym mówisz mi, że do siebie wróciliście.

- W zasadzie wszystko słyszałaś. Jadę tam, żeby się z nim pogodzić. Co prawda rodzice się nie zgodzili, ale i tak pojadę. Pomyślałam, że kiedy  gdzieś pojadą, spakuję ubrania i przyniosę je tutaj. A w sobotę rano wezmę torbę i pójdę prosto na stację PKP.

- Zgoda, ale uważaj, żebyś się nie zgubiła.

- Jasne. Patryk jechał już kilka razy, a wcale nie jest bystrzejszy ode mnie.

- Masz rację – odparła uśmiechając się. – Może nie jest od ciebie dużo bystrzejszy, ale większy, silniejszy, już na pewno. Kiedy ciebie ktoś zaczepi, zaprowadzi cię tylko do toalety, zgwałci, zabije, poćwiartuje i zwłoki schowa w torbie, a kiedy wysiądzie z pociągu, zakopie wszystko w ciemnym i zimnym lesie pod sosną i na ziemi ustawi krzyżyk zrobiony z dwóch patyków. – Wszystko to powiedziała na jednym oddechu, bez cienia wątpliwości i lęku, a później dodała: – Natomiast do Lownera, ten ktoś, nawet by się nie zbliżył, ponieważ bał by się tego wszystkiego co wcześniej wymieniłam. No może pomijając gwałt.

Spojrzałam na nią zdziwiona i uniosłam wyżej brew.

- Trochę przerażające – wymamrotałam. – Ale dzięki, teraz na pewno będzie mi się przyjemniej podróżowało.

***

W sobotę wstałam o ósmej rano i w ciągu pięciu minut ubrałam się, umalowałam, zjadłam śniadanie i zrobiłam dwie kanapki z masłem orzechowym i bananami na drogę. O ósmej dziesięć stałam pod drzwiami domu Magdy. Moi rodzice pojechali po babcie; miała pilnować w Sylwestera mojej siostry.

Już w piątek rano spakowałam trochę ubrań w torebkę i zaniosłam je do Magdy. Za godzinę wróciłam po jeszcze kilka, a później jeszcze i jeszcze. Musiałam po trochu wynosić z domu, ponieważ gdybym nagle wyszła z wielką walizką, cały plan legł by w gruzach. U Meg, zapakowałam wszystko w jej torbę podróżną, ale zdałam sobie sprawę, że chociaż z jednego domu do drugiego wędrowałam sześć razy, ubrań wciąż było za mało. Wszystko przez to, że torebka była nie za duża i na raz mogłam do niej zapakować jeden grubszy sweter i kilka par skarpetek. Postanowiłyśmy przyjść z Magdą razem tym razem pod pretekstem wyjścia na zakupy. Ubrałam kilka warstw ciuchów, które miałam wziąć ze sobą do Krakowa i Meg zrobiła to samo. Wepchnęłyśmy jeszcze bieliznę i trochę biżuterii oraz kosmetyków do swoich toreb i wybiegłyśmy z domu. Załadowałyśmy wszystko jeszcze raz, a później rzeczywiście wyszłyśmy na miasto.

Obszukałam swoją szafę, jak i mojej przyjaciółki, ale żadna z nas nie miała nic w co mogłabym ubrać się na sylwestrowy wieczór. Co prawda, nie byłam pewna, czy pogodzę się z Patrykiem, ale zakładałam, że owszem, dlatego potrzebny był mi nowy strój.

W centrum handlowym znalazłam na wyprzedaży śliczną, plisowaną, niebieską spódniczkę, a Magda dobrała do tego cekinową bluzkę. Wszystko razem prezentowało się wspaniale. Po powrocie do domu, włożyłam do torby nowe ubranie i przypomniało mi się, żeby zadzwonić do mamy Patryka.

- Dobry wieczór. Czy nie przeszkadzam? – powiedziałam grzecznie.

- Och, witaj skarbie! Oczywiście, że nie. Ty nigdy nie przeszkadzasz – odpowiedziała słodkim głosem. – Rozmawiałaś z rodzicami?

- Tak. Hmm, od razu się zgodzili. Pociąg mam o dziewiątej, pasuje pani?

- Naturalnie, ktoś na pewno odbierze cię z dworca .

- Dziękuję.

- Przestań, tak się cieszę. W takim razie do jutra – pisnęła i rozłączyła się.

Fantastycznie, moja przyszła teściowa mnie uwielbia, pomyślałam. Czegóż chcieć więcej? Och, no tak. Może żeby mój przyszły mąż, chciał nim zostać.

Kiedy moja przyjaciółka otworzyła drzwi była już ubrana i w rękach trzymała torbę. Jej mama zawiozła mnie na stację. Meg uśmiechała się od ucha do ucha i powtarzała, że to cudowne, jak bardzo ryzykuję dla tej miłości. Fakt, nigdy nie podróżowałam sama i troszkę się bałam. Zwłaszcza przypominając sobie opowieść Magdy...

Ale słodki Boże, przecież obiecałam mu kiedyś, że będę o niego walczyć.

***

Kiedy tylko znalazłam się w pociągu, przebiegłam wzrokiem cały wagon i spostrzegłam kilku mężczyzn w średnim wieku. Puls mi przyspieszył i serce podeszło do gardła na samą myśl skończenia tej podróży w ciasnej walizce.

Kątem oka zauważyłam starszą panią w rogu na ostatnim siedzeniu. Miała na oko więcej niż sześćdziesiątkę i całkiem siwe włosy. Miała miły wyraz twarzy i oczy z których biło ciepło. Może byłam naiwna, ale raczej nie wyglądała mi na gwałciciela i mordercę. Zaśmiałam się w myślach. Odetchnęłam głośno i ruszyłam w jej stronę.

- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? – spytałam cichutko. Widząc jej nietęgą minę dodałam szybko: – To moja pierwsza podróż pociągiem samemu. Trochę się boję tych facetów. Obiecuję, że nie będę pani przeszkadzać.

Zmierzyła mnie wzrokiem i powiedziała zachrypniętym głosem.

- Dobrze już, siadaj. Gdzie twoi rodzice?

- Nie mogli opuścić pracy. Jadę do babci, bo zachorowała. Jest trochę starsza od pani i dziadek sam sobie nie radzi.

- Pomódl się za nią, to jej bardziej pomoże.

***

Starsza pani okazała się mieć sześćdziesiąt siedem lat i miała na imię Rozalia. Jechała do wnuczka aby spędzić z jego rodziną Nowy Rok. Na początku w ogóle się do mnie nie odzywała, ponieważ odmawiała różaniec. Ja słuchałam cicho muzyki i czytałam książkę, ale nie mogłam się skupić ani na jednym, ani na drugim. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli, a wszystkie dotyczyły tylko Jego.

Podniosłam głowę do góry gdy usłyszałam ciche chrząknięcie. Popatrzyłam na panią Rozalię i spostrzegłam, że schowała już różaniec.

- A tak na prawdę, co cię sprowadza do Krakowa, Aleksandro? – zapytała poważnie.

- Eeee...- jęknęłam. Starsi ludzie są tacy inteligentni, nawet wtedy gdy wyglądają, jakby właśnie uciekli z domu wariatów. Zawsze podziwiałam ich mądrość i doświadczenie. Dlatego z szacunku dla tej biednej kobiety, która przeżyła wojnę, postanowiłam powiedzieć prawdę. – Wiem, że pewnie pani tego nie pochwali, ale jadę do chłopaka. Każdy twierdzi, że to głupie i bezsensowne, ale nie mogę wyobrazić sobie życia bez niego. Jesteśmy dziećmi, ale miłość nie zważa na takie drobiazgi jak wiek, nie wybiera.

- Masz łzy w oczach, dziecko – zauważyła. Spojrzała na mnie ciepło i dodała. – Dlaczego on nie przyjdzie do ciebie?

- Bo się pokłóciliśmy, bardzo. Rozumiem go, jest zazdrosny. Boi się mnie stracić. Jestem dwa lata młodsza i on obawia się, że znudziło mi się na niego czekać. Patryk musiał wyprowadzić się z rodzicami i obiecaliśmy sobie, że kiedy on wróci, a ja skończę liceum, ożenimy się. Myśli pani, że to głupie? – Miałam wrażenie, że kobieta zaraz się rozpłacze. Może to brzmiało znajomo?

- Piękne marzenia, Aleksandro – odparła cicho, pociągając nosem. – Kiedy byłam w twoim wieku mieszkałam przy rosyjskiej granicy, a wybuchła wtedy II wojna, więc wszędzie kręcili się różni żołnierze. Miałam kupić zapasy, ale w sklepach były ogromne kolejki, wiec poszłam na lody. Usiadłam na ławce, pięknie ubrana i śpiewałam piosenkę. Po drugiej stronie ulicy stał żołnierz i się na mnie patrzył. I przysięgam, kiedy spojrzałam w jego stronę miałam takie samo spojrzenie jak twoje. – Serce zatrzepotało mi jak szalone, ponieważ wszystko dokładnie sobie wyobraziłam. Uwielbiałam takie historie, więc słuchałam z zaciekawieniem, gdy pani Rozalia opowiadała to wszystko z taką pasją i bólem.

- Czy masz jakieś zdjęcie swojego ukochanego?  – Zapytała.
Wciągnęłam z torebki naszą fotografię. Zrobił je nam jakiś mężczyzna w wesołym miasteczku.

Pani Rozalia chwyciła je do ręki, a łzy spłynęły jej mimowolnie po policzkach. Wytarła je szybko i otworzyła usta. Wydała z siebie stłumiony jęk.

- Ach, przypomina mi mojego Aleksandra – szepnęła.

- To pani mąż?

- Nie. To ten żołnierz. – Odpowiedziała. – Wtedy przeszedł dla mnie na drugą stronę ulicy i zmienił moje życie. Wsiadł za mną do autobusu. Usiadł z tyłu i ciągle się na mnie patrzył, a ja byłam nim tak oczarowana, że autobus skończył kurs, a ja zapomniałam wysiąść. W końcu powiedział, że się poddaje i chce wiedzieć dokąd jadę, żeby odprowadzić mnie do domu.

- Jakie to cudowne! – Powiedziałam radośnie.

- Aleksander był oficerem Armii Czerwonej. Miał dwadzieścia cztery lata i piękne czekoladowe oczy. Trudno było go nie pokochać. Od tamtego dnia codziennie przychodził do mojej pracy, aby odprowadzić mnie do domu. Podczas wojny czasem przynosił z koszar jedzenie dla mnie i rodziny. Chodziliśmy na spacery i wyjeżdżaliśmy nad jezioro. Kochaliśmy się, och tak , ale on musiał iść na front. Pisał do mnie listy siedząc w okopach. Był sierpień, a Szura miał wrócić we wrześniu. Też chcieliśmy się ożenić. – Głos jej się załamał. Skończyła opowieść, a ja domyśliłam się reszty.

Aleksander nie wrócił.

- Jeśli to zdjęcie – szepnęłam powstrzymując łzy – przypomina pani o ukochanym, może je pani zatrzymać.

Kobieta pogłaskała mnie po buzi i włosach. Podziękowała i schowała obrazek, jednak nim to zrobiła napisałam jej pamiątkową dedykację.

***

Kiedy pociąg zatrzymał się na przystanku, ludzie zaczęli się pchać do wyjścia, a ja ustawiłam się na samym końcu. W oknach wypatrywałam rodziców Patryka, albo jego. W końcu dostrzegłam go siedzącego na ławce.

Był ubrany w ciepłą kurtkę, a na głowie miał kaptur. Padał śnieg, a on chuchał w ręce, żeby się ogrzać. Przetarł dłonią twarz i wstał widząc wychodzących ludzi. Westchnęłam głośno, a kilka osób spojrzało na mnie dziwnie.

Serce tłukło mi się o żebra, a trema zżerała jak nigdy wcześniej. W myślach przypominałam sobie wszystkie słowa, które za chwilę miałam mu powiedzieć.
Był taki przystojny, ach! Zdjął kaptur i przeczesał palcami włosy. Potarł czoło i oczy. No tak, było jeszcze przed południem, pewnie był niewyspany. Rozglądał się w poszukiwaniu jakiejś osoby. Byłam pewna, że mnie się nie spodziewał.
W końcu zostało już tylko kilka osób i musiałam wysiąść. Nogi mi się trzęsły i to nie była wina niskiej temperatury. Wyszłam z wagonu i stanęłam na przeciw niego. Wzięłam głęboki wdech i zamarłam patrząc mu w oczy. Przestałam oddychać, nie słyszałam bijącego serca, ludzi, odjeżdżającego pociągu, niczego.
Wlepił we mnie wzrok i choć był poważny, zauważyłam tańczący uśmiech w kącikach jego malinowych ust. O Jezu!

Wszystkie myśli wyparowały mi z głowy, jak jeden mąż. Rzuciłam torbę na ziemię i pobiegłam do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Miałam kozaki na lekkim podwyższeniu, ale i tak nie dosięgałam do jego ust. Wspięłam się na palcach i przyciągnęłam jego twarz do swojej.

- Daj mi momencik. Zaraz będziesz mógł krzyczeć – szepnęłam mu prosto w wargi, a chwilę później ich dotknęłam.

Continue Reading

You'll Also Like

6.8K 177 15
Co gdyby Hailie Monet też była w organizacji ? Gdyby z własnej woli związała się z Adrienem Santanem i stworzyli by rodzinę ?
29.5K 441 17
Hejka kochani! to moja pierwsza książka więc mam nadzieję że będziecie wyrozumiali jak będą w niej jakieś błędy.
31.6K 528 36
Hailie mieszka oraz pracuje w Hiszpanii, ma 22 lata. Prowadzi dość miłe i spokojne życie, lecz pewnego dnia pojawia się w nim znów Adrien Santan, zac...
3.2K 101 4
Hailie dowiaduje się że Monetowie mają się zjednoczyć z Santanami. Pomysł ciotki Mai (która miała wyjść za Adriena ) powtarza się. Jednak to nie Maya...