Opowiadanie szóste - kończące...

By ellylilly1983

45.7K 3.8K 875

Nie jest łatwo zapomnieć o krzywdach, które spotkały nas w życiu. Nie da się ich wymazać z pamięci. Ciężko od... More

1. Wstęp
2
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25
26
27
28
29
31
32

30

1.2K 128 13
By ellylilly1983

- Jak to ich znasz? Co to znaczy?

- To, co właśnie powiedziałam - odparła po chwili.

Tak jakby wyrzucenie tego z siebie przyniosło jej ulgę. Odsunęła się nieznacznie od niego, ściskając w dłoni kawałek materiału od jego marynarki.

- Znam ludzi, którzy organizują to wesele. Znam ich bardzo dobrze. - Uniosła głowę, patrząc w jego twarz. - Przyszły pan młody jest bratem mojego byłego chłopaka.

Zamilkła, a on uważnie przyglądał się jej twarzy.

Wtedy w poniedziałek, widok Andrzeja bardzo ją zdziwił. Ale chyba nie tak bardzo, jak fakt, że obok niego nie było Edyty. Zresztą oboje już dawno powinni być po ślubie. To jak? Rozwiedli się? I kim była ta nowa narzeczona? Spojrzała w jej przyjemną twarz, nie mogąc pozbierać rozbieganych myśli.

- Długo tu pracujesz? - zapytał Andrzej, gdy już się przywitali.

- Kilka miesięcy.

- To aż dziwne, że wcześniej się nie spotkaliśmy?

- Nie do końca - przyznała. - Nigdy wcześniej nie organizowałam wesela. Zajmowałam się konferencjami i zjazdami. Ale jestem pewna, że sobie poradzę - dodała z przejęciem, gdyż nie zabrzmiało to za dobrze.

- Pewnie - zaśmiał się Andrzej. - Myślę, że teraz możemy już być spokojni. Bo nie ukrywam, że ta nagła zmiana na miesiąc przed ślubem nieco nas zestresowała. Ale skoro ty się tym zajmiesz, to możemy spać spokojnie.

Atmosfera w gabinecie jej szefa była lekka i przyjazna. Pan Janek także często się uśmiechał, co znaczyło, iż jest bardzo zadowolony z tego "niespodziewanego" spotkania. Renia, jako osoba zajmująca się przyjęciem od samego początku, zaczęła omawiać bieżące sprawy - załatwione i do załatwienia.

Po spotkaniu Andrzej od razu do niej podszedł, pytając, czy nie przeszłaby się z nimi na kawę. Wymówiła się jednak brakiem czasu. Szybko zabrała od Reni przygotowane dla niej papiery i pożegnała się, uciekając stamtąd niczym spłoszona mysz. Czuła się rozkojarzona i niezdolna do logicznego myślenia. Samotna i zagubiona. Za dużo dziwnych rzeczy dzisiaj się dowiedziała, a jeszcze więcej pewnie będzie musiała poznać.

- Rozumiem - głos Wiktora jakby wybudził ją z tego wspomnienia.

- Nie - zaprotestowała nagle. - To nie tak. Rozstaliśmy się już bardzo dawno temu i między nami nic nigdy nie będzie. Zarówno ja, jak i on doskonale to wiemy.

- Boisz się ponownie z nim spotkać?

- Nie. Eryk to wspaniały facet. To znaczy, taki porządny. Ma żonę i dzieci. To nie w nim jest problem.

- Tak? - chyba nie do końca jej wierzył. - To w takim razie w czym?

Wzruszyła ramionami.

- Skoro płaczesz z tego powodu ...

- To chyba we mnie jest problem - spuściła wzrok, czując, jak łzy ponownie napływają jej do oczu. - To ze mną jest coś nie tak.

- Posłuchaj, na pewno nie jest tak źle, jak ci się wydaje - przyciągnął ją do siebie, całując w głowę. - Chodź, posprzątamy sale i pójdziemy gdzieś porozmawiać, w porządku?

W ciszy doprowadzili salę do porządku, po skończonym spotkaniu i zdali klucz w recepcji, po czym udali się do pobliskiej kawiarni. Kelnerka przyjęła od nich zamówienie i ponownie zostali sami. Patrycja skubała brzeg serwetki, nie odrywając wzroku od blatu stołu.

- Mam niepełnosprawną siostrę - tymi słowami skutecznie przyciągnął jej uwagę. - To niepełnosprawność w stopniu znacznym. To znaczy, że rozwój mojej siostry zatrzymał się na poziomie szóstego roku życia. I mimo tego, że to dorosła kobieta, zachowuje się jak dziecko. Jakiś niespełna rok temu, nasza mama przeszła zawał mózgu w części ruchowej, czego efektem był niedowład jednej strony ciała. W związku z tym wymagała ciągłej opieki, a do tego dochodziła jeszcze moja siostra. Ja sam nie byłem w stanie zapewnić im wystarczającej opieki, dlatego obie zamieszkały w jednym z prywatnych ośrodków rehabilitacyjnych. Mogły tam być razem, co było szczególnie ważne dla silnie związanej z mamą Mirki. Jej śmierć ... Nagłe zniknięcie, nadal jest dla niej czymś niewytłumaczalnym. Na dodatek została tam teraz sama, gdyż ja nie jestem w stanie zabrać jej do domu. Ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni - potarł nerwowo czoło, opuszczając wzrok.

Podświadomie nie chciał widzieć jej reakcji. Po prostu się bał. Ale nie było wyjścia, musiał jej to powiedzieć. Nie wstydził się Mirki, ale nie chciał od razu tracić Patrycji, tym bardziej że nie spodziewał się tego, co wydarzyło się między nimi w międzyczasie. Niestety jego siostra skutecznie odstraszyła od niego każdą kobietę, z którą miał nadzieję związać się na dłużej. Nie był w stanie skazać Mirki na dożywotni zakład zamknięty, by móc sobie żyć spokojnie i szczęśliwie. Jego siostra była duży dzieckiem i doprawdy nie rozumiał, co było w tym takiego strasznego. Owszem, będzie wymagała opieki do końca życia, ale nie uważał tego za coś nadzwyczaj uciążliwego. Być może dlatego, że znał ją od dziecka i kochał. Była od niego o sześć lat młodsza i zawsze się nią zajmował, zwłaszcza że ich ojciec zaczął pić, gdy mała skończyła trzy lata. Wtedy to właśnie lekarze stwierdzili u niej niedorozwój. Kwestią czasu było tylko to, kiedy sam odejdzie lub mama wyrzuci go z domu.

- Przepraszam cię za moje zachowanie - usłyszał jej głos i podniósł wzrok. - Za dzisiaj. I w sumie za każdy dzień naszej wspólnej pracy. Nie zasłużyłeś sobie na to, by być traktowany w ten sposób. W sposób, jaki ja traktowałam cię od początku naszej znajomości.

Spuściła głowę i potarła policzek. Złapał ją szybko za rękę, prosząc, by nie płakała.

- Posłuchaj, mówię ci to, by wyjaśnić wszystko do końca. Nie chcę cię wpędzać w jakieś poczucie winy czy współczucia.

- To nie dlatego - pociągnęła nosem, podnosząc wzrok. - Ja płacze nad sobą. Non-stop wymyślam sobie jakieś sztuczne problemy, natomiast inni ludzie mają o wiele gorsze zmartwienia, a mimo to są bardziej serdeczni i otwarci na świat. To chyba dlatego moje życie wygląda tak, jak wygląda. I tak naprawdę to właśnie tego się wstydzę przed innymi. Przed dawnymi znajomymi.

- To faktycznie jakiś sztuczny problem - przyznał pogodnym głosem. - A co ci się tak bardzo nie podoba? Nie licząc tego, że nie powiadomiłem cię o pogrzebie mojej mamy.

Wzruszyła ramionami.

- Ja po prostu - zawahała się przez moment - czuje się nikim. Nic nie mam, niewiele osiągnęłam, do niczego nie doszłam. Mam wrażenie, że kręcę się w koło, goniąc swój ogon, który jest jakimiś złudnymi pragnieniami. - Nadal patrzył na nią ze zdziwieniem i niedowierzaniem. - No sam przecież widzisz. Kariery zwrotnej nie zrobiłam, jestem sama, a moja rodzina uważała mnie za nieudacznika. I teraz jeszcze ten ślub. Dla mnie to jak spotkanie po latach klasy z liceum czy podstawówki, gdzie każdy chwali się, czym tylko może: samochodem, pracą, podróżami czy zdjęciami dzieci. Ja nie mam nic z tych rzeczy.

- Z tego, co mówisz, wydaje mi się, że za bardzo skupiasz się na tym, co mają inni i co "prawdopodobnie" chcą zobaczyć u ciebie. Pytanie jednak brzmi, czy tak naprawdę ty sama tego chcesz? I czy dzięki temu będziesz szczęśliwa?

- Nie wiem. Ja po prostu chyba nie lubię czuć się gorsza.

- Jak każdy. Ale chyba nie o to pytałem?

Ponownie uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

- Nie chcę być sama - powiedziała cicho.

- Przecież nie jesteś - przeniosła wzrok na niego. - To znaczy, nie będziesz, jeśli przestaniesz mnie od siebie odpychać.

Ich rozmowa skończyła się także dziwnym milczeniem, dlatego i w samochodzie jechali w ciszy. Co mógł więcej powiedzieć? Co zrobić? Może po prostu przy niej być, ale dobrze wiedział, że musi jechać do siostry. Zatrzymał się nieopodal jej mieszkania.

- Posłuchaj - odezwał się z trudem. - Zadzwonię do ciebie wieczorem, a jakbym nie dał rady, to spotkamy się jutro i może wprowadzisz mnie trochę w to wesele.

Patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, jakby wcale go koło niej nie było. Skinęła niemo głową i spojrzała na swoje ręce. Schyliła się po teczkę.

- Poradzisz sobie? To znaczy, czy wszystko w porządku?

- Może chciałbyś wejść na chwilę? - zawahała się, przewidując, że odmówi.

- Sęk w tym, że jadę jeszcze do siostry, ale może chcesz pojechać ze mną? - Te słowa jakby same niespodziewanie wpłynęły z jego ust.

Na ich dźwięk mógł się tylko skrzywić w środku. Coś jakby na kształt strzału w kolano przed biegiem w maratonie. Ale czy zostawienie jej teraz samej, nie było czymś bardzo podobnym? Z dwojga złego ...

Skinęła głową, pytając przy tym, czy to nie kłopot. Odpalił ponownie silnik i włączył się do ruchu. 

"Kłopot - powtórzył w myślach. - Teraz nie, ale kto wie, co będzie jutro?"

Zauważył, że nerwowo ścisnął obręcz kierownicy i od razu poluzował uścisk.

"Spokojnie, może nic takiego złego z tego nie wyniknie."

Ciężko mu było w to jednak uwierzyć, gdyż Patrycja wydawała się osobą, która nazbyt pochopnie wyciągała wnioski. Ale być może dlatego lepiej ją było stawiać przed faktem dokonanym niż pozostawiać w domysłach i niepewności. 

***

Obudziła się nagle, widząc nad sobą ukośny sufit wyłożony deskami. Usiadła szybko, rozglądając się dokoła. Pokój z pewnością znajdował się na piętrze lub poddaszu, o czym świadczyły dwa okna w dachu, obecnie zasłonięte roletami. Jego drugą charakterystyczną rzeczą było to, iż cały tonął w boazerii, przez co przypominał jej dawny styl wykańczania domów, być może z lat dziewięćdziesiątych. Odgarnęła kołdrę, zauważając, że nadal ma na sobie wczorajsze ubranie. Na krześle obok łóżka przygotowany był ręcznik i szlafrok. Uśmiechnęła się, widząc to. Pokój był bezpośrednio połączony z łazienką, więc od razu postanowiła się odświeżyć. Nie była jeszcze w stu procentach pewna, gdzie się znajdowała, ale tylko jedna odpowiedź przychodziła jej do głowy. W domu Wiktora.

Wczorajszy dzień był dla niej bardzo wyczerpujący, dlatego w drodze powrotnej do miasta prawdopodobnie zasnęła w samochodzie, a on zabrał ją do sobie. Potwierdziły się też jego słowa o tym, że nie mieszka w mieście.

Ciepła woda skutecznie zmywała z niej resztki snu i wczorajszego dnia. Uniosła głowę do góry, pozwalając ciepłej wodzie spływać po jej twarzy. Tak, wczorajszy dzień by jednym z tych, które potrafią człowieka dziwnie zaskoczyć i nie są do końca tym, czego można było się spodziewać.

Po prawie godzinnej podróży autem w końcu dotarli do ośrodka opiekuńczego, w którym obecnie przebywała siostra Wiktora. Miejsce to wydało jej się zaskakująco przyjazne i na swój sposób ładne. Kompleks trzech dwupiętrowych budynków położony był na sporym terenie, otoczonym zewsząd zielenią i lasem. Cisza i spokój tego miejsca była kolejną niespodzianką. Dopiero wewnątrz jednego z budynków, w sali dla odwiedzających, panował większy hałas i harmider. Wiktor zostawił ją w tej świetlicy i poszedł zobaczyć się z siostrą. Jako bliski krewny miał prawo wejść do części przeznaczonej jedynie dla podopiecznych ośrodka. Stała więc bezradnie, opierając się o parapet okna, równocześnie starając się nie patrzeć w sposób nachalny na osoby chore i ich gości. Było to zaiste trudne zadanie, gdyż niejednokrotnie ich podniesiony głos, pisk lub gwałtowny ruch automatycznie przyciągał jej wzrok. Po przeszło pół godzinie zjawił się Wiktor, proponując wyjście do ogrodu.

- Mirka nie specjalnie lubi to miejsce - wytłumaczył.

Jego siostra już na pierwszy rzut oka wydawała się kimś innym niż przeciętny człowiek. Kryła się za jego plecami, notorycznie przytulając do jego boku. Przedstawiona nawet na nią nie spojrzała, mówiąc coś bełkotliwym głosem do Wiktora. Ten jednak uśmiechał się do niej cały czas, głaszcząc po plecach i ramieniu. Kiedy weszli do ogrodu, sytuacja wcale się nie zmieniała. Patrycja czuła się w ich towarzystwie bardzo zbędna. Mirka jakby w ogóle jej nie dostrzegała, pytając bez przerwy swojego brata o ich mamę. A wiedziała to tylko dlatego, że słuchała odpowiedzi Wiktora. Mogła go jedynie podziwiać za cierpliwość, gdy po raz dziesiąty tłumaczył jej nieobecności ich mamy. Sama nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W ich towarzystwie czuła się jak podsłuchiwacz, bez szans na udział w tym spotkaniu. Usiadła więc na przeciwległej ławeczce i czekała. Co jakiś czas Wiktor patrzył w jej stronę i starała się wtedy w miarę swobodnie do niego uśmiechać. Były to chyba dla niej najdłuższe dwie godziny w towarzystwie innych osób. A później, gdy Wiktor odprowadził siostrę do swojego pokoju i tak czekała na niego jeszcze z dobrą godzinę.

Patrycja czuła się dziwnie zmęczona. Jakby to ona sama musiała siedzieć z tą chorą osobą i bez ustanku uspokajać, odpowiadając na te same pytania. Kiedy Wiktor w końcu pojawił się w recepcji, gdzie na niego czekała, poprosił ją jeszcze o chwilę cierpliwości.

Mogła się jedynie uśmiechać pod nosem, słuchając pretensji Wiktora do pielęgniarek odnośnie traktowania jego siostry. Była pewna, że będzie z nimi dyskutował, dopóki wszystkie jego rządzenia nie zostaną zatwierdzone.

Idąc razem do auta, zapytała, czy są jakieś problemy, na co on westchnął.

- W sumie to praktycznie zawsze chodzi o to samo, jedynie co kilka dni. Dzisiaj znowu dali jej do picia sok jabłkowy, a wyraźnie prosiłem o pomarańczowy. Mirka tylko taki lubi. I rolety w oknach mają być spuszczone do połowy, tak by w pokoju nie było za ciemno, a jednocześnie słońce nie raziło ją zaraz po przebudzeniu. Jest wtedy bardziej marudna i nie chce się ubrać po dobroci. Przecież mówię to nie tylko dla dobra Mirki, ale i samych pielęgniarek. Po co zbędna szamotanina, kiedy można pomóc włożyć jej ubranie na spokojnie?

Przytaknęła jedynie skinieniem głowy i zapięła pas.

- Ja wiem, że najłatwiej byłoby na szprycować taką osobę jakimiś lekami uspokajającymi, ale Mirka tego nie wymaga. Najpierw ją zdenerwują, a później głupio się tłumaczą, że nie było wyjścia i musieli jej coś podać. Z pewnością nie za to im płacę.

Mówił to w sposób bardzo ożywiony i nad wyraz poważny. Ona sama miałaby ochotę podać tej dziewczynie coś na uspokojenie albo lekkie otępienie, by mieć chwilę spokoju. A on po kilku godzinach w jej towarzystwie nadal pragnął jej dobra. Wydało jej się to niesamowite.

„Skąd mógł brać takie pokłady cierpliwości?" - zastanawiała się, podziwiając go coraz bardziej.

Wyszła spod prysznica ubrana w szlafrok i zeszła na dół. W salonie leżała poduszka i koc, co świadczyło o tym, że ktoś tu nocować. A dokładniej rzecz ujmując, prawdopodobnie spał tutaj właściciel pokoju na piętrze. Wiktora zastała w kuchni, gdzie oparty o blat, czytał coś na telefonie.

- Cześć - przywitała się pierwsza.

- Dzień dobry – uśmiechnął się do niej. – Wczoraj tak słodko spałaś w tym samochodzie, że nie miałem serca cię budzić. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.

- Nie. Nie jestem. Dziękuję za gościnę.

- Na pewno jesteś głodna ...

- Nie - weszła mu w zdanie. - Napije się tylko kawy - dodała, szukając wzrokiem ekspresu.

Nie usłyszała jednak żadnej odpowiedzi, dlatego ponownie spojrzała na niego. Miał dziwny wyraz twarzy.

- Czy to duży problem?

- Nie, nie - jakby się przebudził i od razu odwrócił, otwierając jedną z szafek.

Zbliżyła się, stając obok i przyglądając jego pracy nad jej porannym napojem.

- Wszystko w porządku? - zapytała, nie rozumiejąc nagłej zmiany jego nastroju.

Zawahał się może przez chwilę nad odpowiedzią, po czym potwierdził, że wszystko jest w normie. Odłożył jednak na moment puszkę z mieloną kawą i spojrzał w jej twarz.

- Posłuchaj. Ja wiem, że moja siostra to trudny przypadek, zwłaszcza teraz. Jednak nie zawsze zachowuje się w ten sposób. I dlatego mimo wszystko powinnaś dać nam jakąś szansę.

- To znaczy?

- To znaczy nie skreślać mnie tak szybko ...

- Kiedy ja niczego nie skreślam - zaprotestowała. - To ty błędnie coś zakładasz. I nie wiem dlaczego? Zawsze z rana piję kawę, a śniadanie jem później - dodała, jakby rozszyfrowując tę zagadkę. - To nie tak, że nie chce zjeść z tobą śniadania. Po wypiciu kawy nie wybiegnę z twojego domu. No chyba że tego oczekuj ...

Nie zdołała dokończyć zdania, gdyż on przyciągnął ją do siebie i od razu pocałował. Objęła go szybko, przytulając się do niego całym swoim ciałem.

Continue Reading

You'll Also Like

273K 10.5K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
183K 5.5K 31
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
429K 17.4K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
31.1K 1.2K 15
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...