31

1.2K 113 28
                                    

Na kilkanaście dni przed wakacyjmym wyjazdem z rodziną Emila, jej ojciec wydał przyjęcie, na które oczywiście musiała się stawić razem ze swoim chłopakiem. Ojciec lubił chwalić się Emilem, jakby to on sam go znalazł i podsunął córce pod nos. A przecież wcale tak nie było! On był "jej odkryciem" i nieważne, jaki udział w ich zejściu miał ojciec. Zresztą wcale jej to nie przeszkadzało, gdyż i ona bardzo lubiła się z nim pokazywać. Jedynym mankamentem było to, że na przyjęciach u ojca nadal musiała wyglądać jak zakonnica. Ubrana skromnie, ze spiętymi włosami, bez ozdób i dodatków. Obecnie było jej to jeszcze bardziej nie w smak, gdyż dzięki Emilowi przyzwyczaiła się już do dowolnych strojów i tego, że w tej kwestii nikt jej niczego nie narzucał czy sugerował. Ale nie było wyjścia.

„W towarzystwie moich przyjaciół masz wyglądać jak pełna godności młoda kobieta, a nie wamp wypuszczony z nocnego lokalu. To, co robisz i jak wyglądasz poza moim domem, zostawiam już w gestii twojego opiekuna."

Tak właśnie powiedział i podkreślał to za każdym razem, zapraszając ich do siebie. Często zastanawiała się, dlaczego musiał jej to robić. Sama przecież nieraz widziała go w towarzystwie niejednej lafiryndy. Sama też nigdy nie określiłaby się tym mianem. Owszem, lubiła wyzywające kreacje, ale było to spowodowane właśnie nadmiernym skrępowaniem w przeszłości.

„Gdyby też moje ubranie wskazywało na puszczalski styl życia, zrozumiałabym jego obiekcje, ale na litość boską, na co dzień ubieram się normalnie - bez przesady i z umiarem!"

Kuse sukienki zostawiała sobie na imprezy czy wyjazdy ze znajomymi. Poza tym teraz miała Emila i ojciec powinien poluzować jej smycz także w tej kwestii.

Czasami dochodziła do wniosku, że robił to specjalnie, by zabawić się jej kosztem. Nie miała jednak ochoty wchodzić z nim na wojenną ścieżkę, gdyż obawiała się nie tyle porażki, ile daleko idących represji. Ojciec wiedziałby gdzie uderzyć, by bolało ją najmocniej, czyli w Emila. Dlatego też zawsze z godnością dziękowała za zaproszenie, a następnie dzielnie znosiła kilkugodzinną katorgę w habicie i miała względny spokój.

Jednak tym razem było inaczej. Ojciec najwyraźniej znudził się już jej uległością i postanowił dolać oliwy do ognia. Kiedy tylko znalazła się w salonie, od razu jej wzrok padł na nią! Na nią! Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła! Monika! Była dziewczyna Emila. Skąd u diaska ojciec ją wyciągnął? Och, dlaczego musiał być takim paskudnym bydlakiem?! Poczuła, jak zalewa ją fala gniewu i wstydu. Tamta była ubrana w elegancką, bardzo seksowną sukienkę, która w porównaniu z jej szarym workiem błyszczała jeszcze bardziej. Zaś sama oprawa ... Niczym pozłacana rama. Ona zaś żadnej ramy nie miała. Nie, wręcz miała wrażenie, że tkwiła w jakiejś antyramie.

- Cieszę się, że już jesteście - z zamyślenia wyrwał ją głos zwalistego faceta, który pojawił się tuż przed nimi.

- Tak, tato - mruknęła i pocałowała go w policzek.

- Dzisiaj będzie tłoczniej niż zazwyczaj.

- Więcej gości?

- Dokładnie - uśmiechnął się mało przyjemnie. Bardziej złośliwie i perfidnie. - Więc i zabawa będzie lepsza.

W odruchu jakby mocniej przytuliła się do ramienia swojego chłopaka.

"Panie dopomóż! - westchnęła. - Co on znowu kombinuje?"

A kiedy tylko ich zostawił, od razu zobaczyła, jak w ich stronę idzie „była" Emila i wiedziała już, że cokolwiek ojciec dla niej przygotował, tym razem trafił w samo sedno. Miała ochotę krzyknąć "wygrałeś!" i wyjść z tego domu. Jednak był jeszcze Emil i to on stanowił dla niej na daną chwilę nadzieję, że przetrzyma jakoś ten wieczór.

Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)Where stories live. Discover now