❝ELECTRA HEART: your youth is...

By flawlessugar

51.7K 6.1K 877

Siódemka małych chłopców obiecuje sobie przyjaźnić się oraz nie opuszczać aż do ukończenia liceum. Czas jedna... More

ELECTRA HEART:
0. LIFE IS STRANGE
1. CAN'T PIN ME DOWN
2. TEEN IDLE
4. SEX YEAH
5. NUMB
6. IMMORTAL
7. SOLITAIRE
8. END OF THE EARTH
9. DODATEK: 1821

3. STARRING ROLE

2.6K 538 57
By flawlessugar

❝TO WSZYSTKO WYDAJE MI SIĘ BYĆ JAKIMŚ OKROPNYM ŻARTEM — GRANIE DRUGOPLANOWEJ ROLI, BO NIE MOŻESZ MIEĆ TEJ GŁÓWNEJ W CZYIMŚ SERCU❞

LEE JENO:
nieszczęśliwa miłość
________________♡________________

— Jeno?

Miłość zawsze wydawała się tak niesamowicie piękna, gdy podziwiało się ją na wielkich ekranach; gdy czytało się o niej i z rozdziału na rozdział obserwowało jak rozkwitała. Miłość wydawała się piękna, gdy istniała pomiędzy dwójką dobrych ludzi, którzy nie byli zepsuci. W rzeczywistości trudno jednak było nie zakochać się w kimś zepsutym albo nie dać się zepsuć przez bycie kochanym. Rodzajów miłości było wiele, ale ludzkie serca były zbyt małe, by kochać wszystkimi rodzajami.

— Halo, Jeno?

Zdarzało się też, że były zbyt samolubne, by pokochać kogoś poza samym sobą albo by chociaż docenić czyjąś miłość. Czasami miały dobre intencje, chciały rozkwitnąć, jednak miłość ich była zbyt krucha, na pewno nie wieczna. W ich życiu trudno było dostać główną rolę, a jak już się udało, to zazwyczaj zakończenie nie było szczęśliwe, nie należało do tych pięknych, pełnych kwiatów oraz uśmiechów. Bo, niestety, zdarzało się też tak, że ludzie odchodzili ze złamanymi sercami drugich połówek, w zamian pozostawiając jedynie kamień. Niebijący, ciężki, bezużyteczny kawałek głazu. Jednak nie wszystkie serca były takie same, na szczęście. Właściwie to każde było na swój sposób niezwykłe, gdyż potrafiło pokochać inaczej i inne osoby. No i nie wszystkie były samolubne, w końcu bywało też wprost przeciwnie — zdarzały się być zbyt dobroduszne, żeby pokochać siebie, bo innym należało się to bardziej. Tak też było w przypadku Hyucka, natomiast jeżeli chodziło o Jeno i jego sytuację, pasowało to pierwsze, przynajmniej tak trochę, no niestety.

— Hej, wszystko w porządku?

I często po zobaczeniu tej wyidealizowanej miłości w mediach, wizja jej stawała się zdeformowana, a oczekiwania — całkowicie odbiegające od rzeczywistości. W końcu każdy miał swoje własne, odmienne definicje miłości, szczęścia, ideału. Mogły być podobne, ale nigdy takie same. A było tak dlatego, że każdy na świecie był inny, wyjątkowy... Czasami nawet zbyt wyjątkowy na przyziemną, nudną miłość czy nawet tą filmową z popularnych romansideł. Niektórzy zasługiwali na więcej niż powielany, nudny schemat. I wśród tych osób był Lee Jeno.

— Czy ty... Hej, czy ty płaczesz?

Na dodatek, cholera, miłość bolała. Po co więc była, skoro przynosiła ból i rozczarowanie częściej niż szczęście oraz poczucie spełnienia? A po to, że dzięki tym smutnym, łatwiej było docenić tą udaną oraz piękną. Poza tym, cóż, człowiek potrzebował człowieka.

Jeno też kogoś potrzebował tamtej nocy i wcale nie była to jego (już była) dziewczyna.

Bo Lee Jeno potrzebował tamtej nocy Na Jaemina.

— Nie ruszaj się, jasne? Zaraz będę.

I nie kłamał, gdyż nie minęło nawet pół godziny, a Na Jaemin był obok Lee Jeno, zostając u jego boku nawet dłużej niż do rana — zostając do końca świata, na zawsze.

Już od najmłodszych lat ta dwójka wydała się być swoimi bratnimi duszami, takimi przyjaciółmi na wieki, którzy nocowali u siebie najczęściej i zawsze zostawali zabierani przez rodziców drugiego nad morze. I może Jaemin ukrywał się od dwóch lat za sztucznymi, wyidealizowanymi maskami, ale przy starszym (czyli Jeno) był w stanie zdjąć je bez rozbicia samego siebie. Cała siódemka zawsze była dla siebie nawzajem, a teraz, kiedy każdy poszedł w swoją stronę, oni postanowili iść w tą samą, jak na najbliższych przyjaciół przystało. I nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, tak uważał Lee, dlatego tamtej nocy bez namysłu chwycił za telefon i trzęsącymi się dłońmi wybrał numer różowowłosego. Jeno czuł się wtedy odrobinę samotny, bo, cholera, cała siódemka od rozdzielenia była tak niesamowicie samotna, naprawdę. Nawet oni we dwójkę, bo w końcu bez pozostałej piątki to nie było to samo, prawda? Mimo wszystko, Na Jaemin był dla Lee Jeno, gdy ten tego potrzebował. Był nawet bez swojej maski.

Odkąd starszy postanowił wynająć domek na osiedlu nieopodal razem ze swoją (już byłą od jakiejś godziny) dziewczyną, chłopcy spędzali ze sobą mniej czasu. Nadal jednak nie mogli wytrzymać bez siebie na dłuższą metę. W końcu przyjaźnili się od zawsze... Dlatego ilekroć ukochana blondwłosego Lee Jeno postanawiała spać u koleżanki czy chociażby w salonie w celu zrobienia sobie maratonu seriali z Netflixa, Jaemin biegł pod balkon starszego, by wejść przez niego, wcześniej wspinając się na wielkie drzewo stojące nieopodal. Czasami czuli się przez to jak kiepska parodia Romea i Julii. Z tym, że Jeno był chłopakiem, a oni jedynie przyjaciółmi. I może różowowłosy tamtej nocy stanowił jedynie pocieszenie, ale w końcu był najlepszym przyjacielem Jeno, który za nic w świecie nie chciał go zawieść tak, jak wydawało mu się, że zawiódł tę jedną osobę jeszcze za czasów liceum. Bał się, że kiedyś nieumyślnie zrobi to ponownie...

Blondyn z kolei, jeszcze do niedawna szalenie zakochany, bał się utraty miłości swojego życia, jak to w zwyczaju miał nazywać ciemnowłosą dziewczynę w liceum. Wtedy był w stanie zrobić dla niej wszystko, na przykład kupić najdroższy naszyjnik... O, albo gwiazdę! Swego czasu mógł nawet się jej oświadczyć, gdyby tylko był pewien, że ta się zgodzi. A, no właśnie, przekonany był, i to słusznie, że ta odrzuciłaby go. W końcu ich miłość nie była jak z filmów czy książek... W końcu nie była piękna i wieczna. Ich miłość skończyła się już osiem miesięcy po wspólnym zamieszkaniu. Dlaczego więc do wczoraj jeszcze żyli razem? Bo Jeno, niestety, czuł się do niej przywiązany jak pies łańcuchem do budy. Nie było mu w tym związku już dobrze, wręcz trochę go on dusił, ale nie miał jak się uwolnić. A to dlaczego? Bo w głębi serca myślał, że nadal kochał, chyba. Ewentualnie nie potrafił sobie uświadomić, że przestał, bo nie chciał, by jego serce okazało się zdolne do utracenia uczuć względem kogoś. I to właśnie dlatego słowa wypowiedziane tamtego dnia sprawiły, że obroża na jego szyi zacisnęła się stanowczo za mocno. A łańcuch ten mógł urwać tylko Jaemin.

— Kocha. — rzucił cicho, leżąc na białym, puchatym dywanie obok swego najlepszego przyjaciela, który, pomimo okropnej ulewy, przybiegł do niego jak najszybciej, nie zabierając ze sobą parasolki. Nim gospodarz obejrzał się, Nana pojawił się przed nim cały przemoczony z niezwykłą troską w oczach. Woda wręcz z niego kapała, ale to nie przeszkadzało mu w rzuceniu się na szyję blondyna i przytulenia czule, szepcząc, że wszystko będzie dobrze.

Lee Jeno potrzebował Na Jaemina, a Na Jaemin był obok. Był zawsze.

W tamtym momencie, oddychając głęboko oraz wpatrując się w sufit, usłyszawszy słowa przyjaciela, właściciel różowej czupryny jedynie zwrócił swą głowę w stronę tej blondyna. — Tak? — Na jego delikatnej, pięknej twarzy pojawił się szczery uśmiech pełen nadziei. W końcu Lee Jeno był człowiekiem wartym miłości najbardziej na świecie. Zawsze wspierał swoich przyjaciół na wszystkie sposoby, pomagał, dawał pełno prezentów — małych, pozornie skromnych, ale nadal niesamowicie ważnych dla pozostałej szóstki. Raz kupił im nawet bransoletki przyjaźni, kiedy jeszcze się uczyli. Na dodatek jego serce było najczystsze spośród grupki przyjaciół (razem z tym należącym do ich „Małego Księcia" — Chenle). Chłopak nigdy nie chciał nikogo skrzywdzić, zawsze pragnął dobra innych. Był skromny, dość cichy, hojny, szczery. I zarówno Jaemin, jak i Donghyuck mogliby nazwać go idealnym, gdyby tylko w ich głowach to słowo nie było największym powodem do strachu. Lee Jeno był zbyt czysty, by być idealnym. Zasłużył jednak na idealną miłość.

— Nie mnie. Kocha, ale nie mnie.

I nastała cisza. To była prawda, Eunbin z pewnością przestała kochać go w ten romantyczny sposób. Od ośmiu miesięcy widziała w nim jedynie przyjaciela; kogoś, kto uszczęśliwiał ją prawie przez trzy lata, nawet jeśli sam najszczęśliwszy w ich związku się nie czuł. A jej, cóż, było tak wygodnie. W końcu nie było między nimi niezręcznie, prawda? Czasami się śmiali, zdarzały się także wspólne wyjścia, żeby nie było podejrzanie. Ale miłość? Jej już tam nie było. Dziewczyna się z tym pogodziła, jednak on, niestety, nie do końca. I to właśnie dlatego nadal trochę cierpiał; po cichu, w towarzystwie przyjaciela, który zawsze był obok.

— Och — Jaemin zmarszczył gęste brwi, domyślając się, co mogło wydarzyć się kilka chwil wcześniej, przed wyjściem ciemnowłosej. Jego Jeno musiał mieć złamane serce i to już od dłuższego czasu, pomyślał. Gdy ostatnio spotkało go to w pierwszej klasie liceum, niedoszły różowowłosy (wtedy właściwie jeszcze szatyn) był tak zmotywowany do pomocy starszemu, że nawet założył dla niego klub. Tak, Klub. Nazywał się DNYL, skrót od Don't Need Your Love Club. Stworzony dla osób ze złamanymi sercami; pokazywał, że nie potrzebowali już dłużej romantycznej miłości do szczęścia. A to wszystko dlatego, by przyjaciel poczuł wsparcie, które Nana chciał mu przekazać całym sobą. Chłopak dokładnie pamiętał, jak to wszystko się wydarzyło. Czując zalewający od środka smutek, Jeno poszedł wcześniej spać, a szóstka jego przyjaciół postanowiła zerwać całą wtorkową noc, by przygotowywać wszystko do stworzenia klubu: plakaty, ulotki, regulamin, album na zdjęcia. Oczywiście, wpadł na to Na Jaemin, a reszta, cóż, dla swojego wzajemnego szczęścia zrobiłaby po prostu wszystko. Wyszło im to dość korzystnie, bo tak naprawdę jedynymi osobami w klubie byli oni sami oraz epizodycznie jeden uroczy chłopak — Kim Jungwoo, który jak szybko przyszedł, tak odszedł. Pomimo wszystko, nadal mieli wspomnienia oraz zdjęcia, które zrobili podczas spotkań klubowych. Poza wspólnymi fotografiami, w albumie znajdowało się też pełno ulotek, nad którymi tak się męczyli w tamtą pamiętną, wtorkową noc. Później walały się one po całym korytarzu, więc Chenle i Jisung pozbierali je z powrotem. Cała siódemka używała ich jako zakładek do książek przez następne trzy lata. Ich ostatnie trzy lata przed końcem dzieciństwa.

— Ta... — westchnął głęboko Jeno, podnosząc się powoli do siadu. Następnie zgiął swe długie nogi w kolanach, by ułożyć na nich brodę, ciemnymi oczyma wpatrując się w deszczowe niebo widoczne zza zamkniętych drzwi do balkonu oraz kilku okien.

No właśnie, balkon.

— Mam pomysł! — W jednej chwili Jaemin zerwał się na nogi, podbiegając gwałtownie do białego, solidnego parapetu. Jego przyjaciel jedynie otworzył szerzej ciemne oczy, unosząc przy tym podbródek ze swych kolan oraz marszcząc delikatnie brwi. Nie miał nawet siły pytać, więc po prostu obserwował, jak różowowłosy dobierał się do balkonowych drzwi z niezwykle ciężką klamką, zupełnie ignorując fakt, że na zewnątrz lało. Nim Jeno się obejrzał, jego najbliższy przyjaciel stał przed balustradą, trzymając na niej zaciśnięte swe palce oraz wychylając się mocno do przodu.

Aż nagle do uszu starszego dobiegł krzyk. Niesamowicie głośny krzyk.

Na dworze padało, co jakiś czas nawet grzmiało gdzieś w oddali. Panowała ciemność, a gwiazdy ukryły się ze deszczowymi chmurami. Liście z ich drzewa natomiast tańczyły w powietrzu. Porwał je wiatr, który muskał twarz blondyna, pomimo faktu, że chłopak nawet nie znajdował się na zewnątrz. Jednak to było nieważne, dopóki w jego głowie nadal rozbrzmiewał ten wrzask.

Pozwalając, by krople moczyły jego (i tak już wilgotne) włosy, skórę oraz ubrania, które dał mu Jeno, gdyż te jego miały już dzisiaj okazję spotkać się z deszczem, Jaemin stał na balkonie z zamkniętymi oczami i krzyczał najgłośniej jak tylko potrafił. Wychylał się przy tym do przodu na tyle, że z każdym gwałtownym, niebezpiecznym ruchem, bicie serca starszego przyspieszało.

— C-co ty robisz? — wyjąkał skołowany Jeno, następnie powoli podnosząc się z puchatego, miękkiego dywanu, na którym leżeli jeszcze chwilę temu oraz stając w progu otwartych przez nieprzewidywalnego chłopaka drzwi. I jedyne, co w tamtej chwili pomyślał, to to, że naprawdę potrzebował w swoim życiu kogoś takiego jak Na Jaemin, kogoś tak niezwykłego.

Był to jeden z tych momentów, kiedy Nana (gdyż tak różowowłosego nazywali przyjaciele) udowadniał światu, jak wyjątkowy oraz nieschematyczny był. Zawsze potrafił zaskoczyć swoich ukochanych przyjaciół czy to właśnie kolorowymi spinkami oraz sposobem wyrażania siebie, czy samym zachowaniem, czynami. Był jedyny na świecie, swoją wyjątkowość ukrywając za maską.

— Krzyczę! — odparł młodszy, śmiejąc się głośno oraz pozwalając, by jego farbowane włosy były rozwiewane przez mocny, jednak ciepły wiatr razem z pożyczoną koszulą, która powoli zsuwała się z jego ramion. Gdy chłopak nie ukrywał tego prawdziwego siebie, wydawał się być najpiękniejszy na całym świecie; bez tych fałszywych uśmiechów. Jedynie Na Jaemin i jego szczery śmiech, jego szczęście.

— Widzę, ale.... dlaczego?

I kolejny głośny pisk, który z pewnością zbudził wszystkich sąsiadów. Nie był to pierwszy raz, gdy na ich osiedlu było tak głośno, w końcu mieszkały tam dość młode osoby. Zdarzały się więc imprezy, logiczne. Jednak krzyk Jaemina mógł wydać się dla niewtajemniczonych słuchaczy ucieczką przed próbą morderstwa. Chłopak nie oszczędzał swojego głosu, wykorzystując go w stu procentach oraz wydzierając się prosto w niebo, do gwiazd ukrytych za chmurami.

— Bo mam dość płakania!

Oni wszyscy mieli.

W jednej chwili Jeno wbił swoje spojrzenie w znajdującego się naprzeciw właściciela różowych włosów, tak głośnego i niezwykłego. Być może jego przyjaciel żył we własnym świecie, tym kompletnie oddalonym od rzeczywistości, ale póki jego usta opuszczał śmiech, Lee nie mógł zrobić nic innego, jak uśmiechnąć się lekko, kręcąc przy tym głową. Uszczęśliwiali siebie nawzajem, robili to całe dzieciństwo oraz lata po jego zakończeniu. Widząc radość Jaemina, starszy postanowił wyjść na balkon i stanąć obok niego, pozwalając, by zimne krople deszczu zaczęły moczyć jego ciepłą, gładką skórę.

— Teraz ty! Krzycz ze mną!

Chłopak pokręcił jedynie głową, unosząc ją następnie lekko, by spojrzeć na niebo oraz wziąć głęboki oddech, zaczerpując swieżego, deszczowego powietrza. — Jesteś idiotą, wiesz?

Tak naprawdę, to nie. Uważał wprost przeciwnie, zauważając w przyjacielu coś tak nieschematycznego, że aż genialnego. Jeno z kolei zawsze nosił plakietkę tego normalnego, opanowanego, trochę zabawnego, bardzo przystojnego i przez niektórych zapewne określanego jako ideał, którego (z nieznanych blondynowi powodów) Jaemin nienawidził. Myśląc o tym, coś we wnętrzu starszego naprawdę zapragnęło głośno wrzasnąć. Wykrzyczeć, że nie był już niczyją własnością, że nie potrzebował miłości, że był wyjątkowy i wcale nie aż tak normalny. Chciał, jednak nadal miał przed sobą pewnego rodzaju ścianę, której przebicie było zbyt ciężkie, by zrobić to w pojedynkę. Każda jej cegiełka była jedną zasadą. Stosował się do wszystkich, chociaż tak naprawdę niektórych z nich nie lubił. Na przykład tej o codziennym wstawaniu rano, o chodzeniu na durną siłownię, o nie podnoszeniu głosu i uśmiechaniu się do Eunbin, nawet gdy wcale nie czuł się szczęśliwy w jej towarzystwie. Chciał, by w końcu ta głupia ściana zniknęła. Chciał robić to, co mu się podobało. Chciał nadal mieszkać u przyjaciół. Chciał zadzwonić do nich i odzyskać. Chciał krzyczeć z Jaeminem na balkonie.

— No dalej! Twoja kolej! — Różowowłosy nie poddawał się, widząc jak przyjaciel powoli pękał. Nawet po ciemku mógł zauważyć, że ten zaczął intensywnie nad czymś rozmyślać, zaciskając palce na balustradzie stanowczo za mocno. Jakby ten spokój, który nieustannie musiał być w Jeno, właśnie z niego uszedł. Tak naprawdę oboje byli o krok od zniszczenia wszystkich cegiełek i doprowadzeniu do momentu, w którym żadna z narzuconych sobie samemu przez Jeno zasad nie będzie się liczyć.

— W twoich snach — prychnął śmiechem, puszczając balustradę oraz opierając się na przedramionach. Próbował się uspokoić, pozostać cichym oraz uśmiechniętym, jednak gdy usłyszał rząd głośnych oraz irytujących „proszę" z ust przyjaciela, w końcu nie wytrzymał. Nie minęła chwila, a Jeno wyprostował się, wywracając oczami oraz podnosząc nieumyślnie głos. — Nie!

I ściana runęła. Tak po prostu.

— O, popatrz, już krzyczysz — Młodszy spojrzał na przyjaciela z szyderczym uśmieszkiem, szturchając go lekko łokciem w przedramię. I może Lee zachowywał się, jakby nienawidził w nim tego, ale w rzeczywistości, na Boga, cała szóstka to kochała. Uwielbiała jego droczenie się z nimi, o, albo gdy uwieszał się na nich, pomimo jasnej odmowy. Po prostu chłopcy wiedzieli, że były rzeczy, których Nana nie zrobiłby wśród innych ludzi; rzeczy zarezerwowane tylko dla nich — dla tych, których Jaemin miał w swoim wielkim, ciepłym sercu. A z pewnością miał w nim Lee Jeno.

— Wcale nie! Przestań! — Jedyne co mógł zrobić, to odepchnąć teatralnie przyjaciela, udawając obrażenie, chociaż tak naprawdę miał śmiech na końcu nosa. Kochał momenty, w których czuli się tak swobodnie i robili głupie rzeczy. Nieważne czy mieli pięć lat, czy dwadzieścia jeden. Liczyło się to, jak szczęśliwi byli w swoim towarzystwie.

— Lee Jeno, właśnie stoisz obok twojego przyjaciela, który jest kompletnym idiotą i krzyczysz nawet głośniej od niego!

I może nie byli już dziećmi; może nie odwiedzali już ukochanego domku na drzewie czy piaskownicy, ale nadal potrafili mieć momenty, w których czerpali tyle radości z najprostszych rzeczy, co te piętnaście lat temu.

— Na Jaemin, który jest kompletnym idiotą zmusił mnie do tego!

— Ale to lubisz, Lee Jeno!

— Za to ciebie, Na Jaemin, nie znoszę!

Żartował, oczywiście. I wystarczyła im jedynie chwila tych beztroskich, infantylnych żartów na ogromnym balkonie pod deszczowym niebem, by ich relacja została wywrócona do góry nogami... by ściana i wszelkie smutki zniknęły.

— Z kolei ja, Lee Jeno, lubię cię bardziej niż sobie wyobrażasz!

   „Lubię cię bardziej niż sobie wyobrażasz".

I nagle nastała cisza. Już nikt nie krzyczał ani nie śmiał się w niebogłosy. Teraz na świecie była tylko ta dwójka, która w jednej chwili zamilkła, wpatrując się w siebie z niemałym zaskoczeniem widocznym w szeroko otwartych, ciemnych oczętach. Słychać było jedynie krople deszczu uderzające o dach, o podłogę balkonu, o nich samych, dźwięk wiatru bawiącego się z liśćmi, zapraszającego je do tańca oraz ich oddechy.

W tamtym momencie Jeno nie myślał już o tym, że w sercu swojej byłej już dziewczyny odgrywał jedynie drugoplanową rolę, gdyż liczyło się tylko to, że w życiu najlepszego przyjaciela zawsze miał tą główną. U całej szóstki miał.

Z tą też myślą jedną dłonią ujął nadgarstek różowowlosego, na którym znajdowała się bransoletka przyjaźni wręczona przez Jeno w ich licealnym klubie, a drugą — mokry od kropli deszczu policzek, powoli oraz delikatnie łącząc ich usta.

Tak naprawdę nie planował tego robić. Chłopak chciał po prostu dać upust swoim emocjom i krzyknąć głośno, ale na chwilę zwyczajnie zagubił się w oczach swojego przyjaciela, dając sercu decydować za siebie. I właśnie tak się to skończyło — czułym, niespodziewanym i nieprawidłowym, za to niesamowicie pięknym pocałunkiem na balkonie, o którym nikomu nie powiedzieli.

I może usta Nany nie smakowały jak malinowa wata cukrowa, którą jedli razem nad morzem dziesięć lat temu ani jak poncz, który pili na balu. A to wszystko, ponieważ tak samo, jak wyjątkowy był różowowłosy, tak wyjątkowy smak miały jego wargi. Nie dało się porównać ich do niczego, co Jeno dotychczas próbował, w tym do ust jego byłej dziewczyny, z którą jedyne, co go łączyło, to dom oraz wspomnienia miłości. Ale to nie był jej moment. Ona nie grała już pierwszoplanowej roli. Głównymi bohaterami była siódemka przyjaciół, których przeznaczeniem był powrót do domku na drzewie. Dla Eunbin nie było już miejsca w scenariuszu od chwili, w której zamknęła za sobą drzwi. I może Mark zrobił to samo dwa lata temu, jednak on zawsze miał pierwszoplanową rolę w ich życiach; dla niego to miejsce było zawsze. Ale dość o tym, gdyż w tamtej chwili liczyli się tylko Lee Jeno oraz Na Jaemin.

Na Jaemin, który po raz pierwszy w swoim życiu podczas pocałunku nie czuł się brudny.

Gdy tylko odsunęli się od siebie, świat wydał się im być całkowicie innym miejscem niż dotychczas. Oboje całkowicie nie wiedzieli, co nimi kierowało. Nie do końca nawet mieli pojęcie, jak do tego doszło. W końcu wydarzyło się to tak nagle i szybko. Pomimo wszystko, było magicznie. I nawet nie zauważyli, że przestał padać deszcz, a na niebie pojawiły się gwiazdy, gdyż jedyne ciała niebieskie, które ich interesowały, to te w swoich oczach.

— Przepraszam. — Tylko na tyle było stać Jeno po tym wszystkim. W końcu nie miał prawa całować swojego najlepszego przyjaciela, prawda? Przecież dorastali razem, uczyli się tabliczki mnożenia, ściągali od siebie na testach, roznosili ulotki za grosze, rozmawiali o dziewczynach (i o chłopakach ze względu na właściciela różowych włosów). To po prostu było dziwne, nie wchodziło w grę i wcale nie powinno mu się podobać, chociaż było całkowicie inaczej. Bo, tak, Lee Jeno podobał się pocałunek z Na Jaeminem i nadal potrzebował chłopaka obok. Potrzebował nie tylko tamtego dnia, a codziennie.

Lee Jeno potrzebował Na Jaemina, a Na Jaemin nadal był obok. Był już zawsze i nigdy nie uciekł.

Co do ich zbliżenia, młodszy z kolei zwyczajnie poczuł, jakby był w niebie. Dłonią dotykając swoich warg, na których pozostawiony został pocałunek, a oczyma spoglądając w te przyjaciela. Być może chłopiec ukryty pod maską marzył o tej chwili; być może pragnął ją powtarzać codziennie. W tamtym momencie był tak szczęśliwy, jak w domku na drzewie te piętnaście lat temu. A skoro był tak blisko nieba, przyszło mu jedynie spróbować dotknąć gwiazd.

— A pamiętasz może... — zaczął niemalże szeptem, zmieniając równocześnie temat. I nie zrobił tego celowo, naprawdę nie. Po prostu to jego szaleńczo bijące serce zagłuszyło wcześniejszą wypowiedź blondyna. — Pamiętasz, jak nocowałem u ciebie tydzień pod rząd, wtedy w wakacje? — Kiwnięcie głową ze strony spiętego Jeno, nadal nie wiedzącego do czego zmierzał Nana. — W pewnym momencie łóżko wydało nam się być zbyt nudnym i schematycznym miejscem do spania — Jaemin powrócił wspomnieniami do dzieciństwa, gdy byli jeszcze w szkole podstawowej i nie musieli martwić się tym, co powiedzą inni ani skąd wziąć pieniądze. Gdy nadal przebywali w domku na drzewie, łaskocząc się, śmiejąc, słuchając historii innych chłopców oraz co jakiś czas nawet tam śpiąc. Gdy nie mieli żadnych problemów i byli najszczęśliwszą siódemką dzieciaków, które jedyne co potrzebowały, to siebie nawzajem. — A my nie byliśmy przecież nudni i schematyczni, więc poszliśmy spać gdzieś indziej niż w pokoju.

W jednej chwili cały stres spowodowany tym, co się wydarzyło uszedł z ciała blondyna, a jego myśli zaczęły krążyć wokół tych pięknych czasów, gdy byli tylko dzieciakami. I tamtej nocy nie zapytał nawet młodszego o ich pocałunek. W końcu jakby chłopakowi nie podobałoby się, jakby miał coś przeciwko, jakby był zły, to powiedziałby Jeno od razu. Przecież jego Nana nie kłamał, prawda?

— Na dach.

Dokładnie tak, poszli spać na dachu, obserwując gwiazdy oraz szukając na nocnym niebie konstelacji, na których kompletnie się nie znali. Tamtej nocy, dziewięć lat temu... Wtedy naprawdę czuli się wolni oraz pełni radości. Zupełnie tak, jakby sami byli gwiazdami, które spotkały się na ogromnym niebie, należąc do jednej konstelacji razem z pozostałą piątką chłopców.

— Nie chciałbyś może tego powtórzyć?

I nim się obejrzeli, skończyli na dachu domu Jeno oraz (jeszcze do ubiegłego dnia) Eunbin z dwoma miękkimi poduszkami oraz granatowym, puchatym kocem, pod którym ukrywali swoje splecione dłonie. Starali się nie myśleć już więcej o, cóż, najpiękniejszym pocałunku ich życia ani nie rozmawiać o nim, a przynajmniej nie przez następne kilka godzin. Po prostu udawali, że wcale się nie wydarzył, chociaż to było trochę niemożliwe, gdyż oboje nie mogli odciągnąć swoich myśli od tamtej wyjątkowej chwili. Chwili, która zmieniła w ich sercach wszystko, chociaż wstydzili się do tego przyznać, rumieniąc się nieustannie, gdy tylko ich dłonie ocierały się o siebie, jakby przez przypadek, kiedy akurat się za nie nie trzymali. Dla Jeno tamta noc była idealnie, a dla Jaemina — najpiękniejsza na świecie, gdyż zbyt bał się rzeczy idealnych, by określić tak tamte cudowne chwile na dachu oraz balkonie.

Być może serce blondyna zaczęło wtedy bić na nowo, w kompletnie innym, nowym rytmie, z nowym scenariuszem.

I to właśnie to jedno serce wydawało się Jaeminowi złote, z pewnością zasługiwało ono na najprawdziwszą miłość: tą jego przyjaciół.

W końcu nadal kochali, prawda?

________________♡________________

3. PIOSENKI:
DUNCAN LAURENCE — ARCADE
LORD HURTON — THE NIGHT WE MET
SUFAN SUJVENS — MYSTERY OF LOVE (CALL ME BY YOUR NAME)
MARINA AND THE DIAMONDS — STARRING ROLE
MARINA AND THE DIAMONDS — BUY THE STARS
SYML — WHERE'S MY LOVE
MONSTA X — WHO DO U LOVE

Continue Reading

You'll Also Like

6.8K 951 26
- historia o samotnym wampirze, który dostaje od losu kolejną szansę do poznania języka kwiatów ships: johnten, johnil; tags: angst, romance (a littl...
1K 59 5
Po prostu one-shoty, jakieś pseudo poezje mojego autorstwa „" wszystkie inspiracje zawsze w mediach pod danym rozdziałem
2.4K 222 6
Yoongi uważał że Hoseok jest przepiękny !angst !nonau
15.9K 1.1K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...