❝ELECTRA HEART: your youth is...

By flawlessugar

51.7K 6.1K 877

Siódemka małych chłopców obiecuje sobie przyjaźnić się oraz nie opuszczać aż do ukończenia liceum. Czas jedna... More

ELECTRA HEART:
0. LIFE IS STRANGE
1. CAN'T PIN ME DOWN
3. STARRING ROLE
4. SEX YEAH
5. NUMB
6. IMMORTAL
7. SOLITAIRE
8. END OF THE EARTH
9. DODATEK: 1821

2. TEEN IDLE

2.6K 546 20
By flawlessugar


❝CHCIAŁEM PO PROSTU BYĆ IDEAŁEM❞

LEE DONGHYUCK;
nienawiść do samego siebie,
zaburzenia odżywiania
________________♡________________

Smukłe palce powoli sunęły po suchej, jednak gładkiej jak papier skórze, zahaczając o coraz to bardziej odstające kości z niesamowitą satysfakcją. W pewnym momencie chude dłonie zatrzymały się na żebrach, badając dokładnie każdy ich centymetr, przejeżdżając po wszystkim, co widoczne oraz możliwe do zbadania poprzez ludzki dotyk. Aż w końcu jego palce zakończyły swoją podróż, zaciskając się na talii chłopaka, dłońmi obejmując ją całą tak, aby opuszki wraz z paznokciami mogły spotkać się ponownie po pokonaniu całego obwodu. W oczach na ułamek sekundy pojawiły się iskierki pełne czegoś niesamowicie toksycznego, a na twarzy o delikatnych rysach — ledwo widoczny, słaby uśmiech. I mógł trwać w tej pozycji godzinami, czerpiąc z niej satysfakcję, jednak gdzieś we wnętrzu nadal czując niedosyt. Miał tak dużo, ale nadal chciał więcej, i więcej, i stanowczo za dużo, niż mógł sobie pozwolić. A gdy jego podkrążone, zaczerwienione (oczywiście, od czynności, którą wykonywał po śniadaniu w łazience) oczy zaszły łzami, które następnie poczuł na swoich policzkach, zaczął ściskać znacznie mocniej. Wbijał swe paznokcie gdzieś pod żebra, aby tylko sprawić sobie jakikolwiek ból. Jego umysł oraz obsesja pogrywały sobie z nim i doprowadzały do momentów, w których zagubiony sam nie potrafił zrozumieć swoich uczuć czy też czynów. Zawsze był wesoły, sarkastyczny, energiczny... Nigdy nie chciał zrobić krzywdy sobie czy też innym. Tak, bo w końcu przez zaburzenia odżywiania nie cierpiała tylko osoba chora, a wszyscy dookoła — raniła bliskich, dlatego Hyuck ukrywał ją tak, jak tylko mógł. Bywały momenty, gdy głos rozsądku powtarzał w głowie, że nie dawał sobie rady; że potrzebował pomocy, równocześnie odtrącając ją ilekroć tylko się pojawiała. W końcu to wcale nie tak, że ludzie widzieli, prawda? Na pewno nie zauważali, że zawsze zdrowe włosy z czasem zaczęły wypadać wręcz garściami, a paznokcie — łamać się. Same palce zresztą również nie wyglądały najlepiej z wiadomych powodów. Ale, nie, oni definitywnie nie czuli tego charakterystycznego zapachu octu jabłkowego pomieszanego z miętą pochodzącą od gum do żucia. Nawet jeśli, i tak nie wiedzieli, co to wszystko oznaczało, racja? Jego sekret był bezpieczny. Nie wiedzieli. No i na pewno nie zauważali, że coraz częściej było mu zimno; że miał coraz więcej włosów na rękach oraz lęków w głowie. Był przekonany, że ludzie dookoła, w tym przyjaciele, nie zwracali uwagi na to, że chłopak stopniowo znikał, że nie był już tym Donghyuckiem z ich ukochanego domku na drzewie. Wierzył, że nie widzieli tej paniki w jego oczach, ilekroć zostawał zapytany, dlaczego nie jadł. Przecież to niemożliwe, żeby wiedzieli już od tamtej pamiętnej nocy, prawda? Na pewno nie mieli z jej powodu koszmarów. Na pewno nie bali się wtedy o jego życie. Na pewno nie wiedzieli.

Wymarzony oraz wyczekiwany przez chłopaka o orzechowo-miodowych włosach bal na zakończenie liceum był nocą, podczas której gwiazdy świeciły stanowczo za jasno. Równocześnie był też tym, którego bał się w głębi serca oraz chciał uniknąć za wszelką cenę. Na samą myśl jego wychudzone ciało przechodziły dreszcze, a oddech stawał się nierówny. Szkolne bale były zbyt idealne, dokładnie tak samo, jak ludzie na nich... A on przecież nadal nie był wtedy perfekcyjny, nawet jeżeli tak bardzo o tym marzył. Nie mógł się na nim pojawić, nie w takim stanie. Wiedział jednak, że Jaemin, będący jednym z organizatorów, byłby, cóż, zasmucony nieobecnością jednego z najlepszych przyjaciół. Włożył w przygotowanie wszystkiego całe swoje serce, co naprawdę było widoczne. Wystrój był w końcu tak wyjątkowy, jak sam Jaemin. I to właśnie dla niego oraz reszty przyjaciół Hyuck zdecydował się odważyć i pójść, czego potem żałował. Bo to właśnie tam został zdemaskowany i to właśnie wspomnienia z tamtej nocy pragnął usunąć ze swojej głowy.

Jego droga do perfekcji była wyboista, przepełniona koszmarami oraz bez mety. Droga ta była niekończącym się wyścigiem, walką o toksyczne marzenia oraz życie. Na początku, jak i w przypadku Renjuna, wszystko było idealnie. Chłopak stawał się coraz to perfekcyjniejszy — szczupły, piękny, po prostu lepszy. Wygląd rekompensował brak energii oraz złe samopoczucie. Przyjaciołom — niezbyt, ale Donghyuckowi, jak najbardziej. I gdy to wszystko się zaczęło, czuł się naprawdę coraz szczęśliwszy z dnia na dzień. Bo o to w tym wszystkim dokładnie chodziło... Żyło się dumnie, zbliżając do ideału każdego dnia, aż w końcu było za późno — pozostawało się i bez niego, i bez życia. A chłopak doświadczył tego właśnie tamtej nocy na balu.

Wszystko było tak niesamowicie piękne; ściany granatowe, przyozdobione lampkami oraz fluorescencyjnymi gwiazdkami — tymi samymi, którymi pokryta była podłoga poza parkietem. Nawet ogromny stół z przekąskami wpasowywał się kolorystycznie w klimatyczny wystrój sali. Było zupełnie tak, jakby znajdowali się na nocnym niebie; jakby byli wśród gwiazd. Sam Jaemin wyglądał jak jedna z tych najjaśniejszych, ubrany w granatowy, dopasowany w talii garnitur z dwoma uroczymi spinkami w kształcie gwiazdek po bokach głowy. Marynarka nie wyglądała do końca na męską, była rozpięta, a pod spodem znajdowała się koszulka tego samego koloru. Nie oszukujmy się, tylko on mógł założyć coś takiego i stać się obiektem oklasków, a nie drwin. Wydawał się być najpiękniejszą gwiazdą, chociaż to jego uśmiech rozkochiwał bardziej niż wszystkie ciała niebieskie na raz. Czy Hyuck mu zazdrościł? Był jego najlepszym przyjacielem, więc bardziej cieszył się jego szczęściem, niż pragnął tego, co chłopak posiadał. Chociaż... Być może jednak zazdrościł tak trochę każdemu z jego ukochanej szóstki — Chenle optymizmu, Jisungowi wzrostu, Jeno uśmiechu, Markowi predyspozycji, Renjunowi mądrości, Jaeminowi urody oraz statusu. Albo być może wcale tak nie było, gdyż kochał ich najmocniej i życzył jak najlepiej. Szczerze mówiąc, sam już się pogubił. Wiedział jedno: na balu bardzo chciał lśnić jak piękna gwiazda, w rzeczywistości zostając tą spadającą.

Ledwie pamiętał tamtą chwilę. Wiedział, że jakimś pieprzonym cudem wylądował w wielkiej, zadbanej łazience, dłonie kurczowo zaciskając na białej, czystej desce i pozbywając się z żołądka wszystkiego, co zjadł oraz wypił. Chociaż czy on w ogóle cokolwiek przełknął tamtej nocy? Nawet już nie pamiętał. I to wcale nie za sprawą alkoholu, nie. Z Hyuckiem po prostu działo się tamtej nocy coś złego — czuł to, ale ignorował, chcąc skupić się na dobrej zabawie, co obiecał i sobie, i przyjaciołom. Niestety, zamiast na parkiecie z uśmiechem, skończył na kolanach w ostatniej z kabin. Dodatkowo z zaczerwienionymi, załzawionymi oczami oraz lekko drżącymi dłońmi. I właśnie w tamtym momencie poczuł metaliczny posmak krwi na języku, chwile później ją wypluwając.

— Cholera.

Nie wiedział, co wydarzyło się dalej. Od tamtego momentu obraz zaczął się rozmazywać, a on — powoli gasnąć. Gdy obudził się w szpitalnym łóżku pod kroplówką, został o wszystkim poinformowany, jednak usunął to ze swojej pamięci jak najszybciej. Szkoda tylko, że pozostała szóstka nie była w stanie zrobić tego samego... Wizja ich ledwo trzymającego się na chudych nogach przyjaciela podczas wychodzenia z łazienki oraz dźwięk jego ciała opadającego bezwładnie na podłogę odtwarzała się w ich głowach co noc przez następny miesiąc. W przypadku niektórych, przez rok. Cała ta scena była nie do zapomnienia, zupełnie niczym koszmar. Gwałtownie wyłączona muzyka oraz zapalone światła. Powoli rozsuwający się tłum, wśród którego znajdowali się zmartwiony Jeno oraz przerażony Mark, który nie był nawet w stanie drgnąć, dając się sparaliżować. Prędko wstający Chenle, czujący, jakby coś w jego sercu pękło. Stojący nieopodal Renjun, który już wtedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego jego przyjaciel leżał nieprzytomny na podłodze pomiędzy fluorescencyjnymi gwiazdkami. Gdzieś w kącie znajdował się też Jisung tkwiący w szoku. Ach, no i Jaemin upuszczający z hukiem mikrofon, przez który właśnie wygłaszał przemówienie na scenie. I chyba właśnie ten ostatni z nich przeżył to najbardziej, gdyż w chwili, kiedy reszta przyjaciół pojechała do szpitala, on musiał zostać na scenie. Stał na niej z fałszywym uśmiechem i prowadził dalej bal, chociaż we wnętrzu, pod maską coś zaczęło się kruszyć.

Nie tylko w tej dwójce coś się zmieniło. Dokładnie wtedy Renjun zaczął widzieć, jak wszystko się rozpada; Chenle bać się tego, a Jisung... chyba zwyczajnie przestał im ufać, gdyż miał świadomość tego, że każdy zaczynał mieć swoje tajemnice. Czemu więc on miałby ich nie mieć? Z kolei Mark... Mark po raz pierwszy zaczął się o kogoś aż tak martwić. W jednej chwili zapragnął z całego serca wrócić do momentu, gdy nocowali we dwójkę u siebie, a starszy uczył się recytacji ich przysięgi. Nagle zapragnął usłyszeć irytujące oraz piskliwe „Kanada!" z ust jeszcze do niedawna tak często uśmiechniętego chłopaka. Tęsknił za tym dawnym Donghyuckiem oraz nieustannie przejmował się jego stanem. Również tamtego dnia, kiedy to opuścił ich wspólny dom. Ale nawet to nie powstrzymało go przed zamknięciem za sobą drzwi dwa lata temu.

„Ciekawe, czy martwiłby się, gdyby widział mnie teraz..." Dokładnie ta myśl przeszła przez chorą głowę, i to niejednokrotnie. Kiedyś to właśnie najstarszy był tą jedną osobą, która, pomimo wszystko, potrafiła namówić Hyucka na wspólne pójście na gofry czy też lody pistacjowe. Ich smak już zawsze będzie kojarzył mu się z Markiem, wiedział to. Chłopak był powodem chwil, podczas których było dobrze, ale równocześnie sam w sobie był także jednym z pierwszych powodów, które poprowadziły młodszego prosto w tę zabójczą pułapkę. A w niej został już kompletnie sam.

— Hyuck? — Na ziemię sprowadził go spokojny oraz melodyjny głos.

I być może tamtego dnia coś w jego sercu chciało, żeby po odwróceniu się ujrzał Marka, ale doskonale wiedział, że chłopaka nie było już obok.

Teraz w progu drzwi do sypialni stał Renjun — już z brązowymi, długimi włosami, nie czerwonymi oraz z masą podkładu na szyi. Spojrzenie jego wydawało się być pełne czegoś, czego żaden z przyjaciół nie zobaczył od zeszłego roku. I było to widoczne nawet za okrągłymi okularami.

A Donghyuck? Jego pełne małych ranek od prowokowania wymiotów dłonie nadal znajdowały się pod żebrami, zaciskając się mocno w talii. Policzki były mokre od łez, włosy — roztrzepane i rzadkie, a oczy, cóż, one były pełne przerażenia, gdyż wiedział, że znalazł się w sytuacji, z której nie było już żadnego wytłumaczenia.

Pewnie zaraz zostanie przytulony, pomyślał. Zamknięty w uścisku, który jedynie pogorszy wszystko, gdyż objęcia były ostatnią rzeczą, której potrzebował. Błędne postrzeganie własnego ciała, ciągłe próby zmiany go oraz wieczne nienawidzenie... A na koniec poczucie winy, gdyż nie potrafiło się być normalnym człowiekiem. Nawet nie idealnym, po prostu kimś wystarczającym.

— Nie martw się — zaczął spokojnie przyjaciel. I słowa te wypowiedział w taki sposób, że momentalnie lęki młodszego odeszły na bok. Zdjął on dłonie ze swojego ciała oraz spojrzał na znajdującego się nieopodal Renjuna, czekając aż ten kontynuuje swoją wypowiedź. — Ja też mam swego rodzaju problem.

I cisza.

Krótka przerwa, podczas której jego dłoń przeniosła się na pomalowaną na lawendowo szyję, ścierając warstwę podkładu oraz pozwalając jego siniakom być znacznie bardziej widocznym.

— Myślę, że my wszyscy jakieś mamy, wiesz? — zaśmiał się cicho, chociaż nie czuł w tamtym momencie żadnej radości. Mówiąc to, czego nikt nie chciał powiedzieć przez cały ubiegły rok, w jego wnętrzu panował prawdziwy huragan. Był dumny z ciebie, że w końcu odważył się komuś powiedzieć oraz dumny z chłopaka o orzechowo-miodowych włosach, który nie zasłaniał się, nie chował; stał i słuchał. Z drugiej strony... Było mu przykro, że sprawy tak się potoczyły. Doszli do momentu, w którymi wszyscy z nich byli praktycznie zniszczeni. Jasne, dało się ich naprawić, jednak nie można było usunąć wszystkich nieprzyjemności z ich głów. Poza tym, nie ukrywajmy, chłopak stresował się, i to niesamowicie. W końcu mogło się nie udać, ale on postanowił ryzykować.

Wierzył w swoich przyjaciół i wiedział, że oni również wierzyliby w niego, gdyby wiedzieli o jego celu.

Złożenie tej samej obietnicy jeszcze raz.

— Ale nie możemy poradzić sobie z nimi sami... Przecież wiesz o tym. My wszyscy wiemy, a mimo to nie posłuchaliśmy Chenle, kiedy prosił, byśmy to zrobili. Więc teraz... Teraz powinniśmy to naprawić. Powinniśmy wrócić do domku na drzewie.

I na ustach Hyucka nagle pojawił się ledwo widoczny, słaby uśmiech.

________________♡________________

02. PIOSENKI:
MARINA AND THE DIAMONDS — TEEN IDLE
EDITH BACKLUND — SKINNY
SYML — MR. SANDMAN
BEACH BUNNY — PROM QUEEN
ELYSIANSOUL — WAITING TO BE WEIGHTLESS
MELANIE MARTINEZ — MRS. POTATO HEAD
THE 1975 — I ALWAYS WANNA DIE (SOMETIMES)

Continue Reading

You'll Also Like

7.1K 707 20
gdzie okazuje się, że wszelakie problemy są o wiele powszechniejsze niż nam się wydaje, lecz tylko nieliczni są w stanie je dostrzec. lub gdzie klub...
56.8K 3.1K 110
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
1K 59 5
Po prostu one-shoty, jakieś pseudo poezje mojego autorstwa „" wszystkie inspiracje zawsze w mediach pod danym rozdziałem
2K 110 6
Taehyun i Beomgyu są przyjaciółmi od 2 lat. Każdy z nich jest potajemnie zakochany w tym drugim, lecz boja sie przyznać. Beomgyu chce zrobić pierwszy...