Beauty And The Muddle

By Werwerka

8.8K 847 59

Co się stanie, gdy zaburzenia psychiczne zmieszają się z przepięknym darem? Jedno jest pewne, będzie to istna... More

Prolog - Piękno i Zamęt
Chapter 1 Muzyka z ciemnej strony
Chapter 2 Wspomnienia
✏Chapter 3 Bez zrozumienia
Chapter 4 Świat u stóp wariatów
Chapter 5 Światło księżyca
Chapter 6 - Uczucie
Chapter 7 - Coś, czego nie można zmienić
Chapter 8 Blair
Chapter 9 Niepoczytalność najgorszym wrogiem
Chapter 10 - Wariat niezmiennym jest
Chapter 11
Chapter 12
Chapter 13
Chapter 14 Wrogowie światła
Chapter 15 Niewinność artystyczna
Chapter 16
Chapter 17
Chapter 18
Chapter 19 Magia umysłu
Chapter 20 W chorej ciszy wszystkie głosy milkną
Chapter 21
22. Szaleństwo w miłości
23. Pytanie bez odpowiedzi
24. ,,Będzie Dobrze"
✴Chapter 25✴ Każdy może być gwiazdą
26.Musisz się jeszcze wiele nauczyć
27. Prawda
28. Koszmar nocny
30. Maskarada
31. Połówka krwawej całości
Epilog
♫Playlista ♪
DRUGA CZĘŚĆ
JUŻ W SPRZEDAŻY

29. Strach i pasja

62 9 0
By Werwerka

- Powiecie w końcu, do jakiego szpitala psychiatrycznego ją wywieźliście?!
Cisza.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na Carly. Talerz wypadł z rąk Adaline i roztrzaskał się o marmurową podłogę. Twarze matki i ojca dziewczyny zbladły, i to tak bardzo, że mogłyby porównywać się ze ścianą w pomieszczeniu.
- I co? Nic nie powiecie? - Jako pierwsza odezwała się sprawczyni całego zamieszania. Założyła ręce na biodra i zmarszczyła brwi. Wystrzelała swój wzrok raz w matkę, raz w ojca. Jej złość nie miała granic.
- Carly... skąd... - zaczęła Izabelle.
- Nieważne. Ważne, że wiem. A teraz mówcie mi, jak to naprawdę było. Już. Bez żadnych wymówek - zarządziła.
Adaline usunęła się z pola widzenia. Oficjalnie rozpoczął się pojedynek: rodzice kontra Carly.
Izabelle i Josh spojrzeli po sobie. Ewidentnie nie wiedzieli, jak mają się zachować. Najwidoczniej nie przewidzieli, że taka chwila w ich życiu w ogóle będzie miała miejsce.
- No dobrze, skoro tak bardzo ci zależy - powiedziała z przekąsem jej matka. - Usiądź.
Dziewczyna, omijając odłamki roztłuczonej porcelany zajęła miejsce naprzeciwko rodziców. Pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą posiadała, zupełnie wyparowała. Miała wrażenie, jakby zaczęła się zmniejszać, jednak nie dała tego po sobie poznać.
- W takim razie, słucham.
- Blair była chora. Zabiła Makaylę i tego chłopaka. Dlatego ją oddaliśmy - zakończył Josh.
Carly spojrzała na ojca z niedowierzaniem.
- To tyle? Tyle macie mi do powiedzenia?! - walnęła pięścią w stół. - Dlaczego ją oddaliście? Dlaczego do mnie nie zadzwoniliście?! - zaczęła histeryzować. - Mam prawo wiedzieć, co dzieje się z moją siostrą!
- Uspokój się! - ryknął na nią ojciec. To spowodowało, że skuliła się na krześle. Odwróciła wzrok i napotkała w drzwiach sprzątaczkę wraz z miotłą i szufelką.
- Adaline, przyjdź później - nakazała Izabelle. Kobieta bez słowa skinęła głową i odeszła.
Wzrok obydwojga rodziców znów spoczął na córce.
- Nie mieliśmy innego wyjścia.
- No dobrze, to powiedzcie mi chociaż, dlaczego powiedzieliście mi, że ona nie żyje?
Minęła minuta, dwie minuty, trzy minuty, a odpowiedzi nie otrzymała. Fala goryczy powróciła.
- To podajcie chociaż adres szpitala.
Znowu nic. Złość dziewczyny nie miała granic. Miała ochotę krzyczeć, rozwalić coś, ale przede wszystkim udusić rodziców za takie kłamstwo.
- No dobrze - w końcu dała za wygraną - jeśli zamierzacie dalej tak milczeć, to ja w takim razie idę. - Wstała z miejsca i posunęła krzesło. Będąc przy wyjściu, jeszcze dodała: - I tak dowiem się, gdzie ona jest.
Pogrążona w otchłani rozpaczy przeglądała rysunki swojej siostry, nie przestając myśleć. Wciąż nie pojmowała, dlaczego rodzice wysłali Blair do tego okropnego miejsca; w miemaniu Carly, nie zasłużyła na to. Znów zaczęła siebie obwiniać o zostawienie jej z rodzicami. Gdybym tylko nie wyjechała, powtarzała ciągle w myślach. Była tak pochłonięta oglądaniem prac swojej siostry, że nie zauważyła nawet, kiedy zrobiło się ciemno.
Z ogromną niechęcią wygrzebała spod poduszki piżamy i poszła wziąć prysznic. Jednak nawet ciepła woda zderzająca się z jej skórą, nie była w stanie uspokoić Carly. Dziewczyna przez cały czas była spięta i myślała tylko nad tym, jak odnaleźć Blair. Nic innego się dla niej nie liczyło. Otaczający ją świat i jego piękno w ogóle przestało ją insteresować. Wręcz przeciwnie. Wszystko zaczęło ja drażnić. I pomyśleć, że jeszcze niespełna wczoraj była to osoba tętniąca życiem i wiecznym optymizmem, który wcale nie był taki wieczny, jak się okazało.
Zmęczona, z natrętnym bólem pulsującym w jej skroniach, położyła się do łóżka. Zgasiła lampkę i spojrzała w okno.
Nieco nadgryziony księżyc świecił bladym, otępiającym światłem. Nie wiedziała dlaczego, ale skojarzył jej się z Blair. Ona też była, ale tak jakby jej nie było. Nie była zauważalna, choć robiła naprawdę wielkie rzeczy: tworzyła piosenki, pięknie grała na gitarze i fortepianie i, jak się później okazało, zabijała. A jednak mimo to, była wyjątkowa. Wyjątkowa w inny sposób.
Usłyszała, jak drzwi się otwierają. Momentalnie zamknęła oczy. Nie widziała, kto wdarł się do jej pokoju, bo leżała tyłem. W każdym razie, kto by to nie był i tak by się nie odwróciła.
Słyszała, jak ten ktoś zbliża się do niej, a później oddala się i wychodzi, zamykając drzwi. Dziwne, pomyślała, na nowo otwierając oczy.

Wstała koło południa. I chociaż dobrze spała, czuła się koszmarnie zmęczona. Nie miała siły na nic, dlatego też nawet nie wstała z łóżka. A miała naprawdę porządny pretekst: nie miała ochoty patrzeć na rodziców. Już dużo wcześniej, co prawda za nimi nie przepadała, ale teraz to nienawidziła ich z całego serca. Okłamali ją, nie mieli do niej zaufania - to najbardziej ją raniło. Przez cały czas zastanawiała się, jak można być takim bezuczuciowy robotem, jak jej matka czy ojciec.
Przekręciła się na drugi bok; nie mogła znieść słońca świecącego jej w twarz. Od razu dostrzegła coś interesującego. Na etażerce leżała jakaś złożona na pół karteczka. Carly bez zbędnego zastanowienia sięgnęła po nią i rozłożyła. To, co było na niej napisane, nieco ją ocuciło. Był to adres szpitala psychiatrycznego, w którym miała przebywać Blair. To daleko, pomyślała. Ale czego spodziewać się po psychiatryku? Tylko kto podrzucił jej te informacje? Nie miała pojęcia. Może matka? Nie, ona przecież była jak ojciec. Od razu odpadła. Adalialne, przyszło Carly do głowy. Tak, to musiała być ona.
Teraz miała już to, czego potrzebowała. Pozostał jedynie problem związany z dojazdem. Samochodu nie miała, prawa jazdy zresztą też nie. Krótkotrwała radość rozpłynęła się w powietrzu. Mimo to, wciąż myślała i myślała. Przecież zawsze jest jakieś rozwiązanie, nuta z resztek optymizmu odezwała się w niej. Faktycznie, było. Znienacka przypomniała sobie o Benie. I radość wróciła.
Po doprowadzeniu siebie do ładu, zeszła na dół i rozejrzała się dookoła. Ani śladu rodziców. Odetchnęła z ulgą. W podskokach opuściła dom i udała się do dawnego przyjaciela. Mieszkał na tym samym osiedlu, więc aż tak dalego nie miała.
Ben był przystojnym szatynem o szarych oczach. Zawsze dawał Carly wsparcie, jeśli chodziło o Blair. Właściwie nie tylko. Wspierał ją właściwie we wszystkim i nigdy nie opuścił. Dokładnie pamiętała, gdy cały czas, bez przerwy powtarzał: ,,ja będę tu zawsze i nigdy nie odejdę". Wtedy brała na poważnie jego słowa, ale teraz... Miała ochotę się z nich śmiać. ,,Przecież każdy kiedyś odchodzi"- odpowiedziała w myślach na te słowa. Wydawały jej się takie niedorzeczne i nie miała pojęcia, jak kiedyś mogła myśleć inaczej.
Nacisnęła dzwonek. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale to była tylko cisza przed burzą.
Klamka opadła i otworzył jej on. Bardzo wydoroślał, to było pierwsze, co przyszło na myśl Carly, gdy go ujrzała.
Obydwoje stali i gapili się na siebie z niesowierzaniem wypisanym na twarzach. Do dziewczyny dotarło, że to, co powiedział te kilka lat temu, było na poważnie, a on nie mógł uwierzyć, że ona wróciła.
- Cześć. Ja... nie wiedziałam, że ty tak na serio z tym zostawaniem - wydukała.
Ben zaśmiał się przyjaźnie.
- Tak, na serio. Wejdź - zaprosił ją.
Skinęła głową i weszła do środka.
Przeżyła kolejny szok. W jego domu zupełnie nic się nie zmieniło. Wszystko, dosłownie każdy mebel czy przedmiot, stał na swoim miejscu. Dokładnie tak jak dawniej. Poczuła się, jakby przeniosła się w czasie. Ben nie nigdy nie lubił zmian, przypomniała sobie.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował.
- Nie, dzięki. Przyszłam pogadać. Mamy w końcu tyle do nadrobienia. - Wymusiła uśmiech.
Zasiedli w salonie, gdzie Carly zwierzyła się przyjacielowi z ostatnich dni. Popłakała się nawet przy fragmencie związanym z Blair. Z każdym kolejnym słowem, ciężar, który obciążał jej serce, stawał się coraz lżejszy, aż w końcu przestał być w ogóle wyczuwalny. Ben natomiast, słuchał z przejęciem opowieści przyjaciółki i z początku trudno mu było uwierzyć w to, co mówiła. Chociaż akurat wątek z jej siostrą i psychiatrykiem, jakoś go nie zdziwił. Znał Blair z widzenia i różnych opowieści sąsiadów, także nie miał o niej dobrego zdania. Ale też starał się jej nie oceniać, przynajmniej nie przy Carly. W końcu była jej siostrą .
Pod koniec dziewczyna była już tak rozklejona, że objął ją ramionami. Nie był zbytnio zadowolony z faktu, że ma ją podwieźć do szpitala, no ale przecież nie mógł jej odmówić.
Oparła głowę o szybę i pogrążyła się w swoich przemyśleniach dotyczących nikogo innego, jak Blair. Nieobecnie obserwowała krajobraz za oknem, stopniowo przemieniający się z miejskiego w leśny. Nie za bardzo ją to obchodziło, ale ochoty na rozmowę nie miała, więc pozostało jej tylko gapienie się w okno bez sensu. Przy okazji układała sobie w myślach rozmowę z siostrą; nie była na nią gotowa. Nie wiedziała czy to było spowodowane strachem przed spotkaniem z niepoczytalną, czy może raczej zwyczajną niechęcią do wszystkiego.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił Ben, parkując.
Carly głośno przełknęła głośno ślinę. Dopiero teraz odczuła strach, kumulujący się w jej wnętrzu. Z początku wszystko wydawało jej się dużo prostrze: pojechać, odwiedzić Blair i wrócić. Nie przewidywała, że tak nagle zacznie się panicznie bać. Miała ochotę uciec. Same te wysokie, smutno - szare mury i drut budziły w niej niepokój. Co kryło się za tym wszystkim? Nie chciała wiedzieć. To dla mojej siostry, powtórzyła sobie kilka razy. Wzięła głęboki wdech i wysiadła z pojazdu.
Po przekroczeniu ogromnych drzwi, dreszcze nawiedziły jej skórę. Rozejrzała się dookoła. To miejsce zdecydowanie nie wyglądało jak psychiatryk, przynajmniej takie wrażenie sprawiało na pierwdlszy rzut oka.
Ściany były w kolorze delikatnego różu, pod nogami miała parkiet w jasnym kolorze, a gdzieniegdzie w kątach, stały zielone rośliny doniczkowe. Ponad to na wysokim suficie wisiał czarny żyrandol z imitacjami świeczek. Dobra energia tego miejsca trochę ją uspokoiła.
Pielęgniarki krzątały się w to i z powrotem, roznosząc leki dla pacjentów Carly zawsze była ciekawa wyglądu szpitala psychiatrycznego; bądź co bądź, miała tu w końcu pracować za jakiś czas. Oczami wyobraźni zobaczyła kwaśne miny rodziców, gdy oznajmiła im, jaki kierunek medycyny wybrała. Teraz już rozumiała, dlaczego tak zareagowali. A przecież tyle się głowiła, o co im chodziło. No tak, nie chcieli, by poznała prawdę.
Niezbyt orientując się w przestrzrni, zaczepiła jedną z pielęgniarek. Była to młoda brunetka o długich, prostych włosach.
- W czym mogę pomóc? - zapytała dziewczyna, uśmiechając się firmowo. Jednak, gdy przyjrzała się twarzy Carly, odsunęła się. Dziewczyna, gnorując to powiedziała:
- Przebywa tutaj moja siostra, Blair Rozelarenson. Kojarzy pani?
Pielęgniarka wyglądała, jakby zaraz miała zacząć krzyczeć. Carly, zaniepokojona, zapytała:
- Czy wszystko w porządku?
- Przepraszam, ale wygląda pani dokładnie jak ona. Czy może to...
Carly zaśmiała się krótko.
- Nie - zaprzeczyła. - Może pani być spokojna. Pielęgniarka zmierzyła ją wzrokiem. Tamta zachowywała się inaczej. Chyba, że to była świetnie wyćwiczona gra aktorska. Jednak nie pozostało jej nic innego, jak uwierzyć sobowtórce Blair na słowo.
- W porządku- powiedziała powoli i niepewnie. - Ale na pewno chodzi pani o tę Blair? - wywarła szczególny nacisk na ,,tę". Twarz Carly przybrała wyraz niezrozumienia.
- Nie wiem, o co pani chodzi? - Widząc, że pielęgniarka zwleka z odpowiedzą, dodała: - Dobrze - westchnęła. - To może niech mnie pani zaprowadzi do jej lekarza? - zaproponowała. Ta, bez słowa skinęła głową i poszła w nieznanym Carly kierunku. Dziewczyna ruszyła za nią.
Korytarze wydawały się nie mieć końca. Carly na początku mijała obojętnych pracowników i spokojnych, nie wzbudzających żadnych podejrzeń pacjentów. Z kilkoma z nich nawiązała nawet chwilowy kontakt wzrokowy. Nadzieja - to było coś, co widniało w ich oczach. Jej głowa kręciła się raz w lewo, raz w prawo. To wszystko było dla niej niezwykle ekscytujące i to do tego stopnia, że omal nie zderzyła się z drzwiami.
Pielęgniarka obejrzała się za siebie, po czym wystukała jakiś kod i otworzyła drzwi.
- To jest oddział dla pacjentów z trudnejszymi przypadkami. Proszę uważać, iść za mną i najlepiej nigdzie się nie rozglądać. - Chyba oczekiwała, że Carly nie będzie chciała wejść, jak większość ludzi odwiedzających kogoś w szpitalu, ale mu jej zdziwieniu dziewczyna bez żadnych oporów przeszła na drugą stronę z uniesioną głową. Poczuła się urażona jej słowami. Na twarzy pielęgniarki natomiast, malowało się zdziwienie, ale nic nie powiedziała.
Carly, jak to Carly, nie posłuchała. Ukradkiem rzucała krótkie spojrzenia na stalowe drzwi. Strach, który odczuwała, odleciał; wkroczyła w swój żywioł.
Słyszała różne krzyki, jęki, a nawet płacz. Nagle zapragnęła jak najszybciej skończyć studia i zacząć pracę.
Nie umknęło jej dziwne spojrzenie pielęgniarki. Ta nie była w stanie pojąć, jak można nie odczuwać strachu w takim miejscu. Jej samej trzęsły się ręce, kiedy to Carly widocznie kipiała z ciekawości.
- Wariatka - burknęła w końcu, wpisując kod.
- Że co proszę? - Uczucia Carly zostały po raz kolejny zranione. Co prawda nie pierwa osoba ją tak nazwała, ale to mimo wszystko było dla niej bolesne, bo przecież tak naprawdę nie robiła nic złego.
- Nic, nic - uśmiechnęła się głupio. Ale i tak już została znienawidzona.

- To tutaj - oznajmiła, gdy znalazły się przed drzwiami.
Carly niechętnie podziękowała i zapukała. Po usłyszeniu ,,proszę" weszła do środka.
Przy biurku siedział jakiś mężczyzna, który po wejściu dziewczyny od razu oderwał wzrok od komputera wstał i uśmiechnął się zachęcająco, wystawiając dłoń. Carly niepewnie ją uścisnęła, po czym zajęła miejsce.
- Dzień dobry, przyszłam odwiedzić Blair Rozelarenson. Jestem jej siostrą.
Lekarz pobladł, podobnie, jak pielęgniarka. Coś ewidentnie było na rzeczy.
- Coś z nią nie tak?
- Tak jakby. Ona... uciekła jakieś dwa lata temu. Poza tym... - przyjrzał się dokładnie jej twarzy. - Jest pani do niej uderzająco podobna.
Oczy Carly niemal wyleciały z orbit. Nie była w stanie opisać szoku, w jakim się znalazła. Była święcie przekonana, że znajdzie Blair właśnie tutaj, tymczasem ona gdzieś uciekła. Dziewczynę ogarnęła bezsilność jeszcze gorsza niż na początku. Na myśl, że jej siostra jest gdzieś, niewiadomo gdzie, dodatkowo ją dołowała i cisnęła jej do oczu łzy.
- Jak to, uciekła? W ogóle, na co była chora? Czy było jej tutaj aż tak źle? - zdesperowana zaczęła zadawać wszystkie pytania, jakie przyszły jej do głowy.
Mężczyzna cierpliwie poczekał, aż dziewczyna się uspokoi. Przez chwilę zaczął nawet mieć wątpliwości, co do jej tożsamości. Rzekł:
- Pani siostra miała bardzo nasiloną psychopatię, oprócz tego zmagała się z zaburzeniami lękowymi i schizofrenią. To bardzo specyficzne połączenie. Miała również przejawy osobowości mnogiej. Kiedy tutaj trafiła, była naprawdę w krytycznym stanie. Podawaliśmy jej leki i nastąpiła poprawa, ale znikoma. Był czas, gdy w ogóle nie dało się do niej dotrzeć. Zdarzało jej się też tracić kontakt ze światem. Ale to rzadko. Bardzo trudno było mi z nią rozmawiać; kłamała, siedziała w swoim świecie, kilka razy się pocięła. Nie wiem jakim cudem, ale ludzie niezwykle inteligentni, tacy jak ona, mają swoje sposoby. Aktualnie nie wiadomo mi, gdzie przebywa. Policja jej poszukuje, ale jeszcze nikt jej nie znalazł. Musiała się naprawdę dobrze ukryć.
Po wyjściu ze szpitala ruszyła w stronę czarnego Volksvagena. Nadal nie do końca wierzyła w to, co usłyszała. Blair uciekła - te słowa nawiedzały jej głowę i dołączyły się do różnych innych pytań i myśli. Przez cały czas zadawała sobie pytanie: Dlaczego? Nie była w stanie pojąć, czemu Blair uciekła; podobnież nie mogła uwierzyć w te wszystkie jej choroby. To już wydawało jej się totalną abstrakcją.
Wsiadłszy do samochodu, od razu usłyszała Bena:
- I jak?
- Nijak. Jedźmy do domu, jestem zmęczona - sprytnie wymigawszy się od pozostałych pytań przyjaciela, oparła głowę o siedzenie i zamknęła oczy. Jedyne, co słyszała, to krople deszczu, uderzające o szyby i szuranie wycieraczek samochodowych. Poczuła ukojenie. Nikt o nic nie pytał, było spokojnie. Nie miała zwyczaju przebywania ze swoimi myślami; uważała to za marnowanie czasu. Podczas studiów w Bradford, starała się jak najwięcej wychodzić na spotkania ze znajomymi lub też zapraszała ich do siebie. Poprosiła nawet przyjaciółkę - niegdyś było to miejsce Blair - żeby z nią zamieszkała, a wszystko po to, by nie być sama ze sobą. Nie dało się ukryć, że uwielbiała otaczać się ludźmi. Była lekkomyślna i nie brała nawet pod uwagę tego, że w każdej chwili mogli ją zawieść. Wierzyła w nich bezgranicznie, naiwnie. Łykała każde słowo, jakie powiedzieli, ubierała się tak jak oni; dopasowała się, zupełnie nie zauważając, że tym sposobem straciła siebie. Blask, który posiadała kiedyś, zniknął.
Jeszcze tego samego dnia, spakowała się i wyjechała z powrotem do Bradford. Ostatnie wydarzenia bardzo nią wstrząsnęły. Chciała się od nich odciąć, chociaż na chwilę. Chciała zapomnieć o tym, że być może utraciła siostrę na zawsze. Pogubiła się. Nie miała pojęcia, co zrobi czy ją odnajdzie? Przecież Blair była chora. Mogła zrobić jej krzywdę, nawet o tym nie wiedząc. Carly jednak łudziła się, że ona być może też o niej zapomniała. Ale czy gdyby tak było, życie miałoby sens? Nie jest proste, ale do niej chyba dopiero zaczęło to docierać. Wydawało jej się, że w poukładała wszystko na swoim miejscu, kiedy niespodziewanie cała konstrukcja padła.
Stchórzyła. I zdała sobie z tego sprawę dopiero, gdy przekroczyła próg własnego mieszkania, ulokowanego w pozornie idealnym życiu.

Continue Reading

You'll Also Like

57.6K 1.3K 42
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
34.2K 1.4K 94
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
88.7K 8.3K 16
Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną...
2.8M 20.3K 6
„Takich jak my, wszechświat jeszcze nie odkrył." 1 część trylogii "Secret" ~09.12.2020. - 15.06.2021~ Dziękuje za okładkę: @velutinae