Wbrew Wszystkiemu ~ Destiel

By GraceRaven8

45.6K 3.5K 483

Dean jedzie z ojcem na polowanie, po którym John zaczyna szukać żółtookiego na własną rękę i nie daje znaku ż... More

I. Dean ja.. Muszę.. Ja.. Przepraszam. Nie jedź za mną.
II. Jestem Castiel. Miło mi was poznać.
III. Wolałbym go przytulić niż celować w jego mózg.
IV. Widzę, że czasem łapiesz jakieś sugestie. Szkoda tylko, że nie te co trzeba.
V. Usłyszałem huk i jęk mojego współtowarzysza.
VI. Mam Cię, ptaszynko.
VII. Jeżeli to, co powiedział Sammy jest prawdą to mam przepierdolone.
VIII. Odgoniłem wątpliwości i chęć pójscia z nim nawet na koniec świata.
IX. Musze przestać o nim myśleć.
X.Nie potrafiłem w tym momencie nie złapać go za rękę.
XI. Czyżby się zarumienił? To... Słodkie.
XIII. Cały czas miałem przeczucie, że coś jest nie tak.
XIV. Tak bardzo chciałem nacieszyć się każdym, idealnym centymetrem jego ciała
XV. Coż, impreza na górze się rozkręciła.
XVI. Wolę, żeby po prostu żył.
XVII. Wiem ale tak bardzo tego nie chcę...
XVIII. Gdy pójdę z Gabrielem, chcę żebyś jakoś się trzymał.
XIX. Oświecę Cię bezwłosa, chodząca małpo. Nadal nie wiesz z kim rozmawiasz.
XX. Chodź, powyjemy do księżyca.
XXI. I tak tamten moment był gorszy niż wszystkie te tortury.
XXII. Gra się rozpoczęła.
XXIII. Jak to coś nie tak?
XXIV. Sądny dzień nastąpi lada moment!
XXV. Gotowy na umowę ze mną?
XXVI. Naprawdę się starałem jakoś odróżnić te wspomnienia ale nie byłem w stanie
XXVII. Sorry Stary ale nie idziemy tam na wycieczkę krajoznawczą.
XXVIII. A więc tak wygląda koniec....
XXIX. Jak dobrze was widzieć całych i zdrowych, matoły!
XXX. Epilog.
XXXI. Czyli epilog II!
Podziękowania
Dobra Nowina.

XII. Wolę to niż wykończenie Castiela.

1.3K 111 22
By GraceRaven8

Byłem tak zły, że nawet Metallica mnie nie uspokajała. Kurwa. No to jest niemożliwe.

- Cas, nie musimy tej Polski sprawdzać. Nie wiadomo czy tam cokolwiek znajdziemy. To może być kolejny fałszywy alarm.

- Jest spoko. Lecimy?

- Nie. Jeszcze sprawdzimy dodatkowo te poszlaki, żeby się upewnić.

- Robiliśmy to 1000 razy. Już nic nie znajdziemy, daj spokój. Wszystko ze mną dobrze, mogę nas przenieść.

- Przecież wiem, że nie jest więc przestań pierdolić! Albo mi powiesz teraz i ruszamy dalej albo idziemy sprawdzać te jebane poszlaki.

- Ja.. Jak chcesz- odpowiedział cicho i spuścił głowę. Dlaczego mi nie chce powiedzieć? To było frustrujące. Westchnąłem ciężko, pojechaliśmy do motelu. Na komputerze śledziłem wiadomości, pogodę i stacje policyjne Polski. Z tłumaczem Google rozumiałem co drugie słowo ale to musiało wystarczyć. Ten język jest jakiś dziwny ale podoba mi się. Na serwisie pogodowym zobaczyłem nagłe zaburzenia w okolicach kościoła Mariackiego i na stacji policyjnej usłyszałem jak ktoś mówi coś w stylu.

" wypadek, piorun, trup, skarpetka"

Skarpetka? Może coś źle zrozumiałem ale mniejsza. Mam nadzieję, że ten trup to nie Sammy. Zerwałem się z krzesła i rzuciłem szybko do Casa.

- Musimy tam lecieć, teraz!- on tylko kiwnął głową i objął mnie za ramiona. Po chwili wylądowaliśmy na miejscu. Kręciło mi się w głowie więc wyrąbałem się na chodniku. Zdziwiony zanotowałem, że nie miał mnie kto przytrzymać. Gdy obraz się nieco ustabilizował rozejrzałem się zaniepokojony za Casem. Leżał kilka metrów dalej. Zerwałem się na równe nogi. Nigdy go takiego nie widziałem.

- Rany, Cas, co Ci?! - doskoczyłem do niego przytrzymując za ramiona. Był zamroczony i leciała mu krew z nosa. Czy anioły mogą na coś chorować?! "Kurwa"! powiedziałem to chyba na głos bo spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.- jak Ci mogę pomóc? Co mam zrobić??

- Zostaw mnie na moment, zaraz się pozbieram. Biegnij po Sama- mruknął ledwo słyszalnie.

- Ty chyba skoczyłeś na główkę z balkonu jeżeli myślisz, że Cię tak zostawię!

- Dean, ja będę cały ale twój brat nie, jeżeli się nie opanujesz- Cholera. Sammy. Zapomniałem. Spojrzałem na niego i czując napływające łzy desperacji szybko odwróciłem wzrok. Poklepałem go po ramieniu i pobiegłem w stronę kościoła, rzucając przez ramię.

-Zaraz po Ciebie wrócę!

Od razu wbiegłem do podziemi. Nie wiem dlaczego nie szukałem wokół kościoła. Informacje policji właśnie tamtych rejonów dotyczyły ale instynktownie wybrałem miejsce, gdzie wcześniej trzymał swoją armię. Najciemniej pod latarnią. Chyba. Zwolniłem trochę kroku, żeby poruszać się ciszej. Byłem pod jego "salą specjalną". Ile bym dał za to kurewskie widzenie w ciemności, teraz nawet czubka swojego nosa nie widzę. Poklepałem się ocucająco po policzkach, próbując się skupić. Nasłuchiwałem bardzo uważnie jakichkolwiek odgłosów. Oddech. Jednej osoby. Słaby oddech. Niepewnie wysunąłem się z ukrycia i zapalając latarkę w telefonie, zobaczyłem Sama przypiętego do ściany. Wyglądał strasznie. Od razu wyjąłem swój zestaw do włamywania i rozbroiłem kajdanki, które go trzymały w tej na pewno niewygodnej pozycji. On opadł z cichym jękiem na podłogę. Nawet nie kojarzył, co się z nim dzieje. Niech ja dostane tego szpetnookiego kurwia w swoje ręce.

- Sam Wstawaj, to ja, Dean!- szarpnąłem nim ale on tylko bezwładnie opadł na podłogę. Cholera. Przełożyłem go przez swoje ramię. Był za wielki dla mnie ale chwiejnym krokiem jakoś go dociurałem do Casa, który też był w beznadziejnej kondycji. Nie wrócimy teraz do Ameryki. Cas nie da rady. Widzę to.

- Lecimy?- zapytał słabym głosem.

-Chyba do Dupy Maryny- odpowiedziałem rozglądając się za jakimś transportem.- Nie lecimy póki nie wydobrzejesz. Musimy się gdzieś tu ukryć- Włamałem się do jakiejś starej, błękitnej Skody. Bobby mi nie uwierzy, że udało mi się czymś takim jeździć. Pomogłem wstać Casowi, usiadł na miejscu pasażera. Po tym wtargałem Sama na tylne siedzenia. Ledwo się mieścił ale udało mi się zamknąć tylne drzwi. Rozplątując i przecinając parę kabli ruszyłem, nawet nie wiedząc gdzie. Jechałem szybko, chcąc się jak najbardziej oddalić od tego przeklętego kościoła. Trochę mam obawy, że za łatwo mi poszło. Cas zasnął. Martwię się strasznie o ich obydwu. Postanowiłem jechać w kierunku jakiegoś lotniska. Wpisałem w telefonie najbliższe lotniska w Polsce. GPS od razu wyznaczył mi trasę. Nienawidzę tych latających puszek śmierci ale wolę to niż wykończenie Castiela. Okazało się, że lotnisko jest bardzo blisko. Praktycznie 20 min jazdy. Postanowiłem pojechać trochę dalej i znaleźć jakiś nocleg. Na miejscu obudziłem Casa. Wyglądał trochę lepiej.

- Gdzie jesteśmy?

- Pod motelem. Tu przenocujemy. Idę jakieś pokoje zarezerwować, a ty zostań z Samem-skinął głową. Wyszedłem z samochodu. W środku zastałem jakąś kobietę. Od razu zapytałem.

- Do you speak English?- ta zrobiła Wielkie oczy i krzyknęła.

- Kaaaśkaaa! Chodź tu szybko!- cóż, to chyba znaczyło "nie". Po paru chwilach pojawiła się młoda dziewczyna z ciemnymi włosami i zielonymi oczami. Uśmiechnąłem się ciepło. Starsza kobieta coś jej powiedziała, tamta tylko skinęła głową i podeszła śmiało.

- Cześć, jak mogę Ci pomóc?- uff, mówi całkiem nieźle.

- Chciałbym wynająć pokój dla 3 osób na..- właściwie ile zejdzie Samowi wrócenie do jakiejkolwiek funkcjonalności?- ...na razie na 4 dni.

- Oczywiście, to będzie 200 zł- 200 co? Kuźwa, nie przemyślałem faktu, że tu są inne waluty.

- Przyjmujecie zagraniczne karty kredytowe?

- Tak, można zapłacić w swojej walucie ale ostrzegam, że przeliczniki nie są zbyt korzystne.

- Nie szkodzi- machnąłem ręką i dokonałem przelewu.

- W razie gdyby Pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić na recepcję. Ktoś z obsługi na pewno Panu pomoże.

- Jeżeli jesteś w obsłudze, to nie omieszkam zadzwonić-puściłem jej oczko, a dziewczyna się zaczerwieniła. W sumie mógłbym poznać polską kulturę od podszewki zamiast się zaspokajać przy cycatych Azjatkach, podczas powrotu tej dwójki do żywych . Poszedłem po nich i razem z Casem szybko wnieśliśmy Sama na górę. Otworzyłem pokój i zaraz po tym jak rzuciliśmy go na łóżko, zamknąłem drzwi. Zdjąłem koszulę Samowi. Zobaczyłem mnóstwo ran ciętych, które nie wyglądały zbyt dobrze. Castiel od razu podszedł chcąc uleczyć całkowicie mojego brata ale mu nie pozwoliłem.

- Nie, jesteś w złej formie. Przemyję i opatrzę jego rany. Jakoś dojdzie do siebie. Ty mi się bardziej przydasz żywy- Anioł spuścił wzrok ale pokiwał głową i zgodnie z moim poleceniem położył się i zasnął. Patrzyłem jak śpi i... słodki Jezu, z chęcią zamiast kultury polskiej poznałbym jego. Ugryzłem się w wargę i skarciłem w myślach za takie dzikie rządze przy tak poważnej sytuacji. Ale on wyglądał tak niewinnie gdy spał... Walnąłem się ręką w czoło i zabrałem się za czyszczenie ran Sama. Cicho jęczał od czasu do czasu ale i tak się nie budził. Gdy skończyłem, przykryłem go kołdrą, wskoczyłem pod prysznic i również poszedłem spać. Skończyłem śniąc o cieście wiśniowym mamy.

- Dean Winchester?- westchnąłem i się odwróciłem w stronę głosu. Kto śmie mi przeszkadzać w tak pięknej chwili, jaką miało być skonsumowanie tego cudeńka?

- Niestety tak- warknąłem.

-Świetnie. Wypowiem się szybko, bo powiedzmy, że ta rozmowa jest delikatnie nielegalna i tam na górze mógłby wyjść z tego niezły skandal. Jestem archanioł Gabriel.

- Ta, a ja nie jestem Maryja. Sorry Stary pomyliłeś adresy. Chyba, że mam począć niepokalanie syna... A nie czekaj.. Na niepokalanie też za późno- puściłem mu oczko i chciałem się wziąć do jedzenia mojego ciasta kiedy mnie obrócił w swoją stronę.

- Teraz widzę, czemu Castiel Cię lubi. Słuchaj Maryjo, on ma niezłe kłopoty i nie powiem, że nie przez Ciebie bo bym skłamał. Jeżeli nie chcesz, żeby padł jak bateria z Motorolli w Iphonie, to jak się obudzisz na ręce będziesz miał napisane współrzędne. Za 5 dni o godzinie 12 zjaw się w tym miejscu. Dam Ci coś dla Castiela.

- Ma przeze mnie kłopoty? Jakie? I dlaczego mu pomagasz?

- Nic Ci nie powiedział? No to musisz sobie z nim pogadać. Ja tam się nie będę między was mieszać. A pomagam mu bo to mój przyjaciel. Mimo, że jestem archaniołem to on mi pomógł więcej razy niz ja jemu. Castiel ma jeszcze kilku wiernych mu sojuszników w niebie. Powiedz mu, żeby o nich nie zapomniał. Bez odbioru- I obudziłem się cały zlany potem. Spojrzałem na rękę. Widniały na niej współrzędne. To na pewno nie był tylko sen. Miejsce spotkania z tym świrem było obok mojego domu w Ameryce. Domu, w którym spłonęła moja matka. Tak więc podsumujmy. W 5 dni muszę ogarnąć Sama i Casa na tyle, żeby mnie kontrola lotów nie posądziła o przewożenie niewolników albo porwanych dawców narządów. Do tego Castiel ma przeze mnie jakieś kłopoty, o których nie raczy mi powiedzieć. Na karku siedzi nam żółtooki, a na deser muszę się spotkać z jakimś stalkerem koło domu, którego nienawidzę najbardziej na świecie. Zapowiada się ubaw po pachy.

*****

No i mamy Gabriela! Nie mogłam go tu nie zamieścić. Myślę, że był zbyt świetną postacią, żeby dało się go pominąć. Doceniam waszą aktywność i staram się pisać najszybciej jak mogę, na co śednio pozwala mi praca... ale od czego mamy noc, nie? Wyśpię się w grobie aż nad to ;)

Łapcie kolejny, dobry kawałek!

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 1.2K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
4.1K 354 27
Taehyung łączy pracę w księgarni z nauką. Pewnego dnia do grona pracowników dołącza małomówny Yoongi, którego Tae kojarzy z licealnych korytarzy. Chł...
61.5K 3.3K 116
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
3.7K 271 17
System bratnich dusz jest prosty. Każdy osiemnastolatek otrzymuje na swojej dłoni imię i nazwisko osoby, z jaką według przeznaczenia powinien spędzić...