The Hesitate | h. s. ZAWIESZO...

By meedmeadow

34.3K 2.1K 266

Dwoje marzycieli dążących z zapartym tchem ku swym największym marzeniom spotyka się pewnego dnia. Jakże inac... More

Prolog
Rozdział 1 - Coś niewytłumaczalnego
Rozdział 2 - Problemy
Rozdział 3 - Krok do przodu, krok do tyłu
Rozdział 4 - Odmowa
Rozdział 5 - Niespodzianka
Rozdział 6 - Wątpliwości
Rozdział 7 - Upragniony dzień
Rozdział 8 - Mieszane uczucia
Rozdział 9 - Ostatnie słowo
Rozdział 10 - Tajemniczy Charlie
Rozdział 11 - Jak dawniej
Rozdział 12 - Atak
Rozdział 13 - Żarty żartami
Rozdział 14 - 'Jeśli będziesz cały czas ze mną...'
Rozdział 15 - TRA-DYC-JA! cz. 1
Rozdział 16 - TRA-DYC-JA! cz. 2
Rozdział 17 - Gorączka sobotniej nocy
Rozdział 18 - Kolejna kwestia do rozwiązania
Rozdział 19 - Świąteczny zawrót głowy
Rozdział 20 - Przewrażliwiona
Rozdział 21 - Reakcja
Rozdział 22 - Herbatka i całuski
Rozdział 23 - Pseudointeligenci
Rozdział 24 - Moi przyjaciele
Rozdział 25 - Teraz już wiem
Rozdział 26 - Coś niewytłumaczalnego II
Rozdział 27 - Cyrk
Rozdział 28 - Weź się w garść!
Rozdział 29 - Urodziny Minnie
Rozdział 30 - Bankiet
Informacja
Halo?

Rozdział 31 - Coś się zmieniło

496 43 11
By meedmeadow


Bankiet trwał w najlepsze. Goście z coraz mniejszą krępacją sięgali po alkohol, a gwar rozmów robił się coraz donośniejszy. Kiedy chłopcy skończyli obgadywać interesy z Simonem i resztą tych eleganckich mężczyzn, których osobiście nie znałam, wreszcie mieli czas tylko dla siebie. Rozproszyli się po ogrodzie, każdy podążając w swoją stronę, natomiast ja, jak na porządną dziewczynę przystało, towarzyszyłam mojemu chłopakowi. Z początku przedstawił mnie paru osobom, z każdym zamieniając przysłowiowe kilka słów, ostatecznie zatrzymując się na dłużej przy jakimś facecie, z którym najwyraźniej miał sporo do pogadania, bo buzie im się nie zamykały. Samo stanie i wyglądanie dobrze szybko mnie znudziło, a w ich rozmowę najzwyczajniej nie miałam jak się włączyć, bo nie miałam pojęcia o czym mówili, więc grzecznie przeprosiłam i udałam się do łazienki. Niekoniecznie potrzebowałam z niej skorzystać, ale nie mogłam tak po prostu sobie odejść bez słowa, zaś ta wymówka brzmiała najlepiej.

Gdy po kilku minutach wróciłam na ogródek, po drodze biorąc od kelnera kieliszek z winem, dostrzegłam, że Harry nadal stał z tamtym brunetem. Nie miałam zbytnio ochoty na żadne udawanie, że się dobrze bawię, to też postanowiłam rozejrzeć się i sprawdzić czy przypadkiem któryś z chłopaków akurat nie był osamotniony. Przechadzałam się tak po trawniku, szukając blond czupryny, Devida Beckhama i misternego przystojniaka Malika, kiedy nagle mój wzrok napotkał czyjeś niebiesko-szare oczy. Zatrzymałam się w pół kroku i chwilę wpatrywałam się w twarz osoby stojącej niespełna trzy metry ode mnie, po czym szybciutko obróciłam się na pięcie, aby czym prędzej zmyć się z pola widzenia tegoż osobnika.

- Nancy! – Natychmiast usłyszałam za sobą głos Louisa. Wypowiedział moje imię w taki sposób jakbym była dzieckiem, które coś zbroiło i chce się zmyć z miejsca zbrodni. Zacisnęłam mocno usta i przeklęłam go w myślach. Czego on, do cholery, ode mnie chciał?! Nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku miesięcy, ignorowaliśmy się, czasem tylko przez przypadek na siebie spojrzeliśmy, nic poza tym, a on nagle mnie woła? Nie wiedziałam czego się po tym spodziewać, za to byłam pewna, że ostatnią rzeczą jakiej chciałam, była konfrontacja z Tomlinsonem w miejscu publicznym.

Zamiast ruszyć przed siebie, zatoczyłam tylko koło, znów stając z nim twarzą w twarz, przy okazji omal nie tracąc równowagi. W porę poratowałam się drugą nogą i od razu się wyprostowałam.

- Louis – odparłam oznajmującym, bardzo wymownym tonem, posyłając mu sztuczny uśmiech, a ten zrobił to samo i jak gdyby nigdy nic do mnie podszedł.

- Jak ci się podoba impreza? – zabrzmiał równie nienaturalnie, co ja przed sekundą, dlatego węszyłam podstęp w tej całej szopce, którą właśnie rozpoczął.

- Podobała mi się do tego momentu, bo nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi – powiedziałam prosto z mostu i dalej udając, że absolutnie nie przejmuję się tym, że mnie zaczepił, upiłam łyka wina. Nie widziałam potrzeby owijania w bawełnę, skoro byliśmy w takich, nie innych stosunkach.

- Spokojnie. Dzisiaj nie odczuwam aż tak wielkiej potrzeby nakarmienia swojego cynicznego ego, mimo że mam do tego idealną okazję – odpowiedział, zachowując się jak typowy on. Pewny siebie, pewny tego, co mówił, stał z ręką w kieszeni i zgrywał cwaniaka.

- Och, cóż za szczerość – prychnęłam, machając przy tym ręką. - Chyba zapiszę ten dzień w kalendarzu – burknęłam bardziej do siebie, a Louis... Louis cicho się zaśmiał. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby zrobił to tak, jak za każdym razem, gdy się odzywałam, czyli w ten bezczelny, lekceważący sposób. Ale nie. W tym jego jakże króciutkim i cichym śmiechu było coś niepokojąco prawdziwego. W tej chwili opuściły mnie wszelkie resztki mojej pewności siebie, a na ich miejsce wskoczyła maksymalna dezorientacja. – Czy ty właśnie zaśmiałeś się bez żadnej kpiny, czy jednak już tak bardzo się upiłam, że mam halucynacje? – zapytałam całkiem poważnie, mimo że treść pytania brzmiała jak żart i patrzyłam na niego jak na obłąkanego, czekając na reakcję. Jego twarz była nadzwyczaj rozluźniona, zero cienia powagi, widziałam tam tylko coś... Pogodnego?!

- Jeśli to pierwsze, to na twoim miejscu trochę bym przystopował, bo mamy dopiero – podniósł rękę i zerknął na zegarek, znajdujący się na jego lewym nadgarstku – osiemnastą czterdzieści.

Kompletnie oniemiała jego dziwacznym zachowaniem, uniosłam tylko brwi w górę i wypuściłam z ust powietrze z niedowierzania.

- W takim razie na zdrowie. – Podniosłam kieliszek jak do toastu, skinęłam głową i zatopiłam usta w półsłodkim winie, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, niestety nadal czułam na sobie palący wzrok Louisa. To wszystko było co najmniej niepokojące. Tak bardzo odbiegało to od wszelkich przyjętych przez nas norm, że nie miałam pojęcia jak się zachować.

- Przeczytałem fragment twojej nowej książki – oznajmił nagle ni stąd, ni zowąd, a ja aż zachłysnęłam się alkoholem, natychmiast odciągając kieliszek od ust i powracając wzrokiem na chłopaka. Musiałam wyglądać doprawdy komicznie, sądząc po jego minie. Brwi wystrzeliły mi jeszcze wyżej niż wcześniej, oczy miałam zapewne ogromne jak talerze, a i przerażenie w nich ukryte pewnie raziło z siłą laserów.

Od razu wiedziałam o co chodziło, stąd tak gwałtowna reakcja. To musiało być TO skoro wspomniał o fragmencie, to było słowo klucz w jego wypowiedzi, które miało mnie łatwo i szybko naprowadzić na trop. Nic innego nie wchodziło w ogóle w grę. Przy okazji mogłam się już powoli domyślać dlaczego się do mnie odezwał.

Po prostu zamarłam. Absolutnie się tego nie spodziewałam, bo niby czemu? Nową powieść zaczęłam pisać, żeby odciągnąć swoje myśli od ciągłej nieobecności Harry'ego i w ramach przerwy od nauki do egzaminów i pisania ostatnich rozdziałów do debiutu. Co więcej, miałam wizje kilku konkretnych scen i zarysy niektórych postaci; nawet nie pisałam tego po kolei, tylko opisywałam wyrwane z kontekstu rzeczy. Nie pokazałam tego ani Minnie, ani Milesowie. Wysłałam to jedynie na prywatnego mejla Harry'ego, więc niby jak mogłam przewidzieć, że wpadnie to w ręce osoby, o której poniekąd pisałam?

Od razu się we mnie zagotowało. Jak Harry mógł mu to pokazać?! Przecież rozmawialiśmy na ten temat, wyjaśniłam mu skąd pomysł oparcia jednego z bohaterów na osobie Louisa. Nie mogłam zatem zrozumieć co strzeliło mu do głowy, że mu to pokazał?

Patrzyłam na chłopaka z niemałą konsternacją, próbując wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Nic z tego.

- Który fragment? – spytałam dla jasności. Skoro zaczął ten temat musiało chodzić o te kilka stron poświęconych postaci wzorowanej na nim, ale i tak wolałam się upewnić.

Znów się zaśmiał.

- Nie jesteś ciekawa skąd go miałem?

Jego zuchwałość zawarta w tym pytaniu przypomniała mi przed kim stałam.

- Na hakera mi nie wyglądasz, więc raczej nie z mojego komputera, a zważywszy na to, że wysyłałam go tylko Harry'emu stawiam, że ma to związek właśnie z nim – odparłam niemiło, ale za to bardzo pewnie, a on tylko zrobił minę pełną uznania.

- Na zdrowie, mistrzu dedukcji. – Tym razem to on uniósł kieliszek jakby chciał wznieść toast i napił się tego, co tam miał; wino, szampan, nie obchodziło mnie to, bo czułam tylko wzrastającą irytację. – Wyobraź sobie, że byłem na tyle bezczelny, że pod jego nieobecność wysłałem go sobie na mejla.

Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc jego słowa, a i negatywne emocje mimochodem jakby zelżały.

Skąd wiedział o książce i po co miałby się tym w ogóle zainteresować? Jeśli byłam mu obojętna, nie lubił mnie i drażniło go wszystko, co ze mną związane, po co chciał to przeczytać? To się po prostu nie trzymało kupy. Wyjaśniało jedynie tyle, że Harry nie był niczemu winny.

- Uważaj, bo zaraz zemdleję od nadmiaru szczerości – warknęłam, nie szczędząc sobie ironii.

- Jeszcze tydzień temu byłoby mi to na rękę.

To miał być żart? Jeśli tak, to bardzo nieudany, bo zamiast mnie rozbawić, wepchnął mnie jeszcze głębiej w moją i tak już wystarczająco głęboką dezorientację.

„Na wszystko miał odpowiedź, a w wypadku, gdy od razu nie otwierał buzi, żeby się odgryźć, błyskotliwa riposta i tak przychodziła mu w mgnieniu oka. Momentami mnie to frustrowało, ale jeśli miałam być szczera, musiałam przyznać, że podziwiałam go za to i jednocześnie zazdrościłam mu tej zdolności. W głębi duszy byłam świadoma, że właśnie dzięki temu zawsze był kilka kroków przede mną."

- No więc który to fragment? – zmieniłam temat, mając już dość tych słownych przepychanek, a jednocześnie odczuwając lekką frustrację faktem, że Louis przed zainicjowaniem tej rozmowy najwyraźniej wyjątkowo się do niej przygotował, bo wciąż strącał mnie z tropu i jak zawsze był kilka kroków przede mną. Zresztą, nie dało się ukryć, że byłam strasznie ciekawa jego reakcji na to, co przeczytał.

- Ten o Tomie.

Krótko i na temat, a mi zrobiło się gorąco.

Wiedziałam, że chodziło właśnie o to, ale i tak zestresowałam się, kiedy usłyszałam odpowiedź.

Zapadła krótka cisza. Nie mogłam się dłużej unosić na honorze, sytuacja wymagała ode mnie powściągliwości, jeśli chciałam się czegokolwiek od niego dowiedzieć. Jednak nie od razu byłam w stanie się odezwać. Myśli piętrzyły mi się w głowie, jak na zawołanie naprędce przywoływałam do siebie poszczególne zdania, które zawarłam w tym fragmencie. Przypominając sobie konkretne rzeczy, coraz bardziej się stresowałam. Zawarłam tam dosłownie wszystko, co sądziłam na jego temat, dodając do tego oczywiście odrobinę fikcji literackiej dla ubarwienia historii, ale tak czy siak, to było bardzo osobiste. Pierwsza, niepoprawiona wersja, którą pokazałam tylko i wyłącznie osobie, którą kochałam i której ufałam. Nie widzieli jej nawet moi najbliżsi przyjaciele, dlatego nic dziwnego, że tak mocno się przejęłam faktem, że tę treść widziała osoba, której ona dotyczyła.

- No i? Co o nim myślisz? – Starałam się nie zabrzmieć ani jakoś nad wyraz oschle, ani zbyt spokojnie, przez co znowu wydusiłam z siebie nutkę ironii. Byłam gotowa na fale krytyki, w końcu po Louisie mogłam się spodziewać dosłownie wszystkiego, jednak w głębi duszy miałam takie dziwne przeczucie, że skoro zaczął ten temat, być może coś się zmieniło. Naprawdę chciałam wiedzieć co o tym sądził. Mogłam się oszukiwać w złości czy irytacji, które mi towarzyszyły po każdej rozmowie z nim, ale w rzeczywistości, niestety albo i stety... Jego zdanie było istotne w tej kwestii. W końcu to on, absurdalnie, był jedną z inspiracji do nowej opowieści.

- Myślę, że nie musiałaś nazywać go Tom – odparł z lekkim rozbawieniem. Niewymuszonym rozbawieniem.

Widząc jego uśmiech, który nie był ani trochę naszprycowany pobłażaniem, jak to zwykle bywało, sama po prostu delikatnie się uśmiechnęłam.

Specjalnie nazwałam tę postać Tom, od jego nazwiska, żeby mógł domyślić się, że to o nim, gdyby z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, kiedykolwiek zechciał przeczytać coś mojego. Myślałam, że może wtedy przemyśli ten cały cyrk i zrozumie, że pierwotnie wale nie miałam zamiaru wkraczać na żadną ścieżkę wojenną.

- Rozważałam Dick* - powiedziałam już nieco łagodniej, starając się ukryć swój nikły uśmiech.

- Chyba lepiej by pasowało – przyznał mi, a kąciki jego ust powoli opadały, aż ostatecznie powrócił do poważnej miny. – Pamiętasz noc przed sylwestrem? – wypalił nagle, a moja mina błyskawicznie zrzedła. Było już tak dobrze, a on wyciągnął na wierzch najgorsze brudy, znów sprawiając, że się pogubiłam w przebiegu tej dość osobliwej rozmowy.

- Dziwne gdybym nie pamiętała – burknęłam, powracając do postawy z początku, zaś Tomlinson kiwnął głową ze zrozumieniem.

- Nie odpowiedziałem wtedy na twoje pytanie – ciągnął dalej, wprawiając mnie tym w jeszcze większą dezorientację niż prędzej. Domyślałam się do czego zmierzał, ale nie byłam w stu procentach pewna, więc tylko uważnie na niego patrzyłam. Jednak on na tym zakończył, przekazując mi pałeczkę.

- Na które? – Byłam wyjątkowo bojowo nastawiona, nie zważałam na to, że on przestał mnie już atakować zarówno słowami, jak i mową ciała. – Na to dlaczego mnie tak traktujesz, czy to a propos twojej rzekomej wiedzy o mojej przeszłości, hm? – dodałam bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnym tonem, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej nagłej zmiany.

- Jedno tyczy się drugiego – rzekł, siląc się na neutralność. Najwyraźniej pomimo mojego ofensywnego zachowania, on postanowił zachować zimną krew.

Natychmiast prychnęłam wręcz ostentacyjnie, słysząc jego odpowiedź i pokręciłam z niedowierzania głową.

A więc ktoś – ciekawe kto – naopowiadał mu o mnie niestworzonych historii, a on nie mając własnego mózgu, na podstawie jakichś niepotwierdzonych pomówień stwierdził, że jestem złym człowiekiem i będzie mną gardzić? Błagam...

Mimo, że Louis, jak by nie patrzeć był moim wrogiem i za nim nie przepadałam, miałam go za inteligentnego chłopaka, ale tym po prostu zwalił mnie z nóg. Już miałam otwierać buzię, żeby zwalić na niego lawinę słów, ale w ostatniej chwili się opamiętałam, przypominając sobie gdzie byliśmy i co by się stało, gdyby ktokolwiek nas usłyszał.

- Usiądziemy czy wolisz postać? – zapytał dobitnie, poprawnie odczytując moją reakcję.

- Możemy usiąść – powiedziałam jakby z łaską, wywracając obojętnie oczami. – Pewnie i tak zwaliłbyś mnie z nóg tym, co planujesz powiedzieć.

Nie musiałam być aż tak złośliwa, a nawet nie powinnam była, niestety wspomnienie naszej kłótni sprzed kilku miesięcy zrobiło swoje.

Usiedliśmy przy najbliższym wolnym stoliku, do którego dotarliśmy w ciszy, w dodatku utrzymując odpowiedni dystans między sobą. Louis przysiadł jakby z trudem na krześle naprzeciw mnie i tylko dopił resztę alkoholu znajdującego się w kieliszku, który cały czas trzymał, zupełnie jakby miało mu to dodać odwagi. Nie przemówił od razu. Z początku sprawiał wrażenie jakby walczył sam ze sobą, jakby przebierał między słowami, aby wybrać te najodpowiedniejsze. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie. Pewny siebie, zuchwały chłopak, którego znałam zniknął, a na jego miejscu pojawił się człowiek, który emanował zdenerwowaniem i innymi tego typu negatywnymi emocjami. Ten widok tak bardzo mnie zdziwił, że aż sama poczułam się nieswojo, patrząc na niego w wyczekiwaniu. Jego niecodzienne zachowanie utwierdzało mnie jedynie w przekonaniu, że to, co ma zaraz nadejść nie należało to rzeczy prostych i przyjemnych.

W końcu Louis na mnie spojrzał i zanim ostatecznie się odezwał, zbadał moją twarz.

- Myślę, że mimo wszystko znasz mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie należę do zbyt wylewnych osób – odezwał się wreszcie z ogromną powagą. Kiwnęłam tylko głową, nie chcąc mu przerywać tej pompatycznej chwili. Skoro żarty odłożył na bok nie było tu już miejsca na żaden sarkazm. Chłopak nadal patrzył mi prosto w oczy, zupełnie jakby chciał, aby każde jego słowo dokładnie do mnie trafiło i kontynuował – Dlatego jeśli po wysłuchaniu mnie, nie odpuścisz i będziesz miała ochotę skomentować to w sarkastyczny sposób, po prostu tego nie rób i udamy, że żadna rozmowa nie miała miejsca.

Fala zimnego potu oblała całe moje ciało. Poczułam się autentycznie głupio. Od razu założył, że będę niedojrzałym gówniarzem i nie będę potrafiła zachować się odpowiednio. O dziwo, nie byłam na niego o to ani trochę zła. Ukazał mi tym jedynie za jaką osobę mnie miał.

Pomimo to, że zabrzmiało to stanowczo i raczej jak zalecenie, to nie do końca udało mu się zamaskować pewną nutę prośby.

- Rozumiem – potwierdziłam pokornie, po raz pierwszy będąc wobec niego w pewnym sensie posłuszną. Zresztą, on także chcąc, nie chcąc, siłą rzeczy był wobec mnie w jakimś stopniu łagodny i uległy. W tym wypadku działało to w dwie strony. Nasze silne charaktery musiały sobie ustąpić, jeśli chcieliśmy do czegokolwiek dojść.

Louis westchnął po raz ostatni zanim przeszedł do najważniejszego.

- Przyjaźnię się z Harrym odkąd poznaliśmy się w X Factorze – zaczął spokojnie, nie patrząc na mnie. – On był moją prawą ręką, a ja jego. Mówiliśmy sobie o wszystkim, dzieliliśmy się każdą drobnostką, jednym słowem byliśmy jak bracia, a fakt, że razem zamieszkaliśmy jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Spędzaliśmy ze sobą masę czasu zarówno w pracy, jak i w domu i właśnie tak minęły nam ostatnie trzy lata. I wyobraź sobie teraz taką sytuację – nagle zmienił ton na odrobinę chłodniejszy, jednocześnie poprawiając się na krześle i dopiero teraz zwrócił na mnie swój wzrok. Poczułam jak nogi mojego siedzenia się uginają, a ja nieruchomieję pod wpływem jego spojrzenia, które nie zwiastowało niczego dobrego. – Całe trzy lata jesteś dla kogoś na wyciągnięcie ręki, pomagasz jak możesz, oddajesz część swojego, w naszym przypadku naprawdę cennego czasu, a tu nagle pojawia się ktoś, kto w zaledwie kilka tygodni zabiera ci to wszystko. Odbiera ci najlepszego przyjaciela.

Nie odezwałam się słowem, choć aż mną telepało. Nie mogłam wejść mu w słowo, bo byłoby to bezczelne, ale wprowadziłoby to tez niepotrzebny chaos do rozmowy, która w takim wypadku zapewne przemieniłaby się jednak w kłótnię. Myśli jednak piętrzyły mi się w głowie.

Po pierwsze i najważniejsze, nikogo nikomu nie zabrałam. On chyba zapomniał, że zanim Harry poznał jego i resztę chłopaków, to ja byłam jego „prawą ręką", dlatego nie mogłam, po prostu nie byłam w stanie przyjąć do wiadomości takiego tłumaczenia. Ale... Z drugiej strony rozumiałam go. Wiedziałam jakie to podłe i paskudne uczucie, kiedy przyjaciel się od ciebie stopniowo oddala.

- Nie robiłbym z tego żadnego problemu, gdyby to była jakaś przypadkowa osoba, ale w przypadku, gdy jest to ktoś, kto wcześniej zranił Harry'ego i pojawił się ponownie w jego życiu dopiero, kiedy stał się sławny, wydało mi się to podejrzane.

Tego było za wiele. Ledwo co powstrzymałam się od wtrącenia się w jego monolog. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić ten zarzut, bo bezczynne siedzenie i słuchanie takich kłamstw było okrutnie frustrujące. Lecz ze względu na to, o powiedział Louis na samym początku, przełknęłam ślinę i z całych sił postarałam się stłumić w sobie tę ogromną chęć do wyjaśnień.

Usłyszałam tam też coś jeszcze, co mnie równie mocno zaniepokoiło. „Ktoś, kto zranił Harry'ego". Niby w jaki sposób go zraniłam? Wyglądało na to, że wersja, którą Styles sprzedał dla swojego kolegi była bardzo mocno okrojona i podrasowana, skoro Louis użył takich słów. Jednak teraz był czas na wyjaśnienie kwestii Louisa, Harry musiał poczekać na swoją kolej.

- Nie raz, nie dwa Harry opowiadał o tobie, ale głównie na początku naszej znajomości. Później jakby zapomniał o tym, co zostawił w Holmes Chapel, bo był zbyt zajęty karierą. Zresztą ja też miałem lepsze rzeczy do roboty niż myślenie o jakiejś lasce, która definitywnie była jego przeszłością. Dopiero kiedy pod koniec wakacji wrócił z Holmes Chapel i powiedział mi o waszej rozmowie po latach, coś zaczęło mi nie grać. Potem było cię coraz więcej. Przyjeżdżałaś tu, ciągle coś o tobie mówił, każdą wolną chwilę spędzał gapiąc się w ekran telefonu i pisząc z tobą, zupełnie jakby mnie nie widział, mimo że cały czas byłem obok. Ale nie to przeszkadzało mi najbardziej. Nie mogłem przecież być egoistą i kazać mu między nami wybierać, to by było poniżej pasa. Zamiast złościć się na Harry'ego o to, że mnie olał dla ciebie, dla osoby, która przez całą trudną drogę budowania kariery ani razu go nie wsparła, stwierdziłem, że lepiej będzie jak skupię się na rozszyfrowaniu twoich intencji. Od razu jak cię poznałem coś mi w tobie nie pasowało i prawdopodobnie było tak, bo kierowałem się opowieściami Harry'ego i początkowo byłem też zirytowany tym nagłym przelaniem na ciebie całkowitej uwagi. A potem dowiedziałem się o twojej książce i wszystko stało się dla mnie jasne. Myślałem, że chcesz wybić się na sławie Harry'ego – zakończył zawierając swoje tłumaczenie w tym jednym zdaniu, w dodatku powiedział to w naprawdę ciężki do zinterpretowania sposób. Brzmiało to trochę tak jakby wypowiedzenie tego w jakiś sposób go odciążyło, z drugiej jednak strony jakby wstydził się, że doszedł do takiej konkluzji i niesłusznie ją oskarżył. A nie powinien czuć się z tym głupio, bo patrząc na to z perspektywy czasu i starając się to zobaczyć jako osoba trzecia, faktycznie nie trudno było dość do takiego wniosku.

Kiedy skończył, zapadła między nami potężna cisza. Tak, jak wcześniej słowa cisnęły mi się na usta i prawie że się nimi zadławiłam, to teraz, kiedy nadszedł czas, abym mogła się jakoś odnieść do tego wszystkiego, ja milczałam. Sama się sobie zdziwiłam jak bardzo doceniałam to, że Louis był w stanie zebrać się w sobie, aby być ze mną tak szczerym. Nie potrafiłam tego do końca strawić.

- Domyślałam się, że to o to może chodzić – odparłam w końcu ze zrozumieniem, a cała złość jakby ze mnie uleciała. Co prawda moja postawa nie uległa diametralnej zmianie, ale po ostatnim zdaniu Louisa, po prostu nie odczuwałam już tak wielkiej ochoty na wyrzucenie z siebie swojej wersji. – Słuchaj, Louis... - zaczęłam trochę niepewnie. Bałam się, że przez przypadek go urażę. – Naprawdę doceniam, że w końcu wszystko mi wyznałeś, naprawdę – powtórzyłam, chcąc to jak najbardziej podkreślić. – Ale jeśli mamy być teraz wobec siebie kompletnie szczerzy, nadal nie przemawia do mnie powód, dla którego zachowywałeś się wobec mnie w taki nieprzyjemny sposób. Wydaje mi się po prostu zbyt błahy.

- Chciałaś wykorzystać mojego najlepszego przyjaciela i tyle mi wystarczyło.

Westchnęłam zrezygnowana. Nie miałam ani siły, ani ochoty z nim o tym dyskutować, bo wiedziałam, że do niczego to nie doprowadzi, jak do kolejnego nieporozumienia między nami. Louis już taki był, jak na czymś postawił to trzymał się tego do końca, cokolwiek by to nie było. Poza tym, pokazał tym jak bardzo honorowy był.

Każdy był inny i każdy miał prawo postrzegać pewne rzeczy inaczej, dlatego musiałam zadowolić się taką wersją. A także zważywszy na to ile kosztowało go wyrzucenie z siebie tego wszystkiego.

- Może chcesz o coś zapytać? – Wyrwał mnie z zamyślenia, dając mi tym do zrozumienia, że najwyraźniej nie ma mi nic więcej do powiedzenia.

Owszem. Miałam jedno bardzo ważne pytanie odnośnie tej całej chorej sytuacji między naszą trójką, ale nie uważałam, żeby to Louis był osobą, która powinna na nie odpowiedzieć.

- Tylko jedno – odparłam, odkładając na później to, co najmocniej mnie trapiło i zastępując to czymś równie istotnym. – To przez ten fragment w końcu postanowiłeś ze mną porozmawiać?

Louis momentalnie uśmiechnął się i po raz kolejny tego dnia, spojrzał mi prosto w oczy.

- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie – powiedział i jak gdyby nigdy nic wstał, a ja nie wiedząc co robić, powędrowałam za nim wzrokiem. Postawił zaledwie dwa kroki i znów odwrócił się w moją stronę. – Jeszcze jedno – zaznaczył unosząc palce wskazujący. – Wcale nie uważam, że jesteś marnym substytutem pisarki.

I odszedł na dobre w stronę Zayna, który stał przy schodach prowadzących do pałacyku. A ja, kompletnie nie potrafiąc odpowiedzieć sobie na pytania „jak?" i „dlaczego?", poczułam coś dziwnego. Miałam silne wrażenie jakby Louis... Mnie lubił.




Dick* - brzydkie słowo po angielsku (kutas), to miał być taki żarcik, heh




To ostatni rozdział w takiej formie. Reszta będzie zlepkiem różnych scen, tak postanowiliście.

No, trochę się wyjaśniło, ale to nadal nie wszystko. Co sądzicie o zachowaniu Louisa? Widzicie tu może coś podejrzanego w jednej z jego wypowiedzi? Hehe.

Bardzo prosiłabym o skomentowanie tego rozdziału chociaż jednym zdaniem, jest dość ważny i jestem okrutnie ciekawa co o tym sądzicie.

Pozdrawiam!

Continue Reading

You'll Also Like

24.6K 1K 25
„ink brought us together"
294K 10.1K 59
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
12K 743 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...
5.2K 509 29
Erwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się po...