W mediach macie zdjęcie głównego bohatera. Może już zorientowaliście się, że to właśnie tym wymarzonym biologiem był Vin Diesel ;) (Mark Vincent to jego prawdziwe imię i nazwisko).
Edit: Rozdział krótki, bo pisany kilkanaście minut temu.
Czekała całe piątkowe popołudnie na jakikolwiek odzew ze strony nauczyciela. Ściskała telefon w dłoni, maniakalnie sprawdzając, czy przypadkiem nie dzwoni. Kiedy zamknęła za rodzicami drzwi, gdy wybywali na cotygodniową potańcówkę w domu kultury, wiedziała, że ma wolny czas, gdzieś do godzin wczesno porannych. Po raz ostatni spojrzała na ekran swojego wielkiego telefonu i po prostu zdecydowała się nie przejmować tym, że Mark milczy.
Przebierając się w kostium kąpielowy, za wszelką cenę skupiała się na czymś innym, tylko nie na nauczycielu, który dziwnym trafem narobił jej złudnej nadziei. Wciąż żyła marzeniem, że jednak się nie pomyliła, i nie jest mężczyźnie obojętna.
Wskakując do zimnej wody, nie myślała o niczym innym, byleby się tylko zrelaksować. Woda i wysiłek fizyczny to była jej ucieczka. Sposób, by zapomnieć.
Chowając się pod taflą błękitnawej cieczy, przez mgłę słyszała hałas ciężko pracującego silnika. Spojrzała na wodoodporny zegarek na swoim lewym nadgarstku i zaczęła wątpić w to, że rodzice wrócili tak wcześnie. Nie przejęła się tym za bardzo.
Oddając się błogiemu relaksowi, nie zauważyła osoby siedzącej na leżaku. Postawny mężczyzna w białym podkoszulku, bo to o nim mowa, bez słów przyglądał się temu, w jak łatwy sposób nastolatka stawiała opór wodzie. Gdy zaczynała zbliżać się do drabinki, a przez nią wychodzić na brzeg wstał, mocno klaszcząc w dłonie.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, o mały włos nie wpadając z powrotem do basenu. Przyjrzała się intruzowi i otworzyła oczy ze zdziwienia, nie dowierzając temu, co widziała.
Mark Vincent stał kilka metrów od niej, z zachwytem przyglądając się jej mokremu ciału. Obezwładniła ją ochota na to, by po prostu podejść i pocałować te usta, które w tamtej chwili wykrzywiały się w uśmiechu pełnym podziwu. Mężczyzna działał na nią iście odurzająco, jak najlepsza, najczystsza amfetamina, którą kiedykolwiek ugotowano.
- Co... - próbowała wydusić, jednak odnosiła wrażenie, że słowa grzęzną w jej ustach. Nie wiedziała, jak powinna zareagować. – To się może źle skończyć.
- Nie powinnaś analizować wszystkiego aż tak dokładnie – wzruszył ramionami. – Sama chyba chciałaś, bym się tu pojawił. Więc jestem.
- No... ale... ugh! To nie tak miało być! – jęknęła, zapominając o sytuacji, w jakiej się znajdowała. Jakby wcale nie odsłaniała ciała przed mężczyzną starszym o kilkanaście lat, który na dodatek powinien zostać tylko obiektem szkolnych westchnień. – Dlaczego to wszystko musi się tak dziać?
- Niezbadane są wyroki boskie...
- Albo mój pociąg do wysokich, łysych, napakowanych nauczycieli. Tego też nie da się przewidzieć – burknęła, a po chwili zorientowała się, jakie słowa powiedziała.
Otworzyła szeroko oczy, widząc jak profesor Vincent zmierza w jej kierunku mozolnym krokiem, jakby ją wodził za nos. Jednocześnie, w równie wolnym tempie ściągał przez głowę białą koszulkę na grubych ramiączkach, jednocześnie ukazując masywny, na swój sposób nieziemsko wyrzeźbiony brzuch.
Wiedziała, że już po niej.