Bez strachu [Redfield #3]

By Infinitka

700 100 6

REDFIELD #3 Dante Redfield staje przed ostatnim wyzwaniem, którego ukończenie pozwoli mu na życie bez strachu... More

🗡️ Dodatki 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ I 🗡️
🗡️ROZDZIAŁ II🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ III 🗡️
🗡️ROZDZIAŁ IV🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ V 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ VI 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ VII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ VIII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ IX 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XI 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XIII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XIV 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XV 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XVI 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XVII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XVIII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XIX 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XX 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XXI 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XXII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XXIII 🗡️
🗡️ ROZDZIAŁ XXIV 🗡️

🗡️ ROZDZIAŁ X 🗡️

22 3 0
By Infinitka

Odkąd Dante otworzył oczy, cały czas zastanawiał się, jak będzie wyglądać jego dzień. Pamiętał opowieści ojca, w których badania rozpoczęły się od niewinnych testów sprawnościowych. Chłopak zaczął podejrzewać, że Elizabeth będzie stosować dokładnie taki sam schemat jak jej ojciec. Jeśli miał rację, kwestią czasu było, aż zacznie badać jego regenerację, która w końcu była najbardziej interesującym ją aspektem.

Kobieta nie kłamała, mówiąc, że rano nie dostanie śniadania. Poprzedniego wieczoru nawet nie ruszył papki warzyw z kurczakiem, który nigdy na oczy nie widział żadnych przypraw. Efekty trucizny w jego żyłach były tak silne, że i tak nie potrafiłby niczego przełknąć bez zwrócenia posiłku. Po tym jak stracił przytomność, spędził cała noc na zimnych płytkach w niesamowicie niewygodnej pozycji, czego skutki odczuwał póki rycyna krążyła w jego organizmie. Dopiero nad ranem wstał i przeniósł się na łóżko.

Długo myślał nad sposobem, w jaki mógłby oszukać Elizabeth, ale widział, że miała ona wszystko dokładnie zaplanowane. Nie było miejsca na pomyłki, nie mogła sobie na nie pozwolić. Prowadziła niebezpieczną grę, w której jeden błąd mógł zakończyć się katastrofalnie. Dlatego nie pozwoli sobie na jego popełnienie.

Dante nie wiedział, która była godzina, kiedy ktoś przekręcił zamek. Brak jakiegokolwiek zegarka sprawiał, że całkowicie tracił rachubę. Drzwi otworzyły się, a pierwszą rzeczą, którą zauważył, była lufa karabinu powoli wychylająca się zza wnęki. Uniósł brew, patrząc na broń, a sekundę później do pomieszczenia wszedł również trzymający ją ochroniarz. Stanął w pewnej odległości od łóżka, robiąc miejsce dla swojego kolegi.

— Wstawaj — rozkazał pierwszy z nich. Był znacznie wyższy od drugiego ochroniarza. Nawet z pozycji leżącej Dante wiedział, że mężczyzna będzie nad nim górował.

Redfield rzucił mu leniwe spojrzenie i powoli usiadł na materacu. Wciąż nie miał na nogach butów ani skarpet, dlatego przeszedł go dreszcz, kiedy jego stopy zetknęły się z zimnymi kafelkami. Ociągał się. Nie mógł ruszyć za szybko, ponieważ potrzebował czasu na rozglądanie się po korytarzu, gdy już na niego wyjdzie.

Niższy strażnik z szerokimi barkami i pieprzykiem koło nosa nie należał do cierpliwych osób.

— Rusz się, kurwa — warknął i zamachnął się, aby uderzyć Dantego w głowę.

W pierwszym odruchu chłopak złapał za lufę i szarpnął, prawie wyrywając broń z dłoni mężczyzny. Rycyna już w całości opuściła jego organizm, a mimo tego nie użył pełnej siły, dzięki której już miałby karabin w dłoniach. Opanowała go momentalna wściekłość, którą bardzo szybko zdusił w zarodku. Nie mógł sobie pozwolić na utraty kontroli, a wyglądało na to, że całkiem nieźle wychodziło mu już panowanie nad wirusem.

Jego tęczówki na krótki moment zapłonęły żywą czerwienią, ale równie szybko zgasły. Błysk przerażenia i wściekłości w oczach mężczyzny był tym, co chciał osiągnąć.  Chciał zasiać w nich ziarenko strachu. Nawet jeśli w tamtym momencie powaliłby obu, nie wiedział, jak wydostać się z tego miejsca. Podejrzewał, że korytarze są monitorowane i ktoś znalazłby go prędzej niż udałoby mu się znaleźć drogę ucieczki.

— Odstrzelę ci łeb — ostrzegł wyższy, przystawiając blondynowi broń do głowy. Chłopak przez chwilę patrzył w oczy napastnikowi, aż w końcu wypuścił z dłoni karabin. Facet od razu szarpnął go za ubranie, postawił na nogi i zajął miejsce za nim.

Puste słowa. Redfield wiedział, że zastrzelenie go nie skończyłoby się dla nich dobrze. Możliwe, iż nawet podzieliliby jego los. Nie zaryzykowaliby w taki sposób. Mógł sobie pozwalać na więcej, gdyż wiedział, że na razie nic mu nie grozi.

— Ruszaj się. Korytarzem prosto.

Tym razem Dante posłuchał, ale nie miał zamiaru się spieszyć. Powoli wyszedł z pomieszczenia, gdzie od razu jego oczy zaatakowały jasne jarzeniówki nad jego głową.  Korytarz raził go do tego stopnia, że musiał zmrużyć oczy z dyskomfortu.

Rozejrzał się na boki. Po obu stronach znajdowały się korytarze. Po jego lewej prowadziła krótka droga do masywnych, podwójnych drzwi z zamkiem na elektroniczną kartę. Podejrzewał, że ekran na ścianie odpowiadał za zamek biometryczny — mógł sczytywać tęczówkę, linie papilarne lub głos. Coś mu jednak mówiło, że po drugiej stronie wcale nie znajdowało się wyjście.

W drugą stronę ciągnął się korytarz z szeregiem drzwi podobnych do tych prowadzących do jego celi. Przy żadnym z nich nie stali ochroniarze, co wcale nie oznaczało, że nie znajdowali się tam w innych porach. Dante poświęcił chwilę, aby nasłuchiwać dźwięków dobiegających z pomieszczeń. Nie usłyszał nic. Były puste.

Silna dłoń pchnęła go za ramię, przez co o mało nie stracił równowagi. Pozwolił sobie na odrobinę za duże ociąganie, przez co strażnicy zaczęli się niecierpliwić. Ruszył korytarzem do przodu.

Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że laboratorium nie jest ogromne. W prawdzie nie wiedział, co znajduje się za drzwiami chronionymi przez zamek biometryczny, ale rozmieszczenie pomieszczeń nie wskazywało na duży metraż. Po obu stronach korytarza znajdowały się pomieszczenia z zajmującymi pół ściany oknami, przez które dokładnie było widać, co działo się w środku. Większość z nich stanowiły laboratoria, ale trafiały się również biura, jedna większa sala konferencyjna i najmniej przytulny pokój socjalny,  jaki kiedykolwiek widział. Przy każdych drzwiach znajdował się zamek na kartę, bez której nie dało się nigdzie wejść.

„Wygląda na to, że będę musiał zdobyć kartę", pomyślał Dante.

Na końcu korytarza majaczyła mu większa przestrzeń i fragment biurka przywodzącego na myśl recepcję. Dwóch ochroniarzy zbliżało się w ich kierunku, zupełnie jakby robili obchód po całym terenie. W oddali dostrzegł metalowe drzwi windy. Wyjście?

— Stój — rozkazał jeden z eskortujących go strażników.

Dante zatrzymał się przed wejściem do jednego z pomieszczeń. Mężczyzna podszedł do okna i zapukał w nie dwa razy, wyrywając z zamyślenia siedzącą w środku kobietę. Nie była to Elizabeth. Chłopak domyślił się, że raczej niezbyt często będzie widywał szefową tego przedsięwzięcia, co nieco go cieszyło. Możliwe, że innych ludzi łatwiej będzie mu zmanipulować.

Kobieta miała jasnobrązowe włosy spięte w koka przy pomocy dużej klamry, co przywołało w Dante wspomnienie Erin. Poczuł ukłucie w sercu. Tęsknił za nią. Marzył tylko o tym, aby móc ją wziąć w ramiona i przytulić, aż dziewczyna straci oddech. Był jednak przekonany, że nie będzie mu już to dane.

Na jej plakietce znajdowało się nazwisko — doktor P. Morgan. Szatynka podeszła do drzwi i nacisnęła przycisk po ich przeciwnej stronie, dzięki czemu przejście automatycznie się otworzyło. Najwidoczniej nie potrzebowała już do tego karty, ale widział, że ma ją przypiętą do kieszeni kitla.

— Witaj, Dante — powiedziała z lekkim uśmiechem, wskazując na wnętrze pomieszczenia. — Zapraszam!

Chłopak wkroczył do środka razem ze strażnikami. Logicznym było, że nie zostawią go samego z naukowcem. Stanęli po obu stronach wejścia i przyglądali się mu surowym, badawczym spojrzeniem. Czuł, że każdy jego ruch jest obserwowany i analizowany.

Pomieszczenie, w którym się znajdował, przypominało nieco gabinet lekarski. Utrzymano go w takim samym, sterylnym stylu jak resztę placówki. Białe ściany raziły swoim kolorem i zlewały się z błyszczącą posadzką. Zamiast ostrych jarzeniówek, zamontowano wąskie panele świetlne na ścianach zachodzące na fragment sufitu pod kątem prostym. Odbijały się one na różnych powierzchniach, dając futurystyczny efekt.

W oczy od razu rzuciła mu się bieżnia, gdyż jako jedyna nie była perfekcyjnie biała. Tuż za nią stała kozetka, gdyby przypadkiem padł bez sił po biegu. W najbardziej oddalonym od drzwi kącie znajdowało się duże narożne biurko z przystawionym do niego krzesłem bez oparcia. Obok stał fotel w takim ułożeniu, że kobieta cały czas widziała Dantego, a on nie mógł zajrzeć w ekran jej laptopa niezależnie od tego, jak bardzo by się starał. Na prawo od biurka ścianę pokrywał aneks ze zlewem i bardzo dużą ilością szafek. Redfield nie znał przeznaczenia większości urządzeń, które znajdowały się w pomieszczeniu.

— Nazywam się doktor Penelope Morgan — powiedziała kobieta miłym głosem i wskazała na krzesło obok niej. W dłoni już trzymała opaskę uciskową. — Usiądź. Zaczniemy sobie od pobierania krwi. Mam nadzieję, że nie jadłeś niczego rano.

— Nie — odparł Dante, wykonując jej polecenie.

Przez moment pomyślał, że mógł zjeść posiłek z poprzedniego wieczoru, aby zrobić jej na złość. Z pewnością nie mogłaby wtedy pobrać mu krwi i poddać jej badaniom. Szybko doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej niczego by to nie zmieniło.

— Dobrze. — Pokiwała energicznie głową. — Mam nadzieję, że to w żaden sposób nie wpłynie na twoje późniejsze testy sprawnościowe. Wolałabym, żebyś był pełny sił. Wyspałeś się?

Dante z góry założył, że wszyscy w placówce wiedzą, nad czym pracują. W tym otoczeniu wirus przestał być tajemnicą.

— Ciężko wyspać się na płytkach, po tym jak zostało się otrutym, żeby przypadkiem nie uciec. — Wzruszył ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie, którą każdy nastolatek przeżywa. Widząc spojrzenie kobiety i to, że nie miała zamiaru w żaden sposób skomentować jego słów, dodał: — Raczej nigdy nie zrobiło mi się słabo z braku jedzenia.

Penelope uśmiechnęła się, zbliżając się do niego. Założyła mu opaskę uciskową na ramię i zdezynfekowała miejsce, gdzie miała zamiar się wkłuć. Kiedy żyły zaczęły się uwydatniać, sięgnęła po jałową strzykawkę i igłę.

— Szczęściarz. Ile bym oddała, żeby móc tak funkcjonować. Może w końcu przestałabym podjadać i zrzuciłabym zbędne kilogramy. Zaciśnij pięść parę razy.

— A jeśli się nie zgodzę na pobieranie krwi? — zapytał Dante, zaciskając zęby i odsuwając ramię od igły, która nieubłaganie zbliżała się do jego skóry. Brązowe tęczówki spojrzały się z jego oczami i wydawały się nagle pociemnieć. Wcześniej słodkie niczym czekolada, bez ostrzeżenia zamieniły się w otchłań bez dna. Zobaczył, że strażnicy się poruszyli niespokojnie. — Jeśli zacznę stawiać opór?

— Nie chcesz tego, Dante — odparła oschle. Zniknął jej miły ton głosu.

— Nie możecie nic mi zrobić — fuknął. — Potrzebujecie mnie.

— Co nie znaczy, że możesz dyktować zasady. — Zacisnęła palce na jego nadgarstku i wbiła igłę w żyłę z zaskakującą celnością. Krew zaczęła kapać do probówki. — Nie chciałbyś mieć na sumieniu swojej siostry, przyjaciela, rodziców, dziadków...

Dante zaciskał szczękę tak mocno, że jego zęby mogłyby się pokruszyć. Poczuł pętle zaciskającą się na gardle, przez którą miał trudności z oddychaniem. Gorąca wściekłość rozlała się po jego klatce piersiowej, chociaż czuł, że ma wirusa w ryzach. Ta myśl zbiła go z pantałyku.

Opanował wirusa?

Kilka miesięcy wcześniej straciłby nad sobą panowanie i czułby niepohamowaną chęć, aby rozszarpać kobietę na strzępy. Tym razem również miał na to ochotę, ale uczucie nie było tak silne. Mimo że jego ciśnienie podskoczyło, nie ruszył się z miejsca.

To...

Koniec?

— Przekuj tę złość w coś pożytecznego i wskakuj na bieżnię — powiedziała Penelope, przesuwając się na fotelu do stojącego nieopodal mikroskopu. Wyglądało na to, że miała zamiar od razu przebadać próbkę. — Nie powiedziałam nic niezgodnego z prawdą, chłopcze. Wydaje ci się, że możesz wszystko, bo potrzebujemy cię do badań. To niedorzeczne. Jeśli się nam sprzeciwisz lub zaczniesz sprawiać problemy, doktor Morris szybko przywoła cię do porządku.

Dante niechętnie wszedł na bieżnię i uruchomił ją. Możliwość pospacerowania okazała się przyjemnym doświadczeniem po tym, jak został zamknięty w jednym pomieszczeniu na dłuższy okres. Leżenie na łóżku znudziło mu się, tak samo jak chodzenie w kółko.

— Po co wam te testy? — zapytał, czując się trochę jak chomik na kółku.

— Chcemy sprawdzić czy twoja sprawność zwiększy się z biegiem czasu — odparła, wyciągając z kieszeni fartucha staromodny stoper.

— Z pewnością! — zaszczebiotał Dante z udawanym entuzjazmem. — Zwłaszcza jak będziecie mnie dzień w dzień truć. Szybciej pobiegnę do piekła.

— Sarkazm masz wrodzony czy to sprawka wirusa?

— Nie miałem okazji porównać.

Penelope zmierzyła go spojrzeniem spod zmrużonych powiek. Dmuchnęła w kosmyk włosów, które opadły jej na policzek.

— Twoim zadaniem jest przebiec trzy mile w jak najkrótszym czasie. — Kobieta podniosła urządzenie i nacisnęła na nim przycisk. — Start!

Dante wywrócił oczami i zaczął biec. Bieżnia nie miała żadnych ustawień prędkości, dostosowywała się do jego ruchów. Nie miał zamiaru dawać z siebie wszystkiego i pokazywać, na co tak naprawdę go stać. Wolał, żeby wrogowie myśleli, że jest wolniejszy niż w rzeczywistości.

Penelope zaczęła badać jego krew i wprowadzać dane do swojego komputera. Potem otworzyła jedną z szafek i wyciągnęła z niej cienki segregator. Przekartkowała go, wyciągnęła jedną ze stron i podeszła do Dantego, aby sprawdzić na bieżni, ile przebiegł. Kręcąc nosem, mruknęła coś do siebie najwidoczniej niezadowolona wynikiem. Kiedy w końcu urządzenie wskazało trzy mile, chłopak zatrzymał się i odetchnął z ulgą.

— Dwadzieścia trzy minuty i siedemnaście sekund — oznajmiła kobieta, zatrzymując swój stoper. Dante zerknął na zbliżony wynik wyświetlający się na ekranie bieżni. Penelope marszczyła brwi, jakby nie do końca wierzyła w to, co widziała. — Według twoich domowych testów sprawnościowych potrafisz przebiec pięć kilometrów w niecałe trzynaście minut, czyli niewiele wolniej niż światowy rekordzista.

Dante wzruszył ramionami.

— Bo źle się do tego zabieracie. — Złapał za koszulkę, odkleił ją od ciała i powachlował nią rozpaloną skórę. — Żeby przebiec trzy mile w trzynaście minut musiałbym biec ponad trzynaście mil na godzinę. Ta bieżnia ma ograniczenia. Ja biegałem normalnie na świeżym powietrzu. Poza tym jestem zmęczony truciem, pobieraniem krwi i brakiem śniadania. To oczywiste, że nie pobiegnę najlepiej.

Kobieta wiedziała, że jego słowa nie były stuprocentową prawdą, ale zdecydowała się tego nie skomentować. Zanotowała wynik na kartce i wskazała dłonią na zawieszony pod sufitem drążek, którego Dante wcześniej nie zauważył. Kiedy się podciągał, przeszło mu przez myśl, że może mógłby tak zmanipulować wyniki, że przestaliby go truć. Gdyby z czasem zasugerował, iż wtedy z pewnością będzie mógł dać z siebie więcej. Bycie w pełni sił przez całą noc dałoby mu nieskończone możliwości.

Podciąganie nie poszło mu najlepiej. W pewnym momencie stracił rachubę i opuścił się na podłogę. Skłamał przy tym, że więcej nie da rady. Penelope zanotowała wynik, nie kwestionując tego w żaden sposób. Na końcu przyszedł czas na pompki, w przypadku których również przedstawił błędnie swoje możliwości.

— Dziękuję, Dante, za twoją współpracę — powiedziała w końcu kobieta, wstając od swojego biurka. Spojrzała na zegarek. — Wyrobiliśmy się dwie minuty przed czasem, ale myślę, że możecie już powoli iść.

— Dwie minuty przed czasem? — Zdziwił się.

— Dokładnie za dwie minuty chip poda ci dawkę rycyny — wyjaśniła uprzejmie. — Powinieneś się cieszyć, bo dzięki temu nie musimy cię regularnie kłuć.

— Super — fuknął. — Skaczę z radości.

Strażnicy złapali go za ramiona z zamiarem zaprowadzenia go do celi. Jego pierwszym odruchem było, aby się wyrwać. Odsunął się od mężczyzn, szukając drogi ucieczki.

— Nie utrudniaj tego, Dante — powiedziała Penelope. — I tak nie masz dokąd uciec. Jeśli zaczniesz współpracować, wszystko stanie się dla ciebie łatwiejsze, zaufaj mi.

Odpychał wyciągnięte w jego stronę ramiona tak długo, aż w końcu poczuł, że jego żyły zaczynają płonąć. Powstrzymał się przed krzyknięciem. Początkowo przeraził go ból, który poczuł, ale z czasem trucizna wyssała z niego całą energię życiową.

Nienawidził tego uczucia. Od razu opadł z sił, a kolana przybrały podstać miękkiej waty. Drżały tak samo jak wtedy, kiedy po raz pierwszy pocałował Erin. Tylko wtedy było to przyjemne doznanie, które ze szczerą chęcią poczułby jeszcze raz.

Nie wiedział, kiedy znalazł się na ziemi, ale nie leżał na niej długo. Dwie pary silnych ramion podniosły go i zaniosły w kierunku wyjścia. Nogi chłopaka sunęły bezwładnie po gładkiej podłodze. Uniósł głowę, próbując zarejestrować pomocne szczegóły, ale nie potrafił się na niczym skupić. Wszystko wydawało się śliskie dla jego spojrzenia. Mignęły mu kolorowe fiolki za jednym z okien. Pole widzenia zaczęły zakrywać czarne plamy. Usłyszał przerażone krzyki i przez moment miał wrażenie, że tylko mu się wydawało. Zanim stracił przytomność, dostrzegł ciężkie drzwi chronione zamkiem biometrycznym.

Gdyby tylko mógł spróbować posłuchać, co się za nimi kryło.

Co się za nimi kryło?

Continue Reading

You'll Also Like

22 0 1
Die K-Pop Boygroup Ateez wird vom Südkoreanischem Staat zu einer Art TV Show eingeladen. Was erst noch als harmlos erscheint, entpuppt sich später al...
Crazy By Pennygobbler56

Science Fiction

7 0 2
A fruity scientist gets called crazy and wants to die until he's actually dying but becomes immortal instead??? (That's all I got for now 😢)
30 3 3
"The Earth and its people are dying. The last hope for civilization is Nemo and Lucas Walker in completing Mission: Relocation; a project focused on...
42 3 3
An Infectious disease have spread Many Lives has been taken A deadly virus that will make you suffer before you die... Just to be alive again You'll...