Zapiski Zielarki - TŁUMACZENI...

By X_WiQSon_X

1.5K 146 8

Zwolniona z tylnego pałacu, Maomao powraca do służby na zewnętrznym dworze - jako osobista służąca nikogo inn... More

Prolog
Rozdział 1 - Służba na dziedzińcu Zewnętrznym
Rozdział 2 - Fajka
Rozdział 3 - Nauka w Tylnym Pałacu
Rozdział 4 - Surowa Ryba
Rozdział 5 - Przewaga
Rozdział 6 - Makijaż
Rozdział 7 - Wycieczka po mieście
Rozdział 8 - Śliwkowa Trucizna
Rozdział 9 - Lakan
Rozdział 10 - Suirei
Rozdział 11- Przypadek a może coś więcej
Rozdział 12 - Rytuał
Rozdział 13 - Bieluń
Rozdział 14- Gaoshun
Rozdział 15- Powrót do tylnego pałacu
Rozdział 16- Papier
Rozdział 17 - Jak wykupić kontrakt.
Rozdział 18- Niebieskie Róże
Rozdział 19- Czerwone Paznokcie
Epilog:
Dodatki:

Rozdział 20 - Czerwony Balsam i Szczaw

70 4 1
By X_WiQSon_X

Stare wspomnienia wróciły do niego.

Tak wiele scen było czarno-białych - tylko ta jedna miała w sobie odrobinę czerwieni. Wyglądało na to, że miał problemy z widzeniem rzeczy, które inni widzieli z łatwością, ale tylko ta świeciła jasno i wyraźnie.

Czerwień. Czerwone były palce, które trzymały kamienie Go i kafle Shogi.

Jego stonowane, falujące mięśnie byłyby przedmiotem zazdrości każdego. Tylko jedna osoba wydawała się nie być pod wrażeniem: ta wielka dama, szanowana kurtyzana Fengxian.

Czasami był zobowiązany odwiedzać burdele w towarzystwie innych, ale szczerze mówiąc, nie interesowały go zbytnio. Nie mógł pić alkoholu, a taniec czy występy na erhu nie ekscytowały go. Bez względu na to, jak pięknie kobieta się ubierała, wyglądała dla niego jak zwykły biały kamień Go.

Był taki od dłuższego czasu: nie mógł odróżnić jednej ludzkiej twarzy od drugiej. Ale nawet to było już postępem.
Było wystarczająco źle, mylił swoją matkę z niańką, ale nie mógł nawet odróżnić mężczyzny od kobiety.

Jego ojciec, czując, że nic nie może zrobić dla swojego dziecka, zaczął spotykać się z młodą kochanką. Jego matka natychmiast zaczęła spiskować, aby odzyskać męża - mimo że porzucił swoje dziecko, ponieważ chłopiec nie potrafił rozpoznać twarzy własnego ojca!

Tak więc, pomimo że urodził się jako najstarszy syn z wybitnej rodziny, Lakan żył życiem z niezwykłą ilością wolności, jak to uważał. Zatracił się w Go i Shogi, w które nauczył się grać, grając grę za grą; uważnie słuchał plotek i od czasu do czasu robił małe psikusy.

Tym razem sprawił, że w pałacu zakwitły niebieskie róże?
To było coś, czego spróbował po usłyszeniu, jak jego wujek o tym mówił.
Jego wujek nie zawsze był najprzyjemniejszą osobą, ale młody człowiek czuł, że tylko on go rozumiał. To jego wujek powiedział mu, żeby skupił się nie na twarzach ludzi, ale na ich głosach, ich języku ciała, ich sylwetkach.
Ułatwiło mu to nieco życie, gdy zaczął przypisywać elementy Shogi do tych, z którymi był najbliżej; z czasem osiągnął punkt, w którym tylko ci, którymi się nie interesował, byli kamieniami Go, podczas gdy ci, z którymi zaczynał być bardziej zżyty, pojawiali się jako kamienie Shogi.

Kiedy jego wujek zaczął pojawiać się jako smoczy król, awansowany wieżą - młody człowiek wiedział na pewno, że jego wujek był osobą o wielkich osiągnięciach.

Dla niego Go i Shogi były po prostu grami, rozszerzeniem jego czasu wolnego.
Nigdy nie przypuszczał, że ujawnią jego prawdziwe zdolności. Jego pochodzenie rodzinne dało mu kolejnego farta: chociaż nie miał żadnych specjalnych talentów wojennych, został natychmiast mianowany kapitanem.
Wiedział, że nie musi być silny i potężny; jeśli mądrze wykorzysta swoich podwładnych, zysk przyjdzie.
Shogi z ludzkimi figurami było najbardziej interesującą grą ze wszystkich.

I tak kontynuował, niezwyciężony zarówno w swoich grach, jak i w swojej pracy, dopóki złośliwy kolega nie zaprowadził go do słynnej kurtyzany. Fengxian nigdy nie przegrała z nikim w swoim burdelu, a on nigdy nie przegrał z nikim w wojsku. Którekolwiek z nich zakończyłoby swoją serię w tej grze, widzowie z pewnością dobrze by się bawili.

Odkrył wtedy, że był jak żaba żyjąca na dnie studni. Fengxian niemal powaliła go na kolana.
Mimo że posiadała białe kamienie, co oznaczało, że miała tę wadę, że grała jako druga, zgromadziła miażdżącą ilość terytorium. Wzięła kamienie w swoje delikatnie pomalowane palce i systematycznie go podcinała.

Prawie nie pamiętał, kiedy ostatnio przegrał grę. Nie czuł złości, a raczej coś w rodzaju podziwu dla bezlitosnej rany, jaką mu zadała. Fengxian miała mu za złe, że potraktował ją lekceważąco: domyślił się tego po sposobie, w jaki nie odezwała się ani słowem, nawet jej ruchy były lekceważące, jakby gra nie zasługiwała na jej uwagę.

Zupełnie bezwiednie zaczął się śmiać, tak bardzo, że chwycił się za boki.
Obserwatorzy szeptali; myśleli, że oszalał.

Śmiał się tak mocno, że oczy zaszły mu łzami, ale kiedy spojrzał na bezlitosną kurtyzanę, zobaczył nie zwykły biały kamień Go, ale twarz kobiety w złym humorze. Spojrzenie jej oczu nie pozwalało nikomu się do niej zbliżyć.
Podobnie jak jej imiennik, -balsam, Fengxian sprawiała wrażenie, jakby mogła wybuchnąć przy najmniejszym dotknięciu.

Czy tak wyglądały ludzkie twarze?

Po raz pierwszy doświadczył czegoś, co inni uważali za oczywiste.

Fengxian szepnęła coś do uczennicy, która się nią zajmowała. Mała dziewczynka oddaliła się i wróciła z planszą do shōgi.
Kurtyzana, tak wyniosła, że nie pozwoliłaby nawet mężczyźnie usłyszeć jej głosu podczas ich pierwszego spotkania, rzuciła mu wyzwanie do kolejnej gry.

Tym razem nie przegrał.

Zakasał rękawy i zaczął ustawiać swoje figury.

Kobieta o imieniu Fengxian miała swoją dumę jako kurtuyzana, jak nikt inny. Być może dlatego, że urodziła się w burdelu. Czasem mówiła, że nie miała matki, tylko kobietę, która ją urodziła, bo w dzielnicy rozkoszy kurtyzany nie mogły być matkami.

Ich znajomość trwała przez lata, a podczas spotkań skupiali się tylko na jednym: grze w Go lub Shogi. Stopniowo jednak widywali się coraz rzadziej. W miarę czasu gdy doświadczone kurtyzany stawały się popularniejsze, stawały się też bardziej niechętne do przyjmowania klientów, i Fengxian nie była wyjątkiem.

Fengxian była inteligentna, ale twarda i nieugięta; to może nie przemawiało do większości osób, ale była mała grupa fanów, którzy to uwielbiali. Może lepiej nie dyskutować o gustach.

Jej cena ciągle rosła, aż w końcu wszystko, co mógł zrobić, to zobaczyć ją raz na kilka miesięcy.

Pewnego razu, gdy po długiej nieobecności poszedł do burdelu, znalazł ją malującą paznokcie, patrzącą takim brakiem zainteresowania jak zawsze. Na talerzu przed nią leżały czerwone kwiaty balsamowe i cienka trawa.
Gdy zapytał, co to za trawa, odpowiedziała:

"-To jest kocia łapa." Roślina o właściwościach leczniczych, z pewnością przydatna do zwalczania ukąszeń owadów i niektórych trucizn.

Co ciekawe, balsam i kocia łapa miały nietypową cechę: nawet dotknięcie dojrzałych strąków nasion powodowało ich wybuch i rozrzucanie dokooła.
Podniósł jeden z żółtych kwiatów, myśląc, że może spróbuje dotknąć jednego z nich następnym razem, tylko żeby zobaczyć, co się stanie, gdy Fengxian zapytała:
"-Kiedy przyjdziesz następnym razem?"

Dziwne- że mówi to kobieta, która zawsze wysyłała tylko najbardziej bezosobowe uwagi, aby przypomnieć mu, że jej usługi są dostępne.

"- Za kolejne trzy miesiące."

"-Dobrze."

Fengxian kazała uczennicy posprzątać jej przybory do manicure, po czym zaczęła przygotowywać planszę do gry w Shogi.

Wtedy pierwszy raz usłyszał plotki o wykupieniu kontraktu Fengxian. Czasami cena ma niewiele wspólnego z postrzeganą wartością kurtyzany: niektóre podnosiły cenę po prostu dlatego, że nie lubiły któregoś z pozostałych licytantów.

Udało mu się awansować w wojsku, ale tymczasem jego pozycję jako dziedzica rodzinnej fortuny przejął młodszy przyrodni brat, a licytacja stała się dla niego niemożliwa do utrzymania.

Co zatem zrobić?

Okropny pomysł przyszedł mu do głowy, ale natychmiast go odrzucił. Byłoby niewyobrażalne, gdyby faktycznie to zrobił.

Kolejne trzy miesiące, kolejna wizyta w burdelu, a teraz Fengxian siedziała przed nim z dwiema gotowymi planszami do gry, jedną w Go, drugą w Shogi. Pierwsze słowa, które wypowiedziała to:
"-Może, zakład ?"

Jeśli wygrasz, dam ci wszystko, czego pragniesz. A jeśli ja wygram, wezmę to, czego ja pragnę.

"-Wybierz swoją grę."

To w Shogi miał przewagę - a jednak usiadł przed planszą do gry w Go.

Fengxian odesłała swoją uczennicę, mówiąc, że chce skupić się na grze.

Nie wiedział, które z nich zwyciężyło, ale jedyną rzeczą jaką zauważył, było to, że ich dłonie splatają się. Nie było żadnych słodkich słów od Fengxian. Ani sam nie czuł potrzeby składania pustych sentymentalnych wyrazów.
Pod tym względem może byli podobni.

Usłyszał, jak Fengxian, wtulona w jego ramiona, szeptała: "-Chcę zagrać w Go."

Osobiście, myślał o grze w Shogi.

Nieszczęście zaczęło się potem. Wuj, z którym był tak blisko, został zwolniony ze stanowiska. Mężczyzna nigdy nie umiał grać w tę grę, a ojciec Lakana uznał wuja za hańbę dla rodziny. Niepowodzenie wuja faktycznie nie wyrządziło szkody rodzinie, ale Lakan stał się teraz osobą niepożądaną za bycie zbyt blisko wuja; kazano mu wyjechać na długą podróż i nie wracać przez jakiś czas.

Mógł to zignorować, ale potem przysporzyłoby to tylko bólu głowy. Jego ojciec także był w wojsku, co czyniło go nie tylko rodzicem, ale też przełożonym. Wreszcie napisał do burdelu, że wróci za pół roku. To było krótko po tym, jak dostał list informujący, że wykup kontraktu nie doszedł do skutku.

Tak więc przez pewien czas żył w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Mało kto przewidział, że miną trzy lata, zanim wróci.

Gdy w końcu wrócił do domu, zobaczył stos listów, które leżały niechlujnie w jego zakurzonym pokoju. Gałązki przypięte do nich były już zwiędłe i suche, co boleśnie ukazywało upływ czasu.

Jego wzrok padł na jeden szczególny list, który wyglądał na otwarty. Był pełen znanych banalności, ale w rogu listu był widoczny ciemnoczerwony ślad. Spojrzał na półotwarty woreczek obok listu.
Również był poplamiony.

Otworzył woreczek, by odkryć coś, co wyglądało jak dwie małe gałązki lub może kawałki gliny. Jedno z nich było maleńkie; wydawało się delikatne, na tyle, że możnaby zgnieść je w dłoni.

Zbyt późno zdał sobie sprawę, co to było: sam miał takich dziesięć.
To nadawało nowe znaczenie terminowi "obietnica na mały paluszek".*

Owinął z powrotem dwie "gałązki" i wsunął je z powrotem do woreczka, potem popędził do dzielnicy rozkoszy tak szybko, jak tylko koń mu na to pozwalał.

Kiedy dotarł do burdelu, który wyglądał na znacznie bardziej zniszczony niż wtedy, gdy widział go po raz ostatni, były tam tylko kamienie Go.
Nie było nikogo, kto przypominałby piękny balsam, chociaż jakaś kobieta rzuciła się na niego z miotłą. To była stara pani; poznał ją po głosie.

Fengxian już tam nie było: to była jedyna rzecz, jaką powiedziała mu madam.
Kurtyzana, która została porzucona przez dwóch ważnych klientów, zszargała dobre imię swojej firmy i nikt już jej nie ufał, nie miała innego wyjścia, jak tylko robić sztuczki niczym zwykła ladacznica.
Czy on nie rozumiał, co się dzieje z takimi kobietami?

Trochę refleksji mogłoby ujawnić odpowiedź, ale jego głowa była pełna Go i Shogi i niczego innego, i nie był w stanie dotrzeć do prawdy.
Rzucenie się na ziemię i płacz, nie zważając na gapiów, nie cofnie czasu.

To wszystko jego wina, że był tak impulsywny. Całe to bagno.

Lakan gwałtownie usiadł w łóżku, łapiąc się za wciąż pulsującą głowę.
Rozpoznał pokój, w którym się znajdował. Gdzieś z aromatycznym, ale nie przytłaczającym kadzidłem.

"-Czy obudziłeś się, panie?" -ktoś powiedział łagodnie. Twarz jak biały kamień Go pojawiła się przed nim. Rozpoznał ją po głosie.

"-Co ja tu robię, Meimei?"

Tak, znał tę kurtyzanę z Domu Verdigris.
Kiedyś była uczennicą Fengxian; tą, której Fengxian kazała wyjść z pokoju, jeśli dobrze pamiętał.
Widział ją jako uczennicę czasami bawiącą się kamieniami do gry w Go, więc pobłażliwie od czasu do czasu zagrał z nią. Zawsze udawała zakłopotanie, gdy mówił jej, że jest całkiem niezłą graczką.

"-Posłaniec jakiegoś szlachcica przyprowadził cię tutaj i zostawił. Oh, aleś był w kiepskim stanie. Nie wiem, czy twoja twarz była bardziej czerwona czy niebieska!"

Meimei była praktycznie jedyną kurtyną w Domu Verdigiris, która chciała go zabawiać. Zawsze to do jej pokoju go prowadzono podczas jego wizyt.

"-Na pewno nie myślałem, że skończę w taki sposób."
Zakładał, że jeśli jego córka to pije, to alkohol nie może być aż tak mocny. Z drugiej strony, Lakan nigdy nie był zbyt zaznajomiony z różnymi rodzajami alkoholu. Już jedno łyknięcie dawało mu odczuć pieczenie w gardle. Chwycił dzbanek z wodą ze stolika nocnego i chciwie ją pochłonął.

Gorzki smak rozlał się w jego ustach, a on wypluł wodę, zanim zdał sobie sprawę, co robi.
"-Co, Co to za napój?!"

"-Maomao go przygotowała" - powiedziała Meimei.
Przypuszczał, że się uśmiechała, bo zakryła usta rękawem. Trunek prawdopodobnie miał być lekiem na kaca, ale sposób jego dostarczenia sugerował nutkę złośliwości. Czy to było dziwne, że mimo to nie mógł powstrzymać uśmiechu?

Obok dzbanka leżało drewniane pudełko z drzewa paulowniowego.

"-Cóż, spójrzmy na to..."
Dawno temu wysłał je razem z listem, żartobliwie, jakby to był wielki łup.
Otworzył je, i  znalazł wewnątrz pojedynczą zasuszoną różę.
Nie zdawał sobie sprawy, że mimo wyschnięcia tak dobrze zachowa swój kształt.
Pomyślał o swojej córce, która przypominała mu kocią łapę- szczawik.

Po tamtych wydarzeniach z dawna, pukał do drzwi Domu Verdigiris wielokrotnie, za każdym razem spotykając się z wyrzutami damy domu.
"-Tu nie ma dziecka, idź do domu", krzyczała, bijąc go miotłą. Potrafiła być przerażająca.

Pewnego razu, gdy siedział wyczerpany, z krwią ściekającą po jego głowie, zauważył dziecko buszujące w pobliżu. Przy budynku rosła trawa z jakimiś żółtymi kwiatami. Kiedy zapytał je, co robi, odpowiedziało, że zamierza zamienić trawę w lekarstwo. Zamiast kamienia Go, który spodziewał się zobaczyć, zobaczył pozbawioną emocji twarz.

Dziewczynka ruszyła biegiem z dwiema garściami trawy. Szła w stronę kogoś, kto utykał jak starzec. A jego twarz, która miała wyglądać jak kamień  Go, zamiast tego wyglądała jak krążek Shogi.
I to nie pionka czy rycerza, ale smoczego króla, potężny i ważny element.

Teraz wiedział, kto otworzył jeden spośród wszystkich listów, które otrzymał, wraz z zabrudzoną torebką. Bo oto był jego wuj Luomen, który zniknął po wygnaniu z tylnego pałacu. Dziewczynka z kocią łapą biegała za nim; nazywał ją Maomao.

Lakan wyjął brudną torebkę. Była jeszcze bardziej zużyta niż dawniej, gdyż nosił ją zawsze przy sobie. Wiedział, że te dwa przedmioty wciąż będą w środku, owinięte w papier.

Ręka Maomao wydawała się niestabilna, kiedy przesuwała swoje krążki. Częściowo mogło to być spowodowane tym, że nie grała w grę zbyt wiele. Ale częściowo dlatego, że grała lewą ręką.
Kiedy patrzył na czerwone opuszki palców, zauważył, że jej mały palec jest zniekształcony.

Nie mógł jej winić za nienawidzenie go. Biorąc pod uwagę wszystko, co zrobił.
Ale mimo wszystko chciał być blisko niej.
Miał dość życia z samymi kamieniami Go i krążkami Shogi. To dało mu motywację, której potrzebował, by odzyskać swoje przyrodzone prawo, wypędzić przyrodniego brata i adoptować siostrzeńca jako swojego. Następnie, w trakcie wielu negocjacji ze starą madam i przez około dziesięć lat, udało mu się spłacić kwotę równą dwukrotności odszkodowania.

To musiało być wtedy, gdy w końcu pozwolono mu wrócić do komnat burdelu.
Meimei naturalnie przejęła rolę. Być może odpłacała mu za nauczanie jej gry w Shogi przez te wszystkie lata.

Lakan kontynuował odwiedziny, raz za razem, ponieważ jedyną rzeczą, której pragnął, było bycie ze swoją córką. Niestety, jednym z talentów, których Lakanowi wyraźnie brakowało, była umiejętność zrozumienia, co czują inne osoby, więc raz po raz rzeczy, które robił, wydawały się działać odwrotnie.

Wcisnął torebeczkę z powrotem w fałdy swojej szaty. Może nadszedł czas, aby się poddać, przynajmniej tym razem.
Jakoś jednak - nazwijmy to uporem - nie mógł zmusić się do całkowitego porzucenia tej sprawy.

I poza tym, nie podobał mu się mężczyzna, który był w towarzystwie jego córki. Stał zbyt blisko niej, a podczas ich gry dotknął jej ramion co najmniej trzy razy. Lakan był obrażony, ale cieszyło go, że córka odpychała jego dłoń za każdym razem.

Dobrze, co mógłby zrobić aby poczuć się trochę lepiej?
Lakan wziął dzbanek i wypił ohydny napój.
Bez względu na to, jak obrzydliwy był, jego córka sama go przygotowała.

Może spędzi trochę czasu decydując, jak pozbyć się robaka ze swojego pięknego kwiatu...
Jego myśli zostały przerwane, gdy drzwi z hukiem się otworzyły.

"-W końcu się wyspaliśmy, co?" - zawołał chrypliwie kamień Go. Po głosie mógł rozpoznać, że to stara wariatka.
"Więc chcesz kupić jedną z moich dziewczyn? Powinieneś już wiedzieć, że kilka tysięcy srebra nie wystarczy".

Nadal skąpa, jak zawsze. Lakan trzymał pulsującą głowę, ale na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Założył monokl (który nosił tylko dla ozdoby).

"-Spróbuj dziesięć tysięcy. A jeśli to nie wystarczy, co powiesz na dwadzieścia lub trzydzieści? Przyznam, że sto może być nieco za dużo."
Lakan krzywił się wewnętrznie, gdy mówił.
To nie były małe sumy, nawet w jego sytuacji. Będzie musiał prosić swojego siostrzeńca o trochę pieniędzy; chłopak prowadził kilka pobocznych biznesów.

"-Wporządku. Chodź tędy, i nie zwlekaj. Nawet pozwolę ci wybrać, którą chcesz."
Pozwolił by madam zaprowadziła go do głównego pomieszczenia w burdelu, gdzie stał cały rząd barwnie ubranych kamieni Go.
Nawet Meimei była wśród nich.

"-Hoh, mogę wybrać nawet jedną z Trzech Księżniczek?"

"Powiedziałam, którą tylko sobie wybierzesz, tak będzie,"- Madam dosłownie splunęła- Ale spodziewaj się za to zapłacić."

Nawet mając taką możliwość swobodnego wyboru, Lakan stanął przed unikalnym problemem. Tak, suknie dziewcząt były modne, ale dla niego wszystkie one wyglądały na nic więcej niż kamienie Go.
Niemal słyszał uśmiechy kobiet. Czuł ich słodkie zapachy. A kalejdoskop kolorów, jakim były ich stroje, prawie go oślepił. Ale to wszystko. Nic więcej. Żadna z nich nie poruszyła serca Lakana.

Kazała mu wybrać, więc musiał wybrać. Gdy już kupi dziewczynę, mógł z nią robić, co chce. Miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby utrzymać damę, a jeśli była z tego niezadowolona, to dałby jej trochę gotówki i uwolnił ją, żeby mogła robić, co chce. W porządku; na pewno będzie w porządku.

Z tym w myślach, odwrócił się w stronę Meimei. Przypuszczał, że to poczucie winy skłoniło ją do takiej uprzejmości wobec niego.
Gdyby tego dnia ich nie opuścił, może nic by się nie wydarzyło. Byłoby dobrze -pomyślał- nagrodzić jej przyzwoitość.

W tym momencie Meimei przemówiła.
"-Mistrzu Lakanie." Słyszał w jej głosie niewielki uśmiech. "Musisz wiedzieć, że mam dumę kurtyzany. Jeśli jestem twoim pragnieniem, nie będę się wahać."

Rzekłszy to, podbiegła do wielkiego okna, które wychodziło na dziedziniec, i otworzyła je.
Zasłona zatrząsła się, a kilka dryfujących płatków kwiatów wleciało do pokoju.

"-Ale, jeśli masz zamiar wybrać, to wybierz z otwartymi oczami."

"-Meimei, nie dałam ci pozwolenia na otwarcie tego okna!" -wykrzyknęła dama, spiesząc się, by je znów zamknąć.

Ale Lakan już to słyszał, z daleka. Śmiech. Jak chichot kurtyzany, ale w jakiś sposób bardziej niewinny. Wydawało mu się, że wychwycił słowa dziecięcej piosenki.

Jego oczy rozszerzyły się.

"-Co jest? - zapytała podejrzliwie madam.
Lakan wyjrzał przez ozdobne okno.
Śpiew docierał do nich urywkami.
"-Co ty wyprawiasz?!

Coraz bardziej zaniepokojona, próbowała złapać go za rękę.

Ale było już za późno. Skoczył przez okno i ruszył biegiem, bez zastanowienia w kierunku źródła głosu. Nigdy nie żałował, że nie ćwiczył bardziej, niż w tej chwili. Mimo to biegł dalej, nawet gdy nogi groziły mu ugięciem i przewróceniem.

Mimo że wiele razy był w Domu Verdigiris, nigdy nie był w tej szczególnej jego części: małym budynku, prawie szopie, oddalonym od głównego Pawilonu.
Słyszał piosenkę dochodzącą z wnętrza.

Starał się powstrzymać serce, które chciało wyskoczyć mu z klatki piersiowej, gdy otworzył drzwi. Wyczuł charakterystyczny zapach lekarstwa.

W środku była wynędzniała kobieta. Jej włosy okalały głowę, ale nie miały blasku, a ramiona leżały na niej jak uschnięte gałęzie.
Cuchnęła chorobą.
I było coś jeszcze: jej lewy serdeczny palec był zniekształcony.
Lakan mógł się tylko gapić ze zdumieniem. Wtedy zdał sobie sprawę, że poczuł coś na policzkach.

Stara dama podbiegła.
"-Co ty robisz?! To jest pokój chorych!"
Chwyciła jego rękę i próbowała go odciągnąć, ale Lakan się nie ruszył. Wpatrywał się, utkwiony w wynędzniałej kobiecie.
"-Chodź, wyjdź stąd. Wybierz którąś z moich dziewczyn!."

"-Tak. Dokładnie. Muszę dokonać wyboru."
Lakan usiadł powoli, nawet nie próbując zetrzeć nadmiaru łez. Kobieta zdawała się go nie zauważać; tylko uśmiechała się i śpiewała swoją piosenkę. Nie było już śladu wyniosłego postępowania czy szyderczego spojrzenia.
Jej serce powróciło do serca niewinnego dziecka. A jednak pomimo jej wynędzniałego stanu, dla Lakana wyglądała piękniej niż ktokolwiek inny na świecie.

"-Tę kobietę, madam. Chcę tę kobietę."

"-Nie bądź głupi. Wracaj tam i wybierz."

Lakan jednak sięgnął do swojej szaty, szukając, aż natrafił na ciężką torebkę. Wyciągnął ją i położył w dłoni kobiety. Wydawało się, że ją zainteresowała; otworzyła ją i spojrzała do środka sztywnymi ruchami.
Drżącymi palcami wyciągnęła kamień Go.

Być może to tylko jego wyobraźnia sprawiła, że wydawało mu się, że widzi chwilowe rumieńce na jej twarzy. Lakan się uśmiechnął.

"-To kobieta, którą zamierzam wykupić, i nie obchodzi mnie, ile to kosztuje. Sto tysięcy, dwieście, to nie ma znaczenia."

Stara pani nie mogła nic na to odpowiedzieć. Meimei podeszła za nią, jej suknia ciągnęła się po podłodze, gdy weszła do pokoju i usiadła naprzeciwko chorej.
Chwyciła kościstą dłoń kobiety.

"-Gdybyś tylko powiedziała od razu, czego chcesz, starsza siostrzyczko. Dlaczego nie odezwałaś się wcześniej?"

Meimei zdawała się płakać; mógł to stwierdzić, gdy usłyszał szloch.
"-Dlaczego nie zakończyłaś tego, zanim zaczęłam mieć jakąkolwiek nadzieję?"

Lakan nie rozumiał, dlaczego Meimei płacze.
Był zajęty studiowaniem kobiety, która życzliwie spoglądała na kamień Go.

Była piękna, piękna jak różany balsam.

•••

"Jestem taka zmęczona..."

Maomao przypomniała sobie, jak wyczerpujące jest zajmowanie się ludźmi, których nie znała.
Pomogła odurzonemu mężczyźnie z lisimi oczami dotrzeć do komnaty sypialnej, a teraz ledwo się dowlokła do domu.
Już rozstali się z Jinshim i Gaoshunem, którzy mieli swoje sprawy do załatwienia.
Zostawili ją z innym urzędnikiem, tym samym, który towarzyszył jej podczas dochodzenia w sprawie zatrucia pokarmowego.

Basen, tak się nazywał.
Musiała spotkać go kilka razy, żeby zacząć pamiętać jego imię.
Łatwo się z nim pracowało: nie był wylewny, ale wykonywał swoje zadania uważnie i dokładnie. Była to dobra kombinacja dla Maomao, która rzadko czuła potrzebę rozpoczynania rozmowy, jeśli ktoś inny nie zrobił tego pierwszy.

Zobaczenie go przypomniało Maomao, że czasami są ludzie, z którymi po prostu się nie dogadasz. Rzeczy, których po prostu nie można było zaakceptować. Nawet jeśli druga osoba nigdy nie miała złych zamiarów.

Idąc wzdłuż, Maomao dostrzegła błyszczącą świtę. W jej centrum, w towarzystwie pałacowej damy trzymającej dla niej parasol, znajdowała się kobieta w wystawnej sukni - Małżonka Loulan.

Maomao usłyszała, jak ktoś cmoknął językiem. Zdała sobie sprawę, że Basen jest obok niej, obserwując grupę spod opuszczonych powiek. Wydawało się, że mu się to nie podoba.
Maomao przez moment zastanawiała się dlaczego, ale potem zobaczyła okrągłego urzędnika dworskiego stojącego i czekającego na Loulan. Był otoczony mężczyznami wyglądającymi na pomocników, a za nim ciągnęła się kolejka ludzi.

Kiedy Loulan zobaczyła grubego mężczyznę, zakryła usta składanym wachlarzem i zaczęła z nim rozmawiać w oczywiście przyjazny sposób. Pomimo obecności wszystkich dam dworu, Maomao zastanawiała się, czy na pewno każda Małżonka powinna tak swobodnie rozmawiać z mężczyzną, który nie był Jego Wysokością.

Jednak jadowity szept Basena odpowiedział na jej pytanie.
"-Cholerni intryganci, zarówno ojciec, jak i córka."

To musiał być ojciec Loulan, ten który nalegał, aby ją przyjąć do tylnego pałacu.
Maomao słyszała plotki, że mężczyzna był wpływowym doradcą byłego cesarza, ale obecny władca, który wolał awansować ludzi na podstawie wykazanych zasług, traktował go równie przychylnie co podbite oko.

Mimo to Maomao rzuciła na Basena spojrzenie. Żałowała, że obelga wyszła na głos z ust wysokiego urzędnika, nawet jeśli była jedyną osobą wokół. Gdyby ktoś przypadkiem to usłyszał, mógłby pomyśleć, że była chętnym uczestnikiem rozmowy.

"Chyba jest jeszcze młody."
Patrząc na niego, przyszło jej do głowy, że nie wygląda na dużo starszego od niej.

Zadecydowano, że Maomao nie wróci do tylnego pałacu tej nocy, ale zamiast tego zostanie w rezydencji Jinshiego.

"-A już myślałem, że nim gardzisz - powiedział powoli Jinshi, krzyżując ręce. Dotarł tam przed nią i czekał na nią.

Maomao siorbała trochę ryżowego kleiku, który przygotowała Suiren.
Niegrzeczne jest rozmawianie podczas jedzenia, ale bardziej interesowała się nadrabianiem składników odżywczych, których nie zdążyła zjeść podczas swojego pobytu w Pawilonie Kryształowym.
Suiren, zszokowana widokiem Maomao tak wychudzonej, gdy pojawiła się ponownie po swoim pobycie poza rezydencją Jinshiego, nie ograniczała się do samego kleiku, ale podawała danie za daniem. W tym także była podobna do kobiet z Jadeitowego Pawilonu, nie żałując żadnego zadania, ponieważ była damą dworu.

-Nie gardzę nim. To właśnie przez to, że zrobił to, co zrobił i kogo zrobił, w ogóle tu jestem".

"-Kogo zro-?" -Jinshi wydawał się zastanawiać, czy nie ma bardziej delikatnego sposobu, żeby to powiedzieć.

"Nie wiem, czego on oczekiwał" -pomyślała Maomao. Mówiła tylko prawdę.

-Nie wiem, jak sobie wyobrażasz funkcjonowanie dzielnicy rozkoszy, ale żadna kurtyzana nie ma dziecka, chyba że sama tego chce."

Wszystkie kurtizany rutynowo przyjmowały środki antykoncepcyjne lub środki wywołujące poronienie. Nawet jeśli doszło do poczęcia dziecka, istniało wiele sposobów na wcześniejsze zakończenie ciąży.
Jeśli urodziła, oznaczało to, że chciała tego.

-W zasadzie można by pomyśleć, że zostało to zaplanowane.

Poznając terminy miesiączkowania kobiety, łatwo było dokonać przypuszczeń, kiedy jest najbardziej podatna na poczęcie. Kurtyzana musiała tylko wysłać list, zmieniając dzień wizyty partnera na dogodny.

"-Przez dowódcę?" -zapytał Jinshi, biorąc gryza przekąski, którą przyniosła mu Suiren.

-Kobiety są podstępnymi istotami," odpowiedziała Maomao.
Tak więc, kiedy jej cel się nie powiódł, straciła nad sobą kontrolę. Zaszła tak daleko, że była nawet gotowa zranić siebie, a co gorsza...

Tamten sen sprzed kilku dni...

To naprawdę się wydarzyło.
Niezadowolona z odcinania palca samej sobie, kurtyzana, która urodziła Maomao, odebrała go też dziecku, żeby dołączyć je do swojego listu.

Nikt w burdelu nigdy nie rozmawiał z Maomao o kurtyzanie, która ją urodziła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że stara madam kazała wszystkim milczeć na ten temat. Ale atmosfera miejsca, w połączeniu z odrobiną ciekawości, wystarczyły, by prawda stała się jasna.

Maomao była powodem, dla którego Verdigris był bliski upadku.

Dowiedziała się też, że jej ojciec był ekscentrycznym człowiekiem kochającym go i shogi - i że to samo można przypisać jednej zawziętej i samolubnej kurtyzanie.

Dowiedziała się też jeszcze jednej rzeczy: tożsamości kobiety, o której zawsze mówili Maomao, że już jej nie ma.
Tożsamość kobiety, która, dopóki upokorzenie z powodu braku nosa nie doprowadziło jej do szaleństwa, zawsze odmawiała zbliżania się do Maomao.

Ten głupiec. Były lepsze kurtyzany! Dlaczego po prostu nie wykupił jednej z nich? To właśnie powinien był zrobić...

-Panie Jinshi, czy ten człowiek kiedykolwiek rozmawia z panem gdzie indziej niż w biurze?"

Jinshi przemyślał to przez chwilę.
"-Teraz, gdy tak o tym wspominasz, nie, nie rozmawia."
Jinshi powiedział, że jedyne, co zrobił, to skinął mu głową, gdy mijali się na korytarzu.
Jedynym momentem, gdy mężczyzna zaczepia go rozmową, jest pojawienie się w biurze Jinshiego.

-Raz na jakiś czas - powiedziała Maomao - można spotkać kogoś, kto nie potrafi rozpoznawać ludzkich twarzy. Ten człowiek jest jednym z nich".

To było coś, co powiedział Maomao staruszek. Sama tylko częściowo w to wierzyła, ale kiedy powiedział jej, że on jest taki, wydawało się to nabierać więcej sensu.

"-Nie potrafi rozpoznać?" powiedział Jinshi. "Co masz na myśli?"

-Po prostu to, co powiedziałam. Nie potrafią złożyć twarzy w całość. Wiedzą, co to jest oko, lub usta, i mogą dostrzec te różne części, ale nie rejestrują ich jako odrębne twarze."

Jej staruszek był poważny, gdy jej to mówił. Zawsze przekazywał, że nawet on zasługuje na współczucie, ponieważ wiele wycierpiał w swoim życiu z powodu tego, czego nie mógł kontrolować. Niemniej jednak, chociaż jej staruszek był współczujący, rozumiał tę szerszą sytuację i nigdy nie próbował powstrzymać starej madam przed wypędzeniem drugiego mężczyzny z burdelu za pomocą miotły. Wiedział, że zło jest złem.

-Z jakiegoś powodu wygląda na to, że rozpoznaje mnie i mojego przybranego ojca. Myślę, że stąd bierze się ta jego uparta obsesja."

Pewnego dnia, nagle, z nikąd pojawił się dziwny mężczyzna i próbował ją zabrać. Krótko po nim pojawiła się pani, która pobiła go miotłą, a widok zasiniaczonego i krwawiącego mężczyzny wzbudził strach w jej młodym sercu.
Każdy bałby się faceta, który się do nich uśmiecha, gdy z twarzy tryska mu krew.

Potem zaczęły się jego okresowe wizyty, zawsze robił coś niespodziewanego, zanim zostawał odesłany do domu w iście krwawym bałaganie. Nauczyło to jej nie być zaskoczoną niczym, lub raczej bardzo niewieloma rzeczami.
Mężczyzna ciągle nazywał siebie jej ojcem, ale jeśli chodziło o Maomao, jej ojcem był jej "staruszek", nie ów szalony ekscentryk.
On był w najlepszym wypadku ogierem, który ją spłodził.

Próbował zastąpić ojca Maomao, Luomena, i być jej ojcem zamiast niego, ale Maomao nie miała zamiaru na to pozwolić. To był punkt, na który nie zamierzała ustąpić. Wszyscy w burdelu mówili jej, że kobieta, która ją urodziła, odeszła - było mniej kłopotów.
I nawet gdyby była żywa, co to obchodziło Maomao? Miała swojego staruszka, była córką Luomena. I była z tego powodu całkowicie szczęśliwa.

Nie tylko on był za nią odpowiedzialny. W rzeczywistości była mu za to wdzięczna.
Nie miała wspomnień o kobiecie jako swojej matce - tylko o przerażającym demonie.

Co do uczuć Maomao wobec Lakana - mogła go nienawidzić, ale nie czuła do niego urazy.
Był niezdarny w niektórych sprawach, ale nie złośliwy; nawet jeśli czasami był nieco przesadny w swoich reakcjach.
Jeśli chodzi o kwestię przebaczenia, to była co najmniej jedna osoba, która miała więcej powodów niż Maomao, by żywić do niego urazę.

"Być może madam już mu wybaczyła", pomyślała.
Zastanawiała się, czy mężczyzna zauważył list w pudełku z różą.
To było największe ustępstwo, jakie Maomao była w stanie zrobić dla swojego ojca.
Cóż, jeśli nigdy tego nie zauważył, wporządku. Niech wykupi jej miłą siostrę kurtyzanę. To może być najszczęśliwsze rozwiązanie dla wszystkich.

"-Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z pewnością wyglądało to tak, jakbyś go nienawidziła".

-To po prostu dlatego, że nie znasz go jeszcze zbyt dobrze, mistrzu Jinshi."

Gdy Maomao próbowała dostać się na ceremonię, to właśnie Lakan jej pomógł. Podejrzewała, że miał intuicję, że coś się wydarzy.
Nigdy nie musiał patrzeć na sceny i zbierać dowodów, tak jak Maomao, żeby przewidzieć nadchodzące wydarzenia. Wydawało się, że po prostu miał wyczucie. I jego intuicja rzadko się myliła.

-Czy nigdy nie przekonywał cię do zajęcia się jakąś sprawą, którą w innym przypadku byś zignorował?" zapytała Maomao.

Jinshi zamilkł na chwilę, ale z tego, jak potem szepnął, "A więc o to chodziło," przypuszczała, że odgadła poprawnie.
Być może to też był powód, dla którego Lihaku tak szybko zainteresował się Suirei, a Biuro Sprawiedliwości tak skutecznie zareagowało na jej sprawę.

Jedyna trudność z tym człowiekiem polegała na tym, że choć wpędzał innych w kłopoty, sam nigdy nie chciał kiwnąć palcem. Wyobraźmy sobie, co mogłoby się stać, gdyby od czasu do czasu zechciał zająć publiczne stanowisko.

"Może ten lek wskrzeszający byłby już dawno w zasięgu ręki"
-Ta myśl sprawiała jej ogromny ból.

Nie rozumiał, jakim geniuszem został obdarzony. Cały ten kraj miał niewielu ludzi, których jej staruszek tak otwarcie i z takim zapałem by pochwalił. Maomao rozpoznała to uczucie: to była zazdrość.

-Być może nie da się zrobić z niego przyjaciela, ale radziłabym też nie robić z niego wroga".
Prawie wypluła te słowa, po czym uniosła lewą rękę i spojrzała na swój mały palec.

"Mistrzu Jinshi, wiesz co?

"-O co chodzi?"

-Jeśli odetniesz sobie koniuszek palca, to odrośnie."

"-Musisz to mówić, gdy akurat jem?" -Rzucił jej nietypowe spojrzenie.

-Jeszcze jedno."

"-Tak, co?"

-Gdyby ten mężczyzna z monoklem kiedykolwiek powiedział ci, żebyś do niego mówił 'Tato', jak byś się czuł?"

Jinshi zatrzymał się na chwilę i wyglądał na głęboko zaniepokojonego: kolejny nietypowy dla niego wyraz twarzy.

"-Mój Boże..." - powiedziała Suiren, przykładając dłoń do ust.

"-Przypuszczam, że chciałbym zerwać ten głupi monokl z jego twarzy i go roztrzaskać."

-Tak też właśnie myślę."

Jinshi zdawał się rozumieć, do czego zmierza Maomao. Wyszeptał pytanie, coś o tym, czy bycie ojcem jest trudne. Stojący obok niego Gaoshun poczuł smutek na twarzy. Być może ta rozmowa coś w nim poruszyła.

-Czy coś się stało?" Maomao zapytała, a Gaoshun spojrzał w sufit.

"-Nie. Tylko pamiętaj, że żaden ojciec na świecie nie chce być znienawidzony" - powiedział cicho.

"Ah tak" pomyślała Maomao, ale tylko przyłożyła łyżkę do ust i zdecydowała się dokończyć ostatnią porcję congee.


Notka:

[W epoce Edo - Kurtyzany odcinały sobie kawałek małego palca, i ofiarowały go swoim najważniejszym klientom na znak lojalności i oddania.]

Continue Reading

You'll Also Like

5.3K 467 31
Znika najmłodsza siostra ze znanego rodzeństwa Barboleta da Silva. Gdy policja rozkłada ręce w sprawie, jeden z jej braci decyduje się zgłosić o pomo...
539K 19.2K 139
── ❗ :。❝ komiks nie jest mojego autorstwa, to jedynie moje tłumaczenie ❞. * :❗ ─ ❝ Ashlyn w liceum jest samotniczką bez przyjaciół. Ale kiedy wizyt...
42.1K 2K 19
Deku w wieku 5 lat pogodził się z tym że nie może być super bohaterem, i prosi mamę by się przenieśli... Mama była wyrozumiała i przenieśli się na dr...
5.5K 368 55
Dokja był przeciętnym pracownikiem biurowym, którego jedynym zainteresowaniem było czytanie jego ulubionej powieści internetowej "Trzy sposoby na prz...