Bez wyjścia [Redfield #2]

By Infinitka

2.5K 248 173

REDFIELD #2 Po tym jak Dante Redfield przeżywa traumatyczną konfrontację, postanawia odciąć się od swoich prz... More

🦋 Dodatki 🦋
🦋 ROZDZIAŁ I 🦋
🦋 ROZDZIAŁ II 🦋
🦋 ROZDZIAŁ III 🦋
🦋ROZDZIAŁ IV🦋
🦋 ROZDZIAŁ V 🦋
🦋 ROZDZIAŁ VI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ VII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ VIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ IX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ X 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIV 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XV 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XXI 🦋
🦋 Podziękowania 🦋

🦋 ROZDZIAŁ XII 🦋

92 9 6
By Infinitka

— To najbardziej bezsensowny i niedorzeczny pomysł, na jaki ktokolwiek, kiedykolwiek wpadł — stwierdziła Sky, przyglądając się trasie, jaką Aiden właśnie wprowadził w nawigację.

Trwały właśnie przygotowania do wyjazdu na wycieczkę osławioną wśród przyjaciół tytułem „kutatrip". Na podjeździe Dantego stały dwa samochody — jego oraz Nathana — do których wszyscy właśnie pakowali swoje bagaże, zapas alkoholu oraz przekąski. Mimo że miało nie być ich maksymalnie dwa dni, wszyscy zdawali się przygotować na tygodniowy wypad. W bagażnikach aut powoli zaczynało brakować miejsca.

— I tylko dlatego jest taki zajebisty — odparł Prince z szerokim uśmiechem. — Wyjdzie strasznie kanciasty przez te ulice w Roseville.

Nathan nachylił się nad nim, zerkając w ekran jego telefonu. Kręcił kluczykiem od samochodu, zastanawiając się, czy nie powinien powierzyć go Charlotte, dzięki czemu sam mógłby napić się piwa razem ze Sky. Dziewczyna kończyła już pierwszą butelkę i zdawała się mieć jeszcze więcej energii niż zazwyczaj.

— Redfield, jeśli tak wygląda twój kutas, to współczuję Erin — powiedział z powagą w głosie i przerażeniem w oczach.

— Nathan, nie martw się o kutasa mojego chłopaka. — Freeman wywróciła oczami, wrzucając wypełnioną po brzegi, płócienną torbę przez otwarte okno samochodu. Przeklęła głośno, kiedy znajdujący się na samej górze portfel wypadł i zniknął gdzieś pod siedzeniem.

— Faktycznie wyszedł taki... — Diana zamyśliła się, opierając łokieć na ramieniu Aidena. — Niekształtny...

Szatyn posłał jej spojrzenie, jakby co najmniej obraziła obraz, nad którym spędził ostatnie dwadzieścia godzin z życia.

— Mózg masz niekształtny — fuknął, na co praktycznie od razu oberwał otwartą dłonią w tył głowy.

— Czegokolwiek byś nie zrobił, to i tak wyszedłby chujowy.

Dante sprawdził po raz ostatni, czy na pewno niczego nie zapomniał, po czym pożegnał się z dziadkami i wrócił do przyjaciół. Oparł się na masce swojego samochodu, starając się nie dotknąć lakieru żadnym odstającym elementem spodni.

— Raczej będziemy trochę odbijać z tej trasy, żeby wyglądał ładniej. — Charlotte związała włosy w niedbałego, niskiego koka, czując, że robi jej się zbyt gorąco na słońcu.

Otworzyła drzwi od samochodu i usiadła na przednim siedzeniu, uświadamiając sobie, że było tam jeszcze bardziej duszno.

— No tak... — Dante podrapał się po karku, a srebrny sygnet na jego palcu zalśnił, odbijając promienie. — Tylko nie gwarantuję, że nie będzie pryszczaty. Czasem możemy odbijać, jak znajdziemy albo zobaczymy coś ciekawego.

— Gdyby organizowali konkurs na najbrzydszy rysunek męskiego przyrodzenia, z pewnością byśmy go w tym momencie wygrali. — Erin położyła dłoń na biodrze. — Jedziemy, nie?

Aiden wysłał gotową trasę do Nathana, w razie gdyby mieli się z jakiegoś powodu rozdzielić po drodze. On, Charlotte i Sky mieli jechać samochodem chłopaka, ponieważ nie istniał sposób, aby zmieścić siedem osób do sedana Dantego. Nikt nie miał ochoty spędzić połowy pół dnia w bagażniku, zwłaszcza w dwie osoby. Rodzice Erin nie byli również skłonni pożyczyć grupce nastolatków większego auta na dłuższą trasę. Nie pomogły zapewnienia, że Redfield będzie prowadzić, nawet jeśli dziadek uczył go jeździć odkąd zaczął widzieć cokolwiek ponad kierownicą. Możliwe, że nawet odrobinę ich to przeraziło.

Zaczęli od pierwszego jądra — wyjechali z Roseville, zahaczając o obrzeża Antelope, aby móc okrążyć ich rodzinne miasto, po czym zamierzali nakreślić drugą połowę wokół jeziora Folsom. Już wiedzieli, jak bardzo niesymetryczny wyjdzie ich malunek, kiedy pomylili jedną z dróg, drastycznie zmniejszając objętość pierwszego wybrzuszenia.

— Jajka to bracia, ale nie bliźniaki — skomentował jedynie niewzruszony Aiden, rozwiewając tym samym wszelkie obawy przyjaciela.

Pędzili po pustkowiach, puszczając głośno muzykę i śpiewając teksty piosenek w niebogłosy. Diana i Aiden na tyłach dawali koncert, którego nie powstydziłaby się jakakolwiek amerykańska gwiazda. Nawet Dante się przełamał, mimo że zazwyczaj jedynie wystukiwał rytm w kierownicę i nie okazywał, że podoba mu się cokolwiek spoza jego ciężkiego gustu. Widok ubranego na czarno chłopaka, który mógłby zabić wzrokiem, zdzierającego sobie gardło do „Barbie Girl" był oszałamiający. Tak oszałamiający, że Freeman zapomniała, jak się oddycha i zaczęła dusić się śmiechem.

Droga do hotelu okazała się niezbyt ekscytująca, dlatego nastolatkowie nie mieli zbyt wielu postojów na trasie. Nie licząc oczywiście momentów, w których Charlotte dzwoniła z drugiego samochodu, aby zarządzić przerwę na toaletę dla Sky.

— Tylko nie mów, że znowu się zatrzymujemy. — Dante wywrócił oczami, kiedy zobaczył zrezygnowaną twarz Roberts na ekranie telefonu Erin. Ściskała palcami grzbiet nosa, słuchając niezrozumiałych tłumaczeń siedzącej z tyłu blondynki.

— Sky, założymy ci pampersa, przysięgam — warknęła, odwracając się w jej kierunku. Wszyscy w samochodzie Redfielda zaśmiali się bezgłośnie. Najbardziej rozbawiony wydawał się Aiden z Dianą, którzy prawdopodobnie nie bez powodu zniknęli podczas jednego z postojów na kilka minut i wrócili z przekrwionymi oczami.

— To nie moja wina, noo! — jęknęła, przeciągając samogłoski. Kiedy pojawiła się w zasięgu kamery, ściskała butelkę piwa obiema rękami, opierając ją na kolanach. — Mam zapalenie pęcherza. Nie wytrzymam długo!

— Powinnaś jeść żurawinę i pić wodę, a nie piwo!

— Przemyślałam to — odparła dumnie, unosząc szkło ponad głowę. Nie wymierzyła dobrze odległości, przez co uderzyła szyjką w podsufitkę. — Dolałam sobie soku żurawinowego do butelki.

— Sky, kochanie, to chyba tak nie działa — powiedziała Erin.

— Lepsze to, niż nic.

Ostatecznie i tak musieli się zatrzymać, dlatego podjęli decyzję, że przy okazji zjedzą obiad. Nikt nie miał nawet czasu na to, aby sprawdzić opinie o restauracji, do której zajechali. Sky wyleciała z samochodu i wbiegła do lokalu, siejąc spustoszenie niczym huragan. Kiedy reszta dotarła do środka, kelner wciąż był w szoku.

— Matko, ale zjadłbym sushi. — Nathan westchnął, z rozmarzeniem przeglądając kartę, w której nie znajdował niczego interesującego. Charlotte położyła głowę na jego ramieniu, aby również widzieć nazwy potraw. — Może zmienimy lokal?

— Mam uczulenie na owoce morza — mruknęła Diana, unosząc wzrok znad menu.

— Podzieliłbym się z tobą prażynkami krewetkowymi. — Wzruszył ramionami. — Głodna byś nie wyszła.

Diana, Charlotte i Dante wymienili między sobą znaczące spojrzenia, czekając cierpliwie, aż chłopak zrozumie, co właśnie powiedział. Erin i Aiden byli tak pochłonięci czytaniem karty, że nawet nie przysłuchiwali się rozmowie. Zamiast tego między sobą dyskutowali, na jaki posiłek się decydują.

Redfield uniósł wzrok znad karty, napotykając skupione na nim trzy pary oczu.

— No co? — Zdziwił się. — Powiedziałem coś nie tak?

— Krewetki to owoce morza — wyjaśnił mu kuzyn.

Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.

Biorąc po uwagę, że nastolatkowie wyjechali z domu późnym popołudniem i mieli na swojej drodze wiele nieplanowanych postojów, powoli zaczynał zbliżać się wieczór. Zatrzymali się w hotelu, gdzie zrobili rezerwację zdecydowanie zbyt późno, przez co nie mieli dużego wyboru pokoi. Dysponowali dwiema sypialniami, z czego w jednej znajdowały się dwa łóżka podwójne, a w drugiej trzy pojedyncze. Po przekalkulowaniu wszystkich możliwości i uwzględnieniu, że Charlotte wolała spać z dziewczynami niż pijanym Nathanem, miała ona zająć pokój razem ze Sky i Dianą. W tamtym momencie do chłopaków wciąż nie dotarło, że będą musieli spać razem, gdyż rozłączenie Dantego i Erin graniczyło z cudem oraz groziło utratą którejś z kończyn.

Aiden zajrzał do pokoju dziewczyn, kiedy one właśnie zajmowały łóżka. Charlotte od razu zatrzasnęła się w łazience, postanawiając odświeżyć się po podróży, więc zza drzwi dobiegał dźwięk płynącego strumienia wody. Diana i Sky przegrzebywały swoje torby w poszukiwaniu ubrań na zmianę. Chłopak rozejrzał się, oceniając wielkość przestrzeni i jej predyspozycje do pomieszczenia siedmiu osób. W pomieszczeniu znajdowały się duże okna, wyjście na balkon oraz całkiem sporo miejsca do siedzenia, również na podłodze.

— Chyba będziemy dzisiaj siedzieć u was — powiedział w końcu, otwierając szklane drzwi na zewnątrz. Od razu uderzyło w niego gorące powietrze, przez które praktycznie nie dało się oddychać. Gdzieś na horyzoncie zaczęły się kłębić ciemne chmury. Deszcz nie należał do często spotykanych zjawisk o tej porze w Kalifornii. Rzadkich jednak nie niemożliwych. Póki w grę nie wchodziło tornado, wszystko było pod kontrolą.

— Zajebiście, będę miała blisko do spanka. — Sky wsunęła plecak pod ramę łóżka, po czym rzuciła się na wygnieciony materac. Stelarz pod nią zatrzeszczał, przez co wybałuszyła oczy zaniepokojona. — Okej, muszę zapamiętać, żeby tak nie robić.

— Twoje i tak jest wytrzymalsze — mruknęła Redfieldówna, z trudem podnosząc materac, aby pokazać jeden ze złamanych szczebelków. — Rzuciłam na niego torbę i chrupnęło.

— Dziwisz się? — Prince się zaśmiał. — Spakowałaś się jak na tygodniową wycieczkę.

— Nieprawda — odburknęła. — Wzięłam same najpotrzebniejsze rzeczy.

— W szczególności to. — Uśmiechnął się, wyciągając z torby dziewczyny wystający kabel od suszarki. Wywrócił oczami, kiedy zaczęła się tłumaczyć. — Wystarczyłoby wystawić głowę za balkon i pomachać parę sekund. Dobra, wpadniemy za jakieś pół godziny.

Gdy wrócił do swojego pokoju, Dante leżał na łóżku, przeglądając coś w swoim telefonie. Nathan gadał jak najęty, nieszczególnie zadowolony pomysłem spania z Aidenem. Erin siedziała w łazience, podobnie jak Charlotte postanawiając się odświeżyć.

— Dzisiaj prawdopodobnie się tak naprujesz, że i tak ostatecznie będzie ci wszystko jedno. — Nastolatek wzruszył ramionami, zablokował telefon i położył go sobie na brzuchu.

— Po czym to stwierdzasz? — Nathan brzmiał na oburzonego.

Aiden z głośnym westchnieniem rzucił się plecami na łóżko i wsunął obie dłonie pod głowę. Śledził spojrzeniem jedną z łopatek powoli obracającego się wentylatora sufitowego. Ich pokój był zdecydowanie mniej przestronny. Kiedy znajdowały się w nim cztery osoby, robiło się tłoczno. Zaletą były duże okna pokrywające całą ścianę z całkiem ładnym widokiem na okolicę, chociaż przy temperaturze panującej na zewnątrz, przynosiło to więcej szkody niż pożytku.

— Wziąłeś ze sobą większy zapas piwa i zioła, niż moja babcia kupiła papieru toaletowego podczas pandemii. — Omiótł spojrzeniem wstające spod łóżka zgrzewki. Faktycznie było tego sporo. — A to osiągnięcie, bo starczyło go na cały rok.

Kuzyn parsknął śmiechem i pokręcił głową.

— Pamiętam, bo musieliśmy później pomóc jej to wszystko nieść.

— Łatwiej by było wynająć dostawczaka.

Kiedy wszyscy się ogarnęli po podróży, co zajęło zdecydowanie więcej czasu, niż początkowo zakładali, zebrali się w pokoju dziewczyn. Żeby przenieść całe piwo, które kupił Nathan, z jednego pomieszczenia do drugiego, Dante i Aiden również musieli zaangażować się w część logistyczną.

Kiedy niebo za oknem przybrało granatowy kolor ze smugą pomarańczu na horyzoncie, a każdy wypił już przynajmniej dwa małe piwa, Diana dostrzegła, że Sky często spogląda w jej kierunku. Wcześniej chciała z nią o czymś porozmawiać, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu, gdyż akurat reszta grupy do nich dołączyła i zrobiło się niemałe zamieszanie.

Dziewczyna w końcu wstała i wyszła na balkon, po czym oparła się rękami o barierkę. Jak się spodziewała, koleżanka pojawiła się za nią niecałą minutę później. Przymknęła za sobą drzwi, nie mogła jednak ich całkowicie zamknąć przez brak klamki na zewnątrz. Zajęła miejsce przy stoliku, który pomimo, że pokój był trzyosobowy, posiadał jedynie dwa krzesła. Chwilę wahała się, patrząc na paczkę papierosów zostawioną przez Charlotte, ostatecznie rezygnując z wzięcia jednego.

— O czym chciałaś ze mną porozmawiać? — zapytała Diana, siadając po przeciwnej stronie blatu. Podkuliła nogi i oparła podbródek na kolanach. Miała na sobie krótkie, dresowe spodenki, w których miała zamiar spać, dlatego nie martwiła się, że ktokolwiek będzie mógł zobaczyć jej bieliznę w tej pozycji.

Sky wciągnęła świszczący oddech.

— O Conradzie — powiedziała prosto z mostu, na co oczy jej rozmówczyni rozszerzyły się w zaskoczeniu. Uświadomiła sobie, że nigdy tak naprawdę nie poruszały między sobą tego tematu i udawały, że wszystko, co działo się zanim zaczęły spędzać ze sobą więcej czasu, nigdy nie miało miejsca. Tak było łatwiej. Diana nie rozdrapywała w ten sposób starej, lecz wciąż jątrzącej się rany, a Sky nie musiała mierzyć się ze swoim poczuciem winy.

— Nie wiem, czy jest o czym rozmawiać. — Zaśmiała się gorzko i machnęła ręką, jakby odganiała muchę, a nie wspomnienia. — Zamknięty temat. Było, minęło.

— Chciałam cię przeprosić. — Spojrzała jej głęboko w oczy, mimo że wcześniej raczej unikała jej wzroku, podziwiając kąpiące się w mroku miasto.

Diana na moment utrzymała kontakt wzrokowy, ale szybko go zerwała, czując łzy zbierające się pod jej powiekami. Obiecała sobie już nie płakać z jego powodu i udawało jej się to, dopóki ktoś nie wspominał go z imienia czy nazwiska. W takich momentach wszystko wracało.

— To nie twoja wina. — Zacisnęła ramiona odrobinę mocniej wokół swoich nóg i wbiła paznokcie w skórę. Skupiła się na bólu fizycznym, aby zagłuszyć ten psychiczny. — Przecież nie mogłaś wiedzieć. Widziałam fragment waszej rozmowy, dobrze ukrywał, że ma dziewczynę.

— Tak, to prawda... — Poddała się pokusie, aby wyciągnąć papierosa z ramy i włożyć go do ust. Rozejrzała się dookoła za zapalniczką, ale żadnej nie znalazła. Westchnęła i wsunęła papierosa za ucho. — Nigdy bym nie pomyślała, że może kogoś mieć.

— Ja nigdy nie sądziłam, że się mną zabawi. — Zamrugała kilka razy. — Obie się zdziwiłyśmy.

— Przepraszam — powtórzyła.

— Sky, to jego wina, nie twoja.

— Nie jestem święta. — Spuściła głowę i zaczęła drapać skórki wokół paznokci. — Zanim dowiedziałam się, że się spotykacie, on próbował urwać ze mną kontakt. Powiedział mi, że ma kogoś na oku, ale ja stwierdziłam, że przecież możemy zachować przyjacielskie stosunki. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało, że nie chciałam tego stracić. Nie widziałam nic złego w tym, jak do mnie pisał, skoro nie miał jeszcze oficjalnie nikogo. Zablokowałam go od razu, gdy dowiedziałam się, że miał i to od miesięcy.

Redfieldówna westchnęła, wstając. Podczas gdy Davis poczuła się nagle lżejsza w swoim poczuciu winy, Dianę przytłoczył natłok informacji. Conrad całował ją i mówił, że ją kocha, spędzał z nią większość swojego wolnego czasu, a w międzyczasie była dla niego jedynie kimś, kogo „miał na oku".

Była zła. Nie, wściekła. To się nie zdarzało. Nie czuła jednak wściekłości do Sky czy Conrada, a do samej siebie, ponieważ wciąż łapała się na tym, że szukała w nim dobra.

Chciał zerwać kontakt ze Sky i skupić się na niej.

Pokręciła głową, odganiając natrętne myśli.

— Był śmieciem — powiedziała, chociaż nie miała pewności, czy faktycznie tak myślała. Wiedziała, że na pewno chciała mieć o nim takie zdanie. — Nie możesz brać winy za coś, do czego on doprowadził. Gdybyś to nie była ty, z pewnością znalazłby inną dziewczynę. Wtedy mogłabym mu uwierzyć, że to kuzynka, czy cokolwiek by tam wymyślił. W sumie to powinnam ci podziękować, bo dzięki temu, że cię rozpoznałam na jego telefonie, szybciej się od niego uwolniłam.

Sky uśmiechnęła się, ale bardzo delikatnie. W tym samym momencie Charlotte wypadła na balkon, wskazując na nią palcem.

— Co to za branie moich fajek bez pytania? — rzuciła oburzona, zabierając ze stolika papierosy i wyciągając jedną sztukę. Nie miała głębokich kieszeni w swoich spodniach, dlatego bezceremonialnie wcisnęła paczkę pomiędzy swoje piersi. Nie wyglądało to zbyt wygodnie.

— Twoja wina, że je tutaj zostawiłaś. — Sky wyciągnęła rękę w jej kierunku, kiedy nastolatka wyciągnęła zapalniczkę.

— Testowałam was, czy ktokolwiek zapyta, czy weźmie jak swoje.

— Jak to mówi stare, mądre porzekadło: „co twoje to i moje, a co moje, to nie ruszaj".

Diana miała ochotę zostać sama, ale na balkon nagle zeszli się wszyscy. Nathan stwierdził, że jest to idealny moment, aby coś skręcić, dlatego razem z Aidenem wygonili dziewczyny ze stolika i sami go zajęli. W tym samym czasie Dante obejmował Erin i razem opierali się o barierkę, dyskutując ze sobą. Brzmieli trochę, jakby się ze sobą kłócili, ale co chwilę wybuchali śmiechem, dlatego wszyscy odrzucili tę opcję.

Prince dał Nathanowi wyzwanie, aby zrobić blanta najszybciej, jak tylko potrafi. Mierzył mu czas wbudowanym w telefon stoperem, a ten postanowił go zaoszczędzić, nie mieszając zioła z tytoniem. Trzy minuty później trzymał najbrzydszego skręta, jakiego w życiu zrobił, ale nie powstrzymało go to przed jego odpaleniem.

— Nie palisz? — zapytała Erin Dantego, zaciągnąwszy się dymem. Przytrzymała go w płucach, oddając blanta Sky.

— Nie mam ochoty. — Uśmiechnął się lekko.

Redfield pogłaskał ją czule po głowie i przysunął do siebie, aby objąć ją ramieniem. Wypuściła z płuc dym, zanim wtuliła się w jego klatkę piersiową. Oparł podbródek na czubku jej głowy, a zmierzwione włosy załaskotały go w nos.

Diana zaciągnęła się tak mocno, że aż zaniosła się duszącym kaszlem. Poczuła ból w płucach, odchrząknęła i weszła z powrotem do środka, żeby znaleźć cokolwiek do picia.

Gdy kolejka doszła z powrotem do Nathana, zaczął on już odczuwać skutki palenia. Chociaż w ciemności panującej na balkonie nie było tego widać, jego powieki stały się ciężkie, a oczy przekrwione. Spojrzał przelotnie na jointa, który wyglądał, jakby zgasł.

— Daj ognia — powiedział do Aidena, który całkiem nieświadomie schował sobie jego zapalniczkę do kieszeni. Kiedy chłopak mu ją oddał, wskazał jej czubkiem na niego. — Tak właśnie giną zapalniczki.

Zanim zdążył rozpalić ogień, Sky go powstrzymała.

— Zaciągnij się po prostu, tam wciąż jest żar. — Zawinęła włosy w kok nad karkiem i przytrzymała je w tej pozycji, nie znajdując gumki na nadgarstku. Na jej skórze lśnił pot. Powietrze było parne w sposób błagający o odrobinę deszczu i dało się wyczuć, że ulewa to kwestia paru chwil.

Nathan uniósł brew i posłuchał Davis, zaciągając się drapiącym dymem. Zaskoczony wypuścił chmurę z ust, obracając blanta, aby zobaczyć jego tlącą się końcówkę.

— No tak, zaklęty ogień! — wychrypiał, unosząc dłoń w górę, aby wszyscy mogli zobaczyć ją zobaczyć, jakby samoistne zapalenie było cudem. — Magiczna cząsteczka! Iskra w sercu jointa, która nigdy nie gaśnie.

Reakcje na jego bełkot były podobne: wszyscy najpierw rozszerzyli oczy, a później wybuchnęli zgranym śmiechem. Aiden opanował swój rechot najszybciej, po czym od razu podłapał temat.

— Bo blant jest jak nowe życie, które tworzysz, kiedy go skręcasz. — Wziął bucha, kiedy Redfield wsunął mu zawiniątko między wargi.

— A co robisz z końcówką, kiedy ją zakręcisz i jest za długa? — zapytał, jakby nagle go oświeciło.

— Przypalam? — odparł zdziwiony. Po minie Nathana i zrezygnowaniu z jakim opuścił ręce, doszedł do wniosku, że nie była to poprawna odpowiedź.

— O d c i n a s z k o ń c ó w k ę — zaakcentował, łapiąc go za ramiona.

Wyglądał jak szaleniec, a Aiden wcale nie lepiej, kiedy otwierał usta w szoku.

— Jak pępowinę!

— Właśnie.

Sky spojrzała niepewnie na blanta, który znalazł się w jej dłoniach, a następnie przeniosła wzrok na Dantego. Brunetka w jego ramionach ocierała właśnie łzy śmiechu wierzchem dłoni.

— To na pewno jest zioło?

— Wątpię, jak tak na nich patrzę — mruknął, marszcząc brwi, ale na jego twarzy ponownie wykwitł uśmiech, kiedy dotarła do niego dalsza część ich rozmowy.

— Blant jest w stanie hibernacji do momentu, kiedy nie pomożesz mu wrócić do życia przy pomocy ognia — oświadczył Nathan poważnym tonem znawcy. Zupełnie jakby cokolwiek mówił miało jakiekolwiek potwierdzenie w nauce. Gdyby miał zsuwające się z nosa okulary, w tym momencie poprawiłby je pchnięciem palca.

— Defibleracja. — Aiden pogłaskał się po podbródku.

— Defiblaracja — poprawił go błędnie czarnowłosy.

Prince zmarszczył brwi.

— Defibla... Ble... — Próbował uparcie.

— Defiblyracja — mruknęła Sky z pewnością w głosie, przyglądając się odrostom na swoich paznokciach.

Dante wywrócił ostentacyjnie oczami.

— Defibrylacja, do chuja — jęknął, na co blondynka spiorunowała go spojrzeniem.

— Niemożliwe.

— A jednak.

Diana ponownie wyszła na balkon, trzymając w dłoni paczkę chipsów paprykowych. Erin od razu wyswobodziła się z objęć swojego chłopaka i przytuliła się do jego siostry, zabierając się za jedzenie. Dante spojrzał na zdjęcie warzywa na opakowaniu z nieukrywanym obrzydzeniem.

— O czym oni tak zawzięcie dyskutują? — zapytała dziewczyna, wskazując na dwójkę przyjaciół małym palcem.

Nathan i Aiden całkowicie przestali się śmiać i teraz rozmawiali bardzo poważnym tonem z równie poważnymi minami. Usiedli naprzeciwko siebie w rogu balkonu, bez końca pochłonięci swoją koncepcją.

— Zgubiłam się na samym początku. — Sky machnęła ręką z rezygnacją. — Wracamy do środka? Tam przynajmniej mamy wiatrak, a tutaj nie ma czym oddychać.

Nocne niebo gdzieś w oddali rozświetliła błyskawica. Zbliżała się burza. Diana drgnęła i wystrzeliła wzrokiem w kierunku horyzontu. Dante musnął ją wierzchem dłoni po przedramieniu w pokrzepiającym geście. Jeśli się nie mylił, był jedyną osobą spośród zgromadzonych, która wiedziała o jej lęku.

— Wszystko okej? — zapytała Sky, kładąc rękę na jej ramieniu.

Redfieldówna się objęła.

— Tak, w porządku — odparła, siląc się na uśmiech. — Chyba mi to zioło siadło na głowę. Pójdę się położyć do waszego pokoju.

— Pójść z tobą? — Erin spojrzała na nią zmartwionym wzrokiem. — Nie polecam być samą podczas krzywej fazy.

Dante pokręcił nieznacznie głową, co Freeman dostrzegła i od razu zrozumiała. Był to znak, żeby na nią nie naciskała, dlatego odpuściła, kiedy dziewczyna odmówiła. Oddała jej paczkę chipsów, po czym wzięła klucz do ich pokoju i opuściła towarzystwo w popłochu, nie żegnając się z nikim.

Nie chciała, żeby ktokolwiek widział, że płakała. Wiedziała, iż kiedy tylko burza się rozkręci, nie będzie potrafiła odwrócić od niej swojej uwagi. Na początku rozmowy i śmiechy zajęłyby jej głowę, dzięki czemu błyskawice nie robiłyby na niej większego wrażenia. Z czasem jednak straciłaby kontrolę nad swoim lękiem.

Kiedy dotarła do pokoju, zapaliła duże światło tylko po to, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Ku swojemu niezadowoleniu nie znalazła nigdzie żadnej małej lampki, a stoliki nocne stały puste. Zastanowiła się przez chwilę. Nie było mowy, że zaśnie przy takiej pogodzie w ciemności, a jednocześnie nie mogła przystanąć na obecny stan rzeczy. Uchyliła drzwi od łazienki, w której włączyła żarówkę nad lustrem. Będzie musiało wystarczyć.

Wsunęła się pod kołdrę jednego z łóżek, nie przykładając szczególnej wagi do tego, czyje zajęła. Zapomniała wziąć ze sobą słuchawek, dlatego zmuszona była do słuchania odbijających się od okien kropel. Niebo regularnie przecinały kolejne błyskawicę, a dziewczyna za każdym razem kuliła się z takim samym przerażeniem.

Oczy zaszły jej łzami, kiedy zaczęła słyszeć głośne grzmoty. Początkowo były one jedynie pomrukami, z czasem jednak stały się przeszywające. Wibracje czuła w każdej kości.

Szlochała cicho w poduszkę, żałując, że nie zgodziła się na towarzystwo Erin. Czyjaś obecność z całą pewnością odrobinę by jej pomogła, a dziewczyna nie należała do oceniających. Zrozumiałaby jej strach i nie byłaby z tego powodu uszczypliwa. Zazwyczaj prosiła Dantego o spędzenie z nią czasu podczas burzy, a kiedy była jeszcze w związku z Conradem, dzwoniła do niego, aby dodał jej otuchy. Nie chciała jednak wyciągać brata z imprezy i psuć mu wieczoru.

Odblokowała telefon i weszła w kontakty, gdzie przesunęła nieznacznie palcem. Od miesięcy nie usunęła serduszka obok imienia Conrada, a tym bardziej nie pozbyła się jego numeru z listy. Tłumaczyła sobie to tym, że musi wiedzieć, kiedy będzie dzwonił, żeby przypadkiem nie odebrać od niego połączenia.

Jej palec zawisnął nad kontaktem, gdy kolejny grzmot wstrząsnął całym jej ciałem.

Wzięła drżący oddech, uświadamiając sobie, że jest podpita i zjarana. Żałowałaby decyzji o zadzwonieniu do Fortesa dłużej, niż będzie trwać burza. Zablokowała telefon, zwijając się w kłębek.

Mimo że Nathan i Aiden przerwali już dyskusję na temat zaklętego ognia w blancie, w pomieszczeniu wciąż trwały głośne rozmowy. Charlotte wymyśliła grę w „nigdy przenigdy", dzięki czemu wszyscy byli już całkiem pijani. Zwłaszcza, że Dante cały czas wymyślał zdania tak dopasowane do towarzystwa, że za każdym razem, gdy otwierał usta, większość osób musiała się napić.

— Nigdy przenigdy nie nosiłem kolorowych ubrań z własnej woli — powiedział, na co wszyscy unieśli swoje puszki. Po chwili zastanowienia, sam również się napił, na co nastolatkowie posłali mu pytające spojrzenia. — Przypomniałem sobie, że dostałem od Erin kolorowe skarpetki.

Prince westchnął zrezygnowany, kiedy przyszła jego kolej. Zmiana ciśnienia oraz beznadziejna pogoda sprawiły, że zaczął odczuwać uciążliwy ból głowy. Mimo to starał się go ignorować w nadziei, że wkrótce minie.

— Nigdy przenigdy nie... — zastanowił się dłuższą chwilę — ... zostałem przyłapany przez rodziców na piciu alkoholu.

Charlotte i Dante napili się, a Nathan triumfalnie odłożył puszkę na podłogę.

— Ty jak coś czasem powiesz, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać — skomentowała Sky, próbując w jakiś sposób zachęcić Aidena do rozmowy. Zdążyła zauważyć, że cały jego dobry humor gdzieś w międzyczasie wyparował.

— To całkiem normalne — stwierdził Redfield, klepiąc przyjaciela po ramieniu. — Dlatego ja po prostu się nie zastanawiam, tylko śmieję.

Prince posłał mu uśmiech, po czym wstał z podłogi.

— Dobra, głowa mnie boli, więc idę się położyć.— Uniósł w górę dwa palce. — Dobranoc!

Gdy wszyscy się z nim pożegnali, wyszedł, a w pomieszczeniu na nowo zawrzało. Pulsujący ból w skroniach nie dawał mu spokoju. Chłopak marzył o wzięciu tabletki i wyciszeniu się, ale wiedział, że nie może tego zrobić przez spożyty wcześniej alkohol.

Zapukał delikatnie w drzwi i zaczekał, aż usłyszał za nimi poruszenie. Miękkie kroki zbliżały się, klucz w zamku został przekręcony, a w szczelinie zobaczył Dianę. Nie wyglądała na zaspaną, wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie rozbudzonej i... zapłakanej.

— Coś się stało? — zapytał od razu, marszcząc brwi. Dziewczyna nieudolnie starała się wytrzeć mokre policzki przed otworzeniem drzwi, ale jej zaczerwienione oczy ją zdradziły.

Pokręciła głową i pociągnęła nosem.

— Boję się burzy — powiedziała, spuszczając wzrok.

Aiden uśmiechnął się delikatnie.

— Mogę wejść? Głowa mnie boli i chciałbym się położyć.

Redfieldówna potaknęła, a następnie weszła do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Aiden bez wahania podążył za nią i przekręcił klucz w zamku.

W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynym źródłem światła była żarówka nad lustrem w łazience — rozpraszała ciemność, ale jednocześnie nie raziła po oczach, utrudniając zaśnięcie. Zagłówkiem do ściany z dużymi oknami ustawione były dwa łóżka, z których tylko na jednym panował nieład w pościeli.

Od czasu do czasu niebo przecinały spektakularne błyskawice poprzedzające donośne grzmoty. W ciszy, jaka panowała w pomieszczeniu, potęga żywiołu była znacznie bardziej odczuwalna niż w zgiełku. Aiden w przeciwieństwie do siostry jego przyjaciela kochał burzę. Z chęcią otworzyłby okno, aby móc poczuć lekko parne powietrze, które z czasem zmieniało się w rześkie. Zapach deszczu na betonie i elektryczności wzmagał produkcję endorfin w jego organizmie.

Stanął przed oknem, obserwując kropelki wody spływające po szybie. Diana usiadła na materacu i zawinęła się szczelnie w kołdrę, po czym runęła na poduszkę. Podkuliła nogi tak, aby nie wystawały spod okrycia. Jej pościel szeleściła, gdy drżała z każdym kolejnym błyskiem i grzmotem.

Nastolatek położył się na pościeli i wsunął dłonie pod głowę, zamykając na chwilę oczy. W normalnych okolicznościach grzmoty by go uspokajały, tym razem jednak tak nie było. Z każdym hukiem wiązało się niespokojne wiercenie się dziewczyny, co zaczynało doprowadzać go do szału i wzmagać jego ból głowy.

W końcu westchnęła głośno.

— Aiden? — szepnęła. — Śpisz?

„Nie da się", pomyślał.

— Nie.

Zrobiła dłuższą pauzę.

— Położysz się koło mnie?

Miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się, gdy usłyszał to pytanie. I to tylko po to, by za chwilę przyspieszyć do zawrotnego tempa. Poczuł ciepło rozlewające się po jego policzkach i brzuchu, kiedy wstał i powolnym krokiem skierował się do jej łóżka.

Materac ugiął się pod jego ciężarem, a po chwili poczuła jego obecność gdzieś za swoimi plecami. Zachował między nimi tak duży dystans, na jaki pozwoliły mu wymiary łóżka. Odkopała się z kokona, który stworzyła, żeby i on mógł się przykryć. Początkowo nie wiedział, jak powinien się ułożyć i czy w ogóle może jej dotknąć, nawet przypadkiem. Szybko jednak pozbył się wszelkich wątpliwości, kiedy to Diana się do niego przysunęła, zamykając szczelinę pomiędzy ich ciałami.

Jej włosy pachniały intensywnie owocowym szamponem. Gdy ją objął, poczuł gęsią skórkę pokrywającą całe jej ramiona. Drżała, mimo że nie było jej zimno. Przycisnął ją mocniej do siebie, wtulając się w jej szyję. Poczuł, że odrobinę się dzięki temu rozluźnia, a jej mięśnie nie są już napięte w gotowości do ucieczki.

🦋🦋🦋

— Kurwa — warknęła Freeman, przerzucając wszystkie rzeczy w swojej torbie — mać!

Dante obrócił się, zasłaniając oczy przed ostrymi promieniami słońca wpadającymi przez szczelinę w zasłonach. Posłał dziewczynie pytające spojrzenie, ona jednak nie mogła tego zobaczyć, gdyż klęczała przed swoim bagażem.

— Co się stało? — zapytał w końcu, na co rozzłoszczona dziewczyna obróciła się w jego kierunku.

— Dostałam okresu i nie mam ani jednego tampona ze sobą. — Wstała z podłogi, po czym sięgnęła po leżące na krześle krótkie spodenki i założyła je na ciało. — Diana?

— Mhm? — mruknęła dziewczyna i zatrzepotała rzęsami. Poczuła dłoń na talii. Aiden już jej nie przytulał, ale wciąż utrzymywał między nimi kontakt cielesny.

— Masz tampona?

Zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie zawartość swojej bezdennej torebki.

— Tylko podpaski.

— Dobra, to idę do dziewczyn.

Erin przetarła sklejone powieki, kierując się do pokoju Diany, Sky i Charlotte, w którym zamiast Diany spał Nathan. Poprzedniego wieczoru wpadł do ich sypialni, chcąc położyć się obok Aidena, ten jednak, delikatnie mówiąc, kazał mu iść gdzie indziej. Freeman miała ogromną nadzieję, że którakolwiek z dziewczyn przygotowała się na wycieczkę lepiej niż ona. W ostateczności będzie musiała przyjąć środki higieniczne od Diany.

Zapukała w powierzchnię drzwi, przeżywając maleńki zawał, kiedy uświadomiła sobie, że nawet nie sprawdziła, czy dobija się pod odpowiedni numer. Zlustrowała odstające, złote cyferki i odetchnęła z ulgą.

Czekała niecierpliwie na dźwięk obracającego się klucza w zamku i zaczęła mówić od razu, gdy zobaczyła zmierzwione blond kosmyki przyjaciółki.

— Stara, masz jakieś tamp... — urwała w połowie słowa, otwierając szeroko oczy i usta, kiedy jej spojrzenie spoczęło na szyi Davis. — O kurwa.

Przyjrzała się jej dokładniej, kiedy zamykała za sobą drzwi. Dziewczyna miała na sobie tylko spraną koszulkę z logiem Guns and Roses, która sięgała jej do połowy uda. Oparła się o drewno, zdmuchując z twarzy niesforne kosmyki. Zacisnęła powieki i zmarszczyła brwi.

— Ojciec mnie zabije — powiedziała na wydechu. Włączyła przednią kamerkę, ale bała się w nią spojrzeć. — Chyba nie jest aż tak źle, nie?

Erin zawahała się, chamsko wlepiając spojrzenie w ogromną malinkę na jej szyi. Krwiak mógł na spokojnie startować w konkursie na największy, jaki dziewczyna widziała w życiu.

— Chcesz, żebym cię pocieszyła czy była szczera? — zapytała niepewnie, telepiąc głową, jakby próbowała otrząsnąć się z transu.

— Oba. — Westchnęła. — Problem w tym, że jesteś tragiczna w pocieszaniu.

— Mogę spróbować. — Erin wyprostowała się i odchrząknęła. — Jest koszmarnie, ale znam parę metod, żeby pozbyć się malinki. W prawdzie nigdy na mnie nie działały...

Sky wywróciła oczami i uderzyła dłońmi w uda.

— Widzisz?!

Freeman uniosła dłonie ku górze w geście kapitulacji. Otworzyła usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale absolutnie nic pocieszającego nie przychodziło jej na myśl.

— Właściwie to prosisz się o wydziedziczenie — parsknęła.

— Dobij mnie. — Sky wsunęła włosy za uszy, po czym odwróciła się w kierunku drzwi. — Idę, bo z tobą nie wytrzymam.

Zniknęła na chwilę w pomieszczeniu, z którego dobiegały przez moment szmery, ale ostatecznie wróciła na zewnątrz, trzymając w dłoni portfel i dwa małe, różowe opakowania w kwiatki. Wręczyła je przyjaciółce, po czym oświadczyła, że potrzebuje kofeiny.

Erin skoczyła szybko do toalety w swoim pokoju, a następnie dołączyła do przyjaciółki, która mogła przysiąc, że widziała gdzieś automat z napojami. Poszukiwania zajęły im kilka minut, ale ostatecznie odnalazły maszynę. Sky wcisnęła do niej dolara i musiała powtórzyć czynność kilka razy, z uporem starając się jak najbardziej wyprostować banknot o krawędź urządzenia.

Erin z kolei nie potrafiła odwrócić wzroku od jej szyi. Patrzyła na malinkę wystarczająco długo, że ta zdawała się patrzeć również na nią.

— Ale Nathan się przyssał — powiedziała w końcu, spodziewając się kolejnego wywrócenia oczami.

Zamiast tego Sky zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z nocy. Przykucnęła przed automatem, który postanowił w końcu uraczyć ją zimnym napojem. Wstała z podłogi, trzymając w dłoni puszkę.

— Tak właściwie to chyba była Charlotte — odparła niby obojętnie, ale jej policzki momentalnie przyozdobił rumieniec.

— Że oboje? — Zasłoniła gwałtownie usta, uświadamiając sobie, jak głośno mówiła. — J e d n o c z e ś n i e?

— Krzyknij głośniej — zachęciła ją, otwierając puszkę, po czym wzięła duży łyk napoju. — Mój ojciec w Rocklin jeszcze cię nie usłyszał.

___________________

Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Oby 2024 przyniósł Wam wiele szczęścia, książek, czasu na czytanie, książkowych mężów (i żon), weny do pisania oraz aby Wasze marzenia się spełniły. Ten rok będzie dobry!

Continue Reading

You'll Also Like

116K 1.6K 4
"Co widzisz, kiedy patrzysz w lustro?" Czy kiedykolwiek patrząc w swoje odbicie zastanawialiście się kim jesteście? Ja.... No cóż. Panicznie bałam si...
93.4K 6.5K 45
Obiekt sto sześćdziesiąt to ja. Brałem udział w programie o kryptonimie ,,Andetta", którego celem było stworzenie żywej broni. Poddawali nas seriom b...
493K 48.4K 63
Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo ż...
2.3K 77 12
Szesnastoletnia Melanie Wiliams od dwóch lat mieszka w innym mieście z dala od osób, które zniszczyły jej życie, i którzy nazywają się "rodziną". Cho...