Spotkanie

By 2ColdMint

79.2K 8.9K 5.1K

Spotkania bywają w życiu różne. Czasem mogą przerodzić się w coś interesujące, a czasem sprawić masę kłopotów... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 25

1.8K 227 91
By 2ColdMint

Jak czasami ktoś potrafi człowiekowi zepsuć humor jednym zdaniem to masakra.

Rozdział 25

Cały widownia zebrana na trzecim zadaniu turnieju zamarła, kiedy przy próbie dotknięcia pucharu, nastąpił ogłuszający wybuch. Trójka zawodników upadła nieprzytomnie na ziemię, a z pucharu zaczął unosić się ciemny dym, który uformował się w znak Voldemorta.

– Wrócił! Udało mu się! – zawołał nagle Alastor Moody i zaczął się śmiać, a Severus poczuł, jak jego Mroczny Znak zaczyna piec.

Chwilę później zrobiło się zamieszanie. Moody został unieruchomiony i zabrany do gabinetu Albusa, a reprezentanci szkół trafili do skrzydła szpitalnego. Szybko okazało się, że były auror to tak naprawdę młody Barty Crouch, który przez cały rok szkolny był pod wpływem działania eliksiru wielosokowego, a prawdziwy Moody był oszołomiony i zamknięty w jego kufrze.

Po podaniu mu Veritaserum Crouch przyznał się do wszystkiego. Do ucieczki z Azkabanu z pomocą rodziców, do ciągłego ukrywania się, jak ojciec rzucał na niego Imperio, żeby nie uciekł z domu i innych rzeczy. Nawet do tego, że w końcu pozbył się ojca. Oczywiście Minister Magii nie zamierzał przyjmować do wiadomości, że Voldemort powrócił i postanowił pozbyć się skutecznie głównego świadka.

– Czy ty oszalałeś Korneliuszu? – spytał Albus, kiedy dotarło do nich, że Knot sprowadził dementora, który zajął się Śmierciożercą. – Teraz już nie powtórzy niczego przed Wizengamotem!

– Nie pozwolę, żeby jakiś szaleniec straszył nas wizją kolejnej wojny! To był tylko idiotyczny żart jakiegoś małolata i dowiem się którego! – powiedział stanowczo minister i opuścił szkołę, zanim dyrektor zdążył coś powiedzieć.

– Wiesz, co będziesz musiał zrobić Severusie? – spytał Dumbledore, kiedy po szybko zorganizowanym spotkaniu zaufanych osób, zostali we dwóch. – Nie mam wyjścia, jak prosić cię o narażanie życia.

– Braliśmy pod uwagę, że to się w końcu stanie – odpowiedział. – Nie mogę uwierzyć, że nikt z nas niczego nie zauważył. Wyczułbym zapach eliksiru wielosokowego, gdybym stanął blisko Croucha.

– Biorąc pod uwagę, że w przeszłości Alastor najchętniej widziałby cię w Azkabanie, miałeś pełne prawo omijać go szerokim łukiem – westchnął. Starszy czarodziej wyglądał, jakby nagle przybyło mu lat. – Musimy zacząć poszukiwania Harry'ego na większą skalę. Może Syriusz i Remus nam pomogą.

– Mówisz poważnie Albusie? – Mistrz Eliksirów popatrzył na niego spod oka. – Black ci nie pomoże. Nie po tym, jak zostawiłeś jego chrześniaka na progu domu Petunii w środku nocy. Jestem pewien, że od kiedy odzyskał wolność, sam szuka chłopaka i nie podzieli się z tobą informacją, czy natrafił na jakiś ślad.

– Zapytać nie zaszkodzi.

– Rób, jak uważasz, ale moim zdaniem ten kundel każe ci spadać.

Na miejscu Blacka Severus tak by właśnie zrobił. I podzielał zdanie Minerwy, że w tym przypadku Dumbledore zachował się jak ostatni kretyn. Już sam pomysł, żeby zostawić dziecko pod opieką Petunii Dursley, był szaleństwem, a co dopiero zostawienie go pod drzwiami jej domu. Skutkowało to zaginięciem chłopca i zanikiem wszelkich śladów, skoro przez dziesięć lat nikt nie sprawdził, czy wszystko jest w porządku. Albus ponosił teraz konsekwencje swoich nie do końca przemyślanych działań.

Severus nie miał czasu zastanawiać się nad tym, kogo Dumbledore zwerbuje do walki z Czarnym Panem. Musiał się przygotować ponownie do roli szpiega w tym całym bałaganie i skupić na tym, żeby nikt go nie podejrzewał o lojalność względem jasnej strony. Plusem było to, że od zawsze miał w Hogwarcie opinię nieczułego drania, który uwielbiał pastwić się nad uczniami. Teraz będzie musiał tylko pogłębić uczucie niechęci względem jego osoby i jeszcze bardziej faworyzować Ślizgonów. Zdecydowanie musiał się zrelaksować.

Od kilku miesięcy pracował nad eliksirem, którego nieukończoną wersję otrzymał od chłopaka, z którym korespondował młody Weasley. Trochę impulsywnie wtedy wysłał mu prezent i podziękował, a tego zwykle nie robił. Trochę dziwnie się poczuł z myślą, że gdzieś tam na świecie jest ktoś, kto rozumie jego potrzebę ciągłego rozwijania się i robienia sobie wyzwań. Ronald twierdził, że jego przyjaciel był taki sam. Ciągle musiał próbować nowych rzeczy, dowiadywać się czegoś i rozwijać. Nie lubił stać w miejscu.

Severus żałował, że tamten chłopak był taki młody. Gdyby różnica wieku była mniejsza, może mogliby się spotkać i dogadaliby się? Zresztą, o czym on w ogóle myślał? Nie będzie przecież fantazjował o małolacie, którego nie dość, że na oczy nigdy nie widział, to pewnie i tak nie zobaczy. Już nie mówiąc o tym, że to byłoby bardzo nieetyczne. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie niż swoje nieistniejące życie uczuciowe.

W każdej chwili spodziewał się wezwania od Czarnego Pana. Był pewien, że zjawią się wszyscy, którzy nie siedzieli w Azkabanie. Gdyby nie idiotyzm Knota, mogliby się dowiedzieć więcej, ale ten karierowicz tak się bał o swój stołek, że odebrał im jedyny dowód, dzięki któremu mogli zacząć przygotowywać ludzi do walki. Czarny Pan zacznie działać, jak tylko zbierze wokół odpowiednią liczbę ludzi, a ci zaczną rekrutować kolejne osoby. Ci, którzy wyznawali ideę czystej krwi, na pewno będą chcieli oczyszczenia społeczności czarodziejów z mugolaków i charłaków. Dla Śmierciożerców i Voldemorta nie było tajemnicą, że Severus był półkrwi, ale ponieważ był zdolnym i silnym czarodziejem, przyjęto go w ich szeregi. Głównie zajmował się warzeniem eliksirów i leczeniem tych, którzy byli zbyt gorliwi w swojej służbie. Wiele razy zdarzały się sytuacje, że chcąc się znaleźć wyżej w hierarchii, Śmierciożercy eliminowali się wzajemnie. Ofiarami nieudanych zamachów zajmował się właśnie on. Na polecenie niezadowolonego z takiego zachowania Czarnego Pana, wzbogacał proces zdrowienia o pewną dozę tortur. Nie czerpał z tego przyjemności. Brzydziło go to.

W takich chwilach naprawdę marzył, żeby mieć do kogo wrócić i czuć, że nie jest w tym wszystkim sam. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Tak naprawdę od zawsze był sam, bo nikt nie został z nim na zawsze. Ojciec go nienawidził, matki już nie miał, Lily odwróciła się od niego w momencie, kiedy najbardziej jej potrzebował, a potem już wszystko potoczyło się w dół. Wiedział, że tylko siebie mógł winić za swoje złe wybory, ale może gdyby obok niego ktoś był i zwyczajnie powiedział mu, że robi największy błąd swojego życia, to posłuchałby. Kiedy przyjmował Mroczny Znak, wierzył, że robi dobrze i już nie będzie sam. Tymczasem wpakował się w coś znacznie gorszego niż wcześniejsze problemy w szkole czy w domu. Stamtąd mógł jeszcze uciec, a nosząc Mroczny Znak, nie było ucieczki. Gdziekolwiek by się nie ukrył, szybko zostałby odnaleziony.

Mroczny Znak był połączniem z Czarnym Panem i nic nie mogło tego zmienić. Był jak pasożyt, który zagnieżdżał się w magii czarodzieja, który go przyjmował. Gdyby wiedział, że jego magia zostanie w ten sposób skażona, nigdy nie zgodziłby się, żeby szpecił jego przedramię. Wolał sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby pojawił się wśród czarodziejów ze znakiem na widoku. Natychmiast wszyscy wpadliby w panikę, a on skończyłby w rękach aurorów.

Nie zamierzał uciekać. Zaraz stałby się zwierzyną łowną dla Śmierciożerców, którzy fanatycznie popierali Voldemorta. Ucieczka była jak wyrok śmierci, a na tamten świat jeszcze się nie wybierał.

Będąc w zaciszu swoich kwater, nalał sobie do szklanki nieco whisky i usiadł w fotelu, rozmyślając o całej sytuacji i zastanawiając się, gdzie mógł podziewać się ten cholerny Potter. Nie mógł przecież zapaść się pod ziemię. Gdzieś musiał być.

Po tym, jak dzieciak nie zjawił się w Hogwarcie, a Petunia zrobiła Albusowi awanturę, dyskretnie sprawdzono dokumenty w ministerstwie. Nie było tam aktu zgonu, a to oznaczało, że chłopak żył. Severus przyrzekł, że będzie chronił syna Lily, ale jak miał to zrobić, jeśli nie wiadomo było, co się z nim działo? Teraz sytuacja zrobiła się poważna i wszyscy mieli świadomość, że Czarny Pan również będzie szukał Pottera. Dla niego ten chłopak był największym zagrożeniem.

– Co za dzień – mruknął pod nosem, dolewając sobie trunku. Od teraz musiał być przygotowany na wszystko. Zdawał sobie sprawę, że będzie robił rzeczy, których nie będzie chciał, będzie zmuszony patrzeć beznamiętnie na cierpienia innych i karmić kłamstwami Śmierciożerców, jeśli miał mieć jakąś minimalną szansę na przeżycie i granie na czas. W każdej chwili mógł skończyć martwy, ale zamierzał zrobić wszystko, żeby wytrwać, dopóki Czarny Pan nie będzie naprawdę martwy.

,,,

Harry nie był zachwycony tym, co napisał mu Ron. Poczuł, że trzęsie się tak bardzo, że aż nie mógł doczytać listu do końca. W takim stanie znalazła go Page i natychmiast zawołała rodziców.

Dwa dni wcześniej wrócili do domu ze szkoły i nic nie zapowiadało takich problemów. Alfred i Amanda wpadli do pokoju najmłodszego syna jak burza.

– Co się stało dziecko? – spytał Alfred, obejmując go mocno. – Spokojnie. Oddychaj. Wdech i wydech – polecił, kiedy Amanda dodawała do szklanki z wodą kilka kropel eliksiru na uspokojenie i po chwili kazała synowi go wypić. Odczekali chwilę, aż specyfik zaczął działać. – Powiesz nam, co cię doprowadziło do takiego stanu?

Harry bez słowa pokazał im fragment listu o Voldemorcie. Jego rodziców wcale już nie dziwiło, że chłopiec wpadł w chwilową panikę.

„Tata powiedział, że Knot zrobi wszystko, żeby negować powrót Sam-Wiesz-Kogo" – pisał Ron. – „To karierowicz, który desperacko trzyma się swojego stołka i nie lubi takich wyzwań. Ludzie zresztą też nie będą chcieli uwierzyć, że zagrożenie wróciło. Będą to wypierać, dopóki nie stanie się jakaś tragedia.

Sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Za chwilę ludzie zaczną pewnie zadawać pytania i domagać się, że odnaleziono Harry'ego Pottera. Naprawdę nie rozumiem, czemu dorośli i wyszkoleni czarodzieje, chcieliby, żeby nastolatek odwalił za nich czarną robotę? Może ja tu czegoś nie rozumiem, ale jak dla mnie to jest po prostu chore."

Amanda mocno objęła syna i zaczęła głaskać go po plecach. Alfred odłożył list na biurko.

– Jesteś bezpieczny synu – zapewnił go. – Nic ci tutaj nie grozi, ale musimy zwołać naradę rodzinną. Nie możemy zignorować czegoś takiego.

– To jest przerażające – mruknął Harry, patrząc na ojca. – Dlaczego ci ludzie są tacy?

– Ludzie ze strachu robią często głupie rzeczy – powiedziała Amanda. – Nie myślą wtedy w logiczny sposób. Chodźcie. Nie ma co odkładać rozmowy z resztą.

Dwadzieścia minut później cały klan Potterów siedział w salonie i wcale nie próbował ukryć złości. Pradziadek Leonard wręcz nią kipiał, bo wokół niego widać było drobne iskierki.

– Nie będziemy się w to mieszać – zadecydował. – Harry nie jest jakąś rzeczą, którą mogą się wysługiwać. Niech się bawią sami na własnym podwórku. I żebyś mi się nie próbował obwiniać o to, co się tam będzie działo – dodał stanowczo, patrząc na prawnuka.

– Twój kumpel ma rację – powiedział Riley. – Nie masz żadnego powodu, żeby im pomagać.

– Ktoś mógłby powiedzieć, że powinienem się zemścić – mruknął Harry.

– I zginąć w starciu z kimś, kto ma nad tobą dziesiątki lat przewagi? – spytał wujek Miles. – Oszalałeś dzieciaku? Twoi biologiczni rodzice na pewno nie chcieliby, żebyś się narażał, tylko żebyś miał dobre i długie życie. Już o tym kiedyś z tobą rozmawialiśmy.

– Spróbujemy monitorować sytuację – powiedział pradziadek. – Zainterweniujemy tylko w przypadku, gdybyśmy jakimś cudem zostali we wszystko wmieszani.

W sprawie bezpieczeństwa rodziny to pradziadek zawsze miał ostatnie słowo i nikt nie myślał nawet, żeby podważać jego decyzję. W końcu te zawsze były słuszne i wszyscy doceniali, że mimo podeszłego wieku, ktoś stał na czele całej rodziny i dbał o nią do tego stopnia. Nie pozwalał nikomu na bezsensowne ryzyko. Potterowie nie byli tchórzami, ale też nie rzucali się bezmyślnie do walki w sytuacjach, gdzie nie mieli pełnego obrazu wydarzeń.

– Harry, zostań na chwilę – polecił prawnukowi, kiedy wszyscy wrócili do swoich codziennych obowiązków.

– Tak? – spytał chłopiec.

– Dawno razem nie jeździliśmy konno. Chodź. Przejedziemy się.

Harry nadal był mocno zaskoczony, kiedy pół godziny później jechali spokojnie w kierunku zagajnika. Leonard z kolei wiedział, że jazda konna działa na chłopca uspokajająco i dzięki temu szybko się wyciszał.

– Cały czas chodzi ci po głowie pytanie, co by było, gdyby? Mam rację? – spytał pradziadek, przerywając milczenie.

– To aż tak po mnie widać? – Harry westchnął cicho. Pradziadek jako jedyny czytał w nim zawsze jak w otwartej księdze. – Wiem, że nie powinienem, bo to bez sensu, ale to jakoś samo do mnie wraca.

– To część twojej przeszłości. Nie pamiętasz jej, ale w jakiś sposób czujesz się z nią powiązany. To nic złego mieć wątpliwości. Złem byłoby, gdybyś pod wpływem emocji podjął złe decyzje i naraził się niepotrzebnie. Wszyscy czasem przeżywamy wewnętrzne rozterki. Jesteśmy tylko ludźmi Harry. Obdarzonymi dodatkowymi umiejętnościami, ale mimo wszystko nadal jedynie ludźmi.

– Co chcesz mi powiedzieć?

– Że ten cały Voldemort, nawet jeśli powrócił, to też jest tylko człowiekiem. W jakiś sposób przetrwał i zdołał powrócić, ale nie jest nieśmiertelny. Zgodzę się, że wyrządził wiele złego, ale ludzie pozwolili mu się zastraszyć. To strach jest największym wrogiem nas samych, ale paradoksalnie tylko głupiec się nie boi.

– Teraz mówisz zagadkami.

– Wcale nie. Po prostu paradoks jest trudny do zrozumienia, ale pomyśl o tym tak. Kiedy czegoś się boisz, to czy pchasz się specjalnie w niebezpieczeństwo, mając świadomość, że nie skończy się to dobrze?

– No nie – przyznał Harry.

– Właśnie. W tym wypadku strach uchronił cię przed niebezpieczeństwem, bo czułeś, że cię powstrzymał przed zrobieniem głupoty. Oczywiście zdarza się, że strach jest irracjonalny i odbiera zdolność logicznego myślenia, ale w ogólnym rozrachunku jest potrzebny. Człowiek pozbawiony uczucia strachu nie jest kompletny. Może wtedy zrobić jeszcze głupsze rzeczy, bo będzie niepotrzebnie ryzykował.

– Czyli w przypadku Voldemorta ludzie boją się tak bardzo, że zaczęli go postrzegać jako niepokonanego?

Leonard skinął głową. Cieszył się, że jego prawnuk jest inteligentnym chłopcem i zrozumiał, co chciał mu powiedzieć. To było zrozumiałe, że Harry bał się o ludzi, którzy byli mi bliscy, ale nie mógł z tego powodu pchać się prosto w paszczę lwa. To by mogło mieć opłakane skutki.

– Rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że czarodzieje z Wielkiej Brytanii będą mnie dalej szukać i pewnie będą oczekiwać, że rozwiążę za nich problem – westchnął chłopiec.

– A niech tylko spróbuję, to im pokażę, co znaczą lata doświadczenia, które ja mam. Znam takie klątwy, że do śmierci będą odczuwać ich skutki.

Harry czasem naprawdę nie mógł rozpoznać, kiedy jego pradziadek tylko straszył, a kiedy mówił całkiem serio. Zakładał jednak, że wzmiankę o klątwach należało potraktować poważnie, bo starszy czarodziej naprawdę znał ich sporo. Widział tylko raz, jak ich używa i to był zarazem imponujący, jak i przerażający widok.

Kilka lat temu pradziadek strasznie pokłócił się z jednym z polityków, który upierał się, że z racji swojej farmy i dochodów z niej, Potterowie powinni dzielić się zyskiem z ministerstwem. Pradziadek wtedy wpadł w prawdziwy szał i potraktował kretyna taką ilością klątw i wrednych zaklęć, że gość dochodził do siebie dobre dwa miesiące. Na szczęście nikt więcej nie wpadł na genialny pomysł, żeby zaczynać z klanem Potterów. Wszyscy za bardzo się obawiali stanąć twarzą w twarz z głową rodziny, która nie po to urabiała sobie całe życie ręce po łokcie, żeby zapewnić wszystkim byt, żeby teraz jakiś karierowicz próbował położyć łapy na ich własności. No i pradziadek nie poniósł żadnych konsekwencji. Uznano, że został sprowokowany.

Potterowie byli silną rodziną, gdzie każdy mógł na każdego liczyć. Harry czuł się lepiej ze świadomością, że gdyby doszło do najgorszego, to nie będzie w tym wszystkim sam. To dawało mu poczucie bezpieczeństwa.

– Pradziadku? A opowiesz mi o swoim bracie? – spytał nagle Harry i zachichotał, widząc jego minę.

– Niech ci będzie – zgodził się, nie pytając o nim. Jeśli Harry będzie chciał mu o czymś powiedzieć, to zrobi to, gdy poczuje się pewnie. Na razie nadal odkrywał samego siebie.

---

Pewnie się domyślacie, kto się pojawi w kolejnym rozdziale? XD

Continue Reading

You'll Also Like

20.1K 3.5K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
6.6K 356 10
Uczniowie warzą eliksir Bratnich Dusz Pewnego dnia narodziła się miłość łącząc dwójkę ludzi, którzy stali po przeciwnych stronach barykady. Czy los...
89.4K 3.1K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
65.7K 4.5K 18
Harry Potter nigdy nie uważał się za normalnego. Zawsze znalazł się ktoś, kto udowadniał mu, że jest daleki od tego stanu, a teraz to poczucie było j...