Zanim Cię Poznałam

By _Aguga_

88.3K 1.9K 1.6K

Jego wzrok był zimny jak lód i głęboki niczym ocean. A ja dryfowałam na jego powierzchni, uparcie starając si... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rizdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79

Rozdział 40

870 19 4
By _Aguga_

Chciałam myśleć, że ostatnie dni były tymi najgorszymi, a teraz powoli miało zacząć wychodzić słońce, ale nawet pomimo mojego długiego wpatrywania się w niebo, nad miastem wciąż wisiały ciemne chmury. Śnieg ponownie zasypał ulice i nie wyglądało na to, jakby miał szybko odpuścić. To tylko dokładało kolejną cegiełkę do mojego już i tak zepsutego humory, bo jak lubiłam gdy biały puch ozdabiał trawniki, tak sam fakt ponurej pogody, jaka z tym szła, był przygnębiający.

Owinęłam się szalikiem, który dostałam od Debry, a na dłonie założyłam puchate rękawiczki. Płaszcz, który miałam na sobie, nie nadawał się na taki mróz, ale za to idealnie wpasował się w grę, którą zamierzałam odegrać. Wybierałam się do klubu, gdzie miał czekać na mnie Chris. Nie musiałam nawet się zastanawiać, by wiedzieć, że swoją drogę nie przebędę samotnie. Ktoś na pewno musiał mnie obserwować. Już powoli zaczynałam automatycznie zwracać uwagę na to co robię i mówię przy innych, by przypadkiem, nie zostać posądzona o zdradzę przez moich "adoratorów".

Poprawiałam jeszcze szminkę na swoich ustach, nim opuściłam bezpieczny dom. Nienawidziłam takich wyrazistych kolorów, ale ta wydawała mi się odpowiednia do mojej roli. Chrisowi powinno się spodobać, a nawet jeśli nie, to inni musieli tak myśleć. Nawet nie chciałam, by mu się spodobało. Wciąż miałam obawy co do jego intencji. Mógł mówić jedno, a robić drugie. Choć podobno dotrzymywał słowa. Ale tak naprawdę nigdy mi nie powiedział, że wyjdę z tego cała. I to chyba przerażało mnie bardziej, niż mogłabym sądzić. W jakiś sposób naprawdę uwierzyłam, że dotrzymywał słowa. Może to przez to, że usłyszałam to od samego Aarona?

Zacisnęłam oczy, gdy w mojej głowie po raz kolejny pokazała mi się jego twarz.

To wszystko przez nich. Gdyby cię nie szantażowali, nie zostałbyś sam.

Byłam tak bardzo wściekła na wszystkich, którzy byli zamieszanie w tę mafię, a jednocześnie na samą siebie, bo byłam bezsilna, ale w jakiś pokrętny sposób Chris mógł pomóc mi odegrać się na nich. Może i on też dostarczał Aaronowi narkotyki, ale to przez tych drugich zaszło to aż tak daleko. Przez nich Aaron ze mną zerwał, a ja nie mogłam mu wtedy pomóc. Chciałam ich zniszczyć, by nie mogli już odebrać nikomu więcej tego co odebrali mi, a niebieskooki mógł okazać się w tym niesamowicie przydatny.

Zacisnęłam pięść, dodając sobie motywacji. Zemsta podobno nigdy nie była dobra, ale czułam, że dopiero w ten sposób zdołam zaznać spokoju. Pozbędę się wyrzutów sumienia. Więc póki mogłam coś zrobić, byłam gotowa poświęcić swój honor, by osiągnąć sukces. Chciałam ich zniszczyć. Wszystkich, którzy dołożyli cegiełkę na barkach Aarona.

Przyspieszyłam krok, by jak najprędzej znaleźć się w klubie. Chciałam mieć to już za sobą, wdrążyć swój plan w życie, by jak najprędzej odnieść sukces, bo żadna inna opcja nie wchodziła w grę. Skoro miałam wejść w sidła wroga i zdobyć o nim jak najwięcej informacji, to tylko taka wyolbrzymiona pewność siebie mogła mi pomóc. Musiałam patrzeć na to przez różowe okulary, choć w środku kuliłam się na każde ich krzywe spojrzenie. Musiałam grać najlepiej, jak potrafiłam.

Weszłam do klubu i powoli czułam się tutaj jak u siebie. Albo była to sprawka mojej motywującej przemowy, jaką wygłosiłam w swojej głowie.

Odszukałam wzrokiem barek i od razu ruszyłam w kierunku Dan'a. Nachyliłam się nad blatem, uśmiechając się do niego szeroko. On jednak nie zmienił swojej mimiki twarzy. Wciąż oficjalna, wręcz odpychająca twarz, przysłuchiwała się, co miałam do powiedzenia z lekkim znudzeniem. Doskonale wiedział, że wcale nie chciałam u niego niczego zamówić, inaczej nie byłby dla mnie taki oschły, a może to również było częścią naszej wspólnej gry. W końcu Chris musiał wtajemniczyć go w nasz plan chociaż trochę. Inaczej ciężko byłoby wytłumaczyć moje nagłe spoufalanie się z Chrisem, skoro Dan wiedział doskonale jaka była między nami relacją. Miał okazję już ją nie raz zobaczyć.

— Jest dzisiaj Chris? — Spytałam, wciąż uśmiechając się sztucznie. Miałam poważnie tego dosyć, a mięśnie twarzy zaczynały mi drętwieć.

— Szef przyszedł przed chwilą. — Podkreśli pierwsze słowo. Chyba chciał dać mi do zrozumienia, żebym aż tak się nie spoufalała z niebieskookim. Gdybym mogła, to nawet bym do niego nie podeszła.

Lecz to czego chciałam, dawno przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Teraz liczyło się tylko to, co mogło utrzymać mnie przy życiu lub przybliżyć do celu. Dlatego nie zamieniłam już z barmanem żadnego słowa. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku zaplecza. Zrobiłam to, jakbym miała pisemną zgodę właściciela lokalu, na wchodzenie gdzie żywnie mi się podobało. Być może tak właśnie było. Tabliczki z napisem "wejście tylko dla personelu" czy "nieupoważnionym wstęp zbroniony" nie stanowiły dla mnie żadnej przeszkody. Miałam jeden jasny cel i zamierzałam go uzyskać.

Ale najpierw musiałam znaleźć Chrisa.

Okazało się to nie być wcale takie trudne, jak wydawało się z początku. Nie zdążyłam przejść dwóch korytarzy, a niebieskooki sam nagle wyrósł przede mną jak spod ziemi. Jakby doskonale wiedział kiedy przyjdę. Nawet tego nie wykluczałam. Można było powiedzieć, że to, co kiedyś było dla mnie niemożliwe, teraz stało się czymś naturalnym jeśli robił to on. Nawet gdyby miał podpisać pakt z samym diabłem, to mógłby to zrobić z korzyścią po jego stronie.

Zatrzymałam się przed nim i jak jeszcze chwilę temu na moich ustach widniał zalotny uśmiech, tak teraz nie pozostał po nim ślad. Patrząc na niego, widać było, że żadne z nas nie miało humoru na to spotkanie. Dlatego nawet na moją korzyść było gdy po prostu odwrócił się i gestem dłoni kazał za sobą pójść. Najwidoczniej chciał tylko ułatwić mi znalezienie go w tym budynku. Ja również marzyłam, by mieć już to spotkanie z głowy.

— W gabinecie mam rozpiskę, gdzie będą czekać moi ludzie z pieniędzmi. Oczywiście nie możesz pójść tam tak po prostu i sprzedać im towaru. Musisz popisać się swoimi zdolnościami aktorskimi. — Przez całą drogę szedł jako pierwszy, nie odwracając się do mnie ani razu. Nie zrobił tego nawet po to, by sprawdzić, czy wciąż za nim szłam. Był tego po prostu pewien. — Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może ich szef zainteresuje się tobą w ciągu dwóch tygodni. Powinien zauważyć nagły wzrost zysków i chcieć się z tobą zobaczyć.

Poczułam uścisk żołądka, bo jeśli to miało się sprawdzić, z pewnością nie będzie to miła pogawędka przy herbatce. Oni działali zupełnie inaczej. Na pewno będą chcieli, bym pracowała dla nich jeszcze ciężej. Wycisną ze mnie każdą złotówkę, jaką będę w stanie zarobić. Każdą okazję przerobią na pieniądze. Zastanawiało mnie tylko to, jak daleko to zajdzie. Co będzie mi kazał zrobić jeszcze Chris, by moja gra wyglądała na wiarygodną. Czy moje postanowienie to wytrzyma? Chciałam, by tak było i na te chwile mi sie udawało, ale nie mogłam myśleć do przodu, skoro nie wiedziałam co jeszcze mnie czekało.

Weszłam do biura mężczyzny, rozglądając się dyskretnie po jego wnętrzu. Po raz kolejny zauważyłam w nim niesamowity porządek. Dokładnie jak w mieszkaniu, które z początku uznałam za jego. Po słowach Damona mogłam domyśleć się, że tak nie było. Nie chciałam bardziej rozmyślać nad tym co dokładnie tam zaszło. Zbyt wiele przyczyn zaczęłam siebie wyobrażać, dlaczego jego prawny właściciel musiał je opuścić.

— Jak uda ci się sprzedać jednemu, później możesz udawać, że to jego znajomi. Tak będzie najprościej. — Wręczył mi kartkę, na której zapisane były daty i miejsca spotkania z moimi nowymi klientami. Nienawidziłam w ten sposób o nich myśleć, ale była to prawda.

Podczas gdy ja skanowałam wzorkiem jego idealnie kaligraficzne pismo, Chris podszedł do stojaka z płaszczem, po czym ubrał go na siebie. Z tego co zdążyłam przeczytać, miałam nawet kilka zleceń na dzień. Oczywiście pierwszego dnia było zapisane tylko jedno. Choć nawet to powodowało mój stres. Jakkolwiek bym na to nie spojrzała, czułam, że zawiodłam samą siebie i oczywiście Aarona.

— Pojedziemy do hotelu. Będziemy musieli więcej pokazywać się razem jeśli chcesz, by uwierzyli, że udało ci się mnie omamić.

Choć powiedział to zwyczajnym tonem, to gdzieś głęboko czułam w tym odrobinę drwiny. Nie wiedziałam, czy chodziło tylko o mój wygląd, czy charakter, cokolwiek by to nie było, na pewno powinno mnie obrazić, lecz tego nie zrobiło. Nie potrzebowałam jego uznania, by czuć się dobrze. Wręcz cieszyłam się, że nie uważał mnie za atrakcyjną. Czułam wtedy większe bezpieczeństwo, niż gdyby na każdym kroku miał patrzeć na mnie jak smaczny kąsek. Ciężko było mi sobie go takiego wyobrazić, ale gdy mi się to udało, poczułam ciarki obrzydzenia na plecach.

Ruszyłam wraz z niebieskookim w stronę wyjścia na salę klubu. Oczywiście musiał iść pierwszy, by pokazać swoją władzę. Pieprzony samiec alfa. A może tylko ja to tak odebrałam, bo nawet zwykłe zaczekanie na mnie przed drzwiami odebrałam jako wyśmiewaniem się ze mnie, a przecież mieliśmy swoje role do odegrania. Nic nie mogłam poradzić, że widziałam w nim jedynie faceta, który swoją dumą i próbą pokazania innym swojej wyższości przewyższał największy wieżowiec w mieście.

Złapałam go za ramię, przylepiając się do niego jak psie odchody do buta. Tak się czułam, jakbym stanęła na trawie i nagle poczuła, jak mój but zatapia się w czymś miękkim. Chciałam pozbyć się tego czym prędzej, ale wiedziałam, że było to zbyt ciężkie, a smród będzie ciągnął się za mną jeszcze przez długi czas.

Przykleiłam sztuczny uśmiech na usta gdy wyszliśmy z zaplecza. Omiotłam sale wzrokiem, poszukując moich prześladowców i nawet nie musiałam długo szukać, by zauważyć kilka par oczy wpatrujących się w nas z zaciekawieniem. Na pewno wśród nich musiały być takie, które kryły w sobie więcej niż zwykłą, ludzką ciekawość.

Pozwoliłam wyprowadzić się Chrisowi z klubu i bez żadnych sprzeciwów wsiadłam do jego samochodu. Kto by pomyślał, że zrobię to kiedykolwiek z własnej woli.

Podczas drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Każdemu to pasowało, tym bardziej że z radia grała cicho muzyka i nikt nie zdecydował się jej zagłuszyć.

Nie wiedziałam, dokąd jedziemy, ale już po dłuższej chwili gdy zauważyłam dobrze mi już znany napis hotelu, miałam ochotę posłać w kierunku bruneta wrogie spojrzenie. Jechaliśmy w miejsce, gdzie poprzednio przywiózł mnie Chris. Całą zmarzniętą, wystraszoną i niepewną kolejnych dni.

Powstrzymałam się przed obraźliwymi słowami w jego kierunku. Po prostu zacisnęłam zęby i udając pełne opanowanie, wyszłam z pojazdu. Na nowo chwyciłam rękę mężczyzny, ruszając razem z nim w kierunku drzwi hotelu.

Weszliśmy na recepcję, a za ladą zauważyłam tą samą kobietę, która żegnała nas poprzednim razem. Jej zaciekawione spojrzenie zatrzymało się przez dłuższy czas na mnie, ale uspokoiłam ją delikatnym uśmiechem.

To Chris ponownie zajął się wszystkimi formalnościami. Ja tylko stałam obok i z uśmiechem tuliłam się do jego ręki. Przez chwilę zbyt mocno wbiłam paznokcie w jego ramię, ale sam się o to prosił, nazywając mnie "słońcem". Poczułam wewnętrzną satysfakcję, gdy spiął w obronie swoje mięśnie.

Na koniec podziękowałam recepcjonistce, by jakkolwiek się odezwać. Tym razem jej zaniepokojenie nie byłoby na moją korzyść.

Udaliśmy się do naszego pokoju, ale gdy tylko do niego weszliśmy, zauważyłam, że nie jest to ten sam, który mieliśmy poprzednio. Ten był o wiele bogatszy. To już nie był pokój z łazienką, a cały apartament. Chyba oboje byliśmy sądziliśmy, że potrzebujemy więcej przestrzeni między nami.

Stanęłam na środku pokoju, zastanawiając się, jak długo miało to jeszcze trwać. I co mogę jeszcze zrobić, by wejść głębiej w ten świat. Choć z początku zapierałam się przed tym wszystkimi kończynami, to teraz gdy emocje trochę opadły, a ja czułam się zbyt bardzo przytłoczona myślą, że przez nich straciłam Aaron, chciałam ich zniszczyć. Sama nie mogłam tego dokonać, ale współpracując z Chrisem, mogło stać się to możliwe.

Ale najpierw czekały mnie ciężkie dni w towarzystwie diabła.

*~>•◇•<~*

Do domu wróciłam dopiero późnym wieczorem. Miałam ochotę wyklinać Chrisa od najgorszych i właśnie to robiłam w swoich myślach, kiedy po kilku godzinach kazał mi wracać do domu taksówką, za którą sama musiałam sobie zapłacić. Odległość od hotelu do mojego domu wcale nie była mała, a przyhotelowe taksówki miały sporo zawyżony cennik.

Przez całą drogę obmyślałam swój plan zemsty na brunecie, choć i tak wiedziałam, że żadnego z nich nie spełnię, to przynajmniej mogłam sobie pomarzyć. Teraz już wiedziałam, że nie mogłam pozwolić sobie na takie dziecinne zachowanie wobec niego. Może byłam mu potrzebna w jakiś sposób, ale przecież gdyby nie ja, znalazłby inne rozwiązanie, by pozbyć się konkurencji. I tak miałam więcej szczęścia niż rozumu. To, że wciąż żyłam i mogłam samodzielnie oddychać, było czymś, co nie wszyscy dostali, mając styczność z Chrisem. Nie wątpiłam, że Debby miała w tym swój większy udział. Choć widziałam się z nią poprzedniego wieczora, to i tak pragnęłam zobaczyć się z nią i tego. Zastanawiałam się nawet, czy nie zmienić adresu, jaki podałam kierowcy i po długich namysłach ostatecznie to zrobiłam. Musiałam się jej wygadać. W domu blondynki powinnyśmy być bezpieczne. Nikt nie mógł dowiedzieć się, o czym rozmawiałyśmy, a potrzebowałam odbyć z nią taką szczerą rozmowę.

Moje konto bankowe było już na wykończeniu, a ostatnie pieniądze musiałam wydać na tą cholerną taksówkę, tak więc z pustym kontem, zmęczona i z całkowitym brakiem pewności siebie, zapukałam do drzwi domu blondynki. Usłyszałam ze środka radosne śmiechy i szybki tupot stóp. Drzwi otworzyła mi roześmiana siostra Debry - Heather. Ubrana w czarną sukienkę i z mocniejszym makijażem wcale nie wyglądała na siedemnaście lat. Można było powiedzieć, że to ona była starsza ode mnie. Nawet kiedy i ja spędziłam godziny przed lustrem, by właściwie odegrać swoją rolę.

Nagle w momencie kiedy zauważyłam równie wystrojoną matkę dziewczyn w korytarzu, zrobiło mi się strasznie głupio, bo zorientowałam się, że Heather ma urodziny, a ja przyszłam do jej siostry, która na pewno świętowała ten dzień razem z nią.

— Cześć — przywitała się ze mną, nie kryjąc swojego zaskoczenia.

— Hej — odpowiedział jej zakłopotana, bo nie do końca wiedziałam, jak miałam wybrnąć z tej sytuacji.

Nie miałam dla niej żadnego prezentu więc nawet nie mogłam wprosić się do niej pod pretekstem wręczenia upominku, a zwykle przeproszenie i odejście również nie wydawało mi się na miejscu. Choć właśnie tak powinnam postąpić, ale przez te wszystkie lata mojej znajomości z Debby, na urodziny jej siostry przynosiłam drobny podarunek. Dlatego teraz gdy zapomniałam o tym dniu, było mi po prostu głupio.

— Wejdziesz, czy będziesz tak stać w drzwiach? — zapytała ze śmiechem dziewczyna.

— Dziękuję. — Weszłam do środka, ale wtedy jeszcze ciężej było mi przyznać się do wtopy. — Heather, przepraszam, całkiem zapomniałam, że to już dzisiaj masz urodziny. — Nie kryłam swojej skruchy, ale nawet po moich słowach dziewczyna nie wydawała się być zawiedziona. — Przyszłam porozmawiać z Debby. Naprawdę mi głupio, nawet nie mam żadnego prezentu.

— Daj spokój, przecież nie musisz mi nic dawać. — Oparła się o ścianę, uśmiechając się przyjaźnie. Ja jednak nie poczułam się lepiej, przez zżerające mnie wyrzuty sumienia. — No dobrze, wybaczę ci jeśli zjesz kawałek tortu, zanim znikniesz z Debrą w jej pokoju.

Opuściłam spięte ramiona, nie mogąc nadziwić się, że dziewczyna wcale nie przejmowała się, iż właśnie wprosiłam się na jej urodziny, nie mając jednocześnie zamiaru świętować razem z nią. Była dokładnie taka dobra jak Debra, choć to właśnie młodsza z sióstr posiadała więcej pewności siebie. Można było to zobaczyć chociażby po jej kreacji. Nie wyobrażałam sobie, by Debby mogła kiedyś coś takiego założyć, a to ona była tą starszą.

— Dziękuję — odparłam szczerze.

Dziewczyna uśmiechnęła się po raz kolejny i ruszyła w kierunku reszty domowników świętujących jej urodziny w salonie. Usłyszałam jeszcze, jak poinformowała ich o moim przybyciu.

Ściągnęłam kurtkę oraz buty, ciesząc się chociaż trochę, że na spotkanie z Chrisem ubrałam sukienkę. Choć czy była ona odpowiednia na urodziny siedemnastolatki, tutaj można było się kłócić. Rodzina sióstr jednak znała mnie na tyle, że nie zareagowali w negatywny sposób na mój ubiór. Przywitali się ze mną ciepło, tak jakbym była członkiem ich rodziny. Zatrzymałam na dłużej wzrok na Debby, dając jej niemo znać, że musiałyśmy porozmawiać. Jednak zaraz po tym zajęłam miejsce między ciotkami dziewczyn, wysłuchując rodzinnych rozmów i zajadając się podanym mi tortem.

Nie chciałam odchodzić od stołu zaraz po zjedzonym cieście i oznajmić, że chciałam zabrać Debby do pokoju, by omówić z nią przebieg mojego zadania w mafii i tego jak bardzo bałam się tego wszystkiego. Reakcje mógłby być naprawdę różnorodne. Dlatego jeszcze sporo czasu minęło, zanim wstałam z sofy i to tylko po to, by pójść do toalety.

Będąc w tak prywatnym miejscu i mogąc zagłębić się we własnych myślach, mogłam przyznać, że dzięki tej niespodziewanej imprezy, mogłam się trochę uspokoić i na moment zapomnieć, po co naprawdę tu przyszłam. Rodzina dziewczyny była taka beztroska i nieświadoma całego tego zagrożenia. Żyli w niewiedzy i byli dzięki temu szczęśliwi. Teraz Debra zdawała sobie sprawę jak bardzo nieświadoma tego co się dzieje w mieście była, ale nawet mimo to wciąż potrafiła być dawną sobą przy swoich bliskich. Miała kogoś, kto pozwalał jej zapomnieć o intrygach i niebezpieczeństwie. Nie wariowała od tego tak jak ja. Może nawet Damon miał w tym swój udział. W końcu mógł odpowiedzieć na wszelkie pytania i obawy blondynki. Ja wciąć żyłam niewiedzą, a wiedziałam tylko tyle, ile sama się dowiedziałam.

Włożyłam swoje drżące ręce pod zimną wodę i wzięłam głęboki oddech. Uśmiechnęłam się sama do siebie, sprawdzając, czy ten uśmiech nie wyglądał na zbyt sztuczny.

Wyszłam z łazienki i miałam w planie wrócić do reszty gości, lecz na mojej drodze stanęła Debra. Widziałam jej zaniepokojenie na twarzy, ale uśmiechnęłam się do niej delikatnie. To jednak wcale nie zmniejszyło jej obaw. Obejrzała się za siebie, sprawdzając, czy wszyscy wciąż siedzieli przy stole i podeszła do mnie. Przytuliła mnie, przyciskając do siebie, a ja miałam ochotę już teraz jej o wszystkim opowiedzieć i tylko fakt, że reszta mogłaby nas usłyszeć, mnie powstrzymywał.

— Czy ktoś od nich, odzywał się dzisiaj do ciebie? — wyszeptała przy moim uchu.

Pokręciłam przecząco głową, czując jednocześnie, jak powoli zwalnia swój uścisk.

— Wiecie, że nie musicie się tak ukrywać.

Usłyszałyśmy głos jej siostry dobiegający z mojej lewej strony. Nawet nie zauważyłam kiedy pojawiał się w pobliżu.

— Nie wiem, co zrobiłaś, ale Debra nie przestawała się na ciebie patrzeć przy stole. — Posłała siostrze pobłażliwe spojrzenie.

— To sprawa nie dla dzieci — odgryzła się jej Debby.

— Do dzieci niech ci nie będzie tak spieszno, nie chce być jeszcze ciocią. — Zaśmiała się, będąc naprawdę rozbawiona tym, jak sprzeczała się ze swoją siostrą.

— Heather — odpowiedziała ostrzegawczo blondynka.

— No już idźcie do siebie — wygoniła nas dziewczyna.

Uśmiechnęłam się do niej, będąc wdzięczna za to co zrobiła.

Tak jak nam rozkazała, tak zrobiliśmy. Zamknęłyśmy się w pokoju blondynki, a w momencie kiedy zostałyśmy całkiem same, nie mogłam już dłużej utrzymywać swojej maski. Poczułam łzy podchodzące do moich oczu. Drobne ręce blondynki ponownie zamknęły mnie w mocnym uścisku, a ja schowałam twarz w jej włosach. Czułam się w tej pozycji na tyle bezpiecznie, że nic nie blokowało mnie, by odkryć przed dziewczyną wszystkie swoje wątpliwości.

— Naprawdę się boję — zaczęłam roztrzęsiona. — Chris chce, żebym z nimi współpracowała, ale co jeśli dowiedzą się, że on o wszystkim wie? Mogą w każdej chwili mnie zabić. Przed nimi już nikt mnie nie obroni nawet Chris. Muszę robić co chcą, ale nie potrafię sprzedawać tych wszystkich... narkotyków. — Głos zaczął mi się załamywać od płaczu, ale ja wciąż mówiłam, chcąc to wszystko z siebie wyrzucić. — Nie wiem, co mam robić, komu ufać. Mówisz, że Chris nic mi nie zrobi, ale przecież tego nie wiesz. Sama się go boisz. — Poczułam, jak spina się na to, że zauważyłam, jakie reakcję wywołuje u niej niebieskooki. — Przecież jest taki sam jak inni, a ja mam udawać jego dziwkę. Nie chcę tego. Co jeszcze każą mi zrobić, by zdobyć od niego informacje. Przecież nie wyjawi im niczego ważnego. W końcu przestanie chcieć współpracować. A jeśli dowiedzą się, że to wszystko było udawane, zabiją mnie.

Poczułam delikatny dotyk na swoich plecach. Blondynka głaskała mnie uspokajająco, ale to na nic się zdało. Chciała mi pomóc i tylko dlatego, że to właśnie ona była obok mnie, dodawało mi sił, by nie wpaść w całkowitą panikę, ale nie mogłam pozbyć się strachu, który zdążył już wykiełkować w moim sercu.

— Porozmawiam jeszcze raz z Damonem. Spróbuję przekonać go, żeby zrezygnowali — zapewniła mnie, ale nawet jeśli, to czy cokolwiek by się zmieniło? Już nie mogłam tak po prostu odejść i udawać, że nic się nie stało. — Zapewnią ci ochronę, nikt nieproszony się do ciebie nie zbliży. — Ścisnęła moje ciało, ale ja nie odwzajemniłam jej uścisku, wysunęłam się z objęć dziewczyny, patrząc niepewnie w jej oczy.

— Moja mama większość czasu jest w pracy, lub sama w domu. Co jeśli będą chcieli się na niej zemścić?

— Chris może przydzielić jej ochronę.

— Mówisz o tym tak pewnie. Skąd pomysł, że będzie chciał się na to wszystko zgodzić? — spytałam, bo nie chciałam słyszeć tylko pustych obietnic, choć powinnam już wiedzieć, że blondynka nie była osobą, którą mówiła coś, zanim pomyślała.

— Przekonam Damona, a on może dogadać się z Chrisem. Jesteś moją rodziną, nigdy bym cię nie zostawiła. — Uśmiechnęła się ciepło, a ja już wiedziałam, że naprawdę tak uważała. — I to trochę przeze mnie zostałaś w to wciągnięta. To ja prosiłam Chrisa, by cię chronił. — Zarumieniła się, a poczucie winy było wypisane na jej twarzy.

— Uratowałaś mnie. — Pociągnęłam nosem. — Gdyby Chris mnie nie zabrał, już dawno leżałabym gdzieś zakopana w lesie. — Starałam się nabrać rozbawionego tonu, ale obie wiedziałyśmy, że nie był on prawdziwy.

— Ale mogłam wcześniej zareagować po tym jak cię zabrał. Przepraszam. — Opuściła wzrok na swoje dłonie, ale zaraz z powrotem uniosła spojrzenie, zatrzymując je na moich oczach. — Jeszcze dzisiaj zadzwonię do Damona. Na jakiś czas pewnie będziesz musiała zamieszkać w ich domu. Jest dobrze chroniony, nic ci się tam nie stanie. Mogę pójść tam z tobą jeśli chcesz. Rodziców będzie ciężko namówić, ale w końcu muszą mnie pościć.

Wpatrywała się we mnie, oczekując odpowiedzi, a ja z każdym jej słowem czułam, jak powoli uspokajam swój roztrzęsiony oddech. Dłonie nie drżały mi już tak bardzo, a ja mogłam skupić się na czymś więcej niż nasza dwójka. Wzięłam głęboki oddech, analizując jeszcze raz słowa blondynki.

Choć czułam, że dawna więź między nami nie była jeszcze tak silna jak wcześniej, w mojej głowie wciąż wisiały wątpliwości, to zostawały one spychane przez świadomość, że do tej pory dziewczyna zawsze dbała o moje bezpieczeństwo. Nawet w momencie kiedy byłyśmy skłócone, ona prosiła Chrisa, by mnie ochronił. Już sam fakt, że spotkała się z brunetem w mojej sprawie, był wielkim wyczynem. Nikt nie chciałby do niego podejść, a tym bardziej mieć jakiś dług u niego, bo coś takiego musiało paść. Nie wyobrażałam sobie, by robił to za darmo. Nawet jeśli Debby była jedną z nich. Od jak dawna to nie wiedziałam, podobno od spotkania Damona. Nawet teraz starała się mi pomóc, znowu swoim kosztem. Chociaż jeśli spojrzeć na to z innej strony, mogłaby zamieszkać z Damonem. Tak czy inaczej, samo to, że zaproponowała mi już po raz kolejny swoją pomoc, widząc, że sobie nie radziłam, było dla mnie pocieszające. Czułam, że nie byłam w tym sama.

— Nie musisz — odpowiedziałam jej, po głębszych przemyśleniach.

— Ale jak to? — Nie starała się ukryć swojego zdziwienia.

— Obiecałam już, że będę współpracować z Chrisem. Poza tym ja też chcę, żeby złapał tych, którzy grozili Aaronowi. — Myślałam, że wypowiedzenie jego imienia na głos będzie dla mnie trudniejsze, ale gdy to zrobiłam, czułam spokój. Chciałam, by zapłacili za to co mu zrobili i chyba to pozwoliło mi odwlec myśli od rozpaczy. — Potrzebuje tylko trochę pomocy. — Uśmiechnęłam się delikatnie do dziewczyny, wiedząc, że zrozumie, iż to nie o pomoc fizyczną a psychiczną mi chodziło.

— Kiedy tylko będziesz chciała. — Widziałam w jej oczach, że wciąż nie była pewna czy powinna to tak zostawić. Jak zwykle martwiła się bardziej ode mnie.

Czy mogłyśmy wrócić do naszej starej więzi?

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

No właśnie, czy było to możliwe? 🤔
A może stanie się coś, co całkowicie to przekreśli? Tajemnicę wyjdą na jaw? 🤐
I jak potoczy się dalsza relacja Gwen z Chrisem? 🤭
Czy dojdą do porozumienia?
Tak byłoby najlepiej jeśli ich gra ma być naprawdę wiarygodna 🤫

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 611 22
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
3.1K 251 22
Część 4 serii Przyjaciele. Zawiera sceny seksu i przemocy. Pełen tajemnic mężczyzna i kobieta, która nikomu nie ufa spotykają się przypadkiem, żeby s...
15.6K 629 23
Millie jako nastolatka uciekła z domu by nie wyjść za wrednego kutasa. Parę lat później kiedy ułożyła sobie nowe życie, w jej życiu znowu pojawiają s...
22.2K 855 23
Nessa Wilson 17 letnia dziewczyna, która uwielbia korzystać z życia. Robi wszystko na co ma ochotę, nie interesują ją problem, i szkoła, lecz jej ro...