Miraculum: opowiadania

By MaggieM_M

81.9K 2.5K 4.6K

Zbiór opowiadań o Biedronce i Czarnym Kocie w najróżniejszych zestawieniach! Opowiadania nie są ze sobą połąc... More

Wszystko się zmienia
Mały kotek siedzi sam...
Emma
Lekarstwo na złe sny
Gra w Kotka i Myszkę
Wiedza to klucz do zrozumienia
Malutka
Trochę inna scena balkonowa
Superbohaterski Program Ochrony Księżniczki
KOTastrofalne skutki zabawy w swata
Twój lojalny partner
Kontra świat
To (nie) tylko przyjaźń!
Spróbuj wygrać z przeznaczeniem
Sen na jawie
Zakazany owoc najlepiej smakuje
"Jak zawrócić w głowie dziewczynie"
Dzień Miłości
(Nie)pamiętne zaślubiny
I tęskniąc sobie zadaję pytanie: czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?
Stara miłość nie rdzewieje
Jak pogrążyć Lilę Rossi (i przy okazji Gabriela Agreste'a)
Ups, straciliśmy moce?
Test zgodności
Ojciec roku
Wesele roku
Dziadek Roku

Fatalne wyczucie czasu

2.9K 90 229
By MaggieM_M

A/N: Opowiadanie zawiera małe spoilery z najnowszych odcinków 5–ego sezonu!

____________

Wracając do domu, zupełnym przypadkiem dostrzegła siedzącego na dachu szkoły Czarnego Kota. Wyglądał na pogrążonego w myślach, ale nawet z tej odległości potrafiła rozpoznać jego nastrój.

Był wyraźnie przybity i domyślała się, czym jest to spowodowane. Sama nie czuła się najlepiej, mając w myślach świeże starcie z Mroczną Sową i niecnym wykorzystaniem Miraculum Świni. Tak właściwie, to miała ochotę się rozpłakać i tylko fakt, że była w miejscu publicznym powstrzymywał ją od rozsypania się na kawałki.

Zerknęła szybko na Kota, a potem wpadła jak burza do piekarni. Chwilę później już wybiegała z niej z pudełkiem kolorowych makaroników. Odetchnęła z ulgą widząc, że jej partner nie opuścił jeszcze swojego stanowiska i czym prędzej pognała prosto do szkoły. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby się przemieniła, ale zaraz uznała, że Kot może nie chcieć z nią szczerze porozmawiać, gdy będzie w formie Biedronki. Nie żeby miał powody, by bardziej ufać Marinette, ale coś jej mówiło, że powinna tam pójść jako ona.

Pospiesznie wdrapała się na klatkę schodową prowadzącą na dach i kilka minut później była już na szczycie szkoły. Kot, który usłyszał zgrzyt otwieranych drzwi, obejrzał się na nią szybko i zamrugał powoli, jakby nie dowierzał w to, co widzi.

– Marinette? – spytał z wyraźnym zaskoczeniem. – Co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś?

– Jakiś czas temu zasugerowałam dyrektorowi Damoklesowi, że dobrze by było zostawiać otwarte drzwi na klatkę schodową prowadzącą na dach – oznajmiła, podchodząc bliżej. – Uczniowie mają dodatkową drogę ucieczki przed akumami, a ty i Biedronka nie musicie się martwić zamkami.

– Pomysłowe – uznał, patrząc z niepokojem jak dziewczyna planuje zająć miejsce obok niego na krawędzi dachu. – Ostrożnie! – zawołał, łapiąc ją za ramię i pomagając usiąść. – Nie powinnaś podchodzić tak blisko brzegu...

– Jestem niezdarna, ale nie przesadzajmy – odparła na to, podając mu pudełko makaroników. – Proszę – powiedziała. – Pomyślałam sobie, że przydadzą ci się na osłodę.

Gdy spojrzał na nią pytająco, nerwowo wykręciła palce.

– Zauważyłam cię na tym dachu. Wyglądałeś na smutnego. I tak sobie pomyślałam, że coś słodkiego poprawi ci humor.

– Dziękuję – uśmiechnął się. – To bardzo miłe z twojej strony.

Otworzył pudełeczko i sięgnął po pierwszy makaronik. Zaraz potem wyciągnął opakowanie w jej stronę, częstując ją przysmakiem. Przez chwilę w milczeniu siedzieli obok siebie na dachu, zajadając łakocie, oboje pogrążeni we własnych myślach. Marinette zastanawiała się, jak zapytać Kota o to, co go trapi, nie wychodząc przy tym na wścibską. Kot jednak sam zaczął temat.

– Miałaś kiedyś sen, taki naprawdę realistyczny, fantastyczny sen, po obudzeniu z którego żałowałaś, że nie był prawdziwy? – spytał cicho, wpatrując się przed siebie.

– Tak – odparła, z trudem przełykając ślinę.

– Jak... – Kot odchrząknął. – Jak się pogodzić z faktem, że to był tylko sen i nic więcej?

– Nie wiem, czy to możliwe – szepnęła, spuszczając wzrok. – Czasem sny próbują nam pokazać, czego tak właściwie chcemy i... i trudno jest pogodzić się z faktem, że nasze pragnienia są poza zasięgiem.

– Mogę ci zaufać, prawda, Marinette? – spytał, patrząc na nią szybko.

– Oczywiście – odparła natychmiast.

– Dowiedziałem się dzisiaj, co jest moim największym pragnieniem – wyznał. – Zobaczyłem wszystko, czego pragnie moja dusza.

Serce Marinette straciło rytm. Gdy wcześniej rozmawiał o tym z Biedronką, oboje próbowali sobie wmówić, że ta wizja nic nie znaczyła. Że była spreparowana, by ich osłabić. Oczywiście dobrze wiedziała, że tak nie było, ale musiała sprawić, żeby Kot uwierzył w coś innego. I ona też musiała w to uwierzyć.

Bezskutecznie.

– Więc... czego pragniesz? – zapytała cicho. – Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – zastrzegła zaraz. – To nie mój interes. Nie chcę być wścibska, ani...

– Rodziny – przerwał jej, ponownie wbijając wzrok w zachodzące powoli słońce. – To jest moje pragnienie. Prawdziwa rodzina. Miejsce, do którego mógłbym przynależeć.

– O-och – bąknęła, rumieniąc się. – Z kimś... z kimś konkretnym?

Kot uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

– Zaraz po tym, jak wyrwałem się z tego snu, myślałem, że tak. Że chodzi tu o Biedronkę. Była częścią tej wizji, więc wydawało się to logiczne. Ale im dłużej o tym myślę... – Przeniósł wzrok na Marinette i posłał jej dość smutny uśmiech. – Nie chodziło o nią. Moim pragnieniem było to, co razem w tym śnie budowaliśmy, ale ona była tylko wizualizacją, niezbędną do tego, by ten sen uwiarygodnić. Ideą.

Nie chciała tego słyszeć. Pękało jej serce, gdy o tym mówił i nie rozumiała dlaczego.

– Przynajmniej jednak już wiem, czego pragnę – dodał. – Dobrze jest poznać siebie w ten sposób. Otworzyło mi to oczy. Tak naprawdę.

– To chyba dobrze – szepnęła, unikając patrzenia na niego.

– Tak – potwierdził, patrząc na nią z pewnym rozmarzeniem. – Bardzo dobrze.

***

Prawda spłynęła na nią dość niespodziewanie. Najpierw zorientowała się, że zaczyna postrzegać Kota w innym świetle. Jej serce szybciej biło za każdym razem, gdy podawał jej rękę, a w brzuchu tańczyły motyle, gdy tylko posyłał w jej stronę spojrzenie. Na początku myślała, że to pozostałości po Śnie, ale dni mijały, a uczucie nie znikało, tylko rosło w siłę.

I nagle, po skończonym patrolu, gdy Kot zbierał się do odejścia, dotarło do niej, że nie chce się z nim rozstawać. Że niemal fizycznie sprawia jej to ból. Że chce spędzać z nim tyle czasu, ile się da, bo... bo...

Bo się w nim zakochała.

Nie wiedziała kiedy, ani jak. Czuła wręcz, jakby ta miłość przyszła ukradkiem i nieproszona rozgościła się w jej sercu. Nie mogła jednak wypierać się faktu, że w niej była. Królowała w jej sercu i ani myślała odejść.

– Zaczekaj! – Biedronka chwyciła Kota za ogon nim ten zdążył przeskoczyć na sąsiedni dach. – Naprawdę musisz już iść? – spytała. – Jest jeszcze dość wcześnie. Moglibyśmy gdzieś razem pójść.

– W sumie... – Kot zerknął na zegarek w komunikatorze. – Myślę, że jeszcze przez pół godziny nikt nie zauważy, że mnie nie ma – uznał, uśmiechając się szeroko. – To gdzie byś chciała się wybrać?

Z tobą? Wszędzie.

– Możemy pójść po te nasze ulubione smoothie, a potem skoczyć na Pont des Arts – zasugerowała nieśmiało.

Miała nadzieję, że może nie zorientuje się, że próbowała odtworzyć jedną ze scen ich Snu. Kot jednak lekko zmarszczył brwi.

– Jesteś pewna? – spytał. – To brzmi dość romantyczne. Chyba nie chcesz, żeby znowu uznano nas za parę? – zakpił, wspominając katastrofę, jaką było ogłoszenie ich Parą Roku.

– Czy to naprawdę byłoby takie złe? – bąknęła, nieśmiało patrząc na niego spod rzęs.

Wydawał się być zaskoczony jej pytaniem. Zamrugał szybko i nerwowo potarł kark, próbując wymyślić jakąś odpowiedź. Ona jednak była szybsza.

– Chciałam ci to powiedzieć już od jakiegoś czasu. Nie wiem kiedy, ani jak to się stało, ale moje... moje uczucia do ciebie... One się zmieniły. – Biedronka podeszła do niego szybko i wzięła go za ręce. Kot popatrzył na nią szybko, coraz bardziej zdumiony. – Chodzi mi o to, że... że... chyba się w tobie zakochałam. – Gdy nabrał głośno tchu, szybko się poprawiła. – Nie! Nie "chyba"! Na pewno! Kocham cię – wyznała cicho, niepewnie podnosząc na niego wzrok.

Zielone oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Nie potrafiła odczytać z jego twarzy żadnych emocji i to ją naprawdę przerażało, bo zwykle czytała w nim jak w otwartej książce. Kiedy jednak wyswobodził dłoń z jej uścisku i lekko dotknął policzka, zakiełkowała w niej nadzieja.

– Nie myl wdzięczności z miłością, Biedronsiu – powiedział cicho, a jej nadzieja prysła jak bańka mydlana.

– Co? Nie, oczywiście, że nie! – zaczęła protestować, ale pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.

– Ostatnio dużo się wydarzyło – oznajmił, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Straciliśmy zespół i znowu musimy liczyć tylko na siebie. Zostałem ci tylko ja i szukasz teraz poczucia bezpieczeństwa. Ale to tylko tyle, Kropeczko. Nie kochasz mnie. Nie w ten sposób, jaki próbujesz sobie wmówić.

– Nie mów mi, co czuję! – zawołała, ujmując jego twarz w obie dłonie. – To...

– Jeszcze kilka tygodni temu irytowała cię sama myśl, że ktoś mógłby nas wziąć za parę – przypomniał. – Kropeczko. – Kot wziął ją za ręce i mocno uścisnął. – Wiem, że się boisz, że mnie stracisz. Ale ja nigdzie nie odejdę. Jesteśmy partnerami. My kontra świat.

– Kocie... – zaczęła znowu, ale uśmiechnął się do niej i ucałował jej ręce.

– Ostatnie wydarzenia dały nam obojgu dużo do myślenia – powiedział. – Ja też uświadomiłem sobie pewne sprawy związane z moimi uczuciami. I w sumie to jestem ci wdzięczny za to, że pomogłaś mi przejrzeć na oczy. Zobaczysz, że jak cały ten stres opadnie, zdasz sobie sprawę, że miałem rację.

Pocałował ją w czoło na pożegnanie i zniknął na sąsiednim dachu. Biedronka stała nieruchomo w miejscu, w którym ją zostawił, nie mogąc uwierzyć w to, co się nie wydarzyło.

Wyznała mu miłość, a on nie wziął jej na poważnie.

***

Sprawa z Kotem naprawdę ją przybiła, dlatego zadzwoniła po Alyę i po raz kolejny zaprosiła ją na nocowanie. Blogerka pojawiła się u niej 20 minut później, szczerząc zęby w uśmiechu. Widać było, że jest czymś naprawdę przejęta.

– Dziewczyno, mam dla ciebie informację, po której padniesz – oznajmiła z marszu. – Weź głęboki oddech i słuchaj.

– Też mam dla ciebie taką informację – odparła smętnie Marinette, skrolując zdjęcia Kota na Biedroblogu. – Wyznałam Czarnemu Kotu, że go kocham, a on uznał, że tylko mi się tak wydaje. Dasz wiarę?

Alya, która szukała czegoś w swojej torbie, upuściła ją z hukiem na ziemię. Kompletnie się tym nie przejęła, gapiąc w oszołomieniu na przyjaciółkę, jakby nagle wyrosły jej skrzydła i druga głowa.

– Chyba źle cię usłyszałam – oznajmiła, przenosząc wzrok na siedzącą na biurku Tikki, która wyglądała na sfrustrowaną i zrezygnowaną jednocześnie – Możesz powtórzyć?

– Powiedziałam Kotu, że go kocham, a on powiedział, że mylę miłość z wdzięcznością. – Marinette ukryła twarz w dłoniach. – Wróciła do mnie karma. To za wszystkie te razy, gdy jak głupia dałam mu kosza.

– Kochasz... Kota? – Alya zamrugała i opadła na sofkę. – Ale tak na poważnie?

– Tak, Alya. Na poważnie. – Projektantka łypnęła na nią ponuro. – Tylko mi nie mów, że się z nim zgadzasz! Wiem, co do niego czuję! Tak właściwie, to czułam to już od jakiegoś czasu, tylko... tylko nie pozwalałam sobie o tym myśleć. Ale teraz mam już dość udawania, że go nie kocham. Powiedz mi, jak mam go przekonać, że jestem poważna? – poprosiła błagalnie. – Tylko z tobą mogę o nim pomówić.

– Uhm-uhm – chrząknęła Tikki, ale tak cicho, że nikt jej nie usłyszał.

– Zaczekaj. – Alya zmęczonym ruchem potarła czoło. – Zaczekaj, próbuję to przetworzyć. Co w takim razie z Adrienem? Jeszcze nie tak dawno temu mówiłaś...

– Wiem, co mówiłam – przerwała Alyi projektantka. – Ja... Szczerze mówiąc, nie wiem, co czuję do Adriena – wyznała, patrząc na kilka plakatów, których jeszcze nie zdjęła ze ściany. – Naprawdę nie wiem. Jestem zdezorientowana tym wszystkim. Mam takie wrażenie jakbym... jakbym w ogóle go nie znała...

– Marinette, daj spokój! – prychnęła blogerka.

– Okej, może nie, że nie znam go w ogóle, ale za mało – poprawiła się zaraz ciemnowłosa dziewczyna. – Nie potrafię stwierdzić, ile rzeczy tak naprawdę sobie wyobrażałam i dopowiadałam, a ile było prawdziwych. Wiem za to, co czuję do Kota. Znam go na wylot...

– Nie wiesz, kto jest pod maską. I jeszcze kilka tygodni temu wściekałaś się, że wszyscy mają was za parę.

– Okej, nie znam jego imienia i nazwiska. Ale za to wiem jaką jest osobą. – Marinette wstała i nerwowo zaczęła chodzić po pokoju. – Jest dobry, lojalny, odważny i zabawny. Okej, denerwuje mnie jak nikt inny, ale jednocześnie motywuje mnie do bycia najlepszą wersją sobie. Pomaga mi się skoncentrować, gdy panikuję. Wierzy we mnie, gdy ja nie wierzę. Naprawdę jest moją drugą połową, Als. I kiedy nareszcie postanowiłam się do tego przyznać przed samą sobą, on uznał, że powinniśmy być tylko partnerami! – zawołała z frustracją, wyrzucając ręce do góry. – Tylko ja mogę mieć takiego pecha – jęknęła, rzucając się na kanapę obok blogerki.

Tikki podfrunęła bliżej i pogładziła opiekunkę po policzku, patrząc jednocześnie na Alyę z miną, mówiącą "pomóż-mi-bo-już-nie-mogę". Alya świetnie rozumiała, co mała kwami teraz czuje.

– Cóż, przyznaję, że twoje wyczucie czasu jest fatalne – oznajmiła ponuro Alya, a Marinette spojrzała na nią smutno. – I nie mam na myśli tylko ciebie i Kota.

– To znaczy? – bąknęła Marinette.

– Wiem z zaufanego źródła, że Adrien chce cię zaprosić na randkę – oznajmiła zwyczajnie.

Marinette usiadła tak szybko, że sturlała się na podłogę. Leżała na niej nieruchomo, gapiąc się w sufit z nieobecną miną. Alya poważnie zaczęła się martwić, gdy nagle ukryła twarz w dłoniach, a potem wydała z siebie sfrustrowany krzyk. Tikki tylko westchnęła ciężko.

– Dlaczego?! Dlaczego?! – zawołała projektantka, szarpiąc się za włosy. – Gdybyś mi to powiedziała jeszcze trzy tygodnie temu... Dlaczego teraz, Als?!

– Hej, ale może nie skreślaj Adriena tak od razu? – zasugerowała niepewnie. – Sama powiedziałaś, że ciągle coś do niego czujesz, ale nie wiesz co. A co do Kota... Nie sądzisz, że próbujesz po prostu uciec przed tym, co czujesz do Adriena i uważasz Kota za bezpieczny wybór? Tylko mówię! – zastrzegła zaraz, gdy Marinette posłała jej mordercze spojrzenie.

– Przed niczym nie uciekam! Dobrze wiem, co czuję i do kogo! – zerwała się na równe nogi, wyraźnie poruszona. – I nawet jeśli Adrien... – zaczęła, ale pokręciła głową. – Nie mogę się z nim umawiać, gdy w głowie mam Kota! Tak jak nie mogłam spotykać się z Kotem, mając w głowie Adriena! To nie fair w stosunku do żadnego z nich! Poza tym, gdy tylko zaczynam myśleć o Adrienie, dzieje się jakaś katastrofa! Moje uczucie do niego nie przyniosło nic dobrego! Nic! Dlaczego mnie to spotkało?! – jęknęła głośno. – Co mam teraz zrobić?! Nie chcę zranić Adriena, ale nie mogę zrezygnować z mojego Koteczka!

Alya wymieniła spojrzenie z Tikki. Kwami bezradnie rozłożyła łapki.

– Szczerze? – westchnęła blogerka. – Pojęcia nie mam. Takiego bałaganu nigdy w życiu nie widziałam. Twoje uczucia zmieniają się tak szybko, że boję się, co nas czeka za tydzień!

– Hej! – nadąsała się Marinette. – To nie moja wina! Po prostu nagle uświadomiłam sobie całą cudowność Kota i... i... po prostu zalała mnie taka fala... Nie! Tsunami! Tsunami uczuć do niego! – Znowu usiadła przy biurku i zapatrzyła się na fotografię partnera. – Naprawdę usunęłaś wszystkie zdjęcia z dachu Montparnasse? – spytała cichutko, patrząc smutno na przyjaciółkę.

– Co do jednego – potwierdziła blogerka, na co Marinette sposępniała jeszcze bardziej. – Ale chyba znam kogoś, kto może mieć kopie – dodała, kręcąc głową.

– Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! – zapiszczała Marinette, ściskając ją mocno.

Alya tylko popatrzyła ponad jej ramieniem na Tikki. Kwami wyglądała jakby zbierało się jej na krzyk.

I to Alya też potrafiła zrozumieć.

***

Adrien kompletnie nie wiedział, jak zaprosić Marinette na randkę. Nie chciał, żeby skończyło się to taką katastrofą jak wtedy, gdy poprosił o spotkanie Biedronkę. Postanowił więc zapytać o radę Nathalie. Kobieta zdawała się być zaskoczona, ale i wzruszona, że przyszedł z tym właśnie do niej.

– To opowiedz mi więcej o tej dziewczynie, która tak ci się podoba – poleciła, szczerze zaciekawiona, kto taki zwrócił uwagę Adriena.

– Kojarzysz Marinette, prawda?

Blondyn cały się rozpromienił na samą myśl o niej i Nathalie uznała, że to urocze. Szybko skinęła głową, a Adrien zaczął nawijać jak szalony. Nigdy wcześniej nie widziała go tak rozentuzjazmowanego.

– Jest naprawdę niewiarygodna! To najbardziej utalentowana dziewczyna jaką znam! A do tego jest dobra, słodka, wesoła i piękna. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć i jest przy mnie na dobre i na złe. Wiem, że mogę na niej polegać. Chciałbym jej pokazać, że ona też może polegać na mnie. Że mi na niej zależy. Pomyślałem sobie, że mogę jej coś kupić, jakiś pierścionek czy coś...

Nathalie zamaskowała śmiech kaszlem. Adrien spojrzał na nią z niepokojem.

– Wszystko w porządku? – zapytał. – Dobrze się czujesz?

– Tak, Adrien – odparła, kładąc uspokajająco dłoń na jego ramieniu. – Wracając do tematu upominków, na pierścionek jest chyba jeszcze ciut za wcześnie. Wstrzymaj się chociaż aż skończycie szkołę.

Adrien nerwowo się uśmiechnął i skinął głową.

– Mógłbyś zacząć od czegoś subtelniejszego. Może od kwiatów?

– Świetny pomysł! Ile róż będzie dobrych na początek? 15? 30?

Szczerze mówiąc, była w szoku jak wielkim romantykiem jest ten chłopak. Zdecydowanie miał to w genach.

– Sugeruję zacząć skromnie, od jednej – poradziła, na co zmarszczył brwi. – Chyba nie chcesz jej przerazić, prawda? Czasami mniej znaczy więcej, Adrien. Bądź przy niej sobą, słuchaj jej, dziel się uczuciami i myślami. Nie musisz zasypywać jej drogimi upominkami. Z tego, co kojarzę, Marinette to naprawdę urocza dziewczyna i nie dba o twoje nazwisko czy pozycję, ale o ciebie.

Uśmiechnął się z rozmarzeniem i w następnej chwili już dusił Nathalie w uścisku.

– Dziękuję – szepnął. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Jesteś najlepsza z najlepszych.

Łzy zaczęły ją piec w gardle i mocno objęła wychowanka.

– Zawsze możesz na mnie liczyć, Adrien – powiedziała cicho. – Zawsze.

***

Choć Nathalie udzieliła mu świetnej rady, nie miał kiedy wcielić jej w życie, bo Marinette postanowiła unikać go jak ognia. W końcu Kagami straciła tę resztkę cierpliwości, która jeszcze jej została po tym felernym wypadzie do muzeum. Ona, Luka i cała grupa przyjaciół Adriena i Marinette wspólnie działali, żeby para w końcu się ze sobą zeszła, ale ostatnio doszła do wniosku, że łatwiej byłoby nakłonić słońce, żeby wstało o północy, niż tę dwójkę do kooperacji.

– Dłużej tego nie zniosę – oznajmiła Alyi i Nino, zatrzymując się przy nich na schodach pod szkołą tuż po skończonych zajęciach z szermierki. – Czy możemy w końcu coś z tym zrobić? Adrien nie nadaje się obecnie do niczego i to naprawdę staje się żałosne. Jest tak rozkojarzony, że dzisiaj omal nie nadział się na własną szpadę. A wszystko dlatego, że Marinette postanowiła w tym samym czasie przejść się korytarzem do klasy artystycznej. Co robimy?

– Wstrzymujemy się z planem – oznajmiła jej wtedy nieoczekiwanie Alya. – Wystąpiły... nieprzewidziane okoliczności.

Tego nie spodziewała się usłyszeć. I ani trochę się jej to nie spodobało.

– Jakie to znowu okoliczności? – zmarszczyła brwi fechmistrzyni.

– Jakby to powiedzieć...

Alya wyraźnie się speszyła, ale Kagami do tego też nie miała cierpliwości. Dlaczego wszyscy ci ludzie tak bardzo unikali działania?!

– Zwięźle – zasugerowała chłodno.

– Marinette zakochała się w kimś innym – wypaliła blogerka.

Kagami zamknęła oczy, a potem powiedziała po japońsku coś, co mogło być tylko soczystym przekleństwem. Nino uśmiechnął się nerwowo i potarł kark, jakby było mu głupio w imieniu Marinette.

– Podsumowując – zaczęła. – W momencie, gdy Adrien nareszcie przejrzał na oczy, Marinette postanowiła dać sobie z nim spokój?

– Tak – potwierdzili zgodnie Alya i Nino.

– Tak jest. Poddaję się. – Kagami pokręciła głową. – To beznadziejne przypadki, a ich wyczucie czasu jest fatalne. Nic z tym nie zrobimy. Adrien jeszcze nie wie, prawda? – dotarło do niej.

– Nie za bardzo wiem, jak mu to przekazać – powiedział z żalem Nino. – On jest jak mały, słodki szczeniaczek, a ja nie mam serca, żeby...

– Ja to zrobię. – Kagami odwróciła się na pięcie, postanawiając skończyć z tym cyrkiem raz na zawsze. – Szlag – zaklęła, widząc jak rzeczony blondyn radośnie zmierza w kierunku Marinette, która skończyła dodatkowe zajęcia artystyczne. – Za późno.

***

Był zestresowany jak nigdy wcześniej w całym swoim życiu. Żołądek miał ściśnięty, w gardle mu zaschło, a serce waliło mu tak szybko, że zwyczajnie obawiał się zawału. Kiedy jednak zobaczył wychodzącą z klasy Marinette, dotarło do niego, że nie może dłużej trwać w tym stanie zawieszenia. Musiał wykonać swój ruch zanim będzie za późno i taki Luka sprzątnie mu ją sprzed nosa.

– Marinette! – zawołał entuzjastycznie, podchodząc do niej szybko.

– Och, hej – bąknęła, rozglądając się nerwowo na boki.

Ostatnio zachowywała się tak cały czas. Gdy tylko była z nim sam na sam, zaraz szukała drogi ucieczki. Adrien nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że tak ją przerażał. Czuł się dokładnie tak, jak na samym początku ich znajomości, gdy nie potrafiła przy nim wydobyć z siebie nawet słowa. Co stało się z całym progresem, który zrobili od tamtej pory?! Było już przecież tak pięknie!

Gdy tylko wreszcie zdał sobie sprawę, co tak właściwie oznaczają jego uczucia względem Marinette, nagle wszystko stało się zaskakująco jasne. Były w nim chyba od zawsze, ale dostrzegać je zaczął dopiero po tym nieudanym psikusie, gdy udawał przed nią woskową statuę, a ona wyznała mu miłość i pocałowała. Wtedy próbował się ich wyprzeć, przekonany, że jego serce bije tylko dla Biedronki. Teraz wiedział lepiej.

Już nie musiał dłużej odpychać od siebie myśli o tym, jaka jest piękna i zabawna. Nie musiał czuć wyrzutów sumienia, że myśli o niej częściej niż o innych osobach. Pogodził się z prawdą, która była tak oczywista jak to, że słońce wschodzi na wschodzie.

Był zakochany w Marinette Dupain-Cheng.

Kagami, Nino, wszyscy dookoła mieli rację od samego początku. Patrzył na nią inaczej niż na innych. Nigdy nie była "tylko przyjaciółką".

– Cieszę się, że cię widzę – oznajmił, biorąc ją za rękę i odciągając na bok, zanim zdążyła uciec. – Chciałem cię o coś zapytać, ale jakoś wcześniej nie miałem okazji.

– Zapytać? – Marinette w panice rozejrzała się na boki, ale jak na złość nikogo nie było w pobliżu. Gdzie byli przyjaciele, gdy ich potrzebowała?! – A możemy odłożyć to na później? Poczułam nagle gwałtowny przypływ inspiracji i muszę koniecznie przelać ją na papier! To pa!

– Nie, zaczekaj, proszę! – Adrien złapał ją za nadgarstek i zatrzymał. Nie mógł pozwolić jej uciec, nie tym razem. – W weekend mam turniej szermierczy i tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś wpaść? – spytał szybko. – Miło będzie mieć na trybunach wsparcie.

Zamrugała powoli, analizując jego słowa. Adrien modlił się w duchu, by powiedziała "tak". Dosłownie wydawało mu się, że od tego zależy jego życie.

– Turniej? – upewniła się, na co szybko pokiwał głową. – Okej, przyjdę – powiedziała w końcu, na co z trudem powstrzymał się, żeby nie podskoczyć z radości. – Wszyscy przyjdziemy! – dodała nagle, a oczy jej rozbłysły jak zawsze wtedy, gdy wpadała na jakiś genialny pomysł. – Ja, Alya, Nino... I przygotujemy taki wielki transparent! Tak właściwie, to pójdę już go przygotowywać! Cześć!

I czmychnęła w popłochu. Adrien zamrugał szybko, zaskoczony tym gwałtownym odwrotem, ale na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Była dziwna, ale w taki uroczy sposób, który za każdym razem trafiał go prosto w serce. Zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma, nim dosłownie rozpłynie się z zachwytu i zrobi z siebie kompletnego głupca.

– Bro, i co powiedziała?! – Nino, Alya i Kagami pojawili się tak szybko, jakby się teleportowali. – Zaprosiłeś ją?! Adrien! – Nino potrząsnął nim mocno.

– Zaprosiłem ją na turniej i zgodziła się przyjść – odparł, uśmiechając się promiennie. – To chyba dobrze, prawda? – spytał, nagle ogarnięty niepewnością.

– To bardzo dobrze – uznał Nino, oddychając z ulgą.

Nie dała mu kosza. Może istniała jeszcze dla nich nadzieja?

– Przyjdzie sama, czy z kimś? – spytała przytomnie Kagami, krzyżując ramiona na piersi.

– Ugh – jęknął Adrien, patrząc na nią z miną zbitego pieska. – Powiedziała, że zaprosi też was – powiedział, przenosząc wzrok na Alyę i Nino. – Czyli to jednak nie dobrze – westchnął, zwieszając smutno głowę. – Dlaczego ona się mnie tak boi? Ostatnio było między nami naprawdę świetnie. Zrobiłem coś nie tak?

– Nie, Adrien. Nie...

Alya popatrzyła na niego ze współczuciem. Autentycznie było jej szkoda Adriena i przeklinała fatalne wyczucie czasu i jego, i Marinette. Jeszcze kilka miesięcy temu oddałaby swój telefon, komputer, a nawet prawa do Biedrobloga, gdyby tylko miało to sprawić, że LadyNoir stanie się faktem. Teraz była gotowa oddać to wszystko za powrót Adrienette.

– To totalnie nie twoja wina – dodała. – Marinette, to po prostu... – urwała, nie wiedząc, jak dokończyć. – Marinette – powiedziała wreszcie.

I – o dziwo – to wszystko wyjaśniało.

***

Adrien niemal podskakiwał w miejscu z ekscytacji, co chwilę wystawiając głowę z szatni, żeby zobaczyć, czy Marinette już przyszła. Kagami była tym tak sfrustrowana, że miała ochotę zwyczajnie zacząć uderzać głową o ścianę (Adriena, nie swoją). On jednak był ślepy na wszystko, co nie miało niebieskich oczu, atramentowych włosów i imienia "Marinette".

I pomyśleć, że kiedyś myślała, że jest z nim źle. Dopiero teraz widziała naprawdę, jak bardzo stracił głowę dla Marinette.

– Już jest! – zawołał nagle, a jego twarz rozjaśniła się w taki sposób, że Kagami zaczęła się rozglądać za okularami przeciwsłonecznymi. – Powinienem do niej pójść? No wiesz, żeby podziękować. Oooch! – jęknął nagle z zachwytem. – Zrobiła dla mnie transparent!

W jego oczach pojawiły się łzy i westchnął z ukontentowaniem. Kagami doszła do wniosku, że ignorowanie go będzie najlepszym rozwiązaniem, skoro i tak jej nie słuchał.

– Jest zwyczajnie niesamowita – powiedział, opierając głowę o framugę i spoglądając tęsknie w stronę trybun.

Zaraz jednak się wyprostował i zaczął nieśmiało machać, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Marinette odmachała szybko i czym prędzej schowała się za transparentem, a Adrien odwrócił się do obserwującej go z kamienną miną Kagami.

– Idę do niej – ogłosił. – Jak wyglądam? – spytał, nerwowo poprawiając włosy.

– Jak zawsze – odparła beznamiętnym tonem. – Zaczynasz rundę za 10 minut, nie wiem...

– Tylko się przywitam! – zawołał i już go nie było.

O tym właśnie mówiła. Kompletnie jej nie słuchał.

Beznadziejny przypadek i już.

– Orokamono – wymamrotała, siadając na ławce i polerując szpadę.

W tym czasie Adrien przedarł się przez tłum kibiców i dotarł do Marinette i reszty przyjaciół. Nino przywitał się z nim entuzjastycznie, ale blondyn wzrok miał utkwiony tylko w ciemnowłosej dziewczynie, która udawała, że jest całkowicie pochłonięta poprawianiem jakiegoś elementu na transparencie. DJ był już do tego przyzwyczajony. Gdy na horyzoncie pojawiała się Marinette, Adrien nie dostrzegał nikogo innego. O ironio, jeszcze jakiś czas temu sytuacja była zupełnie odwrotna. Nino zastanawiał się nawet, czy po prostu jakaś nowa akuma nie zamieniła tych dwoje na rozumy.

– Hej, Mari – przywitał się z nią blondyn, na co drgnęła jakby poraził ją prąd i niemal upuściła transparent na ziemię.

Dobry Boże, skoro kochała Kota, to dlaczego jej serce straciło rytm na dźwięk tego pieszczotliwego przezwiska?! Co z nią było nie tak?!

– Umm, hej! – pisnęła, patrząc błagalnie na stojącą z boku Alyę, która tylko bezradnie rozłożyła ręce w geście "tym-razem-radź-sobie-sama". Zdrajczyni. – Co tu robisz? – spytała, po czym zaczerwieniła się mocno. – W sensie tu, że tu, na trybunach. Nie, że w szkole. Wiem, że masz turniej. W końcu mnie zaprosiłeś. I zrobiłam plakat! – ogłosiła na koniec, nerwowo sięgając po transparent, który znowu prawie upuściła.

– Ja się nim zajmę – powiedziała szybko Alya, odbierając jej malunek. – Tak będzie bezpieczniej. Adrien, nie powinieneś dołączyć do teamu? – spytała, próbując uratować przyjaciółkę.

– Mam jeszcze czas – odparł, uparcie wbijając wzrok w Marinette, którą od intensywności tego spojrzenia zaczynały piec policzki. – Chciałem ci podziękować – zwrócił się bezpośrednio do projektantki, nerwowo drapiąc przy tym po karku i przestępując z nogi na nogę. – Bardzo się cieszę, że przyszłaś. Miło mieć świadomość, że będzie mnie dziś dopingował ktoś tak niesamowity jak ty. Dodatkowa porcja szczęścia nie zaszkodzi.

– Dodatkowa... porcja... szczęścia? – wydukała, z trudem przełykając ślinę.

Adrien speszył się jeszcze bardziej, a potem rozsunął kieszonkę w kombinezonie i wyciągnął z niej jakże znajomy talizman.

– Mam go zawsze przy sobie – oznajmił. – Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

– O-och – bąknęła, czując jak jej serce zaczyna bić jakoś szybciej.

Dlaczego, och dlaczego, on musiał być zawsze tak niemiłosiernie słodki?! Jej dusza rozdzierała się coraz bardziej na pół i kompletnie nie wiedziała, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony szczerze i żarliwie kochała Kota, a z drugiej nie mogła się pozbyć tego uczucia, którym ciągle darzyła Adriena. Próbowała, cały czas próbowała, ale Adrien jakby wziął sobie za punkt honoru zawrócić jej w głowie jeszcze bardziej niż przedtem.

Tylko do czego prowadziła ją ta miłość? Zachowywała się irracjonalnie i popełniała głupstwa. Przy Kocie za to stawała się sobą w najlepszej możliwej postaci. Łączyła Biedronkę i Marinette w jedno, a on akceptował ją dokładnie taką jaką była. Adrien... Nie miała bladego pojęcia, co tak właściwie zaczął w niej dostrzegać.

– I mam nadzieję, że przyniesie mi szczęście także dzisiaj – mówił dalej Adrien, uśmiechając się ciepło. Nagle jednak w jego zielonych oczach błysnęło coś dziwnego. Jakaś przebiegłość. – Ale chyba przydałoby mu się doładowanie.

– Doładowanie? – zagubiła się biedna dziewczyna.

– Mhm. – Wziął ją za rękę i ostrożnie położył na niej talizman. – Słyszałem, że nawet maleńki całus potrafi przynieść sporo szczęścia. Gdybyś zechciała podzielić się swoim...

Alya i Nino gapili się na niego z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. A Marinette, wściekle czerwona na twarzy, patrzyła to na amulet w dłoni, to na uśmiechniętego łobuzersko Adriena, który wyraźnie czekał na jej ruch.

Chciał, żeby pocałowała talizman, czy... czy jego?

– Adrien, chyba cię wzywają na start – powiedziała Alya, ponownie próbując uratować przyjaciółkę przed blondynem i jego zabójczymi tekstami.

Chłopak obejrzał się za siebie i ciężko westchnął, widząc gromadzących się zawodników.

– Racja – powiedział, patrząc smętnie na Marinette, która ani drgnęła i gapiła się na kolorowy breloczek, jakby skrywał tajemnicę wszechświata. – No to do zobaczenia po zawodach.

Sięgnął po talizman, ale Marinette przycisnęła go obronnym ruchem do piersi, a potem – ku zdumieniu wszystkich i swoim własnym – uniosła go sobie do ust i lekko ucałowała koraliki.

– Powodzenia – pisnęła, oddając breloczek wstrząśniętemu Adrienowi, który zaczerwienił się tak bardzo, jakby to jego pocałowała namiętnie w usta.

– Aha – wydukał, mrugając powoli i gapiąc się na Marinette, jakby ją widział pierwszy raz w życiu.

– Adrien, twój trener się niecierpliwi – poinformował go Nino, ciągnąc kumpla za ramię i popychając w stronę reszty zespołu.

– Mhm – potwierdził, ale wzrok ciągle miał utkwiony w Marinette, która z minuty na minutę robiła się coraz bardziej czerwona.

Dotarło do niej, co tak właściwie zrobiła i teraz miała ochotę zwyczajnie zapaść się pod ziemię. Gdzie byli zakumizowani ludzie, gdy najbardziej ich potrzebowała?!

– ADRIEN AGRESTE! – ryknął w końcu do mikrofonu pan D'Argencourt, co pomogło blondynowi otrząsnąć się z szoku.

– Już idę! Idę! – zawołał chłopak, biegnąc do Kagami i teamu.

Nim jednak rozpoczął zawody, po raz ostatni spojrzał w stronę zawstydzonej Marinette. Gdy zyskał pewność, że dziewczyna się na niego patrzy, przycisnął pięść ze szpadą do serca, a potem wyciągnął rękę w jej stronę w geście, który oznaczał tylko jedno: "dziś walczę dla ciebie".

Alya złapała ją za łokieć i podtrzymała mocno, bo projektantka zachwiała się i niemal upadła.

– Czyli nic a nic do niego nie czujesz, hmm? – mruknęła.

– Głupie serce – burknęła Marinette. – Głupi blondyn, który miesza mi w głowie. Dobrze, że dziś wieczorem mam sama-wiesz-co z sama-wiesz-kim. Wszystko wróci do normy jak tylko go zobaczę.

Uśmiechnęła się do siebie z rozmarzeniem, a Alya tylko wzniosła oczy do nieba, modląc się o cierpliwość.

***

Nigdy wcześniej nie dawał z siebie podczas fechtunku tyle, co podczas tych zawodów, dlatego nikogo nie zdziwiło, że zwyczajnie rozgromił wszystkich przeciwników i stanął na najwyższym stopniu podium. Nawet Kagami nie dała sobie z nim rady. Walczył tak zaciekle, jakby od tego czy wygra, zależały losy wszechświata.

A wszystko dlatego, że chciał zaimponować siedzącej na trybunach dziewczynie.

– Gdybym wiedziała, że obecność Marinette tak cię zmotywuje, zapraszałabym ją na nasze treningi – zakpiła Kagami, gratulując mu wygranej.

– Po prostu miałem szczęście – odparł, odruchowo dotykając kieszonki, w której bezpiecznie spoczywał talizman.

O ile uwielbiał go już wcześniej, teraz stał się jego bezcennym skarbem. I dosłownie czuł się tak, jakby mógł wszystko. Wierzył, że gdyby teraz stanął przed nim sam Monarcha, pokonałby go jednym ciosem Kija.

– Gratulacje, stary! – Nino dopadł do Adriena i zaczął klepać go po plecach i tarmosić za włosy. – Byłeś rewelacyjny!

– Dzięki – odparł, uśmiechając się szeroko. – Szczęście naprawdę było dziś po mojej stronie – dodał, spoglądając przy tym na Marinette, która kurczowo ściskała Alyę za ramię i usiłowała się za nią schować. – Co wy na to, żeby wybrać się na lody? Ja stawiam!

– Ja niestety muszę wracać – odparła Kagami, patrząc na czekającego na nią szofera. – Następnym razem. Do zobaczenia na treningu, Adrien. Marinette, widzimy się na zajęciach artystycznych. Nie spóźnij się tym razem.

– Ja też powinienem iść... – zaczął Nino, ale Alya lekko stanęła mu na stopę i zaraz się uciszył.

– Skoro Złoty Chłopiec płaci, idę – oznajmiła, na co Marinette wydała z siebie pełne ulgi westchnienie.

Już się bała, że będą chcieli zostawić ją z Adrienem sam na sam, tak jak działo się to za każdym razem, gdy gdzieś wychodzili. Teraz jednak nie była na to gotowa. Kochała Czarnego Kota i musiała wyleczyć się z resztek uczuć do Adriena. Tylko ją rozpraszał i właśnie przez to straciła wszystkie Miracula. Była zbyt zaślepiona i głupia. Adrien sprawiał, że nie potrafiła jasno myśleć i podejmowała bezsensowne decyzje. Dzięki Kotu stąpała twardo po ziemi, a jednocześnie czuła, że może wzbić się do gwiazd i osiągnąć wszystko. Adrien budził w jej sercu zamęt, Kot wprowadzał spokój. A to spokoju właśnie teraz potrzebowała.

Kota. Potrzebowała swojego partnera. Nie mogła już doczekać się patrolu i momentu, gdy znowu go zobaczy. Zamierzała zmyć się tak szybko, jak to możliwe, bez robienia Adrienowi przykrości.

Kilkanaście minut później, we czwórkę stali przed straganem André na Pont des Arts. Alya i Nino zdecydowali się współdzielić przysmak i Adrien miał cichą nadzieję, że może Marinette też zechce wziąć z nim jeden deser, jednak dziewczyna błyskawicznie zgasiła jego zapał.

– Nowi zakochani? – ucieszył się André. – Nareszcie!

– Nie, nie! – zaprzeczyła gorąco, ciut spanikowana. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi!

– Hmm... – André spojrzał najpierw na nią, a potem na zrezygnowanego Adriena i cicho westchnął. – W takim razie mam dla ciebie bardzo specyficzny zestaw – powiedział, nakładając na rożek porcję lodów. – Unikatowe połączenie: słodki banan dla włosów, kiwi niczym zieleń oczu a to wszystko z nutką gorzkiej czekolady dla tajemniczości. Mieszanka nieco wybuchowa, ale wspaniale skomponowana!

Adrien zerknął szybko na kolorystykę lodów Marinette i nadzieja znowu w nim zakiełkowała. W końcu żółty i zielony można było z nim utożsamić, prawda? O co jednak chodziło z tymi drobinkami czekolady dla tajemniczości?

– A dla ciebie, mój chłopcze... – André uśmiechnął się do niego ciepło. – Słodka malina niczym jej usta i równie słodka jagoda w kolorze jej oczu. Nie trać nadziei – dodał, wręczając mu przysmak. – Los się do ciebie uśmiechnie.

– Dziękuję. – Chłopak uśmiechnął się promiennie.

– Och, spójrzcie na ten zachód słońca! – zachwyciła się Alya, podbiegając do barierki na moście i wyciągając telefon, żeby jak najlepiej uchwycić obraz.

Nino szybko do niej dołączył, ale Adrien postanowił przysiąść na ławeczce obok Marinette, która nieco z tęskną miną wpatrywała się w przestrzeń. Była tak pogrążona w myślach, że nie chciał wytrącać jej z zadumy. Zaczął powoli skubać swoje lody, próbując jednocześnie się zorientować, czemu ta scena wydaje mu się tak znajoma.

I nagle przypomniało mu się, że w tym konkretnym miejscu siedzieli z Biedronką w ich Śnie. Wspomnienie ścisnęło go za serce i mocno zamknął oczy, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej detali.

– Hej, wszystko w porządku? – spytała cicho Marinette, na co otworzył oczy i spojrzał na nią pospiesznie.

– Tak – skłamał szybko. – Tak. Wszystko... – urwał i nagle zwiesił głowę. – Nie – wyznał cicho. – Nie jest w porządku. To miejsce przypomina mi o czymś ważnym, co straciłem.

– Przykro mi – szepnęła.

– Niepotrzebnie – odparł, nieśmiało biorąc ją za rękę. Odetchnął w duchu, gdy jej nie wyrwała. – To i tak było tylko marzenie. I myślę, że nie przepadło tak całkiem.

Spojrzała na jego dłoń lekko ściskającą jej i doszła do wniosku, że nie jest to takie złe. Adrien potrzebował wsparcia, a takie trzymanie się za ręce było niewinne i niczego nie znaczyło. Przyjaciele mogli trzymać się za ręce, prawda?

– Mam nadzieję, że uda ci się je spełnić – powiedziała.

– Jestem pewien, że tak będzie – odparł, patrząc na nią z uśmiechem.

***

Zaczęła się szykować do patrolu znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Tikki patrzyła z niedowierzaniem, jak Marinette po raz kolejny zmienia uczesanie, decydując się w końcu na rozpuszczenie włosów. Gdy w następnej kolejności zaczęła przeglądać tubki z błyszczykiem, uznała, że ewidentnie trafiła do jakiejś alternatywnej rzeczywistości.

Marinette nie zakochiwała się tak po prostu. Gdy inni łagodnie wkraczali do basenu, ona skakała do niego na główkę. Miłość do Kota po prostu w niej eksplodowała i nie robiła nic, by ją powstrzymać. Trzymała się jej kurczowo, jakby się bała, że zniknie, gdy tylko pozwoli sobie na oddech.

– I jak wyglądam? – spytała Marinette, odwracając się do Tikki. – Nie przesadziłam? Spodobam się mu?

– Wyglądasz ślicznie, Marinette, ale idziesz na patrol, a nie na randkę... – zaczęła kwami.

– Załatwimy szybko patrol, a potem zamierzam zaprosić Kota do kina albo na spacer nad Sekwaną. Rozgwieżdżone niebo, romantyczna sceneria i nasza dwójka – westchnęła z rozmarzeniem. – Będziemy trzymać się za ręce, żartować, przekomarzać, a potem usiądziemy nad rzeką, wyznamy sobie miłość i...

– Marne szanse, skoro Kot traktuje cię tylko jak partnerkę – zauważyła przytomnie Tikki.

– Na razie! Muszę tylko mu przypomnieć, dlaczego się we mnie zakochał i zrobi to znowu! Nie mógł przecież tak szybko pozbyć się do mnie wszystkich uczuć!

– Jak ty nie mogłaś się pozbyć uczuć do Adriena?

To na moment uciszyło Marinette. Dziewczyna wyraźnie się naburmuszyła.

– To... to co innego!

– Skoro twierdzisz, że już nie kochasz Adriena, to powinnaś uwierzyć, gdy Kot mówi, że już nie kocha Biedronki. Chyba że nadal czujesz coś do Adriena...

– Przyjaźń i oddanie! Od samego początku właśnie to powinnam do niego czuć! Kot to moja druga połowa, Tikki. Przecież wiesz. Dlaczego jesteś tak niechętna? Myślałam, że się ucieszysz.

– Martwię się o ciebie i nie chcę, żebyś skończyła ze złamanym sercem – westchnęła kwami. – I podobnie jak Alya myślę, że wmawiasz sobie miłość do Kota, bo to bezpieczne. Bo wiesz, że nigdzie cię to nie zaprowadzi.

– Nieprawda! – Marinette była tak wściekła, że miała łzy w oczach. – Byłam zaślepiona uczuciem do Adriena i nie potrafiłam realnie ocenić tego, co od samego początku miałam na wyciągnięcie ręki! Nie wmawiam sobie miłości do Kota! Po prostu dłużej się nie wypieram, że ona istnieje.

– Marinette...

– Nie, wysłuchaj mnie Tikki. To nie jest moja kolejna fantazja. Wiem, co do niego czuję. I wiem, że to jest prawdziwe. Zawsze było. Przełamałam pocałunkiem prawdziwej miłości klątwę Mrocznego Amora. Pocałowałam go, gdy oboje byliśmy pod wpływem Amnezjo i nie zrobiłam tego wbrew sobie. Ostatnio na własne oczy zobaczyłam najgłębsze pragnienie swojego serca – jego i nasze wspólne życie. Nawet... – zacięła się, po czym dodała ciszej. – Nawet Blanc dowodzi, że nasza miłość jest prawdziwa.

– I pokazuje, że może być niebezpieczna. Dla ciebie i dla niego.

– Zawsze istnieje ryzyko – szepnęła Marinette, próbując nie myśleć o alternatywnej rzeczywistości. – Ale czy nie jest takie samo w każdym przypadku? Widziałaś do czego doprowadziłam swoim uczuciem do Adriena.

– To nie twoje uczucia do niego są tu problemem, Marinette – westchnęła kwami.

– Dałam Miraculum Félixowi, bo pragnęłam zatrzymać Adriena w Paryżu. Nie myślałam wtedy o tym, do kogo najbardziej pasuje to Miraculum. Skupiłam się na tym, żeby go nie stracić. W efekcie straciłam wszystkie Miracula i niemal zniszczyłam swoją relację z Kotem.

– Byłaś pod wpływem Ryzykanta. To on zaburzał twój osąd, nie miłość do Adriena.

– Tikki, ja tak naprawdę nie znam Adriena. Wiem, że zaraz powiesz, że to bzdura. Ale taka jest prawda. Żyłam wyobrażeniami, nie rzeczywistością. Ułożyłam sobie historię i widziałam tylko to, co chcę. Gdybym znała go tak świetnie jak uważałam, nie dałabym się podejść Félixowi.

– Skreślasz przez jeden błąd wszystko, co z nim przeżyłaś. Wiesz o Adrienie mnóstwo rzeczy. Zbliżyliście się do siebie w ciągu kilku ostatnich miesięcy. I wiesz, że to prawda. Tylko tobie powiedział, że nie chce być dłużej modelem i nie chce wyjeżdżać z Paryża. To ciebie prosi o wsparcie w trudnych chwilach...

– Bo jesteśmy przyjaciółmi. Sam tak powtarzał.

Tikki zrozumiała, że tkwi w błędnym kole. Marinette nie słuchała argumentów. I to nie było tak, że nie wierzyła w jej szczerą miłość do Kota – wręcz przeciwnie. Po prostu próbowała uświadomić opiekunce, że wmawiając sobie brak romantycznych uczuć względem Adriena, znowu zrobi sobie krzywdę. Marinette musiała pojąć, że kocha ich obu.

Tylko wtedy jej miłość będzie pełna. Tylko wtedy nareszcie będą mogli skończyć z sekretami. Dopóki wzdychali z Adrienem tylko do jednej wersji siebie, katastrofa wisiała w powietrzu.

Yin i Yang w równowadze, to dwie idealnie zbalansowane osoby. Nie cztery.

– O nie! Spóźniłam się na patrol! – jęknęła Marinette. – Tikki, kropkuj!

Wymknęła się przez balkon i czym prędzej pognała na miejsce spotkania. Kot już na nią czekał. Siedział cierpliwie na dachu i przeglądał coś na Kiju, uśmiechając się do siebie. Kiedy jednak tylko ją usłyszał, czym prędzej wyłączył przeglądarkę i obejrzał się na partnerkę.

– Przepraszam za spóźnienie! – zawołała, oddychając szybko. – Rozmawiałam z Tikki i tak jakoś nie spojrzałam na zegarek.

– Nic się nie stało – odparł, przeciągając się i wstając. – Nowa fryzura? – rzucił, patrząc na jej rozpuszczone włosy. – Do twarzy ci.

– Naprawdę tak sądzisz? – rozpromieniła się, słysząc komplement. – Ty też wyglądasz dziś bardzo przystojnie – odwdzięczyła się. – Nie żebyś tak nie wyglądał wcześniej! Zawsze wyglądasz dobrze! Czerń naprawdę ci pasuje!

– Dziękuję? – bąknął, nie za bardzo wiedząc, jak na to zareagować.

Biedronka otwarcie z nim flirtowała i cały czas miał w pamięci jej wyznanie miłości. Nadal jednak uważał, że to po prostu tymczasowy stan i szybko jej przejdzie, gdy tylko sobie uświadomi, że myli romantyczne uczucie z partnerskim przywiązaniem. Nie ułatwiała mu jednak sprawy i choć jego serce spoczywało obecnie w dłoniach Marinette, komplementy Biedronki sprawiały mu przyjemność i nic nie mógł na to poradzić.

– To zaczynamy? – spytał, próbując odwrócić jej uwagę.

Gdy była skoncentrowana na misji, zapominała o flirtowaniu, dzięki czemu mógł nabierać dystansu. Jednak tym razem Biedronka nie dała się tak szybko zbyć.

– A co powiesz na to, żeby po patrolu skoczyć do kina? – spytała, patrząc mu w oczy z czystym entuzjazmem. – Grają ten nowy film o superbohaterach i pomyślałam sobie, że możemy go razem obejrzeć.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł – powiedział, krzywiąc się boleśnie na widok wyraźnego zawodu w jej oczach. – Chodzi mi o to, że nie chcę dawać wszystkim wokoło złudnego wrażenia, że jest między nami coś więcej – wyjaśnił, ale Biedronka jeszcze bardziej zapadła się wtedy w sobie.

– Rozumiem – szepnęła, mrugając szybko, jakby zbierało się jej na płacz.

– Kropeczko – westchnął, kładąc dłonie na ramionach partnerki. – To nie jest tak, że nie chcę z tobą pójść do kina... Po prostu w tym momencie to kiepski pomysł. Zapytaj mnie za miesiąc, gdy wszystko się trochę uspokoi.

Do tego czasu był przekonany, że dziewczyna ułoży sobie w głowie uczucia i zrozumie, że to, co do niego czuje, to nie miłość. A przynajmniej nie w takim sensie jak obecnie myśli.

– Okej – skinęła głową, a w jej oczach błysnęła determinacja. – Miesiąc.

– Świetnie – uśmiechnął się. – A teraz zacznijmy w końcu nasz patrol. Bardzo bym nie chciał, żeby ktoś w domu się zorientował, że znowu się wymknąłem.

***

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i Adrien przekonał się o tym na własnej skórze. Życie układało się po jego myśli: Marinette przestała przed nim uciekać, Biedronka stonowała flirciarskie komentarze, Nathalie postanowiła zostać w rezydencji, a Monarcha dziwnie ucichł – raj na ziemi!

Powinien wiedzieć, że nic nie trwa wiecznie.

Kiedy przypadkiem natknął się na swojego ojca kaszlącego krwią i ledwo stojącego na nogach, jego świat po raz kolejny zachwiał się w posadach. Przed oczami stanęły mu matka i Nathalie, obie chore i słabe. Jednej już nie było i Adrien panicznie się bał, że to samo spotka i drugą. Kiedy więc zobaczył równie schorowanego Gabriela, cały ten lęk runął na niego z podwójną mocą.

Nawet się nie zorientował, kiedy przemienił się w Czarnego Kota. Łzy płynęły mu po policzkach i biegł przed siebie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, gdzie zmierza. Dopiero gdy wylądował na znajomym balkonie, zorientował się, gdzie poprowadziły go nogi.

A raczej serce.

Bez pukania otworzył klapę i wskoczył do pokoju. Marinette wydała z siebie zaskoczony okrzyk, ale nim zdążyła zareagować jakoś jeszcze, Kot już trzymał ją w ramionach i łkał głośno, ukrywając twarz w jej szyi. Siedząca przy biurku Alya tylko otworzyła szeroko usta, widząc tę scenę.

Czego Kot szukał u Marinette? W tych wersjach nie byli ze sobą blisko. A patrząc na nich w tym momencie miało się całkiem odwrotne wrażenie.

– No już – szeptała Marinette, tuląc go mocno i gładząc po zmierzwionych złotych włosach. – Już dobrze, Kotku. Jestem.

O ile było to możliwe, objął ją jeszcze mocniej. Marinette rzuciła wtedy Alyi naglące spojrzenie i blogerka zrozumiała, że powinna sobie pójść. Miała mnóstwo pytań i umierała z ciekawości, co takiego doprowadziło Kota na skraj załamania, ale w tym momencie była tu zbędna. Kot przyszedł do Marinette i to ona musiała mu pomóc. Blogerka cicho wyszła z pokoju, a gdy tylko zamknęła się za nią klapa, Marinette poprowadziła Kota na sofkę, gdzie posadziła go ostrożnie, ciągle trzymając w swoich ramionach.

– Co się stało? – zapytała, sunąc dłonią w górę i w dół po jego plecach. – Możesz mi powiedzieć?

Słowa zaczęły się z niego wylewać niekontrolowanym potokiem.

– Mój... Mój ojciec jest... jest chory – wykrztusił. – Bardzo chory. Wi-widziałem dzisiaj jak... jak kaszlał krwią. Nie mogę go stracić! Nie mogę! Mamy już... już nie ma, Nathalie też jest cho-chora i został mi ty-tylko on! Co się ze-ze mną stanie, jeśli... jeśli... – Głos do reszty odmówił mu posłuszeństwa i tylko mocniej przylgnął do Marinette, trzęsąc się ze strachu.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak właściwie powiedział. Nie dotarło do niego, że przyszedł do Marinette jako Kot, nie Adrien. Szukał pocieszenia, a Marinette była jedyną osobą na całym świecie, do której mógł się zwrócić. Była jego kotwicą i tylko to miał obecnie w głowie. Nie sekretne tożsamości i magiczne artefakty.

Gdy prawda do niej dotarła, Marinette wstrzymała oddech, a jej dłoń znieruchomiała na plecach Kota. Chłopak wydał jednak z siebie żałosny jęk, który roztrzaskał jej serce na malutkie kawałki i zaraz wróciła do przerwanej pieszczoty. Na panikowanie jeszcze przyjdzie czas, teraz musiała zadbać o swojego partnera.

O Adriena.

– Co się ze mną stanie? – szeptał rozpaczliwie. – Zostanę zupełnie sam... Nie chcę...

– Nie zostaniesz sam – wyszeptała, ujmując jego twarz w obie dłonie, żeby spojrzeć mu w oczy. – Nigdy nie będziesz sam, mój słodki, słodki Koteczku. Zawsze będziesz miał mnie. Zawsze – powtórzyła. – My kontra świat, pamiętasz?

Instynkt mówił jej, że nadszedł czas. Że to dobry moment, by zdradzić mu swoją tożsamość. Skoro znała już jego, on musiał poznać jej. W ten sposób waga ciągle znajdowała się w równowadze.

Kot zamrugał powoli, a ona delikatnie otarła mu resztę łez z policzków.

– Milady? – zapytał szeptem, patrząc na nią z mieszaniną nadziei i niedowierzania.

– Hej, Adrien – odparła cicho, przytulając dłoń do jego policzka.

Przez chwilę tylko się na nią patrzył. A w następnej sekundzie już dusił ją w uścisku, szlochając i śmiejąc się na przemian. Marinette przytuliła go równie mocno, ukrywając twarz w złotych włosach partnera, który właśnie szeptał formułkę przemiany zwrotnej.

Błysnęło zielone światło i w jej ramionach znalazł się Adrien Agreste.

– To ty – szepnął. – Oczywiście, że to ty.

– Koteńku... – wykrztusiła głosem ściśniętym z emocji.

Odsunął się od niej na moment i ujął jej twarz w obie dłonie. Marinette identycznie przytrzymała jego twarz, nie mogąc się na niego napatrzeć. Adrien także wodził wzrokiem po buzi dziewczyny, ucząc się na pamięć wszystkich detali.

– Kocham cię – powiedział cicho, ale z taką pewnością w głosie, że w oczach stanęły jej łzy.

– Też cię kocham – odparła, zamykając oczy i przyciskając czoło do jego czoła. – Wierzysz mi?

– Wierzę – odpowiedział, a potem złączył ich usta w czułym pocałunku.

Może i mieli fatalne wyczucie czasu, ale skoro w efekcie i tak los postanowił ich połączyć, nie zamierzali narzekać.

***

Alya myślała, że tajemnicze pojawienie się Kota w pokoju Marinette wywołuje pytania, ale to, co zobaczyła następnego dnia po przyjściu do szkoły kompletnie wywróciło jej światopogląd do góry nogami. I – wnioskując po minie Nino – nie tylko jej.

– Nie nadążam – oznajmił, patrząc na siedzących razem na schodach Marinette i Adriena, którzy tulili się do siebie i szeptali coś cicho. – Kiedy TO się wydarzyło?

– Pojęcia nie mam – odpowiedziała mu Alya.

Opuściła wczoraj pokój Marinette z przeświadczeniem, że jeśli nie LadyNoir, to na pewno Marichat wkroczy na scenę romansu i zmiecie z planszy pozostałe pionki. Adrienette było statkiem, który – jej zdaniem – już dawno zatonął.

Jak więc to się stało?

– Może to akuma? – zasugerował Nino.

– Nie sądzę.

– Wyprano im mózgi?

– Też raczej nie.

– Udają, że się spotykają, żeby fanki Adriena dały mu spokój?

– To akurat prawdopodobne. – Alya westchnęła ciężko. – Co by to nie było, dajmy im na razie spokój. Mózg mi eksploduje od samego patrzenia na nich i nie wiem, czy przetworzę to, co mają nam do powiedzenia.

Miała swoje własne podejrzenia, ale nie mogła podzielić się nimi z Nino. I jeśli miała rację, sytuacja stawała się jeszcze bardziej ironiczna.

– Fatalne wyczucie czasu – wymamrotała. – To już nawet nie trójkąt, tylko cholerny kwadrat z dwiema osobami. Raz mogliby się zgrać. Raz!

– Als, znowu mówisz do siebie – spostrzegł Nino. – I masz tę morderczą minę, która mnie przeraża.

– Nino, oficjalnie kończę z ingerowaniem w miłosne życie tej dwójki – oznajmiła dobitnie. – To nie na moje nerwy. Pas.

– Dzięki Bogu – wyszeptał chłopak.

***

Marinette postanowiła nie rozmawiać z Alyą o Kocie, zatem oficjalnie blogerka nie znała jego tożsamości. Nieoficjalnie... cóż.

Ale jak się o czymś nie mówi, można udawać, że to nie istnieje, prawda?

– Daj mi jeszcze 10 minut – poprosił Adrien, w pośpiechu całując Marinette w czoło i biegnąc po schodach do swojego pokoju. – Głupie roboty drogowe.

Wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się czule. Adrien uparł się, że spędzą dziś razem dzień w ogrodzie za rezydencją, ale nie przewidział, że najpierw przedłużą się zajęcia z szermierki, a potem Gorilla utknie w korku. Gdy wreszcie dotarł do rezydencji, był już 15 minut spóźniony i Marinette czekała na niego w holu, wesoło gawędząc z Nathalie.

– To może jednak napijesz się tego soku? – powtórzyła propozycję Nathalie, prowadząc Marinette do kuchni.

Jakie było zdumienie obu kobiet, gdy w pomieszczeniu zastały Gabriela. Mężczyzna miał na sobie biały fartuch i właśnie kończył przygotowywać crème brûlée. Marinette nie wiedziała, co zaskoczyło ją bardziej – ten fartuch, czy fakt, że deser pachniał o niebo lepiej od tego, który przygotowywał jej ojciec.

– Gdzie szef kuchni? – spytała Nathalie, marszcząc brwi.

– Ma dziś wolne – odparł Gabriel, stawiając gotowy deser na blacie. – Dzień dobry, Marinette. Miło cię znowu widzieć – przywitał dziewczynę.

– Dzień dobry – odparła.

Ciągle nie mogła się przyzwyczaić do tego, że była w rezydencji mile widzianym gościem. Gabriel w ostatnim czasie przechodził jakąś przemianę, która przyprawiała ją o ciarki. Nie potrafiła pogodzić w głowie obrazu zimnego projektanta, którego poznała, z uprzejmym, ciepłym gospodarzem domu, który osobiście przygotowywał deser dla niej i swojego syna. Domyślała się, że choroba, którą nadal ukrywał przed Adrienem i światem, była przyczyną tej zmiany w zachowaniu.

Przynajmniej Adrien odzyskał ojca. Jeśli on był szczęśliwy, to ona też.

– Adrien jeszcze nie wrócił? – spytał, zdejmując fartuch i odwieszając go na oparcie krzesła.

– Powiedział, że potrzebuje 10 minut – odparła Nathalie. – Pewnie przygotowuje swoją niespodziankę.

– Niespodziankę? – Marinette spojrzała na nią szybko, ale kobieta tylko uśmiechnęła się tajemniczo.

– Znając Adriena, to może potrwać dłużej niż 10 minut – uznał Gabriel. – Masz ochotę na coś do picia? – zapytał Marinette.

– Ja się tym zajmę – oznajmiła szybko Nathalie.

– Przecież jej nie otruję – zadrwił Gabriel.

Nathalie nie uznała tego za zabawne, a Marinette poczuła się bardzo nieswojo. Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, projektant nagle zgiął się w pół i zaniósł przeraźliwym kaszlem. Nathalie szybko podtrzymała go z jednej strony, a Marinette podbiegła bliżej i ujęła go pod drugie ramię, pomagając utrzymać równowagę. Mężczyzna syknął, gdy dotknęła jego ręki i odruchowo spojrzała w dół.

Biały materiał rękawa podwinął się, odsłaniając sczerniały fragment skóry w kształcie dłoni.

Niebieskie oczy Marinette przeniosły się gwałtownie na twarz Gabriela i spotkały z jego szarymi. W obu parach oczu w tym samym momencie zabłysło zrozumienie i rozpoznanie.

– Ty... – szepnął projektant.

Odskoczyła od niego czym prędzej, obronnym ruchem kładąc dłoń na torebce, gdzie ukrywała się Tikki. Nathalie wodziła między nimi wzrokiem, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło.

– Kto by przypuszczał? – Gabriel lustrował wzrokiem Marinette. – Nie, żebym cię nie podejrzewał, ale dobrze zacierałaś za sobą ślady.

– Podobnie jak pan – odparła.

Gabriel Agreste to Monarcha. Gabriel Agreste! Ojciec Adriena!

I wtedy dotarło do niej, co to właściwie oznacza.

Monarcha był ojcem Czarnego Kota.

– O mój Boże... – szepnęła, zakrywając dłonią usta. – Adrien nie może się o tym dowiedzieć! To... To go zniszczy!

– Nie planowałem mu zdradzać swojej tożsamości, możesz być spokojna – odparł chłodno Gabriel. – A teraz zakończmy to wreszcie i oddaj mi swoje Miraculum.

Nathalie szybko spojrzała na Marinette i w jej oczach też zabłysło zrozumienie.

– Nie mogę tego zrobić – odparła dziewczyna.

– Więc chcesz, żeby Adrien został bez rodziny? – spytał projektant. – Nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało, ale na pewno nie tak wiele, jak bym chciał. Gdy wypowiem życzenie...

– Poprosi pan o zdrowie dla siebie i Nathalie – domyśliła się, kiwając głową. – I o powrót żony. Ale wie pan, jaka jest cena tego życzenia, prawda?

– Jestem gotów ją zapłacić. Dla rodziny. Dla Adriena.

Dla Adriena.

Marinette spuściła głowę i zamknęła oczy.

Dla Adriena.

Z miłości do niego robiła naprawdę irracjonalne rzeczy, ale ta miała być wisienką na torcie.

– Pomogę panu znaleźć sposób, który nie będzie wymagał użycia Miraculi – oznajmiła cicho.

– Taki nie istnieje. Próbowałem wszystkiego.

– Jestem Strażniczką. I jeśli mówię, że znajdę sposób, to go znajdę. – Wbiła rozzłoszczone spojrzenie w Gabriela, który uniósł brwi w zdumieniu. – Ale nie zrobię tego za darmo.

– Tak właśnie myślałem... - sarknął.

– Nie – przerwała mu. – Teraz ja mówię. Odda mi pan wszystkie Miracula. Nie tylko dlatego, że nie ma pan do nich prawa, ale też dlatego, że używanie ich zwyczajnie pana zabije. Korzystanie z mocy kilku Miraculi na raz jest wyczerpujące dla organizmu. Słabnie pan coraz bardziej i tylko pogarsza stan swojego zdrowia.

– Mam uwierzyć, że przejmujesz się stanem mojego zdrowia? – powątpiewał Gabriel.

– Przejmuję się Adrienem – odparła. – A on pana kocha.

– Wysłuchaj jej – poleciła cicho Nathalie, przysłuchując się rozmowie.

– Załóżmy, że się zgodzę – westchnął wtedy mężczyzna. – Jak to sobie wyobrażasz? Co na naszą współpracę powie twój drogi partner?

Serce się jej ścisnęło na myśl o Czarnym Kocie. O Adrienie.

– Nie może się o tym dowiedzieć – odpowiedziała zaraz. – Nigdy.

Los jednak ma przedziwne poczucie humoru, o czym powinna już wiedzieć. W momencie, gdy wypowiadała te słowa, do kuchni wbiegł podekscytowany Adrien.

W rzeczy samej – fatalne wyczucie czasu.

– Wszystko goto... – urwał gwałtownie, widząc scenę, jaka się przed nim rozgrywała. – Co się tu dzieje? – spytał z konsternacją, patrząc to na dumnie wyprostowaną Marinette, to na ojca trzymającego się za ramię, to na bojową minę Nathalie.

– Nic takiego. Wszystko w porządku – powiedziała zaraz Nathalie, ale ewidentnie jej nie uwierzył.

– Mam tego dość – oznajmił, przenosząc wzrok na ojca. – Wiem, że ukrywasz przede mną swoją chorobę. Chcę wiedzieć, co ci jest!

– Nic, czym powinieneś się przejmować – skłamał Gabriel, odruchowo mocniej przyciskając do siebie ramię.

I w to też nie uwierzył. Czując coraz większy strach i gniew, przemaszerował przez kuchnię i sięgnął do ręki ojca.

– Adrien, nie! – krzyknęła Marinette, ale było już za późno.

W pierwszej chwili nie wiedział na co patrzy. Dopiero po jakiejś minucie obraz dotarł do jego świadomości i Adrien rozpoznał czarny ślad na przedramieniu ojca.

– Nie... – szepnął, cofając się tak gwałtownie, że wpadł na blat wyspy. – Nie, nie, nie! – zawołał, łapiąc się za głowę i opadając na kolana.

Marinette znalazła się przy nim w mgnieniu oka. Gdy spróbowała go objąć, odepchnął ją od siebie.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknął spanikowanym głosem. – Nie chcę skrzywdzić i ciebie! – Ukrył twarz w dłoniach, trzęsąc się na całym ciele. – Co ja zrobiłem?! Co ja zrobiłem?!

Do Gabriela i Nathalie prawda dotarła w tym samym momencie. Projektant popatrzył na swoją zranioną rękę, a potem na załamanego syna i zrobił się szary na twarzy.

– Nie... – szepnął.

– O mój Boże... – wykrztusiła z trudem Nathalie.

Marinette w tym czasie postanowiła zignorować protesty Adriena i mocno chwyciła go za ręce. Spróbował się jej wyrwać, ale przytrzymała je w swoich dłoniach, a potem uniosła kolejno do ust i ucałowała je, patrząc mu przy tym prosto w oczy.

– Nic mi nie zrobisz, widzisz? – szepnęła, tuląc sobie jego ręce do twarzy. – Widzisz?

– Jestem potworem! Potworem! – wołał, a po jego twarzy płynęło coraz więcej łez. – To moja wina!

– Nie, Adrien... Nie... – pokręciła głową, obejmując go z całych sił i tuląc sobie jego głowę do ramienia. – Nie mów tak, proszę. To nie twoja wina.

– Ona ma rację – odezwał się wtedy Gabriel. – Jeśli już ktoś jest tu winny, to ja.

Adrien poderwał głowę i spojrzał na ojca zapłakanymi oczami. Gabriel wyglądał jakby i jemu zbierało się na płacz, co było już dziwne samo w sobie.

– Przepraszam, synu – szepnął. – Bardzo... Bardzo mi przykro...

Chłopak zerwał się na równe nogi i dopadł do ojca jednym susem, przytulając go mocno. Gabriel otoczył go ramionami i zamknął oczy, wyraźnie pokonany.

– Przepraszam! Przepraszam! – szlochał Adrien. – Nie chciałem, naprawdę! Nie chciałem!

– Wiem, Adrien. Wiem. Sam sobie zgotowałem ten los. Tylko ja jestem tu winny. Przepraszam, że ci to zrobiłem. Wybacz mi.

– Naprawimy to – powiedziała cicho Marinette, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na ramieniu Adriena. – Obiecuję.

Nie wiedziała, czy nie obiecuje niemożliwego, ale musiała przynajmniej spróbować. Była superbohaterką. Strażniczką. Jeśli istniał sposób, zamierzała go znaleźć.

Blondyn spojrzał na nią przez łzy, a potem powoli odsunął się od ojca. Gabriel lekko dotknął jego policzka i przeniósł wzrok na Marinette, która nawet na krok nie odstępowała jego syna, lekko dotykając to jego ramienia, to pleców. Nathalie odetchnęła z ulgą, widząc w oczach projektanta rezygnację. Bała się, że Gabriel nie podda się bez walki. Na szczęście zachował resztki zdrowego rozsądku. Żałowała, że nie zdołała do nich dotrzeć wcześniej. Że musiało wydarzyć się tyle zła.

– Chętnie wysłucham twoich sugestii – powiedział spokojnie projektant, wbijając wzrok w Marinette, która właśnie czule ścierała łzy z policzków Adriena i szeptała coś do niego cicho.

Chłopak słuchał jej uważnie, bo kiwał głową, ale rozmawiali tak cicho, że Gabriel nie wiedział, o czym mowa. I chyba nie chciał wiedzieć.

– Ustawię nam spotkanie na jutro – wtrąciła się szybko Nathalie, dając Marinette czas na zajęcie się Adrienem. – Dziś nam wszystkim przyda się chwila, żeby się pozbierać.

– Jutro – zgodziła się Marinette, otaczając ramieniem pas blondyna, który ciągle dygotał jak w gorączce. – Chodź, Koteńku – szepnęła, lekko dotykając zapłakanej twarzy chłopaka. – Przyda ci się krótka drzemka. Może namówimy Plagga, żeby nam pomruczał, hmm?

Gdzieś z kieszonki na piersi Adriena dobiegła ich niezrozumiała odpowiedź. Gabriel pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że cały czas miał prawdę przed oczami i jej nie dostrzegał. Czyż naprawdę był tak zaślepiony?

Adrien bez protestów pozwolił się zaprowadzić do drzwi. Już mieli wyjść, gdy zatrzymał ich głos Gabriela.

– Nie zapomniałaś o czymś? – spytał, ściągając rękawiczki i kolejno zdejmując pierścienie. – Chyba należą do ciebie, Strażniczko.

Uścisnęła mocniej dłoń Adriena i szybko wróciła do kuchni. Spojrzała na szereg srebrnych obrączek, które kiedyś były różnokolorowymi Miraculami, a potem otworzyła torebkę i ostrożnie umieściła je w środku razem z poruszoną Tikki.

Później pomyśli o tym, co stało się z pięknymi, zindywidualizowanymi artefaktami. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie.

– I to... To też zabierz – powiedział cicho projektant, kładąc na blacie Miraculum Motyla.

Dziewczyna zacisnęła je w palcach i popatrzyła na pogodzonego z losem projektanta.

– Uratuję pana i tę rodzinę – obiecała dobitnie. – Przysięgam.

Gabriel sztywno skinął jej głową. Dopiero wtedy odeszła. Przyglądał się jak czule obejmuje zrozpaczonego Adriena i prowadzi go po schodach do jego pokoju. Chłopak wspierał się na niej mocno, jakby tylko ona trzymała go w pionie. I – kto wie? – może tak było?

– Nadal uważasz, że było warto? – spytała cicho Nathalie, która też obserwowała Adriena i Marinette.

– Nie – odparł tak samo cicho, wyciągając z kieszeni medalion ze zdjęciem żony.

Przegrał swoją walkę, ale nadzieja jeszcze nie umarła. Ciągle istniała szansa, że wszyscy wyjdą z tego żywi. Że odzyska swoją rodzinę. Musiał tylko wierzyć, że Biedronka dotrzyma swojego słowa.

I – o dziwo – był przekonany, że tak będzie, bo motywowało ją dokładnie to samo, co jego – miłość.

Dla Adriena.

Continue Reading

You'll Also Like

46.9K 2.6K 39
Co byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydzies...
42.4K 2.3K 84
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...
10.8K 1K 25
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
110K 9.4K 20
Wyjątkowa, utalentowana, niezwykle arogancka. To cała ona. Ale czy na pewno?