Zanim Cię Poznałam

Von _Aguga_

88.2K 1.9K 1.6K

Jego wzrok był zimny jak lód i głęboki niczym ocean. A ja dryfowałam na jego powierzchni, uparcie starając si... Mehr

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rizdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79

Rozdział 37

907 17 6
Von _Aguga_

Nie byłam pewna, czym były te leki, które podał mi Damon. Moje zachowanie było całkowicie bezmyślne i pozbawione rozumu kiedy przyjęłam tabletki od chłopaka nawet nie wiedząc czym były, ale jakoś wątpiłam, bym miała jakiś wybór. Sam sposób, w jaki wręczył mi pigułki, jasno mówił, że miałam je wziąć bez sprzeciwu. W innym razie mógł siłą mi je podać. Po tym co widziałam, byłam pewna, że byłby w stanie to zrobić. Jak bardzo chciałam zobaczyć w nim chłopaka, w którym zakochała się Debby, to nie potrafiłam, mając przed sobą kogoś takiego.

Każdego wieczora Damon przychodziło do mnie i dawał jedne i te same tabletki, a ja po drugiej dawce przestałam nawet myśleć nad ich skutkiem czy sposobem, by oszukać chłopaka. On jednak nie zrezygnował z tego, by sprawdzać, czy aby na pewno go nie oszukałam. Brałam pod uwagę to, że mogli podać mi jakieś podejrzane substancje, ale będąc zamknięta w jednym pokoju bez możliwości wyjścia, powoli traciłam chęć walki. Tym bardziej że po tych lekach czułam ogólną niechęć do jakichkolwiek czynności. Na pewno miały coś w sobie z leków uspokajających, ale czym była reszta, to wciąż pozostawało dla mnie tajemnicą.

Minął niecały tydzień odkąd siedziałam zamknięta w tym pokoju, a prawie dwa od momentu, w którym zostałam porwana. Nie mogłam narzekać na swoich porywaczy, bo przecież nie byłam głodzona, katowana, czy sprzedana. Dostawałam normalne posiłki, ale brakowało mi powietrza. Wariowałam jeszcze bardziej. Chyba chcieli złamać mnie psychicznie, pozostawiając samą z własnymi myślami. Powoli im się to udawało.

Tego popołudnia tak jak zwykle Damon przyniósł mi obiad. Zawsze to on przychodził, choć z początku myślałam, że to Chris będzie tym, który najbardziej decydował co się ze mną stanie.

Obserwowałam bruneta, jak kładzie talerz na stoliku obok łóżka. Śledziłam go pustym wzrokiem. Tak bardzo chciałam już wyjść. By to wszystko się skończyło. Cieszyłam się, że wciąż żyłam, bo inni na moim miejscu mogli nie mieć tyle szczęścia, ale były momenty, w których myślałam, że lepiej byłoby gdyby Chris strzelił do mnie w tamtym magazynie. Nie musiałbym przez to wszystko przechodzić.

Damon zerknął na mnie przelotnie. Nie zareagowałam w żaden sposób. Już przestało robić to na mnie wrażenia. Czy to już syndrom sztokholmsk jeśli zauważyłam cień zainteresowania w jego oczach? Tak czy inaczej, zachęciło mnie to do odezwania się do niego pierwszy raz od kilku dni.

- Mógłbyś zawołał Debby - wypowiedziałam z trudem te kilka słów. Mój głos był tak słaby i cichy, że zaczęłam zastanawiać się, czy nie powiedziałam tego tylko w głowie. Tylko skinienie ze strony chłopaka utwierdziłam mnie w przekonaniu, że dotarły do niego moje słowa.

Potrzebowałam kogoś, kto by mnie po prostu wysłuchał. Nawet jeśli miała być to fałszywa chęć pomocy. Chciałam zwyczajnie się komuś wyżalić. Czułam się tragicznie. Nie wiedziałam, po co mnie tu trzymali? Jak długo chcieli to robić? Co chcieli tym osiągnąć? Ta niewiadoma siedziała w mojej głowie, nie dając zmrużyć oka.

Ocknęłam się dopiero gdy przez drzwi weszła blondynka. Niepewnie stawiała kolejne kroki, jakbym miała ją za chwilę wyrzucić, a przecież sama chciałam, by przyszła. Zatrzymała się przy jednej z szafek i nieśmiało spojrzała w moim kierunku. Nie odzywała się, czekając, aż ja coś powiem. Nie miałam nawet takiego zamiaru, nawet gdybym chciała, to bym nie potrafiła, moje gardło zacisnęło się samoistnie, a ciałem wstrząsnął szloch na widok jej zatroskanego spojrzenia.

Rozryczałam się jak małe dziecko. Debby była wyraźnie zaskoczona moją reakcją, ale potrafiła prędko zareagować i chwilę później siedziała już obok mnie, a jej drobne ręce obejmowały moje ciało. Czułam perfumy, którymi zawsze się psikała i ciepło jakie od niej biło. Tego właśnie potrzebowałam. Poczuć, że komuś na mnie zależało. Skoro nawet moja rodzina nie zainteresowała się moim zniknięciem, a może zrobili to, ale Chris ukrywał to przede mną.

Płakałam bez żadnego skrępowania, podczas gdy blondynka głaskała mnie uspokajająco po plecach. Dawała mi wyrzucić z siebie wszystkie emocje, nie zwracając uwagi na to, że moczyłam jej całą koszulkę.

- Już dobrze, jestem tutaj - zapewniłam mnie, na co przycisnęłam jeszcze bardziej jej ciało do swojego.

Otworzyłam usta, chcąc wyrzucić z siebie wszystko, czego się obawiałam, ale nic nie potrafiło przejść mi przez gardło. Płacz zdusił każdą moją próbę odzewu. To jednak nie sprawiło, że Debby zechciała zostawić mnie samą. Głaskała moje plecy, dając wystarczająco czasu na uspokojenie oddechu. Tak bardzo chciałam, by ostatnie tygodnie okazały się zwykłym koszmarem. Obudziłabym się w pokoju blondynki po tym jak poprzedni wieczór spędziłybyśmy na oglądaniu znienawidzonych przez nią horrorów. Nie miałabym wobec niej żadnych podejrzeń, nie bałabym się czy jej zachowanie względem mnie było fałszywe.

- Boję się, tak bardzo się boję - wydusiłam z siebie po chwili.

- Wiem kochana, wiem - odpowiedziała mi łamiącym się głosem. Choć nie widziałam jej twarzy, to wiedziałam, że teraz i na jej policzkach widniały łzy.

- Muszę mu pomóc złapać tych ludzi, ale co później? Kiedy nie będę mu już potrzebna. - Czułam ucisk w klatce piersiowej, wiedząc, co najczęściej działo się w takich sytuacjach.

- Nic ci nie zrobi, obiecuję - zapewniła mnie od razu. Chciała mieć pewność, że nie będę mieć co do tego wątpliwości. - Nie pozwolę mu - dodała szeptem po chwili.

Kim w takim razie naprawdę byłaś, skoro mogłaś powiedzieć te słowa z taką pewnością? Co tak naprawdę chciałaś osiągnąć, zaprzyjaźniając się ze mną? Czy naprawdę było między nami coś więcej niż zwykła gra? Nie było mi dane usłyszeć jeszcze na to odpowiedzi, a i ja nie odważyłam się zadać tego pytania na głos.

- A jeśli oni złapią mnie szybciej niż on ich? - zadałam kolejne pytanie, lecz tym razem blondynka milczała. Nie chciała, lub nie wiedziała, jak mi odpowiedzieć. Czy to znaczyło, że naprawdę istniały na to duże szanse?

Tkwiłam w uścisku dziewczyny, dopóki mój oddech całkowicie się nie uspokoił, choć może nawet dłużej odkładałam odsunięcie się od blondynki. W jej ramionach czułam się naprawdę bezpieczne i jak bardzo absurdalne by to nie było po tym co dowiedziałam się o niej ostatnio, to właśnie tak było. Była moją namiastką normalności i spokoju, który kiedyś miałam.

Ale musiał w końcu nadejść moment, kiedy ponownie miałam zmierzyć się z rzeczywistością. Nie mogłam przed nią uciec. Nie kiedy oni mieli nade mną władzę.

Jak na potwierdzenie moich słów, drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Chris. Pierwszy raz odkąd zostałam tutaj zamknięta, pokazał się mi na oczy. Wciąż kulał przy każdym kroku, ale nie odjęło mu to wcale pewności siebie i władzy, jaka od niego wręcz biła. Zeskanował spojrzeniem całe pomieszczenie, jakby był w nim pierwszy raz, po czym zatrzymał swój wzrok na Debby.

- Damon chciał się z tobą zobaczyć - odparł jak zwykle szorstkim i sztywnym tonem.

Widziałam, jak dziewczyna opuściła wzrok na swoje dłonie, pesząc się pod jego uważnym spojrzeniem. Po chwili jednak uniosła głowę, czym wywołała u mnie małe zaskoczenie. Nie uciekała już spojrzeniem. Jakby nagle dostała zastrzyku pewności siebie.

- Wie, że jestem u Gwen. - Pomimo jej pozornie odważnej postawy, ramiona miała podkulone, a palce zaciśnięte na sobie. Skoro i ona obawiała się Chrisa, to dlaczego starała się mnie przekonać, że nie musiałam obawiać się jego obecności?

- Wolałbym porozmawiać z nią w cztery oczy - zaznaczył twardo, a mi od razu przeszły dreszcze strachu po plecach. Czy coś zmieniło się w jego planach? Może już mnie nie potrzebował?

Zagryzłam wargę, chcąc powstrzymać ją przed drżeniem. Uniosłam nieśmiało wzrok, napotykając niezadowolony wyraz twarzy blondynki. Była na straconej pozycji i doskonale o tym wiedziała. Tak samo jak ja zdawałam sobie sprawę, iż prawdopodobieństwo zostania sam na sam z Chrisem było wręcz stuprocentowe.

- Wrócę za chwilę. - Debby położyła dłoń na mojej nodze. Chciała dodać mi otuchy, ale to wcale nie działało kojąco na moje nerwy, nie kiedy miałam przed sobą prawdziwego diabła.

Wiodłam spojrzeniem za dziewczyną kiedy znikała za drzwiami, mając nadzieję, że za chwilę odwróci się i jednak zostanie razem ze mną. Nic takiego się nie stało. Naprawdę zostałam sama z Chrisem. Spojrzałam na niego, nie ukrywając swojego strachu. Czego tym razem ode mnie chciał? On natomiast całkiem nie zwracając na mnie uwagi, podszedł do fotela i zajął na nim miejsce. Kiedy przechodził obok, mogłam zauważyć na jego nodze opatrunek, wyróżniający się przez spodnie. Mniej więcej na wysokości kolana było zgrubienie pod nogawką. Czy to coś poważnego? Nie potrafiłam sobie wyobrazić go rannego lub w jakikolwiek sposób niezdolnego do tego co robił do tej pory. Przecież był tylko człowiekiem. Mógł doznać kontuzji, ale nie potrafiłam połączyć tego z jego wytworem w mojej głowie.

Dopiero kiedy rozsiadł się wygodnie na fotelu, skierował na mnie swoje zimne spojrzenie. Obserwował przez chwilę i badał moje zachowanie. Czego szukał? Nie miałam pojęcia, ale widocznie znalazł to czego oczekiwał, bo odezwał się swobodnym tonem.

- Jutro wrócisz do domu - oznajmił bez najmniejszego problemu czy wcześniejszego wytłumaczenia. - Będziesz robić wszystko to co do tej pory. Masz tylko udawać, że nic się nie wydarzyło, a ty właśnie wróciłaś z wyjazdu. Debby zajęła się już twoimi rodzicami, więc oni również mysla, że ostatnie tygodnie świetnie bawiłaś się w górach.

Wszystko, co mówił, było dla mnie tak bardzo absurdalne. Jak miałam po tym wszystkim udawać, że nic się nie stało? I jeszcze moi rodzice myśleli, że byłam na wakacjach? Debby im o tym powiedziała? Od początku ukrywała działania Chrisa? Dlaczego robiła dla niego tak dużo, skoro twierdziła, iż wcale nie była z nimi powiązana? Jak miałam jej uwierzyć, mając dwie sprzeczne informacje, a bardziej prawdopodobne wydawały mi się te usłyszane z ust Chrisa.

- Telefon masz mieć włączony przez cały czasz. Lepiej, żeby nie wyładowała ci się bateria. Im bardziej się nam podporządkujesz, tym lepiej będzie też dla ciebie.

No tak. Oni złapią swoją konkurencję, a ja zyskam tymczasowe bezpieczeństwo.

- Czyli mam po prostu zachowywać się tak jak zwykle? - Dopytałam dla pewności, jakbym potrafiła tak nagle zacząć udawać, że wszystko było w porządku.

- Dokładnie tak.

No oczywiście, to takie proste.

Czułam na sobie jego spojrzenie. Znowu mnie obserwował. Chciał coś jeszcze we mnie zobaczyć, a może zastanawiał się jak przyjmę jego następne słowa? Cokolwiek by to nie było i tak nie wywołałoby u mnie pozytywnych emocji. Chciałam już wrócić do swojego domu, ale co dalej? Jak miałam żyć i udawać, że nic się nie stało. Że Aaron nadal żył. Chyba tak nie potrafiłam.

- Gdybyś miała jakieś wątpliwości co do swojego zadania, możesz pytać Damona. Odpowie ci, albo przekażę to mi - oświadczył nagle Chris. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie zdziwiło mnie to, iż się odezwał, a to, w jaki sposób to zrobił. Przez chwilę nawet myślałam, że naprawdę mogłabym zwrócić się do niego gdybym miała jakieś obawy. A przecież to przez niego je miałam.

Odprowadziłam go spojrzeniem do drzwi, bo wraz ze swoimi poprzednimi słowami uznał naszą rozmowę za zakończoną? Nie znałam powodu, dla którego chciał, by przebiegła ona tylko miedzy naszą dwójką. A może chciał sprawdzić moją reakcję, gdy będę z nim tylko sam na sam? Nie mogłam wesprzeć się blondynką.

Już całkiem nie wiedziałam, co miałam o tym wszystkim myśleć. Komu mogłam zaufać? Czy to, co przedstawił mi Chris, miało naprawdę tak pięknie wyglądać? W takim razie, po co to całe zamieszanie i porwanie mnie? Nie mógł po prostu dalej mnie obserwować i łapać swoich ludzi? A może to za namową Debby zabrał mnie ze sobą z tamtych magazynów? Już nic nie rozumiałam. Nie wyglądał na kogoś, kogo obchodziłyby czyjeś prośby. Był bezwzględny i okrutny. Nie miał do nikogo współczucia, zero litości. Dlaczego miałby zgodzić się na prośbę Debby, by mnie chronić? Jeśli to była jego forma pomocy, to naprawdę zaczynało przerażać mnie, do czego był zdolny, będąc w gniewie. Był jedną wielką zagadką, a ja nie wiedziałam, czy chciałam się w nią pakować. Rozsądnym byłoby po prostu starać się o nim zapomnieć tak, jak mi polecił, ale coś czułam, że nie będzie to takie łatwe. Debby starała się ocieplić jego wizerunek w moich oczach, lecz sama się go bała. Musiała mieć do tego powód.

Spojrzałam na drzwi, za którymi znikną. Nie słyszałam, by przekręcał w nich klucz. To znaczyło, że były otwarte? Sprawdzał mnie, czy zapomniał? Czy ktoś taki jak on robił coś przypadkiem? A może wszystkie swoje kroki miał dokładnie opracowane i przemyślane. Czy ktoś taki jak on mógł nazwać się jeszcze człowiekiem?

*~>•◇•<~*

Odkąd zgodziłam się na żądania Chrisa, czułam ciągły niepokój, że ktoś może chcieć mnie dopaść za kolejnym rogiem ulicy. Bałam się iść gdzieś, gdzie nie było ludzi, bo przed moimi oczami wciąż pojawiała się scena, której miałam już okazję doświadczyć. Nigdy nie chciałam czuć się tak bezradnie jak w momencie kiedy bezwładnie traciłam świadomość, nie wiedząc, czy się jeszcze obudzę.

Każde wyjście z domu było dla mnie jak kara za wszystkie złe uczynki. Stres odbierał mi apetyt, ale musiałam zmusić się do jedzenia. Nie chciałam, by matka zauważyła moją utratę wagi. Mogłaby zacząć coś podejrzewać.

Bałam się kiedy nadejdzie ten dzień, w którym wrogi gang miał wykonać swój ruch. Nie wiedziałam, jak miało to wyglądać. Przecież ludzie Chrisa nie mogli mnie ciągle pilnować. Nie byli cudotwórcami. Wystarczył moment i mogłam stracić życie. Nie miałam jednak jak odmówić Chrisowi. Teraz musiałam przynajmniej jakąkolwiek szanse na przeżycie, małą, ale zawsze.

Tak myślałam do czasu kiedy nie napotkałam na swojej drodze pierwszej przeszkody. Nietrudno było przeoczyć mężczyznę, który szedł za mną od dobrych dziesięciu minut. Miałam nawet wrażenie, jakby chciał, bym go w końcu zobaczyła. Miałam się bać i mogłam go zapewnić, że naprawdę mu się udało mnie przerazić. Starałam samą siebie pocieszyć, że Chris miał mnie chronić, ale doskonale wiedziałam, że byłam zwykłym pionkiem w jego grze. I to nie żadnym z tych wyższych. Zwykłym pionem. Tym, który miał najmniejszej znaczenie i którego można było wystawić jako pierwszego, by zobaczyć kolejny ruch przeciwnika. To właśnie starał się dokonać Chris. Zobaczyć co zrobi jego wróg kiedy wystawi mnie jak na talerzu.

Nie wiedziałam, co miałam zrobić, by ułatwić Chrisowi złapanie tamtego faceta, dlatego szłam wciąż przed siebie i choć starałam się zachować spokój, to nieświadomie zaczęłam truchtać, chcąc uciec od zagrożenia. Gdy tylko mój wzrok zauważył Damona wchodzącego do jednego z budynków, ruszyłam za nim, mając nadzieję, że nie był tam przypadkiem i to jakiś ich plan. Ale zaraz po przekroczeniu drzwi budynku, okazało się to ślepym trafem.

Weszłam do zwykłego, starego bloku mieszkalnego, a po Damonie ślad zaginął. Nie było go nigdzie w pobliżu. Zostałam sama ze ścigającym mnie zabójcą.

Odwróciłam się ze strachem patrząc w oczy mężczyzny, który uśmiechał się przerażająco przez szybę drzwi wejściowych. Widok ten natychmiast zmusił mnie do ponowniej ucieczki. Zatrzymałam się dopiero przy wsiadaniu do windy. Chciałam po prostu go zgubić. Nie myślałam, że w ten sposób odcinam sobie dalszą drogę ucieczki.

Razem ze mną w windzie jechał obcy mężczyzna. Nie zwróciłam na niego z początku uwagi. Zbyt bardzo skupiłam się na tym, by oddalić się od mojego prześladowcy. Dopiero kiedy drzwi windy się zamknęły, spojrzałam na nieznajomego. Patrzał on w podłogę, ale coś w jego zachowaniu mi nie pasowało. Wyglądał dziwnie. Nawet nie drgnął kiedy wyciągnęłam rękę w kierunku panelu sterującego, a on prawie przykrywał go swoimi plecami. Był ubrany w luźne, trochę za duże ubrania. A on sam wyglądał dosyć wątle.

Odwróciłam wzrok, nie chcąc zbyt długo mu się przyglądać. Wzięłam głęboki oddech, chcąc trochę się uspokoić. W tym momencie zauważyłam sznurek w dłoni mężczyzny, którym się bawił. Może to przez mój chory umysł, albo dziwne przeczucie związane z mężczyzną obok, mój mózg zaczął podsuwać mi obrazy, jak rzuca się na mnie, by udusić mnie kawałkiem sznurka.

W momencie kiedy o tym pomyślałam, cała zdrętwiałam, uważnie obserwując każdy ruch nieznajomego, starając się zachować jednocześnie dyskrecję. Naprawdę chciałam zachować spokój, ale nie potrafiłam kiedy nagle spojrzał na mnie, a ja zaczęłam jeszcze bardziej obawiać się tego co zrobi.

Wtedy drzwi windy otworzyły się, a on po prostu wyszedł na swoim piętrze, mówiąc ciche, nieśmiałe "do widzenia".

Nie odpowiedziałam mu, po prostu patrzałam, jak drzwi windy zamykają się, by mieć pewności, że zrobią to do końca, a ja będę bezpieczna. Gdy to nareszcie nastało, kucnęłam na ziemi, nie potrafiąc dłużej stać.

Jakie to wszystko pojebane.

Naprawdę tak teraz miałam żyć? W ciągłym strachu, że przypadkowa osoba będzie chciała mnie zabić? Okropna byłam, podejrzewając tamtego mężczyznę o coś takiego, ale doszłam do tego dopiero kiedy zniknął już z pola mojego widzenia.

Kiedy winda dotarła na najwyższe piętro, Opuściłam kabinę, ale nie wiedziałam, co miałam robić dalej. Nasłuchiwałam tylko czy ktoś nie wchodził po schodach. Bałam się, że mógłby to być mój prześladowca.

Moje serce omal nie stanęło w miejscu, kiedy usłyszałam kroki, które na pewno nie należały do kobiety. Były o wiele cięższe, a ich właściciel wcale się nie spieszył. Jakby sprawdzał każdy zakątek, by móc mnie w nim dopaść.

W strachu starałam się jak najciszej dostać się do schodów prowadzących na dach. Wcisnęłam się prawie w sam kąt, a klamka wbijała się w moje plecy. Gdybym mogła, nie powstrzymałabym się, by schować się za nimi, ale z rozpaczą stwierdziłam, że były zamknięte. Dlatego modliłam się tylko, by nie był to mój prześladowca. Tylko jakie były na to szanse, skoro ten ktoś ewidentnie szedł piętro po piętrze do góry. Szukał mnie. Wiedział, że tu weszłam i nie mogłam uciec. Gdybym próbowała zjechać na dół windą, z pewnością by ją zatrzymał.

Zatkałam sobie usta, nie chcąc nawet głośniej oddychać, jakby miało mi to pomóc wtopić się w ścianę i stać się niewidzialną. Chwilę przed tym jak osoba mnie szukająca miała wyjść zza rogu, całkiem wstrzymałam powietrze, ale później wypuściłam je z radości kiedy zamiast mojego prześladowcy, zauważyłam stojącego na dole schodów Damona. Nie pomyślałbym, że będę prawie płakać z radości na jego widok. Byłam uratowana.

- Możesz już wyjść. Złapali go - oznajmił zwyczajnie i wydawało mi się, jakby po tym miał odejść. Tak to wyglądało, nawet odwrócił się do drogi powrotnej, ale nie ruszył z miejsca. Przyglądał mi się przez chwilę, przekazując mi tym samym, że czekał właśnie na mnie.

Zanim zdążyłby się rozmyślić, ruszyłam w jego kierunku. To nie tak, że nagle polubiłam jego obecność, po prostu idąc z nim, miałam większe poczucie bezpieczeństwa.

Tak, to już zdecydowanie był syndrom sztokholmski. Ale jakby na to nie spojrzeć, to faktycznie byłam bezpieczniejsza w jego obecności, niż będąc całkiem sama. Niby zapewnił mnie, że złapali już tamtego faceta, ale ja wciąż czułam strach, że mógłby pokazać się kolejny.

Zeszłam z Damonem kilka pięter, po czym zostawił mnie całkiem samą, gdy zniknął w drzwiach mieszkania. Po raz kolejny zapewnił mnie, iż nie miałam się czego obawiać ze strony tamtego mężczyzny, ale nie oznaczało to, iż mogłam poczuć się całkiem spokojna.

Z sercem w gardle wyszłam z bloku mieszkalnego. Starałam się zbytnio nie rozglądać, ale nie mogłam się powstrzymać. Chodziło tu w końcu o moje życie.

Nie napotkałam niczego dziwnego, ale to nie oznaczało, że czegoś nie przeoczyłam. Dodatkowo rozproszył mnie widok Chrisa siedzącego za kierownicą samochodu stojącego nieopodal budynku. Zaledwie jedną ulicę dalej. Jego samochód, jak i sam wygląd mężczyzny wystarczająco wyrył się już w mojej pamięci, bym mogła go z kimś innym pomylić. Same dreszcze na moim ciele mówiły mi, kto mnie obserwował.

Czym prędzej ruszyłam w drogę powrotną do domu. Chciałam móc zamknąć się w nim i poczuć upragniony spokój. Myślałam, że moje cztery ściany zapewnią mi bezpieczeństwo, ale kiedy dotarłam pod własny dom, a w jego środku nie zastałam żywej duszy, zaczynałam obawiać się, czy będąc tutaj całkiem sama, naprawdę mogłam spokojnie odetchnąć.

Sprawdziłam dwa razy czy zamek w drzwiach był na pewno zamknięty. Zasnęłam nawet łańcuch tak na wszelki wypadek. Wiedziałam, że gdy matka wróci z pracy, będę musiała jej otworzyć, ale byłam skłonna wyjść spod ciepłej pierzyny jeśli miało mi to zapewnić spokój ducha przez cały swój samotny pobyt w domu.

Weszłam do swojego pokoju. Panował w nim mrok, ale obawiałam się zapalić w nim światło. Jakby wtedy coś miało rzucić się na mnie za karę, że to odkryłam. Tak więc w całkowitych ciemnościach podeszłam do okna. Stojąc tam, przyglądałam się ulicy, śledząc jej każdy kawałek swoim wzrokiem. Miałam wrażenie, jakby ktoś patrzał się na mnie nieustannie, ale nie potrafiłam zlokalizować skąd. Zasłoniłam okna, by odgrodzić się od niechcianych spojrzeń, ale nawet to nie pozwoliło mi pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia. Dyskomfort był na tyle duży, że zaczęłam rozglądać się po pokoju, szukając kamer, które ktoś mógł zamontować w moim domu. Przecież mogli się tutaj niepostrzeżenie włamać. Na pewno coś takiego potrafili.

Wzięłam telefon do ręki, czując się tym przytłoczona. Chciałam zadzwonić do Debby. Potrzebowałam tego. Nawet jeśli nie była tym, za kogo się podawał na początku, to naprawdę musiałam usłyszeć jej głos. Tylko że w momencie kiedy wzięłam telefon do ręki, a mój wzrok powędrował na kółko aparatu, poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Czy naprawdę ciągle mnie obserwowali i podsłuchiwali? Mogli coś takiego robić. Wtedy moja rozmowa z blondynką byłaby znacznie trudniejsza. Nie mogłam jej powiedzieć wprost co czułam. Czy twarzą w twarz będę mogła to zrobić? Może ciągle ktoś mnie pilnował? Może niedobrym pomysłem było spotykanie się z blondynką, skoro ona chodziła z Damonem? Ale jeśli nagle skończyłabym naszą znajomość, to również byłoby to podejrzane.

Weszłam do łazienki i oparł ręce na umywalce. Spojrzałam w lustro, patrząc na swoją zmęczoną twarz. Czy tak wyglądał wrak człowieka? Bo tak właśnie się czułam. Ciągła niepewność zżerała mnie od środka kawałek po kawałku. Strach o własne życie spędzał sen z powiek. A brak osoby, która mogłaby mnie w tym wspierać, nie dawał mi możliwości zapomnienia chociaż na chwilę o otaczającym mnie świecie.

Marzyłam mi się gorąca kąpiel, ale myśl, że naprawdę gdzieś tutaj mogły być zamontowane kamery, nie pozwalała zaznać spokoju.

Przynajmniej mój strach o powodzenia działań Chrisa odrobinę zmalał. Może naprawdę wiedział co robi i zamierzał zapewnić mi ochronę. Oczywiście tylko przed jego wrogami, ale zawsze to jedna, cholerna mafia mniej czyhająca na moje życie.

Wyszłam z łazienki i zapaliłam światło prawie w każdym pomieszczeniu. Teraz poprzedni opory przed włączeniem lamp wydawały mi się bezsensowne. Nie powinnam bać się nieistniejących stworów tylko ludzi, a tych łatwiej będzie mi dostrzec w świetle. Nie przejmowałam się rachunkami za prąd, choć wiedziałam co powiedziałaby moja matka gdyby to zobaczyła. Od razu kazałaby mi pogasić większość z nich. Ale tylko w taki sposób nie czułam takiego strachu, chodząc po domu. Byłam bardziej widoczna, ale może wtedy i ludzie odpowiedzialni za moją ochronę mogliby szybciej zareagować. Ale czy nie łatwiej byliby teraz do mnie po prostu strzelić. Tylko czy wrodzy nie chcieli mnie żywą, by szantażować Aarona? Z tego co mi wiadomo, nie wiedzieli jeszcze o... tym, co się stało.

Już kompletnie nie wiedziałam, co było słuszne.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Spóźniony, ale jest 😅
Co myślicie o stanie Gwen?
Nie ma łatwo, ale kto powiedział że tak będzie.
Jakie dalsze plany ma Chris?

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

Bad Girl Von bez_uczuc

Jugendliteratur

442K 25.5K 30
To jest moja debiutancka powieść, dlatego proszę o wyrozumiałość :) Ciekawe rozdziały zaczynają sie po 8 rozdziale, dlatego proszę o niezniechęcenie...
199K 11.9K 46
- Czy moglibyśmy zacząć... Dzisiaj? - Jasne, czemu nie. Mam się rozebrać? - Tak, zdejmij koszulkę. Jeśli będziesz czuł jakikolwiek dyskomfort, to o w...
1.2M 7.9K 12
Ellie Morgan to dziewczyna sponiewierana przez ojca alkoholika, niemalże przyzwyczajona do tego rodzaju życia. W pewnych okolicznościach spotyka pięc...
290K 6.1K 35
21-letnia Veronica Smith rozpoczyna praktykę jako psycholog w więzieniu, w którym przebywa jeden z najniebezpieczniejszych przestępców w całym USA, L...