Tajemnice Duskwood

By Melodyshka

6.1K 413 86

Hannah się odnalazła i wydaje się, że wszystko wraca do normy. Przyjaciele i rodzina są razem. Ale czy na pew... More

Rozdział 1. Lilly
Rozdział 2. Richy
Rozdział 3. Lilly
Rozdział 5. Lilly
Rozdział 6. Richy
Rozdział 7. Lilly
Rozdział 8. Richy
Rozdział 9. Lilly
Rozdział 10. Richy
Rozdział 11. Lilly
Rozdział 12. Richy
Rozdział 13. Lilly
Rozdział 14. Richy
Rozdział 15. Lilly
Rozdział 16. Richy
Rozdział 17. Lilly
Rozdział 18. Richy
Rozdział 19. Lilly
Rozdział 20. Richy
Rozdział 21. Lilly
Rozdział 22. Richy
Rozdział 23. Lilly
Epilog. Lilly

Rozdział 4. Richy

292 17 4
By Melodyshka

4 miesiące wcześniej...

Odrzuciłem telefon. Ramię bolało mnie coraz bardziej, czułem, że rana znów zaczęła krwawić. Poprawiłem niezgrabnie bandaż i syknąłem z bólu. Był on jednak niczym w porównaniu z tym, co czułem z każdą chwilą, z wyrzutami sumienia, które nie dawały mi spać. Spojrzałem przed siebie pustym wzrokiem, a z moich oczu popłynęły strumienie łez. Wiedziałem, że to koniec, musiałem tylko dokończyć jego dzieło. Zniszczyć wszystkie dowody na istnienie Mężczyzny bez twarzy. Niezgrabnie podniosłem się z zimnej i wilgotnej ziemi. Moje oczy skierowały się w jednym kierunku, w kierunku maski, przez którą wydarzyło się tyle zła. Podniosłem ją z odrazą, przyglądałem się dłuższą chwilę, jakby cokolwiek miało to zmienić. Nic już nie było takie, jak wcześniej. Zmieniłem się, zmieniłem życie moich przyjaciół. Odłożyłem ją spowrotem. Obiecałem dokończyć dzieło, więc podniosłem z ziemi kanister z benzyną i oblałem solidnie wszystkie dowody i zdjęcia. Moje serce się uspokoiło, zaczęło miarowo bić. Ogarnął mnie spokój. Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni i wyjąłem zapalniczkę z garażu. Rogers Garage. Powinno spłonąć razem ze mną, bo to właśnie tam wszystko się zaczęło. Nie chciałem jednak już więcej niczego analizować. Ostatni raz pomyślałem o Hannah, Jessy i wszystkich pozostałych. Zdążyłem tylko powiedzieć niemal bez dźwięku przepraszam, wypuściłem z dłoni ogień i momentalnie wszystko zaczęło płonąć.

Chciałem umrzeć. Zamiast widma śmierci przed oczami pojawiały się kolejne obrazy, o których tak bardzo chciałem zapomnieć: kiedy zaatakowałem Jessy, groziłem Elli, a nawet jak wiązałem Hannah. To było nie do zniesienia. Zacząłem się dusić. Czułem smak dymu, moje oczy kolejny raz zaszły łzami, głowa tak bardzo bolała. Położyłem się na mokrej ziemi, zamknąłem oczy i czekałem.

Byłem półprzytomny. Poczułem tylko ucisk na ramionach i głos, dobiegający do mnie echem.

- Słyszysz mnie? Musisz stąd natychmiast wyjść!

Chcę zasnąć...

- Cholera! Musisz mi pomóc!

Musiało być ze mną już naprawdę źle, skoro miałem omamy. To był jednak dobry znak. Świadomość, że to już długo nie potrwa. 

- Richy! Obudź się! Szlag!

To się stawało zbyt rzeczywiste. Spróbowałem otworzyć oczy, jednak momentalnie je zacisnąłem spowrotem, czując ogromny ból. Coś lub ktoś szarpał mnie za bluzę. To nie mogło mi się śnić. Jeszcze raz, powoli, z wielkim trudem zacząłem otwierać oczy i zauważyłem ciemną, rozmazaną postać. W jednej sekundzie zerwałem się z ziemi jak oparzony, byłem pewien, że to sam Michael Hanson po mnie przyszedł. Nieznajomy był cały ubrany na czarno, miał ciemne włosy, które nieco wystawały spod narzuconego na nie kaptura, swoją twarz starał się ukrywać. I z niewiadomych powodów chciał mi pomóc.

- Kim jesteś?!

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, kopalnia niedługo się zawali! Musimy uciekać!

- Tu jest moje miejsce! To wszystko moja wina! Zostaw mnie! - Krzyczałem ile sił w płucach, ale bez efektów. Nieznajomy nie odpuścił.

- Spójrz na mnie! SPÓJRZ!

Zamarłem. Moje oczy mimowolnie spojrzały na jego twarz i oczekiwały szybkiej odpowiedzi.

- Jestem Jake.

Jake... Znałem to imię, kojarzyłem je, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd. Zastanawiałem się dłuższą chwilę, aż zrozumiałem. Tak brzmiało imię hakera. HAKER! Co on tu do diabła robił? Nie potrafiłem znaleźć na to wszystko rozwiązania. Moja głowa pulsowała, ogień trawił już większość kopalni i lada moment miało się wszystko skończyć. Mężczyzna jednak złapał mnie pod ramię, moją rękę przełożył na swoją szyję i zaczął mnie wynosić. Było mi już wszystko jedno. Kolejny raz straciłem przytomność.

...

Poczułem coś mokrego na twarzy i momentalnie się ocknąłem. Nie widziałem dookoła ognia. Wszędzie mrugały za to niebieskie światła. Jake oparł mnie o pobliskie drzewo i podał butelkę z wodą. Bez słowa ją wziąłem i wypiłem niemal do dna. 

- Pójdziesz teraz do gliniarzy i powiesz, że jakoś się po omacku wydostałeś. Sam. Mnie tutaj nie ma i nigdy nie było.

To brzmiało tak nieprawdopodobnie, jakby Jake faktycznie był tylko fantazją, wytworem mojej dziwnej i pokręconej wyobraźni. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odwrócił się i pobiegł do ciemnego, przerażającego lasu. A ja usłyszałem huk wybuchu i zawalającej się kopalni.

...

Kiedy ruszyłem przed siebie, zauważył mnie jakiś policjant. Natychmiast do mnie podbiegł, zaraz za nim pielęgniarze z noszami. Zaczęli mnie pakować do karetki, podawać jakieś leki i kroplówki, ale nie mogłem na to pozwolić. Chcieli mnie ratować, kiedy ja chciałem umrzeć. Szarpałem się, aż dostałem jakiś zastrzyk. Znów poczułem, jak ziemia osuwa mi się spod stóp.

Ocknąłem się już kolejny raz w szpitalnej sali. Przy moim łóżku stało dwóch policjantów. Próbowałem wstać, ale coś stawiało opór. Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem, że moje ręce są przypięte kajdankami do metalowej ramy szpitalnego łóżka. Zacząłem się szarpać, bo zupełnie nie wiedziałem o co chodzi. Mężczyźni spojrzeli na mnie z pogardą, jeden z nich wyszedł, a drugi obserwował mnie w milczeniu.

- Dlaczego mam kajdanki?! Może mi ktoś wyjaśnić, co się stało?!

- Proszę się uspokoić, komendant Bloomgate zaraz wszystko Panu wyjaśni.

Bloomgate... brzmi znajomo.

- Co ja tutaj robię?!

Zacząłem znów panikować. Te ataki w ostatnim czasie mocno się nasiliły. Miały swoje uzasadnienie w kopalni, ale to, co działo się w szpitalu było straszne, wręcz nierealne, jak ponury żart. Poczułem się jak w horrorze. W tym samym momencie w progu ujrzałem komendanta. Patrzył na mnie współczująco i z troską, czyli zupełnie nie tak, jak powinien się zachować w obecnej sytuacji. Nie chciałem pogarszać jednak swojej sytuacji, więc bez słowa oczekiwałem na wyjaśnienia.

- Miło znów Pana widzieć wśród żywych, Panie Rogers. Długo zajęło Panu dojście do siebie. Był Pan nieprzytomny niemal cały tydzień. - Mężczyzna skinął głową na współpracowników, którzy niespiesznie opuścili pomieszczenie, zamykając drzwi. - Z pewnością jest Pan ciekaw, co się tutaj dzieje, nie będę trzymał Pana dłużej w niepewności, już wyjaśniam.

Wziąłem głęboki wdech.

- Został Pan oskarżony o porwanie i próbę zabójstwa Hannah Donfort. Znaleźliśmy ślady, wskazujące na Pana jako sprawcę.

O nie. To tylko zły sen. Moje serce niemal się zatrzymało.

- Zanim kopalnia wybuchła, jeden z moich ludzi dostał się do środka i spomiędzy płonących przedmiotów zabrał kilka akt i zdjęć oraz pusty kanister po benzynie. Znaleźliśmy na nich Pańskie odciski palców. Niedługo pojawi się adwokat, będzie mógł Pan złożyć zeznania.

Czułem się jak w koszmarze. W najgorszych snach nie przypuszczałem nawet, że trafię za to więzienia. Myślałem, że nic się nie wyda, że umrę w tej kopalni i zostanę tam na zawsze. A teraz leżę zakuty kajdankami jak najgorszy kryminalista.

Na sali zapanowała absolutna cisza, nie było słychać nawet mojego oddechu, zupełnie niczego. Po kilku, może kilkunastu sekundach przerwał ją komisarz Bloomgate.

- Czy chciałby Pan coś powiedzieć, Panie Rogers?

- Jestem winny.

...

Alan przychodził do mnie niemal codziennie. Najpierw do szpitala, później odwiedzał mnie już w areszcie. Pytał o szczegóły, ale nigdy nic nie powiedziałem. Nie wyjaśniałem, bo nie było czego. Musiałem ponieść tylko zasłużoną karę. Byłem tego pewien, ale do czasu - pewnej nocy miałem sen. Widziałem moich przyjaciół na cmentarzu, stali nad czyimś grobem i płakali. Na ziemi klęczała Lilly i Jessy, zanosząc się łzami. Podszedłem bliżej, a na tablicy pamiątkowej przeczytałem swoje nazwisko. Poczułem się, jakby mnie ktoś uderzył. Obudziłem się w zimnej celi, całkiem zlany potem. Może to przez emocje, może strach przed tym, co mnie czeka, a może po prostu rozsądek spowodowały, że natychmiast zażądałem spotkania z Alanem. I bez żadnych wyjaśnień, wyparłem się swoich zeznań. Powiedziałem mu, że zostałem wrobiony i mnie również ktoś porwał, atak w lesie nie był udawany, tylko prawdziwy.

Mężczyzna patrzył na mnie zdziwiony, jakby analizował fakty. Coś mu się nie zgadzało i w sumie miał rację. Młody chłopak, bez jakichkolwiek wyjaśnień, przyznaje się do tak strasznych rzeczy, siedzi w areszcie trzy miesiące, po czym ot tak, zmienia zeznania, usilnie twierdząc, że jest niewinny. Komisarz po dłuższej chwili analizy zapytał tylko:

- Czy to prawda?

Skinąłem głową. Nie chciałem niczego tłumaczyć, sędzia i tak ma dowody, a adwokat, którego znalazła mi mama, wbrew powszechnej opinii, nie należał do najbystrzejszych.

- W takim razie dziękuję. Twoje zeznanie zostanie dołączone do akt sprawy. Możesz wracać.

Uśmiechnąłem się smutno i pod eskortą strażnika skierowałem się spowrotem do celi. Zbliżał się termin rozprawy, czyli moje życie też dobiegało końca. Jutro miała mnie odwiedzić mama. Chciałem się z nią pożegnać, nie chciałem jej widzieć w sądzie. Jedyne o czym po cichu marzyłem, to zobaczyć ukochaną ostatni raz.

Continue Reading

You'll Also Like

5.9K 238 31
Praca inspirowana serią Assasin's Creed, głównie historią Altaira Ibn-L'Ahada i Ezia Auditore da Firenze. Niektóre imiona, które były przeze mnie wyk...
434K 12.1K 57
Emily Riddle, właśnie zaczyna swój szósty rok w Hogwarcie, ale czy wszystko napewno będzie takie jak zawsze? Zapraszam do czytania i komentowania czy...
91.3K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
23.7K 1.2K 32
Po raz kolejny straciła wszystko. Po raz kolejny została sama. Wiedziała, że po nią wrócą, znowu zrobią z niej potwora. Jednak tym razem stanie się t...