Miraculum: opowiadania

MaggieM_M

73.5K 2.3K 4.1K

Zbiór opowiadań o Biedronce i Czarnym Kocie w najróżniejszych zestawieniach! Opowiadania nie są ze sobą połąc... Еще

Wszystko się zmienia
Mały kotek siedzi sam...
Emma
Lekarstwo na złe sny
Gra w Kotka i Myszkę
Wiedza to klucz do zrozumienia
Malutka
Trochę inna scena balkonowa
Superbohaterski Program Ochrony Księżniczki
KOTastrofalne skutki zabawy w swata
Twój lojalny partner
Kontra świat
Spróbuj wygrać z przeznaczeniem
Fatalne wyczucie czasu
Sen na jawie
Zakazany owoc najlepiej smakuje
"Jak zawrócić w głowie dziewczynie"
Dzień Miłości
(Nie)pamiętne zaślubiny
I tęskniąc sobie zadaję pytanie: czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?
Stara miłość nie rdzewieje
Jak pogrążyć Lilę Rossi (i przy okazji Gabriela Agreste'a)
Ups, straciliśmy moce?
Ojciec roku
Test zgodności

To (nie) tylko przyjaźń!

3.2K 95 214
MaggieM_M

Gdy zaczął dostawać anonimowe prezenty, nawet nie uznał tego za dziwne. W końcu był światowej sławy modelem, synem znanego projektanta mody i popularnej (zaginionej) aktorki. Miał całą bazę fanów, którzy regularnie przysyłali mu kartki i różne drobiazgi. Najczęściej jednak najpierw trafiały do jego skrzynki pocztowej w rezydencji i przechodziły weryfikację u Nathalie. Te znajdował w różnych miejscach w szkole i poza nią, ale nie widział w nich niczego nienormalnego.

Kiedy jednak zaczęły się pojawiać w jego zamkniętej szkolnej szafce, na ławce w klasie i - co gorsza - w samochodzie Gorilli, uznał, że zaczyna się to robić dość niepokojące. Gorilli również się to nie spodobało. Nikt, kto potrafił się dostać niespostrzeżony do jego auta nie mógł być traktowany jako niegroźny. Dlatego też ochroniarz zastosował dodatkowe środki ostrożności i jako pierwszy otwierał szkolną szafkę Adriena, jakby się bał, że za którymś razem znajdzie tam ładunek wybuchowy.

Najpierw podarunki pojawiały się raz na kilka dni. Potem codziennie. W końcu zaczął dostawać kilka każdego dnia.

Prawdziwy niepokój poczuł jednak wtedy, gdy do prezentów zaczęto dołączać zdjęcia. Ktoś obserwował go na basenie i na zajęciach z szermierki, a także w różnych innych momentach, z czego nie zdawał sobie sprawy. Jedno zdjęcie zrobiono z dachu budynku na przeciwko rezydencji w taki sposób, że perfekcyjnie było widać jak gra w swoim pokoju na pianinie! Nawet paparazzi nie potrafili zdobyć takich ujęć. Adrien zwyczajnie zaczynał się bać. Ktoś cały czas miał go na oku. Kwestią czasu było, gdy ten ktoś odkryje, że jest Czarnym Kotem.

Może już wiedział? Może to była jakaś dziwna gra Monarchy?

- Bro, znowu? - Nino z niepokojem przyglądał się jak Gorilla wyciąga z szafki pluszowego misia i uważnie go ogląda. - To nie jest normalne. Powinieneś to komuś zgłosić.

Ochroniarz nie znalał nic podejrzanego, więc oddał pluszaka swojemu podopiecznemu. Zadowolony z wykonania obowiązku, wyszedł z szatni, zostawiając chłopców samych. Rozglądał się jednak bacznie na boki, jakby spodziewał się gwałtownego ataku ze strony jakiegoś ucznia.

- Przecież Gorilla wie - westchnął Adrien, patrząc ponuro na uśmiechnięty pyszczek miśka. - Ubłagałem go, żeby na razie nie wspominał o niczym ojcu i Nathalie, ale nie wiem, ile jeszcze wytrzyma. I tak nie ma pojęcia, ile tych prezentów dostaję dziennie. Gdyby wiedział, siedziałby ze mną w klasie. A jak o tym wszystkim dowie się Nathalie, zaraz potem mój ojciec też będzie wiedział. A wtedy żegnaj Francjo! Wyśle mnie na drugi koniec świata.

- Ja tam bym zawiadomił policję - zasugerował Nino, wchodząc do klasy.

- Na razie to tylko niegroźne upominki - zbagatelizował to Adrien. Psycho-fani byli smutną rzeczywistością w tej branży. - Nikt nie podrzucił mi bomby.

- Jeszcze - mruknął Nino, zerkając podejrzliwie na pluszaka.

Kilka minut przed rozpoczęciem lekcji, do klasy wpadła zdyszana Marinette. Kucyki miała w lekkim nieładzie, jakby całą drogę biegła. Adrien uśmiechnął się leciutko, gdy śmignęła na swoje miejsce. Obrócił się szybko w jej stronę, chcąc się z nią przywitać jak należy.

- Cześć, Marinette. Ślicznie dziś wyglądasz.

Spojrzała na niego, jakby wyrosła mu druga głowa i zamrugała powoli.

- Umm, dzięki? - bąknęła, rzucając spanikowane spojrzenie w stronę Alyi.

- Jeśli komuś podoba się rozwichrzona fryzura - zakpiła blogerka, próbując nie jęknąć z frustracji. Co też ona ostatnio miała z tą dwójką! - Wyglądasz jakby ścigało cię stado piekielnych ogarów.

Doprawdy, dlaczego Marinette postanowiła odpuścić sobie Adriena w tym samym czasie, w którym on nareszcie zaczął ją dostrzegać?! Nie mogli choć raz w życiu się skoordynować?!

- To nie piekielne psy, tylko zepsuty budzik - odparła projektantka, pospiesznie poprawiając włosy. - Och, nie! - wykrzyknęła, dostrzegając siedzącego na ławce Adriena pluszaka. - Kolejny?!

Wyglądała na szczerze zmartwioną i Adrien poczuł jak zalewa go fala przyjemnego ciepła. Odkąd porzucił myśl, że on i Biedronka mogą być parą, coraz częściej kierował tęskny wzrok ku swojej słodkiej przyjaciółce. Niestety, co było dość ironiczne, gasiła wszystkie jego zapędy, powtarzając wszem i wobec "jesteśmy tylko przyjaciółmi". Czekał tylko aż zacznie produkować koszulki z takim nadrukiem.

Ironia to suka.

- To tylko głupi pluszak - powiedział, sięgając po jej dłoń. - Nie masz czym się przejmować.

Spojrzała na jego rękę, uścisnęła mu lekko palce i czym prędzej uwolniła dłoń. Adrien z trudem powstrzymał ciężkie westchnięcie.

Małymi kroczkami, Agreste. Małymi kroczkami...

I wtedy wszystko postanowił trafić jasny szlag.

- Marinette, naprawdę powinnaś dać sobie z tym spokój - oznajmiła donośnym głosem Lila, przyciągając uwagę wszystkich w pomieszczeniu. - Nie widzisz, że twoje umizgi denerwują Adriena?

W klasie zapadła przejmująca cisza. Marinette obejrzała się na Lilę, która udawała szczerze zaniepokojoną. Reszta klasy gapiła się na projektantkę.

- M-moje umizgi? - zająknęła się.

- Naprawdę nie chciałam o tym głośno wspominać, ale zaczęłaś przesadzać - mówiła dalej Lila. - Te wszystkie prezenty, które mu podrzucasz... To się nazywa stalking.

- Stalking? - powtórzyła powoli Marinette.

- Jakby to był twój pierwszy raz! Masz pełno jego zdjęć w swoim pokoju! I może zaprzeczysz, że posiadasz skrzynię pełną spersonalizowanych upominków?!

To sprawiło, że Marinette pobladła. Powoli obejrzała się na Alyę, która spoglądała na przyjaciółkę z jawnym poczuciem winy.

- Powinnaś z tym skończyć, zanim pan Agreste zawiadomi policję - kontynuowała Lila. - Był bardzo zaniepokojony, gdy dziś rano powiedziałam mu, co robisz Adrienowi.

- To... To nie ja! - zawołała z oburzeniem Marinette.

- Mój ojciec wie? - spytał słabo Adrien.

Najgorszy scenariusz właśnie zaczynał się dziać. Ciekawe, czy Gabriel wykupił mu już bilety do Argentyny?

- Daj spokój - włączyła się Alya, łypiąc ponuro na Lilę. - Marinette jest nieco pokręcona, ale przecież nigdy by...

- Sama mówiłaś, że miała w pokoju jego rozkład dnia - spostrzegła Lila.

Na to Alya nie znalazła argumentu. Marinette tylko jakby bardziej zapadła się w sobie i odwróciła plecami do blogerki.

- Marinette robiła dziwne rzeczy, żeby... - zaczęła Rose, ale urwała, gdy Juleka lekko ją szturchnęła.

- Biorąc pod uwagę wszystkie dowody i na podstawie wcześniejszego zachowania Marinette, szanse na to, że to ona obecnie prześladuje Adriena to jakieś 76,4% - oznajmił wszystkim Max, pokazując swoje wyliczenia.

W klasie znowu zapadła cisza. Marinette patrzyła kolejno na swoich przyjaciół, aż w końcu jej wzrok spoczął na Adrienie, który wielkimi oczami wpatrywał się w miśka, jakby ten zaraz miał mu eksplodować w twarz. Nie mogła wiedzieć, że jego panika wywołana jest faktem, że ojciec już wie o stalkingu i najprawdopodobniej szykuje całą serię nowych zabezpieczeń, które uniemożliwią mu wychodzenie z domu. Marinette widziała tylko strach i odczytała go na swój sposób.

Zakryła usta dłonią, a potem zerwała się na równe nogi i wybiegła z klasy. Dopiero to przyciągnęło uwagę blondyna. Jego oczy zrobiły się wielkie i wykonał ruch, jakby zamierzał za nią pobiec, ale wtedy do klasy weszła zasmucona pani Bustier z dyrektorem.

- Adrien - zwrócił się do niego Damokles. - Zapraszam do gabinetu. Musimy porozmawiać.

***

Próbował wytłumaczyć, że nie wierzy w winę Marinette, ale nie miał żadnych realnych dowodów na to, że to nie ona. Jego słowo to było za mało. Tym bardziej, że zeznawał przeciwko Lili. Wściekły do granic możliwości wypadł z gabinetu dyrektora. Już miał olać lekcje i pójść prosto do piekarni, lecz zobaczył w drzwiach szkoły swojego ochroniarza i Nathalie.

Świetnie. Po prostu fantastycznie. Ten dzień nie mógł być gorszy.

- Adrien - powiedziała Nathalie. - Wracamy do rezydencji. Twój ojciec chce z tobą porozmawiać.

***

Udało mu się wymknąć dopiero przed 22. Przemienił się w Czarnego Kota i śmignął po dachach prosto w stronę domu Marinette. Światła w jej pokoju były włączone, na co odetchnął z ulgą. Bał się, że po takim dniu mogła wcześniej pójść spać, co byłoby całkiem zrozumiałe.

Wylądował zgrabnie na balkonie, przypiął Kij do pleców i cichutko zapukał do okna.

- Wejdź - usłyszał.

Otworzył klapę i wślizgnął się do pokoju. Dziewczyna siedziała po turecku na podłodze przy swojej sofce, a obok niej stała niewielka walizka w białe kropki. Co jednak zwróciło jego uwagę w pierwszej kolejności, to to, że różowe ściany były ogołocone ze wszystkich zdjęć. Kiedy ostatnio u niej był, miała przyklejonych mnóstwo jego fotografii z różnych pokazów i sesji. Nie rzucało się to w oczy, bo obok wisiały jej własne projekty i zdjęcia z przyjaciółmi. Poza tym wiedział, że Marinette czerpie inspirację z tych plakatów, dlatego sam dostarczył jej kilka.

Dzięki temu pokój był... jej. Miał swojego ducha. Teraz czuł się tu jak w obcym miejscu.

- Trochę późno jak na wizytę.

Marinette spojrzała na Kota z rozbawieniem. Nie wyglądała jednak na niezadowoloną z jego obecności, dlatego podszedł bliżej.

Ich przyjaźń rozkwitła dość niespodziewanie po powtónym ataku Mrożownika. Owszem, znali się już wcześniej i mieli wspólne przygody, ale dopiero spędzony razem dzień uświadomił im jak świetnie się przy sobie czują. Odwiedziny Kota stały się regularne i oboje z utęsknieniem wyczekiwali wieczorów, które mieli spędzać razem... Do czego oczywiście żadne się nie przyznawało.

- Doszły mnie słuchy o tym, co się stało. - Kot klęknął tuż przy niej. - Księżniczko, jak mogę ci pomóc?

Spojrzała na niego z rozczuleniem, a jej policzki pokryły się słabym rumieńcem. Nieśmiało sięgnęła po jego dłonie i lekko je uścisnęła.

Nadal zaskakiwało go, że potrafi być tak wylewna przy Kocie i tak wycofana przy Adrienie. Dlaczego onieśmielał ją zwykły kolega z klasy, a nie paryski superbohater?

- Nic nie możesz zrobić - powiedziała. - Ale doceniam troskę.

- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - Kot silniej uścisnął jej dłonie, zanim wpadła na pomysł, żeby się odsunąć, tak jak wcześniej w klasie. Nie zrobiła tego. - Jutro Adrien na pewno wszystkim powie, że to totalna bzdura.

- Nawet jeśli, to mnie przy tym nie będzie - odparła sucho, wstając szybko.

Odprowadził ją wzrokiem, gdy podeszła do biurka i zabrała z niego jakąś kartkę zapisaną ciasnym druczkiem.

- Co to? - zapytał, podnosząc się.

- Zakaz zbliżania się - powiedziała beznamiętnym tonem. - Gabriel Agreste nie próżnował. Na szczęście skończyło się tylko na tym, a nie na rozprawie w sądzie.

- Za-zakaz zbliżania się?! - Kot dopadł do niej jednym susem i wyrwał jej dokument z dłoni. - A-ale... - zająknął się, czytając szybko treść zakazu. - Przecież chodźcie razem do szkoły! Jesteście w jednej klasie! Jak to niby ma zadziałać?!

- Ciszej, bo obudzisz moich rodziców - zganiła go, odbierając mu arkusz i odkładając go na biurko. - Tak, wiem, że chodzimy razem do klasy. Dlatego muszę zmienić szkołę.

- CO PROSZĘ?!

Marinette natychmiast zakryła mu usta dłonią, ale jego zielone oczy lśniły z oburzenia.

- Mam wystarczająco duże kłopoty. Nie chcę tłumaczyć się rodzicom, co robisz o tej porze w moim pokoju. Będziesz cicho?

Gdy skinął głową, powoli zdjęła mu dłoń z ust.

- Jak to zmieniasz szkołę?! - wycedził.

- Po prostu. Jutro przenoszę się do dziadka - oznajmiła, ruchem ręki wskazując na spakowaną walizkę. - Stamtąd będę miała blisko do nowej szkoły.

Wydał z siebie poirytowane prychnięcie. Denerwowało go, że mówi o tym tak zwyczajnie. Powinna wściekać się na cały świat, a nie przyjmować z pokorą ciosy! Skoro jednak nie zamierzała o siebie walczyć, musiał to zrobić on.

- Lila Rossi właśnie wydała na siebie wyrok - burknął.

- Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany... - Marinette zrobiła się ciut podejrzliwa. - Od kogo wyciągasz informacje, co?

Tylko postukał palcem w maskę, na co przewróciła oczami. Robił tak za każdym razem, gdy chciał jej przypomnieć o swojej sekretnej tożsamości.

- Odkręcimy to - oznajmił. - Słowo honoru.

- Niby jak? - parsknęła. - Pójdziesz do Gabriela Agreste'a i zaręczysz za mnie jednym ze swoich dziewięciu żyć? - zadrwiła.

- Życiem, zdrowiem, czym tylko zechcesz - potwierdził, na co zaczerwieniła się jeszcze bardziej niż wcześniej. - Słowo superbohatera chyba coś znaczy, nie?

- Nie dla niego - bąknęła, unikając patrzenia mu w oczy i nawijając na palec kosmyk włosów.

W innym wypadku byłby zachwycony, że tak na nią działa. Może i na urok Adriena była odporna, ale do Kota zdecydowanie coś czuła, widział to. Już raz wyznała mu przecież miłość (chociaż wtedy odrzucił ją jak ostatni głupiec). Teraz nie zamierzał z niej zrezygnować. Może i działał na dwa fronty, ale nie obchodziło go, którą z jego twarzy wybierze, jak długo to on będzie wygranym.

Ciągle pamiętał o tajemniczym Jaskrze, któremu chciała wyznać miłość. No i chyba Luka nadal był nią zainteresowany.

A może Jaskier to Luka? Nigdy nie myślał o tym w ten sposób...

- Zmuszę go, żeby mnie wysłuchał - obiecał, otrząsając się z natrętnych myśli. - Cofnie zakaz i wrócisz do swojej szkoły. Do swoich przyjaciół.

- Do przyjaciół - prychnęła, zaplatając ramiona na piersi. - Wszyscy od razu uwierzyli Lili. Nawet się nie zastanowili.

- Na pewno nie wszyscy... - próbował protestować, ale mu przerwała.

- Alya może i nie uwierzyła, ale rozmawiała z Lilą o rzeczach, które powierzyłam jej w sekrecie. Wszystkie dziewczyny plotkowały z nią za moimi plecami. Nie ufam już im.

Tego nie miał jak podważyć. Pora na inny argument.

- A inni? Adrien? On na pewno...

- Widziałam jego minę, Kocie - powiedziała cicho. - Był śmiertelnie przerażony. Nie ma szans, żeby nie uwierzył Lili, tym bardziej, że dowody świadczą przeciwko mnie.

- Jakie znowu dowody? - westchnął superbohater.

- Miałam w pokoju pełno jego zdjęć, co wszyscy mogli zobaczyć na nagraniu Jaggeda. Sam je widziałeś na własne oczy. Znałam na pamięć jego rozkład dnia. I przygotowałam dla niego prezenty na różne okazje. Na urodziny, imieniny, święta...

Nadal nie widział w tym nic dziwnego. Sam miał dużo jej zdjęć. Zapisał w kalendarzu wszystkie ważne wydarzenia, w których będzie brała udział. Zależało mu na niej, więc co było w tym złego?

- W końcu jesteście przyjaciółmi. To całkiem normalne...

- Podkochiwałam się w nim - wyznała, wbijając wzrok w swoje stopy. Nie zobaczyła jak oczy Kota robią się ogromne. - Teraz już widzę, że to nie było zdrowe uczucie. Robiłam bardzo głupie rzeczy i wciągałam w nie innych. Odpuściłam sobie, zanim zdążyłam zniszczyć naszą przyjaźń. On nie wiedział, a ja przestałam śnić o nim na jawie i snuć idiotyczne marzenia. Wszystko było w porządku aż do dziś.

- Byłaś zakochana w Adrienie? - zapytał słabym głosem.

Zerknęła na niego nieśmiało.

- Pamiętasz jak pomagałeś mi z miłosnym wyznaniem?

- Drogi Jaskrze... - wyszeptał.

Miał miękkie kolana i bardzo potrzebował sobie usiąść.

Marinette była zakochana w jego codziennej wersji! I kiedyś darzyła uczuciem Kota! Pokochała obie jego twarze, a on nie miał o tym bladego pojęcia i przespał swoją szansę, bo ścigał Biedronkę. Nic dziwnego, że Plagg miał dość wysłuchiwania jego żali o tym, że Marinette nie reaguje na jego zaloty. Jak długo on nie reagował na jej?

Och, moja biedna, biedna Księżniczko... Co ja ci zrobiłem?

- Ale to już nie ma znaczenia! - zastrzegła zaraz, wymachując rękoma. - Adrien to totalnie zamknięty rozdział! Już o nim nie myślę w ten sposób! Jesteśmy tylko przyjaciółmi! Poza tym jest ktoś... ktoś inny, o kim myślę... - wyznała na sam koniec, czerwieniejąc i naprędce odwracając wzrok.

Ktoś inny. Wszechświat naprawdę go dziś nienawidził.

- Kto? - zapytał ostro.

Był zły. Na siebie, że miał na oczach klapki. I na nią, że ukrywała przed nim swoje uczucia.

- Nieistotne - pisnęła, nadal wściekle czerwona. - Masz ochotę na coś słodkiego? - zaproponowała szybko, próbując zmienić temat. - I możemy pograć w UMS, jeśli chcesz. Niestety u dziadka nie będziesz miał jak mnie odwiedzać, więc musimy odwołać nasze wieczorne spotkania... - spostrzegła posępnie.

Kot zaklął w duchu, przeklinając Lilę, swojego ojca i stalkera, którzy jednego dnia odebrali mu wszystkie życiowe przyjemności.

- Ale na weekendy będziesz wracać, prawda? - upewnił się. - Może... Może wtedy...

Do tej pory spotykali się na tygodniu, bo w weekendy miał mnóstwo zajęć dodatkowych. I nocny patrol z Biedronką. Gdyby jednak nieco przesunąć godzinę...

- Tak! - zawołała entuzjastycznie. - Weekendy mi pasują!

- To... To super! - ucieszył się. - Jesteśmy umówieni! Ale nie, że na randkę, czy coś! - zastrzegł zaraz, gdy zrobiła zdumioną minę. - Chyba, że będziesz chciała, ale decyzja należy do ciebie. To mogą być nie-randki. Przyjacielskie nie-randki.

Zaśmiała się cichutko, rozbawiona jego bełkotem. Zwykle to ona nie potrafiła sklecić zdania. Miło było oglądać Kota w tym wydaniu.

- Niech będzie ta "nie-randka" - oznajmiła, ciągnąc go przed komputer.

Korciło go, żeby jeszcze raz zapytać o jej nowego, tajemniczego ukochanego, ale uznał, że musi to właściwie rozegrać. Uśpić jej czujność i zadać pytanie znienacka. Poza tym nie kolejny rywal był w tym momencie jego największym problemem, tylko Lila i stalker.

- Co to za mina? - zapytała Marinette, która obserwowała go ukradkiem.

- Zastanawiam się jak ci pomóc - wyznał szczerze. - I chyba mam pewien pomysł...

- Kocie... - zaczęła, ale przycisnął jej palec do ust, skutecznie uciszając.

- Załatwię to - obiecał, patrząc prosto w niebieskie oczy. - Obiecuję.

- Tylko nie rób nic głupiego - poddała się.

- Ani mi to w głowie.

***

Gorilla wysadził go pod szkołą, ale zamiast zostać w budynku, Adrien czym prędzej pognał na drugą stronę ulicy i wpadł do piekarni. Tom i Sabine spojrzeli na niego szybko zza lady, a potem wymienili między sobą spojrzenia.

- Dzień dobry. Muszę porozmawiać z Marinette - powiedział na wstępie.

- To nie jest najlepszy pomysł... - westchnęła Sabine, patrząc na niego ze współczuciem.

- Proszę, to zajmie tylko chwilkę! Mari musi wiedzieć, że ja nie mam nic wspólnego z decyzją ojca! Nawet nie wierzę, że to ona...

- Doceniamy to, synu, ale zakaz zbliżania się to nie przelewki - powiedział mu z żalem Tom. - Nie stać nas na zapłacenie grzywny za złamanie go.

- Wiemy, że chcesz dobrze, Adrien. - Sabine podeszła bliżej i położyła dłoń na ramieniu modela. - Nie winimy cię ani nic. Po prostu musimy teraz zadbać o naszą córkę, a ona nie może pojawiać się w twoim towarzystwie.

Miał ochotę rozpłakać się z frustracji.

- Ale powiemy jej, że tu byłeś - obiecał Tom, uśmiechając się do niego ciepło.

- Proszę jej powiedzieć, że... że... - Adrien z trudem przełknął ślinę. - Że mi przykro. I zrobię co w mojej mocy, żeby to odkręcić.

- Dobry z ciebie chłopak - pochwaliła go Sabine. - A teraz lepiej biegnij do szkoły. Zaraz się spóźnisz.

Spojrzał na zegarek, potem na nich i skinął głową.

- Przepraszam! - zawołał jeszcze na pożegnanie i wybiegł ze sklepu.

Po drugiej stronie ulicy obejrzał się za siebie i spojrzał na balkon Marinette. Miał nadzieję, że może ją zobaczy, ale miejsce było puste. Domyślił się, że dziewczyna wyjechała już do dziadka i poczuł bolesne ukłucie w okolicy serca.

- Bro! - Nino czekał na kumpla przy szafce. - Jesteś dziś na styk.

- Musiałem załatwić coś przed szkołą.

Adrien szybko wpakował swoje rzeczy do szafki i zabrał potrzebne książki.

- Tym razem bez prezentów - skomentował Nino.

- Co? - Adrien był zbyt pogrążony we własnych myślach, by zrozumieć, o co chodzi.

- Nie dostałeś prezentu od stalkera - zauważył DJ. - I tutaj też nic nie ma - dodał, gdy weszli do klasy.

Adrienowi nie spodobało się, że mówiąc to, zerknął na puste miejsce w ławce Marinette. Ogarnęła go irytacja i już miał się odezwać, gdy stanęła przed nimi Alya.

- To prawda? - zapytała cicho, patrząc na blondyna. - O tym zakazie zbliżania się?

- Tak - odpowiedział krótko.

Marinette musiała do niej napisać. Był ciekaw, jak przebiegła rozmowa dwóch przyjaciółek. Wczoraj Marinette nie wydawała się być zbyt skora do wybaczania.

- Jaki zakaz? - spytał Nino, marszcząc w skupieniu brwi.

- Mój ojciec uwierzył w tę bzdurę, że to Marinette mnie stalkuje - powiadomił go cierpko model. - Załatwił formalny zakaz zbliżania się. Jeszcze nie wiem jak, ale zamierzam to odkręcić.

- A jesteś pewien, że to nie ona? - Alya spojrzała na niego bacznie.

Ciśnienie mu podskoczyło i krew napłynęła do twarzy. Już dawno nie był tak poirytowany. Jak Alya w ogóle śmiała?!

- Nie rozumiem jak TY możesz w ogóle myśleć, że to ona - odciął się gniewnie.

- Hej! - Nino próbował nieco załagodzić sytuację, ale Alya i Adrien go zignorowali.

- To moja przyjaciółka. Ja tylko...

- Moja też - uciął Adrien. - I nawet przez myśl mi nie przeszło, że to ona mnie prześladuje. Każdy, kto tak myśli, chyba pozamieniał się z idiotą na rozumy!

Uświadomił sobie, że powiedział to głośniej niż zamierzał, gdy zorientował się, że gapi się na niego cała klasa. Zarumienił się lekko, ale nie spuścił głowy i nie odwrócił wzroku, mierząc nim kolejne osoby.

Niech tylko ktoś zaprotestuje! Adrien był gotów urządzić im jesień średniowiecza!

- Przez tę pogłoskę, biedna Marinette musiała zmienić szkołę - poinformował. - Zamierzam znaleźć prawdziwego stalkera i odkręcić cały ten cyrk.

- Skąd wiesz, że zmieniła szkoły? - zapytała podejrzliwie Alya.

- Byłem dziś rano w piekarni - wyłgał się gładko. - Rozmawiałem z jej rodzicami. Nie stracę jej przez taką głupotę - oznajmił już spokojniej. - Na to się nie godzę.

Nino uśmiechnął się szeroko i klepnął go w ramię.

- To się rozumie, bro! Jestem z tobą!

- Ja też - oznajmiła zaraz Alya, na co łypnął na nią podejrzliwie. - Wybacz, musiałam się upewnić, że nie wierzysz...

- Chwila, testowałaś mnie? - oburzył się blondyn, rejestrując jej słowa.

- Cóż, czasem bywasz troszkę... naiwny - westchnęła, na co naburmuszył się jeszcze bardziej. - Musiałam sprawdzić, czy jesteś po naszej stronie.

Nieźli przyjaciele, niech ich! A gdzie tu zaufanie?! Uznał jednak, że później poruszy ten temat. Teraz był zbyt zdenerwowany.

- Naszej? - zwątpił, spoglądając na niepewne miny innych kolegów i koleżanek.

- Popracujemy nad tym - odparł zaraz Nino, uśmiechając się przepraszająco.

Nie musiał dodawać, że będzie to ciężka orka.

***

Dzień bez Marinette był jakiś... dziwny. Adrien wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo była obecna w jego życiu, dopóki nie spędził całego dnia w szkole bez jej towarzystwa u boku. Brakowało mu jej śmiechu i nieskładnego paplania. Tęsknił za jej pewnością siebie i wsparciem, które zawsze mu okazywała. Bez niej czuł się tak, jakby ktoś zawiązał mu oczy i kazał iść przed siebie ruchliwą autostradą.

Dlatego też późnym wieczorem przemienił się w Kota i śmignął prosto w stronę znajomego balkonu. Wylądował na nim cicho, ze smutkiem patrząc na zgaszone światła w pokoju poniżej. Westchnął cicho, a potem oparł łokcie o balustradę i spojrzał na migoczące światła miasta.

Może i Marinette tutaj nie było, ale i tak czuł się bliżej niej niż przez cały dzień.

- Czarny Kot?

Superbohater podskoczył jak oparzony i obrócił się w stronę głosu. Był tak pogrążony we własnych myślach, że nie usłyszał odgłosu otwieranej klapy. Miał tak samo zaskoczoną minę jak Sabine, która spoglądała na niego z widoczną konfuzją.

- Stało się coś? - zapytała niespokojnie. - Nowa akuma? Jesteśmy w niebezpieczeństwie?

- Nic z tych rzeczy! - zaprzeczył, zamaszyście machając rękami. - Po prostu słyszałem, że Marinette przez chwilę nie będzie i... i... I wpadłem podlać kwiatki! - skłamał pospiesznie.

Podlać kwiatki???

Sabine tylko uśmiechnęła się znacząco, od razu rozszyfrowując jego kłamstwo.

- To miłe z twojej strony, ale Marinette podlała je przed wyjściem - oznajmiła pogodnie.

- O-och... - speszył się, a jego ręka odruchowo powędrowała do karku.

- Wraca w piątek, gdybyś nie wiedział - dodała. - Może wpadniesz na kolację? Jestem pewna, że będzie jej miło.

- Ja... Nie wiem... - zaczął dukać.

- O 19 - powiedziała. - Zamkniesz klapę, gdy będziesz wychodził? - poprosiła, na co zamrugał szybko. - Chciałam trochę przewietrzyć pokój. Marinette lubi świeże powietrze.

- Jasne! Nie ma problemu!

- Świetnie - uśmiechnęła się. - I widzimy się w piątek o 19. Do zobaczenia, Czarny Kocie!

Zniknęła zanim zdążył dodać coś więcej. Kot przynajmniej już wiedział, po kim Marinette odziedziczyła swój upór.

***

Kwadrans przed 19 w piątek, Kot stał przed drzwiami mieszkania Dupain-Chengów, ściskając w dłoni bukiet różowych róż. Serce dudniło mu w piersi i zastanawiał się, czy to na pewno dobry pomysł. W pamięci miał ostatni raz, gdy był na kolacji u rodziny Marinette. Bardzo nie chciał tego powtarzać.

- Raz kotu śmierć - powiedział sobie, pukając do drzwi.

Usłyszał niewyraźne głosy, a zaraz później drzwi otworzyły się szeroko i stanęła w nich Marinette.

Zwyczajnie odjęło mu mowę.

Włosy miała rozpuszczone i lekko potargane. Kątem oka dostrzegł kask na komodzie, więc domyślił się, że przyjechała do domu swoim skuterem. Miała na sobie czarną bluzkę z różowymi kwiatami - jej znakiem charakterystyczym - a także granatowe, powycierane jeansy. Na widok Kota niebieskie oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe, a usta lekko rozchyliły.

Czy musiała wyglądać tak słodko?! Nie był na to przygotowany!

- Twoje! - zaskrzeczał, zamaszyście wyciągając w jej stronę bukiet.

Spojrzała na kwiaty, a potem znowu na niego. Nie wykonała żadnego ruchu.

- Marinette, wpuść tego biednego chłopca do środka - upomniała ją matka.

I ona, i Tom wyglądali jakby z trudem hamowali śmiech.

- Co? - bąknęła Marinette, ciągle gapiąc się na Kota.

Sabine wzniosła oczy do nieba i przejęła bukiet od zdenerwowanego blondyna. Dopiero to jakby otrzeźwiło Marinette. Dotarło do niej, że Kot nie jest wytworem jej wyobraźni i naprawdę przed nią stoi. Zrobiła się czerwona jak piwonia i złapała chłopaka za ręce, pospiesznie wciągając go do mieszkania.

- Co... co ty... - zaczęła dukać.

- Przyłapałam go na twoim balkonie pod pretekstem podlewania kwiatków - odparła za Kota Sabine. - Podejrzewam jednak, że był tam z innego powodu - dodała żartobliwie.

Tym razem to Kot zrobił się wściekle czerwony. Na szczęście Tom postanowił uratować go od odpowiedzi.

- Kolacja będzie za 10 minut - oznajmił. - Siadajcie, siadajcie!

Położył dłonie na ramionach Kota i Marinette, kierując ich w stronę stołu. Usiedli obok siebie, wymieniając niepewne spojrzenia.

- Mam paskudne déjà vu - mruknął Kot, bacznie obserwując krzątającego się po kuchni piekarza.

- Tym razem będzie inaczej - powiedziała cicho Marinette, nieśmiało biorąc go za rękę.

Spojrzał szybko na ich złączone dłonie i z trudem przełknął ślinę. Nigdy wcześniej nie czuł tak silnej potrzeby, żeby przycisnąć sobie jej dłoń do ust. Niestety, Tom obserwował go czujnie i Kot nie miał na tyle odwagi, by zdobyć się na ten gest przy ojcu Marinette.

Sabine postawiła przed nimi półmisek z parującą zapiekanką warzywną i usiadła obok męża.

- Skarbie, musisz puścić rękę Kota - powiedziała niewinnym tonem, patrząc na córkę. - Będzie jej potrzebował do jedzenia.

Puścili swoje ręce tak szybko, jakby się oparzyli. Tom zachichotał cicho i zaczął rozdzielać porcje. Kot czym prędzej wpakował kęs zapiekanki do ust, próbując zająć się czymkolwiek. Była tak gorąca, że łzy stanęły mu w oczach, ale udało mu się ją przełknąć i nie umrzeć.

To jak bardzo można się skompromitować w ciągu jednego wieczoru?

- Opowiadaj jak było w nowej szkole - polecił Marinette Tom. - Poznałaś kogoś ciekawego?

- Mam bardzo fajną klasę. Siedzę z taką Stellą i jest naprawdę bardzo miła - odparła, odprężając się. - Wpadnie jutro na moment, bo jestem nieco do tyłu z materiałem, który przerabiamy i pomoże mi wszystko nadrobić. Och! - Nagle coś się jej przypomniało. Niebieskie oczy zabłysły jak gwiazdy. - Wiecie, że Luka też chodzi do tej szkoły?!

Kawałek zapiekanki, który właśnie przełykał Kot, nagle wpadł nie do tej dziurki co trzeba. Oczy stanęły mu w słup i złapał za szklankę wody, czym prędzej popijając posiłek. Sabine zerknęła na niego szybko, a Marinette odruchowo poklepała go po plecach i mówiła dalej, jakby nic się nie wydarzyło.

- Nie jesteśmy w tej samej klasie, ale oprowadził mnie po szkole i pokazał wszystkie fajne miejscówki. Jem lunch z nim i z jego przyjaciółmi. To bardzo sympatyczni ludzie, naprawdę! Bez Luki czułabym się bardzo zagubiona.

Kot sposępiał, ale miał nadzieję, że tego po nim nie widać. Skupił się całym sobą na jedzeniu, wsłuchując w brzmienie głosu Marinette. Zwykle tyle mu wystarczało, żeby się uspokoić, ale nie tym razem.

Luka... Luka... Luka...

Po co on właściwie tu przyszedł?

Pół godziny później uznał, że wytrzymał wystarczająco długo. Zjadł kolację, więc mógł wyjść. Marinette i tak raczej nie będzie za nim tęskniła. Następnym razem może sobie zaprosić Lukę, skoro tak lubi jego towarzystwo.

- To był bardzo miły wieczór, ale muszę się zbierać - oznajmił, wstając. - Dziękuję za zaproszenie. Kolacja była pyszna.

- Już idziesz? - Marinette popatrzyła na niego ze zdumieniem. - Myślałam, że zostaniesz dłużej i urządzimy z tatą turniej w UMS!

- Zniszczę was oboje! - zakomunikował wtedy piekarz.

- Naprawdę muszę już iść - odpowiedział Kot, siląc się na uśmiech. - Do zobaczenia.

Wyszedł tak szybko, że nie zdążyli go zatrzymać. Marinette wyglądała na porządnie zdezorientowaną.

- To było dziwne - oceniła.

- Może następnym razem nie opowiadaj tyle o innym chłopaku przy swoim chłopaku? - zakpił Tom, sprzątając naczynia ze stołu.

- O innym... Przy swoim... - Marinette zamrugała powoli, przetwarzając słowa ojca. - Ale my nie... Ja i Luka nie... To znaczy, ja i Kot... - zaczęła się plątać.

- Urządziłaś temu biedakowi niezłe tortury - powiedziała Sabine, kręcąc głową. - Ale muszę przyznać, że wytrzymał dość długo.

- Nie zamierzałam...! - zapiszczała Marinette. - Ugh! Co za katastrofa! - jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.

- Bardziej KOTastrofa - zakpił Tom, na co zajęczała głośniej.

***

Zamierzał się trzymać z daleka, ale miał słabą wolę i już następnego wieczora skakał po dachach prosto w stronę piekarni. Poza tym naprawdę mu jej brakowało. Może i był masochostą, ale nie zamierzał rezygnować z czasu, który mógł z nią spędzić, nawet jeśli będzie paplała o Luce.

Marinette czekała na niego na balkonie. Gdy tylko wylądował na balustradzie, skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w niego wzrok.

- Co to wczoraj miało znaczyć? - spytała na wstępie.

- Dobry wieczór, Marinette - przywitał się uprzejmie, ignorując jej pytanie. - Ciebie też miło widzieć.

Westchnęła ciężko i pokręciła głową, wyraźnie niezadowolona z jego postawy.

- Poważnie? Będziesz się tak zachowywał?

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Kot stanął na ziemi i zacisnął palce na balustradzie. - Zachowuję się normalnie.

- To nie jest "normalnie" - oznajmiła. - Normalnie to ty udajesz, że nie pamiętasz mojego imienia i na okrągło nazywasz mnie Księżniczką.

- Czego nie lubisz. Tylko stosuję się do twoich życzeń.

Zacisnęła mocno usta. Musiała wczoraj zranić go bardziej niż myślała. Ale skąd mogła wiedzieć, że Kot będzie zazdrosny do tego stopnia?! I to o Lukę ze wszystkich osób!

- Nie wierzę, że będę się z tego tłumaczyć... - mruknęła do siebie, po czym dodała już głośno. - Mnie i Luki nic nie łączy. To tylko dobry przyjaciel.

Ani trochę go nie uspokoiła. Sam miał w pamięci, ile razy identycznie nazywał Marinette. I co? Gdzie go to zaprowadziło? Obecnie wielbił ziemię, po której stąpała jego "świetna przyjaciółka". Przyjaźń nie wykluczała innych uczuć, o nie!

- Nie musisz nic wyjaśniać - odparł neutralnym tonem. - Nie jesteś przecież moją własnością. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Możesz robić, co chcesz i z kim chcesz.

Ha! Też mogę używać tego określenia! I co ty na to, Marinette?!

- Tylko przyjaciółmi - powtórzyła, patrząc na niego jak na nowy okaz w zoo.

Niemal widział trybiki, które kręciły się w jej głowie.

- Luka to świetny chłopak. Nie znam go zbyt dobrze, ale zrobił na mnie dobre wrażenie. Cieszę się, że masz w nowej szkole kogoś, kto się o ciebie troszczy.

- Tak, Luka jest świetny - zgodziła się, robiąc krok w jego stronę. - Ale nie darzę go żadnymi TAKIMI uczuciami. Nie mogłabym, bo to miejsce jest już zarezerwowane.

Nieśmiało położyła dłoń na dłoni Kota. Chłopak spojrzał szybko na drobną rękę dziewczyny, a potem przekręcił głowę w jej stronę. Wpatrywała się w niego z nieśmiałym uśmiechem i pełnym nadziei spojrzeniem.

Nie był najlepszy w czytaniu romantycznych sygnałów. Potrzebował konkretów.

- Zarezerwowane? - spytał cicho, na co się uśmiechnęła.

Czy mogła mówić o nim? Czy mógł mieć takie szczęście? Może jednak nie odczytał źle wszystkich znaków, które wysyłała Kotu? Może to naprawdę były znaki, a nie jego bujna wyobraźnia?

- I to bezterminowo - dodała.

Przekręcił dłoń tak, że ich palce splotły się ze sobą mocno. Marinette cicho wtedy odetchnęła i stanęła tuż przy nim, opierając mu policzek o biceps. Niemal bezwiednie pochylił ku niej twarz i pocałował w czubek głowy.

- Tęskniłem za tobą - wyznał cicho, postanawiając na chwilę zapomnieć o wszystkich obawach i po prostu być szczerym.

- A ja za tobą - odparła, wolną ręką obejmując jego ramię i przytulając się mocniej.

- Rozmawiałaś z przyjaciółmi z Dupont? - zapytał, gładząc kciukiem jej dłoń.

- Tak - potwierdziła. - Alya dzwoni do mnie co wieczór i piszemy na bieżąco. Nino też się odzywa, tak samo Marc i Nathaniel. Dostałam nawet pocztówkę od Alix z przyszłości.

- A Adrien? - zapytał, doskonale wiedząc, co zaraz usłyszy.

- Napisał do mnie, ale musiałam zablokować jego numer - wyznała z żalem. - Nie wolno mi się z nim kontaktować. Naprawdę nie chcę mieć kłopotów. Brakuje mi go, ale... to już definitywny koniec. Nie da się obejść warunków zakazu.

- Ale można go całkiem zdjąć - odparł.

- Jego ojciec nigdy tego nie zrobi - zauważyła gorzko. - Nie chcę o tym rozmawiać. Możemy zmienić temat?

- Mogę powiedzieć coś jeszcze? - zapytał, a gdy skinęła głową, kontynuował. - Prezenty przestały się pojawiać po twoim odejściu. Wiesz co to oznacza? Że komuś zależało na tym, żeby skierować podejrzenia właśnie na ciebie. Ktoś chciał, żebyś zniknęła z otoczenia Adriena.

- I patrz jaki ten ktoś odniósł sukces - prychnęła.

Kot przekręcił jej twarz w swoją stronę i uniósł palcem podbródek. Niebieskie oczy Marinette wpatrywały się w niego intensywnie. Uwielbiał ich kolor. Był to jego ulubiony odcień.

- Wiem, jak to wszystko odkręcić - oznajmił. - Stalker Adriena musi na chwilę wrócić. Wszyscy zobaczą, że to nie ty i będziesz mogła podrzeć zakaz na małe kawałeczki, a ja resztki załatwię Kotaklizmem.

- A skąd niby wiesz, że to nie ja? - Marinette zagryzła dolną wargę, ale nie odwróciła od niego wzroku. - Może cierpię na jakieś rozdwojenie jaźni i moje drugie, psychiczne ja prześladuje Adriena?

- Za dużo Moon Knighta, Księżniczko - zaśmiał się. - Chcesz mi powiedzieć, że masz luki w pamięci i przywiązujesz się na noc za nogę do łóżka?

- No... nie, ale...

- Zatem nie ma tematu - uciął.

- To jak chcesz, żeby ten stalker wrócił, co? - spytała, wzdychając.

Tylko się figlarnie uśmiechnął.

- Chcesz... - dotarło do niej. - Kocie, nie!

- Kocie, tak! - wyszczerzył się.

- Adrien ma już dość na głowie! Nie chcę, żebyś stresował go bardziej!

- Powiem mu, że to ja podrzucam prezenty, bo chcę ci pomóc - wzruszył ramionami. - Będzie wiedział o co chodzi.

- Nigdy się na to nie zgodzi!

- Proszę cię! - prychnął. - Dla ciebie ten chłopak zgodzi się na wszystko.

Marinette odjęło mowę.

- Chyba przeceniasz jego uczucia do mnie - powiedziała w końcu.

- To ty ich niedoceniasz, Księżniczko. Wiem, co mówię. Biedny model stracił dla ciebie głowę. Widzi to każdy, kto ma oczy.

Zamrugała dwa razy, a potem ryknęła śmiechem, zginając się przy tym w pół. Kot poczuł się ciut urażony i wydął wargi. Na szczęcie tego nie dostrzegła.

- Dobre sobie! - śmiała się, ocierając policzki z łez. - Stracił dla mnie głowę!

- Co w tym śmiesznego?

Musiała nabrać głośno tchu, zanim w ogóle mogła mu odpowiedzieć.

- Koteczku, Alya prowadzi notes, w którym zapisuje każdy raz, gdy Adrien nazywa mnie swoją "świetną przyjaciółką". I wiesz, co ci powiem? Zaczynają się jej kończyć kartki.

Na pewno nie nazywał jej w ten sposób aż TAK często! Zwyczajnie wyolbrzymiała!

Nadąsał się jeszcze bardziej. Tym razem to zauważyła.

- Skąd ta mina? - zapytała, marszcząc brwi. - Powinieneś się cieszyć. Wyeliminowałeś całą konkurencję.

- Ja? - bąknął, a serce zaczęło mu bić jakoś szybciej.

Czyżby jednak nie zamierzali dłużej udawać, że temat nie istnieje? Fajnie tak było krążyć wokół siebie, ale konkrety byłyby mile widziane. Jego pewność siebie została mocno nadszarpnięta przez Lukę.

- Jeszcze jakiś czas temu rozpłynęłabym się z zachwytu, gdyby Adrien choć na mnie spojrzał - oznajmiła. - Dla niego byłam gotowa zrobić naprawdę głupie rzeczy - przyznała się ze wstydem. - Ale to już przeszłość. Przyszłość widzę zupełnie inaczej. Zażartowałabym, że w "czarnych barwach", ale to powiedzenie ma negatywny wydźwięk. Wiesz o co mi chodzi, prawda? - zaczęła bełkotać.

- Chyba... Chyba tak.

Obdarzyła go słodkim uśmiechem, od którego policzki zaczęły mu płonąć. Zachichotała na ten widok i lekko chwyciła za złoty dzwoneczek. Jeszcze chwilkę temu była zażenowana i niezdarna. Jakim cudem tak szybko odzyskała pewność siebie?!

- Mari... - szepnął, gdy przesunęła mu dłonie po ramionach i splotła je na karku, przybliżając się do niego tak, że praktycznie trzymał ją w objęciach. - Czy to rozsądne? - spytał, próbując choć raz zachować się odpowiedzialnie.

Biedronka urwałaby mu głowę, gdyby wiedziała, że spoufala się z cywilem w swojej superbohaterskiej postaci. Nie było to zbyt mądre. Wiedział, że może tym narazić Marinette na niebezpieczeństwo. Ale z drugiej strony Paryżanie widywali ich razem już tak często... Nigdy jakoś specjalnie nie ukrywali swojej znajomości. Nawet byli razem w kinie i na spacerze! Nikt nie zwrócił na to uwagi.

Oprócz André, ale to już co innego.

- Mam dość bycia rozważną - odparła cicho.

Wspięła się na palce, redukując do zera resztę dzielącej ich odległości. Kot musiał oprzeć dłonie na jej biodrach, żeby nie stracić równowagi. Z tak bliska jej tęczówki były jeszcze bardziej niebieskie. Nie potrafił oderwać od nich wzroku. Zupełnie jakby go zahipnotyzowała.

- Dobrze znam ryzyko - powiedziała cicho, a w jej oczach błysnęło coś, czego nie potrafił dobrze odczytać. Jakiś mrok i smutek. - Ale nawet jeśli nasza miłość może zniszczyć cały świat, jestem gotowa postawić wszystko na jedną kartę. Z tobą u boku nie boję się niczego.

Przycisnął czoło do jej czoła i zamknął oczy. Tak długo czekał na te słowa, że teraz zdawały mu się tylko pięknym snem. Marinette wsunęła mu palce we włosy na karku i lekko potarła nosem o jego. Czuł jej oddech na swoich ustach.

- Wiem, że to samolubne prosić o coś takiego superbohatera, ale czy zaryzykujesz ze mną? - spytała cicho.

W odpowiedzi delikatnie przycisnął usta do jej ust. Marinette natychmiast stopniała w jego ramionach. Gdyby jej nie podtrzymywał, jak nic osunęłaby się na ziemię. Wczepiła się tylko w niego, odpowiadając na pocałunek tak samo powoli i czule.

To było jak powrót do domu po długiej podróży. Jak łyk chłodnej wody podczas upału. Jak promień słońca w pochmurny dzień. Wiele czytał o tym, jak powinien wyglądać pierwszy pocałunek i zawsze marzył, że doświadczy właśnie takiej magii. Technicznie może i nie był to jego PIERWSZY pocałunek (te należały do Biedronki), ale skoro żadnego nie pamiętał, to po prostu się nie liczyły.

Ten zapamiętał każdym włókienkiem swojego ciała. W tej postaci jego zmysły były bardziej wyczulone, więc odbierał bodźce z dodatkową mocą. Czuł jej kwiatowy zapach. Smakował truskawkową pomadkę na ustach. Słyszał każdy drżący oddech, który nabierała. Żadna magia nie mogła mu tego wymazać z pamięci.

Kiedy się od siebie odsunęli, żadne nie wypowiedziało nawet słowa. Kot otoczył tylko ramieniem jej talię, a ona przytuliła się mu do piersi. Niczego więcej nie potrzebowali.

***

- Na mnie już pora - powiedział cicho, pieszczotliwie odgarniając jej włosy za uszy.

- Już? - nadąsała się, wtulając się w niego mocniej.

- Dochodzi trzecia nad ranem. Powinnaś być w łóżku i smacznie spać.

- Kiedy tu mi dobrze.

Zaśmiał się, gdy na potwierdzenie mocniej przytuliła się mu do boku. Leżeli oboje na jej leżaku i gawędzili ze sobą cicho, kompletnie nie zwracając uwagi na upływający czas. Dopiero gdy Kot zauważył, że Marinette zaczyna przysypiać, zorientował się, że zrobiło się naprawdę późno.

- Mnie też jest dobrze, ale...

- Nie ma ale - przerwała mu, mocniej obejmując ramieniem jego pierś. - Nigdzie nie idziesz.

- Rano będziesz żałowała, że zasnęłaś w tej pozycji. Będziesz niewyspana i obolała.

- Ugh! Dlaczego musisz być taki roztropny? Co się stało z tym zwariowanym Czarnym Kotem, który najpierw działał, a potem myślał?

- Zmądrzał - odparł cicho. - Biedronka potrzebuje u swojego boku kogoś, na kim może polegać. Nic dziwnego, że wcześniej mi nie ufała. Sam bym sobie nie ufał na jej miejscu. Byłem zbyt nieodpowiedzialny i beztroski.

- Co proszę? - Marinette aż sobie usiadła. - Kto ci nagadał takich bzdur?!

- Nikt niczego mi nie nagadał. Sam do tego doszedłem. Traktowałem bycie superbohaterem jak zabawę. Zapomniałem o pewnych mądrych słowach, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Teraz już pamiętam i zrobię wszystko, żeby Biedronka miała u swojego boku partnera z prawdziwego zdarzenia, a nie błazna.

- Kocie... - Marinette pogładziła go po twarzy. - Biedronka powinna być dumna, że ma u swojego boku kogoś takiego jak ty. Jesteś najlepszym partnerem i superbohaterem jakiego mogłaby sobie wymarzyć.

- Pracuję nad tym - odparł, sięgając po jej dłoń i składając pocałunek na wierzchu.

- Zatem co w planach ma mój przyjacielski Kociak z sąsiedztwa? - spytała.

- Wiesz, to co zwykle. - Kot uśmiechnął się szelmowsko. - Uratować piękną niewiastę, załatwić kilku złoczyńców...

- Nie, żadnego załatwiania złoczyńców. - Marinette wróciła do tulenia go. - Chcę, żebyś był bezpieczny.

- Ale piękne niewiasty ratować mogę? - zapytał, patrząc na nią z rozbawieniem.

- Tylko, jeśli nie będą próbowały okazać ci wdzięczności w ten sposób - odparła, wyciskając mu na ustach długi pocałunek.

Kot wsunął palce w jej włosy na tyle głowy i przytrzymał przy sobie lekko.

- Naprawdę muszę już iść - szepnął, skubiąc ustami jej górną, a potem dolną wargę. - Oboje powinniśmy się wyspać.

- Uparty jesteś, wiesz? - westchnęła, wciskając mu buzię w szyję.

- Przyganiał kocioł garnkowi.

Objął ją oburącz i przytulił do siebie na chwilę, a zaraz potem już stawiał na ziemi. Nim zdążyła zaprotestować, otworzył klapę w podłodze i gestem zaprosił do środka. Marinette niechętnie wślizgnęła się do pokoju i uniosła ku niemu twarz.

- Wpadnę wieczorem - obiecał, pochylając się ku niej.

- Ja myślę - odparła, uśmiechając się.

- Słodkich snów, moja Księżniczko - szepnął całując ją w czoło.

- Uważaj na siebie, Koteńku - odszepnęła.

Patrzyli na siebie jeszcze przez minutę, po czym Kot wyprostował się i zniknął w mroku. Marinette zamknęła klapę i opadła na poduszki, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Wyglądasz na szczęśliwą - odezwała się Tikki, wylatując z ukrycia.

- Bo jestem. - Marinette zakryła twarz dłońmi i zaśmiała się cicho. - Jestem tak strasznie, strasznie szczęśliwa, Tikki... Byłam taka głupia, że tyle się przed nim wzbraniałam. I tak bardzo go skrzywdziłam... Ale teraz to naprawię. Zaopiekuję się nim.

- A on tobą. - Tikki przytuliła się jej do policzka. - Będziecie razem bardzo szczęśliwi. Wiem to.

Marinette cmoknęła ją w czubek główki, a potem zamknęła oczy i niemal natychmiast zasnęła.

***

Adrien zadbał o to, żeby maskotkę w jego szafce zobaczyło jak najwięcej osób, dlatego przyszedł do szkoły odpowiednio wcześniej. Otwierając szafkę skamieniał, a potem wyciągnął pluszowego psiaka z czerwoną kokardą pod szyją.

- O cholercia - powiedział Nino, gdy Adrien wyszedł z szatni z pluszakiem pod pachą. - Znowu?

- Jak widać. - Adrien pomachał mu psem przed nosem. - Stalker powrócił.

- Nie rozumiem, dlaczego od razu tego nie wyrzucisz - oznajmił mu przyjaciel. - Co tak właściwie robisz z tymi rzeczami?

- Oddaję na cele charytatywne. Wszystkie pluszaki poszły do domów dziecka i do przedszkoli. A całą resztą zajęła się Nathalie.

- Jak długo jeszcze będzie pracować u twojego ojca?

- Do końca miesiąca. - Adrien spochmurniał. - Nie mogę uwierzyć, że odchodzi.

Nathalie była dla niego jak rodzina. Przywiązał się do niej, dlatego ciężko mu było zaakceptować, że odchodzi. Czuł się trochę tak, jakby go porzucała.

- To, że przestanie pracować dla twojego taty nie oznacza, że o tobie zapomni...

- Wiem, ale to takie... dziwne. Nathalie pracowała z nim odkąd pamiętam.

- Kto ją zastąpi? Wiesz coś?

- Tata chyba nikogo nie szuka. Bo i po co, skoro ma teraz do zabawy sztuczną inteligencję?

- Która wygląda jak ty i Lila. - Nino wyszczerzył zęby. - Wyobraź to sobie... Głos Lili budzący cię co rano i podający rozkład dnia...

- No i będę miał koszmary... - Adrien skrzywił się boleśnie. - Wielkie dzięki, Nino.

Wchodząc do klasy, postawił pluszaka na ławce, żeby każdy mógł go zobaczyć. Ukradkiem obserwował reakcje przyjaciół, próbując wyczytać coś z ich min.

- Nowy prezencik? - Alya przystanęła przy nim na moment.

- Muszę znowu zmienić szyfr do szafki - odparł tylko.

- Ale przecież Marinette nie ma w szkole - zauważył Max.

- Bo to nie od niej - sucho odparł Adrien.

- Tego nie wiadomo - zauważyła Lila. - Mogła zlecić komuś dostarczanie tych upominków pod jej nieobecność.

- Lila, gdyby istniał choć cień szansy, że jeden z tych prezentów jest od Marinette, umarłbym ze szczęścia - powiedział dobitnie, na co oczy wszystkich w klasie zrobiły się wielkie. - Niestety, to nie są upominki od Mari. A wiesz, skąd ja to wiem? Bo ona robi swoje prezenty własnoręcznie. Każdy jest niepowtarzalny i ma jej unikalną sygnaturę. Nie metkę "wyprodukowano w Chinach" - zadrwił, wskazując na tył pluszaka.

- Adrien ma rację - powiedział Nathaniel.

- Marinette to artystka - zgodził się Marc. - Jeśli może zrobić coś własnymi rękami, to to robi.

- A szyć zabawki to ona potrafi - przypomniała Alya. - Zrobiła dla Manon i moich sióstr mnóstwo lalek. Ma swój styl. Nie kupowałaby gotowych produktów.

- Może robi to dla niepoznaki? - zastanowiła się na głos Sabrina. - Żeby odwrócić od siebie podejrzenia?

- Ktoś ją wrabia - oznajmił Adrien. - I wiecie co? Założę się, że następny prezent będzie miał jej sygnaturę. Żeby pogrążyć ją jeszcze bardziej. Dla mnie będzie to jasny dowód, że to nie ona.

***

Musiał się pospieszyć, zanim prawdziwy stalker weźmie się do roboty. W przerwie na lunch zmienił się w Czarnego Kota i pognał prosto do szkoły Marinette. Uczniowie przyglądali się mu z lekką obawą, spodziewając się ataku akumy, ale on nie zwracał na nic uwagi.

Gdy wpadł na stołówkę, oczy wszystkich spoczęły na nim. Siedząca z grupką artystycznie wyglądających dzieciaków Marinette zarumieniła się delikatnie, a gdy Kot ruszył w jej stronę, mocno zagryzła wargę.

- Cześć, mogę cię na chwilę porwać? - zapytał zaraz.

- Stało się coś? Marinette ma kłopoty? - Luka położył dłoń na ramieniu projektantki.

Kot wyobraził sobie, że wykręca mu kolejno palce. Ciekawe jak wtedy grałby na gitarze?

- Po prostu potrzebuję jej pomocy. - Zielone oczy Kota spoczywały tylko na ciemnowłosej dziewczynie. Gdyby przeniósł wzrok na Lukę, mogłoby się to bardzo źle skończyć. - Nic niebezpiecznego, słowo. Wyrobimy się przed końcem przerwy.

- Okej - powiedziała, podając mu rękę, którą Kot ochoczo uścisnął. - Widzimy się później! - pożegnała się z nowymi znajomymi.

Kotu nie umknęło spojrzenie, jakim odprowadził ją Luka. Wszystko w nim krzyczało, żeby oznaczył swój teren i zrobił coś, co pokaże muzykowi, że Marinette jest zajęta. Nie chciał jednak jej zirytować. Wiedział, że zaborcze zachowanie tylko by ją rozdrażniło. Poza tym publicznie mieli udawać "dobrych przyjaciół", żeby Monarcha...

Usta Marinette spoczęły na jego, skutecznie uciszając wszystkie jego myśli.

Nawet się nie zorientował, że wyciągnęła go ze stołówki. Dopiero gdy zaczęła go całować, zorientował się, że są w szkolnej szatni. Szok, że tak beztrosko podeszła do zasad, które wcześniej ustalili sprawił, że nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Dopiero gdy jej palce odnalazły ten punkt na jego głowie, który doprowadzał go do mruczenia, odzyskał nad sobą kontrolę.

I żarliwie odpowiedział na pocałunek. Marinette pisnęła, gdy nagle jej nogi straciły kontakt z podłożem, a Kot zawirował z nią w kółko.

- Takiego powitania się nie spodziewałem - mruknął, całując ją czule.

- Nie po to przyszedłeś? - zdziwiła się, patrząc na niego sennym wzrokiem.

- Nigdy nie odmawiam twoim całusom, Księżniczko, ale fakt, wpadłem z inną misją - potwierdził, odstawiając ją na podłogę.

Nagle zrobiła się podejrzliwa.

- Jeśli to ma coś wspólnego z Luką... - zaczęła groźnie.

- No wiesz?! Nawet przez myśl mi to nie przeszło... No może przez minutę - sprostował, widząc jej wzrok. - Ale nigdy bym tego nie zrobił. Ufam ci bezwarunkowo, Marinette.

W niebieskich oczach błysnęły łzy i dziewczyna z impetem skoczyła mu na szyję. Kot przytulił ją mocno, nie do końca rozumiejąc, co takiego powiedział, że wywołał u niej taką gwałtowną reakcję.

- Jesteś... - zaczęła, ale głos się jej załamał. - Nie wiesz nawet jak marzę o tym, żeby powiedzieć wszystkim, jak cudownego mam chłopaka.

- Wszyscy muszą poczekać - odparł, kołysząc ją w ramionach. - Ale nie mam nic przeciwko, żebyś powiedziała swoim bliskim.

- A twoja tożsamość?

- A co ona ma do tego? - zgubił się.

- Gdy pokonasz Monarchę, zachowanie twojej tożsamości w sekrecie nie będzie aż tak konieczne, prawda?- bąknęła, zerkając na niego spod rzęs. - Jeśli teraz powiem, że spotykam się z Kotem, a potem nagle zacznę chodzić z tobą tyle, że bez maski, wszyscy, którym o nas powiedziałam połączą kropki.

Fakt, że myślała o nich w tak dalekosiężnej perspektywie sprawił, że zmiękły mu kolana. Uświadomił sobie nagle, że Marinette nie zamierza od niego odejść. Nie zniknie, tak jak jego mama. Nie zostawi go jak Nathalie. Nie: Marinette planowała być przy nim tak długo, jak długo się da.

Uświadomił sobie coś jeszcze - był w niej zakochany do granicy obłędu.

Ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował tak, że aż westchnęła. Musiała złapać go za ramiona, żeby nie stracić równowagi. Pocałunek był jednak krótki i Kot zaraz się odsunął, choć Marinette próbowała go zatrzymać na dłużej.

- Jeszcze chwila i zapomnę, po co tu przyszedłem - szepnął, przyciskając czoło do jej czoła.

- No to mów szybko, a potem możemy znowu się całować - mruknęła, pocierając nosem o jego nos.

- Słodki camembert... - jęknął, na co zachichotała. - Okej, do rzeczy. - Odsunął ją od siebie za ramiona i wziął głęboki oddech. - Wprowadziłem plan w życie. Adrien dostał prezent.

- Wiesz jak zepsuć atmosferę - powiadomiła go sucho. - Co to ma ze mną wspólnego?

- Rozegrał to purrrfekcyjnie. Lila oczywiście próbowała zrzucić winę na ciebie, ale podkreślił, że jesteś super-utalentowana i mogłabyś samodzielnie zrobić wszystkie te zabawki, które dostał. Czego nie zrobiłaś, bo żadna nie ma twojej sygnatury. Oznajmił, że idzie o zakład, że następna będzie podpisana, tylko po to, żeby podejrzenia już całkiem skupiły się na tobie.

- Więc potrzebujesz teraz czegoś z moim podpisem - zrozumiała zaraz Marinette. - Żeby mógł powiedzieć, że miał rację.

- Dokładnie tak. Tylko musimy się pospieszyć. Jeśli to Lila bawi się w stalkerkę, następny upominek najpewniej nie będzie miał z tobą nic wspólnego. Co więcej, może kierować uwagę na kogoś innego, żeby mogła powiedzieć, że mydlisz wszystkim oczy.

- I myślisz, że moja sygnatura pomoże?

Marinette nie negowała jego teorii o Lili. Sama ją podejrzewała, ale głośno o tym nie mówiła, bo i tak nie wierzyła, że ktoś jej posłucha.

- Adrien wie, co robi. Zaufaj mu.

Westchnęła cicho i skinęła głową. Kot przybił sobie w duchu piątkę.

- Dobra, daj mi czas do końca lunchu - poprosiła. - Mam coś, co się nada, ale muszę to dokończyć. Jak chcesz, możesz z nami zostać, tylko zachowuj się, okej? Żadnego syczenia na Lukę.

- Słowo kotnoru! - Kot uniósł dwa palce do góry.

***

Musiała przyznać, że zachowywał się wzorowo, co tylko odrobinkę ją rozczarowało. Podświadomie oczekiwała, że będzie przy wszystkich otwarcie z nią flirtował, nazywał Księżniczką i zabiegał o jej uwagę. On natomiast spędził lunch gawędząc wesoło z Luką i jego przyjaciółmi, podczas gdy ona naprędce szydełkowała mały breloczek.

- Och, ja też taki chcę! - zawołała różowowłosa Sophia, jedna z dziewczyn siedzących przy stoliku, która przyglądała się poczynaniom Marinette. - Patrzcie jakie to słodkie!

- Gotowe! - Marinette uśmiechnęła się do Kota i wręczyła mu skończony breloczek. - Nada się?

Popatrzył na zawieszkę w kształcie czarnego kociego pyszczka. Biorąc pod uwagę ilość wyszydełkowanych detali, nie była to łatwa robota. Kot zmarszczył brwi.

- Kiedy zaczęłaś to robić? - zapytał. - Bo nie uwierzę, że 20 minut temu.

- W zeszłym tygodniu - odparła, wzruszając ramionami. - Szydełkowanie mnie uspokaja.

- Zamawiam u ciebie delfina! - oznajmiła jej Sophia. - I żabę! Mój młodszy brat kocha żaby, a zaraz będą jego urodziny!

- Jasne! - roześmiała się Marinette. - Nie ma problemu.

Kot obrócił brelok w palcach. Wiedział, że ten nie wyląduje w pudle z rzeczami do oddania.

- Wielkie dzięki, Mari - powiedział, wstając. - Bardzo mi pomogłaś.

- Ja tobie? - parsknęła. - Wolne żarty.

- Lecę dostarczyć to Jaskrowi - oznajmił, na co zrobiła się wściekle czerwona. - Dam ci znać, jakie były reakcje. Pa!

Zupełnie odruchowo cmoknął ją na pożegnanie w czubek głowy, co spotkało się z całą serią "ochów" i "achów". Policzki Marinette płonęły szkarłatem i starała się ze wszystkich sił nie uśmiechnąć. Kot nawet nie zwrócił na to uwagi, bo już go nie było.

- Proszę, proszę. - Olivier, chłopak Sophie, uśmiechał się szeroko. - Cicha woda brzegi rwie...

- Luka, masz niezłą konkurencję - zakpił Armand, ciemnoskóry fan Gwiezdnych Wojen, na którego wszyscy mówili "Mando".

- Nawet nie planowałem stawać do tych zawodów. - Luka uśmiechnął się ciepło do Marinette, która próbowała ukryć rumieniec, upijając łyk soku ze szklanki. - Wiem, kiedy nie wchodzić w drogę przeznaczeniu.

- Ej, ludzie! Ale Biedronka! - oburzyła się Yvonne, ciemnowłosa malarka z kolorową apaszką we włosach. - Nie widzieliście jak ostatnio patrzy na Kota? Jakby zawiesił na niebie słońce i księżyc!

Marinette zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Uznała, że to najwyższy czas na reakcję.

- Spokojnie, nigdy nie weszłabym między paryskie super-duo. Kot to tylko mój dobry przyjaciel.

Luka tylko uśmiechnął się tajemniczo. Marinette miała wrażenie, że przyjaciel coś ukrywa.

- Chyba bardzo dobry - dogryzał jej dalej Oliver.

- Och, przestań! - Sophie wbiła mu łokieć w bok. - Jesteś zazdrosny. Wszyscy wiemy, że rzuciłbyś mnie dla Kota w pięć minut.

- Winny! - zaśmiał się. - A teraz posłuchajmy pikantnych ploteczek. - Ollie wbił wzrok w Marinette. - Powiedz, co możesz. Jaki naprawdę jest Czarny Kot?

Miała nadzieję, że w jej oczach nie pojawiło się rozmarzenie. Dla pewności odwróciła jednak wzrok i udała, że się nad tym zastanawia.

- Zabawny - powiedziała w końcu.

- I tyle? - Ollie próbował wyciągnąć z niej więcej.

- To prawdziwy gentelman - dodała. - No i jest niewiarygodnie wręcz lojalny.

- Biedronka to farciara - westchnęła Yvonne.

- O tak - zgodziła się z nią Marinette. - Bez wątpienia.

***

Adrien nie chciał ryzykować, że breloczek od Marinette gdzieś przepadnie, dlatego ukrył go w torbie. Wpadł do klasy dwie minuty przed dzwonkiem, czym prędzej usiadł w ławce i przywitał się z Nino.

- Kusisz dziś los - zakpił DJ.

Model tylko wzruszył ramionami i zaczął się wypakowywać. Wtem zesztywniał, a potem wyciągnął w stronę przyjaciela breloczek z kotkiem. Nino tylko otworzył i zamknął usta.

- To jest dzieło Marinette - oznajmił Adrien, udając, że widzi przywieszkę pierwszy raz. - Mówiłem, że ktoś chce ją wrobić?!

- Mówiłeś - potwierdził Nino.

- Żaden inny prezent nie był podpisany jej sygnaturą! I nagle pojawia się właśnie taki! Zaraz po tym, gdy zwróciłem uwagę, że Marinette potrafi samodzielnie stworzyć o klasę lepsze upominki!

- Mnie nie musisz przekonywać, bro.

Do klasy weszli pozostali uczniowie. Otaczali Lilę zwartym szykiem, jakby obawiali się, że stanie się jej krzywda. Kiedy podeszła bliżej, Adrien zrozumiał dlaczego.

Lila trzymała w ramionach pluszowego lisa z rozprutym brzuszkiem. Lis miał na szyi obróżkę z napisem "KŁAMCZUCHA".

- Mnie też zaczęła prześladować - chlipnęła. - To okropne.

- I bardzo nie w stylu Marinette - oceniła Alya, która weszła do klasy razem ze wszystkimi, ale trzymała się z daleka od Lili. - To pasuje mi do Chloé.

- Wypraszam sobie! - oburzyła się blondynka, słysząc swoje imię. - Nic mnie nie obchodzą porachunki między Dupain-Cheng a Rossi, jak długo trzymają się z daleka od mojego Adrienuśka!

- Więc uważasz, że to Marinette podrzuciła ci lisa? - Adrien miał ochotę złapać Lilę za włosy i mocno nią potrząsnąć.

- Ja wiem, że to była ona! Widziałam ją w szatni na własne oczy! Uciekła, gdy tylko się zorientowała, że ją nakryłam! Och, u ciebie też była! - zawołała, wskazując breloczek modela.

Zabrakło mu słów. Na szczęście Alya wiernie czuwała na posterunku.

- O ile Marinette nie ma złej siostry bliźniaczki, to nie mogła być ona - oznajmiła, marszcząc brwi, a potem uśmiechając się z satysfakcją.

- Skąd możesz to wiedzieć? - chlipnęła Lila.

- Stąd - odparła Alya, pokazując wszystkim fotografię Marinette siedzącej ze znajomymi na stołówce z Kotem u boku. - Opublikowano 15 minut temu. Marinette nie miałaby czasu dotrzeć tu tak szybko. Jej nowa szkoła znajduje się po drugiej stronie miasta.

Adrien z trudem powstrzymał się, żeby jej nie uściskać. Chwała niech będzie Biedroblogowi!

- Ktoś ją wrabia - dodała na koniec.

- Idę z tym do dyrektora - oznajmił natychmiast model, zrywając się na równe nogi. - I dzwonię do Nathalie. Prawdziwy stalker jest na wolności. Biedna Marinette ucierpiała, bo ktoś postanowił niepotrzebnie paplać ozorem - warknął, łypiąc na oniemiałą Lilę.

- Pójdę z tobą! - zawołała zaraz. - Jestem świadkiem! Chętnie pomogę Marinette.

Nie mógł jej zatrzymać, ale zamierzał kontrolować jej łgarstwa.

- Jasne - powiedział. - Załatwmy to raz na dobre.

***

Przeprawa z dyrektorem nie była zbyt przyjemna, zwłaszcza, że Adrien musiał dodatkowo pilnować tego, co mówi Lila. Dziewczyna bardzo próbowała zasiać w Damoklesie ziarno wątpliwości, ale Adrien za każdym razem pokazywał wtedy na dowód zdjęcie ze stołówki.

- Jeśli o mnie chodzi, Marinette może wracać do szkoły - oznajmił mu zmęczonym głosem dyrektor. - Tutaj jednak większą rolę odgrywa zakaz zbliżania się. Panna Dupain-Cheng nie może znajdować się w tym samym budynku co ty, Adrien.

- Załatwię to - obiecał z determinacją. - Dziękuję panu!

Poczekał aż Lila wyjdzie jako pierwsza i dopiero opuścił gabinet dyrektora. Milczała, co było całkiem do niej niepodobne.

- Muszę przyznać, że cię nie doceniłam - oznajmiła nagle. - Nie podejrzewałam, że będziesz pozorował działanie stalkera w taki sposób, żeby Marinette wyglądała na niewinną. Kot też w tym bierze udział?

- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz - skłamał gładko. - Marinette była niewinna od samego początku. Ktoś się na nią uwziął i nadal próbuje ją zdyskredytować. Nie pozwolę na to.

- Ty się w niej zakochałeś. - Lila wyglądała na nieco rozbawioną. - Pewnie umiera z radości, że w końcu owinęła cię sobie wokół palca. Próbowała miesiącami zwrócić twoją uwagę. Czasem w niezbyt ładny sposób.

- Nie uwierzę w żadne twoje słowo, Lila.

- Nie musisz mi wierzyć. Ale Marinette nie jest święta. Działała przeciwko tobie i Kagami podczas premiery pierwszej części filmu o Biedronce i Czarnym Kocie. Wygryzła Maxa z zawodów gamingowych, żeby spędzić czas tylko z tobą. Ukradła ci telefon...

- Dość.

Nie miał pojęcia, skąd ona to wszystko wie, ale domyślał się, że przyjaciółki Marinette lubiły plotkować ciut za bardzo. A Lila była utalentowaną manipulantką. Z łatwością wyciągnęła to, co chciała wiedzieć. On jednak nie zamierzał dać się wciągnąć w jej gierki.

- Marinette nie jest idealna, to prawda - oznajmił. - I właśnie za to tak ją lubię. Bo potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje czyny. Może i zrobiła wszystko, o co ją posądzasz, ale na końcu zawsze postępowała jak trzeba. Pomogła mi z Kagami i zawsze wspierała nas oboje. Chciała oddać Maxowi swoje miejsce w turnieju. Nie wiem, czy naprawdę zabrała mój telefon, ale nawet jeśli to zrobiła, zwróciła go w całości. Jest dobrą osobą. Podziwiam ją i szanuję, czego nie mogę powiedzieć o zbyt wielu osobach. Przestań ją oczerniać, bo źle to się dla ciebie skończy.

Odwrócił się, żeby wejść do klasy i zobaczył wtedy stojącą w progu Alyę, która wszystko nagrywała. Adrien zaczerwienił się, bo miał pewność, że Marinette zaraz otrzyma kopię tego filmiku.

- Gdzie pani Bustier? - zapytał, widząc pustą klasę.

- Zapomniała czegoś z pokoju nauczycielskiego - odparł Nino, wpatrując się w kumpla z mieszaniną dumy i zaskoczenia. - I co powiedział dyrektor?

- Marinette może wracać - oznajmił Adrien, na co wszyscy radośnie zakrzyknęli. - Nie cieszcie się tak - poprosił. - Muszę omówić z ojcem warunki zdjęcia z niej zakazu zbliżania się.

W klasie zapadła cisza. Lila uśmiechnęła się kącikiem warg.

- Cóż, powodzenia - westchnął Nino. - Będziesz go potrzebował.

***

Nie zamierzał czekać aż Lila znowu skontaktuje się jako pierwsza z jego ojcem i na przerwie wybrał numer do Nathalie.

- Adrien? Stało się coś? - zaniepokoiła się kobieta.

- Załatw mi dziś spotkanie z ojcem i nie dopuszczaj do niego Lili, błagam! - wypalił. - Mam dowody, że Marinette jest niewinna! Może wrócić do szkoły, tylko musimy zdjąć ten głupi zakaz zbliżania się!

- Wiesz, że twój ojciec mnie nie posłucha, prawda? - westchnęła. - Nie mam już na niego żadnego wpływu.

- Ja z nim porozmawiam. Powiedz mu tylko, że to ważne. Wystarczy mi 5 minut jego czasu. Tylko tyle.

- Ta Marinette... - Nathalie urwała na moment. - Lubisz ją, prawda?

Było mu trochę nieswojo rozmawiać o tym z Nathalie, ale nie zamierzał dłużej zaprzeczać.

- Bardzo - potwierdził. - Została wrobiona i czuję się winny, bo to mnie do tego wykorzystano. A tata od razu wyciągnął najcięższe działa.

- Uznał, że tak będzie dla ciebie najlepiej.

- Pomylił się. I teraz musi to naprawić.

- Jak będziesz z nim rozmawiał... nie mów mu tego w ten sposób - zaleciła Nathalie. - Wstawiłam spotkanie w grafik. Powodzenia, Adrien.

- Dzięki, Nathalie. Jesteś wspaniała.

Szybko się rozłączył i radośnie wyrzucił pięść w powietrze. Mijający go uczniowie rzucali mu rozbawione spojrzenia, ale ani trochę się nimi nie przejął.

Zrobi co trzeba. Byle tylko Marinette mogła wrócić.

***

Gdy wszedł do gabinetu ojca o umówionej godzinie, Gabriel właśnie kończył przeglądać najnowsze projekty.

- Chciałeś o czymś porozmawiać - powiedział, nie zaszczycając syna spojrzeniem.

- Mój stalker wrócił. I mam dowód na to, że to nie Marinette. Oskarżono złą osobę.

- Może tak, a może nie. Jesteś sławny, Adrien. Ta cała Marinette mogła być jedną z wielu stalkerek, które nadal będą cię nękać. Przynajmniej udało się ustalić tożsamość jednej z nich.

- Doszło do pomyłki. To nigdy nie była ona. Znasz ją, tato. - Adrien podszedł bliżej, wreszcie przyciągając uwagę projektanta, który na moment odłożył swój tablet. - Sam mówiłeś, że jest utalentowana i...

Gabriel ciężko westchnął i ucisnął nasadę nosa. Miał poważniejsze zajęcia niż nastoletnie dramaty. Gdyby wiedział, o czym Adrien chce z nim porozmawiać, nigdy nie zgodziłby się na spotkanie.

- Talent nie oznacza, że jest zrównoważona - powiedział synowi. - Artystyczne dusze często... błądzą.

- Może i tak - wzruszył ramionami model. - Ale wiem jaka jest Mari. Proszę, tato. To moja przyjaciółka. To nie ona mnie nęka. Są na to dowody. Cofnij ten zakaz zbliżania się. Co jeśli ktoś się dowie o tej pomyłce i pójdzie z tym do prasy? - Sam był gotów to zrobić. - Zrobią z ciebie nieczułego drania, który niesłusznie oskarżył najlepszą przyjaciółkę swojego syna o prześladowanie.

- Przyjaciółkę. - Gabriel zmierzył syna spojrzeniem. Argument o prasie do niego dotarł i musiał go poważnie rozważyć. - Czy aby to tylko "przyjaciółka"?

Blondyn uznał, że w tak ważnej sprawie nie może okłamywać ojca. Nie chciał przecież całe życie spotykać się z Marinette ukradkiem. Prędzej czy później będzie potrzebował jego aprobaty.

- Na razie tak - odparł, nerwowo pocierając kark. To Kot z nią chodził, nie Adrien. - Ale wierzę, że mogłoby być z tego coś więcej.

- Hmm... - mruknął projektant. - Niech będzie. Złożę wniosek o cofnięcie zakazu, ale...

Nim zdążył dodać cokolwiek więcej, Adrien już dusił go w uścisku. Gabriel objął go niepewnie, nieco zaskoczony tym entuzjazmem.

- Dziękuję! Bardzo, bardzo, dziękuję! - zawołał, puszczając ojca i biegnąc do drzwi.

Musiał natychmiast zawiadomić przyjaciół!

***

Odkręcenie wszystkiego zajęło Gabrielowi dwa dni. W dniu, w którym Marinette miała wrócić do szkoły, Adrien niecierpliwie czekał przed wejściem do budynku. Gdy tylko zobaczył ją przebiegającą przez ulicę, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zbiegł po schodach tak szybko, że omal nie skręcił sobie karku.

- Marinette! - zawołał radośnie.

Zatrzymała się na moment, a w następnej sekundzie Adrien już trzymał ją w ramionach i unosił nad ziemię, kręcąc się w kółko i głośno śmiejąc. Marinette zapiszczała głośno, totalnie zaskoczona.

- Tak się cieszę, że wróciłaś! - Adrien odstawił ją na ziemię, ale nie wypuścił z objęć.

Wpatrywała się w niego z lekko rozchylonymi ustami i różowymi policzkami. Ani trochę nie spodziewała się takiego powitania z jego strony. Nie wiedziała nawet, co powiedzieć.

- Bez ciebie nic nie było takie, jakie powinno - mówił dalej Adrien, mierząc ją zachwyconym spojrzeniem.

Sprawił, że się zarumieniła! Nadal działał na nią jego urok! Był zachwycony tym odkryciem, bo chciał, żeby zaakceptowała obie jego osobowości.

- Z tego, co wiem, wróciłam dzięki tobie - powiedziała. - Wstawiłeś się za mną u ojca. I... I obroniłeś przed Lilą.

Przygryzła lekko dolną wargę, po czym wspięła się na palce i szybko pocałowała go w policzek. Przeszył go dreszcz, dziwnie zaschło w gardle i świat lekko zawirował, ale musiał się kontrolować. Jakby to wyglądało, gdyby zemdlał, bo jego sekretna dziewczyna postanowiła tylko cmoknąć go w policzek?

- Dziękuję - szepnęła.

- Nie musisz mi dziękować - odparł, bezwiednie odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko.

- Adrien... - Spojrzała na niego z żalem i cofnęła się o krok, wreszcie uwalniając z jego ramion. - To bardzo miłe, ale... nie chcę cię zwodzić. Spotykam się z kimś. Jest dla mnie bardzo ważny.

- O-och... - Adrien zamrugał szybko.

Całkiem zapomniał, że Marinette nie ma pojęcia o jego sekretnej tożsamości.

- Ja... przepraszam! - wydukał, unosząc ręce do góry. - Nie miałem pojęcia... Nie chciałem...

- Nic się nie stało.

Obdarzyła go słodkim uśmiechem, niemal zatrzymując mu serce. Był w kolosalnych kłopotach...

- Mam nadzieję, że nadal możemy być przyjaciółmi? - spytała z nadzieją.

- Ja-jasne! Jasne, że tak!

Wyciągnęła do niego rękę, którą szybko uścisnął i puścił, nie chcąc przedłużać kontaktu.

- Idziemy? - zapytała, kierując się do szkoły.

- T-tak, już idę - odparł, patrząc na jej plecy.

Czy to było normalne, że był zazdrosny o samego siebie? Że jako Kot mógł ją przytulać i całować, a jako Adrien musiał trzymać dystans?

- Idź na lekcje, kochasiu - usłyszał głos Plagga dolatujący z kieszeni. - Później możesz sobie podramatyzować.

Tylko westchnął i powlókł się do szkoły.

***

Czekała na niego na swoim balkonie. Na widok jej rozpromienionej twarzy, wszystko zatańczyło w nim z radości. Zgrabnie wylądował na balustradzie, a potem ześlizgnął się na ziemię i ukłonił.

- Księżniczko... - zamruczał na powitanie.

- Koteczku... - zachichotała i dygnęła w odpowiedzi.

- Jak tam powrót do szkoły? - zapytał, opierając się palcami o barierkę.

- Było lepiej niż się spodziewałam - odparła, uśmiechając się lekko i stając przed nim. - Kilka osób nadal patrzyło na mnie jak na psycholkę, ale... - urwała.

- Ale? - podjął, zerkając na nią z pytającą miną.

- Adrien nie odstępował mnie dziś na krok - wyznała nerwowo. Spojrzała na niego szybko, próbując wybadać reakcję. - To znacząco ułatwiło sprawę. Nikt nie mógł mi dogryźć, gdy był w pobliżu.

Widział jej niepewne spojrzenie. Czy mu się to podobało, czy nie, musiał udawać choć odrobinkę zaniepokojonego faktem, że jego Księżniczka spędzała dziś czas z innym chłopakiem. Zwłaszcza, że powiedziała mu o swoich uczuciach względem rzeczonego chłopaka. Nie wiedząc, że mówi o tym owemu chłopakowi.

Sekretne tożsamości wszystko komplikowały.

- Adrien, hmm?

- To tylko przyjaciel - powiedziała, przytulając się do niego mocno.

- I nic już do niego nie czujesz? Tak kompletnie? - To pytanie zadał z czysto samolubnych powodów.

Spojrzała na niego szybko, nieco speszona. Uznał to za intrygujące.

- Może troszkę? - bąknęła, na co zielone, kocie oczy zrobiły się ogromne. - Ale to nie zmienia mojej decyzji! - spanikowała, źle interpretując jego reakcję. - Wybieram ciebie!

- Dlaczego? - zapytał, próbując to zrozumieć. Nie widział w tym logiki - Adriena kochałaś od dawna. Macie wspólne zainteresowania i przyjaciół. Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. Znasz go dłużej ode mnie i...

- Hej. - Marinette przycisnęła mu palec do ust. - Z tobą też spędziłam mnóstwo czasu. I choć technicznie znamy się krócej, to w tym czasie poznałam cię znacznie lepiej od niego. Wiem dokładnie jaki jesteś.

- Chcesz mi wmówić, że po tylu miesiącach znajomości, nie znasz Adriena?

To odrobinkę zabolało.

- Cóż, skoro nadal nie potrafię odróżnić go od Félixa, to chyba powinno dać mi do myślenia.

A to go zatrzymało.

- A co Félix ma z tym wspólnego? - zapytał, próbując nadążyć za jej tokiem myślenia.

- Nieważne - westchnęła, przyciskając policzek do jego piersi i zamykając oczy. - To już przeszłość.

Nie podobał mu się smutek pobrzmiewający w jej głosie, dlatego objął ją mocno i pocałował w czubek głowy.

- Czuję, że kryje się za tym jakaś historia - zauważył cicho.

- Kiedyś ci ją opowiem, słowo. Ale jeszcze nie dziś.

Znowu pocałował ją czubek głowy i wcisnął nos w jej włosy. Marinette głęboko odetchnęła.

- A jak tam twój dzień? - zapytała, próbując rozładować atmosferę.

- Całkiem niezły - odparł, wspomninając czas, który spędził z nią w szkole. - Ale mógłby być lepszy.

- Stało się coś? - zaniepokoiła się, patrząc na niego pospiesznie.

- Nic, Księżniczko - uspokoił ją. - Po prostu moje drugie ja weszło mi w paradę.

Odsunęła się nieznacznie, żeby na niego lepiej spojrzeć. Kot uśmiechnął się wtedy niewinnie.

- Chcę wiedzieć? - spytała.

- Nie możesz wiedzieć - odparł, na co się skrzywiła.

- Racja. Sekretna tożsamość.

- Wiesz, że powiedziałbym ci w mgnieniu oka, gdybym mógł, prawda? - zapytał niespokojnie. - I zrobię to, gdy tylko zrobi się bezpiecznie.

- Kotku...

- Masz moje słowo, Marinette - przerwał jej. - Jak tylko dostanę zielone światło, powiem ci kim jestem.

- A co, jeśli nigdy nie będzie na tyle bezpiecznie?

Spojrzał na nią, a potem na swój sygnet. Widać było, że uważnie analizuje pytanie.

- Wtedy mógłbym zrobić tylko jedno. Oddałbym Miraculum Plaggowi, żeby mógł znaleźć sobie innego Kota.

Tak ją tym zaskoczył, że odskoczyła do tyłu i niemal straciła równowagę, potykając się o stolik. Na szczęście zdążył złapać ją za nadgarstek zanim runęła na ziemię.

- C-co?! - zapiszczała.

- Jesteś dla mnie ważniejsza niż magiczna moc i bycie superbohaterem. Nie potrafiłbym z ciebie zrezygnować.

- Więc zrezygnowałbyś z tego?! - zapytała, biorąc go za rękę z Miraculum. - Przecież kochasz być Kotem! I... I Biedronka...

- Ale ciebie kocham bardziej - wyznał szczerze, splatając ich palce. Wyglądał na nieco zawstydzonego, ale nie zamierzał się wycofywać z tego, co powiedział. - Biedronka musiałaby się pogodzić z moją decyzją. Niełatwo byłoby mi ją zostawić, zwłaszcza w obecnej sytuacji, ale jeśli moja tożsamość ma stać nam na przeszkodzie... - Pokręcił z żalem głową. - Nie chcę tego, Księżniczko. Superbohaterem może być każdy. Ty jesteś tylko jedna.

Usta jej zadrżały, a w oczach stanęły łzy. Otoczyła ramionami jego pierś, przytulając się do niego ze wszystkich sił. Głośno pociągnęła nosem, na co pogłaskał ją czule po włosach.

- Przytłoczyłem cię? - spytał, na co pokręciła głową.

- Zaczekaj tu momencik - poprosiła nagle, znikając w pokoju.

Nie wiedział, po co takiego poszła, ale gdy wróciła na balkon, wyglądała na zdeterminowaną. Trzymała coś w dłoniach i niosła to przed sobą.

- Co tam chowasz? - zapytał, zerkając to na nią, to na jej ręce.

- Wyciągnij przed siebie rękę - poprosiła cicho.

Posłusznie wykonał jej polecenie. Marinette położyła mu wtedy na dłoni breloczek do kluczy z szydełkową biedronką. Kot zamrugał powoli, bojąc się pomyśleć, co to może oznaczać.

- Marinette? - szepnął, przenosząc wzrok z biedronki na nią. - Czy chcesz mi powiedzieć, że...

- Nic nie MOGĘ powiedzieć - przerwała mu szybko. - Po prostu to weź i pamiętaj, że... że jestem. Chcę, żebyś zawsze to przy sobie miał i o tym pamiętał. I będę przy tobie bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz.

Zamknął w dłoni breloczek. Patrzył przy tym prosto w niebieskie, zdeterminowane oczy Marinette. I po raz pierwszy w życiu zdawało mu się, że nareszcie wszystko rozumie.

Rozumiał też, że nic nie może o tym powiedzieć. Dopóki nie będzie bezpiecznie, mógł mieć tylko tyle, ile właśnie mu dała - przypuszczenia. Brak stuprocentowej pewności na pewno nie raz doprowadzi go do frustracji, ale czy nie zmagał się już z podobnymi podejrzeniami? Wiedział dokładnie, jak o nich nie myśleć. Dlatego też schował upominek do kieszeni i uśmiechnął się ciepło.

- Jakbym kiedykolwiek mógł o tobie zapomnieć - szepnął, przytulając ją mocno.

- Patrząc na niektóre akumy, to nie jest niemożliwe - odparła zaraz.

Uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę próbowała dać mu wskazówki. Musiał jej pokazać, że już ich nie potrzebuje, zanim powie coś, czego nie da się wymazać z pamięci.

- Myślę, że twój pocałunek natychmiast zdjąłby ze mnie każdą klątwę.

Spojrzała na niego z błyskiem w oku.

- Ktoś tu jest fanem Once Upon A Time? - zakpiła.

- Jestem twoim fanem - odparł, odgarniając jej włosy w twarzy i niby przypadkiem kciukiem muskając kolczyk, na co wstrzymała oddech. - To co, będziesz moją Śnieżką?

- Masz się za Księcia? Wysoko mierzysz...

- Tylko próbuję dorównać tobie.

Pokręciła z niedowierzaniem głową i znowu się przytuliła.

- Nie stawiaj mnie na piedestale - poprosiła. - Nie zasługuję na to.

- Jeśli ty nie zasługujesz, to chyba nikt nie zasługuje.

- Kocie... - jęknęła, chowając mu twarz na piersi.

- Mówię jak jest - odparł, całując ją w czubek głowy. - Jesteś mądra, dobra, wesoła, zdolna... Po prostu... niezwykła.

- Niezwykła - powtórzyła cicho.

- Mhm - potwierdził i uznał, że czas zmienić temat. - A teraz co ty na to, żeby urządzić maraton Once Upon A Time? Nabrałem ochoty na obejrzenie kilku szczęśliwych zakończeń.

- Ciesz się, że mam dostęp do Disney+.

***

Chociaż zakaz zbliżania się został zdjęty, Adrien nie mógł pozbyć się wrażenia, że Marinette go unika. Uparcie trzymała go na dystans i pilnowała, żeby nie zostać z nim sam na sam. W końcu postanowił sięgnąć po broń najgrubszego kalibru.

- Hej, Kagami. Masz moment? - zapytał, gdy skończyli trening i ruszyli do szatni po swoje rzeczy.

Obrzuciła go badawczym spojrzeniem.

- Chodzi o Marinette, prawda? - zapytała, otwierając swoją szafkę.

- To aż tak widać? - jęknął model, siadając na ławce.

- Nigdy nie byłeś subtelny.

Gdy popatrzył na nią z pytającą miną, westchnęła ciężko.

- Gołym okiem było widać, że coś do niej czujesz. Nawet jeśli sam tego nie wiedziałeś. Nic dziwnego, że twoja "świetna przyjaciółka Marinette" nie chce sobie teraz dawać złudnej nadziei.

- Wiesz o notesie Alyi.

- Wszyscy wiedzą - odparła, patrząc na niego ze stoickim spokojem. - Zapytam wprost. Jakie masz intencje, Adrien? Zamierzasz ją zwodzić, czy w końcu bierzesz się do roboty?

- Biorę się do roboty! - odparł zaraz, widząc jej morderczy wzrok.

- Dobrze. - Kagami uśmiechnęła się leciutko. - Powodzenia.

- Zaczekaj! - Adrien zerwał się na równe nogi. - Ona mnie unika - oznajmił z desperacją. - Znajduje milion wymówek, żeby nie spędzać ze mną czasu. Nie mogę nawet zamienić z nią słowa, bo znika jak kamfora. I wszystkim powtarza, że tylko się przyjaźnimy - dodał ponuro.

- Karma wraca, co Agreste?

- Kagami, proszę.

- Co twoim zdaniem mam zrobić? Zaprosić ją na randkę w twoim imieniu?

- Sam ją zaproszę, jak tylko uda mi się z nią pomówić dłużej niż 10 minut.

- To akurat mogę zorganizować. Bądź gotów jutro po treningu.

Wyszła zanim zdążył zapytać o cokolwiek więcej.

- Co zamierzasz, Mały? - zapytał Plagg, zerkając na Adriena z jego otwartej torby. - Marinette powiedziała ci prosto w oczy, że się z kimś spotyka. I tym kimś jesteś ty, chociaż o tym nie wie. Adrien to dla niej zamknięty rozdział.

- Jeszcze nie wiem - odparł, obracając w palcach breloczek z biedronką. - Ale coś wymyślę.

Miał plan, ale nie mogł o nim wspomnieć swojemu kwami, bo zaraz by się nasłuchał o konsekwencjach i niebezpieczeństwie. Plagg wyjątkowo rygorystycznie podchodził do złotej reguły Biedronki "tożsamości pozostają sekretem do pokonania Monarchy". Musiał być więc tak samo subtelny jak Marinette.

***

Marinette siedziała na schodach pod szkołą i obracała w dłoni telefon. Kagami dała mu dokładnie 15 minut, zanim przyjdzie po przyjaciółkę. Z tego co słyszał, miały w planach spotkać się z Nathanielem na zajęciach malarskich organizowanych przez jego matkę. Miał więc kwadrans, żeby rozmówić się ze swoją Księżniczką.

- Hej, Marinette! - przywitał się entuzjastycznie.

Podskoczyła jak oparzona i niemal upuściła komórkę na ziemię.

- Adrien! - pisnęła, łapiąc się za serce. - Musisz się tak skradać?!

- Stąpam cicho jak kot - zakpił, siadając obok niej. - Czekasz na Kagami? - zapytał, udając głupiego.

- Tak, idziemy razem na zajęcia z malowania. Nie powinieneś wracać do domu? - spytała, rozglądając się za samochodem jego ochroniarza.

- Gorilla będzie tu za 10 minut.

Na moment zapadła między nimi niezręczna cisza.

- Twój stalker się odzywał? - zapytała cicho, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.

- Nie - pokręcił głową. - Ten ktoś chciał pozbyć się ciebie, Marinette. Nie udało mu się, więc nie ma już powodu dłużej mnie nękać.

Adrien sięgnął po jej dłoń i lekko uścisnął palce.

- Przepraszam za to - powiedział. - Naprawdę, bardzo mi przykro...

- Nie twoja wina - odparła, próbując łagodnie uwolnić swoją dłoń z jego uścisku.

Nie pozwolił na to. Mocniej uścisnął jej rękę i usiadł tak, żeby lepiej ją widzieć. Nieco zesztywniała, ale się nie odsunęła.

- Rozumiem, że możesz mieć do mnie pretensje, ale chciałbym to naprawić. Powiedziałaś, że nie jesteś zła, fakt, ale...

- Adrien, nie mam do ciebie pretensji! - Niebieskie oczy spojrzały na niego ze strachem. - Skąd w ogóle taka myśl?!

- Unikasz mnie - powiedział zwyczajnie.

Nie zaprzeczyła, tylko spuściła wzrok.

- Zauważyłeś.

- Oczywiście, że zauważyłem! Chodzi o to, co do ciebie czuję? Krępuję cię?

- Nie, Adrien, nie - zaprzeczyła zaraz, ujmując jego dłoń w obie swoje. - Nie o twoje uczucia tu chodzi, tylko o moje.

- O twoje? - zapytał z cieniem nadziei w głosie.

- Będę z tobą szczera. - Wzięła głęboki wdech przygotowując się do wyznania. - Byłam w tobie zakochana... Chyba nadal jestem - poprawiła się, patrząc mu prosto w oczy. - Ale spotykam się z fantastycznym chłopakiem i nie chcę go zranić. Kocham go - szepnęła, uśmiechając się delikatnie. - Naprawdę go kocham, ale ciągle nie tak, jak na to zasługuje, bo jakaś część mojego serca wciąż znajduje się w twoich rękach. Muszę cię unikać, dopóki nie uporam się z tymi uczuciami. Przykro mi. Jest dla mnie ważniejszy niż wszystko inne. Jeśli będę musiała wybierać, zawsze wybiorę jego.

Słuchał tego z mocno bijącym sercem. Starał się nie pokazać, jak bardzo ucieszyły go jej słowa. Adrien w końcu nie powinien mieć wielkich powodów do radości po tym, co mu powiedziała.

- A gdybyś nie musiała? - rzucił cicho.

Sięgnął do torby i wyjął z niej breloczek z zawieszką w kształcie kociego pyszczka. Położył go Marinette na dłoni.

- Nie chcę, żebyś przede mną uciekała, Marinette - powiedział cicho.

Przeniosła wzrok z zawieszki na niego. Zastanawiał się, czy rozumie przekaz. Sama zagrała podobnie, więc aluzja powinna być oczywista.

- Nie wyrzuciłeś go? - spytała.

- Nie wyrzuciłbym czegoś, co własnoręcznie zrobiłaś - oznajmił, unosząc sobie jej dłoń do ust i składając na niej czuły pocałunek. Nie odrywał przy tym od niej wzroku.

Wstrzymała na moment oddech, a ich oczy spotkały się ze sobą na długą chwilę. Zdawało mu się, że Marinette zamierza coś powiedzieć, ale wtedy pod szkołę zajechał Gorilla i magiczny moment prysł.

- To mój znak - westchnął, wstając. - Do jutra, Mari.

- Zaczekaj! - zawołała za nim, zrywając się na równe nogi. Chwyciła go przy tym za rękę z Miraculum, ale nawet na nie nie spojrzała. - Może... Może wpadniesz jutro na kolację? - zapytała, patrząc na niego niepewnie.

Jej kciuk przesunął się po chłodnej obrączce na jego palcu.

- Twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko? - spytał z niewinną miną.

- Myślę, że nie będzie robił z igły widły, jak długo utrzymamy wszystko na przyjacielskiej stopie.

Drgnęły mu kąciki ust i lekko ścisnął jej palce, a potem wypuścił dłoń z uścisku.

- Więc jesteśmy umówieni - powiedział, na co uśmiechnęła się promiennie.

- Jesteśmy umówieni - potwierdziła entuzjastycznie.

Wchodząc do limuzyny, uśmiechał się od ucha do ucha. Nie miał pewności, tylko podejrzenia. I na razie tyle mu wystarczało. Nie zamierzał nawet myśleć o całej tej sprawie. Miał nadzieję, że Marinette postąpi tak samo. Byli bezpieczni, dopóki nie znali prawdy. Co zaś się tyczy domysłów...

Każdy może sobie pomarzyć.

Продолжить чтение

Вам также понравится

1K 88 66
Przygotuj się na magiczną podróż z Emily Parker, gdy jej życie staje się symfonią niezwykłych wydarzeń w Hogwarcie. Tajemnicze sny i ukryte niebezpie...
21.3K 1.7K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
320K 21.6K 136
Ktoś kto ją zranił wraca po czasie prosto do jej domu. Niestety zastaje zupełnie inną osobę niż tą którą zapamiętał. Marinette ma 19 lat niedawno za...
139K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...