I. Nasiona Dobroci

By wolfagata_

55K 3.4K 2.4K

Iris miała ułożony cały plan swojego życia. Wiedziała, że jedyną możliwością na osiągnięcie czegoś więcej w W... More

Wstęp
I. „Nieszczęście urodzić się człowiekiem"
II. „Coś było nie w porządku"
III. „Wampiry w ich naturalnym środowisku"
IV. „Nie chciałem przerywać twojego koncertu"
V. „Te oczy nigdy nie powinny być smutne"
VI. „Byłam tą naiwną dziewczynką"
VII. „Chciałabym móc być przy nim"
VIII. „Nie potrzebowałam, żeby powtórzył to drugi raz"
IX. „Zmieni twoje życie w koszmar"
X. „Iris, co ty najlepszego zrobiłaś?"
XI. „Będziesz musiała to przeczekać"
XII. „Pewien wampir był w stanie zniszczyć wszystko"
XIII. „Nie mogłam z tym absolutnie nic zrobić"
XIV. „Musiałam zrobić jakiś błąd"
XV. „Co bym z tobą zrobił, jakbym cię złapał?"
XVI. „Nie musisz się bać"
XVII. „Jakoś staram się cały czas sobie radzić"
XVIII. „Dlaczego mnie okłamujesz, Iris?"
XX. „Myślisz, że tak po prostu nas zostawił?"
XXI. „Propozycja z tych nie do odrzucenia"
XXII. „Jesteś tylko małym szczurem"
XXIII. „Czerwone, półsłodkie"
XXIV. „Nie rozumiem, co się dzieje"
XXV. „Ona nie jest tylko zwykłą dziewczyną"
XXVI. „Chciałbym ci z tym pomóc"
XXVII. „Oderwany od rzeczywistości"
XXVIII. „Dalej czujesz się dobrze, mamo?"
XXIX. „Jestem dorosła, wiesz?"
XXX. „Muszę o coś poprosić"
Posłowie

XIX. „Coś jeszcze, co mogłabym dla króla zrobić"

1.6K 120 85
By wolfagata_

Jakiś jeszcze inny podwładny Aarona powiedział mi, że i tego dnia król życzy sobie, żebym zajęła się jego komnatami. Musiałam więc odłożyć na bok mój strach czy niepokój i skupić się na zadaniu, bo — pomimo jego do tej pory łagodnej natury — nie chciałam znów czegoś zawalić i tym razem na dobre narazić się królowi.

Nawet jeśli próbowałam je przytłumić, wiele myśli wciąż tłoczyło mi się w głowie, a żadna z nich nie była dobra. Najbardziej na prowadzenie wysunęła się obawa, że ktoś jednak postanowi się na mnie zemścić za moje zeznania. A przez „ktoś" miałam na myśli bardzo konkretnego wampira z przerażającymi lodowatymi oczami. Coś w doradcy króla kazało mi jednak podjąć to ryzyko.

Chociaż gdy nie było go już i jego potężnej aury w pobliżu, żeby mnie uspokoić, trudniej było przekonać samą siebie, że wybrałam dobrze.

Pakując potrzebną mi tego dnia chemię do wózka, starałam się szukać jakiegoś pozytywu tej sytuacji. Przykładowo z całą pewnością to nie ja miałam już być „kryminalistką" wśród personelu. Moja zastępczyni nawet rzeczywiście popełniła jakieś zbrodnie, więc będą mieli o czym rozmawiać, zamiast tworzenia plotek z niczego. Nie łudziłam się, że to wzbudzi nagłą falę sympatii co do mojej osoby i że wszyscy powitają mnie z otwartymi rękoma. No i z drugiej strony wyglądało również na to, że Aaron zrobi coś w związku z moim tymczasowym ledwo zdatnym do życia lokum. Może w końcu wezmę znów ciepły prysznic.

Wmusiłam uśmiech na usta. Ponoć gdy się to robiło, można było naprawdę przekonać mózg, że powinien być szczęśliwy.

Ja i mój wózek musieliśmy zostać przeszukani, zanim pozwolono mi przejść obok dwóch uzbrojonych po zęby strażników, który zawsze stali przed głównym wejściem do całej tej części zamku przeznaczonej dla naszego władcy. Na szczęście w środku nikogo już nie było. Gdybym miała takie wampiry śledzące każdy mój ruch, gdy próbowałam pracować, nic dobrego by z tego nie wyszło.

Komnaty króla zachwyciły mnie tego dnia tak samo jak zazwyczaj. Nikt nie rozsunął dziś jeszcze ogromnych kotar zasłaniających największe okno w części dziennej. Chętnie zrobiłam to, wpuszczając letnie światło, aby oświetliło każdy mebel i każdą ozdobę. Liczne złocenia czy klejnoty zaczęły mienić się w niemal magiczny sposób. Nie było szans, żeby kiedyś opatrzyło mi się to, w jak cudowny sposób były urządzone te pomieszczenia. Sprzątanie tutaj to prawie przyjemność.

Od razu powędrowałam do sypialni króla — miejsca, w którym wczoraj zostawiłam tu stłuczoną wazę. Ozdoba leżała na ziemi, będąc namacalnym dowodem, że wieczór w komnatach króla wcale mi się nie wyśnił ani nie wymarzył. Przyklękłam przy stłuczonych odłamkach, podniosłam największy z kawałków i przyjrzałam mu się. Miał na sobie przepiękne złote zdobienia wykonane na ciemnozielonym tle. Pasował idealnie do reszty wystroju. Ile coś takiego może w ogóle kosztować?

Usłyszałam, że ktoś zamyka główne drzwi do komnat. Strażnicy nalegali, aby zostawiać je zawsze otwarte, w ten sposób lepiej było wszystko słychać, a oni musieli przecież upewniać się, że nic złego nie działo się w środku.

Ciekawe, że żaden nie pofatygował się wczoraj, aby od razu mnie stąd wynieść, gdy zemdlałam. Król musiał znaleźć mnie w idealnym momencie... albo wcale nie ma tak dobrej ochrony.

Domyśliłam się, że któryś strażnik poczuł potrzebę coś sprawdzić, może dostali wczoraj ostrą pogadankę od któregoś z przełożonych i teraz postanowili wykonywać swoją pracę aż za dokładnie. Wyprostowałam się nieco i spojrzałam w kierunku, z którego dochodziły kroki.

Oto król w bardzo formalnie wyglądającym stroju zmierzał ze znudzoną miną w moim kierunku, przeglądając coś na telefonie. Na jego ciemnych, zaczesanych do tyłu włosach spoczywała korona, a na plecach zwisała peleryna. Wyglądał zupełnie inaczej, niż gdy widziałam go wczoraj. Bardziej niczym ten mistyczny król z książek do historii i portretów zdobiących niektóre korytarze niż prawdziwy mężczyzna. I choć strój, w którym był, robił piorunujące wrażenie, jednoznacznie niezadowolony wyraz twarzy psuł je nieco.

Schyliłam nisko głowę, znieruchomiałam i czekałam chwilę, co zamierzał teraz zrobić. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się w takiej sytuacji zachować. Tak ustawiali nasze zadania, abyśmy nigdy nie trafiali na właścicieli apartamentów. To tylko ja miałam takiego cholernego pecha. Odłożyłam kawałek wazy na miejsce, z którego go wzięłam, i wytarłam nagle dziwnie wilgotne dłonie w spodnie.

— Witaj, Iris — powiedział łagodnym głosem król. — Nie martw się, mam po prostu teraz chwilę przerwy i o niczym nie marzę bardziej niż o swoim łóżku. — Prychnął, jakby właśnie uświadomił sobie coś zabawnego. — Pod tym względem potrafię być nadzwyczaj ludzki.

— Czy powinnam wyjść, Wasza Wysokość?

— Nie — odparł, nie zastanawiając się nad tym ani chwili.

Jego zdawkowa odpowiedź — nie taka zresztą, jakiej się spodziewałam — nie podpowiedziała mi niestety w żaden sposób, czy miałam wrócić do sprzątania, czy może chciałby, żebym siedziała tak bez ruchu przez ten nie wiadomo jak długi czas. Moje serce dosłownie chciało wyskoczyć mi z klatki piersiowej, gdy uniosłam odrobinę głowę, by ukradkiem zerknąć na niego.

Odwrócił się już tyłem i szykował do swojej chwili wypoczynku. Moja obecność ewidentnie nie wyprowadziła go tak z równowagi jak mnie jego, zupełnie mnie ignorował. Domyślałam się, że dla kogoś takiego wszechobecność służby czy straży była tak oczywista jak zawsze otaczające go powietrze i w podobny sposób byliśmy przez niego traktowani. Dzięki temu obserwowałam bezkarnie, jak rozpinał złote zapięcie długiej, czerwonej, zakończonej jakimś czarnym futrem peleryny. Pozwolił jej upaść na ziemię, a metalowe i pełne szlachetnych kamieni zapięcia uderzyły głośno o posadzkę. Marynarka i buty, które miał na sobie, bardzo szybko podzieliły ten sam los, lądując niechlujnie przy łóżku.

Tak do pewnego stopnia rozebrany położył się na nieuporządkowanej przeze mnie jeszcze pościeli. Jego ruchy wydawały się bardzo niedbałe i ospałe, jakby był tak wykończony, że nie zwracał już uwagi, co robił i jak, albo niemalże nie był w stanie się kontrolować. Ściągnął koronę ze swojej głowy i — nie przykładając do tego uwagi, na którą w moich oczach zasługiwała tego typu ozdoba — odłożył ją na stolik nocny. Trafił na skraj drewnianego mebla, więc korona przechyliła się i najzwyklej w świecie spadła z niego.

Potoczyła się po podłodze jak moneta, a król wydał z siebie zirytowane westchnięcie, ale nawet nie uniósł głowy, aby sprawdzić, czy coś się z nią nie stało. Ozdoba zatrzymała się dopiero, gdy uderzyła o moje kolana. Niepewnie uniosłam ją obiema dłońmi. Palce trzęsły mi się, a serce przyspieszyło, miałam wrażenie, że samo dotykanie czegoś takiego powinno mnie spalić.

Korona była cięższa, niż się spodziewałam, zapewne głównie od wszystkich ozdobnych czerwonych i czarnych kamieni, a do tego samo złoto również musiało wiele ważyć. Pomijając drogocenne materiały, była dość minimalistyczna jak na wampiry — okrągła, idealnie symetryczna, z kilkoma szpicami w kształcie różnej wielkości rombów. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, ile coś takiego kosztowało i jakiego mistrza złotnictwa trzeba było znaleźć, żeby wyglądało, jak wygląda.

Światło ślicznie odbijające się od wszystkich kamieni oczarowało mnie na niepokojąco dłuższą chwilę. Przygryzłam mocno wargę, aby się opamiętać. Na szczęście ból natychmiast sprowadził moje myśli na ziemię. Wstałam i ostrożnie stawiając każdy kolejny krok, podeszłam do łóżka króla. Z ogromną uwagą odłożyłam koronę na stolik nocny. Tym razem została, gdzie powinna wylądować za pierwszym razem. Wampir otworzył jedynie do połowy jedno oko i spojrzał, co robię.

— Podaj mi tabletki z barku. — Skorzystał z faktu, że miał mnie do swojej dyspozycji.

Przytaknęłam i bezzwłocznie podeszłam do szafki, która miała w sobie małą lodóweczkę. Król rzeczywiście wyglądał bardzo słabo — nigdy nie widziałam wampira w takim stanie, nieco mnie to zaniepokoiło — więc liczyłam, że cokolwiek teraz weźmie, pomoże mu. Jedyną zawartością barku było szklane pudełko pełne jakichś czerwonych tabletek, więc nie musiałam się zastanawiać, o które chodziło. Gdy tylko je przyniosłam, król natychmiast pochłonął cztery pigułki, nie popijając ich nawet, mimo ich dość pokaźnego rozmiaru, i oddał mi resztę. Postarałam się odłożyć je w dokładnie to samo miejsce, z którego je wzięłam.

Bycie zmuszoną do ruchu pomogło moim skostniałym ze strachu kończynom, więc ośmielona nieco tą interakcją postanowiłam zająć się czymś jeszcze. Nie chciałam, żeby jego peleryna i marynarka pogniotły się od takiego leżenia na ziemi, więc poszłam do garderoby, która była połączona z sypialnią, i wzięłam z niej wolny wieszak. Uchyliłam jedną z wysoko położonych szafek, by tam go zahaczyć, a następnie pozbierałam porozrzucane przez króla ubrania, starannie je powiesiłam i postawiłam pod spodem buty. Pogładziłam raz jeszcze dłonią futro otaczające czerwony materiał peleryny — poniekąd po to, aby go wyprostować, a poniekąd dlatego, że nigdy wcześniej nie dotykałam czegoś tak miękkiego.

— Dziękuję.

Szept króla sprawił, że odwróciłam się w jego kierunku i nieśmiało skinęłam głową. Leżał skulony na łóżku i przyglądał mi się uważnie, ale nie było w tym niczego złowrogiego czy natarczywego, kierowała nim raczej zwykła ciekawość. Wzrok miał bardziej skupiony niż na samym początku, więc chyba tabletki, które wziął, miały natychmiastowe działanie.

— Proszę mi powiedzieć, Wasza Wysokość, jeśli jest coś jeszcze, co mogłabym dla króla zrobić.

Zmarszczył odrobinę brwi i nie mówił nic przez chwilkę, jakby autentycznie zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie tego się spodziewałam, więc zamarłam, oczekując, jaka prośba wymagała takiego namysłu.

— Dałabyś radę sprawić, żebym był nieco szczęśliwszy? — Jego ton był całkiem poważny, ale pytanie niedorzeczne, więc wprowadził mnie nim w niemałe zakłopotanie.

— Obawiam się, Wasza Wysokość — zaczęłam w końcu, starannie dobierając każde kolejne słowo — że uszczęśliwianie króla to coś, czemu mogłabym nie podołać.

— Wczoraj nawet ci się udało. — Cień łobuzerskiego uśmieszku mignął mu na wargach. — Byłem zdezorientowany, potem zafascynowany, zdenerwowany, gdy zobaczyłem ugryzienia, i w końcu nawet rozbawiony, kiedy nie miałaś pojęcia, kim byłem. Każda z tych rzeczy była lepsza od stresu i znudzenia, które zazwyczaj wypełniają mi dzień.

— Czy w takim razie życzy sobie Wasza Wysokość, żebym po raz kolejny zrobiła z siebie kompletną idiotkę? — spróbowałam zażartować. Wciąż nie sądziłam, żeby on mówił poważnie, więc tylko taka odpowiedź wydawała mi się sensowna.

— Jeśli zrobisz to specjalnie, nie będzie już tak zabawnie.

Przytaknęłam, musząc przyznać mu rację. Liczyłam, że to będzie koniec naszej przedziwnej rozmowy, ale władca wciąż wpatrywał się we mnie wyczekująco, jakbym miała zacząć zaraz odgrywać jakieś przedstawienie.

— Więc proszę mi powiedzieć, Wasza Wysokość — szeptałam, mówienie do niego nie było dla mnie łatwe — co mogłoby sprawić, że król byłby szczęśliwszy.

— Kto go tam wie... — Przeniósł spojrzenie na wiszący mu nad głową baldachim. — Ostatnio nie dogaduję się z nim za dobrze.

Nawet nie starałam się zrozumieć, co tak właściwie do mnie powiedział, uciekłam za to wzrokiem gdzieś w bok, co powinnam była zrobić już dawno temu.

Chociaż był wampirem, a do tego tym posiadającym najwięcej władzy w całym Veretal, nie bałam się przebywać przy nim aż tak bardzo. Jego aura działała na mnie zupełnie inaczej niż te, które roztaczały wokół siebie praktycznie wszystkie inne wampiry. Król był spokojny, opanowany i zdystansowany. I chociaż doskonale wyczuwałam od niego niezaprzeczalną potęgę właściwą władcy, czułam jednocześnie, że nie zagrażało mi z jego strony żadne niebezpieczeństwo.

— Denerwuje mnie to, że nie wiem, o czym myślisz. — Jego głos ściągnął mnie z powrotem na ziemię. — A z całą pewnością to ja jestem tym, na temat czego właśnie rozmyślasz.

Ogarnęła mnie taka fala gorąca, jakbym właśnie została przyłapana na robieniu czegoś bardzo niewłaściwego. Przeniosłam teraz wzrok na swoje dłonie, którymi poruszałam niespokojnie, splątując i rozplątując palce.

— Podejdź bliżej.

Nawet nie pomyślawszy, aby się sprzeciwić, przeszłam kilka kroków w jego stronę. Chciałam się zatrzymać dwa, może trzy metry od łóżka, ale gestem dłoni dał mi znać, że to niewystarczające. Kiedy tylko znalazłam się w zasięgu jego ręki, chwycił mój nadgarstek i pociągnął mnie jeszcze bliżej, tak że udami dotykałam ramy jego łoża.

Podniósł się do pozycji półsiedzącej i znów ułożył palce prawej dłoni tak jak wczoraj, wykonując prędko te dwa gesty, dotykając palcami prawie mojej twarzy. Utrzymywał je tak kilkanaście niekomfortowo długich sekund, wpatrując się intensywnie w moje oczy. Przenosiłam niespokojnie wzrok ze złota na środkowym palcu króla na jego ciemnoniebieskie tęczówki.

— Powiedz mi, o czym myślałaś.

Zaczęłam układać w głowie jakąś odpowiednią odpowiedź, ale zanim cokolwiek udało mi się powiedzieć, król jęknął z frustracją i opadł z powrotem na poduszki. Ewidentnie zrezygnował z tego, co planował wcześniej zrobić.

— Przepraszam, Wasza Wysokość, ale czy mogłabym zapytać...

— Próbuję kontrolować twój umysł — burknął z wyraźnym w głosie niezadowoleniem, przerywając mi — ale ta przeklęta bransoletka mi na to nie pozwala.

Nie miałam pojęcia, o którą część tego zdania chciałam dopytać w pierwszej kolejności. I choć „kontrolować twój umysł" brzmiało ogromnie zastanawiająco, bardziej zainteresowało mnie to, co było nie w porządku z ozdobą znajdującą się na moim nadgarstku. Uniosłam odrobinę skórzaną bransoletę i spojrzałam na tę drugą, która jak zawsze schowana była pod spodem.

— Nie masz pojęcia, co to, prawda?

Pokręciłam głową. Skąd miałam wiedzieć? Podejrzewałam, że coś dziwnego się z nią działo. Nigdy nie mogłam jej ściągnąć, a do tego złoto sprawiało wrażenie, jakby rosło wraz ze mną, zawsze pasując perfekcyjnie do mojego nadgarstka, nieważne czy miałam pięć, czy piętnaście lat.

— Te kamienie to czarny turmalin — zaczął wyjaśniać, a ja słuchałam z największą uwagą, bo nigdy nie słyszałam jeszcze tej nazwy. — Ma pewne bardzo niewygodne dla wampirów ochronne właściwości. Jeśli przebywa wystarczająco długo z jednym człowiekiem, przywiązuje się do niego i zaczyna działać z nim w symbiozie. W zamian za żywienie się energią danej osoby chroni ją przed Księżycem.

Nie wiedziałam niestety, co dokładnie król miał na myśli, mówiąc „księżyc" w tym kontekście. Nas ludzi nie uczono niczego ściślej związanego z magią wampirów, wiedzieliśmy na ogół tylko, że miały jakieś zdolności i czerpały je z Natury.

— Nie mam tylko pojęcia, jak twój ojciec ją zdobył — oczy króla zwęziły się nieznacznie — bo wydobywanie i obróbka tych kamieni są bardzo nielegalne. Ale nie martw się — król musiał dostrzec moje natychmiastowe przerażenie — samo noszenie ich już nie jest, więc nic ci nie grozi.

Schowałam ręce za plecami, jakbym łudziła się, że samo niepatrzenie na bransoletkę miało rozwiązać jej kwestię.

— Poza tym nawet odcięcie ci ręki nie poskutkowałoby, żeby pozbyć się tego irytującego efektu. Wystarczająco silny i związany ze swoim człowiekiem turmalin zawsze do niego wróci oraz ochroni go również na odległość. — Temat mojej bransoletki wyraźnie ożywił króla. Nie leżał już, podniósł się do siadu, a w jego pustych wcześniej oczach pojawiły się iskierki. — Podejrzewam, że jakbym odciął ci rękę, pojawiłby się jako bransoletka na nodze, a gdybym i jej się pozbył, stałby się naszyjnikiem, a gdyby w końcu odciąć i głowę, chroniłby cię na tyle długo, żebym nic nie był w stanie wyciągnąć z twojego mózgu, zanim się rozłoży.

Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym moim ciałem. Łatwość, z jaką król wymieniał kolejne bardzo brutalne i krwawe sposoby na pozbycie się turmalinu, była dla mnie niepojęta. Zauważyłam jednak, że nie robił tego w sadystyczny czy agresywny sposób, więc chyba nie chciał mnie przestraszyć, a po prostu przedstawiał mi coś, co jego zdaniem było ewidentnie bardzo fascynujące.

Potwierdził to tym bardziej fakt, że dosłownie kilka sekund później zapytał jak gdyby nigdy nic:

— Jak długo masz go ze sobą?

— Chyba od zawsze, Wasza Wysokość — odparłam, gdy już odzyskałam część mentalnej równowagi. — A przynajmniej nie pamiętam sytuacji, w której byłoby inaczej.

Zacisnęłam szczelnie dłoń na skórzanej bransoletce, która kryła pod sobą coś, co okazało się jeszcze cenniejsze, niż do tej pory podejrzewałam. Niestety nie potrafiłam wciąż odpowiedzieć sobie na pytanie, które dręczyło mnie od zawsze, a teraz tylko nawróciło ze zdziesięciokrotnioną siłą: Kim jesteś, tato?

— I właśnie w takiej chwili normalnie już wiedziałbym, co chodzi ci po głowie. — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Napotkanie na turmalin dla użytkownika Księżyca to takie frustrujące uczucie jak dla człowieka poruszanie się w ciemności.

Ktoś nagle otworzył drzwi, a potem trzasnął nimi dość głośno. Podskoczyłam i natychmiast spojrzałam w tamtym kierunku. Ta sama osoba w szybkim tempie zmierzała tu do nas. Po sposobie, w jaki stawiał kolejne kroki, wiadomo było, że przybysz był albo bardzo zdenerwowany, albo niesłychanie się śpieszył.

Król jęknął, położył się znów na łóżku i przykrył się kołdrą pod sam nos.

— Nie ma mnie tu.

To wypowiedziane gniewnym szeptem kłamstwo nie zniechęciło przybysza, a wręcz sprawiło, że poruszał się jeszcze szybciej. I oto zaledwie kilka sekund później Aaron, królewski doradca, wpadł do sypialni i obrzucił wszystko i wszystkich swoim piorunującym spojrzeniem.

— Wasza Wysokość... — zaczął mówić z nędznie ukrywającym jego prawdziwe uczucia wymuszonym spokojem.

— Nie.

Ten krótki protest króla rozjuszył drugiego wampira jeszcze bardziej. Aaron zacisnął mocno palce na skórzanej teczce, którą miał ze sobą. Ukradkiem odsunęłam się o kilka kroków do tyłu. Wcześniej stałam idealnie między nimi dwoma, a miałam paskudne przeczucie, że zaraz zaczną się dosłownie czymś obrzucać. Żaden mężczyzna nie zwracał na mnie większej uwagi.

— Wasza Wysokość — powtórzył, starając się brzmieć na niewzruszonego zachowaniem władcy — otrzymałem informacje dotyczące prowadzonego przez nas śledztwa, które należy niezwłocznie skonsultować z królem.

— Po co mi ten tytuł, jak nie mogę sobie nawet zarządzić jednej dłuższej przerwy?

— Proszę mi wybaczyć, panie, ale te dwadzieścia minut to wszystko, na co możemy sobie teraz pozwolić. — Aaron stuknął kilka razy palcami w teczkę, jakby chciał zwrócić na nią uwagę króla. — To naprawdę ważne.

Zrobiłam kolejne niepewne kroki w tył, jeszcze bardziej usuwając się z linii ognia. Jakikolwiek cyrk rozwinął się teraz przede mną, nie chciałam mieć w nim żadnego udziału.

Co się dzieje? Czemu król zachowuje się jak przerośnięte dziecko, a Aaron jak jego bliska załamania nerwowego niańka?

— Nie uciekaj jeszcze, Iris. Już wiem, co mnie uszczęśliwi — nawiązał do naszej wcześniejszej rozmowy król. — Weź tę koronę i idź z nim, a ja się prześpię. Mądra z ciebie dziewczyna, na pewno sobie poradzisz.

— Panie, nie mieszaj jej w to — Aaron spojrzał na niego spod byka — wystarczająco się dzisiaj już musiała stresować.

— A ja twoim zdaniem nie? — Król w końcu zaszczycił drugiego wampira swoim kompletnie pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu spojrzeniem.

— Dla ludzi to bardziej niezdrowe. — Doradca i na to miał odpowiedź. Bez wątpienia przechodził przez to wszystko już wiele razy.

Ja wciąż stałam tam w bezruchu i spoglądałam z galopującym sercem i ogromną pustką w głowie, jak król i jego doradca się kłócili. Na pewno nie powinnam być świadkiem tej rozmowy. Być może gdybym nie była tak przerażona, rozbawiłaby mnie niedorzeczność całej tej sytuacji. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to, że król każde kolejne zdanie wypowiadał z największą powagą, a również jego twarz i gesty nie sugerowały wcale, aby żartował. Ale przecież musiał żartować.

— Iris, przejdź do innego pokoju — rozkazał mi Aaron. — Później zajmiesz się sypialnią.

Zanim ucieszyłam się, że mogę w końcu stąd uciec, przeniosłam szybko wzrok na króla, ale ten nie zareagował w żaden sposób, więc uznałam to za przyzwolenie.

Ukłoniłam się — a w pośpiechu musiało to wyjść bardzo niestarannie — i wraz ze swoim wózkiem zniknęłam z sypialni, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Bez zastanowienia przeniosłam się do pomieszczenia, które najbardziej oddalone było od nich dwóch.

Nawet gdy zajęłam się już sprzątaniem, wciąż starałam się uważnie nasłuchiwać tego, co działo się w reszcie komnat. Niestety gdy chciały, wampiry potrafiły być przerażająco ciche, a więc moje ludzkie uszy nie słyszały nawet, kiedy król i Aaron opuścili na dobre tę część zamku.

W końcu wróciłam do sypialni, by i tam posprzątać, ale wampiry zniknęły, nie pozostawiając żadnego śladu po tym, co wcześniej się tu stało. Byłam jednak pewna, że ta sytuacja na zawsze zostanie mi w pamięci. Niecodziennie miało się szansę zobaczyć tę bardziej „ludzką" stronę jakiegokolwiek wampira. 

Pocieszające było wiedzieć, że niektóre wciąż ją posiadały.


20.03.2022, Wilczek


Witajcie!

Ten rozdział to jeden z moich ulubieńców. Mam nadzieję, że podzielacie moje stanowisko. Powiedzcie koniecznie, co o nim sądzicie!

Dzisiejsze słodkie zwierzątko i ja dziękujemy Wam serdecznie za czytanie!

Do zobaczenia wkrótce!

Continue Reading

You'll Also Like

2M 112K 35
Carmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaści...
56.6K 4K 112
__To nie moja manhwa...ja tylko tłumaczę__ Zapraszam na dalsze losy naszych bohaterów. ~~Sezon 1 również na moim kanale :)~~
653K 27.1K 51
''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będzi...
36.7K 2.5K 60
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...