XXIX. „Jestem dorosła, wiesz?"

1.3K 98 39
                                    

— Och, Iris, proszę cię, nie patrz tak na mnie. — Głos mamy był zachrypnięty, ledwo wydobywał jej się z gardła. Siedziała przypięta do różnego rodzaju aparatury, na razie sama na sali. — Wiem, że mój lekarz zdradził ci przypadkiem coś, co powinnaś usłyszeć ode mnie. Przepraszam, że tak się stało.

— A więc to prawda? — wykrztusiłam z siebie pytanie, które mnie przerażało.

Moje ręce trzęsły się niewyobrażalnie, a kolana dosłownie uginały pode mną. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści i oparłam się o ścianę jak najdalej mamy, aby spróbować ukryć obie te rzeczy.

Jeśli chcę, żeby traktowała mnie jak dorosłą, muszę jej pokazać, że umiem się w takich sytuacjach zachować jak dorosła...

Plecy kobiety zgarbiły się, broda opadła, a wzrok uciekł gdzieś daleko. Pierwszy raz od bardzo dawna miałam nieszczęście oglądać ją prawdziwie załamaną. Od zawsze za punkt honoru obierała sobie, aby jej dzieci nigdy nie doświadczały tych trudnych chwil, bo jej zdaniem nie powinny.

Obecne milczenie mamy było bardzo wymowne, nie musiałam nawet dostać od niej jasnej odpowiedzi, aby wiedzieć, co to oznaczało. Przygryzłam wargę, aby nie dopuścić do tego, że od usilnie powstrzymywanego płaczu zacznę szczękać zębami.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — Sama nie wiedziałam, czy byłam z tego powodu bardziej zdenerwowana, czy zawiedziona... Moje myśli ścigały się w głowie z uczuciami w sercu, walcząc o to, kto bardziej mnie wyprowadzi z równowagi. — Ten lekarz, do którego poszłaś, wcale nie stwierdził jak wszyscy inni, że to astma, prawda? Okłamałaś mnie, żebym wróciła do domu...

— Przede wszystkim nie chciałam cię martwić, kochanie. — Uśmiechnęła się do mnie blado. Jeśli miała nadzieję, że tym sposobem zamaskuje zmartwienie, nie udało jej się. — Bardzo mi przykro, że dowiedziałaś się tak szybko, ale nie zamierzam przepraszać, że to zrobiłam.

— Ale przecież prędzej czy później...

— Lekarz powiedział — nie dała mi skończyć — że jego zdaniem mam jeszcze jakieś pięć lat, może nawet więcej. Byłabyś już wtedy wampirem, po studiach, dużo lepiej dałabyś radę zająć się Rose, która zresztą również byłaby już prawie dorosła — wymieniała z jej punktu widzenia racjonalne argumenty. — Obawiałam się, że gdybyś się dowiedziała, załamałabyś się, zatrzymałoby cię to, nie żyłabyś, a oczekiwała na moją śmierć, a ty masz przecież tak wiele potencjału... Obie macie...

— Jestem dorosła, wiesz? — Moje oczy zrobiły się niebezpiecznie ciepłe i wilgotne. — Zasługuję na prawdę. Ja... chciałabym ci w takich sytuacjach pomagać, a nie tylko stać z boku...

— Nieważne, jak dorosła będziesz, zawsze pozostaniesz moim dzieckiem. — Na jej usta wstąpił smutny uśmiech, myślami była w innym miejscu, błądziła jednocześnie gdzieś w oddali wzrokiem. — A matka chce przede wszystkim chronić swoje dzieci. Nawet jeśli czasem oznacza to podejmowanie decyzji, które mogą je zranić, ale wyjdą im później na dobre.

Nie potrafiłam się na nią gniewać, chociaż część mnie sądziła, że powinnam. Przecież tak doskonale ją rozumiałam. Sama ukrywałam przed nimi wszystko to, co działo się na zamku. Za każdym razem, gdy dzwoniły i pytały mnie, jak mi się pracowało, kłamałam im w żywe oczy, byle tylko ich nie martwić. Byłabym największą na świecie hipokrytką, jakbym teraz się na nią obraziła.

Mogłam tylko rozpłakać się na dobre i podbiec do niej, by wtulić się w nią niczym mała dziewczynka. Mama objęła mnie natychmiast, mocno przyciskając moją głowę jeszcze bliżej swojego serca. Nie miałam pojęcia, że tak cholernie tego potrzebowałam. Zatrzęsłam się gwałtownie, ledwo utrzymując równowagę.

I. Nasiona DobrociTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon